-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-07
Wspaniała. Trudno napisać o tej książce cokolwiek ponad to jedno słowo. Po Doktorze Faustusie myślałam, że nigdy już nie sięgnę po Manna. Przemogłam się ze względu na fakt, że Buddenbroków miałam pożyczonych z biblioteki, a pora oddania mocno już została przekroczona. Nie chciałam oddawać nie przeczytanych. Pewnego dnia po prostu otworzyłam pierwszą stronę i taaaakaaaa miła niespodzianka.
Doskonale stworzeni, kompletni charakterologicznie bohaterowie. Przekonywujące i wiarygodne sploty wątków, myśli, motywacji i zdarzeń. Przemijanie wpisane w losy rodziny, którą nadwrażliwość jej członków oraz ich nadmierne przywiązanie do rodowych tradycji, doprowadza do rozpadu. Powolny, wstrząsający swoją nieuchronnością rytm upływającego czasu - od radosnej kolacji w nowo kupionym wspaniałym domu do pustki samotnej starości i pożegnań z bogactwem, powodzeniem, szczęściem, z życiem...
Bardzo podoba mi się zastosowany w tej powieści zabieg literacki polegający na opisywaniu zdarzeń z punktu widzenia różnych bohaterów, którzy przez chwilę znajdują się w centrum wydarzeń i dają nam poobserwować świat swoimi oczami, a potem płynnie ustępują pola kolejnej postaci, która dzieli się z nami swoimi marzeniami, przemyśleniami, troskami, sobą... Ulubionym nurtem tej niespokojnej ludzkiej rzeki zdecydowanie jest dla mnie Tomasz Buddenbrook. Mężczyzna - silny, odpowiedzialny, stanowczy, wrażliwy, ale i niestety nieodporny na niepowodzenia i targany ambicjami, które na koniec doprowadzają go do rozgoryczenia i rezygnacji. Mężczyzna z krwi i kości. Prawdziwy.
Ta powieść to niedościgniony ideał dla wszystkich twórców rodzinnych sag. Najlepsza bez dwóch zdań!
Teraz dopiero rozumiem dlaczego Mannowi Nobel należał się jak nikomu innemu w jego czasach. Napisać tak kompletne i porywające dzieło i to w absolutnej młodości. Szacunek.
Wspaniała. Trudno napisać o tej książce cokolwiek ponad to jedno słowo. Po Doktorze Faustusie myślałam, że nigdy już nie sięgnę po Manna. Przemogłam się ze względu na fakt, że Buddenbroków miałam pożyczonych z biblioteki, a pora oddania mocno już została przekroczona. Nie chciałam oddawać nie przeczytanych. Pewnego dnia po prostu otworzyłam pierwszą stronę i taaaakaaaa miła...
więcej mniej Pokaż mimo toMilan Kundera jest dla mnie pisarzem wyjątkowym. Czasami nawet wydaje mi się, że moim najulubieńszym i to za tę powieść właśnie. Nigdy nie zrozumiałam zachwytów nad słynną "Nieznośną lekkością bytu", podczas gdy w jej cieniu pozostaje niesamowita, cudowna, poruszająca "Nieśmiertelność". W powieści tej kilka wątków, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego, w finale zbiega się w jednym punkcie, jak rozwinięte różnokolorowe nici w jednym kłębku. Za ukazany w tej powieści, przejmujący do szpiku kości, literacki obraz niszczącego kobiecego smutku. Za wrażliwość, odważne podróże w głąb człowieczego odczuwania i za ten mistrzowski literacki intelekt - Szanowna Akademio niech Kundera w końcu otrzyma tę wyczekaną Nagrodę Nobla!
Milan Kundera jest dla mnie pisarzem wyjątkowym. Czasami nawet wydaje mi się, że moim najulubieńszym i to za tę powieść właśnie. Nigdy nie zrozumiałam zachwytów nad słynną "Nieznośną lekkością bytu", podczas gdy w jej cieniu pozostaje niesamowita, cudowna, poruszająca "Nieśmiertelność". W powieści tej kilka wątków, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego, w finale...
więcej mniej Pokaż mimo toO tej książce powiedziano już bardzo wiele, mimo że gdy święciła światowe triumfy, w Polsce nie była w ogóle wydawana. A to z powodu poglądów autorki, która była wielką orędowniczką gospodarki kapitalistycznej i indywidualizmu. Coś tam w okolicach 800 stron przeczytałam w dwa dni z niewielką przerwą na spanie. Wciąga, pochłania, zaczarowuje czytelnika tak, że nie sposób się od niej oderwać. I ta miłość....ech. Mało kto tak pięknie potrafi pisać o uczuciach. Trium indywidualizmu i zasad etycznych nad miernotą powszechnie przyjętych konwencji. Uczciwość w starciu z populizmem, odwaga samodzielności w potyczce z konformistycznymi przekonaniami o tym, że dobre jest to co podoba się tłumom. XX-wieczna wersja samotnego, prawego rycerza, który zamiast miecza walczy z niesprawiedliwością świata - kreślarskim ołówkiem, tworząc projekty budynków, które w swoim ponadczasowym pięknie, sięgają gwiazd. Po przeczytaniu tej książki jest się już na zawsze kimś innym nabierając głębokiego przekonania o tym, że na przekór postępującej standaryzacji rzeczywistości - jednak warto pozostać sobą, z całą wyjątkowością indywidualności pojedynczego człowieka.
O tej książce powiedziano już bardzo wiele, mimo że gdy święciła światowe triumfy, w Polsce nie była w ogóle wydawana. A to z powodu poglądów autorki, która była wielką orędowniczką gospodarki kapitalistycznej i indywidualizmu. Coś tam w okolicach 800 stron przeczytałam w dwa dni z niewielką przerwą na spanie. Wciąga, pochłania, zaczarowuje czytelnika tak, że nie sposób się...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-20
Po prostu uwielbiam ten grobowy humor Thomasa Bernharda. W zasadzie lubię wszystkie jego książki, ironię, megalomanię, smutek. Książka niby o przyjaźni, ale jednak trochę bardziej o autorze, ani biograficzna, ani beletrystyczna, napisana z lekkim humorem, ale też pełna gorzkich refleksji. Austriacki pisarz, który nie przepadał za mentalnością swoich rodaków i zabronił publikowania książek i wystawiania swoich dzieł na scenie do bodajże 2059 r. w tym kraju - jak zwykle w doskonałej formie ! Podczas pobytu w Wiedniu warto zajrzeć do opisanego w książce szpitala Steinhof - kompleksu o mrocznej historii, nad którym góruje secesyjny kościół zaprojektowany przez Otto Wagnera .
Po prostu uwielbiam ten grobowy humor Thomasa Bernharda. W zasadzie lubię wszystkie jego książki, ironię, megalomanię, smutek. Książka niby o przyjaźni, ale jednak trochę bardziej o autorze, ani biograficzna, ani beletrystyczna, napisana z lekkim humorem, ale też pełna gorzkich refleksji. Austriacki pisarz, który nie przepadał za mentalnością swoich rodaków i zabronił...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-03
Po raz kolejny Remarque mistrzowsko ubrał w słowa uczucia zarówno te dobre, jak i te złe odmalowując realistycznie świat niemieckiego żołnierza walczącego na froncie wschodnim w czasie II wojny światowej. Nieodmiennie uważam, że dzisiejszym czasom dobrze zrobiłby renesans jego twórczości. Ludzie tzw.szeroko pojętego Zachodu jakby zdawali się zapominać powoli jakie zniszczenia niesie ze sobą wojna w sferze materialnej, kulturowej, społecznej, demograficznej, ale przede wszystkim w sferze psychiki ludzi dotkniętych jej skutkami.
Ta książka jest wspaniała i wydaje mi się, że odrobinę niedoceniona. Może stało się tak ze względu na czas w którym powstała? W 1954 r. ludzie mieli w głowach tak żywe i świeże obrazy okropieństw ostatniej wojny, że być może nie chcieli potęgować ich jeszcze bardziej czytaniem dosłownych opisów walk, zborni, rozdarcia wewnętrznego, rozpaczy i płonnych nadziei na normalną przyszłość.
Jak często u Remarque - surowa rzeczywistość przeplata się ze światem wspaniałej miłości.Książka wzburza serca i umysły oddziałując piorunująco na wrażliwe wyobraźnie, a tym mniej wrażliwym pozwala jednak na chwile refleksji nad człowiekiem, nad czasem, nad sensem życia i śmierci.
Po raz kolejny Remarque mistrzowsko ubrał w słowa uczucia zarówno te dobre, jak i te złe odmalowując realistycznie świat niemieckiego żołnierza walczącego na froncie wschodnim w czasie II wojny światowej. Nieodmiennie uważam, że dzisiejszym czasom dobrze zrobiłby renesans jego twórczości. Ludzie tzw.szeroko pojętego Zachodu jakby zdawali się zapominać powoli jakie...
więcej mniej Pokaż mimo toDoskonałe kompendium wiedzy o wydarzeniach w świecie opery na przestrzeni jej dziejów. Ułożone w konwencji opisania każdego dnia roku, co umożliwia "smakowanie" tematu poprzez czytanie go jak kartek z dawnych kalendarzy - dzień po dniu. To bardzo działa na wyobraźnię. Napisana przepięknym językiem, zawiera miniaturowe, rewelacyjnie skrojone streszczenia oper. Jest niestety troszkę zdezaktualizowana. Została wydana po koniec lat 80 tych. Szkoda, że nikt nie podjął się trudu i nie stworzył dalszego jej ciągu do współczesności włącznie. To byłoby naprawdę super.
Doskonałe kompendium wiedzy o wydarzeniach w świecie opery na przestrzeni jej dziejów. Ułożone w konwencji opisania każdego dnia roku, co umożliwia "smakowanie" tematu poprzez czytanie go jak kartek z dawnych kalendarzy - dzień po dniu. To bardzo działa na wyobraźnię. Napisana przepięknym językiem, zawiera miniaturowe, rewelacyjnie skrojone streszczenia oper. Jest niestety...
więcej mniej Pokaż mimo to2021
Szczytowe osiągnięcie specyficznego i porywającego stylu Bernharda. Jedyną wadą tej książki jest niewielka ilość stron. Jeżeli ktoś lubi tego pisarza - będzie zachwycony.
Szczytowe osiągnięcie specyficznego i porywającego stylu Bernharda. Jedyną wadą tej książki jest niewielka ilość stron. Jeżeli ktoś lubi tego pisarza - będzie zachwycony.
Pokaż mimo to2020-05-11
Arystokrata słowa. Tak można śmiało powiedzieć o Remarque. Jego powieści są jak misterne koronki wyhaftowane słowami, które układają się w przepełnioną emocjami całość. Obraz męskiego świata i męskiego odczuwania. Może zbyt idealny i zbyt delikatny. Czy w ogóle istnieją tacy mężczyźni jak Ravic? Uwielbiam Remarque za jego wrażliwość i talent. Uwielbiam jego powieści, w których miłość przeplata się z okrutnymi realiami. Uwielbiam ten specyficzny smutek i nostalgię jaka cechuje jego bohaterów, uwielbiam to jak kochają. W mojej ocenie to Remarque winien otrzymać Nagrodę Nobla, którą otrzymał Hemingway.
Arystokrata słowa. Tak można śmiało powiedzieć o Remarque. Jego powieści są jak misterne koronki wyhaftowane słowami, które układają się w przepełnioną emocjami całość. Obraz męskiego świata i męskiego odczuwania. Może zbyt idealny i zbyt delikatny. Czy w ogóle istnieją tacy mężczyźni jak Ravic? Uwielbiam Remarque za jego wrażliwość i talent. Uwielbiam jego powieści, w...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-22
Ta książka, to pięknie wydany, zaopatrzony w doskonałe fotografię, album. Dopełnieniem zdjęć jest ponad 70 esejów różnych autorów, którzy opisują doceniane przez siebie dzieła sztuki. Zaletą wydawnictwa jest to, że obejmuje ono nie tylko dorobek europejskich artystów, ale śmiało sięga do dzieł z innych kontynentów, dzięki czemu czytelnik ma okazję poznać, te rzadziej reprodukowane okazy.
Podoba mi się konwencja książki, staranność jej wydania, pewna intymność jaka towarzyszy refleksjom autorów, którzy nie kryją swojego zachwytu ulubionymi dziełami.
Ciekawa podróż przez czasy i kontynenty zarówno intelektualna, jak i estetyczna. Polecam osobom interesującym się sztuką, ale także tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą dziedziną. Swoista lekkość w opisie poszczególnych obrazów i rzeźb, a także krótka eseistyczna forma wypowiedzi autorów, gwarantują brak nudy przy czytaniu.
Ta książka, to pięknie wydany, zaopatrzony w doskonałe fotografię, album. Dopełnieniem zdjęć jest ponad 70 esejów różnych autorów, którzy opisują doceniane przez siebie dzieła sztuki. Zaletą wydawnictwa jest to, że obejmuje ono nie tylko dorobek europejskich artystów, ale śmiało sięga do dzieł z innych kontynentów, dzięki czemu czytelnik ma okazję poznać, te rzadziej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dowiedziałam się kiedyś od znajomych z nieco bardziej rumianego niż moje pokolenia, że ta książka kiedyś była swoistym "must read". Dlatego znalazłam ją w antykwariacie na Nowym Świecie i przeczytałam.
Sam tytuł książki to pochodząca z języka portugalskiego gra słów, mająca kilka znaczeń. Odnosiła się ona zarówno do działań inkwizycji i oznaczała publiczne przyznanie lub wyrzeczenie się wiary przez heretyka, a także wykonanie kary śmierci na tym, któremu udowodniono wyznawanie herezji. Określenia tego używano także do opisania aktu spalenia heretyckich ksiąg. Zwrot używany jest też jako ogólniejsze określenie publicznego przyznania się do czegoś i w końcu autodafe to samospalenie. Uważam, że kluczem do odczytania sensu tytułu tej powieści jest ostatnie z wymienionych znaczeń.
Samospalenie głównego bohatera, którym jest inteligentny i bardzo mądry profesor żyjący w hermetycznym świecie swoich książek, ma wymiar symboliczny. Odnosi się ono do decyzji jaką ten żyjący w oderwaniu od rzeczywistości mężczyzna podejmuje w sferze swojego życia prywatnego. W tym miejscu pojawia się druga z głównych postaci powieści służąca Teresa, którą profesor Kien pojmuje za żonę pod wpływem mało przemyślanego impulsu, mającego mu zapewnić wygodę domowej codzienności. Samospalenie intelektu w konfrontacji z przyziemną prymitywną logiką niewykształconej kobiety, która z czasem zaczyna dominować w domu swojego małżonka spychając go do coraz odleglejszych zakątków ponurego, wypełnionego książkami mieszkania. Zachłanny materializm pożerający ideę i swobodę ducha. Cwaniactwo, bezkompromisowość, a w końcu okrucieństwo Teresy wobec męża prowadzi tego idealistycznego myśliciela do piekła codzienności we wspólnym życiu z esencją ordynarnej zachłanności u boku.
Powieść o ludziach, książkach, pieniądzach, o ideałach, duchowej delikatności i jej braku, o moralności, obiektywizmie i subiektywizmie spoglądania na świat, krwawej konfrontacji wrażliwości intelektu z siłą prymitywnej determinacji posiadania. A wracając do zagadkowego tytułu - oczywiście nie obywa się i bez pożaru. Ale o jego przyczynach i symbolice niech już opowie Canetti w swojej niezwykłej książce. Polecam.
Dowiedziałam się kiedyś od znajomych z nieco bardziej rumianego niż moje pokolenia, że ta książka kiedyś była swoistym "must read". Dlatego znalazłam ją w antykwariacie na Nowym Świecie i przeczytałam.
Sam tytuł książki to pochodząca z języka portugalskiego gra słów, mająca kilka znaczeń. Odnosiła się ona zarówno do działań inkwizycji i oznaczała publiczne przyznanie lub...
Przeczytałam tę książkę będąc pod wrażeniem filmu zrealizowanego na jej podstawie z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Film był jednym z tych nielicznych, po zakończeniu którego, nikt nie zerwał się z miejsca w kinie, aby biec do domu. Widownia siedziała nieruchomo długie sekundy po tym, jak ekran zrobił się ciemny i przebrzmiały końcowe napisy. Ani obok filmu, ani tym bardziej książki, nie można przejść obojętnie i trudno odpowiedzieć na pytanie co jest lepsze - oryginalna historia, czy jej ekranizacja?
Oryginalny tytuł zarówno książki, jak i filmu brzmi Revolutionary Road i tytuł ten, ma znaczenie głęboko symboliczne. Nie bez powodu Richard Yates umieścił pozornie szczęśliwe życie swoich bohaterów, na ulicy, o tak dalekiej od mieszczańskiego spokoju, nazwie. Oczywiście polski tłumacz, jak to niestety często bywa, wiedział lepiej i zmienił tytuł oryginalny na inny, jego zdaniem lepszy od tego, który wymyślił sam autor książki. Ubolewam często nad tą samowolą polskich tłumaczy, która zazwyczaj ma miejsce z dużą szkodą zarówno dla wymowy powieści, czy filmu, jak i dla samego czytelnika, czy widza, bowiem pozbawia ich cennej dla odbioru treści, refleksji o motywacjach bohaterów.
Revolutionary Road to miejsce, w którym na przedmieściach, w otoczonym zielenią trawników i drzew domu, żyją bohaterowie książki - modelowe wręcz małżeństwo przełomu lat 50 i 60 w USA. Ona pani domu jak z obrazka, niespełniona aktorka, on dzielnie zarabiający na rodzinę i codziennie dojeżdżający pociągiem do pracy w mieście, młodzian. Niby wszystko idealnie - domek, rodzina, wieczorne spotkania przy drinku u najbliższych sąsiadów. Jednak pod pozornie uładzoną powierzchnią codzienności, kryje się burza pragnień i marzeń o wyrwaniu się z tej nudnej i skostniałej egzystencji, narzuconej przez zunifikowane społeczne standardy tego co jest miarą sukcesu, a co nią nie jest. Marzą oboje, ale tylko jedno z nich do końca. Jaką cenę przychodzi zapłacić całej rodzinie za rezygnację z marzeń na rzecz spokoju codzienności i finansowego awansu? To już w książce, lub w filmie. Na marginesie dodam, że para aktorów wcielających się w bohaterów tej książki, na ekranie jest dużo bardziej przekonywująca w Revolutionary Road, niż w innym ich wspólnym filmie Titanic.
Przeczytałam tę książkę będąc pod wrażeniem filmu zrealizowanego na jej podstawie z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Film był jednym z tych nielicznych, po zakończeniu którego, nikt nie zerwał się z miejsca w kinie, aby biec do domu. Widownia siedziała nieruchomo długie sekundy po tym, jak ekran zrobił się ciemny i przebrzmiały końcowe napisy. Ani obok...
więcej mniej Pokaż mimo to
O tej książce napisano i powiedziano już tak wiele, że dopisywanie kolejnych opinii, nie tylko mija się z celem, ale także niczego nie wnosi. Nie pokuszę się więc o żadne pogłębione analizy, gdyż próba oceny dzieła powszechnie uznanego za arcydzieło jest mniej więcej tak miarodajna jak wystawianie ocen szczytom górskim, które na to ocenianie pozostaną absolutnie obojętne i trwać będą nadal w swojej dostojnej urodzie, długo przed i długo po tym, gdy oceniającego nie będzie już na świecie.
"Anna Karenina" była, jest i będzie, a także niezmiennie wzbudza emocje i podziw dla pióra autora potomka rosyjskich arystokratów, który żył w świecie swoich ideałów i geniuszu, wierzył w sprawiedliwość i prawość, oraz stworzył swój własny nurt filozoficzny, którego istotą było przekonanie, że wartością człowieka jest jego wnętrze, obowiązkiem - ciągłe doskonalenie charakteru, a miarą rozsądku postawa, w której na przemoc nigdy nie należy odpowiadać przemocą.
"Anna Karenina" to dzieło monumentalne, nie poddające się podobnie jak nie mniej słynna "Wojna i pokój", ani upływowi czasu, ani zmieniającym się literackim modom. Odporna jest także, jak mi się zdaje, na rozpowszechniające się jak zaraza lenistwo czytelników, którzy wolą czytać powieści łatwe i przyjemne, zamiast wartościowych. To dobrze, bo tołstojowski przejmujący obraz kobiecej emocjonalności wpleciony w otoczenie XIX wiecznej Rosji, jest jedną z najgenialniejszych literackich opowieści o uczuciach i cenie jaką trzeba za nie płacić. Książka wstrząsa do głębi, nie pozostawiając ani cienia wątpliwości, że czytając obcuje się z literackim arcydziełem.
Na zakończenie chciałabym jeszcze, nie ujmując ani odrobiny, tołstojowskiej trafności moralnych portretów bohaterów tej historii, wspomnieć nieśmiało, że nie do końca rozumiem kobietę, która zostawia swoje dziecko i nad bliskość z nim przedkłada kochanka. Będąc matką odczuwam wyraźnie ogromną siłę więzi z dzieckiem i siłę tej miłości, która nie poddaje się dominacji żadnego innego uczucia. Ponadto, przyznam się też, że z całej książki największą sympatią darzę Aleksieja Aleksandrowicza Karenina (męża Anny), który nie był ani złym człowiekiem, ani złym mężem, ciężko pracował i starał się zapewnić swojej rodzinie dobre warunki życia. Jedyną jego wadą była nieumiejętność okazywania wylewnych uczuć, ale kara którą za to poniósł, wydaje się być aż nazbyt dotkliwa. Jest takie stare porzekadło, a jak wiadomo żadne z przysłów nie powstało bez przyczyny - "kobieta, która zdobędzie nawet najwspanialszego księcia na białym koniu i tak z czasem będzie uważała, że nie jest on dość dobry i zacznie rozglądać się na boki" :-))
Czyżby powodem tragedii bohaterów Anny Kareniny była po prostu chroniczna niezdolność do radości z tego co się posiada, nienasycenie i nuda codziennością? Według mnie tak, dlatego przyznam, że bardzo nie lubię tej bohaterki.
Co do ekranizacji, to było już ich tyle, że nie sposób je wszystkie wymienić, ani ocenić. Bardzo zawiodła mnie ostatnia z 2012 r.z Keirą Knightley będąca bardziej karykaturą powieści, niż jej adaptacją. Moją ulubioną jest ta z 1997 r. - ekranizacja amerykańska, nagrywana w Rosji z bardzo dużą dbałością o szczegóły i realizm. Anna Karenina o twarzy Sophie Marceau. Tak to cała ona!
O tej książce napisano i powiedziano już tak wiele, że dopisywanie kolejnych opinii, nie tylko mija się z celem, ale także niczego nie wnosi. Nie pokuszę się więc o żadne pogłębione analizy, gdyż próba oceny dzieła powszechnie uznanego za arcydzieło jest mniej więcej tak miarodajna jak wystawianie ocen szczytom górskim, które na to ocenianie pozostaną absolutnie obojętne i...
więcej Pokaż mimo to