-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2024-05-17
2024-04-30
2024-04-22
2024-04-20
Szczerze, to nawet nie wiem, o czym dokładnie była ta książka. Tu jest wszystko i nic, bo mamy dużo wątków, jednak one są tak poszatkowane i niedokończone, że nic nie dostajemy w pełni.
Nie podobał mi się język, zbyt poetycki, ale w taki tani sposób. Myślę, że część mnie umarła przy niektórych porównaniach czy opisach scen, np porównanie przecinka do płodu czy moment umierania przerwany opisem seksu. Czułam, że niektóre zdania nie mają sensu, tylko są napisane, bo brzmią "mądrze".
Szczerze, to nawet nie wiem, o czym dokładnie była ta książka. Tu jest wszystko i nic, bo mamy dużo wątków, jednak one są tak poszatkowane i niedokończone, że nic nie dostajemy w pełni.
Nie podobał mi się język, zbyt poetycki, ale w taki tani sposób. Myślę, że część mnie umarła przy niektórych porównaniach czy opisach scen, np porównanie przecinka do płodu czy moment...
2024-04-18
2024-04-17
2024-04-10
2024-04-07
2024-04-06
2024-04-04
Dużo rozpoczętych wątków, dość chaotycznie.
Ładna kreska, jednak historia płaska, jakby urwana.
Myślałam, że będzie bardziej się skupiać na dziewczynach, a w tym temacie też niestety biednie
Dużo rozpoczętych wątków, dość chaotycznie.
Ładna kreska, jednak historia płaska, jakby urwana.
Myślałam, że będzie bardziej się skupiać na dziewczynach, a w tym temacie też niestety biednie
2024-04-03
2024-03-30
2024-03-28
2024-03-28
2024-03-23
Jeśli w Stranger Things najbardziej interesował was tajemniczy ośrodek, w którym przetrzymywane są dzieciaki z mocami, to ta książka jest dla was.
“Instytut” bowiem opowiada historię Luka, który pewnej nocy zostaje uprowadzony do ośrodka zwanego Instytutem, w którym prowadzone są badania na dzieciach mających zdolności telekinezy lub telepatii.
Można się spodziewać, że skoro jest to książka o dzieciach, to bohaterowie będą infantylni. Nic bardziej mylnego. King nie sprowadził ich do bandy niczego nieświadomych naiwniaków. Nadał im głębi. Wydawali się wręcz dorośli, ale to dlatego, że sytuacja wymagała od nich szybszego dorośnięcia.
Początek książki może trochę dezorientować, ale nie poddawajcie się! Opis i recenzje was nie oszukały, tylko musicie dać historii jeszcze kilka stron. Potem wszystko nabierze sensu.
Dzieci z mocami to jeden z moich ulubionych motywów, dlatego pomimo mojego ogólnego, ogromnego entuzjazmu czuję trochę niedosyt. Zabrakło mi więcej różnorodnych mocy. Chciałam, żeby ten wątek został jeszcze bardziej rozwinięty, a czuję, że pomimo tego, że książka się na nim defacto skupia, to został poprowadzony na podstawowym poziomie. Za mało mocy, za dużo badań.
“Instytut” to wciągająca historia, od której nie mogłam się oderwać przez długie godziny. Krótkie rozdziały zdecydowanie w tym pomagały, bo chciało się czytać “jeszcze tylko jeden rozdział”, gdzie później się okazywało, że przeczytałam za jednym razem pół książki. Dla miłośników motywu found family będzie idealna.
Jeśli w Stranger Things najbardziej interesował was tajemniczy ośrodek, w którym przetrzymywane są dzieciaki z mocami, to ta książka jest dla was.
“Instytut” bowiem opowiada historię Luka, który pewnej nocy zostaje uprowadzony do ośrodka zwanego Instytutem, w którym prowadzone są badania na dzieciach mających zdolności telekinezy lub telepatii.
Można się spodziewać, że...
2024-03-17
Do “Króliczka” skusiło mnie porównanie do “Tajemnej historii”, którą czytałam i bardzo lubię. I tego porównania kompletnie nie rozumiem. Bo tak, mamy tutaj uniwersytet, na którym grupa, którą można nazwać elitarną, studiuje literaturę i rozlewa trochę krwi. Jednak reszta jest całkowicie inna, a sam klimat tej historii w ogóle nie przypominał mi tego z dzieła Donny Tartt.
Ta książka jest jak bardzo pokręcony sen, w który najpierw ciężko zapaść, jednak później wsysa cię całkowicie. Możesz chcieć się obudzić, jednak twoje powieki są tak ciężkie, że nie ma od niego ucieczki.
To była pokręcona książka, w której wszystko ma drugie znaczenie. Dlatego chyba mi się nie spodobała. Nie lubię, kiedy cała historia to symbol czegoś i nic, co jest napisane, nie jest tym, co się w rzeczywistości dzieje. Nie trafia to do mnie. Mimo tego bardzo chciałam ją przeczytać, zobaczyć, czy jest szansa na to, że jednak mi się spodoba. Liczyłam może na jakieś wyjaśnienia, ale tych nie dostałam.
Od samego początku ciężko było mi się w nią wkręcić, dlatego, kiedy od około drugiej części książki wreszcie zaczęło się coś dziać, myślałam, że tak pozostanie do samego końca. Niestety interesująca część nie trwała za długo i później robiło się coraz bardziej chaotycznie, a mnie to nie przekonywało, nawet nudziło. Zabrakło mi też króliczków, w samych króliczkach. Te dziewczyny były jak przelotny sen. Czułam niedosyt.
Więc jak dla mnie “Króliczek” to niestety niewypał. Winą może być też sposób jej reklamy w bookmediach
Do “Króliczka” skusiło mnie porównanie do “Tajemnej historii”, którą czytałam i bardzo lubię. I tego porównania kompletnie nie rozumiem. Bo tak, mamy tutaj uniwersytet, na którym grupa, którą można nazwać elitarną, studiuje literaturę i rozlewa trochę krwi. Jednak reszta jest całkowicie inna, a sam klimat tej historii w ogóle nie przypominał mi tego z dzieła Donny Tartt....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-15
Nieczęsto zdarza mi się czytać książki dla dzieci, jednak miałam okazję przeczytać “O sołtysie Salomonku i tęczy”, więc z niej skorzystałam. Zwłaszcza że dzieła Marcina Szczygielskiego, ale te dla starszych czytelników, uwielbiam.
Jest to krótka i prosta historia, jednak bawiłam się na niej wyśmienicie. Autor ukrył w niej elementy, na które dorośli mogą się uśmiechnąć podczas czytania. Morał również uważam za piękny, choć mógł być jeszcze trochę bardziej dosadny. Jednak nieważne ile masz lat, znajdziesz w tej książce coś dla siebie.
Marcin Szczygielski udowodnił już wiele razy, że jest świetnym pisarzem. Nieważne czy pisze książki dla dzieci, dla starszej młodzieży czy dorosłych, zawsze potrafi czytelnika rozśmieszyć, ale też dać ważną lekcję.
Nieczęsto zdarza mi się czytać książki dla dzieci, jednak miałam okazję przeczytać “O sołtysie Salomonku i tęczy”, więc z niej skorzystałam. Zwłaszcza że dzieła Marcina Szczygielskiego, ale te dla starszych czytelników, uwielbiam.
Jest to krótka i prosta historia, jednak bawiłam się na niej wyśmienicie. Autor ukrył w niej elementy, na które dorośli mogą się uśmiechnąć...
2024-03-15
2024-03-09
2024-03-02
Ta książka była jak narkotyk, sięgając po nią, nie mogłam przestać jej czytać, a z każdą stroną chciałam coraz więcej.
Naprawdę, ostatnio mam problem ze skupieniem się na czytaniu, a w przypadku "My, dzieci z dworca zoo" ten problem na chwilę zniknął. Chciałam czytać więcej i więcej. Wpadałam w taki wir czytania, że nie mogłam przestać. Chciałam rzucić wszystko (a to m.in. był czas półfinałów eurowizji - czyli mojej totalnej miłości) byle tylko czytać.
Przynajmniej do czasu. Trochę przed połową książki zaczęło mnie to wszystko nużyć. Czułam, że ciągle czytam o tym samym.
I tak, w pewien sposób każda strona była potrzebna i ważna, bo wycięcie fragmentów z historii Christiane mogłoby być bez sensu. Jednak nie oznacza to, że było to dla mnie aż tak interesujące, żeby chętnie kontynuować książkę. Były momenty, które łapały mnie za serce, ale były to tylko fragmenty. Ciągle czekałam na jakiś przełom.
To był przerażający obraz dziewczynki staczającej się na samo dno. Obraz zaniedbania na tak wielu płaszczyznach.
Najbardziej irytującą i denerwującą częścią tej książki byli wszyscy, którzy zawiedli Christiane, którzy nie pomogli jej wyrwać się z nałogu. "My dzieci z dworca zoo" to idealny przykład zaniedbania ze strony rodziny, rządu czy opieki zdrowotnej. Ale też smutne przypomnienie, że czasami nie jesteśmy w stanie pomóc bliskiej osobie, jeśli ona sama nie chce pomocy.
Jest jedno słowo, które dla mnie opisuje tę książkę, a jest to "frustracja".
Ta książka była jak narkotyk, sięgając po nią, nie mogłam przestać jej czytać, a z każdą stroną chciałam coraz więcej.
więcej Pokaż mimo toNaprawdę, ostatnio mam problem ze skupieniem się na czytaniu, a w przypadku "My, dzieci z dworca zoo" ten problem na chwilę zniknął. Chciałam czytać więcej i więcej. Wpadałam w taki wir czytania, że nie mogłam przestać. Chciałam rzucić wszystko (a to m.in....