-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2023-07-02
2023-06-25
Czasami zastanawiam się, czy my ludzie jesteśmy normalni na tle innych gatunków zamieszkujących trzecią planetę od słońca. W swej zachłanności do gromadzenia do zbierania, do posiadania, do przywłaszczania, do zagarniania bezsprzecznie bijemy na głowę wszystkie istoty żywe.
Myślę, że jest to zjawisko normalne i naturalne: chęć posiadania dóbr materialnych, otaczanie się coraz to nowymi przedmiotami, gadżetami jest to po prostu chęć wejścia na wyższy poziom egzystencji. Choć brzmi to nie najlepiej, to przyznać należy, że „rzeczy” determinują i stymulują nasze działania. Co prawda „rzeczy” nie wznoszą nas na wyższy poziom egzystencji duchowej, intelektualnej, czy moralnej (czasami to się zdarza), ale zapewniają nam w jakimś stopniu bezpieczeństwo- to przyziemne materialne bezpieczeństwo stanowiące o naszym być albo nie być tu i teraz, a nie gdzieś i kiedyś.
Od prawa do lewa słyszy się nawoływania: a to wysoko postawionych duchownych, abyśmy zrewidowali swoje podejście do konsumpcjonizmu i odrzucili dobra materialne — wypowiada to kardynał (np. Tarcisio Bertone) posiadający ponad 700-metrowy apartament w Rzymie, osoba wożona limuzyną za kilkaset tysięcy i otoczona wianuszkiem usługujących mu na każde skinienie.
Z lewej strony słyszy się zachęty, aby zrezygnować z wysokich standardów życia, zamienić większy samochód na mniejszy, większe mieszkanie na mniejsze, zrezygnować z jedzenia mięsa a przestawić się na robaki i tym podobne bzdury i znów jest to wypowiadane przez kogoś, kto posiada ogromne dochody, kilka mieszkań, prywatnego kierowcę i całe góry dóbr materialnych, o których zwykły śmiertelnik może tylko pomarzyć.
Bohaterowie powieści „Rzeczy” Georgesa Pereca: Sylwii (22 lata) i Jerôme’a (24 lata), choć od napisania książki minęło już grubo ponad pięćdziesiąt lat, są wciąż jak najbardziej aktualni, a ich podejście do otaczającej ich rzeczywistości jest jak najbardziej naturalne, oparte na uwarunkowaniach genetycznych, zakorzenionych postawach społecznych, od których uwolnić się nijak nie sposób.
Można w chwilach uniesienia pogardzać pewnymi postawami, unosić się i wznosić na wyżyny duchowe, udawać(wielu to czyni) wyzwolonego od materializmu i materii, rozsiewać tu i ówdzie chwytliwe slogany nawołujące do odmiany, do wyzwolenia a koniec końców jednak i tak wracamy do „rzeczy”, od których jesteśmy zależni czy nam się to podoba, czy też nie.
„Rzeczy” to druga książka Georgesa Pereca, którą po powieści „Człowiek, który śpi” miałem przyjemność przeczytać i druga stojąca na bardzo wysokim poziomie, autor swobodnie porusza się w zagmatwanym świecie ludzkich spraw, widać, że poznał go od podszewki, że wie: co to jest klepanie biedy oraz życie ponad stan.
Świat bohaterów Georgesa Pereca jest do bólu prawdziwy i ponadczasowy, może być potraktowany przez czytelnika jako przestroga i jako wskazówka.
Polecam.
Czasami zastanawiam się, czy my ludzie jesteśmy normalni na tle innych gatunków zamieszkujących trzecią planetę od słońca. W swej zachłanności do gromadzenia do zbierania, do posiadania, do przywłaszczania, do zagarniania bezsprzecznie bijemy na głowę wszystkie istoty żywe.
Myślę, że jest to zjawisko normalne i naturalne: chęć posiadania dóbr materialnych, otaczanie się...
2023-06-22
Eugène Ionesco towarzyszy mi, pełzając gdzieś na półkach mojej biblioteczki od jakichś bez mała czterdziestu lat.
Mając lat kilkanaście, podjąłem pierwszą próbę wgryzienia się w twórczość tego skądinąd wielkiego awangardowego francuskiego dramaturga pochodzenia rumuńskiego.
Próba zakończyła się fiaskiem, drogi nasze rozeszły się na lat kilkadziesiąt, najprawdopodobniej ciężar gatunkowy pisarza w połączeniu z moim młodym wiekiem a co za tym idzie brakiem wyrobienia czytelniczego- sprawiły, iż nie przebrnąłem przez Ionesco.
Dziś wyposażony w bagaż doświadczeń życiowych wzbogaconych stosami przeczytanych książek Ionesco mnie olśnił, co prawda nie zachwycił mnie w tym stopniu, w jakim uczynili to Samuel Beckett, Franz Kafka czy Jorge Luis Borges, ale sprawił, iż po przeczytaniu „Samotnika” poczułem nieprzepartą chęć zagłębienia się w twórczość tego pisarza.
Powyższe dzieło podzielić można by na dwie części: tą normalną, zwyczajną, by nie powiedzieć, że nieco banalną i tą nienormalną, niezwyczajną iście Kafkowsko-Becketowską, z naciskiem raczej na to drugie nazwisko.
Wielu z nas marzy o wolności, o wyswobodzeniu się z okowów codzienności, o wyrwaniu się z kołowrota pracy, marzy o wyjściu z cienia kierowników, dyrektorów i innych zwierzchników, ale jak to zrobić przed ukończeniem sześćdziesiątego czy też sześćdziesiątego piątego roku życia?.
Z pomocą może przyjść coś, co zdarza się niezwykle rzadko. Coś, dzięki czemu możemy wszystko dotychczasowe zwinąć i wrzucić do kosza i rozpocząć nowe wspaniałe życie.
Tylko czy aby na pewno jesteśmy na to przygotowani, czy to nowe nie okaże się dla nas zbyt wielkim wyzwaniem, czy nie zburzy naszego świata wraz z fundamentami i nie sprawi, że nieopatrznie zaczniemy nową budowlę stawiać na grząskich piaskach.
Odpowiedź (może raczej próbę odpowiedzi) na te i inne pytania znajdziemy w „Samotniku”.
Polecam.
Eugène Ionesco towarzyszy mi, pełzając gdzieś na półkach mojej biblioteczki od jakichś bez mała czterdziestu lat.
Mając lat kilkanaście, podjąłem pierwszą próbę wgryzienia się w twórczość tego skądinąd wielkiego awangardowego francuskiego dramaturga pochodzenia rumuńskiego.
Próba zakończyła się fiaskiem, drogi nasze rozeszły się na lat kilkadziesiąt, najprawdopodobniej...
2022-11-26
Émile Ajar, Romain Gary, a tak naprawdę to Romain Kacew, dwa wcześniejsze nazwiska to pseudonimy literackie, którymi autor się posługiwał.
Émile Ajar w swej książce „Życie przed sobą” udowadnia, że można połączyć wodę z ogniem, potrzeba do tego: miłości, cierpliwości oraz wzajemnej tolerancji.
Autor w słowach prostych, acz dosadnych ukazuje czytelnikowi życie kilkorga zagubionych ludzi z uboższej dzielnicy Paryża, ludzi różniących się od siebie kolorem skóry, wyznaniem religijnym, statusem społecznym, jak również orientacją seksualną, ale tak naprawdę to tylko pozorne i sztuczne różnice nakręcane i pompowane przez siły czerpiące korzyści z podgrzewania antagonizmów społecznych, w rzeczywistości przy odrobinie chęci ludzie mogą się ze sobą dogadać, tolerując wzajemnie swą odmienność, widzimy to doskonale na przykładzie starej żydówki Rozy, Momo chłopca arabskiego pochodzenia i pani Loli – transwestyty z Senegalu.
Bohaterowie powieści Émilea Ajara doskonale potrafią się uzupełniać i wspierać w ciężkich chwilach, trwają przy sobie od samego początku aż do końca, nic nie jest w stanie ich rozdzielić żadne poglądy, pochodzenie, kolor skóry i tym podobne błahostki, dla tych ludzi najważniejsze są: miłość, lojalność i wzajemne zaufanie- cała reszta to zbędny bełkot i sztuczne zamieszanie.
Książka jest niezwykła, w sposób lekki i z poczuciem humoru opowiada rzeczy straszne, od których włosy na głowie się jeżą, gdyby nie ta szczypta optymizmu przebijającego się w niej od czasu do czasu ciężko byłoby przez nią przebrnąć bez wpadnięcia w stan depresji i utraty wiary w drugiego człowieka.
Dzięki: Momo, Rozie i Loli oraz ich bezgranicznym pokładom dobra duchowego człowiek uświadamia sobie, że jeszcze są na świecie piękne istoty, dla których warto żyć i mieć nadzieję, że nie wszystko stracone.
Książka trudna pod względem emocjonalnym, bo i tematyka w niej poruszona jest mroczna i smutna, jednocześnie jej przesłanie daje jakąś nadzieję na przyszłość, iż ludzie zaczną w końcu patrzeć na siebie bez uprzedzeń, bez podziału na kasty, nacje i religie. POLECAM.
Émile Ajar, Romain Gary, a tak naprawdę to Romain Kacew, dwa wcześniejsze nazwiska to pseudonimy literackie, którymi autor się posługiwał.
Émile Ajar w swej książce „Życie przed sobą” udowadnia, że można połączyć wodę z ogniem, potrzeba do tego: miłości, cierpliwości oraz wzajemnej tolerancji.
Autor w słowach prostych, acz dosadnych ukazuje czytelnikowi życie kilkorga...
2022-10-24
Albert Camus znany jest przede wszystkim jako autor powieści „Dżuma”, ale jest to pisarz, w którego dorobku jest o wiele więcej ciekawych pozycji, do nich bezsprzecznie zaliczyć należy minipowieść „Obcy”, dzieło niespełna 170-stronicowe, którego jednak moc przekazu i głębia przesłania jest nieoceniona.
Myślę, że każdy czytający powyższą książkę w jakimś sensie i do pewnego stopnia będzie mógł odnaleźć jakąś cząstkę siebie -coś, przed czym sam ucieka, lub nie chce się do czegoś przyznać, jakiś ciężar leżący na duszy skrzętnie ukrywany przed innymi.
Bohater powieści Camusa to zwyczajny przeciętny człowiek żyjący chwilą, niewybiegający zbyt daleko w przyszłość, niewymagający od życia zbyt wiele, jest to istota umiejąca czerpać radość życia z chwil, krótkich ulotnych momentów niekiedy ledwie dostrzegalnych dla postronnego obserwatora.
Meursault (nazwisko głównego bohatera) płynie przez życie unoszony bezwiednie spokojnym nurtem dnia powszedniego, nie walczy z tym nurtem, nie próbuje go zmienić, ot po prostu sobie płynie, na wszystko się zgadza, do nikogo nie ma pretensji, przypomina niekiedy łódeczkę z papieru, lub liść na wodzie pogodzony ze swym przeznaczeniem, któremu obojętne jest- gdzie go zaniesie nurt życia i co się z nim stanie, ale czy do końca jest to prawdą, czy aby nie jest to wbrew pozorom postawa życiowa, której obsesyjnie będzie bronił i potencjalne przeszkody usuwał z całą bezwzględnością, czy to nie filozofia życiowa: płynąć i wszystko mieć w tyle?
Na takie i temu podobne pytania, odpowiedzi -czytelnik poszukać musi sam, czy mu się to uda, czy nie- jest to inny temat, ale warto spróbować bowiem „Obcy” to uczta intelektualna i studium nad psychiką ludzką. Polecam.
Albert Camus znany jest przede wszystkim jako autor powieści „Dżuma”, ale jest to pisarz, w którego dorobku jest o wiele więcej ciekawych pozycji, do nich bezsprzecznie zaliczyć należy minipowieść „Obcy”, dzieło niespełna 170-stronicowe, którego jednak moc przekazu i głębia przesłania jest nieoceniona.
Myślę, że każdy czytający powyższą książkę w jakimś sensie i do pewnego...
2022-07-03
Marcel Proust stanowi nie lada wyzwanie, dzieł jego nie sposób czytać w takim tempie jak np. książek Stephena Kinga, u Prousta każde zdanie to wyzwanie, wymagające od czytelnika ciągłego skupienia, oraz w miarę analitycznego umysłu, a po trzydziestu, czterdziestu przeczytanych stronach schłodzenia szarych komórek, polegającego na odłożeniu dzieła do dnia następnego i powolnego przetrawienia tego, co przeczytane zostało.
Proust w sposób genialny ukazuje zawiłości ludzkiej duszy, wnika w obszary, po których tylko nielicznym jak chociażby Oscar Wilde, czy Umberto Eco udawało się kroczyć w miarę swobodnie, osiągając przy tym zadowalające wymagającego czytelnika efekty.
Tom drugi z cyklu: „W poszukiwaniu straconego czasu” zatytułowany: „W cieniu zakwitających dziewcząt” to bezsprzecznie arcydzieło literatury światowej, nie znajdziemy w nim co prawda rozważań nad: być albo nie być rodzaju ludzkiego, oraz dywagacji dotyczących sensu życia i przewagi ducha nad materią, znajdziemy zaś całą masę może nie tak wzniosłych, lecz równie interesujących aspektów ludzkiego burzliwego życia wewnętrznego.
Bohaterami powieści Prousta w zdecydowanej większości przypadków są osoby przeciętne, żeby nie powiedzieć mierne i nudne, tym samym autor stanął przed nie lada wyzwaniem, jakim jest zainteresowanie czytelnika życiem codziennym tym wewnętrznym i zewnętrznym- nie bogów olimpijskich, czy innych popularnych zaprzeszłych i współczesnych herosów, a zwykłych śmiertelników z krwi i kości niemających z pozoru zbyt wiele do zaoferowania, ale czy na pewno niemających?, czy życie przeciętnego zjadacza chleba nie ma nic do zaoferowania poszukiwaczom intelektualnych przygód?, otóż ma i to wiele, lecz potrzebny jest ktoś taki jak Proust, aby uchwycić subtelności życia duchowego tychże bohaterów i podać to na tacy kunsztownie przybranej geniuszem literackim Marcela Prousta.
Na ogromną pochwałę zasługuje mistrzowskie tłumaczenie Tadeusza Boy-Żeleńskiego, którego wkład w polską wersję dzieła Prousta jest nieoceniony, każde zdanie, a nawet pojedyncze słowo to perełka, uchwytna i zauważalna, ale wymagająca wnikliwości i skupienia. POLECAM.
Marcel Proust stanowi nie lada wyzwanie, dzieł jego nie sposób czytać w takim tempie jak np. książek Stephena Kinga, u Prousta każde zdanie to wyzwanie, wymagające od czytelnika ciągłego skupienia, oraz w miarę analitycznego umysłu, a po trzydziestu, czterdziestu przeczytanych stronach schłodzenia szarych komórek, polegającego na odłożeniu dzieła do dnia następnego i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-18
Nie pamiętam- od jak długiego czasu planowałem rozprawić się z twórczością Marcela Prousta, odkładałem decyzję przeczytania jego dzieł z roku na rok: bądź co bądź w końcu cały cykl to siedem tomów ze średnią ok. 500 stron a twórczość Prousta raczej do bardziej wymagających zaliczyć należy no i przeznaczyć na to trzeba przynajmniej ze dwa miesiące, aby wydobyć z niej to, co najpiękniejsze w literaturze.
Tak czy inaczej, krok pierwszy zrobiony — rozpocząłem, przeczytałem „W stronę Swanna”....jest świetnie, kunszt pisarski na najwyższym z możliwych poziomów, autor operuje piórem z niezwykłą lekkością, a jednocześnie w sposób: precyzyjny, wnikliwy i subtelny ukazuje czytelnikowi świat skomplikowanych relacji międzyludzkich.
„W stronę Swanna” w moim odczuciu to wielkie studium nad samotnością mimo tłumów wokół nas, studium nad pożądaniem mimo braku miłości, studium nad miłością mimo braku pożądania.
Druga część tomu to rozprawa z uczuciem tak starym, jak stare są formy życia na ziemi, a mianowicie rozprawa z zazdrością: rozłożenie jej na czynniki pierwsze, ukazanie rodzenia się pierwszych symptomów obsesji na punkcie drugiego człowieka, obsesji graniczącej niemalże z obłędem, obsesji zakładającej szczelną opaskę na oczy pogrążającego się w tejże obsesji, odrzucającego zdrowy rozsądek, twarde dowody a przede wszystkim zdrowy rozsądek.
Przypuszczam, że Marcel Proust ze swoją wnikliwością obserwacji, jeśli nie zostałby pisarzem, to śmiało mógłby zostać psychologiem, jego zmysły postrzegania drugiego człowieka wraz z najdrobniejszymi szczegółami złożoności i zawiłości ludzkiej psychiki ma bowiem rozwinięty do perfekcji a dodatkowo potrafi ze swych obserwacji wyciągnąć trafne wnioski, a to już najwyższa sztuka, nie jest bowiem sztuką zrozumieć -co się dzieje w otaczającej nas rzeczywistości, ale sztuką jest zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.
Dzieło wielkie i wymagające skupienia, nie dla czytelników lubujących się w akcji i szybko zmieniających się wydarzeniach, tym zaś, którym się nie spieszy i potrafią się na chwilę zatrzymać w pędzącym wagonie codziennych wydarzeń- gorąco polecam.
Nie pamiętam- od jak długiego czasu planowałem rozprawić się z twórczością Marcela Prousta, odkładałem decyzję przeczytania jego dzieł z roku na rok: bądź co bądź w końcu cały cykl to siedem tomów ze średnią ok. 500 stron a twórczość Prousta raczej do bardziej wymagających zaliczyć należy no i przeznaczyć na to trzeba przynajmniej ze dwa miesiące, aby wydobyć z niej to, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-27
Za Wikipedią: „Jean-Dominique Bauby (ur. 23 kwietnia 1952, zm. 9 marca 1997) – francuski dziennikarz, redaktor ELLE (1991–1995).
W 1995 roku doznał udaru mózgu, czego skutkiem był całkowity paraliż ciała. Znalazł się w tzw. syndromie zamknięcia".
Książeczka cieniutka, tak jak cieniutka jest linia rozgraniczająca niebo od piekła- niewiele trzeba, aby wpaść z jednego do drugiego, chwila i z człowieka kipiącego energią, pełnego werwy i sił witalnych robi się istota zamknięta w klatce " niemożności" i co dalej, jak to jest w takiej sytuacji, co czują ci ludzie, jak odbierają ten nowy stan, w którym się znaleźli?.
Osobiście, przed z górą 40-stu laty, podobny przypadek miał miejsce w mojej rodzinie, dalekiej rodzinie co prawda, ale znalazłem się w pokoju z taką osobą, oprócz jakiegoś podświadomego instynktownego strachu, zażenowania i przerażenia czułem niesamowity żal, że tak się stało, żal spotęgowany łzą ściekającą z policzka tego mężczyzny, również ok. czterdziestokilkuletniego podobnie, jak autor tego niewielkiego dzieła, mogłem się jedynie domyślać jakie katusze i piekło za życia przechodzi ten człowiek. Ktoś w jednej z opinii (nie chce mi się go przytaczać!) napisał, że spodziewał się po tej książce czegoś lepszego, innego...???. Może efektów rodem z „Harry’ego Pottera”, a może coś z Tolkiena?.
Książka powyższa napisana została nie po to, aby nas oczarować niesamowitymi scenami akcji zapierającymi dech w piersiach, nie po to, aby czytelnikowi zaimponować: erudycją, elokwencją i kunsztem pisarskim, nie po to też, aby napchać autorowi kieszenie pieniędzmi..., zdecydowanie nie po to, takich książek dziennie wydawanych jest setki, może tysiące na całym świecie. W tym przypadku autor dał świadectwo- ukazał świat widziany przez człowieka zamkniętego w skorupie własnej niemocy, pokazał walkę niemożliwego z możliwym, tytaniczne zmaganie się ludzkiego instynktu trwania z własnymi słabościami. Polecam.
Za Wikipedią: „Jean-Dominique Bauby (ur. 23 kwietnia 1952, zm. 9 marca 1997) – francuski dziennikarz, redaktor ELLE (1991–1995).
W 1995 roku doznał udaru mózgu, czego skutkiem był całkowity paraliż ciała. Znalazł się w tzw. syndromie zamknięcia".
Książeczka cieniutka, tak jak cieniutka jest linia rozgraniczająca niebo od piekła- niewiele trzeba, aby wpaść z jednego do...
2021-11-26
Na kanwie powieści „Chimeryczny lokator” autorstwa Rolanda Topora powstał film Romana Polańskiego pt. Lokator (1976), oglądany przeze mnie dwukrotnie, właśnie to wybitne dzieło filmowe Polańskiego skłoniło mnie do przeczytania „Chimerycznego lokatora ”.
Szczerze powiedziawszy, pomimo iż nazwisko autora obiło mi się o uszy- to przyznaję, że nie miałem najmniejszego pojęcia o jego twórczości i jakież było moje zaskoczenie już po przeczytaniu kilku pierwszych stron, gdy okazało się, że mam do czynienia z autorem niezwykle dojrzałym, operującym swym piórem w sposób lekki i finezyjny, którego zmysł obserwacji rozwinięty jest do granic możliwości, a stopień precyzyjnego oddania charakteru opisywanych postaci osiąga poziom niemalże tak wysoki, jak u F. Kafki, choć nie tak surrealistycznie ukazany i nieco uboższy w szczegóły niż u wielkiego F. Kafki.
Osobiście potrafię w miarę dobrze wczuć się w położenie głównego bohatera, gdyż ponad ćwierć wieku przemieszkałem w tzw.bloku na niedużym osiedlu zbudowanym jeszcze za czasów PRL-u i doskonale pamiętam tę niepowtarzalną atmosferę ciągłego wścibstwa sąsiadów, wieczne hałasy drobnych remontów, dość często prowadzonych po godzinie 22, przesuwanie mebli nad ranem, odbijaniem godzinami piłki do „kosza” o podłogę stanowiącą u mnie sufit i tym podobne koszmarne dowody na istnienie sąsiadów: z dołu, z góry, z prawej strony i ze strony lewej.
W moim przypadku skończyło się na sprzedaniu mieszkania i postawieniu domu, a jak to się skończy w przypadku Trelkowskyego głównego bohatera powieści, odpowiedź znajdziecie po przeczytaniu książki. Polecam.
Na kanwie powieści „Chimeryczny lokator” autorstwa Rolanda Topora powstał film Romana Polańskiego pt. Lokator (1976), oglądany przeze mnie dwukrotnie, właśnie to wybitne dzieło filmowe Polańskiego skłoniło mnie do przeczytania „Chimerycznego lokatora ”.
Szczerze powiedziawszy, pomimo iż nazwisko autora obiło mi się o uszy- to przyznaję, że nie miałem najmniejszego pojęcia o...
Ktoś w jednej z opinii napisał, że każdy wie, co to jest przestrzeń...hmmm, czy aby na pewno każdy wie, co to jest przestrzeń, czy w ogóle ktokolwiek wie co to przestrzeń ?.
W sensie trzech wymiarów: szerokość, wysokość, długość ewentualnie mógłbym się zgodzić, że każdy wie, co to jest przestrzeń, ale do przestrzeni zaliczyć należy również czas, co w połączeniu daje nam czasoprzestrzeń, dodatkowo wypadałoby także uwzględnić wpływ grawitacji na przestrzeń, grawitacji, która jest w stanie odkształcić przestrzeń, a co za tym idzie zmienić jej właściwości.
W świetle najnowszych osiągnięć współczesnej fizyki to tak do końca nie da się sprecyzować właściwości fizycznych przestrzeni, a zwłaszcza tego niewidzialnego co tą przestrzeń wypełnia. Nawet najdoskonalsza próżnia ukryta gdzieś w mrocznych ostępach wszechświata wypełniona jest ogromną ilością: ciemnej materii i ciemnej energii, której nikt nie widział i nie zbadał, a co za tym idzie: nie ma pojęcia czym to cholerstwo jest.
Jest tego naprawdę dużo, tego niewiadomego, wypełniającego przestrzeń w 95% procentach. W związku z faktem, iż potrafimy w miarę dokładnie zbadać i opisać jedynie 5% tego, co znajduje się w przestrzeni, twierdzenie, iż każdy wie, co to przestrzeń jest co najmniej nieprawdziwe.
Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że każdemu wydaje się, co to jest przestrzeń.
Po „Przestrzeniach” Georgesa Pereca spodziewałem się nieco więcej, ale tylko „nieco”. Ogólnie rzecz ujmując dzieło ciekawe, może odrobinkę przekombinowane, ale mimo wszystko warte, aby się nad nim pochylić.
Książki Pereca, które dotychczas przeczytałem: „Człowiek, który śpi” i „Rzeczy” sprawiły, że apetyt mój na twórczość tego autora wzrósł niepomiernie, w związku, z czym miałem nadzieję, że autor „Przestrzeni” głębiej wniknie w poruszany przez siebie temat przestrzeni, liczyłem na nieco ciekawsze przykłady interakcji materii z przestrzenią, a w zasadzie raczej interakcji materii z materią w tejże przestrzeni, może nawet na próbę zdefiniowania przestrzeni w jakiś oryginalny sposób.
Podejrzewam, że gdyby Perec pisał swoje dzieło w latach 20 dwudziestego pierwszego wieku, byłoby one dzieło nieco inne, może mniej chaotyczne, bardziej wyważone, a może było właśnie kropka w kropkę identyczne z tym, z którym mamy do czynienia obecnie...może i tak.
Temat podjęty przez Pereca jest niezwykle interesujący. Tak na co dzień zwykły zjadacz chleba nie uświadamia sobie faktu: jak bardzo przestrzeń w tej jednej konkretnej chwili determinuje jego zachowania i kieruje jego losem.
Tak naprawdę wszyscy jesteśmy zamknięci w konkretnym wycinku przestrzeni, wycinku o objętości naszego materialnego ciała i bez względu na to, jak bardzo byśmy się nie starali, to i tak jest to jedyna fizyczna przestrzeń dostępna dla nas w danej chwili.
Polecam.
Ktoś w jednej z opinii napisał, że każdy wie, co to jest przestrzeń...hmmm, czy aby na pewno każdy wie, co to jest przestrzeń, czy w ogóle ktokolwiek wie co to przestrzeń ?.
więcej Pokaż mimo toW sensie trzech wymiarów: szerokość, wysokość, długość ewentualnie mógłbym się zgodzić, że każdy wie, co to jest przestrzeń, ale do przestrzeni zaliczyć należy również czas, co w połączeniu daje nam...