Zielone sari Ananda Devi 7,6

ocenił(a) na 917 tyg. temu Długo, długo trwało przełamywanie oporu przed spodziewanym bolesnym atakiem ze strony tej prozy. Atak nastąpił, ból wylał się z tekstu, nie zabił jednak, nie poranił aż tak, jak można było się obawiać. Spod bólu natomiast pokazało się sedno, a przynajmniej coś, co jako sedno tej prozy odczytałem - oto obraz końca świata i początku nowego świata, końca świata patriarchatu i początku świata dominacji kobiet i prymatu żeńskiego. Coraz częściej mówi się o tym, że w takim przełomowym momencie żyjemy, że nawet jeśli nie jest to bardzo jasno widoczne, to się dzieje, że po wiekach tłamszenia kobiecego przez męskie następuje wychylenie wahadła w drugą stronę, i oczywiste jest, że ono przechyli się w tę drugą stronę przesadnie, za daleko.
Odczytanie Zielonego sari tylko jako skargi na potworność pewnego osobnika odebrałoby tej książce uniwersalność, sporo głębi i zepchnęłoby ją do roli przeciętnej książczyny złym wilku i dobrym kapturku, a to byłoby dla powieści krzywdzące.
Mężczyznę, sprawcę zła, spotykamy w powieści w chwili, kiedy stał się całkowicie zależny od kobiet, kiedy może już tylko nieszkodliwie obnażać kły i udawać pana sytuacji, a w rzeczy samej cała siła i sprawczość leży już po stronie kobiet i one coraz wyraźniej zdają sobie z tego sprawę. Tak, być może, wygląda dziś nasz świat, o czym donosi nam autorka, świadomie to czyniąc bądź nieświadomie. Męskie już tylko się odgraża, żeńskie panuje i zaprowadza własne rządy, oparte na innych niż męskie priorytetach.
Niektórych czytelników, w tej liczbie i mnie, spotyka tu zawód związany z narodowością autorki i miejscem akcji, ponieważ żeby nie wiem, ile razy w posłowiu (zresztą świetnym, mimo że bardzo sztywno literaturoznawczym w uniwersyteckim sensie) tłumacz nazywał Anandę Devi pisarką mautyryjską, to tego Mauritiusa tu właściwie nie ma. Devi jest pisarką francuską, pisze po europejsku, zresztą mieszka w Europie i tu ma czytelników. Zapomnijcie o Afryce, nie znajdziecie jest tu wcale.