Francuski dramaturg, ojciec klasycystycznej tragedii. Prawnik z wykształcenia, przez 20 lat pełnił urząd rzecznika królewskiego, niebawem jednak wyrzekł się kariery adwokackiej. Krótki czas należał do grupy "Pięciu Autorów", których obowiązkiem było pisanie sztuk teatralnych na wyznaczony przez ministra (kardynała Richelieu) temat. W ostatnich latach życia usunięty w cień przez J. Racine’a (sztuka Corneille'a Tytus i Berenika przegrała w pojedynku z wystawianą w tym samym czasie tragedią Racine’a Berenika) i Moliera.
Tragizm w ujęciu klasycystyczno - barokowym, wewnętrzne rozdarcie jednostek między uczuciem a honorem. Mimo tego że tłumaczenie Morsztyna zapisane jest jeszcze staropolszczyzną, czyta się dosyć łatwo i przyjemnie.
Przyznam szczerze, nie sięgnęłabym raczej po ten dramat, gdyby nie był moją lekturą, jednak całkiem miło od czasu do czasu przeczytać coś innego niż zazwyczaj.
Nie rozumiem niskich ocen, bo ja się bawiłem znakomicie. Wspaniała tragikomedia, w tłumaczeniu Wyspiańskiego z jego cudownymi rymami, jak np gdy Elwira w akcie IV mówi:
"W niewolę bierze królów dwóch
Rozbija wszystko w puch"'
A jak w scenie VI, aktu I, Don Rodrigo pięknie się mobilizuje:
"Po śmierć, po śmierć, ach, biec po czyn!"
Czyż nie zachwyca to "ach"? Happy end dla Cyda i Szimeny przyćmiewa tragedię dwóch innych postaci: infantki i Don Sansza. Infantka już kombinowała jak tu podnieść Cyda do pozycji księcia, bo ją chucie rozpierały, a Don Sanszo robił za dyżurnego "frajera", bo obiecanej Szimeny w przypadku wygranej i tak by nie "skonsumował", bo ta planowała ukryć się w klasztorze. A w ogóle w związku z tym zaczynem tragikomedii, czyli spoliczkowaniem, przypomniał mnie się Pokora z filmu "Brunet wieczorową porą" z jego: "W twarz?!" Świetna rozrywka półgodzinna na "wolne lektury"