Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Często wracam do przeczytanych wcześniej książek. Te ulubione, wysoko oceniane mam na środkowych półkach, by były pod ręką i kusiły grzbietami okładek. Te dobre, ale do których nie mam pełnego przekonania kładę najwyżej. Niech dojrzewają. Słabiutkie albo umieszczam na dolnym regale albo ... daję innym smakoszom literatury. Może oni odnajdą w nich to czego mi zabrakło: kunsztu. "Ostatnie historie" Olgi Tokarczuk to pozycja niezwykła. Pełno w niej tajemniczości, niezwykłych zdarzeń w zwyczajnym świecie, ludzi przeciętnych ale o jakże bogatym wnętrzu, charakterach. Pisarka snuje opowieści o tym co ich spotyka tak bardzo sugestywnie, że po chwili odnajdujemy się w miejscu, gdzie jej bohaterowie zmagają się z życiowymi dramatami. Pomijam fakt, że w tych poetycko opisanych historiach ocieramy się o śmierć, śnieżną zamieć, opuszczone domy, w których niemalże straszy, chociaż to właśnie jeszcze bardziej podkreśla niezwykłość sytuacji, z którymi muszą się zmierzyć główne postaci. Wypadek samochodowy, tajemniczy gospodarze w przydrożnej chałupie, enigmatyczne rozmowy, kołaczące myśli rozsadzające głowę, wspomnienia, codzienne zmartwienia... Tokarczuk jest mistrzynią kreacji nastroju. Jej opisy są tak dokładne, a zarazem soczyste, że czytelnik odnosi wrażenie, iż wszystkie to dzieje się wokół niego. Te opisy to wręcz poetyckie metafory. "Nie tylko martwa natura jest martwa, wszystko tu jest martwe, zatrzymane w jakimś momencie, przyszpilone, wypreparowane. Właściciele twarzy na portretach wsiąknęli w ziemię, rozpłynęli się, nie ma już drzew przy drodze ani tego małego pieska łypiącego ciekawie z rogu obrazu.(...)". Tak patrzy na eksponaty w muzeum przewodniczka wycieczek, Ida. Jeszcze bardziej przejmujący jest opis schorowanego psa, który w swej mądrości chce resztką swych sił odejść niezauważony, nie zostawiając śladu swego istnienia, zawstydzony śladami jakie zostawia jego choroba w domostwie, w którym służył. Olga Tokarczuk jest wnikliwą obserwatorką życia. Nic nie umknie jej uwadze. Komuś może wydawać się to nudne, przegadane, wyimaginowane, ale dla mnie to właśnie siła jej twórczości. Nie ma w niej miejsca na pomyłkę. Niczym malarz posługujący się cała paletą farb, ona używając bogatych środków wyrazu, przenośni, onomatopei, wyszukanych synonimów wdziera się bez skrupułów w naszą wyobraźnię zostawiając trwały ślad. Kochajmy Tokarczuk. To nasze narodowe dobro!

Często wracam do przeczytanych wcześniej książek. Te ulubione, wysoko oceniane mam na środkowych półkach, by były pod ręką i kusiły grzbietami okładek. Te dobre, ale do których nie mam pełnego przekonania kładę najwyżej. Niech dojrzewają. Słabiutkie albo umieszczam na dolnym regale albo ... daję innym smakoszom literatury. Może oni odnajdą w nich to czego mi zabrakło:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie rozumiem sporu miedzy czytelnikami Leopolda Tyrmanda, którzy dokonując osądu nad jego twórczością twierdzą, że "Zły" jest lepszy od "Filipa" a "Gorzki smak czekolady Lucullus" gorszy od "Filipa" itp. To tak jakby porównywać jabłko złota Reneta z .. odmianą McIntosh. Oba są smaczne choć ich przeznaczenie jest różne. Tyrmand jest niepowtarzalny, a wszystko co wyszło spod jego pióra to perełki. "Filip" jest wstrząsającym zapisem wojennych dramatów. Jest kalką ludzkich losów, ich psychiki, wewnętrznych rozterek i buntu wyrażanego w sposób, który dziś wydaje się być tragikomiczny. Plucie do kawy serwowanej przez kelnerów szefowi hotelu czy kopulowanie z żoną hitlerowskiego oficera, który jest na wschodnim froncie nie wydaje się być bohaterstwem. A jednak gdy zrozumiemy stan w jakim znaleźli się młodzi mężczyźni pracując w nazistowskim hotelu we Frankfurcie, wśród których jedynie Filip jest polskim Żydem z Warszawy udającym Francuza, wówczas przesuną się na trzeci plan zgrabnie opisane przez Tyrmanda ich seksualne ekscesy będące w zamiarze moralnym odwetem za poniżanie podbitych narodów. Ale nie to było według mnie dla Tyrmanda najważniejsze. Czytając "Filipa" poznajemy inny wymiar II wojny światowej. "Gdzieś" w Europie giną miliony ludzi z rąk oprawców spod znaku swastyki, a tu we Frankfurcie nad Menem na dobre kwitnie życie rodzinne, towarzyskie, rozrywka. Filip chce przeżyć bojąc się zdemaskowania swego pochodzenia. Jest kelnerem, choć przed wybuchem wojny studiował architekturę. Stał się pariasem i z tym musi się pogodzić za cenę swego życia i podporządkować nieludzkim regułom narzuconym przez faszystów. Musi pozostać bierny, gdy jego koledzy wpadają w ręce gestapo. Ktoś powie: ten chłopak miał szczęście, bo nie trafił do Auschwitz czy na front. Może i tak, ale to tak jakbyśmy porównywali toczoną przez robaki złota Renetę ze zgniłym McIntosh'em. Tyrmand genialnie pokazuje perfidię hitlerowskiego systemu, mechanizm ubezwłasnowolnienia ludzi, ich zezwierzęcania. Jakże kontrastują ze sobą opisy bombardowania miasta z sielskim życiem. Jakże pięknie utkał Tyrmand tę opowieść, że po jej przeczytaniu jeszcze bardziej czuję obrzydzenie do faszyzmu i wszelkich nacjonalistycznych ideologii, bolejąc nad losem tych, których życie musiało toczyć się w tamtych czasach. Teraz mam w planie obejrzenie filmu "Filip" . Czy też mnie zachwyci?

Nie rozumiem sporu miedzy czytelnikami Leopolda Tyrmanda, którzy dokonując osądu nad jego twórczością twierdzą, że "Zły" jest lepszy od "Filipa" a "Gorzki smak czekolady Lucullus" gorszy od "Filipa" itp. To tak jakby porównywać jabłko złota Reneta z .. odmianą McIntosh. Oba są smaczne choć ich przeznaczenie jest różne. Tyrmand jest niepowtarzalny, a wszystko co wyszło spod...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki God Country Donny Cates, Geoff Shaw, Jason Wordie
Ocena 7,3
God Country Donny Cates, Geoff ...

Na półkach:

God Country to epicka opowieść o człowieczym losie, nieodgadnionym, nieprzewidywalnym, tajemniczym i metafizycznym. Nie jest to książka dla poszukiwaczy historii z dreszczykiem czy tanich emocji. Po przeczytaniu wciąż w podświadomości widzę walecznego Emmetta, który odzyskawszy w cudowny sposób siły witalne porusza się w wielowymiarowym świecie, choć tak na prawdę chodzi o to co w naszym życiu najważniejsze: rodzinną miłość i szczęście.

God Country to epicka opowieść o człowieczym losie, nieodgadnionym, nieprzewidywalnym, tajemniczym i metafizycznym. Nie jest to książka dla poszukiwaczy historii z dreszczykiem czy tanich emocji. Po przeczytaniu wciąż w podświadomości widzę walecznego Emmetta, który odzyskawszy w cudowny sposób siły witalne porusza się w wielowymiarowym świecie, choć tak na prawdę chodzi o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezła powieść, jak zresztą wszystkie, które wyszły spod pióra Grishama. Ot, zgrabnie napisana historia o losach prawniczej rodziny, gdzie prawo nie zawsze oznacza praworządność. Szanowany w Clanton w stanie Missisipi sędzia Atlee wiedzie ubogie życie na emeryturze, bo w tym stanie sędziom przysługują najniższe świadczenia, umiera w samotności. Skłócony z dwoma synami, pozostawia jednak poza zaniedbanym domem, także ukryte w biurku pliki banknotów. Ponad 3 mln dolarów. Czy te pieniądze pochodzą z uczciwego źródła, czy przyniosą spadkobiercom szczęście czy przysporzą tylko kłopotów? Wezwanie czyta się lekko, choć można odnieść wrażenie, że ta książka niczym specjalnym się nie wyróznia od dzisiątek podobnych na księgarskim rynku.

Niezła powieść, jak zresztą wszystkie, które wyszły spod pióra Grishama. Ot, zgrabnie napisana historia o losach prawniczej rodziny, gdzie prawo nie zawsze oznacza praworządność. Szanowany w Clanton w stanie Missisipi sędzia Atlee wiedzie ubogie życie na emeryturze, bo w tym stanie sędziom przysługują najniższe świadczenia, umiera w samotności. Skłócony z dwoma synami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kore czytasz jednym tchem, mimo iż wiele w niej fachowych terminów, odniesień do tajników medycyny, ale i mitologii. Andrzej Szczeklik, wybitny lekarz i humanista, wprowadza nas w rozważania o życiu i śmierci, ale jakże empatycznie, jakże mądrze. Poznajemy kulisy pracy medyków, odwieczną walke z chorobami, sztukę wnikania w ich źródła. Poznajemy świat antyczny, którego wiedza o leczeniu jakże wydaje sie nam z dzisiejszego punktu widzenia naiwna. Autor odkrywa metodologie walki z wirusami i bakteriami dziesiątkującymi miliony ludzi na całym świecie. Ale największą wartością tej niezwykłej ksiązki jest jej warstwa duchowa, umiejętność pokazania związku miedzy ciałem i psyche, między życiem i śmiercią od zarania cywilizacji będącym przedmiotem rozważań filozofów, poetów, uczonych. Andrzej Szczeklik wyznaje, że do napisania tej książki "o umieraniu i śmierci" w pewnym stopniu zachęcił go Czesław Miłosz, będący w ostatnich latach życia jego pacjentem. Zachęcam do lektury.

Kore czytasz jednym tchem, mimo iż wiele w niej fachowych terminów, odniesień do tajników medycyny, ale i mitologii. Andrzej Szczeklik, wybitny lekarz i humanista, wprowadza nas w rozważania o życiu i śmierci, ale jakże empatycznie, jakże mądrze. Poznajemy kulisy pracy medyków, odwieczną walke z chorobami, sztukę wnikania w ich źródła. Poznajemy świat antyczny, którego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, prof. Świderkówna nie odpowie już na żadne moje pytanie ani innego czytelnika. Szkoda. Jednak jej dzieło będzie asumptem do wielu dyskusji i rozważań nad istotą Słowa Bożego, nad zawartością Biblii. Druga część jej rozmów o Biblii miała dotyczyć wyłacznie Nowego Testamentu, ale dobrze się stało, że znów nawiązała do Starego Testametu dzięki czemu czytelnik drugiej części Jej rozważań o Piśmie Świętym będzie miał pełniejszy obraz tego, co składa sie na Pismo Święte Chrześcijan w ogóle. Nie mnie rozstrzygać ile w tym magii, ile poezji, ile bajki? Wszak. my Chrześciajnie wierzymy bezkrytycznie w zapisy słowa Bożego. Czytając dzieło prof. Świderkówny, bo to jest naprawdę dzieło popularno-naukowe, literacko-faktograficzne, możemy odnieść wrażenie, że Biblie pisali jej autorzy mając "wizje" albo spisując swe sny lub przekazy starszych pokoleń często je zniekształcając. To trwało setki lat. Biblia jawi się w swej rozściągłości jako wielki poemat, w dodatku autorstwa anonimowych tysięcy greckich wieszczów, podpinających się pod historyczne nazwiska znane z historii i Biblii. Coś dopisywali albo tłumacząc na Grekę zniekształcali oryginał. Hebrajski jest trudny do translacji, więc albo dodawali od siebie, bo mieli takie wyczucie albo dodawali co słyszeli od ludu. Mamy więc do ogarnięcia przepastną Biblie, w której trzeba doszukiwać się sensu i prawdy. Mój Jezu! Prof. Świderkówna celowo zostawia czytelnikom pole do uruchomienia własnej wyobraźni: jeśli jesteś Jahwistą bedzie ci łatwiej, jeśli nie: podążaj strona po stronie co nie jest zadaniem łatwym. Albo wierz w zaparte! Autorka wskazuje na brak konsekwencji w wielu zapisach biblijnych, mieszanie zdarzeń, przeskakiwanie w czasie często po kilkaset lat, pomyłki wynikające z braku wiedzy o zdarzeniach o charakterze katastrof klimatycznych, które dopiero współcześni naukowcy mogli odkryć. Tylko przypowieść o arce Noego daje już wiele do myślenia albowiem nigdy nie mogła znależć się na górze Ararat co najwyżej na akkadyjskiej Urart, na zachód od rzeki Tygrys. Potopem nazwano powódź, która w opisywanym czasie nawiedziła Mezopotomię. Jedno jest pewne: po lekturze Rozmów o Biblii nie da się obojętnie traktować tego co głosi Kościól.

Niestety, prof. Świderkówna nie odpowie już na żadne moje pytanie ani innego czytelnika. Szkoda. Jednak jej dzieło będzie asumptem do wielu dyskusji i rozważań nad istotą Słowa Bożego, nad zawartością Biblii. Druga część jej rozmów o Biblii miała dotyczyć wyłacznie Nowego Testamentu, ale dobrze się stało, że znów nawiązała do Starego Testametu dzięki czemu czytelnik drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ukrywam, że sporo czasu upłynęło nim dojrzałam do przeczytania tej fenomenalnie skonstruowanej książki, której celem jest wyjaśnienie i zarazem przybliżenie zarówno wierzącym jak i ateistom źródeł narodzin religii Żydów i Chrześcijan. Prof. Anna Świderkówna zabiera czytelnika w podróż w czasie, a że jej wiedza o świecie starożytnym jest przeogromna toteż ta wędrówka z jej kompasem jest niecodzienna. Faktem jest, że czytelnik nie mający rozeznania w najważniejszych wydarzeniach historycznych i nie mający choć śladowego pojęcia o tym co zawiera Bibila bedzie miał trudności w interpretacji faktów i odniesień do opisanych zdarzeń. Autorka niczym archeolog odsłania kulisy powstawania ksiąg będących od wieków podstawa wiary jednej trzeciej ludzkiej cywilizacji. Nie wiedziałam, że Stary i Nowy Testament pisany w starożytnej grece, bo nawet większość Izraelczyków w Starożytności częściej posługiwała się tym językiem niz aramejskim czy wymierającym hebrajskim, należy traktować jako całość. Oba wzajemnie się uzupełniają, tworzą spójną myśl. Prof. Świderkówna, choć pisze, że jest zadeklarowaną katoliczką, zachowuje dystans do prezentowanej wiedzy, podkreślając, że Stary i Nowy Testament to jedno źródło wiedzy o słowie Bożym, bez którego trudno zrozumieć istotę Biblii. Poza tym Biblia to nie jedna księga a tysiące spisanych na przestrzeni wieków ksiąg począwszy od 10 w. p.n.e. az do 1 wieku naszej ery. "Rozmowy o Biblii" z pewnością nie są pozycją lekką, ale czasem warto wysilić umysł, by zgłębić obszary wiedzy nie koniecznie oczywistej. Polecam zwłaszcza poszukiwaczom prawdy

Nie ukrywam, że sporo czasu upłynęło nim dojrzałam do przeczytania tej fenomenalnie skonstruowanej książki, której celem jest wyjaśnienie i zarazem przybliżenie zarówno wierzącym jak i ateistom źródeł narodzin religii Żydów i Chrześcijan. Prof. Anna Świderkówna zabiera czytelnika w podróż w czasie, a że jej wiedza o świecie starożytnym jest przeogromna toteż ta wędrówka z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To niezwykła książka jak i niezwykła jest jej treść. Sądzę, że Piotr Kuncewicz z pewną ironią odniósł się do materii, którą poddał swej dogłębnej analizie i ocenie. Nie można odmówić mu wiedzy historycznej, umiejętności weryfikowania faktów i prowadzenia badań porównawczych wiodących do zaskakująych wniosków. Jego skrupulatność i dociekliwość dla wielu czytelników może okazać się nużąca, a wręcz przegadana. Ale to właśnie jest siła tej książki. Kuncewicz nie zostawia wątpliwości, nie zostawia niedomówień, półprawd. On te wszystkie półprawdy a nawet zmyślenia jaskrawo podkreśla wskazując na źródło ich powstania. Taka nasuwa mi się konstatacja: jeślibyż dzisiaj, w dobie owładniętej globalną komunikacją online, ktoś chciał rozpowszechniać niestworzone historie o rozmowie z Bogiem, którego można nawet było zrugać, a w najlepszym, wypadku zlitować, dodając sobie tym splendoru, jeść z nim w jednej izbie strawę, a nawet nim manipulowac - to zostałby natychmiast zbanowany. Jest w książce Kuncewicza wśród wielu znanych "faktów" zawartych w Bibli także jest i ten o plagach egipskich i spaleniu Sodomy i Gomory. Autor niczego nie sugeruje, on cytuje źródła: Bóg wysłał do Sodomy swoich dwóch aniołów by sprawdzili czy prawdą jest co słyszał, że tam rozwija się "ruch LGBT" jakbyśmy to dziś ujęli. No i aniołowie idą, ledwo uchodzą z cnotą i donoszą Bogu, że tak tam jest. No i zniesmaczony Stwórca zsyła na te miasta ogień piekielny. Nas tego uczono na lekcjach religii przestrzegając przed sodomitami, ale nikt nie zadał sobie pytania: dlaczego Wszechmogący i Wszechwiedzący musiał posłużyć się aniołami? Sam niedowidział? A może internet nie działał? Polecam książkę Piotra Kuncewicza tym, którzy lubią dociekać, analizować, myśleć. Stanowczo odradzam przyjmującym bezkrytycznie wszelkie dogmaty i ideologie. Bo można nie tylko zwątpić, ale i zwariować.

To niezwykła książka jak i niezwykła jest jej treść. Sądzę, że Piotr Kuncewicz z pewną ironią odniósł się do materii, którą poddał swej dogłębnej analizie i ocenie. Nie można odmówić mu wiedzy historycznej, umiejętności weryfikowania faktów i prowadzenia badań porównawczych wiodących do zaskakująych wniosków. Jego skrupulatność i dociekliwość dla wielu czytelników może...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Prawdziwy grób Jezusa Jacobovici Simcha, Pellergino Charles
Ocena 7,4
Prawdziwy grób... Jacobovici Simcha, ...

Na półkach:

Kim był Jezus? Czy żył naprawdę? Wszak dopiero 300 lat po jego śmierci oficjalnie Rzym ogłosił Go Bogiem. Jakie tajemnice kryją zapisane w Ewangelii słowa, nie wprost odnoszące się do boskiej istoty i przesłania jakie pozostawił Jezus swym Apostołom? Intrygująca książka, burząca dotychczasowe stereotypy nie tylko o zmartwychwstaniu, ale i celebracji pochówku wśród Żydów w pierwszym wieku Naszej Ery. Już przedmowa autorstwa Jamesa Camerona dowodzi, że warto sięgnąć po ten tytuł. Owszem, Simcha Jacobovici żongluje faktami, opowiada o najnowszych wykopaliskach w Talpiot, gdzie rzekomo znaleziono grób rodziny Jezusa, popuszcza wodze fantazji jakby stawiane przez niego tezy pokrywały się z faktami, jednak nie daje ostatecznej odpowiedzi na nurtujące nie tylko Chrześcijan pytanie: gdzie jest prawdzIwy grób Jezusa? Przecież tzw. całun turyński też nie jest do końca uznany za autentyk. Nawet prowadzona przez Jacoboviciego analiza umiejscowienia grobu Św.Piotra pod Bazyliką w Watykanie wzbudza kolejne wątpliwości. Wydawałoby się, że z punktu widzenia współczesnej nauki i możliwości technicznych okres minionych 2000 lat nie jest tak odległy dla badaczy, by nie mogli zweryfikować wydarzeń z tamtego okresu. A jednak nie zachowały sie jakiekolwiek dokumenty w 100 proc. potwierdzające wiele hipotez a także powszechnie wynoszony na ołtarze proces Jezusa, który skończył się jego ukrzyżowaniem. I dlatego pozostają nam "niepodważalne"dogmaty wiary. I dywagacja: wierzyć czy nie wierzyć- bo oto też jest pytanie?

Kim był Jezus? Czy żył naprawdę? Wszak dopiero 300 lat po jego śmierci oficjalnie Rzym ogłosił Go Bogiem. Jakie tajemnice kryją zapisane w Ewangelii słowa, nie wprost odnoszące się do boskiej istoty i przesłania jakie pozostawił Jezus swym Apostołom? Intrygująca książka, burząca dotychczasowe stereotypy nie tylko o zmartwychwstaniu, ale i celebracji pochówku wśród Żydów w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przypadkowo odkryłam Janowskiego i mile jestem zaskoczona jego piórem. Satelita - to powieść z pogranicza thrillera i political fiction. Rzecz dotyczy walki wielkich, światowych mocarstw gospodarczych o dostęp do źródeł złóź kopalnych na Syberii, mających strategiczne znaczenie. Można by podejrzewać, że autor troche wzorował się na scenariuszu jednego z odcinków przygód Jamesa Bonda "Golden Eye", ale to taka iluzja, choć wrażenie pozostaje. Powieść czyta się szybko, wciągająca akcja, sugestywne dialogi, no i sprawny warsztat Aleksandra Janowskiego, który przedstawia się jako facet, który z niejednego pieca chleb jadł, od kopalni na Dolnym Śląsku po ONZ. Książka wydana w 2010 rok, ale chyba wciąż mało znana.

Przypadkowo odkryłam Janowskiego i mile jestem zaskoczona jego piórem. Satelita - to powieść z pogranicza thrillera i political fiction. Rzecz dotyczy walki wielkich, światowych mocarstw gospodarczych o dostęp do źródeł złóź kopalnych na Syberii, mających strategiczne znaczenie. Można by podejrzewać, że autor troche wzorował się na scenariuszu jednego z odcinków przygód...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stachurę można kochać lub... nie mieć jakiegokolwiek zdania, gdy się go nie zna. Jego tomiki poezji, a potem powieści "Siekierezada"., "Cała jaskrawość" czy głośny zbiór opowiadań "Falując na wietrze", "Się", ale i trudne do skategoryzowania utwory jak np. "Fabula raza", którą zaliczono do felietonów, to dziś klasyka. Stachura, to także autor melancholijnych piosenek, erotyków, pełnych nihilizmu wierszy. Biografia tego niezwykłego poety wydana w 15 rocznice jego tragicznej śmierci, jest kopalnią wiedzy o tym artyście, odkryciem jego stanów świadomości, cech charakteru, jego duszy. Dzięki drobiazgowo zebranej faktografii ukazuje się nam znany z obwoluty wydanych utworów, jako ktoś niezwykle bliski, miotający się z życiowymi dramatami, dokonujący wyborów często pochopnie, na fali chwilowego impulsu, zagubiony w swym ego, a jednocześnie szalenie wrażliwy choć zarazem zbuntowany. Edward Stachura zwany przez przyjaciół Sted, to samorodny talent pisarski. Rodzice, choć pracujący ciężko, nie mieli nic wspólnego z jakąkolwiek twórczością, nie mówiąc o pracy intelektualnej. Stachura urodzony we Francji, płynnie władający rzecz jasna językiem Moliera czy Balzac'a mógł stać się z czasem czołowym tłumaczem literatury francuskiej, i choć takich prób sie podjął, to jednak wciąż poszukiwał, wciąż nie potrafił zaspokoić swej nieposkromionej rządzy bycia największym, najlepszym, doskonałym. I to chyba prowadziło go do depresji, która stała się krokiem do samobójczej śmieci 24 lipca 1979 r. "Stachura -biografia i legenda"- to fenomenalnie skrojony przez Mariana Buchowskiego portret zapomnianego już dziś i niedocenionego pisarza, którego życiorys byłby świetnym materiałem na filmowy serial.

Stachurę można kochać lub... nie mieć jakiegokolwiek zdania, gdy się go nie zna. Jego tomiki poezji, a potem powieści "Siekierezada"., "Cała jaskrawość" czy głośny zbiór opowiadań "Falując na wietrze", "Się", ale i trudne do skategoryzowania utwory jak np. "Fabula raza", którą zaliczono do felietonów, to dziś klasyka. Stachura, to także autor melancholijnych piosenek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wśród wszechobecnych na rynku księgarskim pozycji "z dreszczykiem", tudzież kiepskich kryminałów, a nawet kiczowatych thrillerów, można trafić na książkę, która trzyma w napięciu, stopniowo dodaje adrenaliny, choć nie ocieka krwią i mordobiciem. "Krzyż Południa" Aleksandra Janowskiego to świetna lektura na wakacyjny relaks. Najlepiej byłoby zabrać ja ze sobą na rejs wycieczkowcem i czytając wczuwać się w rolę głównych bohaterów: Margaret i Yana, którzy mimowolnie wciągnięci zostają w intrygę zmieniającą ich urlop w pełną zagadek i dreszczu emocji przygodę. Autor posługuje się świetnym piórem, ma dar stopniowego podbijania napięcia, budowania nastroju tajemniczości, jakiegoś nieprzewidywalnego zagrożenia, co wyczuwamy, choć nic nie wskazuje na to, że to najgorsze dopiero się stanie. Barwne, soczyste opisy postaci, ich zachowań, cech charakteru sprawiają, że miękko wchłania się każdą scenę, a fabuła wciąga czytelnika pozwalając na dobre wejść w skonstruowaną przez Janowskiego akcje. Dużo seksu, miłosnych uniesień, jednak podanych subtelnie, niczym zawoalowanych, drobiazgowe opisy zwyczajów i zachowań amerykańskich bogaczy, kolorowe pejzaże, niezwykła architektura i przyroda wschodniego wybrzeża Florydy - dowodzą, że pisarz zna doskonale sfere, po której porusza się swobodnie acz z dystansem co rusz puentując ruchy swych bohaterów kąśliwymi przytykami. "Krzyż Południa", to lektura którą czyta się z lekkością mając wrażenie, że przed oczami przesuwają się nam kadry dobrego filmu.

Wśród wszechobecnych na rynku księgarskim pozycji "z dreszczykiem", tudzież kiepskich kryminałów, a nawet kiczowatych thrillerów, można trafić na książkę, która trzyma w napięciu, stopniowo dodaje adrenaliny, choć nie ocieka krwią i mordobiciem. "Krzyż Południa" Aleksandra Janowskiego to świetna lektura na wakacyjny relaks. Najlepiej byłoby zabrać ja ze sobą na rejs...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są książki, które po przeczytaniu, mimo że są ciekawe nie pozostają na długo w naszej pamęci, może jedynie ich fragmety, spektakularne opisy scen czy zawarte w nich przesłanie koduje nasz mózg na dłużej.. "Homo Deus": to niezwyczajna powieśc. To coś więcej niż książka. Czytałam dwukrotnie ten bestseller za każdym razem odnajdując tę samą myśl przewodnia: ludzkość czeka samozagłada, cywilizacja dązy do apokalipsy. Yuval Noah Harari, z wykształcenia historyk, to dziś uznany na całym świecie izraelski autor i naukowiec. W "Homo Deus" rysuje przyszłośc jaka nas czeka. Odhumanizowana, sterowana przez tzw. sztuczną inteligencję, dla której przeciętny śmiertelnik nie będzie partnerem. Wystarczy, że sprawdzi jego genotyp za sprawa algorytmu, by określić jego przydatność w życiu społecznym. Jak daleko może człowiek bezkarnie ingerować w zapis genetyczny, jak długo może podporządkowywać los istoty ludzkiej naukowym badaniom i eksperymentom odhumanizowując istotę naszej cywilizacji: wolność. Według Harariego powoli zaczną zanikać kontakty międzyludzkie, potrzeba więzi i bliskosci partnera, a rządzić wchechobecne systemy, TAG'i, portale społecznościowe, na których brak obecności będzie oznaczał ... ostracyzm, albo i nawet niebyt. Strach się bać, ale "Homo Deus" chyba po to została napisana, by nas obudzić i zmusić do myślenia w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dokąd idziesz cywilizacjo?

Są książki, które po przeczytaniu, mimo że są ciekawe nie pozostają na długo w naszej pamęci, może jedynie ich fragmety, spektakularne opisy scen czy zawarte w nich przesłanie koduje nasz mózg na dłużej.. "Homo Deus": to niezwyczajna powieśc. To coś więcej niż książka. Czytałam dwukrotnie ten bestseller za każdym razem odnajdując tę samą myśl przewodnia: ludzkość czeka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A to historia! Jerzy Stuhr nie tylko świetnie odtwarza grane postaci, często fikcyjne, ale też znakomicie żongluje między rzeczywistością a fikcją. Sam się do tego przyznał. Jego książka "Ja, kontrabas" to fantastyczna opowieść o jego pracy scenicznej na kanwie granego ponad 30 lat monodramu "Kontrabasista" Patricka Suskinda w tłumaczeniu Barbary Woźniak. Stuhr znowu ma okazję odkryć rąbek tajemnicy swej profesji ubarwiając licznymi anegdotami, refleksjami, niezwykłymi opisami sytuacji w jakich się znalazł wcielając się w postać muzyka. Mogłoby się wydawać, że monolog o brzdękającym na strunach gościu będzie nudny. Tymczasem Stuhr był oklaskiwany w tej sztuce grając także za granicą. Fenomen? Coś w tym musi być skoro nawet włoska widownia dała się nabrać naszemu aktorowi udającemy wirtuoza. On sam pisze, że granica między rzeczywistościa a fikcją jest nieraz iluzją, a powtarzane wielokrotnie, wymyślone historyjki stają się dla ludzi prawdziwe. Jak chociażby ta stworzona przez Stuhra o genezie wystawienia w Teatrze Starym "Kontrabasisty". "Me ne frego" - cytując Włochów autor daje do zrozumienia, że nie należy się tym przejmować jeśli osiągnięty jest cel. Teatr to iluzja, improwizacja, prawda i fałsz zarazem. Jego znaczenie w naszym życiu tak długo będzie istotne, jak długo publiczność będzie tego potrzebowała, by kształtować swe zapatrywania, oceny, a także postawy. "Kontrabasista" to krytyczna opinia o kondycji polskiej sceny współczesnej, kształceniu adeptów tej sztuki, i choć wydana w 2015 roku, to wciąż na czasie.

A to historia! Jerzy Stuhr nie tylko świetnie odtwarza grane postaci, często fikcyjne, ale też znakomicie żongluje między rzeczywistością a fikcją. Sam się do tego przyznał. Jego książka "Ja, kontrabas" to fantastyczna opowieść o jego pracy scenicznej na kanwie granego ponad 30 lat monodramu "Kontrabasista" Patricka Suskinda w tłumaczeniu Barbary Woźniak. Stuhr znowu ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znowu Aleksandra Jakubowska zaskoczyła mnie na dobre.Książka "Tajemnica życia zawarta w dacie urodzenia" jest równie tajemnicza jak niepoznana siła numerologii, moc tarota czy magia liczby Pi. Najpierw uśmiecham sie pod nosem czytając ten dziwny przewodnik do sekretnych algorytmów, a po chwili konkluduję, że to wcale nie jest takie głupie. Boimy się wszystkiego co nieznane, omijamy to co zakazane (czyżby pani Jakubowska nie wiedziała że Kościół potępia zabawę w numerologie?)sic. A jednak coś w tym jest skoro cyfryzacja rozwija się na potęgę i tylko patrzeć jak komputery stworzą cyfrową mape wszechświata ukazując w detalach nam to co było i co będzie. Choć Jakubowska podpiera się własnymi doświadczeniami, to brakuje mi w tej książce komentarza autorki, w którym określiłaby na ile jest w niej zabawy a na ile wiary w przeznaczenie, bo wciąż jawi mi się jej postać jako wyroczni ważnej pani z telewizyjnego okienka nijak pasującej mi do roli wizjonerki. Notabene nie będę używała tych magicznych, matematycznych funkcji do analizowania związków przyczynowo-skutkowych w mojej dacie urodzenia. Od tego, dla mniej psychicznie odpornych, to już krok do wariatkowa.

Znowu Aleksandra Jakubowska zaskoczyła mnie na dobre.Książka "Tajemnica życia zawarta w dacie urodzenia" jest równie tajemnicza jak niepoznana siła numerologii, moc tarota czy magia liczby Pi. Najpierw uśmiecham sie pod nosem czytając ten dziwny przewodnik do sekretnych algorytmów, a po chwili konkluduję, że to wcale nie jest takie głupie. Boimy się wszystkiego co nieznane,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczygieł bez ceregieli obnaża warsztat dziennikarski. Któż nie lubi tego co dzieje się za kurtyną, w kulisie, za zamkniętymi drzwiami? Autor w przystępny sposób wprowadza czytelnika w arkana swego zawodu, zdradza jak powstaje reportaż, czym w ogóle jest, czym różni się od innych form publicystycznych. Uwielbiam reportaże. Jeśli są krwiste, mięsiste, treściwe, jeśli opierają sie na faktach i wprowadzają w czas i miejsce akcji według mnie są równie wciągające jak powieść. Szczególnie cenię reportaż uczestniczący, w którym reportera na równi z jego bohaterami dotykają wszystkie zdarzenia. Szczygieł jest świetnym mentorem, bo po jego naukach każdemu wydaje się, że reporterem każdy być może. Nie daj Boże!

Szczygieł bez ceregieli obnaża warsztat dziennikarski. Któż nie lubi tego co dzieje się za kurtyną, w kulisie, za zamkniętymi drzwiami? Autor w przystępny sposób wprowadza czytelnika w arkana swego zawodu, zdradza jak powstaje reportaż, czym w ogóle jest, czym różni się od innych form publicystycznych. Uwielbiam reportaże. Jeśli są krwiste, mięsiste, treściwe, jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tu nie ma miejsca na ludzkie odruchy, zwykłe reakcje i relacje, wrodzoną empatię. Tu obowiązują nakazy i zakazy, schematy, a kto chce utrzymać się na fali, musi podporządkować się systemowi obowiązującemu w korpach. Książka Adama Kopackiego wciąga i irytuje, bo aż kipi od prawdy o współczesnym odhumanizowanym świecie. Rządzą stereotypowe rygory zachowania, zatwierdzone przez szefów, którzy wzorują się na zachodnich standardach. Chcesz czy nie musisz naciągnąć maskę wiecznie zadowolonej, zdrowej, bezgranicznie oddanej korpracji pracownicy i uważać, by ktoś nie zdradził co naprawde czujesz, myślisz, potrzebujesz. Obłuda! Zresztą sam tytuł zdradza dokąd ten system prowadzi.

Tu nie ma miejsca na ludzkie odruchy, zwykłe reakcje i relacje, wrodzoną empatię. Tu obowiązują nakazy i zakazy, schematy, a kto chce utrzymać się na fali, musi podporządkować się systemowi obowiązującemu w korpach. Książka Adama Kopackiego wciąga i irytuje, bo aż kipi od prawdy o współczesnym odhumanizowanym świecie. Rządzą stereotypowe rygory zachowania, zatwierdzone...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnica zdrowia. Synchronizm Aleksandra Jakubowska, Lukas Słowek, Lukas Słowek
Ocena 9,4
Tajemnica zdro... Aleksandra Jakubows...

Na półkach:

Któż nie chciałby żyć długo i szczęśliwie? Współczesna medycyna, coraz powszechniejsza wiedza o tym co nam szkodzi, a co pomaga na pewno w dużej mierze sprzyjają przedłużeniu ludzkiego żywota, ale i utrzymaniu długie lata sprawności fizycznej i umysłowej. Książka firmowana nazwiskiem znakomitej dziennikarki Aleksandry Jakubowskiej zachęca już atrakcyjną obwolutą, ale jednocześnie nasuwa pytanie czy ktoś, kto brnął w polityce może zarazem być znawcą astrologii? Książka uchyla rąbka tajemnicy o tym co wiedzieć powinniśmy by zachować w życiu harmonię, by dążyć do poznania samego siebie, by nie dać się zwariować przez cykl życia narzucany przez współczesny rytm życia. Kto interesował się kiedyś Taoizmem, Jing, Qi, Shen, siłą umysłu Dao, numerologią, wpływem Kosmosu, ruchu gwiazd i planet na nas samych - znajdzie tu wiele ciekawych wskazówek jak utrzymać balans. Kiedyś do numerologii podchodziłam z wielkim dystansem traktując jak wymysł czarnoksiężników. Teraz, gdy wiem że wszystko da się zapisać kombinacjami cyfr i znaków, jak chociażby dźwięk czy obraz, nasze DNA i ożywić w hologramie Elvisa Presleya bardziej serio traktuję dywagacje o wpływie "ciał astralnych" na ... trawienie, ból w kościach czy samopoczucie. Oczywiście zachowując umiar i zdrowy rozsądek, bo co prawda starożytni chińscy myśliciele już 6 tysięcy lat temu ten temat zgłębili, jednak dziś bardziej wierzymy w działanie tabletki z apteki niż w skuteczność feng shui. Choć autorka potwierdza na swym przykładzie, że to działa: rzuciła politykę i odnalazła harmonię z dala od niej w domowym ognisku.

Któż nie chciałby żyć długo i szczęśliwie? Współczesna medycyna, coraz powszechniejsza wiedza o tym co nam szkodzi, a co pomaga na pewno w dużej mierze sprzyjają przedłużeniu ludzkiego żywota, ale i utrzymaniu długie lata sprawności fizycznej i umysłowej. Książka firmowana nazwiskiem znakomitej dziennikarki Aleksandry Jakubowskiej zachęca już atrakcyjną obwolutą, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Można by przymierzyć porzekadło navigare necesse est, vivere non est necesse do książki Roberta Makłowicza, gdyby nie totalne zaprzeczenie wynikające z samej treści. Bo i jedno i drugie - i podróże i życie według autora - są koniecznością. Jak nie podróżować, skoro nie byłoby możliwości smakowania kuchni innych narodów? Jaki sens miałyby podróże bez łasuchowania, oblizywania sie na sam widok serwowanych potraw w Budapeszcie, Wiedniu czy Krakowie? Trzeba więc żyć. Makłowicz, którego już dawno pokochałam za niezwykły dar bajania w czasie gotowania na ekranie, teraz jest moim gościem jako gospodarz swego video bloga. I to czym emanuje z ekranu kusi mnie do sięgania i po jego pieczystą, literacką twórczość, nigdy nie przypaloną, zawsze dobrze przyprawioną i elegancko podaną. "Cafe Museum" to wycieczka w przeszłość, nie tak bardzo odległą, ale dla nas współczesnych znaną tylko z lekcji historii. Jakże jest ona sentymentalną, jakże bliska duszy Makłowicza. A prowadzi nas w okres panowania Zalitawii i Przedlitawii czyli monarchii austro-węgierskiej. Gdyby nie Haszek to Makłowicz napisałby przygody dzielnego Szwejka, który z pewnością byłby nadwornym kucharzem Jego Cesarskiej Wysokości. Makłowicz to gawedziarz jakich mało, nawet w Krakowie takich ze świeczką szukać. No i ten szyk w zdaniu przestawny, igraszki słowne, zabawna fabuła, tryskające humorem opisy sytuacji i postaci, o których pisze i ogrom wiedzy historycznej dodawanej z umiarem, ale bezbłędnie tam, gdzie tego wymaga narracja. Gdyby Makłowicz minął się z powołaniem i nie został.. Makłowiczem, którego znamy i kochamy, jakże wielka by to była strata dla polskiego gwiazdozbioru. A zatem kosztujcie go, czytajcie i oglądajcie, bo to wartość sama w sobie. Smacznego!

Można by przymierzyć porzekadło navigare necesse est, vivere non est necesse do książki Roberta Makłowicza, gdyby nie totalne zaprzeczenie wynikające z samej treści. Bo i jedno i drugie - i podróże i życie według autora - są koniecznością. Jak nie podróżować, skoro nie byłoby możliwości smakowania kuchni innych narodów? Jaki sens miałyby podróże bez łasuchowania,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to książka przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorców, bo i podejrzewam autor nie takiego sobie wyobrażał posługując się językiem wytrawnego naukowca, badacza kultury, wykładowcy uniwersyteckiego. Pracę prof. Sulimy "pożyczyłam" od siostrzeńca z wykształcenia kulturoznawcy. I znowu podkusił mnie tytuł "Powidoki", który prześladuje mnie od czasu filmu Wajdy o takim samym tytule. Tak jak i on, a potem "Powijaki" te "Powidoki" Sulimy to zupełnie inna perspektywa. Tu nie ma narracji, tu nie ma intrygi, tu nie ma fabuły, chyba że nasze życie codzienne, nasze zwyczaje i współczesne normy potraktujemy jak fabułę. Autor wnika w nasze zmieniające się przyzwyczajenia, obnaża mechanizmy dehumanizujące społeczeństwo, które niby nie zmienia się w swej istocie, a jednak powoli toleruje zachowania odstawające od przyjętych uniwersalnych norm powodując ich deformacje a nawet negację. "Powidoki codzienności" to świetny materiał na dyskusję o tym dokąd zmierza cywilizacja? Homo erectus, technokrata, homo rapiens, homo deus, homo sovieticus czy homo apocalipsis? Dokąd prowadzi ta droga? Do samozniszczenia intelektualnego, kulturowego, ale i fizycznego, materialnego? Praca prof. Sulimy to według mnie świetny materiał na film dokumentalny o homo sapiens XXI wieku. Jednak obawiam sie czy za 100 lat będzie komu go jeszcze oglądać...?

Nie jest to książka przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorców, bo i podejrzewam autor nie takiego sobie wyobrażał posługując się językiem wytrawnego naukowca, badacza kultury, wykładowcy uniwersyteckiego. Pracę prof. Sulimy "pożyczyłam" od siostrzeńca z wykształcenia kulturoznawcy. I znowu podkusił mnie tytuł "Powidoki", który prześladuje mnie od czasu filmu Wajdy o takim...

więcej Pokaż mimo to