-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać287
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2023-10-28
2023-10-15
Prawdę mówiąc uważam, że ocena tej książki na Lubimyczytać.pl, jest nieco za niska. Co prawda dzieło, a właściwie dziełko (niewiele ponad sto stron) nie stoi na tak niebotycznie wysokim poziomie, jak np. „Fikcje” wielkiego mistrza Jorge Luisa Borgesa jednakowoż ocena 6,4 na Lc. to nieco za mało.
Autor co wynika z jego dzieła, z pewnością zna doskonale twórczość swego argentyńskiego rodaka wyżej wspomnianego J.L.Borgesa, świadczy o tym wielokrotnie przytaczane przez Domíngueza nazwisko wielkiego mistrza wymieniane wśród nazwisk tych: naj, naj, największych w literaturze światowej.
Głównym bohaterem tej książki (w moim odczuciu) jest sama książka, wraz z jej tajemniczością, poruszaniem się wśród tematów ściśle powiązanych z książką tą fizyczną namacalną książką nie jakimiś tam pdf-ami, e-bookami i innymi audio-bookami, ale między tymi prawdziwymi namacalnymi fizycznie tworami ludzkiego intelektu.
Autor w jaskrawym, może nieco zbyt jaskrawym świetle ukazuje czytelnikowi przypadek człowieka ulegającego zapamiętaniu się, pewnego rodzaju zaprzedaniu, a może nawet będącego pod wpływem opętania, człowieka, dla którego nic i nikt się nie liczy, tylko jego książki są wszystkim: co kocha, posiada i czemu jest gotów oddać dosłownie wszystko.
Dzieło Carlos Maríi Domíngueza pt. ”Dom z papieru” zaliczyć należy do kategorii tych dzieł, które zasługują na szczególną uwagę, a przeczytanie, którego wiąże się nie tylko z wielką przygodą intelektualną, ale również wnosi coś innego w nasz świat, rzuca inne światło, na zdawałoby się dobrze nam znane sprawy.
Jednakowoż jak widać po przeczytaniu przeze mnie powyższego dzieła sprawy znane dość powierzchownie, ale tak naprawdę czy da się poznać tak dogłębnie i do końca to coś, co stanowi o wielkości książki, co przyciąga niczym magnes- chyba nie.
Książka to wielka niewiadoma, to zagadka, to poszukiwanie, to bardzo często rozczarowania, to całe regały w domowych bibliotekach (częstokroć zakurzone), regały z książkami, które przeczytaliśmy tylko raz, abo i nigdy.
Książka to nadzieja, to obietnica, czasami wyzwanie nie do przebrnięcia.
Książka, książka, książka... Polecam.
Prawdę mówiąc uważam, że ocena tej książki na Lubimyczytać.pl, jest nieco za niska. Co prawda dzieło, a właściwie dziełko (niewiele ponad sto stron) nie stoi na tak niebotycznie wysokim poziomie, jak np. „Fikcje” wielkiego mistrza Jorge Luisa Borgesa jednakowoż ocena 6,4 na Lc. to nieco za mało.
Autor co wynika z jego dzieła, z pewnością zna doskonale twórczość swego...
2023-09-24
Czarodziejska góra to trzecia pozycja z bogatej twórczości T. Manna, którą miałem przyjemność przeczytać i jak dotychczas najlepsza.
Coś niewątpliwie w tym jest, że aby stworzyć arcydzieło potrzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu, oczywiście przy założeniu (paradoksalnie), że mamy do czynienia z geniuszem.
T. Mann pisał „Czarodziejską górę” około 12 lat, co ciekawe Bułhakow „Mistrza i Małgorzatę” pisał również 12 lat, a Marcel Proust swój siedmiotomowy cykl „W poszukiwaniu straconego czasu” ukończył po 13 latach.
Wszystkie wyżej wymienione pozycje to arcydzieła zaliczane do kanonu literatury światowej, a ich autorzy do najjaśniej świecących gwiazd w panteonie gigantów literatury.
Pewien polski trzydziestokilkuletni seryjny twórca ma już na koncie ponad 50 (!!!) książek...można?, można!, tylko trzeba chcieć!
Zostawmy w spokoju te ponad 50 książek i ich seryjnego autora i skupmy się na „Czarodziejskiej górze”.
Dzieło Manna przerosło moje oczekiwania, co prawda spodziewałem się wielkiego pisarstwa, bo jak już wcześniej wspomniałem, jest to już trzecia książka tego pisarza przeczytana przeze mnie, ale i tak autor zaskoczył mnie niebotycznie wysokim poziomem „Czarodziejskiej góry”.
Dzieło w moim odczuciu jest doskonałe i pełne pod każdym względem. Co prawda pewne elementy nieco się zestarzały, choć nie zdezaktualizowały, a mianowicie sposób ukazania w powieści starcia dwu odmiennych ideologii: lewicowo-liberalnej z konserwatywno-klerykalną.
Temat starcia stary jak świat, wciąż aktualny i obecny w życiu społecznym — z tym że w dzisiejszych czasach medialnie bardziej rozdmuchany, skrajnie spolaryzowany (albo w lewo, albo w prawo) w większym stopniu używany w walce politycznej.
Wyżej wymieniony temat tarć ideologicznych jest w dziele Manna dość istotnym tematem (na szczęście niedominującym), w dużym stopniu odkrywającym poglądy samego autora, ukazany jest (światopogląd autora) w sposób subtelny i bardzo zawoalowany.
Najważniejszym elementem dzieła i w moim odczuciu najciekawszym w całej powieści jest zdecydowanie główny bohater dzieła Hans Castrop.
Postać jest to, zdawać by się mogło dość tuzinkowa i może nawet dla mniej wnikliwego czytelnika przeciętna, ale to tylko pozory. Pod warstwą oportunizmu tak naprawdę ukrywa się cała bogata i wrażliwa osobowość naszego bohatera. Osobowość wrażliwa na drugiego człowieka, osobowość współczująca, przyjazna i empatyczna, choć niewątpliwie w twardych realiach życia codziennego nieco zagubiona, nieporadna i mało praktyczna.
Obok postaci Hansa Castropa będącej niejako pewnego rodzaju kopalnią wiedzy odnośnie do pewnego ściśle określonego rodzaju osobowości, w powieści Manna występuje „nieskończona” ilość postaci równie interesujących, wyrazistych i niezwykle plastycznie ukazanych przez wielkiego mistrza powieści T. Manna.
„Czarodziejska góra” oczarowała mnie swym kunsztem, głębią, bogactwem i barwnością postaci. Dzieło a właściwie arcydzieło jest to wielkie, którego przeczytanie jest niejako wyzwaniem (dla wielu), nakazem i obowiązkiem dla każdego, kto twierdzi, że kocha literaturę.
POLECAM!!!
Czarodziejska góra to trzecia pozycja z bogatej twórczości T. Manna, którą miałem przyjemność przeczytać i jak dotychczas najlepsza.
Coś niewątpliwie w tym jest, że aby stworzyć arcydzieło potrzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu, oczywiście przy założeniu (paradoksalnie), że mamy do czynienia z geniuszem.
T. Mann pisał „Czarodziejską górę” około 12 lat, co ciekawe...
2021-12-06
Pierwsze moje spotkanie z tym autorem i od razu totalny odlot...Haruki Murakami oczarował mnie, uświadomił mi jak bardzo świat zwyczajnych ludzkich spraw -może być skomplikowany i wciągający, pochłaniający bez reszty uwagę postronnego obserwatora, w tym przypadku czytelnika.
Postać głównego bohatera jest do tego stopnia zniewalająca, że pomyślałem sobie: szkoda, że nie mam takiego przyjaciela, z drugiej strony najprawdopodobniej na takiego przyjaciela najzwyczajniej w świecie sobie najprawdopodobniej nie zasłużyłem. Pomimo iż postać głównego bohatera to istota fikcyjna jednak mimo wszystko wielce przekonująca i z pewnością wiele takich istot jest wokół nas, rozświetlając mroki szarego smutnego życia, niosąc nadzieję i pocieszenie innym zagubionym istotom w potrzebie, sfrustrowanym i osamotnionym w swej częstokroć nieznośnej niemej egzystencji. Watanabe- takiego imienia główny bohater to symbol człowieczeństwa i światełko w tunelu życia, któremu bez reszty można zaufać- powierzając całą swoją egzystencję, Watanabe to wzór i przykład do naśladowania, uosobienie dobra i spokoju, nawet pewne potknięcia i nie zawsze idealnie czyste zachowania przemawiają na jego korzyść, uświadamiając czytelnikowi swoje słabości, usprawiedliwiając niejako naszą niedoskonałość a niekiedy nawet pewne ułomności i potknięcia natury etyczno- moralnej.
Po przeczytaniu „Norwegian Wood” nie wyobrażam sobie, abym nie kontynuował swojej podróży przez dzieła i z dziełami Harukiego Murakamiego- pisarza niezwykle wrażliwego, wprowadzającego czytelnika w obszary na pozór dobrze znane, lecz ukazane w taki sposób, że odkrywamy je na nowo. POLECAM.
Pierwsze moje spotkanie z tym autorem i od razu totalny odlot...Haruki Murakami oczarował mnie, uświadomił mi jak bardzo świat zwyczajnych ludzkich spraw -może być skomplikowany i wciągający, pochłaniający bez reszty uwagę postronnego obserwatora, w tym przypadku czytelnika.
Postać głównego bohatera jest do tego stopnia zniewalająca, że pomyślałem sobie: szkoda, że nie mam...
2023-09-20
Czytając " Czarodziejską górę" T. Manna w pochmurny, deszczowy, lekko depresyjny dzień człowiekowi przychodzą szare ponure myśli. Wydaje się, że nikt i nic nie jest i nie będzie w stanie poprawić mu humoru... i tu konieczna jest chwilowa odmiana, tu wkracza Kubuś Puchatek wraz z przyjaciółmi.
Przygody Kubusia Puchatka znane są chyb każdemu, z takiego czy innego źródła, zwłaszcza z rozlicznych adaptacji filmowych, występujących w niemal nieskończonej ilości wersji.
Tak też było i ze mną. Kubusia znałem tylko z wersji filmowej, aż do dziś, do momentu odkrycia tej niepozornej książeczki na półce w biblioteczce córki.
W ten pochmurny dzień wreszcie się uśmiechnąłem za sprawą takich oto kwiatków z ogródka Kubusiowych możliwości intelektualnych:
- "Z początku powiedział do siebie samego:
- To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą.
Potem znów pomyślał dłuższą chwilę i powiedział:
- A jedyny powód, żeby być pszczołą, to ten, żeby robić miód."
.............................
" - Widzisz?
- Co?- spytał Prosiaczek i aż podskoczył ze strachu. I zaraz potem, chcąc pokazać, że to wcale nie było ze strachu, podskoczył jeszcze raz czy dwa razy, udając, że to są takie ćwiczenia gimnastyczne."
..............................
"Ajaj co za nieszczęście! Pewnie biegłeś za szybko. Czyś się aby nie potłukł, mały prosiaczku?
- Nie... Tylko balonik...Ach Kłapołuszku, ja go pękłem."
..............................
"Hejże ha ! Niech Kubuś żyje!
Niechaj tyje, je i pije!
Czy przy środzie, czy przy wtorku
On w miodowym jest humorku."
Niechaj ostatni cytat odda stan jego ducha i wprowadzi czytelnika w podobny nastrój...czego sobie i innym, życzę z całego serca. Polecam.
Czytając " Czarodziejską górę" T. Manna w pochmurny, deszczowy, lekko depresyjny dzień człowiekowi przychodzą szare ponure myśli. Wydaje się, że nikt i nic nie jest i nie będzie w stanie poprawić mu humoru... i tu konieczna jest chwilowa odmiana, tu wkracza Kubuś Puchatek wraz z przyjaciółmi.
Przygody Kubusia Puchatka znane są chyb każdemu, z takiego czy innego źródła,...
2023-09-10
Cenię, lubię i czytam Tadeusza Różewicza, jednakowoż z tym oto cytatem znajdującym się w opisie książki zgodzić się nie mogę:
"Duszyczka - przejmujący poemat prozą z roku 1977 - to jeden z najważniejszych utworów nie tylko Tadeusza Różewicza (laureata Nagrody Nike 2000),ale i całej powojennej polskiej literatury”.
Jeśli to jest jeden z najważniejszych utworów powojennej polskiej literatury to ja nie bardzo łapię, o co w nim, w tym utworze chodzi i dlaczego jest on taki najważniejszy.
Może dla jasności przytoczę krótkie fragmenty z "Duszyczki" dające jakieś wyobrażenie o powyższym dziele:
"był pies ale jest kot czy to nie jest śmieszne nie wiem ale pies uśpiony utopiony przejechany zamieniony kot pies pies kot czy to nie wszystko jedno więc pusto dokoła nic nikogo do nikogo otworzyć ust przecięte dzwonek nie dzwoni drzwi się nie otwierają czasem jestem głodna ty również"
Może jeszcze jeden:
"Gdybym przyłożył wargi do tego miejsca w którym jej ciało otwiera się usta i wargi miałem w torbie zielone trzy jabłka wzgórek to wszystko moje moje przechodził koło wielkiego pałacu w teatrze odbywała się odbywało się przedstawienie szedł pod kamienną ścianą stały posągi jak żywe"
Powyższy poemat nie zawiera: kropek, przecinków, średników, wykrzykników, myślników, i tym podobnych znaków, których brak (jak chyba nigdy dotąd) tak bardzo odczuwałem i których wartość i znaczenie doceniłem po przeczytaniu „Duszyczki” i to chyba jedyna korzyść, którą wyniosłem z tej lektury.
Cóż- powiem tylko tyle: dobrze, że to takie krótkie.
Cenię, lubię i czytam Tadeusza Różewicza, jednakowoż z tym oto cytatem znajdującym się w opisie książki zgodzić się nie mogę:
"Duszyczka - przejmujący poemat prozą z roku 1977 - to jeden z najważniejszych utworów nie tylko Tadeusza Różewicza (laureata Nagrody Nike 2000),ale i całej powojennej polskiej literatury”.
Jeśli to jest jeden z najważniejszych utworów powojennej...
2023-09-03
Wiem już skąd tak wiele nagród dla Teda Chianga i opinii w stylu: „najwybitniejszy autor opowiadań w amerykańskiej SF ostatnich lat”.
Poziom, na jaki wznosi się Ted Chiang w zbiorze opowiadań „Historia twojego życia” to poziom niebotycznie wysoki, jest to literatura z innego wymiaru różna od tego stylu, do którego przyzwyczailiśmy się zaliczać gatunek S-f.
Czytając „Historia twojego życia ”, już od pierwszego opowiadania- pierwszym skojarzeniem w odniesieniu do: stylu literackiego, głębi przemyśleń, oraz niepowtarzalnej aury tajemniczości jest argentyński pisarz, eseista i poeta Jorge Luis Borges, analogie widać wyraźne zwłaszcza porównując zbiór opowiadań „Historia twojego życia” T.Chianga do „Fikcji” i „Alefa” J.L. Borgesa.
Jakież było moje zaskoczenie i nie ukrywam satysfakcja, gdy po kilkudziesięciu stronach przeze mnie przeczytanych sam Chiang w jednym z opowiadań przytacza nazwisko Borgesa.
Fakt podobieństwa stylu nie oznacza oczywiście taniego naśladownictwa lub innych tym podobnych pejoratywnych zjawisk, absolutnie to nic z tych rzeczy, piszę o tym tylko dlatego, aby uświadomić potencjalnemu czytelnikowi mojej opinii- z jak wielkim pisarzem przyjdzie mu się zmierzyć, skoro porównywany jest przeze mnie do Borgesa.
Tych, których nieco przeraziłem Borgesem (autor megainteligentny, jednocześnie megaciężki) - muszę uspokoić, że Ted Chiang to nieco lżejszy kaliber, łatwiejszy w odbiorze, nie pozostawia tak wielu niedomówień i uchylonych drzwi do dowolnych własnych, rozwidlających się w nieskończoność potencjalnych interpretacji.
Na szczególne wyróżnienie ocierające się o geniusz i arcydzieło zasługują poniższe opowiadania:
Wieża Babilonu (Tower of Babylon, Nagroda Nebula 1990)
Piekło to nieobecność Boga (Hell Is the Absence of God, Nagroda Nebula 2002, Nagroda Hugo 2002, Nagroda Locusa 2002)
Dzielenie przez zero (Division by Zero, 1991)
Historia twojego życia (Story of Your Life, Nagroda Nebula 1999, Nagroda im. Theodora Sturgeona 1999)
Wydech (Exhalation, Hugo 2009, Locus 2009, Nagroda BSFA 2009)
Zrozum (Understand, 1991)
Siedemdziesiąt dwie litery (Seventy-Two Letters, Nagroda Sidewise 2000).
Wyżej wymienione opowiadania rozmieszczone są w kolejności od najlepszego w mojej osobistej ocenie.
Książka zawiera jeszcze cztery opowiadania, które w moim odczuciu nie są tak dobre, jak wyżej wymienione, lecz mimo wszystko warte są przeczytania i tak biją na głowę większość niczym niewyróżniającej się wszechobecnej ciapowatej papki pełzającej tak po krajowym, jak i zagranicznym rynku wydawniczym.
W moim mniemaniu tajemnicą sukcesu Teda Chianga jest fakt, iż autor nie nastawia się na ilość, lecz na jakość, może nie jest to tak opłacalne dla samego autora, ale dzięki temu daje nadzieję, właściwie nie tyle nadzieję ile pewność, że twórczość T. Chianga przetrwa próbę czasu, zmieniające się mody i inne poprawności polityczne i nie utonie w bylejakość i komercji nastawionej tylko na pieniądze.
POLECAM!!!
Wiem już skąd tak wiele nagród dla Teda Chianga i opinii w stylu: „najwybitniejszy autor opowiadań w amerykańskiej SF ostatnich lat”.
Poziom, na jaki wznosi się Ted Chiang w zbiorze opowiadań „Historia twojego życia” to poziom niebotycznie wysoki, jest to literatura z innego wymiaru różna od tego stylu, do którego przyzwyczailiśmy się zaliczać gatunek S-f.
Czytając...
2023-08-26
Dzieło monumentalne, opasłe i ciężkie (około 1,5 kg) - można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że nieco rozwlekłe, ale i tak plusy przesłaniają minusy a pierwsza połowa dzieła to zdecydowanie arcydzieło przynajmniej w moim odczuciu.
Jak to już z książkami o objętości ponad 800 stron bywa, tylko ci najwięksi pisarze są w stanie utrzymać wysoki poziom dzieła od początku do końca.
W przypadku Hanyai Yanagihary nie do końca się to udało.
Pierwsze 400 stron jest genialne pod każdym względem, później zaczyna się bicie piany i bazowanie na wcześniejszych wątkach, rozwijanie wątków rozwiniętych, ukazywanie tych samych spraw z nieskończenie wielu perspektyw i pod różnymi kątami widzenia.
Jednym z większych minusów książki są stwierdzenia w stylu: „chyba nie ma człowieka, który nie uprawiałby seksu homoseksualnego"... (???????)...coś mi się wydaje, że takiego człowieka gdzieś by znalazł.
Innym tendencyjnym obrazem, który autorka kreuje, jest sposób przedstawiania tych dobrych i tych złych: dobrzy to osoby o przekonaniach liberalnych a ci źli to jakże by inaczej o przekonaniach konserwatywnych.Myślę, że tak w jednej, jak i w drugiej grupie znaleźć można ludzi przyzwoitych, jak również i s...synów.
Co do głównego bohatera Juda to chyba tylko biblijny Hiob mógłby z nim konkurować pod względem nieszczęść, które na niego spadły, a co najdziwniejsze osiągać po tym wszystkim wybitne sukcesy niemal w każdej dziedzinie życia począwszy od pieczenia ciasta, majsterkowania, poprzez znajomość ogrodnictwa a na prawie skończywszy: we wszystkim osiągając najwyższy kunszt.
Minusów powieści jeszcze by się kilka znalazło, jak chociażby bezgraniczne oddanie grupy ludzi (oddanie obejmujące dziesiątki lat!) wobec osoby głównego bohatera, który ich ciągle okłamuje i ukrywa jakiekolwiek informacje na swój temat. Wątpię, by na takim fundamencie można było zbudować tak wielką przyjaźń z tak wieloma ludźmi trwającą tak długi czas.
Te i inne sprawy kładą się cieniem na powieści „Małe życie” i sprawiają, że odbiór dzieła przeze mnie nie jest tak huraoptymistyczny, a ocena nie tak wysoka, jak większości oceniających, być może zaowocuje to oznaczeniem mojej opinii jako spoiler przez kogoś "liberalnego do bólu".
Książka „Małe życie” ma oczywiście również plusy takie jak chociażby ukazanie wielkiej przyjaźni i oddania (nawet jeśli nieco naciągane), dodatkowymi plusami są: lekkość pióra autorki świadcząca o nieprzeciętnych zdolnościach pisarskich, erudycja i elokwencja.
Atutem książki są również doskonale wykreowane wysoce zindywidualizowane osobowości bohaterów powieści.
Książkę oceniam dość wysoko mimo wyżej wymienionych przeze mnie drobnych ułomności.
Tak jak już na wstępie swej opinii zaznaczyłem: plusy powieści przykrywają minusy, a pierwsza połowa książki rekompensuje ewentualne niedociągnięcia połowy drugiej, w związku z powyższym zwykła ludzka przyzwoitość nie pozwoliłaby mi ocenić tego dzieła niżej niż siedem gwiazdek.
Polecam raczej jako e-book lub audiobook (jeśli jest), bo wydanie papierowe, które posiadam to nawet nie cegła a dwie cegły i przeczytanie skutkuje niemałym wysiłkiem fizycznym.
Dzieło monumentalne, opasłe i ciężkie (około 1,5 kg) - można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że nieco rozwlekłe, ale i tak plusy przesłaniają minusy a pierwsza połowa dzieła to zdecydowanie arcydzieło przynajmniej w moim odczuciu.
Jak to już z książkami o objętości ponad 800 stron bywa, tylko ci najwięksi pisarze są w stanie utrzymać wysoki poziom dzieła od początku do...
2023-08-13
Bardzo dobry thriller psychologiczny.
Sebastian Fitzek miło mnie zaskoczył, tak wysokiego poziomu się nie spodziewałem...ot następna pozycja z wydawanych seryjnie pozycji w ostatnim czasie myślę sobie.
Jak się okazuje nic bardziej mylnego widać, że autor zna swój fach od podszewki, piórem pisze lekkim, wprawnym i inteligentnym.
Ktoś napisał, że przeczytał powieść w jedno popołudnie i ja w to wierzę (oczywiście wierzę w jedno długie popołudnie), bo w istocie od książki ciężko się oderwać.
Akcja powieści rozgrzewa czytelnika do czerwoności, skomponowana jest w sposób bardzo przemyślny i przemyślany, każdy detal w powieści oscyluje na granicy między nieprawdopodobnym a możliwym do zaistnienia, który to fakt sprawia, iż powieść dzięki temu nabiera świeżości, a dodatkowo otwiera przed czytelnikiem furtkę do świata własnych przemyśleń i interpretacji w kwestii rozgrywających się wydarzeń.
W trakcie czytania rozważyłem wiele teoretycznie możliwych rozwiązań tyczących się głównego bohatera i jego zmagań z zawiłością sytuacji, w której się znalazł i przyznam, iż żadne z moich hipotetycznych rozstrzygnięć nie było trafne z czego sie cieszę niepomiernie- bo nie ma chyba nic gorszego w powieści od: fabuły prostej i przewidywalnej.
Podsumowując:
- Autor operuje słowem swobodnie i w sposób interesujący.
- Książka z serii łatwych (w miarę) i przyjemnie pochłaniających czytelnika
- Fabuła oscylująca na granicy niemożliwego z prawdopodobnym
- Bohaterowie naszkicowani dość plastycznie i wiarygodnie.
- Całość na wysokim poziomie- może nie jest to poziom arcydzieła, ale z pewnością jest to książka, która nie powinna sprawić zawodu nawet tym bardziej wymagającym czytelnikom.
Polecam.
Bardzo dobry thriller psychologiczny.
Sebastian Fitzek miło mnie zaskoczył, tak wysokiego poziomu się nie spodziewałem...ot następna pozycja z wydawanych seryjnie pozycji w ostatnim czasie myślę sobie.
Jak się okazuje nic bardziej mylnego widać, że autor zna swój fach od podszewki, piórem pisze lekkim, wprawnym i inteligentnym.
Ktoś napisał, że przeczytał powieść w jedno...
2023-08-08
Z Virginią Woolf spotkanie moje jest to pierwsze, jak dotąd wiele o niej słyszałem, co nieco z jej biografii do mnie dotarło, ale jakoś nasze drogi się nie zeszły aż dotąd.
W posiadaniu tej książki jestem od lat kilku i od lat kilku ciągle „Fale” były odkładane na później.
Coś mi podpowiadało, że lekko nie będzie, że zawiłe, że ciężkie i pogmatwane, że może lepiej poczekać na lepszy moment, na lato, na ciepło, na lepszy nastrój.
Przeczucie mnie nie myliło, lekko nie było: książka okazała się niezwykle wymagająca, trudna w odbiorze, wymagająca maksymalnego skupienia i odpowiedniego nastawienia duchowego.
Odczucia i uczucia, towarzyszące mi podczas czytania tego dzieła uświadomiły mi z jak wielkim pisarzem mam do czynienia, geniusz Virginii Woolf objawiony mi został w całej okazałości.
Niechaj te kilka cytatów przybliży, da jakieś wyobrażenie, naszkicuje, chociażby kontury tego, z czym przyjdzie się zmierzyć potencjalnemu czytelnikowi powieści „Fale".
„Niemniej jednak życie jest przyjemne, życie jest znośne. Wtorek następuje po poniedziałku, potem jest środa. Umysł obrasta w słoje. Tożsamość krzepnie. Proces wzrastania łagodzi ból. Wdech i wydech, wydech i wdech, przy narastającym pomruku i energii pośpiech i zapalczywość młodości wprzęgane są w służbę, aż całe istnienie zdaje się kurczyć i rozszerzać jak główna sprężyna zegara. Jak prędko płynie strumień od stycznia do grudnia! Porywa nas nurt spraw tak dobrze znanych, że nie rzucają już cienia. Płyniemy, płyniemy... "
" Ludzie autentyczni najpełniej istnieją w samotności. Nie znoszą iluminacji, podwojenia. Ciskają swoje ledwie namalowane portrety, odwrócone twarzą do ziemi. "
"Dlatego nie lubię luster, które pokazują moją prawdziwą twarz. Kiedy jestem sama, często spadam w pustkę. Muszę ostrożnie stawiać stopy, żeby nie spaść z krawędzi świata w nicość. Muszę uderzać ręką w jakieś twarde drzwi, żeby przywołać się z powrotem do ciała."
"Chodź, bólu, nasyć się mną. Zatop kły w moim ciele. Rozszarp mnie."
"Zawinę teraz moje cierpienie w chusteczkę. Skręcę je mocno w kłębek. Pójdę do bukowego lasu (…). Zabiorę mój ból i złożę go na korzeniach pod bukami. Obejrzę go i wezmę w palce. Nie znajdą mnie. Będę jadła orzechy i wypatrywała jaj w jeżynach, włosy mi się splączą i będę sypiała pod żywopłotami, i piła wodę z rowów, i umrę tam. "
- "Nie mam twarzy. Inni ludzie mają twarze (…). Przedmioty, które podnoszą mają ciężar, mówią „tak”, mówią „nie”, podczas gdy ja przeobrażam się i zmieniam i można mnie przejrzeć w ciągu sekundy."
"Chcę dawać i dostawać w zamian, i chcę samotności, w której będę mogła rozkładać swoje skarby."
Powyższe cytaty to mikroskopijny wycinek, kilka diamencików, kilka kropelek, niewielki odprysk z tego, czym są „Fale”
Jeśli „Fale” nie są dziełem wybitnym, to w takim razie co dziełem wybitnym jest?
Polecam.
Z Virginią Woolf spotkanie moje jest to pierwsze, jak dotąd wiele o niej słyszałem, co nieco z jej biografii do mnie dotarło, ale jakoś nasze drogi się nie zeszły aż dotąd.
W posiadaniu tej książki jestem od lat kilku i od lat kilku ciągle „Fale” były odkładane na później.
Coś mi podpowiadało, że lekko nie będzie, że zawiłe, że ciężkie i pogmatwane, że może lepiej poczekać...
2023-08-05
Jako że serial kryminalny „Poirot” z Davidem Suchetem w roli głównej obejrzałem w całości, a odcinek lub film „Morderstwo w Orient Expressie” trzy razy w różnych wersjach, w związku z powyższym rozwiązanie zagadki „kto zabił” miałem już za sobą.
Zdecydowałem się na przeczytanie w celu skonfrontowania powieści z wersją ekranową i przyznać muszę (odkrywcze to nie jest), iż wersja papierowa jak zwykle przewyższa wersję ekranową.
Agatha Christie po raz kolejny udowadnia, że dwa miliardy!!! (miliard po angielsku i miliard w 45 językach obcych) książek z jej powieściami wydanych na całym świecie to nie przypadek i nie przez przypadek nazywana jest królową powieści kryminalnej.
„Morderstwo w Orient Expressie” to zdecydowanie klasyk i jedna z najlepszych powieści tej pisarki. Swoboda, z jaką autorka porusza się wśród wykreowanych przez siebie postaci, zasługuje na uznanie i szacunek.
Każda z postaci jest wysoce zindywidualizowana, obdarzona cechami i przymiotami wyraźnie odróżniającymi ją od pozostałych bohaterów powieści.
Największe wrażenie na mnie osobiście zrobił fakt umieszczenia grupy ludzi w zamkniętej przestrzeni pociągu i sprawienie, że nie będzie to wiało nudą, a wręcz przeciwnie, że akcja w miarę upływającego czasu będzie się coraz bardziej rozkręcała aż do osiągnięcia swego apogeum w momencie rozwiązania zagadki morderstwa.
Cóż w przypadku książek tego typu zbyt wiele w swojej opinii napisać się nie da, aby nie zdradzić szczegółów fabuły, w związku z powyższym poprzestanę na tym, co dotychczas napisane zapewniając potencjalnego czytelnika mojej opinii, że na tej powieści się nie zawiedzie. Polecam.
Jako że serial kryminalny „Poirot” z Davidem Suchetem w roli głównej obejrzałem w całości, a odcinek lub film „Morderstwo w Orient Expressie” trzy razy w różnych wersjach, w związku z powyższym rozwiązanie zagadki „kto zabił” miałem już za sobą.
Zdecydowałem się na przeczytanie w celu skonfrontowania powieści z wersją ekranową i przyznać muszę (odkrywcze to nie jest), iż...
2023-07-29
Kolejna już książka w ostatnim czasie, która jest z tych otrzymanych w prezencie a dotychczas nie przeczytanych, zalegających od miesięcy w biblioteczce i kolejna trafiona w mój gust w stu procentach.
Co prawda miłośnikiem książek kryminalnych jakoś specjalnie nie jestem i przyznaję, że jest to bodajże trzecia, może czwarta książka w życiu z tego gatunku przeczytana przeze mnie. Dotychczas jako odskocznię, pewien rodzaj wytchnienia od książek cięższego kalibru traktowałem literaturę s-f, ale po przeczytaniu powieści „Zabójstwo Rogera Ackroyda” być może to się zmieni i dorzucę do przerywników (od książek bardziej treściwych) gatunek powieści kryminalnych
Z Agatą Christie, a właściwie z jej twórczością spotkanie moje jest to pierwsze, no może nie tak do końca, jeśli uwzględnić obejrzany przeze mnie brytyjski serial kryminalny „Poirot” z Davidem Suchetem w roli głównej na podstawie powieści kryminalnych Agathy Christie. Serial emitowany w latach 1989–2013.
Wracając do książki, przyznać muszę, że książeczka bardzo zgrabnie napisana, wszystkie elementy spójne i ciekawie skomponowane.
Bohaterowie wyraziści, plastycznie i barwnie nakreśleni przez autorkę, fabuła jak to w powieściach kryminalnych nieco schematyczna, ale w końcu to kryminał, a nie cykl „W poszukiwaniu utraconego czasu” Marcela Prousta.
Książka lekka, łatwa i przyjemna, z tych, których czytanie sprawia przyjemność, z tych które możemy zabrać na plażę i w zgiełku ludzkich ciał (nienawidzę zgiełku ludzkich ciał !!!) spokojnie czytać nie narażając się na utratę głębi przesłania czytanego dzieła.
Polecam zwłaszcza jako przerywnik od dzieł ciężkich, zawiłych i wielosegmentowych.
Kolejna już książka w ostatnim czasie, która jest z tych otrzymanych w prezencie a dotychczas nie przeczytanych, zalegających od miesięcy w biblioteczce i kolejna trafiona w mój gust w stu procentach.
Co prawda miłośnikiem książek kryminalnych jakoś specjalnie nie jestem i przyznaję, że jest to bodajże trzecia, może czwarta książka w życiu z tego gatunku przeczytana przeze...
2023-07-22
Ali Smith i jej „Zima”.
Książkę otrzymałem w prezencie na Dzień Ojca, darczyńca najprawdopodobniej a może nawet z pewnością nie był świadom, iż jest to tom drugi z cyklu „Pory roku”.
Tak czy inaczej, swą czytelniczą przygodę z Ali Smith rozpocząłem od tomu drugiego i muszę przyznać, iż po przeczytaniu tej powieści najprawdopodobniej postaram się zdobyć tom pierwszy „Jesień” i pozostałe dwa „Wiosna” i „Lato”.
Powiem szczerze: po tej powieści z jakichś bliżej nieokreślonych powodów nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego...a tu takie miłe zaskoczenie: powieść na bardzo wysokim poziomie, styl autorki nieco chaotyczny, ale to dobrze, dzięki temu jest ciekawiej nieco inaczej, nie tak monotonnie i sztampowo.
Ali Smith udowadnia, iż nie musi być tak wygłaskane, tak perfekcyjne i cukierkowe, udowadnia, że w chaosie również można dopatrzyć się wyższego uporządkowania, z tym że wymaga to większego skupienia i uwagi od czytelnika.
Tematy poruszane w powieści są jak najbardziej aktualne zwłaszcza ten o imigrantach, temat trudny rozgrzewający scenę społeczno- polityczną od prawa do lewa, temat ważny, którego rozwiązanie najprawdopodobniej będzie niezwykle trudne i obarczone kosztami nie tylko w sferze materialnej.
Autorka w sposób niezwykle przekonujący ukazuje skomplikowane relacje rodzinne między bohaterami, sprawy trudne nawarstwiające się i odkładające warstwami niekiedy przez całe lata. Czas utwardza te warstwy, tworzy skorupę niekiedy tak twardą, że zdać by się mogło aż niemożliwą do przebicia.
Iluż z nas poznało ten temat z autopsji, z własnego życia, z własnych skomplikowanych relacji z rodziną z tą dalszą i z tą bliższą, relacji pogmatwanych, zawiłych, zepsutych do tego stopnia, że zdają się nie do naprawienia. Zalega to w nas na wysypisku urazów, pretensji, animozji i niechęci. Wolimy to wysypisko omijać, udawać, że go nie widzimy, że nie istnieje.
Może jednak warto spróbować, oczywiście pod warunkiem, że poniesiemy jakieś koszty, że się nieco ukorzymy, ustąpimy tej drugiej stronie, a najlepiej, gdy sobie uświadomimy, iż my sami nie jesteśmy tacy kryształowi, tacy idealni, tacy nieomylni.
Niewątpliwie Ali Smith to autorka ponadprzeciętna, której styl pisania stanowi niejakie wyzwanie dla czytelnika, ale warto się nieco wysilić, aby się wgryźć w jej dzieło.
Na początku będzie nieco cierpko i mało komfortowo, ale z każdą kolejną stroną powieść będzie nas wciągać i udowadniać, iż Ali Smith nie bez powodu nominowana była aż czterokrotnie ( 2001, 2005, 2014 i 2017 roku) do Nagrody Bookera.
Polecam.
Ali Smith i jej „Zima”.
Książkę otrzymałem w prezencie na Dzień Ojca, darczyńca najprawdopodobniej a może nawet z pewnością nie był świadom, iż jest to tom drugi z cyklu „Pory roku”.
Tak czy inaczej, swą czytelniczą przygodę z Ali Smith rozpocząłem od tomu drugiego i muszę przyznać, iż po przeczytaniu tej powieści najprawdopodobniej postaram się zdobyć tom pierwszy „Jesień”...
2023-07-14
Dość długo zeszło mi się z przeczytaniem tej książki.
Powód: tematyka ciężka, poruszająca sprawy, o których najchętniej chciałoby się zapomnieć. W chwili napisania „zapomnieć” nachodzi mnie myśl -, czy mamy prawo zapominać- my, którzy wyrośliśmy w pokoju i względnej stabilności- my, za których wolność i życie w pokoju i w spokoju tak wielu musiało oddać swoje własne życie.
Przychodzi mi na myśl Kwatera Brzozowych Krzyży zlokalizowana na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach i te napisy na stu trzydziestu tabliczkach: żył 20 lat, żył 19 lat, żył 21 lat, żył 25 lat itp.
Tak łatwo powiedzieć...zapomnieć, to tak jakby zbezcześcić pamięć o tych, którzy walczyli o nas i dzieci nasze.
Książka T. Różewicza „Próba rekonstrukcji” to zbiór opowiadań opisujący wydarzenia rozgrywające się w czasie drugiej wojny światowej, jak również czasy powojenne.
Różewicz z mistrzowską precyzją i celnością trafia w serce czytelnika, ukazuje ludzi nam podobnych, ludzi uwikłanych w gmatwaninie spraw ciężkich, ludzi pchających swe kamienie pod górę niczym Syzyf i gdy już się wydaje, że osiągnęli swój cel: upragniony szczyt góry-kamień stacza się w dół i wszystko trzeba zaczynać od nowa.
Tak to już widocznie musi być, każdy człowiek i każde pokolenie ma swój szczyt i swoje kamienie, z tym że jedni mniejsze drudzy większe.
Może i dobrze, że teraz zdecydowałem się na tę książkę, w okresie letnim, gdy w człowieku i w otaczającej go przyrodzie tyle sił i optymizmu, jakoś łatwiej przychodzi zmierzyć się z przeszłością (w wielu opowiadaniach wciąż aktualną) opisywaną przez Różewicza.
Dzieło wielkie, smutne i mądre, ale przede wszystkim smutne.
Polecam.
Dość długo zeszło mi się z przeczytaniem tej książki.
Powód: tematyka ciężka, poruszająca sprawy, o których najchętniej chciałoby się zapomnieć. W chwili napisania „zapomnieć” nachodzi mnie myśl -, czy mamy prawo zapominać- my, którzy wyrośliśmy w pokoju i względnej stabilności- my, za których wolność i życie w pokoju i w spokoju tak wielu musiało oddać swoje własne...
Pomimo mojego wielkiego szacunku tak do twórczości, jak i samej osoby Tadeusza Różewicza niestety podobnie jak w przypadku ostatniego utworu tego autora przeze mnie przeczytanego „Duszyczka” tak i w stosunku do tego utworu odczucia moje są wysoce ambiwalentne. Odnoszę wrażenie, że tak do końca nie zdołałem się przebić przez „Kartotekę".
Są fragmenty, które próbują coś przekazać, są miejsca jakby już gdzieś w innej rzeczywistości widziane, gdzieś zasłyszane. Wszystko jakby znajome takie nasze, takie polskie z naszego (wówczas) niezwykle szarego podwórka. Jednym słowem mroczne, zawiłe, z pozoru odrealnione a w rzeczywistości realne i prawdziwe aż do bólu. Postaci występujące w „Kartotece” to ludzie, których niemalże znam, ludzie mijani na ulicy, w pracy, w poczekalni u lekarza, ludzie z pozoru obcy, a jednocześnie tacy swojscy tacy nasi.
Z niektórymi utworami Różewicza mam problem tej natury, że po przeczytaniu („Duszyczka”, „Kartoteka”) czuję mętlik w głowie. W pierwszych chwilach po przeczytaniu nastawienie moje i moje odczucia do wyżej wymienionych dzieł były mocno na „nie”, po kilku zaś dniach coś mnie od środka świdruje, coś męczy, coś podpowiada, że może to nie było takie złe, że coś w tym jest, że prawdopodobnie nie wszystko do mnie dotarło, że wszystkiego młyny mojej percepcji nie zmieliły w sposób należyty.
W przypadku „Duszyczki” przeczytanej przeze mnie jakieś dwa miesiące temu doszło nawet do tego, że mam lekkie wyrzuty sumienia, że za nisko oceniłem, że może za bardzo skrytykowałem i skrzywdziłem samo dzieło, jak i autora, że to nie autor zawinił, lecz moje ograniczenie w postrzeganiu alternatywnych rzeczywistości, że to moje „tu i teraz" (brak wyobraźni) za bardzo ograniczyło procesy poznawcze.
Coś, co wzbudza kontrowersje, coś, co siedzi w człowieku pomimo przelatującego czasu, to coś z pewnością nie może być nijakie. To „coś” jest czymś, czego prawdopodobnie tak do końca nie zrozumieliśmy czymś, nad czym może należałoby pochylić się raz jeszcze. Może jeszcze nie teraz, może niech sobie to dzieło jeszcze poświdruje, niech się do naszego wnętrza nieco podobija, niech dojrzeje w nas samych myśl sięgnięcia po nie raz jeszcze.
Podsumowując: T. Różewicz i jego „Kartoteka” może się podobać albo i nie.
Jedno jest jednak pewne: obok „Kartoteki” obojętnie przejść się nie da, tu wszystko się gotuje, podskakuje i bulgocze niczym lawa w wulkanie.
Dziełko króciutkie zaledwie kilkadziesiąt stron, ale sponiewierać czytelnika może niemiłosiernie.
Jeśli ktoś, kto czytał „Ferdydurke” Gombrowicza albo „Czekając na Godota” Samuela Becketta, myśli, że miał do czynienia z literaturą eksperymentalną z czymś dziwacznym i kontrowersyjnym to po przeczytaniu „Kartoteki” i „Duszyczki” T. Różewicza będzie musiał zrewidować swoje poglądy co do literatury eksperymentalnej. Polecam.
Pomimo mojego wielkiego szacunku tak do twórczości, jak i samej osoby Tadeusza Różewicza niestety podobnie jak w przypadku ostatniego utworu tego autora przeze mnie przeczytanego „Duszyczka” tak i w stosunku do tego utworu odczucia moje są wysoce ambiwalentne. Odnoszę wrażenie, że tak do końca nie zdołałem się przebić przez „Kartotekę".
więcej Pokaż mimo toSą fragmenty, które próbują coś...