Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Zdecydowanie mogę ją uznać za jedną z lepszych książek, które przyszło mi czytać w tym roku. Kamel Daoud po mistrzowsku czerpie z Camusa, tworząc dzieło godne największych XX-wiecznych egzystencjalistów.

Zdecydowanie mogę ją uznać za jedną z lepszych książek, które przyszło mi czytać w tym roku. Kamel Daoud po mistrzowsku czerpie z Camusa, tworząc dzieło godne największych XX-wiecznych egzystencjalistów.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika prozy Vargasa Llosy. To klucz do osobowości, życia, a przede wszystkim twórczości Peruwiańczyka. Bo w tej biografii to literatura jest najważniejsza, choć nie brakuje "smaczków" z życia pisarza.

Obowiązkowa pozycja dla każdego miłośnika prozy Vargasa Llosy. To klucz do osobowości, życia, a przede wszystkim twórczości Peruwiańczyka. Bo w tej biografii to literatura jest najważniejsza, choć nie brakuje "smaczków" z życia pisarza.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając ten epos/poemat heroikomiczny zatęskniłam za dzieciństwem, Dziadkami, smakami i zabawami lat młodzieńczych. Warto przeczytać.:)

Czytając ten epos/poemat heroikomiczny zatęskniłam za dzieciństwem, Dziadkami, smakami i zabawami lat młodzieńczych. Warto przeczytać.:)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mario Vargas Llosa to moje ubiegłoroczne odkrycie, jego twórczość jest dla mnie swoistym fenomenem przede wszystkich przez językowy kunszt pisarza. To właśnie sprawia, że będąca swoistą telenowelą, pierwszą ponoblowską powieść "Dyskretny bohater" czyta się wyśmienicie. Doskonale prowadzona narracje, przechodzenie w dialogach z teraźniejszości do przeszłych relacjonowanych wydarzeń są tak idealnie wplecione, że nie dezorientują czytelnika.
Akcja powieści prowadzona jest na dwóch równoległych płaszczyznach. Można powiedzieć, że to dwa oddzielne opowiadania, które coraz bardziej się zacieśniają, by wreszcie subtelnie połączyć. Pierwsze z nich skupione wokół postaci pracowitego i prawdziwie etycznego człowieka Felicita Yanaque, właściciela Przedsiębiorstwa Transportowego Narihuala. Staje się kimś w rodzaju gwiazdy w rodzinnej Piurze, gdy publicznie przeciwstawia się szantażystom. A wszystko to, by dotrzymać słowa zmarłemu ojcu i nigdy nikomu nie pozwolić sobą poniewierać.
Drugą historię Vargas Llosa skupia wokół don Ismaela Carrery, który na złość synom (hienom, jak ich pieszczotliwie nazywa)postanawia ożenić się ze służącą. W to wszystko zostaje wplątany don Rigoberto i jego żona Lukrecja. Ale małżeństwu nie brakuje także osobistych problemów związanych z synem Fonsitem, któremu ukazuje się tajemniczy Edilberto Torres.
Fabularnie książka ta może sprawiać wrażenie wenezuelskiej czy brazylijskiej telenoweli - co niejednokrotnie podkreślane jest przez narratora. Ale nie to zachwyciło mnie w powieści. Jest tyle pięknych odniesień do różnych dziedzin sztuki i rozważań na jej temat, od "Doktora Faustusa" Manna do malarstwa Tamary Łempickiej, co sprawiło, że rozkoszuję się "Dyskretnym bohaterem". I chyba na tym polega mistrzostwo Maria Vargasa Llosy. Z telenoweli potrafi zrobić dzieło literackie.

Mario Vargas Llosa to moje ubiegłoroczne odkrycie, jego twórczość jest dla mnie swoistym fenomenem przede wszystkich przez językowy kunszt pisarza. To właśnie sprawia, że będąca swoistą telenowelą, pierwszą ponoblowską powieść "Dyskretny bohater" czyta się wyśmienicie. Doskonale prowadzona narracje, przechodzenie w dialogach z teraźniejszości do przeszłych relacjonowanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Burza słoneczna" to pierwszy tom cyklu opowiadający losy prawniczki Rebeki Martinsson. Pierwsza część i ostatnia, którą przeczytałam. Jeżeli już zdarza mi się czytać kryminały wymagam wyrazistego głównego bohatera, wartkiej akcji, misternej intrygi, która poprowadzi mnie do ostatniej strony. Tutaj niestety tego nie było lub było połowiczne i mierne. Książkę da się przeczytać, ale szybko się o niej zapomni.

"Burza słoneczna" to pierwszy tom cyklu opowiadający losy prawniczki Rebeki Martinsson. Pierwsza część i ostatnia, którą przeczytałam. Jeżeli już zdarza mi się czytać kryminały wymagam wyrazistego głównego bohatera, wartkiej akcji, misternej intrygi, która poprowadzi mnie do ostatniej strony. Tutaj niestety tego nie było lub było połowiczne i mierne. Książkę da się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Skończyłam tę książkę czytać dzisiaj po 2 w nocy. Założyłam, że przeczytam kilkadziesiąt stron i po 22 będę spać już jak dziecko. Ale akcja po 200 stronie tak się rozkręca, że wiedziałam - póki nie przeczytam do końca nie zasnę...
"Gniew" Miłoszewskiego na długo przed premierą niemalże mnie atakował. Jego zapowiedzi, a później recenzje pojawiały się na wszystkich portalach, które czytam. W dniu premiery wielki plakat patrzył na mnie z Empiku, który codziennie mijam w drodze do pracy.Ten cały medialny szum sprawił, że nie zamierzałam sięgnąć po tę książkę. Przecież nieraz popełniłam błąd, że powodowana ciekawością z powodu rozgłosu, kupowałam książkę, która po kilkudziesięciu stronach lądowała w zapomnieniu na regale. Tym razem będę mądrzejsza.:)
Ale w Święta zawsze czytam kryminały, taka moja mała tradycja. W tym roku padło na "Gniew" (a tak się zarzekałam!). Jednakże pojawił się problem. Mam ostatnią część trylogii, ale nie czytałam "Uwikłania" i "Ziarna prawdy". Czy rozsądnie zaczynać od końca? Trudno, nie miałam wyjścia. W końcu Bożonarodzeniowej tradycji musiało stać się zadość. A po przeczytaniu "Gniewu" stwierdzam jednoznacznie - ten kryminał można czytać jako autonomiczną powieść. Pierwsza i druga część po Świętach.
Było to wyborne spotkanie z Teodorem Szackim. Prokurator w roli "szeryfa", choleryk, wyrazista i skomplikowana postać, stojąca po właściwej stronie. Tę książkę najlepiej określą dwa słowa - ZEMSTA i GNIEW. Ale to pierwsze zostawię bez komentarza - nie będę zdradzać fabuły. Natomiast drugie najlepiej określa postać Szackiego: "To znaczy <zły> to bardzo złe słowo. Nie jesteś zły, jesteś bardzo dobrym człowiekiem, wiesz? Naprawdę - Poklepała go po dłoni. - Tylko jesteś...(...) Jakby to powiedzieć, nie poirytowany i nie agresywny. O wiem, gniewny. Może to kwestia twojej profesji, ale gdybym miała wybrać jedną cechę, która identyfikuje mojego, to powiedziałabym, że jest to gniew" (s. 201).
Każdy rozdział, będący odpowiednikiem jednego dnia poprzedzony jest krótką prasówką. Bardzo mi się to podobało. Przypominałam sobie wydarzenia sprzed roku, próbowałam siebie określić w tamtym czasie.
Jest jeszcze jedna rzecz, która zwróciła moją uwagę - humor. W powieści jest tyle momentów, w których szczerze się śmiałam, żartów sytuacyjnych spowodowanych nazwiskami bohaterów, ironii. Dodatkowo jeszcze lokalno-patriotyczny fanatyzm. W końcu Olsztyn to miasto, w którego granicach jest jedenaście jezior!
Ważną częścią tej powieści są rozważania na temat polskiego systemu sprawiedliwości, jego niedociągnięć, wad, nadmiernej biurokratyzacji i zacofania. Miłoszewskie nie pozostaje niemy wobec problemu przemocy w rodzinie. To w końcu ona jest motorem napędowym książki. Właśnie takie kryminały cenie, które nie skupiają się tylko na wartkiej akcji, ale próbują analizować problemy społeczne.

Skończyłam tę książkę czytać dzisiaj po 2 w nocy. Założyłam, że przeczytam kilkadziesiąt stron i po 22 będę spać już jak dziecko. Ale akcja po 200 stronie tak się rozkręca, że wiedziałam - póki nie przeczytam do końca nie zasnę...
"Gniew" Miłoszewskiego na długo przed premierą niemalże mnie atakował. Jego zapowiedzi, a później recenzje pojawiały się na wszystkich portalach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałam przeczytać tę książkę od chwili, kiedy natrafiam na jej skrót/recenzję. Jest bowiem coś dla mnie poruszającego, kiedy akcja powieści dzieje się na uniwersytecie, zwłaszcza na wydziale literatury, a głównym bohaterem jest profesor - naukowiec, dydaktyk, pasjonat.
Ale nie jest to powieść o akademickim świadku, jego układach, walkach przyjaźni. "Profesor Stoner" to przede wszystkim gorzka opowieść o człowieku, jego marzeniach, aspiracjach i przede wszystkich niespełnionych nadziejach. O człowieku, który bywa szczęśliwy, a wtedy czerpie z życia pełną garścią.
Warto także zwrócić uwagę na sposób narracji - chłodny, rzeczowo relacjonujący, który początkowo mnie zadziwił. Nie dlatego, że nie pasuje do powieści - wręcz przeciwnie. Nie spodziewałam się takiego kunsztu snucia opowieści przez Johna Williamsa.

Chciałam przeczytać tę książkę od chwili, kiedy natrafiam na jej skrót/recenzję. Jest bowiem coś dla mnie poruszającego, kiedy akcja powieści dzieje się na uniwersytecie, zwłaszcza na wydziale literatury, a głównym bohaterem jest profesor - naukowiec, dydaktyk, pasjonat.
Ale nie jest to powieść o akademickim świadku, jego układach, walkach przyjaźni. "Profesor Stoner" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest rok 1969 - Patrick Modiano pisze "Nawroty nocy". Jest rok 2014 - Patrick Modiano dostaje Literacką Nagrodę Nobla. Jednakże tej książce daleko do zapewnień wydawcy, że powieść ta (a raczej opowiadanie) najlepiej uzasadnia werdykt Akademii Szweckiej. Mimo to warto się nad nią pochylić. Tym bardziej, że lektura "Nawrotów nocy" zajmie jeden wieczór.
Akcja powieści dzieje się w okupowanej przez nazistów stolicy Francji w latach II wojny światowej. Część społeczeństwa kolaboruje z Niemcami, inni walczą w ruchu oporu. Modiano w sposób groteskowy przedstawił dwie tak skrajnie odmienne grupy. Pierwsza to Międzynarodowe Stowarzyszenie Handlowe Paryż-Berlin-Monte Carlo, które dzięki kapowani, szpiclowaniu bogaci się. Na czele tej bandy stoją Henri Normand i Pierre Philibert i to oni werbowali "pracowników pochodzących z przestępczego świadka. A byli wśród nich: włamywacze, stręczyciele, wyrzutki społeczne, aferzyści, morfiniści, szarlatani i kurtyzany.
Druga grupa, nazwana przez bandę gestapo Siatką Rycerzy Ciemności (w skrócie SRC) to nieszkodliwa organizacja, dla której najwyższe wartości stanowią: Sprawiedliwość, Postęp, Prawda, Demokracja, Wolność, Rewolucja i Honor. Jednym słowem prawdziwi bohaterowie.
Między tymi dwoma grupami zawieszony jest główny bohater "Nawrotów nocy". Postać o tyle ciekawa, którą w literaturze można określić mianem antybohatera. Młody mężczyzna, w wieku 20 lat "pracuje" dla Międzynarodowego Stowarzyszenia Handlowego. Szefowie powierzają mu misję - ma przeniknąć do SRC i zniszczyć ją od środka. Na potrzeby swojej działalności przyjmuje pseudonim Swing Trubadur. Zadanie wykonuje, staje się członkiem Siatki i przyjmuje imię Lambelle. Dostaje zadanie - zabić przywódców bandy gestapo. Czyli zaczyna pełnić rolę podwójnego (może już potrójnego) szpiega.
Jest to postać o tyle ciekawa, gdyż to typowy antybohater. To człowiek bez właściwości, nieokreślony, bierny. Niemożność samookreślenia, przypadek doprowadziły do kolaboracji: "Nie czuję żadnego szczególnego powołania, oczekiwałem od starszych od siebie, żeby mi wybrali zajęcie. Ich sprawą było w jakiej postaci woleli mnie widzieć. Zostawiałem im inicjatywę. Skaut? Kwiaciarz? Tenisista? Nie: Urzędnik pseudoagencji policji. Szantażysta, szpicel, opryszek. Zdziwiło mnie to bądź co bądź. Nie posiadałem właściwości jakie wymagają takie prace: złośliwości, braku skrupułów, upodobania do hulaszczego trybu życia. [...] Co jest najciekawsze w wypadku chłopców mojego pokroju: mogą równie dobrze skończyć na Pantheonie, co na cmentarzu Thiais otoczonym czworobokiem żołnierzy" (s. 93-94). Ponadto bohater zawieszony jest pomiędzy dwoma światami, nie pasuje ani do jednej grupy ani do drugiej: "Za mało siły ducha, abym mógł umieścić się po stronie bohaterów. Za dużo miękkości i roztargnienia, żeby stać się prawdziwym łobuzem" (s.40).
Obojętność to także cecha typowa dla antybohatera. Nie obchodzi go własny los, a tym bardziej inni: "Mógłbym pojechać z nią [matką] do Szwajcarii, ale zostałem tutaj przez lenistwo i obojętność. Mówiłem już, że mało mnie obchodziły losy świata. Mój los także nie pasjonował mnie nadmiernie" (s. 110).
Jako antybohater jest zmaknięty na innych ludzi, nie chce z nimi wchodzić w żadne interakcje, męczą go i nudzą. W jakiej roli zatem się widzi. Spełnieniem jego życiowych aspiracji byłoby bycie barmanem: "BARMAN. Oto co wydawało się odpowiadać moim gustom i zdolnościom. Stoicie za BAREM. Bar zasłania was przed innymi" (s. 119).
Na nieokreśloność i brak podmiotowości bohatera wskazuje także wielość jego imion: Swing Trubadur, Lamballe, Marcel Petiot czy Maxime de Bel-Respiro.

Jest rok 1969 - Patrick Modiano pisze "Nawroty nocy". Jest rok 2014 - Patrick Modiano dostaje Literacką Nagrodę Nobla. Jednakże tej książce daleko do zapewnień wydawcy, że powieść ta (a raczej opowiadanie) najlepiej uzasadnia werdykt Akademii Szweckiej. Mimo to warto się nad nią pochylić. Tym bardziej, że lektura "Nawrotów nocy" zajmie jeden wieczór.
Akcja powieści dzieje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam, co do tej książki mieszane uczucia. Nie wiem też do końca jak ją opisać, jak przedstawić powieść, w której bohaterami są (a są i to jakże ważnymi!) przedmioty. Po prostu zacznę od początku...
Stefan Chwin napisał "Hanemanna" w połowie lat 90. XX wieku. Książka wpisuje się w nurt prozy nostalgicznej, tradycji jakże żywotnej po 1989 roku. To tego typu proza traktuje o "małych ojczyznach", zwłaszcza tych utraconych, o procesie repatriacji i osiedlaniu Ziem Zachodnich. Ale czy trzeba pochodzić z Kresów Wschodnich, by utracić bezpowrotnie swój dom? Na początku lat. 90 pisarze zabiorą się za opisywanie innych obszarów. Bohaterem powieści u Stefana Chwina staje się Wolne Miasto Gdańsk, a później - w wyniku historycznych wypadków - Gdańsk. Akcja powieści toczy się na przestrzeni lat 30. XX wieku, w czasie wojennym i powojennym. To w Wolnym Mieście Gdańsku, zamieszkiwanym przez wielu Niemców, swój żywot toczy tytułowy Hanemann - pracownik Akademii Medycznej. Kiedy w 1945 r. do Gdańska wkraczają rosyjscy żołnierze, obywatele niemieccy w pośpiechu opuszczają swoje domy i miejsca pracy. Biorą ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, zostawiając cały swój dobytek. Na ich miejsce przychodzą Polacy z całego kraju. Do domu przy Lessingstrasse, później przemianowanej na Grottgera, wprowadzają się rodzice Piotra - narratora powieści. Dlaczego napisałam, że bohaterami są przedmioty? Bo to one pozostaje po Niemcach, tworzą przestrzeń, a przybywający tu Polacy właśnie przez nie czują wyobcowanie. To nie jest zwykła przeprowadzka, to zagarnięcie i wtopienie się w obcą kulturę, w inne zapachy, w inne przyzwyczajenia. Polacy zajmujący mieszkania Niemców korzystają z ich porcelany, pościeli, łóżek. Dwie sceny z tej książki sprawiają, że trzeba ją przeczytać. Scena pierwsza, kiedy matka Piotra poznaje nowe mieszkanie i dokonuje symbolicznej wymiany niemieckich drobiazgów na własne. Kolejna sceną wartą przytoczenia, w której po raz kolejny przedmioty stają się równoprawnymi bohaterami, to ta, kiedy niemieckie rzeczy ulegają powolnemu niszczeniu - prześcieradło z wyhaftowanym "W.", wiszący w kuchni materiał z niemieckim napisem, który w końcu staje się szmatą do mycia podłóg, czy piękne kafelki łazienkowe zamienione na ścieżkę na podwórku. Ta scena to symbol osadzenia i zadomowienia przybyłych Polaków, ale dokonana poprzez proces niszczenia.

Mam, co do tej książki mieszane uczucia. Nie wiem też do końca jak ją opisać, jak przedstawić powieść, w której bohaterami są (a są i to jakże ważnymi!) przedmioty. Po prostu zacznę od początku...
Stefan Chwin napisał "Hanemanna" w połowie lat 90. XX wieku. Książka wpisuje się w nurt prozy nostalgicznej, tradycji jakże żywotnej po 1989 roku. To tego typu proza traktuje o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna część trylogii "Stulecie" tak samo porywająca jak pierwsza!
Akcja rozpoczyna się w roku 1933, kiedy to Hitler dochodzi do władzy i zostaje kanclerzem Niemiec. Karty tej powieści przedstawiają najważniejsze wydarzenia do 1950 roku, ukazują jak fala ideologii faszystowskiej zalała nie tylko Niemcy, ale całą Europę, nieudolność rewolucji bolszewickiej i wypatrzenia socjalizmu oraz komunizmu.

Kolejna część trylogii "Stulecie" tak samo porywająca jak pierwsza!
Akcja rozpoczyna się w roku 1933, kiedy to Hitler dochodzi do władzy i zostaje kanclerzem Niemiec. Karty tej powieści przedstawiają najważniejsze wydarzenia do 1950 roku, ukazują jak fala ideologii faszystowskiej zalała nie tylko Niemcy, ale całą Europę, nieudolność rewolucji bolszewickiej i wypatrzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to możliwe, że po przeczytaniu tej książki o Wielkiej Wojnie i rewolucji bolszewickiej dowiedziałam się więcej niż po 12 latach edukacji? Słabość systemu? Wina nauczyciela, który nie potrafił zainteresować uczniów? W każdym razie "Upadek gigantów" to wspaniała, epicka powieść historyczna. Jej akcja rozpoczyna się w 1911 roku,a kończy na początku lat 20. Obok postaci autentycznych, takich jak Wilson, Churchill, Lenin itd., autor misternie wprowadził postacie fikcyjne, które odgrywały pierwszoplanowe role w teatrze historii. Owi bohaterowie są przedstawicielami różnych klas i narodowości. Obserwujemy ich losy nie tylko na tle wydarzeń historycznych, ale również na tle zmian obyczajowych. To po 1914 r. mają szanse do głosu dojść zwykli ludzie, robotnicy i kobiety.

Jak to możliwe, że po przeczytaniu tej książki o Wielkiej Wojnie i rewolucji bolszewickiej dowiedziałam się więcej niż po 12 latach edukacji? Słabość systemu? Wina nauczyciela, który nie potrafił zainteresować uczniów? W każdym razie "Upadek gigantów" to wspaniała, epicka powieść historyczna. Jej akcja rozpoczyna się w 1911 roku,a kończy na początku lat 20. Obok postaci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka, która niemalże na każdej stronie podkreśla, że wolność jest najwyższą wartością. Wolność wcale nie oznaczająca samowoli, a prawo do indywidualności, do życia w prawdzie. To manifest niezgody nie tylko na łamanie praw człowieka, to niezgoda na zapominanie własnych praw. Bo tylko zapominając o przynależnych nam prawach, możemy je zniszczyć.
Świetna analiza społeczeństwa lat 70. XX wieku. Świata, który zaczyna wykształcać typ człowieka poczciwego - posłusznego, niezdolnego do myślenia. Świata nierzeczywistego, karmionego przez propagandę i fałsz...
To także próba ponownego zastanowienia się nad rolą inteligencji w ówczesnych czasach, która niemalże ginie, gdyż odebrano jej możliwość naturalnego rozwoju. A to inteligencja określa samoświadomość społeczeństwa. Jak ma funkcjonować w czasach, kiedy odebrano jej prawa do dyskusji, samodzielnego myślenia?!

Książka, która niemalże na każdej stronie podkreśla, że wolność jest najwyższą wartością. Wolność wcale nie oznaczająca samowoli, a prawo do indywidualności, do życia w prawdzie. To manifest niezgody nie tylko na łamanie praw człowieka, to niezgoda na zapominanie własnych praw. Bo tylko zapominając o przynależnych nam prawach, możemy je zniszczyć.
Świetna analiza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedyś dla mnie, ładnych kilka lat temu, o wartości książki przesądzała wartka akcja. Od jakiegoś czasu to język jest dla mnie wartością nadrzędną. Czytając "Śpiewaj ogrody", partyturę Pawła Huelle, słowa niczym nuty zabrały mnie w świat, gdzie w tle słychać muzykę Wagnera i Schuberta, gdzie można napawać się poezją Rilkiego.
Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach - w XVIII w., latach 30. XX wieku i wiele lat po wojnie. Oczywiście w przeważającej części w Gdańsku. Wątkiem nadrzędnym są losy Grety i Ernesta Teodora Hoffmannów, śpiewaczki i kompozytora. Hoffmannowie są Niemcami, mieszkającymi w Wolnym Mieście Gdańsku, gdzie mieszają się trzy kultury - polska, kaszubska i niemiecka właśnie. On - powściągliwy kompozytor, rysownik zafascynowany poezją Rilkego, zagorzały przeciwnik Hitlera i ideologii nazistowskiej, która od 1933 roku zatruwa naród niemiecki. Ona - nauczycielka muzyki, śpiewaczka, bezgranicznie kochająca swojego męża. Ich szczęście, jak się później okaże, zakłóca Wagnerowski "Szczurołap", który rozdziela kochanków na zawsze.
Historię Grety i Ernesta Teodora poznaje pewien młodzieniec na spotkaniach w domu przy Polankach, w którym niegdyś po sąsiedzku mieszkał. To on postanawia w końcu nagrać starą panią Gretę i z jej słów ułożyć własną partyturę w postaci tekstu literackiego.

Kiedyś dla mnie, ładnych kilka lat temu, o wartości książki przesądzała wartka akcja. Od jakiegoś czasu to język jest dla mnie wartością nadrzędną. Czytając "Śpiewaj ogrody", partyturę Pawła Huelle, słowa niczym nuty zabrały mnie w świat, gdzie w tle słychać muzykę Wagnera i Schuberta, gdzie można napawać się poezją Rilkiego.
Akcja powieści rozgrywa się na trzech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pewno hasła krzyczące z okładki są nad wyraz. Akcja powieści toczy się w roku 1785, skupiona wokół niespełna 30-letniego inżyniera, który podjął się zadania "oczyszczenia" miasta, usunięcia cmentarza Niewiniątek. Czuć przedsmak rewolucji francuskiej, która już za parę lat opanuje cały kraj.

Na pewno hasła krzyczące z okładki są nad wyraz. Akcja powieści toczy się w roku 1785, skupiona wokół niespełna 30-letniego inżyniera, który podjął się zadania "oczyszczenia" miasta, usunięcia cmentarza Niewiniątek. Czuć przedsmak rewolucji francuskiej, która już za parę lat opanuje cały kraj.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak to się stało, że ja, która nie darzy zbyt wielką sympatią literatury iberoamerykańskiej (za co biję się teraz w pierś!), sięgnęłam po powieść Peruwiańczyka? Kiedy mój profesor od literatury Młodej Polski poświęcił wykład Josephowi Conradowi, po krótce opowiedział także o powieści Vargas Llosy. Zafascynowana jego rekomendacją zapragnęłam ją przeczytać!
I oto, kiedy właśnie piszę ten tekst jestem w trakcie czytania "Święta Kozła". Tak bardzo LLosa mną zawładnął!
Dla mnie "Marzenie Celta" to swoiste połączenie powieści biograficznej i biografii. Roger Casement to urodzony w drugiej połowie XX wieku Irlandczyk, wcześnie osierocony przez matkę, która towarzyszyła jego myślom przez całe życie. Potajemnie ochrzczony przez Anne Jephson, ale wychowywany w hrabstwie Antrim, „w sercu Ulsteru, protestanckiej
i probrytyjskiej Irlandii, gdzie ród Casementów osiadł w wieku osiemnastym” (s. 16). Od najmłodszych lat zafascynowany postaciami doktora Davida Livingstona i Henry’ego Mortona Stanley’a, a „gdy dorośnie, on też będzie podróżnikiem, jak ci tyrani, Livingstone i Stanley, którzy przesuwali granice Zachodu i żyli w sposób tak niezwykły” (s.22). Kiedy jako piętnastolatek pracował w Liverpoolu, był święci przekonany o misji cywilizacyjnej, jaką niósł Zachód zacofanym, praktykującym kanibalizm poganom z Czarnego Lądu. W wieku dwudziestu lat porzuca Anglię i udaję się do Afryki. Młody Casement spędzi dwadzieścia kolejnych lat w Afryce, to tutaj zdemaskuje piękne hasła wygłaszane przez Europę o rzekomej misji cywilizacyjnej. Uświadomi sobie, że wszelkie operacje handlowe między Europą a Afryką polegają na przywożeniu niezliczonych ilości broni na Czarny Ląd i wywożeniu stamtąd wszelkich dobór: „(…) wierzyłem w to dawniej. Całym sercem. Wierzyłem przez wiele lat, z całą naiwnością chłopaczka z głową nabitą ideałami, jakim wówczas byłem. Że Europa przybywa do Afryki, by ocalić żywoty i dusze, by cywilizować dzikusów. Teraz wiem, że się myliłem” (s. 96). To właśnie Casement „rozdziewiczy” samego Josepha Conrada, uświadomi, jakie piekło panuje w Kongu belgijskim. Irlandczyk przeszedł w Afryce porządną szkołę życia i „(…) Teraz już wierzę w opowieść o każdym okropieństwie. Jeśli nauczyłem się czegoś w Kongu, to tego, że nie ma gorszej i bardziej krwiożerczej bestii niż istota ludzka” (s. 93).
Po latach od swojej pierwszej wyprawy do Afryki, Casement wraca do Kongo, aby zbadać zbrodnie popełnione przez kolonizatorów na tubylczej ludności. Krajowców zmusza się do niewolniczej pracy, podpisuje umowy z wodzami plemion w języku, którego w ogóle nie rozumieją, w bestialski sposób traktują nawet kobiety i dzieci. Nadzorcy z Europy, niczym naziści w czasie trwania procesów w Norymberdze, tłumaczą, że tylko wypełniają rozkazy, że krajowcy to poganie, nieokrzesani kanibale, nie mający prawa do wolności i godności. Kojarzy mi się to ze swoistą „banalnością zła”, gdyż nadzorcy nie widzą w swoim zachowaniu niczego złego, po prostu wykonują swoją robotę: „Otrzymujemy rozkazy i dbamy o ich wykonanie, to wszystko. Force Publique nie ustala wysokości kontyngentu, panie Casement. Ustalają ją władze polityczne oraz dyrektorzy koncesjonowanych firm. My jesteśmy wykonawcami polityki, w której nie mamy żadnego udziału. Nikt nigdy nie pytał nas o zdanie. Gdyby tak było sprawy być może wyglądałyby lepiej” (s. 95).
Kiedy cywilizowany Zachód, dla którego wartością absolutną są dogmaty wiary chrześcijańskiej, wkracza do swoich kolonii, staje się barbarzyńcą. Oczywiście oprawcom nadal są bliskie zasady świata cywilizowanego, przystępują do komunii, uczestniczą w niedzielnych nabożeństwach. Ale nie przeszkadza to, aby w międzyczasie znęcać się nad krajowcami i bez wahania pozbawić ich życia: „Widziałem jak szli na mszę, modlili się, przystępowali do komunii, przed popełnieniem tych zbrodni i po ich popełnieniu” (s. 125). Roger Casement był świadkiem zbrodni nie tylko w Kongu, ale także w Amazonii. To tam staje na czele komisji, która ma zbadać zbrodnie dokonane na amazońskich Indianach przez Peruvian Amazon Company. Nieustannie dręczy go pytania, dlaczego istoty cywilizowane, Europejczycy są zdolni do takich zbrodni – wyzysku, gwałtu, zabijania dla zabawy, znakowania ludzi, tortur. Przyczynę widzi w grzechu pierworodnym: „Kiedy wyczerpują się wyjaśnienia historyczne, socjologiczne, psychologiczne, kulturowe, pozostaje jeszcze w mroku ogromny obszar prowadzący do korzeni zła istot ludzkich. Jeśli chcesz go pojąć, jest tylko jedna droga: porzucić myśl racjonalną i odwołać się do religii. To grzech pierworodny” (s. 188). Poza skazą, która hańbi naturę człowieka, przyczyny należy dopatrywać się także w fakcie, że kolonizatorzy nie widzą w tubylcach człowieczeństwa, nie traktują ich jako istot ludzkich: „Dla nich amazońscy Indianie nie stanowili istot ludzkich w pełnym słowa znaczeniu, lecz jakąś formę życia niższego i godną pogardy, bliższą zwierzętom niż ludziom cywilizowanym. Dlatego było prawomocne wyzyskiwanie ich, batożenie, porywanie, zmuszanie do pracy przy zbiorach kauczuku, a gdy się bronili, zabijanie ich tak, jak się zabija psa, który dostał wścieklizny” (s. 200-201). Może dziwić, dlaczego ludność zarówno Amazonii, jak i Konga nie sprzeciwiła się, nie powstała przeciwko oprawcom. Casementa jednak to nie zaskakuje. Bunty zdarzają się rzadko, są aktami samobójczymi, zazwyczaj jednostkowe lub kilkuosobowe. A dzieje się tak, gdyż „ (…) system eksploatacji posunięty do ostateczności niszczy ducha, zanim jeszcze zniszczy ciało. Przemoc, której stawali się ofiarami, niweczyła wolę oporu, instynkt samozachowawczy, przekształcała autochtonów w automaty sparaliżowane konfuzją i lękiem. Wielu nie postrzegało tego, co się z nimi dzieje, jako następstwa zła czynionego przez konkretnych ludzi, lecz jako mityczny kataklizm, przekleństwo bogów, boską karę, przed którą nie ma ucieczki” (s. 212).
Roger Casemnet całą swoją energię wykorzystywał do walki w obronie tubylczej ludności Amazonii i Konga, sporządzaniu raportów, które wstrząsnęły opinią publiczną. Mimo to miał wątpliwości, czy uda mu się zmienić stan rzeczy, poprawić los uciśnionych. Czy komisja, która bada zbrodnie popełnione na amazońskich Indianach, przyniesie jakieś rezultaty? Czy wywoła coś więcej niż skandal? Irlandczyk nie ma wątpliwości, że: „Recz zakończy się na retorycznych pogróżkach i burach. Męczeństwo tubylczych społeczności w Amazonii będzie trwało nadal, aż wyginą” (s. 226).
Jak się okazuje państwa Europejskie nie tylko mają swoje kolonie w Afryce, Azji, Ameryce Południowej. Kolonie są także w samej Europie! Casement widzi podobieństwo miedzy sytuacją Kongo i Amazonii a Irlandią, którą okupuje Imperium Brytyjskie: „(…) tam, w Kongu, codziennie mając kontakt z niesprawiedliwością i przemocą, odkrył wielkie łgarstwo, jakim był kolonializm, i zaczął czuć się «Irlandczykiem», to znaczy obywatelem kraju okupowanego i eksploatowanego przez Imperium, które Irlandię wykrwawiło i pozbyło duszy” (s. 113). Poza tym: „Wciąż im wmawiano, że Irlandia jest barbarzyńskim miejscem bez przeszłości godnej zapamiętania, podniesionym do rangi cywilizowanego kraju przez okupanta, wykształconym i zmodernizowanym przez Imperium, które odarło go z tradycji, języka, suwerenności (s. 129). Nic więc dziwnego, ze marzeniem Casementa – marzeniem Celta – staje się wizja wyzwolonej spod brytyjskiej okupacji Irlandii, suwerennej i niezależnej. To marzenie może się ziścić tylko dzięki zbrojnemu wystąpieniu przeciwko ciemiężcy: „My Irlandczycy, jesteśmy jak Indianie Huito, Bora, Andoque i Muinane z Putuyamo. Skolonizowanie, Eksploatowani i skazani na pozostanie w tym stanie przez całą wieczność, jeśli nadal będziemy ufać w prawa, instytucje i rządy brytyjskie, marząc o wolności. Nigdy nam jej nie oddadzą. Dlaczego mieliby to uczynić! Imperium, które nas skolonizowało, jeśli nikt ani nic go do tego nie zmusi? A taki nacisk może wywrzeć tylko broń” (s. 229). Roger Casement niemal obsesyjnie zaczyna myśleć o zniewolonej ojczyźnie i jej wyswobodzeniu. Wraz z innymi Irlandczykami zaczyna przygotowywać się do zrywu niepodległościowego. Powstanie wielkanocne wybucha 21 kwietnia 1916 r. i kończy się klęską dla Irlandczyków, ale także jest początkiem na drodze ku wyzwoleniu Irlandii.
Sir Casement za pomoc w przygotowaniu powstania, „sojusz” z Niemcami wymierzony przeciwko Imperium Brytyjskiemu, został skazany na śmierć przez powieszenie. Kilka miesięcy spędził w więzieniu, w małej celi, gdzie czekał na ułaskawienie, o które zabiegali jego przyjaciele i wiele znanych osobistości. Akcja powieści dzieje się na dwóch płaszczyznach. Narracja jest prowadzona naprzemiennie – akcja jednego rozdziału rozgrywa się w celi więziennej, kiedy Irlandczyk czeka na ostateczny wyrok, natomiast kolejny zabiera czytelnika do czasów przed rokiem 1916.
Celt ostatecznie zostaje skazany na śmierć. Zostaje powieszony 3 sierpnia 1916 roku, a szczątki Casementa złożono w nieoznakowanej mogile, bez nagrobka i krzyża. Długo nie uznawany za bohatera narodowego przez kampanię tajnych służby brytyjskich, która ujawniła treści jego sekretnego dziennika, skłonności homoseksualne i perwersyjne zachowania/myśli (?). Dopiero niemal pięćdziesiąt lat później szczątki tego niezwykłego człowieka przeniesiono do Irlandii na cmentarz Glasnevin. Na jego pogrzebie kilka wzruszających i pełnych uznania słów wypowiedział Èamon de Valera – pierwszy prezydent Irlandii, przyjaciel Casementa i uczestnik walk w powstaniu wielkanocnym.
Powieść Llosy przeczytałam z zapartym tchem, a postać Rogera Casementa długo nie mogła opuścić moich myśli. Wielki człowiek, który tak wiele zrobił dla drugiego, słabszego człowieka. A jego człowieczeństwo ujawniło się właśnie w Kongu i Amazonii.

Jak to się stało, że ja, która nie darzy zbyt wielką sympatią literatury iberoamerykańskiej (za co biję się teraz w pierś!), sięgnęłam po powieść Peruwiańczyka? Kiedy mój profesor od literatury Młodej Polski poświęcił wykład Josephowi Conradowi, po krótce opowiedział także o powieści Vargas Llosy. Zafascynowana jego rekomendacją zapragnęłam ją przeczytać!
I oto, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Max Blecher to urodzony na początku XX wieku rumuński pisarz o żydowskich korzeniach. Pochodził z dość zamożnej rodziny, jego ojciec był właścicielem fabryki szkła i porcelany. Dzięki temu, tuż po skończonym liceum, mógł studiować medycynę na paryskim uniwersytecie. I to właśnie w początkowym okresie nauki u dziewiętnastoletniego młodzieńca zdiagnozowano chorobę Potta, czyli tzw. gruźlicę kręgosłupa. Max Blecher rozpoczyna dziesięcioletnią walkę z chorobą, którą ostatecznie przegrywa 31 maja 1938 roku. To właśnie choroba czyni z niego pisarza, sprawia, że po latach zostaje porównany do Franza Kafki i Brunona Schulza. Blecher cenił europejską awangardę, zwłaszcza surrealistów, zaczytywał się tekstach egzystencjalistów. Pozostawił po sobie niewiele, zaledwie trzy powieści, kilka innych tekstów i tłumaczenia poezji francuskiej. Mimo to jego spuścizna artystyczna, pozwoliła Blecherowi na stałe zapisać się w kanonie literatury rumuńskiej, a powoli także i europejskiej. Po kilkudziesięciu latach od wydania Zabliźnionych serc, zaczęły pojawiać się tłumaczenia jego książek w językach angielskim, hiszpańskim, francuskim, niemieckim, portugalskim i wreszcie polskim.
Wszystkie trzy powieści mają swoje źródło w biografii i chorobie pisarza. To cierpienie Maxa Blechera jest głównym tematem jego książek. Nie inaczej jest w przypadku Zabliźnionych serc, drugiej po Zdarzeniach z bliskiej rzeczywistości, powieści tego autora.
Głównym bohaterem jest rumuński student chemii Emanuel, u którego zaraz na początku nauki na paryskiej uczelni, zostaje zdiagnozowana gruźlica kręgosłupa. Choroba, która powoli, powoli powoduje, że kości zamieniają się w próchno. Młodzieniec z dnia na dzień zostaje wyrwany z normalnego „pionowego” życia i umieszczony w sanatorium nad kanałem La Manche w małej mieścinie o nazwie Berck. To tutaj z całego świata przybywają chorzy na gruźlicę kręgosłupa. Ich życie z „pionowego” zostaje przemienione na „poziome”, unieruchomione w gipsie, „ale prowadzą całkiem normalne życie. Nawet jeżdżą na przejażdżki, leżąc w specjalnych powozach ciągniętych przez konie lub osiołki” (s. 29).
Dla Emanuela to niby-normalne życie jest najbardziej przygnębiające, cały czas towarzyszy mu poczucie bycia nie w pełni żywym: „Ten kontrast między prawie normalnym życiem – czytaniem gazet, jedzenie razem z innymi obiadu w restauracji, chodzeniem w normalnym ubraniu, ten kontrast między byciem człowiekiem jak wszyscy inni, a jednak leżeniem uwięzionym w gipsie, z kośćmi toczonymi przez gruźlicę, to było najbardziej smutne i bolesne w tej chorobie. Paradoks polegał na istnieniu, a jednak byciu «nie w pełni żywym»” (s. 54-55).
Nie tylko atmosfera śmierci unosi się nad Berck. Emanuel ma ciągłe poczucie, że to, co dzieje się wokół, jego choroba nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, są marą senną: „Emanuel uczestniczył w całej scenie z wyraźnym poczuciem, że nic nie dzieje się naprawdę. Kilka minut temu, dokładnie wtedy, gdy zaczęła się kłótnia między Toniem a Valentinem, wszystko dookoła nabrało niezrozumiałego i sztucznego wymiaru. Czy to byli prawdziwi ludzie? Czuł się, jakby uczestniczył w śmiesznie fałszywej i bezsensownej inscenizacji. Czy uda im się odegrać swój teatr z tą samą powagą aż do końca?” (s.68). To poczucie ułudy, niewiary, że to wszystko dzieje się naprawdę będzie towarzyszyć rumuńskiemu kuracjuszowi wielokrotnie.
Samo sanatorium w Berck to specyficzne miejsce. Zarządzane przez dyrektora-intryganta latem staje się pensjonatem dla zdrowych ludzi. Pacjenci pochodzą z różnych zakątków świata, przebywa tu Tonio z Argentyny, pani Wandeska z Polski, Ernest. Chorzy w tajemnicy przed sanitariuszami, pielęgniarkami i całą resztą obsługi urządzają sobie zakrapiane alkoholem spotkania towarzyskie. Tworzą się między nimi przyjaźnie, rodzi się miłość, zazdrość. Jak w normalnym życiu, tylko, że na leżąco i w gipsie. W codziennym życiu potrafimy rozpoznać znajomych ludzi po krokach, tutaj wózek podpowiada, kto akurat przechodzi koło pokoju danego kuracjusza. To niby-normalne życie w sanatorium, całkiem znośne nie może zostać przerwane. Dlatego też nie informuje się chorych o śmierci pacjentów, próbuje zachować się to w jak największej tajemnicy. Nieobecność danego kuracjusza jest tłumaczona przez resztę pensjonariuszy w banalny sposób – po prostu chory przeniósł się do innego sanatorium. Berck jest także niczym „subtelna trucizna”, kto raz tutaj zajrzy, spędzi kilka miesięcy, to nie potrafi już żyć gdzie indziej: „Berck to nie jest miasto chorych. To niezmiernie subtelna trucizna. Wsącza się w krew. Ten, kto tu trochę pożył nie znajdzie już sobie miejsca nigdzie na świecie. Ty też to poczujesz pewnego dnia. Wszyscy tutejsi kupcy, wszyscy lekarze, aptekarze, a nawet sanitariusze… To wszystko dawni kuracjusze, którzy nie potrafią żyć gdzie indziej” (s. 79).
Deszczowa pogoda sprawia, że świat zamyka się w czterech ścianach dla wszystkich, bez względu na to, czy są chorzy, czy zdrowi: „To pogoda, która nam chorym odpowiada najbardziej. Deszcz, zasnute niebo, zimno… Wtedy wiesz, że cały świat ogranicza się do takiego samego pokoju o czterech ścianach… Do takiego samego smutku… Emanuel tak dobrze go rozumiał” (s. 78). Ogrom czasu, którym dysponują kuracjusze bez zwątpienia zmusza do rozmyślań i uświadomienia sobie smutnej prawdy: „Kto raz został wyrwany życia i miał wystarczająco czasu i spokoju, aby zadać sobie to jedno zasadnicze o jego sens – to jedno jedyne pytanie – pozostaje zatruty na zawsze… Oczywiście świat będzie istniał dalej, ale ktoś starł już gąbką z rzeczy ich znaczenie” (s. 121).
Chorzy z Berck to ludzie o zabliźnionych sercach, z każdym dniem ich cierpienie sprawia, że stają się obojętni na wszystko: „Wiesz, co to jest w medycynie «zabliźniona tkanka»? To ta sina i pomarszczona skóra, która tworzy się na zagojonej ranie. To prawie normalna skóra, tyle że niewrażliwa na zimno, na ciepło i na dotyk… (…) Widzisz, serca nas, chorych, tyle już otrzymały w życiu ciosów nożem, że stały się taką właśnie zabliźnioną tkanką… Niewrażliwą na zimno… na ciepło… i na ból… Niewrażliwą, siną i stwardniałą…” (s. 126-127).
Berck to miasto cierpienia, śmierci. Solange, żegnając rumuńskiego studenta radzi mu zapomnieć wszystko, co tutaj przeżył: „Zapomnij, Emanuelu – powiedziała. – Zapomnij wszystko… a zwłaszcza tamtą straszliwą noc… Zapomnij to miasto… Zapomnij jego cierpienie…” (s. 197). Ale o miasteczku nad kanałem La Manche czytelnikowi będzie trudno zapomnieć. Tak jak dla Emanuela, tak i dla mnie największe przygnębienie wywołują wizja kontrastu między normalnym „pionowym” życiem, a tym niby-byciem i uwięzienie w gipsowej skorupie. W powieści swoisty pesymizm jest dawkowany stopniowo. Na pierwszych kartach książki poznajemy chorych, ich losy i perypetie miłosne. Aby wreszcie pogrzebać kolejnych kuracjuszy - Quitonce i subtelną Isę.

Max Blecher to urodzony na początku XX wieku rumuński pisarz o żydowskich korzeniach. Pochodził z dość zamożnej rodziny, jego ojciec był właścicielem fabryki szkła i porcelany. Dzięki temu, tuż po skończonym liceum, mógł studiować medycynę na paryskim uniwersytecie. I to właśnie w początkowym okresie nauki u dziewiętnastoletniego młodzieńca zdiagnozowano chorobę Potta,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabawne wierszyki, ale chyba bardziej dla dorosłych niż dzieci. W każdym razie moja chrześniaczka nie była zainteresowana.:) Ja przeczytałam jednym tchem.:)
Przepięknie ilustrowana książeczka!

Zabawne wierszyki, ale chyba bardziej dla dorosłych niż dzieci. W każdym razie moja chrześniaczka nie była zainteresowana.:) Ja przeczytałam jednym tchem.:)
Przepięknie ilustrowana książeczka!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Z tym autorem mam mały problem - schemat goni schemat w jego tekstach. Mam wrażenie jakbym cały czas czytała to samo. Rozumiem jego fenomen w czasach odwilży, bo po socrealizmie coś takiego musiała wstrząsnąć. Ale skoro socrealizm był swoistym schematem, to Hłasko wszedł w kolejny - bardziej pesymistyczny, ciemny klimat.

Z tym autorem mam mały problem - schemat goni schemat w jego tekstach. Mam wrażenie jakbym cały czas czytała to samo. Rozumiem jego fenomen w czasach odwilży, bo po socrealizmie coś takiego musiała wstrząsnąć. Ale skoro socrealizm był swoistym schematem, to Hłasko wszedł w kolejny - bardziej pesymistyczny, ciemny klimat.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gatsby - przeczytaj chociażby notatkę o Miłoszu na wikipedii,wtedy może zrozumiesz, jakim prawem Miłosz piszę o polskiej literaturze.
To mój ulubiony podręcznik do literatury, który nie przygniata nadmiarem informacji nie do przyswojenia.

Gatsby - przeczytaj chociażby notatkę o Miłoszu na wikipedii,wtedy może zrozumiesz, jakim prawem Miłosz piszę o polskiej literaturze.
To mój ulubiony podręcznik do literatury, który nie przygniata nadmiarem informacji nie do przyswojenia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

O holocauście przeczytałam wiele, obejrzałam kilkanaście filmów traktujących o antysemityzmie i zbrodniach nazistowskich Niemiec. "Medaliony" to kolejny tekst na mojej liście. Ale najbardziej wstrząsa mną motto tego zbioru kilku opowiadań/cząstek. Że to "człowiek człowiekowi zgotował ten los". Dzisiaj, kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, przeszłość jest nadal żywa. Czy czegokolwiek się nauczyliśmy?! Czy ideologie są usprawiedliwieniem dla zamknięcia się na Innego, o którym tak wiele pisał Kapuściński, mój Mistrz? Pozwólmy innym żyć, rozwijać się, zrozumieć Innego... A nic takiego już nigdy więcej się nie zdarzy...

O holocauście przeczytałam wiele, obejrzałam kilkanaście filmów traktujących o antysemityzmie i zbrodniach nazistowskich Niemiec. "Medaliony" to kolejny tekst na mojej liście. Ale najbardziej wstrząsa mną motto tego zbioru kilku opowiadań/cząstek. Że to "człowiek człowiekowi zgotował ten los". Dzisiaj, kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach, przeszłość jest nadal żywa. Czy...

więcej Pokaż mimo to