-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-07-13
2023-07-06
Nieszczęściem Joanny Chmielewskiej u schyłku jej twórczości pisarskiej było to, że próbowała na siłę przebić sama siebie i grała na oklepanych i wyeksploatowanych motywach znanych z jej wcześniejszych powieści. Dlatego też większość jej ostatnich powieści była po prostu słaba i wtórna. „Porwanie” miało ogromne zadatki na świetną powieść, zabiło ją wykonanie. Chmielewska stworzyła bowiem niesamowicie przegadaną i „statyczną” fabułę.
Główny wątek – szajka porywająca ludzi, która głównej bohaterce objawia się niespodziewanie i w sposób widowiskowy – brzmi naprawdę ciekawie i do pewnego momentu taki jest. Niestety akcja powieści polega na tym, że główna bohaterka siedzi cały czas w domu, schodzą się do niej przeróżne postaci, które nie robią praktycznie nic tylko gadają, gadają i gadają. Ewentualnie jedzą lub piją a Chmielewska z sadystyczną wręcz lubością zasypuje czytelnika informacjami co dała gościom do jedzenia lub jakim aktualnie alkoholem raczy się poszczególna postać. W pewnym momencie zaczęło to być już nad wyraz irytujące.
Poza tym nie dzieje się praktycznie nic. Szajka może i porywa ludzi, śledztwo się toczy a Chmielewska przyjmuje co chwilę gości, siedzą, gadają, jedzą, piją. W sprawie dochodzi do przełomu, coś się gdzieś zaczyna dziać a Chmielewska przyjmuje gości, siedzą, gadają, jedzą i piją. Akcja się zagęszcza, dochodzi do punktu kulminacyjnego i zgadnijcie co się dzieje? Chmielewska przyjmuje gości, siedzą, gadają, jedzą, piją… Tajemnica się rozwiązuje, wiadomo wszystko i co? Chmielewska i jej goście dla odmiany sami idą w gości, siedzą, gadają, jedzą, piją…. I na tym polegała cała powieść.
Zero w tej powieści dynamizmu, napięcia, czegokolwiek co by zelektryzowało i przyciągnęło czytelnika. Bohaterowie – z kilkoma wyjątkami – doskonale już znani ale nic nie wnoszący do fabuły. Żart nieśmieszny, dialogi przesadzone i sztuczne, w dodatku w pewnych momentach autorka gmatwa i niekoniecznie jasno i klarownie tłumaczy pewne wątki. Albo je tylko wspomina albo nad wyraz pokrętnie prowadzi i wyjaśnia.
Szkoda, bo jak już wspomniałem pomysł był ciekawy.
Nieszczęściem Joanny Chmielewskiej u schyłku jej twórczości pisarskiej było to, że próbowała na siłę przebić sama siebie i grała na oklepanych i wyeksploatowanych motywach znanych z jej wcześniejszych powieści. Dlatego też większość jej ostatnich powieści była po prostu słaba i wtórna. „Porwanie” miało ogromne zadatki na świetną powieść, zabiło ją wykonanie. Chmielewska...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-01
Siódmy i ostatni tom autobiografii Joanny Chmielewskiej nosi tytuł „Okropności” i faktycznie okropnościami najeżony jest. O różnym kalibrze ale jednak.
To, co za najgorsze z nich wszystkich można uznać, to śmierć Alicji, wieloletniej przyjaciółki autorki, jednej z najważniejszych postaci w całym jej życiu. Spora część tej książki to swoiste wspomnienie o Alicji, o jej życiu, o jej wpływie na Chmielewską, o tym jaka była i ile znaczyła dla ludzi. Alicję pisarka darzyła ogromnym uczuciem i to widać w słowach, jakimi „żegna” się z przyjaciółką. A robi to wzruszająco, czule, serdecznie ale i zabawnie i przekornie. Fragmenty te czyta się z rozrzewnieniem, znając bowiem doskonale Alicję jako bohaterkę wielu jej książek ma się bowiem wrażenie, że czyta się o odejściu dobrej znajomej.
Ponadto do całej gamy okropności dochodzą perypetie związane ze zdrowiem. Zaczęły się one co prawda już w „Starym próchnie” ale w „Okropnościach” rozwinęły swoją skalę możliwości utrudniając znacznie pisarce normalną egzystencję.
O innych wszelako pojętych okropnościach czytało się już źle. Z tego tytułu, że były nudne. Ja zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie wypełniały autorce bez mała cały świat ale naprawdę rozwodzić się przez wiele stron na walką ze ślimakami, które niszczą jej ogród? Albo nieudanymi eksperymentami ogrodniczymi? Swoją drogą niezwykle obfite fragmenty dotyczące ogrodu autorki oraz wszelakiej flory w nim przez nią uprawianej mogłyby zanudzić niejednego, mnie znudziły do granic. Za to z nawiązką zrekompensowała to wręcz cała epopeja o jej przygodach z kocim inwentarze, jaki jej się objawił w nowym domu, koty to urocze zwierzęta a te, które trafiły pod opiekę Chmielewskiej tylko to potwierdzają, trafiły się jej bowiem nietuzinkowe charaktery co autorka znakomicie opisała.
Cóż. Ostatni tom wypadł w kratkę. Wspaniała część o Alicji i mniej wspaniała reszta. Gdyby nie te ogrodnicze pierepałki, którymi przez wiele stron przynudzała autorka byłoby znacznie ciekawiej.
Siódmy i ostatni tom autobiografii Joanny Chmielewskiej nosi tytuł „Okropności” i faktycznie okropnościami najeżony jest. O różnym kalibrze ale jednak.
To, co za najgorsze z nich wszystkich można uznać, to śmierć Alicji, wieloletniej przyjaciółki autorki, jednej z najważniejszych postaci w całym jej życiu. Spora część tej książki to swoiste wspomnienie o Alicji, o jej...
2023-02-24
Tom szósty cyklu autobiograficznego Chmielewskiej czyli „Stare próchno”. Różnie się znacznie od pozostałych tomów z dwóch powodów. Po pierwsze został napisany w odstępie ponad 10 lat od pierwszych czterech a 6 lat od piątego. Po drugie jest po prostu mniej strawny.
Nie da się ukryć, że pod koniec swojej twórczości Chmielewskiej trochę zepsuł się charakter. W powieściach a przede wszystkim w „Starym próchnie” Chmielewska zaczęła być trochę za bardzo autorytarna, za bardzo krytyczna, kategoryczna, nieustannie narzekająca i – co najgorsze – za bardzo konserwatywna jeśli chodzi o poglądy jak i ich wyrażanie. Chwilami wręcz można było odnieść wrażenie, że świat pobiegł do przodu a Chmielewska uparcie nie ma zamiaru. Zdecydowanie zmieniło się też jej poczucie humoru, zabrakło w nim tej lekkości, luzu i wdzięku, było jakieś takie zachowawcze albo zrozumiałe tylko dla niej.
Niemniej jednak z ciekawością przeczytałem ten tom. U autorki zaszły spore zmiany. Przede wszystkim wreszcie porzuciła upiorne schody. A mianowicie przeprowadziła się z bloku, z wysokiego trzeciego piętra do parterowego domku i odżyła, a wszyscy wiedzą jaką nienawiścią Chmielewska te przeklęte schody darzyła. Poza tym, a to już mniej wesołe, podupadła na zdrowiu i jej perturbacje zdrowotne zdominowały ten tom. Nic dziwnego, miały bowiem potężny wpływ na to co się z nią działo. Jeszcze jedno co mnie zaskoczyło w tym tomie, ale na minus, to fakt, że pojawia się sporo nowych postaci, których tożsamość nie jest rozwinięta. Zazwyczaj Chmielewska „wprowadzając na scenę” jakąś osobę opisywała ją, dokonywała jako takiego przedstawienia. Tutaj tego zabrakło. Dobrze, że akurat te postaci są opisane w jej powieściach, stąd je kojarzę. Bez tego byłby mętlik.
Podsumowując. To taki słodko – gorzki tom, niestety, więcej w nim goryczy niż słodyczy. Nie bawiłem się już rak dobrze jak przy poprzednich ale nie żałuję przeczytania.
Tom szósty cyklu autobiograficznego Chmielewskiej czyli „Stare próchno”. Różnie się znacznie od pozostałych tomów z dwóch powodów. Po pierwsze został napisany w odstępie ponad 10 lat od pierwszych czterech a 6 lat od piątego. Po drugie jest po prostu mniej strawny.
Nie da się ukryć, że pod koniec swojej twórczości Chmielewskiej trochę zepsuł się charakter. W powieściach a...
2023-02-19
Nie da się porównać tego tomu z pozostałymi. O ile poprzednie charakteryzowały się tym, że Chmielewska skupiała się na konkretnym okresie życia i opisywała go ze szczegółami (czasem wtrącając dygresję wprzód czy wstecz) o tyle „Wieczna młodość” to tylko dodatek do nich. Jak zresztą mówi sam podtytuł „aneks do wszystkich pozostałych”. Bo tak w istocie jest.
Autorka prostuje sporo faktów, które poprzekręcała, nie celowo rzecz jasna ale dlatego, że po prostu czasem zawodziła ją pamięć, lub po prostu zdarzało jej się pomylić miejsca, ludzi czy osadzić coś w konkretnym czasie. Ludzka pamięć bywa czasem ulotna. Ponadto sporo tu wyjaśnień, sprostowań czy uściśleń ale też sporo nowych, ciekawych anegdot i historii, o których wcześniej autorka nie pamiętała.
Ten tom nie wywołał takich fajerwerków jak poprzednie co nie zmienia faktu, że również przeczytałem go z przyjemnością.
Nie da się porównać tego tomu z pozostałymi. O ile poprzednie charakteryzowały się tym, że Chmielewska skupiała się na konkretnym okresie życia i opisywała go ze szczegółami (czasem wtrącając dygresję wprzód czy wstecz) o tyle „Wieczna młodość” to tylko dodatek do nich. Jak zresztą mówi sam podtytuł „aneks do wszystkich pozostałych”. Bo tak w istocie jest.
Autorka prostuje...
2023-02-19
Czwarty tom autobiografii Chmielewskiej nosi tytuł „Trzecia młodość” i przyniosła autorce kolejne życiowe zmiany jak i obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń. Przede wszystkim w życiu autorki pojawił się nowy mężczyzna, Marek, wymarzony blondyn, którego w przeszłości rzekomo wywróżyła jej cyganka. Jak poprzedni mężczyźni życia ten też zapisze się wieloma miłymi wspomnieniami ale też da Chmielewskiej nieźle popalić.
„Trzecia młodość” to też opisy wielu wojaży, które autorka tak wielbiła, z których dwa wyróżniają się bardzo. Pierwszy to podróż po ZSRR, które to – podróż jak i kraj – opisała nad wyraz ciekawie i barwnie. Zresztą Chmielewska trafiła tam dwa razy, raz służbowo, raz prywatnie, służbowy wyjazd opisany został w innym tomie i wydarzył się dużo później, ale wrażenia z obu były dla pisarki takie same. Dziwny, niezrozumiały, nieobliczalny kraj, w którym wszystko odbywa się wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Drugi wyjazd to podróż do Algierii, do której pojechała do swoich synów pracujących tamże. Wyjazd ten był o tyle istotny i ważny, że dzięki niemu powstała jedna z lepszych i ciekawszych książek autorki czyli „Skarby” z cyklu o Janeczce i Pawełku.
Ponadto tradycyjnie już tom obfituje w wiele zabawnych anegdot i wspomnień. Nie wszystkie co prawda kolorowe i radosne dla samej autorki, życie bowiem nagle nie zaczęło jej tylko i wyłącznie rozpieszczać, ale wszystkie szczerze i uczciwie opisała, rozbrajająco zawczasu informując czytelnika, że teraz będzie ponuro więc jak ktoś nie chce, to może przeskoczyć kilka kartek. Nie wiem, czy wśród jej fanów znalazłaby się taka osoba, która by pominęła chociaż jedną napisaną przez nią stronę. Ja bym nie potrafił.
Rzecz jasna polecam.
Czwarty tom autobiografii Chmielewskiej nosi tytuł „Trzecia młodość” i przyniosła autorce kolejne życiowe zmiany jak i obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń. Przede wszystkim w życiu autorki pojawił się nowy mężczyzna, Marek, wymarzony blondyn, którego w przeszłości rzekomo wywróżyła jej cyganka. Jak poprzedni mężczyźni życia ten też zapisze się wieloma miłymi wspomnieniami...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-12
Trzeci tom autobiografii Chmielewskiej czyli „Druga młodość”. Obfituje w wiele znamiennych i szczególnych wydarzeń. Przede wszystkim pisarka rozwodzi się z mężem a po jakimś czasie związuje się z prokuratorem Wojtkiem, określanym przez Chmielewską mianem „czarującego łajdaka”, a który wniesie w jej życie sporo zamętu i zamieszania by z hukiem z tego życia zniknąć. To też moment, kiedy poznajemy jedną z najważniejszych osób w życiu autorki – najważniejszą poza rodziną – czyli słynną Alicję. Słynną zarówno z powieści jak i dokumentalnego filmu o Chmielewskiej „Moje wykopane studnie”. Znajomość ta rozwinie się dosłownie w przyjaźń do grobowej deski.
„Druga młodość” opisuje jeszcze inne ważne wydarzenia z czego najważniejszym chyba jest jej debiut pisarski, opisuje bowiem lata, gdy Chmielewska wydała „Klin” po czym jej pisarska kariera ruszyła z kopyta. W tym tomie również zmienia pracę na wyuczoną i wymarzoną, zatrudnia się bowiem w biurze architektonicznym i wreszcie robi coś, co zawsze lubiła i w czym naprawdę była świetna. Ale to też bardzo istotne wydarzenie jakim był wyjazd Joanny do pracy w Danii, który ułatwiła jej Alicja, za co była jej wdzięczna do końca życia. Jak sama pisała, Alicja wydarła ją w kluczowym momencie zza żelaznej kurtyny, sama niewiele mając i prawdopodobnie uratowała jej tym życie. Nawiasem mówiąc wtedy też narodziła się w Chmielewskiej ogromna miłość do wyścigów konnych, co owocowało paroma powieściami z wyścigami w tle.
Po powrocie z Danii autorka podejmuje trudną ale świadomą decyzję o porzuceniu zawodu architekta i skupieniu się na pisarstwie. Mnie jako jej fana bardzo cieszy, że taką decyzję podjęła, kto wie o ile powieści mniej by powstało, gdyby Chmielewska na co dzień poświęcała praktycznie pół dnia na pracę zawodową z pisaniem niezwiązaną….
Kolejny bardzo dobry tom biografii autorki, chwilami słodki, chwilami gorzki ale po raz kolejny napisany z lekkością i wdziękiem.
Trzeci tom autobiografii Chmielewskiej czyli „Druga młodość”. Obfituje w wiele znamiennych i szczególnych wydarzeń. Przede wszystkim pisarka rozwodzi się z mężem a po jakimś czasie związuje się z prokuratorem Wojtkiem, określanym przez Chmielewską mianem „czarującego łajdaka”, a który wniesie w jej życie sporo zamętu i zamieszania by z hukiem z tego życia zniknąć. To też...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-10
Drugi tom autobiografii czyli „Pierwsza młodość” zupełnie nie ustępuje miejsca pierwszemu, wręcz przeciwnie, Chmielewska dopiero się rozkręca. Tom zaczynają wydarzenia znamienne i obfitujące w potoki wspaniałych wspomnień a mianowicie autorka wychodzi za mąż, rodzi pierwsze dziecko i dostaje się na wymarzoną architekturę. A dalej jest tylko ciekawiej.
Świeżo upieczona żona/matka/studentka musi pogodzić ze sobą mnóstwo rzeczy. Po pierwsze – ma swoją rodzinę. Czyli oprócz tego, że jej własna potrafi ciągle ją zaskoczyć i zapewnić rozrywek, to teraz ma jeszcze męża a potem małe dziecko. A przypomnieć trzeba, że jej warunki bytowo – mieszkaniowe potrafią spędzić sen z powiek, a ówczesny ustrój, z wszystkimi jego „radościami” też potrafił nieźle dokopać. Do tego dochodzą studia, którym autorka poświęca mnóstwo czasu bowiem spotkała podczas nich naprawdę sporo interesujących osób i ogólnie wypadły jej te studia całkiem rozrywkowo. Zaraz po niej trafia do pracy, do wykonawstwa budowlanego i tu dopiero zaczyna się – jakby to stwierdziła autorka – polka. Wiele osób twierdzi, że opisy jej pracy były po prostu nudne i nieciekawe. Osobiście uważam, że wręcz przeciwnie. To był prawdziwy konglomerat barwnych i ciekawych postaci, które się wówczas przez życie Chmielewskiej przewinął czego dowodem jest całe mnóstwo naprawdę ciekawych i zabawnych wspomnień i anegdot.
Pomyśleć można, że autorka wiodła wówczas spokojne i ustabilizowane życie. Otóż nie, czasy były smutne i trudne, rodzina chwilami gniotła ją siłą prasy hydraulicznej, mąż okazał się indywidualistą z charakterem godnym Chmielewskiej i jej przodkiń, więc nie zawsze bywało kolorowo. Ale nawet pomimo tych momentów Chmielewska żyła pełnią życia, co opisuje z rozbrajającą czułością, wdziękiem i właściwym sobie humorem.
Dla mnie wspaniała lektura.
Drugi tom autobiografii czyli „Pierwsza młodość” zupełnie nie ustępuje miejsca pierwszemu, wręcz przeciwnie, Chmielewska dopiero się rozkręca. Tom zaczynają wydarzenia znamienne i obfitujące w potoki wspaniałych wspomnień a mianowicie autorka wychodzi za mąż, rodzi pierwsze dziecko i dostaje się na wymarzoną architekturę. A dalej jest tylko ciekawiej.
Świeżo upieczona...
2022-06-12
„Rzeź bezkręgowców” to powieść, która nie powinna się zdarzyć. Joanna Chmielewska chciała przeskoczyć samą siebie i pokazać czytelnikowi, że pomimo wieku nadal ma pazur i potrafi napisać zgrabną intrygę. O ile w poprzedzającej „Rzeź bezkręgowców” „Zapalniczce” się to udało o tyle tym razem autorka poniosła fiasko. Sromotne.
Przede wszystkim powieść jest zbyt zagmatwana ale i chaotyczna. Ale też absurdalna, powody morderstw dokonywanych w powieści mogą wywołać co najwyżej uśmiech politowania, fabuła również, bohaterowie mało ciekawi, humoru jak na lekarstwo. A całość okraszona negatywnym stosunkiem autorki do telewizji jako instytucji oraz dziennikarzy, co można uznać za nadmierną zgryźliwość, z gatunku tych, co nie bawią ani trochę. A przede wszystkim umieszczanie akcji w miejscu, którego autorka unika i którego, jak sama wielokrotnie przyznaje, nie rozumie, nie jest dobrym pomysłem. Brakuje bowiem zarówno wiarygodności jak i sensu.
Mało ciekawa, przekombinowana, zbyt przegadana powieść.
„Rzeź bezkręgowców” to powieść, która nie powinna się zdarzyć. Joanna Chmielewska chciała przeskoczyć samą siebie i pokazać czytelnikowi, że pomimo wieku nadal ma pazur i potrafi napisać zgrabną intrygę. O ile w poprzedzającej „Rzeź bezkręgowców” „Zapalniczce” się to udało o tyle tym razem autorka poniosła fiasko. Sromotne.
Przede wszystkim powieść jest zbyt zagmatwana...
2022-06-11
Swego czasu Joanna Chmielewska postanowiła wydać kilka poradników, ale takich z przymrużeniem oka. Pełnych jej przemyśleń, obserwacji i anegdot z jej bardzo ciekawego życia. I owszem, kilka z nich okazało się sukcesem i były ciekawe i zabawne, jak chociażby „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą” czy „Książka poniekąd kucharska”. Jedynie z „Hazardem” mam problem i ciężko mi go określić i zakwalifikować, bo tematyka owego utworu to nie moja bajka. Niestety są też takie, które nie powinny były nigdy się ukazać a mianowicie „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem” i „Traktat o odchudzaniu”.
Nic ciekawego w „Traktacie” nie ma. To pójście na łatwiznę i po linii najmniejszego oporu. Jest to zbiór wielu przemyśleń na temat odchudzania, który znany jest przecież zarówno z powieści Chmielewskiej jak i jej „Autobiografii”. Nic w tym odkrywczego, nic oryginalnego, nic też zabawnego bowiem anegdoty w tymże utworze nawet nie śmieszą. Całość razi wtórnością i czyta się naprawdę źle.
Nie polecam, nawet fanom, nawet tym zagorzałym a sam się do takich zaliczam.
Swego czasu Joanna Chmielewska postanowiła wydać kilka poradników, ale takich z przymrużeniem oka. Pełnych jej przemyśleń, obserwacji i anegdot z jej bardzo ciekawego życia. I owszem, kilka z nich okazało się sukcesem i były ciekawe i zabawne, jak chociażby „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą” czy „Książka poniekąd kucharska”. Jedynie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06-11
Niewiele powieści z ostatniego okresu twórczości Joanny Chmielewskiej można uznać za udane. Większość z nich jest wtórna, nudna i nieciekawa. „Zapalniczka” jest jedną z tych, która się jednak autorce bardzo udała.
Przede wszystkim nie jest przekombinowana, Chmielewska postawiła na prostotę. Dostajemy przemyślaną intrygę, której autorka nie komplikuje po drodze nadmiarem zbędnych wątków, natłokiem postaci czy mało zrozumiałymi przemyśleniami. Można powiedzieć, że „Zapalniczka” jest powrotem do czasów świetności Chmielewskiej, bo powieść czyta się naprawdę przyjemnie, jest bowiem intrygująco, jest zabawnie i jest na swój sposób uroczo. Uroku bowiem autorce odmówić się nie da, aczkolwiek w ostatnich powieściach nie zawsze to widać. Sporo też w tej powieści nowych bohaterów, co również było bardzo ożywcze.
Bardzo polecam tę powieść. Rekompensuje wiele mniej udanych poprzednich i jest po prostu bardzo przyjemną i udaną rozrywką.
Niewiele powieści z ostatniego okresu twórczości Joanny Chmielewskiej można uznać za udane. Większość z nich jest wtórna, nudna i nieciekawa. „Zapalniczka” jest jedną z tych, która się jednak autorce bardzo udała.
Przede wszystkim nie jest przekombinowana, Chmielewska postawiła na prostotę. Dostajemy przemyślaną intrygę, której autorka nie komplikuje po drodze nadmiarem...
2022-04-25
Niestety większość ostatnich powieści Joanny Chmielewskiej ma jeden podstawowy problem – są wtórne. Autorka przestała silić się na oryginalność i wraca do sprawdzonych już pomysłów i patentów. Gdyby próbowała to zrobić w jakiś nowatorski i oryginalny sposób to jeszcze pół biedy, ale zazwyczaj jest to dosyć nieudane i ciężkostrawne, za bardzo bowiem Chmielewska gmatwa i komplikuje. Nie za bardzo mi się to jej odcinanie kuponów podoba, co nie zmienia faktu, że jednak potrafiła pod sam koniec swojej twórczości pozytywnie zaskoczyć, nawet jak wracała do tego co już było. Dobrym tego przykładem są „Kocie worki”. Szkoda, że „Krętka blada” taka nie jest.
Znowu bowiem dostajemy aferę opartą o wyścigi konne i fabułę opartą na przekrętach tychże dotyczących. To już było niejednokrotnie, tym razem odgrzano ten sam kotlet o któryś raz za dużo i zjeść się go ze smakiem nie da. Cala intryga bowiem nie jest w żaden sposób oryginalna, nie ma w niej nic zaskakującego, te same rozterki targają praktycznie tymi samymi bohaterami. Główna bohaterka Joanna niestety z upływem czasu robi się coraz bardziej zrzędliwa i marudna, co kiedyś może miało swój urok, teraz już jedynie irytuje. Postaci drugoplanowe jakieś bez wyrazu, nawet Bieżan i Górski wypadają blado. Na dodatek wyjątkowo mętnie poprowadzony wątek aferzystów z wysokiego szczebla a jako niechlubna wisienka na tym niesmacznym torcie występuje Martusia, czyli jedna z najbardziej irytujących i denerwujących postaci w całej twórczości Chmielewskiej.
W dodatku takie mam wrażenie, że Chmielewska nie wiedziała do końca który wątek jest ważniejszy. Czy ten z kantami na torach wyścigowych, czy z wszelkiej maści aferzystami na wysokich stanowiskach będących ponad prawem. Połączenie obydwu w jeden okazało się katastrofalne bowiem, a patrząc na oba osobno to oba wydają się jakieś takie wybrakowane.
Słaba powieść, nawet dla zagorzałych fanów. Uwielbiam Chmielewską ale nawet ja muszę przyznać, że zdarzały się jej po drodze niewypały i „Krętka blada” jest jednym z takowych.
Niestety większość ostatnich powieści Joanny Chmielewskiej ma jeden podstawowy problem – są wtórne. Autorka przestała silić się na oryginalność i wraca do sprawdzonych już pomysłów i patentów. Gdyby próbowała to zrobić w jakiś nowatorski i oryginalny sposób to jeszcze pół biedy, ale zazwyczaj jest to dosyć nieudane i ciężkostrawne, za bardzo bowiem Chmielewska gmatwa i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-23
Warto znać i mieć jakiś umiar. Dotyczy to również wszelkiego rodzaju twórców. Szkoda, że Joanna Chmielewska nie zastosowała się do tej rady i powstało coś takiego jak „Przeciwko babom!”. Ten quasiporadnik byłby nawet ciekawy gdyby nie to, że autorka po raz czwarty pisze w nim praktycznie to samo. Wszak wcześniej wydała „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą” oraz „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem”. I naprawdę „Przeciwko babom” można było sobie darować. Ani to śmieszne, ani mądre ani ciekawe. Pewna formuła się już wyczerpała, autorka przestała być oryginalna i nie ratują tego nawet anegdoty z życia autorki. Już „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem” nie było dobre, a co dopiero to…
Nie polecam. Ani fanom a już tym bardziej osobom nie znającym twórczości Chmielewskiej. „Przeciwko babom!” to bardzo srogi zawód, strata czasu i nieporozumienie.
Warto znać i mieć jakiś umiar. Dotyczy to również wszelkiego rodzaju twórców. Szkoda, że Joanna Chmielewska nie zastosowała się do tej rady i powstało coś takiego jak „Przeciwko babom!”. Ten quasiporadnik byłby nawet ciekawy gdyby nie to, że autorka po raz czwarty pisze w nim praktycznie to samo. Wszak wcześniej wydała „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-22
„Wszystko czerwone” jest jak dla mnie najjaśniejszym punktem literackiej kariery Joanny Chmielewskiej. Sama autorka w jednym z wywiadów oświadczyła, że najbardziej lubi tę powieść, na równi ze „Skarbami” bo idealnie jej wyszła atmosfera o którą jej chodziło. Nic dziwnego, że potem próbowała do tego nawiązywać w swojej dalszej twórczości, z różnym skutkiem. „Kocie worki” są akurat przykładem tego, że można do czegoś powrócić, nie zjadając własnego ogona, nie plagiatując siebie samej, będąc oryginalną pomimo, że teoretycznie można by było spodziewać się jedynie powtórki z rozrywki.
Który fan Chmielewskiej nie zna Alicji? Takiego chyba nie ma. Największa przyjaciółka pisarki, jedna z najważniejszych osób w jej w życiu, postać pod każdym względem niesamowita. Jej osobowość i charakter opisywane w powieściach Chmielewskiej nie zawierają ani grama fantazji, Alicja była dokładnie taka, jaką ją „czytamy” w powieściach. Dowodem na to „Autobiografia” Chmielewskiej gdzie bardzo rzetelnie Alicję autorka opisała czy fenomenalny dokument o Chmielewskiej „Joanna Chmielewska czyli moje wykopane studnie” w którym Alicję również można zobaczyć i posłuchać. Nic zatem dziwnego, że Chmielewska tak chętnie umieszczała akcję swojej powieści właśnie w domu Alicji czy robiąc z niej jedną ze swoich bohaterek.
W „Kocich workach” jak i we „Wszystkim czerwonym” znowu akcja dzieje się w domu Alicji. I znowu dzieją się rzeczy niesamowite. Przez dom Alicji przewijają się tabuny oryginalnych i ciekawych postaci, znowu mamy do czynienia z tajemnicami, znowu są zbrodnie, są trupy i okoliczności towarzyszące. A całość skąpana w czarnym, złośliwym i absurdalnym poczuciu humoru autorki. A już rozmowy Joanny z Alicją to po prostu majstersztyk, dla nich samych warto czytać tę powieść.
To jedna z niewielu powieści z późnego okresu twórczości autorki, która spodobała mi się w pełni i którą wręcz pokochałem od pierwszego czytania, bowiem każdą z książek Chmielewskiej czytałem po wielokroć. „Kocie worki” bawiły zawsze i bawią za każdym razem gdy czytam ponownie, chociaż wręcz znam już tę książkę prawie na pamięć. Bardzo udana „powtórka z rozrywki”. Szkoda tylko, że autorka na tym nie skończyła i spróbowała tego jeszcze raz i niestety wyszło niestrawnie o czym nie omieszkam napisać niebawem.
Polecam gorąco. Ale najpierw polecam „Wszystko czerwone” jeśli ktoś jeszcze nie czytał. W „Kocich workach” bowiem jest sporo nawiązań.
„Wszystko czerwone” jest jak dla mnie najjaśniejszym punktem literackiej kariery Joanny Chmielewskiej. Sama autorka w jednym z wywiadów oświadczyła, że najbardziej lubi tę powieść, na równi ze „Skarbami” bo idealnie jej wyszła atmosfera o którą jej chodziło. Nic dziwnego, że potem próbowała do tego nawiązywać w swojej dalszej twórczości, z różnym skutkiem. „Kocie worki” są...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-20
Chyba tylko Chmielewska potrafi z tym właściwym sobie wdziękiem, lekkością i poczuciem humoru połączyć w powieści swoją osobistą namiętność z przypadkową i nagłą zbrodnią. Odnaleziony trup podczas jej ukochanych konnych wyścigów? Proszę bardzo. Trup na plaży ściele się gęsto podczas gdy ona wydobywa uwielbiany maniakalnie przez siebie bursztyn? Nie ma sprawy. Zbrodnia podczas nielegalnie organizowanej ruletki? Owszem, również było i tak. Tym razem szerokie kręgi zbrodni zahaczają o kolejną miłość Chmielewskiej jaką była filatelistyka.
Dla autorki było to o tyle bezpieczne i wygodne, że pisała o tym czym się żywo interesowała i na czym się świetnie znała co też widać podczas lektury. Aczkolwiek z tą różnicą w „Bułgarskim bloczku”, że nie zanudza szczegółami jak to potrafiła robić podczas powieści związanymi z wyścigami konnymi czyli w „Wyścigach” czy „Florencji, córce Diabła”. Nie ma bowiem dla laika nic gorszego jak czytać nudne szczegóły o czymś, o czym zielonego pojęcia się nie ma i raczej mieć nie będzie chciało.
„Bułgarski bloczek” to całkiem udane połączenie kryminału i czarnej komedii. Jest trup, jest zatrzęsienie podejrzanych, są różnego rodzaju perturbacje uczuciowe i życiowe, jest cała plejada barwnych osobowości a w środku wszystkiego tradycyjnie Joanna, przypadkiem zupełnym wplątana w zbrodnię, wplątaną – a jakże – przez kolejną swoją namiętność jaką są znaczki, bowiem Chmielewska prywatnie, jak też jej książkowe alter ego, filatelistyce się oddawała z lubością i namiętnością.
Jest zabawnie, jest rozrywkowo, może szczytom jakie Chmielewska osiągała wcześniej „Bułgarski bloczek” nie sięga ale czytało się to całkiem przyjemnie.
Chyba tylko Chmielewska potrafi z tym właściwym sobie wdziękiem, lekkością i poczuciem humoru połączyć w powieści swoją osobistą namiętność z przypadkową i nagłą zbrodnią. Odnaleziony trup podczas jej ukochanych konnych wyścigów? Proszę bardzo. Trup na plaży ściele się gęsto podczas gdy ona wydobywa uwielbiany maniakalnie przez siebie bursztyn? Nie ma sprawy. Zbrodnia...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-01
I pomyśleć, że „Babski motyw” kiedyś podobał mi się dużo mniej. Duży wpływ na to miały dwa fakty – po pierwsze Martusia jako jedna z bohaterek, której to w twórczości Joanny żywiołowo nie znoszę, a po drugie akcja w pewnym momencie moim zdaniem gwałtownie zwalnia i dalej już jest nudno. Przeczytana po kilku latach powieść nagle zyskała w moich oczach i wreszcie przypadła do gustu, nawet pomimo Martusi, która wreszcie nie była taka irytująca jak zawsze.
Bardzo ciekawa intryga osnuta wokół zabójstwa pewnej kobiety, która jak okazało się po tym zdarzeniu, prowadziła podwójne życie. Z jednej strony poważana i szanowana pani prokurator, dobra żona i matka, z drugiej wręcz przeciwnie – ordynarna alkoholiczka, awanturnica, z prawem działająca bardzo na bakier. No i bohaterka Chmielewskiej – Joanna – wplątana w to morderstwo zupełnym przypadkiem jako, że popełnione zostało pod jej domem. A że znany jest jej charakter toteż nic dziwnego, że razem z Martusią zaczyna śledztwo na własną rękę, które okazuję się jednym wielkim galimatiasem.
Mamy w „Babskim motywie” narrację prowadzoną przez dwie osoby. Jedną jest Joanna, drugą Barbara – rzekomo zamordowana. A właściwie zamordowana. Ale okazuje się, że jednak nie. Już samo to może czytelnika skonfundować, ale dalej jest już tylko ciekawiej. Początkowo ten zabieg podwójnej narracji bardzo irytował, wolałem bowiem by całość opowiadana była tylko przez Joannę. Teraz już uważam jednak inaczej i myślę, że to znakomity sposób na uzyskanie przez czytelnika pełnego obrazu sytuacji. Obie narratorki mozolnie brną przez całą tą zawiłą sprawę kryminalną, która ujawnia im się stopniowo rzucając na światło dzienne coraz to ciekawsze aspekty owej sprawy. Zakończenie również satysfakcjonuje, pamiętam, że za pierwszym razem absolutnie mi nie przyszło do głowy. Właściwie przyszło ale odrzuciłem je od razu zakładając, że jest zbyt proste by było możliwe. Chmielewska wywiodła mnie w pole pokazując, że pozory mylą i nic się jednak takie proste nie wydawało.
Polecam bardzo.
I pomyśleć, że „Babski motyw” kiedyś podobał mi się dużo mniej. Duży wpływ na to miały dwa fakty – po pierwsze Martusia jako jedna z bohaterek, której to w twórczości Joanny żywiołowo nie znoszę, a po drugie akcja w pewnym momencie moim zdaniem gwałtownie zwalnia i dalej już jest nudno. Przeczytana po kilku latach powieść nagle zyskała w moich oczach i wreszcie przypadła do...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-19
„Pech” to nie tylko tytuł tej książki ale też stwierdzenie faktu o niej. Jest to bowiem pechowa powieść w dorobku Chmielewskiej bo jest po prostu kiepska. Z upływem czasu autorka zaczęła zjadać własny ogon i kopiować samą siebie, czasem jej to wychodziło ale w większości przypadków było to jednak złe i mało strawne.
Nie ma w „Pechu” nic oryginalnego, czego nie było już wcześniej. Związek z facetem, który okazał się niewypałem. Facet, który podczas związku był wręcz doskonały a co było niczym innym jak zmyślną grą i farsą na potrzeby tego związku. Nieobliczalna rodzina, z którą kontakty to czasem istna droga przez mękę a czasem jazda bez trzymanki. Główna bohaterka, tym razem nie Joanna per se tylko postać zwana Izą Brant, ze swoją tendencją i szczęściem do pakowania się w dziwne i nierzadko absurdalne, wręcz kuriozalne sytuacje i problemy. Postać, która ma wszystkie wady i zalety Joanny, włącznie ze sposobem mówienia, podejściem do wielu kwestii (macierzyństwo, dzieci, stosunek do policji etc.) i poczuciem humoru. Wymieniać można długo, wniosek jest jeden – „Pech” to jedna wielka kalka, czy też – jak to lubię nazywać – autoplagiat.
Czy „Pech” ma jakieś zalety? Zastanawiałem się długo i chyba nie ma nic dobrego co mógłbym napisać. Gdyby chociaż powieść wyróżniała się czymś oryginalnym ale niestety tak nie jest. Nawet poczucie humoru autorki, które tak uwielbiam, tutaj jest jakieś płaskie i nijakie.
Odradzam tę powieść, zarówno fanom jak i osobom, które nie miały do czynienia z twórczością Chmielewskiej. Nie jest to co prawda najgorsza powieść tej autorki (a jest nią wg mnie tragiczna „Krwawa zemsta”) ale blisko jej do tego mało zaszczytnego tytułu.
Proponuję po przeczytaniu „Pecha” jak najszybciej o nim zapomnieć.
„Pech” to nie tylko tytuł tej książki ale też stwierdzenie faktu o niej. Jest to bowiem pechowa powieść w dorobku Chmielewskiej bo jest po prostu kiepska. Z upływem czasu autorka zaczęła zjadać własny ogon i kopiować samą siebie, czasem jej to wychodziło ale w większości przypadków było to jednak złe i mało strawne.
Nie ma w „Pechu” nic oryginalnego, czego nie było już...
2021-08-09
„(Nie)boszczyk mąż” miałby spore zadatki na kolejną rewelacyjną powieść w dorobku Joanny Chmielewskiej gdyby nie pewne istotne kwestie. Pomysł bowiem był naprawdę świetny ale sam pomysł to tylko połowa sukcesu.
Co poszło nie tak jak powinno? Powtarzające się schematy, swoiste kalki od których najwidoczniej autorka nie może się uwolnić. Mamy tu poczucie humoru – te akurat ciągle na wysokim poziomie – ale podszytą dużą dozą złośliwości. I byłoby to w porządku gdyby nie to, że było to niemal do złudzenia podobne jak w „Harpiach”. Poza tym kwestia postaci – Justynę można określić jako troszkę mniej irytującą i bardziej dopracowaną wersją Doroty z „Harpii” czy Elżbiety z „Krowy niebiańskiej”, natomiast Konrad to wręcz jeden do jednego Jacek („Harpie”) i Kazio („Krowa niebiańska”). Podobieństw co nie miara.
Ponadto książka niewiele by straciła, gdyby ją o te kilkadziesiąt stron skrócić. Chwilami fabuła była jednak zbyt rozwlekła.
Jeśli o plusy chodzi to poza poczuciem humoru wspomnieć należy o kwestiach dialogowych, ale o tym już pisałem wielokrotnie w kontekście twórczości Chmielewskiej. Tutaj również są świetne – błyskotliwe, zabawne i chwilami zaskakujące. Było też kilka zabawnych wątków, jak Malwina usiłująca zniszczyć bramę, otruć męża w pracy czy zastrzelić go pistoletem na wodę. Czy też jej ogólna nieudolność w kwestiach zbrodniczych.
Podsumowując – to byłaby naprawdę świetna powieść gdyby było więcej oryginału niż kopii. Tak jest tylko dobra.
„(Nie)boszczyk mąż” miałby spore zadatki na kolejną rewelacyjną powieść w dorobku Joanny Chmielewskiej gdyby nie pewne istotne kwestie. Pomysł bowiem był naprawdę świetny ale sam pomysł to tylko połowa sukcesu.
Co poszło nie tak jak powinno? Powtarzające się schematy, swoiste kalki od których najwidoczniej autorka nie może się uwolnić. Mamy tu poczucie humoru – te akurat...
2021-06-30
O ile "Jak wytrzymać z mężczyzną" i "Jak wytrzymać ze współczesną kobietą" były ciekawe bo i przednim dowcipem stały i pełne były anegdot z życia autorki tak "Jak wytrzymać ze sobą nawzajem" to już niestety jedno wielkie rozczarowanie. Bo to takie na siłę, wtórne, powiela to co było już napisane w poprzednimi "Jak wytrzymać". Poza tym nieśmieszne to było a ciekawych anegdot jak na lekarstwo.
Można śmiało omijać, szkoda czasu na tę akurat pozycję.
O ile "Jak wytrzymać z mężczyzną" i "Jak wytrzymać ze współczesną kobietą" były ciekawe bo i przednim dowcipem stały i pełne były anegdot z życia autorki tak "Jak wytrzymać ze sobą nawzajem" to już niestety jedno wielkie rozczarowanie. Bo to takie na siłę, wtórne, powiela to co było już napisane w poprzednimi "Jak wytrzymać". Poza tym nieśmieszne to było a ciekawych anegdot...
więcej mniej Pokaż mimo to
To nie jest przyjemne dla mnie jako czytelnika czytać powieść jednej z ulubionych autorek, która to powieść jest po prostu zła. Tak było w moim przypadku z powieścią „Byczki w pomidorach” Joanny Chmielewskiej. Uwielbiam tę pisarkę, mam do niej słabość, stworzyła mnóstwo genialnych powieści, więc takie potknięcia wręcz mnie bolą. Właściwie nie można nazwać tej powieści potknięciem, bardziej pasuje do niej określenie „nieporozumienie”.
Najpierw było kultowe i legendarne „Wszystko czerwone”. Powieść znakomita i mój numer jeden z całej twórczości Chmielewskiej. Po latach autorka podjęła ryzykowny krok i powróciła w „Kocich workach” do tego samego miejsca, bohaterów (w większości) i mniej więcej w podobieństwu jednej fabuły do drugiej. Ale zrobiła to z wdziękiem, inaczej, oryginalnie, nie robiąc z tego topornej kalki. Co ją podkusiło by ten scenariusz popełnić trzeci raz tego nie mogę zrozumieć. Bowiem „Byczki w pomidorach” to danie nad wyraz niestrawne – kiepska intryga, nieśmieszne dialogi, ograne motywy, postaci, które niczym nowym nie zaskakują no i ta presja, by dorównać (bo już nawet nie przeskoczyć) poprzednie dwie powieści. A tę presję czuć i widać było. Autorka starała się, dwoiła i troiła wręcz, ale nie była w stanie zainteresować, przykuć uwagę i zbudować napięcie. Zamiast tego irytowała, nudziła i była do bólu schematyczna i przewidywalna. Do tego przerysowane postaci – owszem, Chmielewska w innych powieściach niejednokrotnie balansowała na granicy przerysowania w kreowaniu postaci ale zazwyczaj wychodziła obronną ręką dzięki dużej ilości czy to absurdu, czy ironii czy po prostu poczucia humoru. Tym razem wyszło groteskowo. I żenująco.
Nie jest to może jej najgorsza powieść (bo za tę nieodmiennie uważam „Krwawą zemstę”) ale w moim rankingu miała by miejsce drugie wśród tych najgorszych. Nie radzę od tej powieści zaczynać przygody z twórczością Chmielewskiej bo można się zrazić na zawsze, radzę ją omijać szerokim łukiem. Fanom zresztą też. Nie warto tracić czasu na „Byczki w pomidorach”. Można od nich dostać zgagi…
To nie jest przyjemne dla mnie jako czytelnika czytać powieść jednej z ulubionych autorek, która to powieść jest po prostu zła. Tak było w moim przypadku z powieścią „Byczki w pomidorach” Joanny Chmielewskiej. Uwielbiam tę pisarkę, mam do niej słabość, stworzyła mnóstwo genialnych powieści, więc takie potknięcia wręcz mnie bolą. Właściwie nie można nazwać tej powieści...
więcej Pokaż mimo to