-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2016-11-07
2013-12-28
2013-11-03
Lekka, poczytna książka? Czemu nie! Ostatnio w mojej biblioteczce zagościły tytuły dość trudne, więc propozycja zapoznania się z książką lżejszego kalibru okazała się być miłą odmianą i psychicznym odpoczynkiem. A czasem w książce chodzi także o to.
Ola jest roztrzepana, a przy tym ma niebywale wybujałą wyobraźnię. Kiedy pewnego dnia okazuje się, że jej dotychczasowe życie było kłamstwem, będzie musiała nauczyć się brać życie w swoje ręce. I zastanowić się, ile tak naprawdę jest w stanie poświęcić? A co jest już poza granicami jej możliwości?
Ta książka jest typową literaturą kobiecą, jeśli więc jesteś facetem, możesz już śmiało opuścić tego bloga. A co mogę powiedzieć Wam, drogie panie? Fajnie, że literatura kobieca przestaje być już tylko tanimi romansidłami i coraz częściej próbuje się za jej przyczyną poruszać tematy naprawdę ważne jak samorealizacja czy poczucie spełnienia w tym, co robimy i nieważne, czy jest to praca zawodowa czy opieka nad dziećmi. Ale…
Momentami książkę było mi trudno czytać, bo niebywale męczyło mnie roztargnienie i nakręcanie się Oli. Miałam wrażenie, że nie mam do czynienia z dorosłą kobietą, ale nastolatką, która nie do końca sama wie, o co jej chodzi. Na początku posądzałam ją nawet o to, że jest głupia, choć potem moja opinia musiała zostać zweryfikowana.
Najmocniejszym punktem tej książki jest niewątpliwie poruszenie tematu samorealizacji, nabierającej coraz większego znaczenia w otaczającym nas świecie. Autorka pod przykrywką dość lekkiej (i momentami nudzącej) opowieści daje nam naprawdę solidnego kopa do zastanowienia się nad naszym własnym samopoczuciem, nad tym, jak czujemy się względem siebie samej. Bo chyba najważniejsze, żebyśmy to my, kobiety, były zadowolone z naszego obrazu.
Drogie kobietki, jeśli macie ochotę na książkę, która aż kipi od emocji, a przy okazji będzie dość lekka w czytaniu, rozważenie wyboru „Galerii uczuć” jest niezłym pomysłem. Ja mogę obiecać, że kolejne książki pani Aliny dostaną ode mnie kolejną szansę, jeśli tylko się ukażą (na co zresztą po cichu liczę)
Lekka, poczytna książka? Czemu nie! Ostatnio w mojej biblioteczce zagościły tytuły dość trudne, więc propozycja zapoznania się z książką lżejszego kalibru okazała się być miłą odmianą i psychicznym odpoczynkiem. A czasem w książce chodzi także o to.
Ola jest roztrzepana, a przy tym ma niebywale wybujałą wyobraźnię. Kiedy pewnego dnia okazuje się, że jej dotychczasowe życie...
2015-08-01
2015-07-05
2014-05-15
W recenzji pierwszego tomu Parabellum wieszczyłam panu Remigiuszowi świetlaną przyszłość na polskim rynku wydawniczym i... opinię moją muszę podtrzymać. "Horyzont zdarzeń" bowiem jest na pewno równie dobry jak pierwszy tom cyklu. Aby w pełni rozkoszować się lekturą "Horyzontu...", należy wcześniej bezwzględnie zapoznać się z "Prędkością ucieczki", bo tylko to pozwoli nam nie pogubić się w zawiłości akcji, która szybko i skutecznie wciąga nas przy pomocy swoich różnorodnych macek...
Pierwszą "macką", dla mnie najbardziej pociągającą, są wydarzenia pokazywane z perspektywy Christiana Leitnera, którego możnaby określić mianem "honorowego Niemca". Śmiało mogę też powiedzieć, że Christian zdecydowanie rozwinął się w tej części, i oprócz jego dobrej strony, czytelnik dostaje też okazję poznać go z bardziej... brutalnej strony. Jego zmiana jest zdecydowanie widoczna, ale o dziwo, nie zmieniła znacząco mojej opinii na temat tego bohatera.
Ale książkę czyta się rewelacyjnie z wielu innych powodów i nie sposób chyba wymienić wszystkich. Obowiązkowo trzeba tu wspomnieć o innych, mistrzowsko sportretowanych bohaterów, którzy naprawdę są wiarygodni i szybko można się co do nich... przekonać? Tak, co całkiem trafne słowo, zarówno w wypadku dobrych, jak i złych bohaterów.
Do tego dochodzi rewelacyjnie prowadzona narracja, która sprawia, że książkę z żalem odkłada się choćby na chwilę. I to pomimo tego, że znajdziemy tu głównie ból, śmierć i wojenną zawieruchę, a więc tych pozytywnych emocji jest zdecydowanie mniej! To wszystko dlatego, że Autor ma dar, który zdarza się coraz rzadziej: potrafi zwodzić i igrać z czytelnikiem, tak jakby ten siedział w fotelu obok niego, a nie "jedynie" przed książkowym egzemplarzem...
Rzadko zdarza mi się, żeby drugi tom powieści był tak rewelacyjny, abym znowu nie widziała w nim minusów. W tym wypadku jest jeden mały minus: miałam wrażenie, ze akcja powieści jest trochę rozciągana, bo to już drugi tom, a dopiero drugi miesiąc działań wojennych. Być może jest to świadomy zabieg autora, niemniej momentami był dla mnie lekko irytujący.
Niemniej, "Parabellum" to cykl, który z całą pewnością trzeba poznać! Piękne wydanie, porywająca akcja i świetnie skonstruowani bohaterowie - czy dobrej powieści potrzeba czegoś więcej?
W recenzji pierwszego tomu Parabellum wieszczyłam panu Remigiuszowi świetlaną przyszłość na polskim rynku wydawniczym i... opinię moją muszę podtrzymać. "Horyzont zdarzeń" bowiem jest na pewno równie dobry jak pierwszy tom cyklu. Aby w pełni rozkoszować się lekturą "Horyzontu...", należy wcześniej bezwzględnie zapoznać się z "Prędkością ucieczki", bo tylko to pozwoli nam...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-18
2014-04-15
Karol Jarczewski jest sześćdziesięcioletnim, majętnym przedsiębiorcą. Wydaje się że poza nielubianym zięciem Witkiem, dążącym do przejęcia jego firmy, nie ma innych zmartwień. Dlaczego jednak postanawia pomóc Adamowi, byłemu wokaliście punkrockowego zespołu, obecnie imającego się wielu różnych zleceń? Okazuje się, że rozwiązanie zagadki znajduje się w historii.
Grudzień roku 1970. Czas, który na kartach historii zapisano krwią zastrzelonych stoczniowców. Ludzi, którzy po prostu szli do pracy, ale przywitała ich ostra amunicja. W sumie w całym kraju poległo 41 osób, w Gdyni - 18. I właśnie ten czas został przez pana Mirosława przyjęty jako punkt wyjścia dla jego opowieści. Bo choć od tych wydarzeń minęło ponad 30 lat, w najbliższych zarówno ofiar, jak i oprawców czas ten ciągle jest żywy...
Jest mi niezwykle trudno pisać o tej książce, bo mam wiele niepoukładanych dygresji i opinii, niemniej - spróbuję je logicznie ułożyć. Zacznijmy od tego, że za najmocniejszy punkt tej książki uważam właśnie jej historyczne tło i problematykę rozliczania PRLu, którą porusza. Wiele jest publikacji popularnonaukowych na ten temat, ale nie każdy (w tym ja) czuje się na siłach, żeby je czytać. Tutaj dostajemy zaś solidną porcję historycznej wiedzy, bez zbytniego moralizowania i oceniania, zamkniętą w przystępnej formie powieści obyczajowej.
Oprócz tego, sam pomysł na książkę jest ciekawy. Oto bowiem Witek, znienawidzony zięć, zleca redaktorowi "Głosu Bałtyckiego" napisanie książki o... wydarzeniach Grudnia. Dlaczego? Komu zostanie to zlecone? Kto z kim się dzięki temu pozna i co z tego wyniknie? I jaki wpływ będzie to miało na życie wszystkich bohaterów? Na te wszystkie pytania odpowiedź znajdziecie w książce! Do tego dochodzi nam kilku naprawdę świetnie skonstruowanych bohaterów, wśród których chyba każdy znajdzie kogoś podobnego do siebie: ambitną dziennikarkę, szukającego swojego miejsca dorosłego mężczyznę, zaradnego przedsiębiorcę, jego córkę i zięcia oraz kilku innych, z których każdy jest inny i inne wartości uznaje za najważniejsze.
Niestety, momentami odniosłam wrażenie, że mnogość wątków, poruszanych w tej książce, jest zbyt duża i czułam się nimi przytłoczona. W mojej skromnej opinii, Autor mógł zrezygnować z kilku wątków, chociażby hotelu, stylizowanego na PRLowskie cele, a w zamian rozwinąć trochę portrety psychologiczne bohaterów, bo zagłębianie się w nie było prawdziwą przyjemnością i wzbudzało we mnie duże zainteresowanie. Na początku było mi również trudno połapać się w konstrukcji powieści, dopiero później zrozumiałam, że ten kolaż scen coraz bardziej zaczyna się z sobą łączyć.
"Marynarka" to książka, która pokazuje, jak łatwo jest nam osądzić innych i przyczepić łatkę, której często nie da się już zerwać. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje na początku. Autor nie ocenia i nie próbuje wybaczać, czy rozgrzeszać. To dobrze napisana książka, która z pewnością przypadnie do gustu zainteresowanym tematami PRLu, ale także czytelnikom literatury, która pod lekką formą skrywa treść zmuszającą do przemyśleń.
Karol Jarczewski jest sześćdziesięcioletnim, majętnym przedsiębiorcą. Wydaje się że poza nielubianym zięciem Witkiem, dążącym do przejęcia jego firmy, nie ma innych zmartwień. Dlaczego jednak postanawia pomóc Adamowi, byłemu wokaliście punkrockowego zespołu, obecnie imającego się wielu różnych zleceń? Okazuje się, że rozwiązanie zagadki znajduje się w historii.
Grudzień...
2014-07-20
Martikę, nastoletnią uczennicę, dręczą niepokojące koszmary. Na dodatek jej rodzice podejmują decyzję o przeprowadzce do innego miasta, co dla dziewczyny wiąże się z wieloma zmianami, z których najpoważniejszą wydaje się być zmiana szkoły. W nowej placówce Martika poznaje nowych znajomych, a wśród nich tajemniczą Sofie oraz Scotta, który w jej życiu odegra szczególną rolę...
Muszę przyznać, że pierwszą rzeczą, która przyciąga uwagę czytelnika książki jest jej okładka. Poniekąd sugeruje też ona o czym będziemy czytać, ale nie ujawnia na szczęście zbyt wiele z tajemnic, które autorka przygotowała dla czytelników. A tych jest naprawdę wiele, bo cała książka, zapowiadająca kolejne tomy, jest pełna niedomówień i tak naprawdę kończąc ją zostajemy z wieloma niewyjaśnionymi wątkami, co powinno skłonić nas do sięgnięcia po kolejne części.
Całą książkę czyta się niezwykle lekko i przyjemnie, bo pani Dominika bardzo umiejętnie dozuje nam elementy pełne napięcia, przeplatając je scenami niczym nieograniczonej radości i błogości. Szybko zaczynamy utożsamiać się z bohaterami i ich przeżyciami, choć dla starszych czytelników niektóre z ich problemów mogą być dość infantylne. Na plus trzeba też zaliczyć fakt, że ta na pozór dość lekka opowiastka niesie z sobą także refleksję na temat siły, jaką nosi w sobie każdy człowiek, choć nie do końca zdaje sobie sprawę z jej istnienia, dlatego z pewnością warto, by zapoznali się z nią młodzi ludzie, którzy często mają problem z wiarą we własne siły.
No właśnie, młodzi ludzie... Zdecydowanie jest to historia adresowana do nastolatków i to im najbardziej się spodoba. Fabuła idealnie trafi w przeżycia młodzieży, która przeżywa swoje pierwsze zakochanie i często musi zmagać się z problemem akceptacji przez rówieśników. Martikę można uznać za dobry wzór do naśladowania, a dla wielu dziewczyn jej uczucia i sposób patrzenia na świat będzie bardzo zbliżony do ich własnego.
"Niewolników snów" polecam więc przede wszystkim nastolatkom, które nie stronią od paranormal romance. Dla starszych momentami książka może się okazać nieco infantylna, co nie oznacza, że skuszenie się na nią będzie złym pomysłem. A co do kolejnych części... Jeśli nadarzy się okazja, postaram się po nie sięgnąć. Ale bez zbędnego przymusu.
Martikę, nastoletnią uczennicę, dręczą niepokojące koszmary. Na dodatek jej rodzice podejmują decyzję o przeprowadzce do innego miasta, co dla dziewczyny wiąże się z wieloma zmianami, z których najpoważniejszą wydaje się być zmiana szkoły. W nowej placówce Martika poznaje nowych znajomych, a wśród nich tajemniczą Sofie oraz Scotta, który w jej życiu odegra szczególną...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-05
Ta książka to dwie, przepiękne historie miłosne. Pierwsza jest pamiętnikiem, prowadzonym najpierw przez kobietę, potem - mężczyznę, będącego wielką miłością jej życia, a na samym końcu przez córkę, owoc tej pięknej, choć trudnej miłości. Drugi to zapis pięknego, codziennego uczucia, miłości głębokiej i niezwykle prawdziwej, takiej o jakiej marzy każdy...
Największa siła tej książki? Emocje, które biją z każdej strony, z każdej kolejnej linijki. Emocje prawdziwe, intensywne i... piękne. Bo Kasia napisała książkę, przy której wzruszenie staje się autentyczne, a emocje bohaterów stają się naszymi emocjami. Duża w tym zasługa formy książki - kiedy czyta się pamiętnik czy inne intymne zapiski, o wiele łatwiej jest nam przecież przyjąć i zrozumieć uczucia bohaterów.
Same historie są niebanalne, nieoklepane - a co za tym idzie, nie poczujecie się znudzeni już przy pierwszym spotkaniu z bohaterami. Jest bowiem w tej książce coś takiego, że od pierwszej strony bardzo mocno wchodzi się w ten wykreowany świat. Tylko... czy w tym świecie pierwszej historii nie dzieje się za dużo? Czy naprawdę na jedną osobę może spaść tak wielki ogrom cierpienia? Kiedyś powiedziałabym, że to przesada, że dzieje się za wiele... Ale kiedy patrzę na historię ludzi wokół mnie, widzę, że na jednego człowieka może przypaść za wiele. A nawet, gdyby działo się zbyt wiele, pierwsza historia przypadła mi do gustu bardziej. Może dlatego, że ślepa miłość, że młodzieńcze lekkomyślne zachowanie jest mi wciąż bardzo bliskie?
Co nie oznacza, że druga historia jest zła. Piękna opowieść o miłości codziennej. Właśnie tak określiłabym ją jednym zdaniem. Mądra, czasem cukierkowa, czasem idealistyczna. Właśnie taka jest miłość! I chwała Bogu, że jest właśnie taka!
Wydaje mi się, że książkę Kasi najlepiej odczytywać w całości. Pierwsza część jest historią miłości młodzieńczej, która musi dorosnąć - i w końcu dorasta. Druga - historią miłości już dojrzałej, ukształtowanej, pięknej i szczęśliwej. Każdemu znane są chyba oba rodzaje. I oba warto przeżyć!
Kasiu! Dostarczyłaś mi tą książką wiele wzruszeń i wylałam niejedną łzę, szczególnie przy czytaniu pierwszej historii. Serdecznie ci za to dziękuję! I już czekam na kolejną Twoją książkę!
Ta książka to dwie, przepiękne historie miłosne. Pierwsza jest pamiętnikiem, prowadzonym najpierw przez kobietę, potem - mężczyznę, będącego wielką miłością jej życia, a na samym końcu przez córkę, owoc tej pięknej, choć trudnej miłości. Drugi to zapis pięknego, codziennego uczucia, miłości głębokiej i niezwykle prawdziwej, takiej o jakiej marzy każdy...
Największa siła...
2014-02-16
Jeśli kolejne tomy tej sagi będą równie udane, co pierwszy, wróżę panu Remigiuszowi wielki rozgłos - i mam nadzieję, że się go doczeka, bo książka naprawdę jest go warta. Dawno żadna książka o tematyce wojennej nie wciągnęła mnie tak bardzo, jak właśnie ta pozycja. Dlaczego? Powodów jest wiele.
Gdy zaczynamy czytać książkę, widzimy z pozoru odrębne losy kilku głównych bohaterów, osadzone w czasie wojennej zawieruchy. Jednak po czasie losy te zaczynają się w przedziwny sposób łączyć i krzyżować, splatając się w spójny obraz. Obraz bardzo wciągający czytelnika. Naprawdę sztuką jest stworzyć książkę, której kolejną stronę otwiera się z pełnym napięcia oczekiwaniem - a w tej książce właśnie tak jest. Dodatkowo wpływa na to konstrukcja całej książki - poszczególne losy przeplatają się i ucinają się w najbardziej emocjonującym momencie i na jej koniec trzeba czekać, aż bohaterowie znowu pojawią się w książce... A po drodze czekają na nas wydarzenia równie emocjonujące.
A najlepszy według mnie wątek? Ten, w którym pojawia się "hitlerowski" punkt patrzenia na wojnę. Christian Leitner to hitlerowiec tak bardzo skomplikowany, że jego jednoznaczna ocena może być naprawdę trudna. Z jednej strony kieruje nim ideologia, z drugiej - kodeks moralny, który nie pozwala mu na szeregowanie ludzi na rasę "podludzi" czy "nadludzi". I właśnie on najbardziej intrygował mnie w czasie całej lektury.
Wielkim plusem tej książki jest też styl autora. Lekki, przyjemny, przystępny dla każdego odbiorcy. Dodając do tego połączenie gatunkowe, powstała książka dobra zarówno dla sympatyków powieści przygodowych, jak i fanów powieści wojennej.
Książkę gorąco polecam. Znajdziecie tu intrygi, echa wojennych okrucieństw, walkę i wielką miłość. Czy naprawdę książce potrzeba lepszej rekomendacji?
Jeśli kolejne tomy tej sagi będą równie udane, co pierwszy, wróżę panu Remigiuszowi wielki rozgłos - i mam nadzieję, że się go doczeka, bo książka naprawdę jest go warta. Dawno żadna książka o tematyce wojennej nie wciągnęła mnie tak bardzo, jak właśnie ta pozycja. Dlaczego? Powodów jest wiele.
Gdy zaczynamy czytać książkę, widzimy z pozoru odrębne losy kilku głównych...
Anna, młoda Polka dostaje swoją szansę. Studia w Oksfordzie. Nowi ludzie, nowe życie, miłość. Ona i Lorcan mogliby żyć długo i szczęśliwie, gdyby na balu nie pojawił się Siergiej, przystojny i tajemniczy mężczyzna, dla którego Anna szybko straci głowę. A on dla niej… A może to tylko taki plan?
Sięgając po debiutancką książkę pani Patrycji, nauczycielki, matki, podróżniczki, czułam się zaintrygowana. A wszystko przez te zielonoszare oko, spoglądające na mnie z okładki. A właściwie gdzieś koło mnie… Kompletnie zapomniałam, że gdy cyrysia przeprowadzała wywiad z autorką, zadałam jej nawet dwa pytania i odkryłam to dopiero, gdy pisałam tę recenzję.
Książka aż kipi od emocji. Złość, miłość, zdrada, szczęście, strach, ból… Czasem jest ich tak wiele, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron czytelnik czuje jakieś emocjonalne zmęczenie, które zmusza do zrobienia sobie choć kilku minut przerwy. Do tego ciekawa zagadka, której rozwikłania podejmuje się chyba każdy oraz sympatia, którą trudno nie obdarzyć Anny (choć czasem jej postępowanie dalekie było od mojego etosu moralnego). Dodajmy: bardzo młodej Anny, dopiero siedemnastoletniej, a więc w sumie jeszcze dziecka. Dziecka, które zostaje postawione w obliczu olbrzymiego zagrożenia i jeszcze większej tajemnicy.
„Plan” jest połączeniem romansu, kryminału i thrillera. Jak wiadomo, z tych trzech gatunków tylko romanse dotychczas cieszyły się u mnie jakim takim zainteresowaniem. Ale gdyby w moje ręce wpadało więcej książek w stylu tej istnieje spora szansa, że sytuacja uległaby zmianie. Na plus oczywiście. Bo debiut pani Patrycji czyta się z zainteresowaniem i tym przyjemnym uczuciem oczekiwania, co wydarzy się na kolejnej stronie, ale nie zawsze…
Czytając książkę, ciągle towarzyszyło mi jedno wrażenie: że znajduję się na pagórkowatej drodze. Książka zaczyna się bowiem bardzo, bardzo dobrze, potem klimat trochę pikuje w dół, by znowu wznieść się na wyżyny i tak kilkukrotnie. Tak więc są fragmenty, gdy strony przed moimi oczami przemykały tak szybko, że sama dziwiłam się, jak duże tempo sobie narzuciłam, ale niestety są też takie, które momentami dość mi się dłużyły.
Zastanawia mnie też wiarygodność bohaterki, bo jak na siedemnastolatkę (potem dwudziestolatkę), Anna wypowiada się niezwykle dojrzale, a do roli żony wchodzi niezwykle łatwo. Porównując ją ze mną te kilka lat temu, dochodzę do wniosku, że byłam osóbką niezwykle dziecinną albo ona jest zbyt poważna jak na swój wiek. No i jeszcze to bajkowe zakończenie. Nie, wróćcie. Ja lubię bajkowe zakończenia, choć nie wierzę, że się spełniają w realnym życiu.
„Plan” jest jednym z lepszych literackich debiutów, z jakimi miałam okazję się spotkać w ostatnim czasie. I dobrze, bo zaczęłam już tracić wiarę w to, że debiuty mogą naprawdę satysfakcjonować czytelnika. Jeśli pani Patrycja zdecyduje się na opublikowanie kolejnej książki, na pewno z chęcią po nią sięgnę. Tymczasem polecam „Plan” jako idealną książkę dla kobiet, które zwykłe romanse uznają po prostu za nudne.
Anna, młoda Polka dostaje swoją szansę. Studia w Oksfordzie. Nowi ludzie, nowe życie, miłość. Ona i Lorcan mogliby żyć długo i szczęśliwie, gdyby na balu nie pojawił się Siergiej, przystojny i tajemniczy mężczyzna, dla którego Anna szybko straci głowę. A on dla niej… A może to tylko taki plan?
więcej Pokaż mimo toSięgając po debiutancką książkę pani Patrycji, nauczycielki, matki,...