-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-01-31
2024-01-10
2023-12-25
2023-12-16
2023-10-24
Twórczość Bernarda Cornwella poznałam, gdy czytałam jego Wojny Wikingów i przepadłam całkowicie. Mocne powieści historyczne spod znaku obyczajowo-militarnego, tak bym je w skrócie nazwała. W momencie, gdy w moje ręce trafił Rycerz, pierwszy tom Trylogii Świętego Graala, aż mnie ciekawość zżerała, by sprawdzić, jak autor poradził sobie tym razem z historią konfliktu Anglii i Francji z XIV wieku.
Poznajemy Thomasa z Hookton, młodego chłopaka wychowującego się na wybrzeżu Anglii. Gdy w trakcie francuskiego ataku na jego wioskę giną wszyscy mieszkańcy, a włócznia świętego Jerzego, relikwia będąca duma Hookton, Thomas obiecuje swojemu rannemu ojcu, że ją odzyska. Największym marzeniem chłopaka jest bycie łucznikiem. I to w jednym z gorętszych okresów w historii Europy, jakim jest koniec pierwszej połowy XIV weku i początek wybuchu wojny stuletniej.
Oj, działo się wtedy, działo – konflikt między Anglią a Francją, będący sporem dynastycznym i spowodowany wzajemnym wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy tego drugiego królestwa trwał ponad sto lat. Efektem ciągłych potyczek i przemarszów wojsk było wyludnienie ziemi i wiele ofiar śmiertelnych. Nie łudźmy się, bo chociaż XIII-XIV wiek to okres rozkwitu rycerstwa, jego kultury i manier wychwalanych pod niebiosa, to też czas brutalnych wojen, grabieży i gwałtów. Autor Rycerza świetnie to odmalował w swojej powieści. Cornwell jak żaden inny pisarz, jakiego do tej pory czytałam, znakomicie odmalowuje sceny batalistyczne w swoich książkach. Podkreśla ich brutalność, ale nie epatuje nią, nie romantyzuje wojny i jej okropieństw. Krew, pot i łzy niemal spływają po stronach jego książek, zostawiając czytelnika wręcz brudnym od tej mieszanki, która unosi się nad każdym polem bitwy.
Na pierwszych stronach książki zabrakło mi trochę psychologizacji postaci – wszystkie wydawały mi się płaskie i bez charakteru, ale im dalej w przysłowiowy las, tym znośniejsi stawali się bohaterowie. Thomas drażnił mnie swoją życiową naiwnością, szczególnie wobec kobiet, jednak na szczęście zmądrzał po jakimś czasie i nauczył się używać głowy. Poza tym to człowiek, który ma sporo na sumieniu, ale jest też świetny w tym, co robi. Marzył, żeby być łucznikiem i stał się nim, dzięki czemu mógł wziąć udział w bitwie pod Crecy. Podobało mi się to, jak autor odmalował szorstką, męską przyjaźń między Thomsem a dowódcą jego oddziału, Willem Skeatem. Uśmiałam się, gdy czytałam wyzwiska, jakimi się obdarzali. Oczywiście, kimże byłby rycerz bez swojej damy serca? A i prosty łucznik znajduje sobie takową. Co prawda Thomas nie ma szczęścia do lokowania swoich uczuć – jego pierwsza ukochana umiera w trakcie wojny, druga, będąc francuską hrabiną, zostawia dla następcy angielskiego tronu. Sprawdza się dopiero powiedzenie, że do trzech razy sztuka – Eleanor, córka francuskiego rycerza, okazuje się odpowiednią kobietą dla Thomasa. Nie da się jednak ukryć, że rola damskich postaci w powieści została bardzo zmarginalizowana, ale w pełni tłumaczą to czasu średniowiecza.
Próba wypełnienia ostatniej obietnicy danej umierającemu ojcu prowadzi Thomasa do Francji, a tam, ku jego zdumieniu, stopniowo wiedzie go do poznania pełnej prawdy o rodzinie i przeszłości. Bo jak się okazuje włócznia świętego Jerzego to tylko wierzchołek góry lodowej, a jej podstawą jest święty Graal, kielich, z którego rzekomo miał pić Jezus w trakcie ostatniej wieczerzy. I według informacji uzyskanych przez Thomasa był on niegdyś w posiadaniu jego rodziny, która dołączyła w przeszłości do sekty albigensów. Cornwell wprowadził sporo tych tajemniczych wątków do pierwszej części całej serii i wciąż większość z nich czeka na rozwiązanie.
Książki Bernarda Cornwella to prawdziwa gratka dla fanów powieści batalistycznych i historycznych – soczyste, solidne opisy bitew oraz solidna dawka wiedzy historycznej zajmuje w pełni czytelnika. Fabuła wciąga od pierwszych stron i nie wypuszcza do ostatniej kropki, pozostawiając ogromny niedosyt i ciekawość, co też wydarzy się w kolejnej części.
Twórczość Bernarda Cornwella poznałam, gdy czytałam jego Wojny Wikingów i przepadłam całkowicie. Mocne powieści historyczne spod znaku obyczajowo-militarnego, tak bym je w skrócie nazwała. W momencie, gdy w moje ręce trafił Rycerz, pierwszy tom Trylogii Świętego Graala, aż mnie ciekawość zżerała, by sprawdzić, jak autor poradził sobie tym razem z historią konfliktu Anglii i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-02
2023-06-01
2022-11-12
2022-10-26
2022-09-09
2021-08-26
O J. R. R. Tolkienie słyszał chyba każdy, nieważne, czy lubi, czy nie fantastykę. Fascynujący świat Śródziemia to nie tylko Władca Pierścieni i Hobbit, dwa najważniejsze dzieła napisane ręką brytyjskiego autora. To także cała mitologia i wiele innych, drobniejszych utworów, które tworzą całe to uniwersum. Jaki jednak wpływ miała na Tolkiena I wojna światowa, w której brał udział? I czy stłamsiła jego twórczą wyobraźnię, a może wręcz przeciwnie?
Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w książce Johna Gartha Tolkien i pierwsza wojna światowa. Całość jest podzielona na trzy części. Pierwsza to studenckie życie Tolkiena i powstanie TCBS (Tea Club – Barrovian Society), które JRRT założył wraz z trójką przyjaciół: Christopherem Wisemanem, Robertem Gilsonem oraz Geoffreyem Smithem. Stali się oni później najwierniejszymi fanami i krytykami Tolkiena. Druga część to wojenne koleje losu. Do brytyjskiej armii zaciągnęła się cała czwórka, ale każdy w innym czasie (najdłużej opierał się temu obowiązkowi właśnie Tolkien) i trafił do innego oddziału. Ostatnia część to tak naprawdę krótka historia demobilizacji autora Władcy Pierścieni i wyjaśnienie tego, jaki miała na niego wpływ Wielka Wojna i jak bardzo widać jej odbicie w historii Froda i Jedynego Pierścienia.
Ciąg dalszy: https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2022/03/tolkien-i-pierwsza-wojna-swiatowa-u-progu-srodziemia-john-garth.html
O J. R. R. Tolkienie słyszał chyba każdy, nieważne, czy lubi, czy nie fantastykę. Fascynujący świat Śródziemia to nie tylko Władca Pierścieni i Hobbit, dwa najważniejsze dzieła napisane ręką brytyjskiego autora. To także cała mitologia i wiele innych, drobniejszych utworów, które tworzą całe to uniwersum. Jaki jednak wpływ miała na Tolkiena I wojna światowa, w której brał...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-22
2021-02-20
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/10/niech-stanie-sie-swiatlosc-ken-follett.html
Żadna historia nie jest całkowicie pełna, jeśli nie poznamy jej początku. A początkiem Kingsbridge, w którym powstanie katedra budowana przez Toma Budowniczego, jest pewna mała wioska z mostem. I właśnie o tym opowiada Niech stanie się światłość Kena Folletta.
Schyłek X wieku w Anglii to burzliwe czasy. Z jednej strony kraj jest atakowany przez Walijczyków ze wschodu, z zachodu zaś przez wikingów, którzy szukają tutaj dla siebie lepszej ziemi i niewolników oraz złota. Jedna z ich band atakuje maleńką wioskę, w której mieszka młody szkutnik Edgar. Gdy ginie jego ojciec oraz ukochana, Edgar wraz z matką i braćmi wyrusza w drogę, aż w końcu osiadają w kolejnej wiosce, gdzie zostają rolnikami. W tym czasie piękna normandzka szlachcianka Ragna spotyka Wilwulfa, ealdormana Shiring, w którym zakochuje się ze wzajemnością i oczekuje na jego oświadczyny. Jednak gdy przenosi się do ojczyzny swojego męża, całkiem innej nie tylko z powodu wyglądu, ale też obyczajów, okazuje się, że jej życie wcale nie będzie usłane różami. Ich losy połączy brat Aldred, mnich rozmiłowany w nauce, który marzy o stworzeniu wielkiej biblioteki przyklasztornej. A na drodze tej trójki stanie biskup Wynstan, człowiek, który nie cofnie się przed niczym, by utrzymać swoją władzę i bogactwo oraz je pomnożyć.
Tę część czytałam trochę po tym, jak zrobiłam sobie przerwę od Wojen Wikingów Bernarda Cornwella. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale pozwoliło mi to spojrzeć na Niech stanie się światłość z trochę innej perspektywy. Przede wszystkim doceniłam jego, jak i Cornwella pod względem potężnej kwerendy, jaką musieli wykonać. Realia historyczne, chociaż rozbiegają się jakieś sto lat, w obu książkach są oddane bardzo wiernie. U Folletta brakuje co prawda pełnych rozmachu bitew, które mamy w Wojnach Wikingów, ale za to nie możemy narzekać na niedobór intryg i skandali, dworskich matactw i plotek rozsiewanych jedna za drugą. Chociaż to dwie różne serie, to uważam, że są dla siebie poniekąd idealnym uzupełnieniem.
Niech stanie się światłość to historia o miłości i nienawiści, o władzy i pożądaniu, o sprawiedliwości i bezwzględności. Bohaterowie to ludzie z krwi i kości, ich portrety psychologiczne są przedstawione naprawdę realistycznie i przekonująco. Może są odrobinę zbyt czarno-biali, zbyt mocno osadzeni w kategoriach dobry i zły, ale mimo wszystko przemawiają do czytelnika i sprawiają, że współodczuwamy wraz z nimi, utożsamiamy się. Autor jasno określił strony konfliktu w książce: po jednej stronie mamy Ragnę, Edgara i Aldreda, natomiast po drugiej – biskupa Wynstana i jego popleczników. Szala zwycięstwa, jak to w życiu, kołysze się to wte, to wewte, ale ostatecznie koniec może być tylko jeden.
Osadzając fabułę na przełomie X i XI wieku Follet pokusił się o bardzo ciekawy obraz historyczny, tętniący życiem i wydarzeniami. Nie bał się też odmalować ostrym piórem wad ówczesnego angielskiego kleru, a jego spostrzeżenia nic a nic się nie zestarzały. Przekupstwo, handlowanie stanowiskami w strukturach kościelnych, nadmierny przepych i bogactwo, dążenie do przejęcia jak największej władzy – to wszystko obserwujemy wśród hierarchów po dziś dzień. Dodatkowo autor, oddając wiernie realia epoki, przedstawia bez ogródek, jak wielka przepaść dzieliła zwykłego, biednego rolnika od szlachty angielskiej, jak trudne i ciężkie było przeżycie dla niego zimy i ile musiał wówczas poświęcić. Świat przedstawiony to taki świat, w którym z całą pewnością nie chcielibyśmy się znaleźć, ale z wypiekami na twarzy śledzimy poczynania bohaterów z tamtego okresu.
Ken Follett potrafi pisać powieści historyczne, które porywają czytelnika i sprawiają, że zapomina on o świecie, który go otacza. Jego książki to tworzone z rozmachem dzieła, a bohaterowie to postaci, z którymi się utożsamiamy, rozumiemy je i dopingujemy w osiągnięciu celu. Niech stanie się światłość to historia właściwie idealna, którą powinno podawać się jako przykład dla innych pisarzy.
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/10/niech-stanie-sie-swiatlosc-ken-follett.html
Żadna historia nie jest całkowicie pełna, jeśli nie poznamy jej początku. A początkiem Kingsbridge, w którym powstanie katedra budowana przez Toma Budowniczego, jest pewna mała wioska z mostem. I właśnie o tym opowiada Niech stanie się światłość Kena Folletta.
Schyłek X wieku w...
2021-02-12
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/10/skrzynia-ofiarna-martin-stewart.html
Przyjaźń to wspaniała więź i uczucie. Jednak potrafi sprowadzić na nas sporo problemów, szczególnie jeśli znajdziemy w lesie ukrytą, magiczną skrzynię... I tak też stało się w pewnym miasteczku, gdzie czwórka przyjaciół wpakowała siebie i mieszkańców miasta w spore kłopoty.
W 1982 roku piątka przyjaciół znajduje w lesie tajemniczą, starożytną skrzynię wykutą z kamienia. W upalne wakacje tego roku składając w lesie ofiarę – do kufra każde z nich wkłada coś szczególnie bliskiego swemu sercu. Zawierają przy tym pakt, obiecując sobie, że nigdy nie powrócą w to miejsce w nocy, nigdy nie przyjdą do niej samotnie i nigdy nie wyjmą z niej swoich darów.
Cztery lata później jednak wszystko znacznie się komplikuje w chwili, gdy okazuje się, że jedno z piątki nastolatków, Sep, Arkle, Mack, Lamb lub Hadley, wyjęło ze skrzyni swoją ofiarę, a miasteczko, w którym mieszkają, zaczynają opanowywać dziwne istoty i wydarzenia. Przyjaciele muszą na nowo się zjednoczyć i wspólnie pokonać zło, które obudzili w lesie i zamknąć skrzynię na wieki, by już nigdy więcej nic z niej nie wyszło.
Skrzynia ofiarna to thriller paranormalny dla młodzieży. Mamy tu zwyczajne, senne miasteczko na prowincji, piątkę przyjaciół, którym niełatwo żyje się w szkolnej rzeczywistości, tak typowej dla tego rodzaju miejsc. Są tutaj dzieciaki bardziej lubiane, są też te mniej lubiane, a także grupka lokalnych małych terrorystów, którzy znęcają się nad słabszymi. Nastolatki marzą o wyrwaniu się z miasta położonego na wyspie do większej miejscowości na studia, gdzie będą mogli zmienić swoje życie i zacząć je układać po swojemu, a przede wszystkim uciec od wspomnień o pewnej nocy z 1982 roku. Stopniowo jednak atmosfera w miasteczku się zagęszcza, wkrada się nutka niepokoju, a dzieciaki muszą się zmierzyć ze wspomnieniem sprzed 4 lat.
Pierwszą rzeczą, jaka nasunęła mi się w trakcie lektury książki Martina Stewarta, to jej uderzające wprost podobieństwo do Coś Stephena Kinga i Netflixowego serialu Stranger Things. Właściwie cała fabuła opiera się w każdym z tych trzech tytułów na tym schemacie: kilkoro nastolatków, będących w grupie tych terroryzowanych przez starszych i silniejszych kolegów, musi sprzymierzyć swoje siły i wspólnie pokonać zło, które przybyło z innego świata, by namieszać na Ziemi. Przyznaję, że ze Stranger Things obejrzałam niecały pierwszy sezon, ale Coś przeczytałam od początku do końca i nawet atmosfera, którą Stewart stworzył w swojej powieści, kojarzyła mi się z książką Kinga. Oczywiście, wszystko to było dostosowane do młodszego czytelnika, dla którego jest przeznaczona Skrzynia ofiarna, ale ogólny zamysł był właściwie dokładnie taki sam.
To nie jest zła książka, wręcz przeciwnie. Bardzo przypadła mi do gustu ta duszna, małomiasteczkowa atmosfera przepojona niepokojem i lękiem przed nieznanym. Podobał mi się pomysł na wprowadzenie zombie do fabuły, gdy już tajemnicza skrzynia zaczęła pokazywać swoje prawdziwe możliwości. Bohaterowie byli sportretowani w rzeczywisty sposób, tak, żeby czytelnik mógł ich łatwo polubić i zapamiętać ich sylwetki. Oczywiście, starsi i bardziej zaprawieni w bojach fani tego typu książek pewnie przy tym tytule będą się nudzić, ale dla młodzieży będzie to świetna rozrywka, idealna na długie, ciemne wieczory.
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/10/skrzynia-ofiarna-martin-stewart.html
Przyjaźń to wspaniała więź i uczucie. Jednak potrafi sprowadzić na nas sporo problemów, szczególnie jeśli znajdziemy w lesie ukrytą, magiczną skrzynię... I tak też stało się w pewnym miasteczku, gdzie czwórka przyjaciół wpakowała siebie i mieszkańców miasta w spore kłopoty.
W 1982 roku...
2021-01-17
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/09/pies-baskervillow-arthur-conan-doyle.html
Serie mają to do siebie, że czasami trzeba od nich odpocząć i zrobić sobie przerwę, bo zwyczajnie zaczynają się nudzić. Zdarzają się jednak takie, od których odpoczywamy, żeby dawkować je sobie stopniowo, by jak najdłużej móc śledzić losy bohaterów i im kibicować. Dla mnie taką serią stały się właśnie perypetie Sherlocka Holmesa.
Do domu angielskiego detektywa przy Baker Street 221B przybywa doktor Jakub Mortimer z Grimpen w hrabstwie Devon. Opowiada makabryczną legendę o tytułowym psie Baskerville'ów. Ta głosi, że w roku 1642 ówczesny właściciel Baskerville Hal, Hugo Baskerville, nastawał na cześć i cnotę sąsiadki. Ponieważ ani dziewczyna nie darzyła go uczuciem, ani rodzice nie chcieli oddać mu za żonę córki, porwał ją i uwięził w swym domu. Jego wybranka jednak uciekła, a wściekły Baskerville poszczuł jej śladem sforę swoich psów. Gdy ją dogonił wraz z towarzyszami, z którymi wcześniej biesiadował, znalazł dziewczynę zmarłą z wycieńczenia, a jego samego zagryza straszliwy czarny pies, który zaraz potem znika jak koszmar. Oczywiście, to tylko legenda, a samą sprawą okazuje się śmierć obecnego właściciela posiadłości, Karola Baskerville'a. Zostaje on znaleziony w nocy w alei cisów niedaleko domu, a przy jego zwłokach odkryto psie ślady. Zaintrygowany Sherlock postanawia, że do Baskerville Hal pojedzie Watson wraz z Henrykiem Baskervillem, który właśnie wrócił z Ameryki, oraz doktorem Mortimerem, a on dokończy inną sprawę i dopiero do nich dołączy.
To chyba najmroczniejsza część o przygodach Sherlocka Holmesa, jaką czytałam. A jednocześnie jest to też część, w której jest najmniej detektywa. Główne skrzypce w tej historii grają doktor Watson oraz sir Henryk, nowy właściciel Baskerville Hal. Holmes pojawia się tutaj właściwie tylko na początku i na samym końcu, gdzie efektownie, jak to on, rozwiązuje całą zagadkę. Brakuje tu trochę jego postaci, jego dedukcji i bystrego umysłu, a cała sprawa zostaje rozwiązana właściwie za plecami głównej fabuły. To dość nietypowe rozwiązanie jak na kryminał i jak Arthura Conan Doyle'a, ale wprowadza powiew świeżości do tej części.
Autor świetnie buduje klimat i napięcie w książce. Już sama legenda o psie Baskerville'ów z manuskryptu spisanego w 1742 roku mrozi krew w żyłach i wywołuje gęsią skórkę. Późniejszy pobyt na wrzosowiskach – szarych i ponurych – wcale nie jest lepszy. Oczami wyobraźni wręcz widzi się te upiory, które muszą straszyć na takich równinach w zimne, deszczowe i pochmurne nocy, kiedy wiatr hula między skałami i wyje jak potępiona dusza. Opisy pojedynczych rezydencji rozsianych po niewielkich wzgórzach w sporych odległościach od siebie od razu stawiają przed nami wizję nawiedzonych domów – w takiej scenerii nikt nie chciałby mieszkać. A przynajmniej nikt, kto nie ma czegoś do ukrycia.
Dwie główne postaci, czyli Sherlock Holmes i jego wierny przyjaciel, a jednocześnie narrator całej historii, doktor Watson, znamy już z poprzednich opowieści o tym detektywie. Watson to dobry człowiek, nie tak bystry jak jego kompan, ale inteligentny i bardzo empatyczny. Natomiast Holmes to ekscentryk, egocentryczny i wprost do obrzydliwości nieomylny. Jednocześnie odrzuca od siebie innych, a mimo to jego osobowość przyciąga do siebie sympatię czytelnika i sprawia, że na jego czasem wręcz ordynarne zachowania przymykamy oko. Polubiłam ich oboje, sama nie wiem, którego bardziej, i z całą pewnością będę kontynuować lekturę kolejnych książek ze sprawami, którymi zajmował się Sherlock.
Pies Baskerville'ów to klasyka kryminału i świetna XIX-wieczna powieść. Ma swoje minusy, które z pewnością rzucą się w oczy jej czytelnikom. Jednak dużo więcej ma plusów, a główną z nich jest klimat tej historii, tajemniczy i duszny, nieco upiorny i wywołujący ciarki na plecach. Ja ze swojej strony polecam wam tę książkę, a sama już planuję lekturę kolejnych tomów przygód ekscentrycznego detektywa.
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/09/pies-baskervillow-arthur-conan-doyle.html
Serie mają to do siebie, że czasami trzeba od nich odpocząć i zrobić sobie przerwę, bo zwyczajnie zaczynają się nudzić. Zdarzają się jednak takie, od których odpoczywamy, żeby dawkować je sobie stopniowo, by jak najdłużej móc śledzić losy bohaterów i im kibicować. Dla mnie taką serią...
2021-01-05
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/08/rozwazna-i-romantyczna-jane-austen.html
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po tak zwaną klasykę literatury. Najczęściej są to powieści angielskie, chociaż czasami bywają też rosyjskie. Ostatnio naszła mnie ochota na kontynuowanie mojej przygody z literaturą dziewiętnastowiecznej Anglii, więc mój wybór padł na Rozważną i romantyczną od Jane Austen.
Po śmierci męża pani Dashwood musi wyprowadzić się wraz ze swoimi córkami z ukochanego domu i zamieszkać w posiadłości Barton. Dwie z jej córek to obecnie panny na wydaniu, ale dziewczęta różnią się jak ogień i woda. Marianna to żywiołowa i impulsywna pannica, która gotowa jest wyjść za mąż tylko za człowieka, którego pokocha całym sercem i który będzie lubił te same lektury co ona. Eleonora jest cichą, spokojną i stateczną dziewczyną, która odda swoją rękę tylko mężczyźnie odpowiedzialnemu i statecznemu. Niestety, ich światem rządzą całkowicie inne reguły, których obie panny nie biorą pod uwagę, i dlatego mogą się bardzo rozczarować...
Rozważna i romantyczna to historia dwóch dziewcząt, które zostają postawione przed światem XIX wieku rządzonym przez pieniądze, pozycję społeczną i bezwzględne reguły zachowania. Zarówno Marianna, jak i Eleonora, poszukując męża, w pierwszej chwili nie biorą tych warunków pod uwagę. Szybciej docierają one do Eleonory, stateczniejszej i odpowiedzialniejszej od Marianny. Obie panny mają jasno określone w swoich głowach to, czego pragną od potencjalnych kandydatów. Ostatecznie te ich oczekiwania zostają bardzo szybko zweryfikowane. Ta opowieść jest bardzo naiwna i prosta, nie ma tu wielkich dramatów. Musimy jednak wziąć na poprawkę to, że Jane Austen pisała powieści mocno osadzone w realiach jej epoki, więc egzaltowana rozpacz Marianny czy skromne, proste podejście do życia Eleonory to tak naprawdę typowe zachowania dla dziewcząt z XIX wieku.
Schemat powieści jest oklepany jak świat światem – każda z panien obdarowuje odpowiadającego jej wyobrażeniu bohatera uczuciem, ale ich plany zamążpójścia szybko zostają zweryfikowane. Oczywiście, jak to u Austen, mamy szczęśliwe zakończenie, ale jakie konkretnie, tego Wam nie zdradzę – sami musicie przeczytać książkę. Jane Austen świetnie operuje językiem, pisząc swoje powieści. Bohaterowie są żywi, jakby stworzeni z krwi i kości, a opisy przepiękne, aż ma się wrażenie, że jest się wraz z postaciami na tych piknikach, balach i herbatkach towarzyskich. Jednakże oprócz tego autorka znakomicie operuje też ironią, nie przesadzając i nie sprawiając, że jej historia staje się prześmiewcza i karykaturalna.
Bohaterowie powieści to nie statyczne marionetki, które przez całą książkę nie zmieniają zdania. Marianna, na początku tak żywa i ekspresyjna, romantyczna aż do bólu i wręcz czasami nieco śmieszności, stopniowo staje się poważniejsza i stateczniejsza. Natomiast Eleonora, która dusi w sobie każdą emocję i nie pozwala im wyrwać się na powierzchnię, otwiera się na innych i powoli zaczyna mówić o tym, co czuje w sercu. Dzięki temu obie panny zyskują na plus i stają się dla czytelnika o wiele bardziej ludzkie. Co ważne, ich postawy i zachowania mają wymiar dydaktyczny – to Eleonora ze swoim spokojem i zrównoważeniem jest stawiana jako wzór, natomiast skłonność Marianny do podsycania w sobie skrajnych uczuć, egzaltacji i dramatyzowania oraz ulegania im bez zwracania uwagi na uczucia innych i zdrowy rozsądek jest przedstawiona jako coś, co może przynieść opłakane skutki.
Jeśli chcecie poczuć atmosferę XIX-wiecznej Anglii, wybrać się na wrzosowisko lub na herbatkę w towarzystwie klasy wyższej, to śmiało sięgajcie po Rozważną i romantyczną. Literacki debiut Jane Austen to romantyczna historia z morałem, która jednak kończy się dla wszystkich na tyle dobrze, że wywołuje tylko uśmiech na twarzy. Wspaniała lektura, która umili wam jeden, dwa wieczory.
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/08/rozwazna-i-romantyczna-jane-austen.html
Od czasu do czasu lubię sięgnąć po tak zwaną klasykę literatury. Najczęściej są to powieści angielskie, chociaż czasami bywają też rosyjskie. Ostatnio naszła mnie ochota na kontynuowanie mojej przygody z literaturą dziewiętnastowiecznej Anglii, więc mój wybór padł na Rozważną i...
2021-07-13
2020-10-25
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/04/wspomnienia-sherlocka-holmesa-arthur.html
Moją relację ze zbiorami opowiadań można określić jako dość skomplikowaną. Z jednej strony bardzo lubię krótkie formy, a z drugiej zawsze mam po nich niedosyt. Na szczęście jestem w o tyle dobrej sytuacji, jeśli chodzi o przygody detektywa z Baker Street, że jeszcze kilka takich zbiorów przede mną, więc mam co czytać i czym się cieszyć.
Wspomnienia Sherlocka Holmesa to czwarta książka z serii o sprawach kryminalnych rozwiązywanych przez najsławniejszego Brytyjczyka. Zawiera on jedenaście krótkich opowiadań, z czego każde dotyczy innej sprawy, z jaką zetknął się w swojej karierze Sherlock Holmes. Ostatnie z nich, pod tytułem Ostatni epizod to historia spotkania i starcia z profesorem Moriartym, która doprowadza do ostatecznego zakończenia przygód naszego bohatera.
Fabuła każdego opowiadania, to inna sprawa, z jaką przychodzą do Sherlocka mieszkańcy Anglii. Dowiadujemy się z nich nie tylko o profesorze Moriartym, ale pojawia się tu również jedyny przyjaciel Sherlocka z czasów studenckich oraz czytelnikom zostaje przedstawiony brat Holmesa, Mycroft, o którym ten wcześniej nawet jednym słowem nie wspomniał. Jak zawsze każda sprawa, jaką zajmuje się detektyw, jest jedyna i w swoim rodzaju, a autor już od pierwszych słów zaciekawia bezgranicznie czytelnika. Niestety, autorowi zaczyna się tutaj wkradać pewien schematyzm w fabule. Przejawia się on w tym, że cała akcja sprowadza się do kilku głównych punktów: do Sherlocka przychodzi petent, wyłuszcza swoją sprawę, Holmes dzieli się swoimi podejrzeniami i planem działania, sprawa zostaje rozwiązana po dokładnym wypełnieniu instrukcji detektywa. Na tej strukturze opiera się wszystkie jedenaście opowieści, przez co radziłabym wszystkim, którzy chcą się z nimi zapoznać, by zrobili sobie przerwę w czytaniu kolejnych książek o dokonaniach sławnego Londyńczyka.
Wszystkie historie mają jeden cel – podkreślają bystry i lotny umysł Sherlocka, jego geniusz i spryt. Właściwie nie ma sprawy, której ten detektyw nie potrafiłby takim czy innym sposobem rozwiązać. Chociaż nie pozbawiony wad (jak choćby pewien egoizm i przekonanie o własnej wyższości), to jednak Holmes jest postacią, której nie da się na swój sposób polubić i jej kibicować. Nawet jego sarkazm, ironia, a czasami wręcz wredność są w pewnym stopniu sympatyczne i sprawiają, że detektyw wydaje się osobą z krwi i kości, która można by było spotkać na ulicy nawet teraz. Tak samo nie da się nie lubić doktora Watsona, poczciwego i wiernego towarzysza sławnego detektywa Trwa on cały czas przy jego boku, chociaż nie raz i nie dwa Sherlock udowadnia mu, o ileż lotniejszy ma od niego umysł. Niejeden by się oburzył na takie insynuacje, a tymczasem Watson wybacza swojemu przyjacielowi jego wady i przymyka na nie oko, zawsze gotów do pomocy przy rozwiązywaniu kolejnych mniej lub bardziej skomplikowanych spraw.
Muszę Was ostrzec przed jednym – jeśli już zdecydujecie się na lekturę książek o palącym fajkę Londyńczyku, to przygotujcie się na zarwane noce. Od tych opowieści nie sposób się oderwać, a po przeczytaniu jednej ma się ogromną ochotę na kolejną i następną. Rozrywka gwarantowana na każdy wieczór tygodnia!
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/04/wspomnienia-sherlocka-holmesa-arthur.html
Moją relację ze zbiorami opowiadań można określić jako dość skomplikowaną. Z jednej strony bardzo lubię krótkie formy, a z drugiej zawsze mam po nich niedosyt. Na szczęście jestem w o tyle dobrej sytuacji, jeśli chodzi o przygody detektywa z Baker Street, że jeszcze kilka takich...
2020-08-07
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/02/przygody-sherlocka-holmesa-arthur-conan.html
Kiedy ktoś powie Londyn, większość będzie miała kilka standardowych skojarzeń: mgła, deszcz, królowa... No i on – jeden z najbardziej znanych detektywów wszech czasów, Sherlock Holmes, ze swoją nieodłączną fajką, kaszkietem i płaszczem, zawsze na tropie jakieś zbrodni i usiłujący rozwikłać kolejne zagadki kryminalne.
Przygody Sherlocka Holmesa jest trzecim, patrząc na kolejność wydawania, tomem o sławnym angielskim detektywie. Jest to zarazem pierwszy tom opowiadań o Holmesie, a wydarzenia w nim opisane dzieją się zarówno przed, po, jak i pomiędzy Studium w szkarłacie i Znakiem czterech. Zbiór zawiera dwanaście opowiadań, każde będące osobną historią pojedynczej zagadki kryminalnej.
Jak to zazwyczaj bywa w tego typu zbiorach, nie wszystkie opowiadania są równego poziomu. Bywają lepsze, bywają też gorsze, ale jedno trzeba oddać ich autorowi – każda historia wciąga i chociaż stanowią w pełni zamkniętą i odrębną całość, to pozostawiają po sobie uczucie niedosytu. Czytelnik chętnie by poczytał pełną, książkową wersję każdej z tych zagadek, są tak intrygujące i ciekawe. Akcja toczy się dynamicznie, właściwie nie ma tu niepotrzebnie przeciągniętych wątków. Naczytałam się w życiu sporo kryminałów różnego typu i często zdarzało mi się trafić winnego, ale u Doyle'a zawsze kończy się to w moim przypadku niepowodzeniem. Zagadki są opisane tak misternie, podsuwanych jest tu tyle ślepych tropów, że tylko taki mistrz dedukcji jak Holmes potrafi rozwikłać je wszystkie i po nitce dotrzeć do kłębka.
Narracja jest prowadzona z perspektywy pierwszej osoby, a samym narratorem jest doktor Watson, przyjaciel głównego bohatera i towarzysz w jego eskapadach. Ta dwójka jest również nieodmiennie najważniejszymi postaciami w całej książce. Obok nich przewija się cała plejada bohaterów drugoplanowych, będących ofiarami przestępców, i samych zbrodniarzy. Na szczęście niemal zawsze, dzięki Sherlockowi Holmesowi, prawda zwycięża, a zło zostaje ukarane i tajemnica wyjaśniona.
Jednak nie da się ukryć, że bohaterowie właściwie nie ewoluują. Watson i Holmes to cały czas takie same charaktery, jak w poprzednich dwóch powieściach, nic się tu nie zmienia. Detektyw to wciąż dziwak i oryginał, na dodatek mający o sobie bardzo wysokie mniemanie i z ego, które ledwo mieści się w domu przy Baker Street. Na szczęście, potrafi też, chociaż niechętnie, przyznać się do błędu. Mimo tego, że jego charakterystyka brzmi naprawdę zniechęcająco, to nie da się nie polubić tego oryginała i nie podziwiać jego bystrego umysłu, który niejednego współczesnego kryminologa by zadziwił i wprawił w osłupienie. Natomiast doktor Watson to w pewnym sensie przeciwieństwo Holmesa – spokojny, miły i niczym niewyróżniający się lekarz, którego jedynym oczekiwaniem od życia jest ciche i monotonne życie u boku żony w zaciszu własnego domu. Podziwia on swojego przyjaciela i szanuje, chociaż nie raz i nie dwa ekscentryzm londyńczyka działa mu na nerwy i potrafi wytrącić z równowagi. Obaj panowie wzbudzają w czytelniku prawdziwą sympatię, a ich zachowania sprawiają, że nie da się im nie kibicować.
Przygody Sherlocka Holmesa to świetna (i obowiązkowa!) lektura dla każdego szanującego się fana kryminałów. Dwanaście krótkich opowiadań na pewno przypadnie takiej osobie do gustu, a i ci, którzy na co dzień nie czytają dużo, mogą śmiało sięgnąć po ten tytuł. Dzięki formie niedługich historii całość można sobie dawkować według uznania, bez gubienia wątków i zapominania o nich. Polecam gorąco i zachęcam Was do lektury!
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/02/przygody-sherlocka-holmesa-arthur-conan.html
Kiedy ktoś powie Londyn, większość będzie miała kilka standardowych skojarzeń: mgła, deszcz, królowa... No i on – jeden z najbardziej znanych detektywów wszech czasów, Sherlock Holmes, ze swoją nieodłączną fajką, kaszkietem i płaszczem, zawsze na tropie jakieś zbrodni i usiłujący...
2020-09-23
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/01/nie-ma-sytuacji-bez-wyjscia-recenzja.html
Czasami wydaje nam się, że trafiliśmy w sytuację bez wyjścia. Nieważne, jaki sposób rozwiązania problemu wybierzemy, to i tak nie ma się prawa udać. A potem okazuje się, że jednak istnieje możliwość ucieczki z matni, że wbrew zdrowemu rozsądkowi to wszystko może się zakończyć dobrze. Mniej więcej to samo przydarzyło się bohaterom powieści historycznej Sokoła spartańskiego Conna Igguldena.
Ksenofont, młody uczeń Sokratesa, nie potrafi sobie znaleźć miejsca w Atenach. Jedyne pocieszenie odkrywa w rozmowach ze swoim przyjacielem i nauczycielem, który w przyszłości stanie się jednym z najbardziej znanych filozofów czasów starożytnych. Tymczasem we wrogiej wobec Grecji Persji król Artakserkses II, syn wielkiego Dariusza II, panuje nad krajem obejmującym swoją powierzchnią ogromne połacie ziemi. Kiedy jego brat, Cyrus Młodszy, zaczyna się buntować, wyrusza przeciwko niemu. Po stronie Cyrusa stają elitarne oddziały Spartan, a także najemnicy z miast-państw Grecji, a wśród nich Ksenofont, poszukujący lepszego losu w życiu. Gdy dochodzi do bitwy, a głowa młodszego z braci opada w kurz pustyni, Grecy zostają pozostawienie samym sobie w samym środku wrogiego imperium. Przed nimi długa podróż do domu, misja, która z pozoru wygląda na taką, która nie ma szans powodzenia.
Conn Iggulden po mistrzowsku przedstawił dzieje marszu dziesięciu tysięcy. Pośród postaci historycznych, takich jak Artakserkses, Cyrus, Klearchos czy Ksenofont, odnajdujemy również bohaterów fikcyjnych, którzy przewijają się w tle tej historii. Wraz z Grekami wyruszamy z ich ojczyzny do Persji, stajemy do walki z nieprzeliczonymi wojskami Persów, aż w końcu wracamy nad brzeg Morza Śródziemnego. I chociaż dobrze wiemy, jak ta historia się skończy, w końcu możemy o marszu przeczytać w każdej encyklopedii czy podręczniku historii, to i tak śledzimy losy około dziesięciu tysięcy Greków pragnących wrócić do ojczyzny.
Oprócz tego, że mamy w rękach powieść historyczną, to autorowi udało się w niej przemycić wiele dodatkowych myśli i wartości. To historia o przyjaźni i wierności ideałom, o wytrwałości w dążeniu do celu i niezłomnej silnej woli. Klearchos, dowódca Greków, okazuje się silnym, dzielnym żołnierzem, który nie ulega nawet na chwilę. Jako Spartanin był chodzącym nośnikiem ideałów tego wojowniczego miasta-państwa. Klearchos, Ateńczyk, chociaż uczony przez filozofa i sam skłaniający się ku tej dziedzinie, jawi się czytelnikowi jako niezłomny i pomysłowy dowódca, któremu udaje się przeprowadzić prawie dziesięć tysięcy ludzi z centrum Persji na brzeg morza i uratować ich przed niechybną śmiercią z rąk wrogów.
Powieść podzieliłabym na dwie części. Pierwsza obejmuje okres od momentu, gdy Cyrus decyduje się na bunt wobec starszego brata, aż do chwili, gdy w bitwie pud Kunaksą Artakserskses ścina mu głowę. Druga natomiast obejmuje swoim czasem chwile po bitwie aż do samego końca fabuły, gdy Grecy stają na brzegu Morza Śródziemnego. Miałam trochę wrażenie, że pod względem tempa akcji, to pierwsza część była dużo bardziej dynamiczna, działo się w niej więcej, natomiast w tej drugiej fabuła była bardziej rozciągnięta. Nie zmienia to jednak faktu, że całość czytało się znakomicie, a Conn Iggulden ma bardzo plastyczny i żywy styl, dzięki któremu wszystko, o czym pisze, staje nam przed oczami jak żywe.
Sokół spartański to świetna powieść historyczna, pełna akcji i dynamiki, z żywymi bohaterami, którzy niemal wychodzą ze stron tej książki. Myślę, że każdy fan tego typu literatury się nie zawiedzie, gdy zdecyduje się na jej lekturę. Ja ze swojej strony gorąco ją wam polecam.
https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/01/nie-ma-sytuacji-bez-wyjscia-recenzja.html
Czasami wydaje nam się, że trafiliśmy w sytuację bez wyjścia. Nieważne, jaki sposób rozwiązania problemu wybierzemy, to i tak nie ma się prawa udać. A potem okazuje się, że jednak istnieje możliwość ucieczki z matni, że wbrew zdrowemu rozsądkowi to wszystko może się zakończyć dobrze....
Święty Graal od dawna rozpala wyobraźnię nie tylko katolików, ale też badaczy historii. Jeśli kielich kiedykolwiek istniał, to przepadł w odmętach historii. Co nie zmienia jednak faktu, że świat literacki nadal lubi często sięgać do tego motywu i wykorzystywać go, a początki tego można liczyć już od czasów opowieści o królu Arturze. Zatem nic dziwnego, że i Bernard Cornwell czerpał pełnymi garściami z historii o kielichu Chrystusa, czyniąc z niej motyw przewodni także drugiego tomu serii o Thomasie z Hookton, jakim jest Włóczęga.
Po bitwie pod Crécy Anglicy maszerują przez Francję. Od wojsk angielskiego króla odłącza się Thomas z Hookton wraz z księdzem Hobbem i ukochaną Eleanor, by szukać świętego Graala. Autor drugą część swojej opowieści o wojnie stuletniej rozpoczyna od mało znanej polskiemu czytelnikowi bitwy pod krzyżem Neville'a w okolicy Durham w Anglii. To inny element ponad stuletniego konfliktu między Anglią a Francją, w który zostali wmieszani również Szkoci. Sama nie miałam zielonego pojęcia o takiej bitwie, chociaż o obopólnej niechęci Anglików i Szkotów do siebie nawzajem wie chyba każdy. Właśnie to jest ogromnym plusem powieści Cornwella – potrafi odwoływać się do takich faktów, o których ktoś, kto nie jest wyspecjalizowanym historykiem, nie będzie miał bladego pojęcia. Dla historyków-amatorów to świetna okazja, żeby poszerzyć swoją wiedzę.
Zgodnie z tytułem tego tomu, Thomas staje się włóczęgą. W poszukiwaniu Graala wyrusza w podróż z Francji do Anglii, a potem znowu wraca do Francji. Jego śladem podąża inkwizytor Benard de Taillebourg, a wraz z nim kuzyn Thomasa, Guy Vexille zwany Harlequinem. Historia młodego angielskiego łucznika z Hookton jest usiana zarówno łzami, jak i śmiechem. Na swojej drodze Thomas spotyka wiele dobrych dusz, służących mu pomocą i radą, ale przeszkody i wrogowie mnożą się na niej równie często, jeśli nie częściej. A łucznik, pędzony za kielichem Chrystusa, sam nie wierzy w swoją misję – zresztą, czy można się dziwić jego zwątpieniu? To przez mitycznego Graala, w którego istnienie mało kto wierzy, jest pędzony po świecie i niemal traci życie, jest okaleczony i zostają mu odebrane najbliższe mu osoby. Nie ma łatwego życia ten nasz łucznik, oj, nie ma.
Paleta postaci poszerza nam się tym razem o Robbiego, Szkota, który wraz z Thomasem wyrusza na poszukiwanie de Taillebourga, chcąc pomścić śmierć członka swojej rodziny. Okazuje się świetnym kompanem, a jego przekomarzanki z angielskim łucznikiem cały czas bawią i wywołują uśmiech na twarzy. Spotykamy teraz także dominikanina Bernarda de Taillebourga – chyba najbardziej antypatyczną postać w całej książce. Fanatycznie wierzący katolik, opanowany manią znalezienia Graala, nie cofnie się przed niczym, by dopiąć celu, a nawet największe okrucieństwo jest w stanie wytłumaczyć boskim rozkazem. Mierziła mnie ta postać bezgranicznie i, jeśliby to ode mnie zależało, to już na pierwszej stronie bym go ukatrupiła, za co pewnie reszta bohaterów byłaby wdzięczna.
Włóczęga to kolejna książka Cornwella potwierdzająca jego zasłużoną renomę jako jednego z najlepszych pisarzy powieści historycznych obecnie. Opowieść wywołuje całe spektrum emocji, czytelnik przywiązuje się do spotykanych na jej kartach bohaterów. To wciągająca powieść o misji, bohaterstwie, zwątpieniu, okrutnym losie i miłości. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy tej historii będą stały na równie wysokim poziomie co pierwsze dwa i będą tak samo wciągały swoją fabułą.
Święty Graal od dawna rozpala wyobraźnię nie tylko katolików, ale też badaczy historii. Jeśli kielich kiedykolwiek istniał, to przepadł w odmętach historii. Co nie zmienia jednak faktu, że świat literacki nadal lubi często sięgać do tego motywu i wykorzystywać go, a początki tego można liczyć już od czasów opowieści o królu Arturze. Zatem nic dziwnego, że i Bernard Cornwell...
więcej Pokaż mimo to