-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2015-10-14
2015-07-14
Autorka Pochłaniacza powraca z kolejnym tomem o byłej policjantce z niejasną przeszłością. Tym razem Sasza Załuska ląduje w Hajnówce, małym miasteczku w Puszczy Białowieskiej, w samym środku policyjnej zawieruchy. Przyjechała załatwić sprawy z przeszłości, które nie dają jej spać, a zastała zmowę milczenia, tajemnicze morderstwa, niekompetentnych funkcjonariuszy, kilka wykopanych z ziemi czaszek i nacjonalizm. Wydaje się wam, że to mieszanka wybuchowa? Macie racje.
Powiem tak – jestem wściekła. W głowie mi się nie mieści, jak bardzo dobra to mogła być powieść i jak bardzo została zepsuta przez Katarzynę Bondę. Mam do Okularnika wiele zarzutów, które powtarzałam przy okazji czytania Pochłaniacza. Tym razem można je pomnożyć razy dwa.
Zacznijmy od tego, że książka ma ponad 800 stron. Ktoś może sobie pomyśleć, że fajnie, dużo się dzieje, fabuła ciekawa, akcja wartka, szczegółowe opisy. Otóż nie, moi drodzy. Te ponad 800 stron to przeciąganie, lanie wody, brak pomysłu na jakąkolwiek fabułę, nie wspominając o wątku kryminalnym, który leży i kwiczy. Jeszcze się nie spotkałam z kryminałem, w którym doszukiwałabym się wątku kryminalnego. Przez większość czasu zastanawiałam się, co ja czytam.
Wróćmy jeszcze raz do fabuły. Nuda nudą powlekana. W przypadku Pochłaniacza pojawił się zarzut, że za dużo było wątków i czytelnik mógł się zgubić. Tutaj to jest jakaś apokalipsa. Czyta człowiek o jednym bohaterze, za chwile przeskakuje do kilku innych, a za kolejne 10 stron jest już w zupełnie innym miejscu i czasie, niż w dwóch poprzednich wątkach. Liczba bohaterów jest taka, że autor Drogi królów, Brandon Sanderson by się nie powstydził ( dla niewtajemniczonych to pisarz fantasy słynący z tego, że jego powieści mają coś około 1000 stron i naprawdę dużo wątków, miejsc oraz jeszcze więcej postaci. Żeby nie było, ja go bardzo lubię, już od jakiegoś czasu czytam Słowa światłości ale umówmy się, że Katarzyna Bonda to nie ta liga co Sanderson. U niej coś takiego zmienia książkę w mamałygę). Niby różnorodność bohaterów i wątków powinna działać na plus ale nie w tym przypadku. Tutaj nic ze sobą nie współgra.
I znowu pojawia się zarzut, że wątek kryminalny jest na uboczu. W przypadku Okularnika jest to dużo bardziej widoczne, niż w przypadku Pochłaniacza. Przez większość książki usilnie starałam się zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi i po co w ogóle powstała ta powieść. Niby w tej Hajnówce coś się dzieje, ale wszyscy udają, że wszystko gra. Nawet głównej bohaterce, która sama się w te pomyje wpakowała, nie chce się nic rozwiązywać. Policjanci i profilerzy są nieudolni i przedstawieni wyłącznie jako figuranci. I niby gdzie jest akcja? Gdzie napięcie? A zwroty akcji? E tam. Za dużo bym chciała.
Bohaterowie nijacy, włącznie z postacią Saszy Załuskiej. W Pochłaniaczu miała swój charakterek, tu go nie ma. W Okularniku jest bierna, słaba, jej decyzje są dla mnie kompletnie nie zrozumiałe, nie wspominając o relacji z Duchnowskim, której nie rozumiem do kwadratu. Nawet profilowanie jej nie wychodzi i pokazuje, że ci wszyscy, którzy profilowanie krytykują, mogą się nieźle przy tym pseudo kryminale uśmiać. To już nie jest wróżenie z fusów ale jakaś istna kabała. Autorka mogła to później uratować, przy okazji pojawienia się drugiego profilera. Niestety, pojawia się on na sekundę i nic nie wnosi do sprawy.
Jestem bardzo zła, że kryminał z takim potencjałem został zaprzepaszczony. Bonda miała wszystko podstawione pod nos - dobrych, ciekawych bohaterów, nietuzinkową profesję jednego z nich, pomysł na intrygę, którą po drodze wielokrotnie skopała, ciekawe miejsce zbrodni, posiadające swoją wielowarstwową historię oraz swój talent pisarski, bo nie można powiedzieć, że pisać nie umie wcale. Nic z tego nie zostało, jeno zgliszcza. Nie polecam tej książki nikomu, a już najmniej fanom Bondy. Mogą być bardzo rozczarowani. Ja fanką nie byłam i nie jestem, a i tak jestem wzburzona takim marnotrawstwem talentu i pomysłu.
Całość recenzji : e2--ksiazkowo@blog.pl
Autorka Pochłaniacza powraca z kolejnym tomem o byłej policjantce z niejasną przeszłością. Tym razem Sasza Załuska ląduje w Hajnówce, małym miasteczku w Puszczy Białowieskiej, w samym środku policyjnej zawieruchy. Przyjechała załatwić sprawy z przeszłości, które nie dają jej spać, a zastała zmowę milczenia, tajemnicze morderstwa, niekompetentnych funkcjonariuszy, kilka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-31
Hubert Meyer popełnia fatalny błąd i postanawia odciąć się na jakiś czas od działań w policji. Usilnie przeszkadzają mu w tym okoliczności. Gdy stary przyjaciel prosi go o pomoc w sprawie zaginionej Zosi, waha się tylko przez moment. Nie wie jeszcze, że właśnie stał się pionkiem w bardzo niebezpiecznej grze. Czy Meyer zmaże swoje winy i odnajdzie dziewczynkę żywą?
Do książek Katarzyny Bondy podchodzę z dużą rezerwą. Jedne podobają mi się mniej, ine bardziej a niektóre wcale. Zastanawiałam się do jakiej półki włożę Florystkę, którą postanowiłam zamknąć ten niezbyt udany rok.
Tym razem autorka mnie nie zawiodła. Niestety, nie czytałam dwóch poprzednich tomów o profilerze Meyerze ale nie odczułam braków w fabule. Jeśli zdarzy wam się sięgnąć najpierw po którąś z dalszych części to nie ma się co bać, że nie zrozumiecie wątków.
Katarzyna Bonda jak zawsze dba o najmniejszy szczegółów fabuły. Jej książki nie bez powodu są tak grube – autorka zawsze dba aby w jej opowieści nie było jakichkolwiek braków logicznych czy merytorycznych i to widać na każdym kroku. Dokładnie przemyślana intryga z dziećmi w tle pokazuje nam po raz kolejny, że to, co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, wcale nie musi takie być.
W tej części poznajemy nowych bohaterów, m.in. Lenę Pawłowską – uczennicę Meyera, profilerkę, kobietę niezwykle zdeterminowaną, aby wyciągnąć Huberta z cienia, w którym się skrył. Nie da jej się nie lubić. Jestem pewna, że niejedna czytelniczka doceni jej inteligencję, determinację i wrażliwość, której często brak w polskiej policji.
Podobno książka jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, co dodatkowo angażuje czytelnika. Po lekturze książki zaczęłam szukać wszelkich informacji o tej tragedii i na nowo zagłębiłam się w świat hipokryzji, obłudy i braku jakiejkolwiek wrażliwości organów ścigania. Włos jeży się na głowie, gdy czyta się takie historie. Mimo to książkę ogromnie polecam i dziękuję Świętemu Mikołajowi, że umożliwił mi jej przeczytanie. ;)
Hubert Meyer popełnia fatalny błąd i postanawia odciąć się na jakiś czas od działań w policji. Usilnie przeszkadzają mu w tym okoliczności. Gdy stary przyjaciel prosi go o pomoc w sprawie zaginionej Zosi, waha się tylko przez moment. Nie wie jeszcze, że właśnie stał się pionkiem w bardzo niebezpiecznej grze. Czy Meyer zmaże swoje winy i odnajdzie dziewczynkę żywą?
Do...
2015-12-27
Co nam wyjdzie jeśli połączymy podstarzałego mafiosa z intymnym problemem, umięśnionego i jednocześnie bardzo wrażliwego gangstera i ministra spraw wewnętrznych. który gubi najważniejszy przedmiot w swojej rodzinie? Przepis na kryminał z jajem. :)
Dzięki uprzejmości autora miałam możliwość taki kryminał przeczytać. A was zapraszam do recenzji. :)
We współczesnym Londynie mieszkają trzy osoby. Jeffrey Banks – minister spraw wewnętrznych, Ezekiel Horn, szef londyńskiego podziemia oraz Frankie Turbo, jeden z członków gangu Ezekiela. Pierwszy z nich musi znaleźć ważny rodzinny przedmiot, który przez przypadek zgubił, drugi musi pokazać, że to on jest największy spośród mafiosów a trzeci transportuje dwadzieścia kilogramów kokainy. Na ich przykładzie można się uczyć jak bardzo sprawy mogą się skomplikować.
Marcin Brzostowski – autor wielu powieści m.in. „Pozytywnie nieobliczalni”, „Radio „Miłość” nadaje!” oraz „I tak skończymy w więzieniu! czyli Tryptyk Polski. Większość jego powieści wydano w formie ebooków. Laureat konkursu Ad Absurdum zorganizowanego przez wydawnictwo Indigo.
Na samym początku poczułam rozczarowanie, że książka jest tak krótka. Rzadko biorę się za czytanie tak krótkich opowieści, preferuję te dłuższe. Na całe szczęście autor udowodnił mi, że małe jest równie dobre.
Książka jest od samego początku pisana w konwencji, która ma bawić. To zadanie spełnia idealnie. Nie wiem, który z bohaterów jest bardziej zabawy. Gdybym miała obstawiać mojego faworyta byłby to Ezekiel Horn ze swoimi intymnymi problemami, ruską mafią na karku i oddaną dziwką przy boku.
Złote spinki to komedia kryminalna osadzona we współczesnym Londynie, który, dzięki autorowi, jest oddany bardzo realistycznie. Widać, że autor ma dużą wiedzę nie tylko o samym mieście ale także o stosunkach panujących pomiędzy rożnymi klasami społecznymi. Można się zdziwić jak wiele wspólnego może mieć ruska mafia z krówkami. ;)
Mogę śmiało powiedzieć, że autor jest mistrzem komizmu. Jeśli ktoś lubi śmiać się przy lekturze kryminału po prostu nie może pominąć ” Złotych spinek…”. Ja śmiać się bardzo lubię i bardzo mocno polecam wszystkim fanom dobrej zabawy. :)
Co nam wyjdzie jeśli połączymy podstarzałego mafiosa z intymnym problemem, umięśnionego i jednocześnie bardzo wrażliwego gangstera i ministra spraw wewnętrznych. który gubi najważniejszy przedmiot w swojej rodzinie? Przepis na kryminał z jajem. :)
Dzięki uprzejmości autora miałam możliwość taki kryminał przeczytać. A was zapraszam do recenzji. :)
We współczesnym Londynie...
2015-12-10
Inkwizytor dostaje kolejne nietypowe zlecenie. Musi pomóc kupcowi, którego przyjaciel zaginął. Mordimer, jadąc do celu, nie przypuszczał, ile nowego do jego życia wniesie ta wyprawa i jak wiele sił straci, by po raz kolejny pokonać zło.
Mamy nową historię. Nie powiem, jest ciekawa. Piekara pozostał wierny swojemu stylowi pisania i idealnie oddaje realia epoki, w której Inkwizytorzy Świętego Oficjum szerzą kaganek wiary. Mamy tutaj wszystko to, co pojawiało się w poprzednich częściach – tajemnice, intrygi, zwroty akcji, pięknie i brzydkie kobiety, słabych i silnych mężczyzn, anioły, demony i inne cuda wianki na kiju. Piekara nie pozwala nam się nudzić, tego czytelnik może być pewny.
Wśród czytelników pojawiały się głosy zawodu, że autor nie dokończył fabuły z poprzedniej części. Właśnie się dowiedziałam, że kiedyś, w jakimś wywiadzie, który niestety został przeze mnie przeoczony, Piekara mówił, że nie będzie dokańczał fabuły poprzednich części. Trochę smutno mi się zrobiło ale co zrobić. Moja miłość do Mordimera jest tak wielka, że pozostaje mi tylko wybaczyć i czytać dalej, bo nie mam wątpliwości, że kolejne tomy o Madderinie powstaną. Znając jednak tempo Piekary wydaje mi się, że trochę na nie poczekamy. :)
Nie mniej jednak koleją część polecam. Pierwsze tomy serii były co prawda lepsze lecz ten trzyma poziom i jest zdecydowanie lepszy od ostatniego tomu. Bawiłam się setnie czytając dowcipne uwagi inkwizytora wypowiadane jak najbardziej poważnym tonem. :)
Inkwizytor dostaje kolejne nietypowe zlecenie. Musi pomóc kupcowi, którego przyjaciel zaginął. Mordimer, jadąc do celu, nie przypuszczał, ile nowego do jego życia wniesie ta wyprawa i jak wiele sił straci, by po raz kolejny pokonać zło.
Mamy nową historię. Nie powiem, jest ciekawa. Piekara pozostał wierny swojemu stylowi pisania i idealnie oddaje realia epoki, w której...
2015-12-07
Są takie chwile w życiu każdej kobiety, że chce sięgnąć po erotyk. Dla odprężenia, relaksu i ogłupienia. Gdy po niego sięga ma nadzieję, że nie będzie to następne, oderwane od rzeczywistości porno, tylko zwykła historia o ludziach, których ona mogłaby znać. Niestety, często czytelniczka się zawodzi.
Przeczytałam już w swoim życiu parę erotyków. W każdym z nich szukałam tego czegoś, co nie pozwoli mi zapomnieć o nim na ani na chwilę. Zdecydowałam się sięgnąć po książkę Christiny Lauren. Znałam już jej „Pięknego drania”, który mnie nie zachwycił, słyszałam o „ Pięknym nieznajomym”. ” Pięknego gracza” nawet nie miałam w planach. Najczęściej jest tak, że książki, których nie mieliśmy w planach zostawiają w nas ślad na długi czas.
Przeżyłam dość duży szok, gdy dowiedziałam się, że Christina Lauren to duet pisarski złożony z dwóch uroczych pań. Obie panie zaczynały od pisania fanficków. Oczywiście inspirowały się Zmierzchem, co mnie ani trochę nie zachwyciło. Lubię sagę S. Meyer, jednakże inspirowanie się nią uważałam zawsze za przesadę nie pasującą do erotyków na poziomie. Dzisiaj duet jest jednym z najpopularniejszych twórczyń gatunku i piszą głównie romanse obyczajowe.
Na początku muszę zaznaczyć, że po lekturze ” Pięknego drania” nie spodziewałam się cudów co do tej książki .Podeszłam mocno sceptycznie i z dużą dozą ostrożności. To, co się jednak stało z moim umysłem, gdy poznałam głównych bohaterów, można spokojnie nazwać wybuchem supernovej.
Poznajemy Hannę i Willa. Hanna jest bardzo inteligentną kobietą, która uwielbia swoją pracę. Starszy brat postanawia ją z tej pracy wyciągnąć, żeby do reszty nie zdziczała i umawia ją ze swoim najlepszym przyjacielem, Willem, który ma ją zapoznać z urokami miasta. Z początku kolega nie jest zachwycony, że ma opiekować się Ziggy, którą pamięta jako młodszą siostrzyczkę swojego kumpla, wodzącą za nim maślanymi oczami. Nie wie jednak, że gdy zobaczy Hannę po tak długiej przerwie będzie musiał przewartościować całe swoje życie…
Hanna jest moją ulubienicą od momentu, gdy pierwszy raz otworzyła usta na kartach tej książki. Jest tak niesamowicie nieporadna towarzysko, a przy tym inteligentna i elokwentna, że może niejednemu czytelnikowi płci męskiej namieszać w głowie. Nie zliczę ile razy płakałam ze śmiechu nad jej tekstami dotyczącymi natury damsko – męskiej. Hanna ma to coś, czego często nie maja bohaterki erotyków. Jest naturalna, bezpośrednia, nikogo nie udaje, nie ma idealnej figury ani nóg do szyi. Jest zwykłą, młodą i zagubioną w męskim świecie kobietą. Jest dziewczyną jakich wiele i każda czytelniczka może się z nią identyfikować. Dobiła mnie ta naturalność i otwartość. Pokazuje nam, że w każdej dziewczynie, nawet nieporadnej i zagubionej tkwi to coś, co przyprawia mężczyzn o zawrót głowy.
Wielkie brawa dla autorek za ciekawą fabułę. Nie będę nic zdradzać, żeby nie robić spojlerów, ale chłonęłam z zapartym tchem perypetie naszych bohaterów, będąc okropnie ciekawa, jak to się wszystko skończy. Nie oderwałam się od książki ani na moment, przeczytałam ją jednym ciągiem. Nie męczyłam się w ani jednym momencie. Rzadko mi się to zdarza.
Kolejnym plusem jest realność, o której już wspomniałam przy opisie bohaterki. W tym wypadku chodzi mi o realność całej fabuły. Nie ma tu kopciuszka i księcia, mimo, że mogłoby się tak wydawać. Taka sytuacja mogłaby przydarzyć się każdej i każdemu z nas. W powieści autorki znalazły miejsce także i na przyjaźń, która dodaje jej jeszcze więcej realizmu. Bo kimże byłby człowiek bez przyjaciół, którzy w ciężkich chwilach go wspierają? Nikim.
Sceny erotyczne przyprawiły mnie o zawrót głowy. Bardzo dobrze poprowadzone, bez zbytniej przesady, bez epatowania zbędnymi opisami. Bez udziwnień w stylu Greya. Wspaniale pokazują, w jaki sposób odpowiednio wypowiedziane słowa działają na kobiety Nie znaczy to, że nie działają na wyobraźnie. Działają, i to jak.
Podsumowując – Piękny gracz ujął mnie za serce i z chęcią będę do niego wracać. Polecam każdej kobiecie, która chce się zrelaksować i trochę rozmarzyć. :)
Są takie chwile w życiu każdej kobiety, że chce sięgnąć po erotyk. Dla odprężenia, relaksu i ogłupienia. Gdy po niego sięga ma nadzieję, że nie będzie to następne, oderwane od rzeczywistości porno, tylko zwykła historia o ludziach, których ona mogłaby znać. Niestety, często czytelniczka się zawodzi.
Przeczytałam już w swoim życiu parę erotyków. W każdym z nich szukałam...
2015-09-09
Młoda dziewczyna, pasjonująca się malarstwem, spotyka idola nastolatek podczas festiwalu muzycznego. Mężczyzna zwraca na nią swoją uwagę. Podczas gdy niejedna chciałaby być na jej miejscu, Anna czuje, że Leo nie jest do końca normalnym człowiekiem. Decyduje się jednak poznać go bliżej. Czy wiadomość o jego odmienności przestraszy Annę? Czy dziewczyna poradzi sobie ze wszystkimi konsekwencjami bycia z Wędrowcem?
W przypadku Eperu bardzo często pojawia się zarzut, że to już było. Że ona poznaje jego, ona średnio piękna ale wrażliwa a on przystojny i bajecznie bogaty. Fakt, znamy to. Ok, może i to sztampowe. Ale często mam wrażenie, że miłość, zwłaszcza ta nastoletnia, trochę taka jest. Zawsze ktoś od kogoś będzie brzydszy albo ładniejszy. Tak samo jest z pieniędzmi, ktoś ma więcej a ktoś mniej. Nie da się napisać książki o miłości bez powielania schematów. Mało który autor to potrafi, a co dopiero debiutant. Także tego nie będę się czepiała.
Zaczyna się fajnie, bo od prologu, który zasiewa ziarno niepewności buduje napięcie. Dalej było różnie.
Czytanie Eperu przypominało mi przechodzenie przez rożne fazy. Na samym początku była euforia. Coś nowego. Coś innowacyjnego. Nie spotkałam się nigdy w fantastyce z tak ciekawymi stworzeniami, jakimi są Wędrowcy. Widać było gołym okiem, że autorka miała przemyślany każdy szczegół, związany z tymi stworzeniami. Bardzo mi się spodobało z jaką dbałością Augusta Docher opisała nam Wędrowców. Nie ma tutaj błędów logicznych, przynajmniej ja ich nie wyłapałam. A czytałam bardzo uważnie. Chciałam wiedzieć wszystko. Byłam jak gąbka chłonąca każdą kroplę wody.
A potem pojawił się romantyzm i lekka infantylność. I szlag trafił euforię i pojawiła się chłodna kalkulacja i lekkie rozgoryczenie. Pewnie dlatego, że ja już nie mam nastu lat i nie grzeją mnie przesłodzone teksty, a takimi raczą nas w pewnych momentach bohaterowie. Trochę to mdłe i infantylne, zwłaszcza, że trochę trwa i czytelnik może mieć wrażenie, że autorka nie miała pomysłu na dalszą fabułę i próbowała to zatuszować. Ale jest to wrażenie mylne. Podczas tego całego ciumkania dowiadujemy się bardzo sporo o Wędrowcach, co dla mnie było odskocznią o tego taniego romantyzmu. Dziękuję za to autorce, bo gdyby tego nie było to książka byłaby męczarnią.
Bohaterowie są bardzo dobrze poprowadzeni. Mają spójny charakter, który niejednokrotnie tak denerwuje, że ma się ochotę cisnąć książkę za okno. Oczywiście nie jest to zarzut – bohater musi wzbudzać emocje i tutaj autorce udało się stworzyć postacie zarówno irytujące do głębi jak i bawiące do łez. Moją zdecydowaną faworytką jest Wiktoria. Nie raz i nie dwa śmiałam się przy jej tekstach. :) Jestem przekonana, że każdy czytelnik znajdzie swojego faworyta, z którym będzie mógł się utożsamić.
Tak jak powiedziałam wcześniej, brak błędów logicznych, językowych, stylistycznych i interpunkcyjnych – ogromny plus, bo nieraz w debiutach aż się od tego roi i przykro czytać.
W debiutanckiej powieści Augusty Docher znajdziemy też, oprócz historii o miłości, subtelny zarys intrygi, która poprowadzi nas do tomu drugiego. Zakończenie Eperu nie zwaliło mnie z nóg nieprzewidywalnością, podejrzewałam, że tak to się wszystko potoczy. Mimo to jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu powieści i mam nadzieję, że Leo będzie trochę mniej irytujący a Anna dużo bardziej waleczna. :) Samej autorce gratuluję debiutu i mam nadzieję, że kolejne części będą jeszcze lepsze.
Całość na : e2--ksiazkowo.blog.pl
Młoda dziewczyna, pasjonująca się malarstwem, spotyka idola nastolatek podczas festiwalu muzycznego. Mężczyzna zwraca na nią swoją uwagę. Podczas gdy niejedna chciałaby być na jej miejscu, Anna czuje, że Leo nie jest do końca normalnym człowiekiem. Decyduje się jednak poznać go bliżej. Czy wiadomość o jego odmienności przestraszy Annę? Czy dziewczyna poradzi sobie ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-04
B. Sanderson jest autorem wielu poczytnych powieści fantasy. Wystarczy wspomnieć o powieściach z cyklu Archiwum burzowego światła, które podbiły serca wielu czytelników tego gatunku.
Dwukrotny laureat nagrody Hugo, wykładowca twórczego pisania. Na podstawie powieści, którą za chwilę będzie recenzować, powstanie gra komputerowa i film kinowy.
Czy można sobie wyobrazić świat, w którym nie kwitną kwiaty? Do momentu, w którym nie sięgnełam po powieść Sandersona nie przyszło mi to do głowy. Ostatnie Imperium przez tysiąc lat zasypuje popiół, a zamieszkujący je skaa żyją w atmosferze terroru i skrajnej nędzy. Ich opiekunowie codziennie decydują, który z nich ma żyć, a kto nie, kto jest posłuszny, a kto zasługuje na karę.
Ostatni Imperator, samozwańczy władca tego kraju, wydaje się niepokonany i kompletnie nieprzygotowany na to, że ktoś może chcieć rzucić mu wyzwanie. A na pewno nie przypuszczał, że będzie to pół skaa ze złamanym sercem, którego dawno temu skazał na śmierć.
Czy charyzmatyczny złodziejaszek zdoła pokonać Ostatniego Imperatora?
Tak dobrze wykreowanego świata nie widziałam jeszcze w żadnej książce fantasy. Jest to świat prosty, w którym nie rażą skomplikowane nazwy i jeszcze bardziej zagmatwane struktury władzy. Wielu pisarzy tego gatunku sprawiało mi problem, ponieważ ich powieści nie były tylko zbyt długie ale i pełne różnego rodzaju sformułowań i nazw, których nie sposób było zapamiętać po przeczytaniu tysiąca stron. Ta książka ma ich prawie 700 a nie miałam żadnego problemu z wejściem w świat Ostatniego Imperium. Na każdej stronie czuć to, co autor chciał czytelnikowi przekazać. Były momenty, że miałam wrażenie, że przeniosłam się do kraju, w którym już od dawna nie kwitną kwiaty, a nadzieja i miłość zostały przygaszone przez wszechobecny strach o życie swoje i bliskich.
Świetnie wykreowane postaci, zarówno te pierwszoplanowe jak i drugoplanowe. B. Sanderson ma ten niewątpliwy talent dopracowywania swoich książek do ostatniego szczegółu - także i w tym przypadku nie zawiódł oczekiwań, jakie pokładają w nim czytelnicy. Wielu autorów nie poświęca tak dużej uwagi pobocznym bohaterom, skupiając się tylko na tych pierwszoplanowych, co jest dużym błędem.
Uważam, że powieść spodoba się czytelnikom lubującym się w fantastyce. Czeka was, moi drodzy, wspaniała podróż do krainy obsypanej popiołem, w której determinacja skaa do godnego życia długo jeszcze nie zgaśnie. A wszystko dzięki Zrodzonym z mgły. Ja spędziłam przy tej książce kilka cudownych dni.
B. Sanderson jest autorem wielu poczytnych powieści fantasy. Wystarczy wspomnieć o powieściach z cyklu Archiwum burzowego światła, które podbiły serca wielu czytelników tego gatunku.
Dwukrotny laureat nagrody Hugo, wykładowca twórczego pisania. Na podstawie powieści, którą za chwilę będzie recenzować, powstanie gra komputerowa i film kinowy.
Czy można sobie wyobrazić...
2015-10-26
Czytając książki takie jak ta uświadamiam sobie, jak wielkie mam szczęście w życiu. Gdy ją tylko zobaczyłam, wiedziałam, że muszę przeczytać. To była jedna z lepszych, małych decyzji w moim życiu.
Hyeonseo Lee to kobieta, która urodziła się i wychowała w Korei Północnej. W latach dziewięćdziesiątych, gdy w Korei wybuchła klęska głodu, Hyeonseo zaczęła się po raz pierwszy w życiu zastanawiać i zadawać pytania na temat tego, co wmawiali jej od dzieciństwa ludzie odpowiedzialni za jej wychowanie i indoktrynowanie. Jej opowieść uświadomiła mi i zapewne wielu innym czytelnikom, jak mało wiemy o tym dalekim kraju.
Autorka zaczyna swoją opowieść, przenosząc nas do swojego rodzinnego miasta – Hyesan. Dzięki niej dowiadujemy się bardzo wielu rzeczy na temat indoktrynacji, jakiej poddawani są Koreańczycy już od najmłodszych lat szkolnych oraz jak często łamie się tam podstawowe prawa człowieka. Hyeonseo miała miej niż osiem lat, kiedy widziała na własne oczy pierwszą egzekucję. Mimo, że jej rodzina miała dość wysoką pozycję społeczną i nie musiała się martwić o pieniądze, w głowie małej dziewczynki zaczęły rodzić się niebezpieczne pytania, które mogły ją i jej rodzinę kosztować życie.
Miała siedemnaście lat kiedy postanowiła uciec, nieświadoma, że już nigdy nie będzie mogła wrócić do swojego kraju. Nie miała pojęcia, że konsekwencje tamtej nocy okażą się tak duże.
Razem z uciekinierką śledzimy jej pełną niebezpieczeństw podróż – przez Szanghaj aż do Seulu w Korei Południowej. Jesteśmy świadkami jej determinacji i niespotykanej odwagi, momentami graniczącej z brawurą, kiedy usiłuje ściągnąć do siebie rodzinę, czym naraża ich i samą siebie na ogromne niebezpieczeństwo. Ilość przeszkód na ich drodze jest trudna do uwierzenia. Gdy już człowiek myśli, że jest po wszystkim, nagle okazuje się, że to dopiero początek trudności.
Autorka niejeden raz podkreśla, że jej historia nie jest niczym nadzwyczajnym wśród ludzi jej podobnych – tych, którzy uciekają z Korei Północnej. Podczas swoich licznych wystąpień, głosząc o prawach człowieka, niejeden raz widziała szok i niedowierzanie na twarzach słuchaczy. Ja sama wiele razy musiałam książkę odłożyć i zastanowić się, czy mam siłę, żeby ją skończyć. Liczba strasznych wydarzeń, przez które musiała przejść Hyeonseo i jej rodzina nie mieściła mi się w głowie. Pociesza mnie tylko myśl, że ludzie są coraz bardziej świadomi tego, co dzieje się w Korei Północnej i organizacje broniące praw człowieka starają się robić wszystko co w ich mocy, aby niektórym wydarzeniom zapobiegać i pomagać uciekinierom. Być może jestem naiwna i jest to tylko kropla w morzu potrzeb, ale uważam, że należy się cieszyć, że ktokolwiek chce pomóc.
Serdecznie polecam książkę każdemu, kogo choć w najmniejszym stopniu interesują prawa człowieka. Warto czytać takie książki, mimo, że w historie tam przedstawione nierzadko trudno uwierzyć. Przecież jednej osobie nie mogło się tyle przydarzyć. Owszem, mogło. Hyeonseo Lee jest żywym przykładem niezwykłej odwagi, niespotykanego hartu ducha i takiej woli życia, że mogłaby obdzielić nią kilka osób.
Czytając książki takie jak ta uświadamiam sobie, jak wielkie mam szczęście w życiu. Gdy ją tylko zobaczyłam, wiedziałam, że muszę przeczytać. To była jedna z lepszych, małych decyzji w moim życiu.
Hyeonseo Lee to kobieta, która urodziła się i wychowała w Korei Północnej. W latach dziewięćdziesiątych, gdy w Korei wybuchła klęska głodu, Hyeonseo zaczęła się po raz pierwszy w...
2015-10-13
Christian Grey – imię i nazwisko, które zna chyba każda kobieta, na całym świecie. Zaborczy, niebezpieczny maniak sprawowania kontroli. Nieprzystępny, chłodny i wydawałoby się, że kompletnie nieosiągalny dla zwykłej studentki dziennikarstwa. Czytelnicy już jednak wiedzą, że mamy tutaj do czynienia z bajką o Kopciuszku, którym jest Anastasia Steele.
E.L. James prezentuje nam historię z ” Pięćdziesięciu twarzy Greya ” z perspektywy głównego męskiego bohatera powieści. Spotkałam się ze skrajnymi opiniami – że nudne, bo to już było. Że autorka odgrzewa stare kotlety. Że język nie do przyjęcia. Że miło wrócić na stare śmieci z nowej perspektywy. Że jest jeszcze ostrzej i więcej seksu.
Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, mimo, że seria o Greyu doprowadzała mnie do rozpaczy.
Kupiłam. Sprawdziłam.
Czyta się szybko, tak jak poprzednie książki E.L.James. I to jest chyba jedyny atut. Że można szybko skończyć.
Nie jestem jakąś cnotką, ale niektóre teksty Greya były dla mnie nie do przyjęcia. Autorka zrobiła z niego jeszcze bardziej wulgarnego, egoistycznego i zaborczego dupka niż w poprzednich częściach. Momentami miałam wrażenie, że wejście w jego umysł było błędem. Językowo ta książka jest jeszcze gorsza od poprzedniczek, o ile to w ogóle możliwe.
Ta książka nie zaskakuje, ponieważ to wszystko już rzeczywiście było. Jeśli ktoś czytał I tom, to znajdzie tam te same sytuacje, tych samych ludzi i identyczne zachowania bohaterów, tym razem przedstawione z perspektywy Christiana. Jedynymi ciekawymi smaczkami mogą być wspomnienia głównego bohatera z jego dzieciństwa. Nic nowego fani serii tam nie znajdą.
Nie ma w tej książce ani oryginalności ani innowacyjności. E.L.James twierdziła w dedykacji, że napisała ją dla fanów. Szkoda tylko, że nie myślała o nich już podczas jej tworzenia. Nie dała im bowiem nic nowego oprócz starych scen przepisanych na nowo, z innej perspektywy.
Autorka chciała nam pokazać wnętrze Christiana, co nie do końca jej wyszło. Sprowadziła głównego bohatera do roli nieco niedojrzałego mężczyzny, myślącego tylko penisem, do tego nie potrafiącego się normalnie wysłowić bez używania wulgaryzmów. Gdzie jest ten mężczyzna, w którym zakochały się fanki po pierwszej części? Gdzie jest jego magnetyzm? Nie ma. Grey jest dziecinny, infantylny. A jak połączy się to z jego upodobaniami wychodzi śmieszny chłopczyk z biczem w ręce. Jak na balu maskowym.
Nie powiem, że nie spodziewałam się rozczarowania. Wiedziałam, że tak będzie, gdy tylko wzięłam książkę do ręki. Niestety smutne jest to, że ludzie to kupią tak czy siak, mimo negatywnych recenzji. Bo jest seks, jakaś tam miłość, co z tego, że trochę patologiczna i jest przystojny mężczyzna, do którego można powzdychać. Tragedia, tyle powiem.
Christian Grey – imię i nazwisko, które zna chyba każda kobieta, na całym świecie. Zaborczy, niebezpieczny maniak sprawowania kontroli. Nieprzystępny, chłodny i wydawałoby się, że kompletnie nieosiągalny dla zwykłej studentki dziennikarstwa. Czytelnicy już jednak wiedzą, że mamy tutaj do czynienia z bajką o Kopciuszku, którym jest Anastasia Steele.
E.L. James prezentuje...
2015-09-01
Jarosław Jakubowski to nie tylko poeta i prozaik. Jest też wybitnym dramatopisarzem i dziennikarzem. Za swoje powieści był dwukrotnie nagradzany Strzałą Łuczniczki. Na polskich scenach odbyły się premiery jego sztuk m.in. Generał i Wszyscy święci. Sztuka Generał została nagrodzona Grand Prix festiwalu polskich sztuk współczesnych.
31 opowiadań, w których czai się zło w najróżniejszej postaci. Historie zwykłych ludzi, którym przytrafiają się rzeczy niezwykłe. Zazdrość, nienawiść, zemsta, frustracja i głupota przybierają w tej książce namacalne formy. Ze złem nie można wygrać, ono się czai nawet wtedy, gdy myślimy, że go nie ma. A gdy już myślisz, że wygrałeś, ono się pojawia. Czy podejmiesz walkę?
Na początku byłam zniechęcona ilością opowiadań. Tak jak powiedziałam na początku wpisu, nie jestem ich wielką fanką. Mimo to, po przeczytaniu pierwszego, miałam ochotę na więcej. Nie można autorowi odmówić kunsztu pisarskiego – potrafi budować napięcie i tworzyć ciekawe historie. Nie wszystkie co prawda mnie zachwyciły ale było kilka naprawdę dobrych, a wierzcie mi, mnie naprawdę ciężko przestraszyć, czy choćby przyprawić o gęsią skórkę.
Niektóre z opowiadań zmuszają nas do refleksji nad samą istotą zła oraz nad powszechną znieczulicą. Ludzie wolą udawać, że zła nie dostrzegają i odwracać głowę w drugą stronę. Aż do momentu, kiedy zło dopadnie właśnie ich – wtedy odwrócenie głowy na niewiele im się zda, bo będzie już za późno.
Trzeba też przyznać autorowi, że ma nieograniczoną wyobraźnię. Napisać 31 opowiadań i uniknąć powtórzenia jakiejkolwiek części fabuły to nie lada wyczyn. Jeśli szukamy w książce kreatywności to w tej znajdziemy na pewno. Mamy tutaj niemal wszystko, od wampirów i wilkołaków po wszelakiej maści diabły i upiory. Fanom takiego gatunku serdecznie polecam powieść Jarosława Jakubowskiego.
Jarosław Jakubowski to nie tylko poeta i prozaik. Jest też wybitnym dramatopisarzem i dziennikarzem. Za swoje powieści był dwukrotnie nagradzany Strzałą Łuczniczki. Na polskich scenach odbyły się premiery jego sztuk m.in. Generał i Wszyscy święci. Sztuka Generał została nagrodzona Grand Prix festiwalu polskich sztuk współczesnych.
31 opowiadań, w których czai się zło w...
2015-08-17
Zwłoki młodej skrzypaczki z poderżniętym gardłem dają początek fali zabójstw, w których nic nie trzyma się kupy. Policjanci starają się wytropić sprawcę, który wymyka się jakimkolwiek konwenansom. Tymczasem dochodzi do kolejnych, niewyjaśnionych tragedii, a czasu jest coraz mniej. Czy policja odnajdzie sprawcę? Czy podkomisarz Sowa i jej partner dowiedzą się, co za siła stoi za tajemniczymi morderstwami?
Litościwie pominę te błędy, których w tej książce jest masa. To często wina korektora, który za bardzo nie przyłożył się do zadania, a nie autora. Mniejsza o to. Zdarza się najlepszym.
Niestety, nieumiejętność budowania fabuły to błąd, którego nie jestem w stanie pominąć. W książce autorki trup ściele się gęsto. A to, co robi policja, żeby odnaleźć sprawcę wymyka się mojemu pojmowaniu sytuacji. Otóż, proszę sobie wyobrazić moi Państwo, że oni głównie...jedzą. Tak jedzą. Niemalże przy każdym spotkaniu z podkomisarz Sową i jej partnerem natykamy się na posiłek. Nie to, że jestem czepialska, ludzie muszę jeść żeby przeżyć ale pytanie jest takie - co robi policja żeby złapać sprawcę oprócz spotykania się w knajpach? Ano nic. Dopiero grubo po połowie powieści pani podkomisarz wpada na jakiś trop, na który zresztą sama nie wpada, tylko ktoś podtyka jej pod nos, a ona łaskawie idzie go sprawdzić. Do tego miejsca mamy tylko narzekania policji, że śledztwo jest trudne, a tak w ogóle to chodźmy coś zjeść.
Skoro czepiam się fabuły, która moim zdaniem mocno kuleje, to dziwne by było, gdybym nie wspomniała o dialogach. Są słabe. Bez polotu. Rozmowy podkomisarz Sowy i jej partnera, o ile nie dotyczą jedzenia, są wymuszone, śmierdzą wręcz sztucznością. Nie ma w nich napięcia. Postacie zdają się być wyprane ze wszelkich uczuć, gdzie jedynym wyjątkiem pozostaje główna bohaterka. Może to dlatego, że to kobieta. Miałam w pewnym momencie wrażenie, że autorka chciała, aby mężczyźni byli pokazani w powieści jako nieudolne, niedojrzałe emocjonalnie, słabe psychicznie chamy i zboczeńce bez serca. Oczywiście nie jest to opis, który odnosi się do wszystkich bohaterów męskich tej powieści, ale każdą z tych cech prawie każdy mężczyzna występujący w "Wyklętych" mógłby sobie przypisać. Czy miało to na celu idealizację głównej bohaterki? A może płci pięknej? Nie wiem i chyba się nie domyślę.
Podobno " Wyklęci" są horrorem. Mówię podobno, ponieważ ja się nie bałam ani przez moment. Być może dlatego, że duża dziewczynka jestem, naoglądałam się horrorów w dzieciństwie i naprawdę ciężko mnie przestraszyć. Ostatnio bałam się czytając któryś z horrorów Kinga. Nawet nie pamiętam tytułu. Nic więc dziwnego, że powieść mnie w ani jednym momencie nie przestraszyła. Niestety, ale były chwile, w których zadawałam sobie pytanie, co ja właściwie do jasnej anielki czytam? Czy to horror, a może kryminał? Zarówno jedno jak i drugie wypada słabo.
Wiem, że może się wam to wydać dziwne, zważywszy na mój szalejący jad ale ja naprawdę nie lubię pisać takich recenzji. Dużo bardziej wolałabym przeczytać horror, po którym nie mogłabym spać i który zostałby w mojej pamięci na długo. " Powieść "Wyklęci" przyprawiła mnie o drgawki, lecz nie było to dreszcze strachu i przerażenia lecz wściekłości nad zmarnowanym czasem. Nie polecam książki nikomu, a już zwłaszcza fanom horrorów. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Całość recenzji : e2--ksiazkowo.blog.pl
Zwłoki młodej skrzypaczki z poderżniętym gardłem dają początek fali zabójstw, w których nic nie trzyma się kupy. Policjanci starają się wytropić sprawcę, który wymyka się jakimkolwiek konwenansom. Tymczasem dochodzi do kolejnych, niewyjaśnionych tragedii, a czasu jest coraz mniej. Czy policja odnajdzie sprawcę? Czy podkomisarz Sowa i jej partner dowiedzą się, co za siła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-07
Romans, intryga, krew, pot i łzy. To połączenie może brzmieć śmiesznie, lecz gdy doda się do tego potężne Imperium Romanum zarządzane przez obłąkanego cesarza, który ze wszystkich kobiet na świecie zauważa żydowską niewolnicę, robi się ciekawie.
Karty powieści Kochanicy cesarza przenoszą nas do Starożytnego Rzymu pod rządami cesarza Domicjana. Żydowska niewolnica Tea służy kapryśnej rzymskiej pani, Lepidzie. Pewnego dnia Lepida zabiera Teę ze sobą igrzyska. Nie spodziewa się, że ten dzień zmieni w życiu ich obu niemal wszystko.
Autorka powieści urodziła się i wychowała w południowej Kalifornii. Pisać zaczęła podczas studiów muzycznych W 2010 r. i 2011 r. wydawał Kochanicę cesarza oraz Córy Rzymu, których akcja dzieje się w Starożytnym Rzymie. Kate Quinn jest także autorką biografii Gulii Farnese, kochanki papieża Aleksandra VI Borgii i siostry papieża Pawła III.
Autorka Kochanicy cesarza wiernie stara się trzymać szczegółów historycznych, kreśląc przed czytelnikiem obraz Imperium Romanum za czasów panowania cesarza Domicjana. Nie jest to łatwe zadanie, o czym przekonujemy się podczas czytania powieści i poznawania niuansów świata polityki i intryg na dworze cesarskim. Jestem pewna, że niejeden z nas by się w nim zgubił i już nie odnalazł. Bardzo cieszą także opisy samego miasta oraz okolic. Włochy to piękny kraj, nic więc dziwnego, że autorka nie omieszkała go nam pokazać od tej najlepszej strony.
Fabuła jest bardzo ciekawa, nie ma czasu na nudę. Kolejne wydarzenia następują po sobie w odpowiednich odstępach i składają się w logiczną całość, mimo braku przewidywalności, co jest ogromnym plusem. Było co prawda parę miejsc, w których zastanawiałam się, czy dana sytuacja jest możliwa ale autorka rozwiała moje wątpliwości na samym końcu książki. W jaki sposób, nie będę zdradzać, zobaczycie sami. ;)
Bohaterowie są bardzo wyraziści, idealnie oddający ówczesne czasy, w których podział na apodyktycznych rzymskich panów i głupich, nic nie znaczących niewolników był ustalony prawem i niezmienny od lat. Rzadko kiedy zdarzało się, że rzymski pan był dobry dla swoich niewolników. Wyjątki potwierdzały tylko regułę, według której to pan rządził a niewolnikiem rozporządzano według własnego uznania. Postaci w Kochanicy cesarza dostarczają czytelnikowi nie tylko rozrywki ale też niemało innych emocji – od wzruszenia i szczęścia po niepohamowaną wściekłość.
Bardzo mi się podobała postać cesarza Domicjana, który był co prawda wspaniałym, uwielbianym przez legiony dowódcą i całkiem niezłym administratorem, to jednak nie do końca dobrym mężczyzną dla swoich wielu kobiet, o czym przekonamy się czytając Kochanicę cesarza. Autorka idealnie starała się oddać jego prawdziwy, opisywany wielokrotnie przez wielu kronikarzy, szalony charakter.
Bardzo gorąco polecam książkę fanom historii oraz wszystkim czytelnikom lubującym się w dworskich intrygach i gorących, dworskich romansach. Jest to powieść, w której znajdziecie wszystko, od romantycznej, czystej miłości, walki gladiatorów, wszechobecne intrygi i polityczne zagrywki po rządy terroru, które w końcu doprowadziły cesarza Imperium Romanum do tragedii.
Całość recenzji : e2--ksiazkowo.blog.pl
Romans, intryga, krew, pot i łzy. To połączenie może brzmieć śmiesznie, lecz gdy doda się do tego potężne Imperium Romanum zarządzane przez obłąkanego cesarza, który ze wszystkich kobiet na świecie zauważa żydowską niewolnicę, robi się ciekawie.
Karty powieści Kochanicy cesarza przenoszą nas do Starożytnego Rzymu pod rządami cesarza Domicjana. Żydowska niewolnica Tea służy...
2015-08-04
Cara miała wrażenie, że czekała na ten moment i na tego właśnie mężczyznę całe swoje życie. Gdy jej chłopak Shane oświadcza się jej, ma wrażenie, że pęknie z radości. Nie może się doczekać, aż opowie o tym wszystkim rodzinie. Nie spodziewa się jednak, że jej planu i marzenia nie są zgodne z tym, co planują rodziny obu zaangażowanych stron. Euforia przeradza się w przygnębienie, gdy okazuje się, że każdy widzi ten ślub inaczej i każdy uważa się z najmądrzejszego. Czy związek Shana i Cary to wytrzyma? Do czego posuną się rodziny przyszłych państwa młodych, by zrealizować swoje cele? Czy ślub się odbędzie?
Bardzo lubię pozytywne zaskoczenia. Książka Melissy Hill okazała się właśnie czymś takim. Spodziewałam się taniej komedyjki romantycznej, z której nawet się nie pośmieję. Zastałam ciekawą fabułę, zabawnych bohaterów, mimo, że czasami ich zachowanie przyprawiało mnie o ciarki grozy, subtelny przekaz moralny oraz niebanalne zakończenie.
Powieść jest napisana lekkim językiem, co pozwala czytelnikowi odprężyć się i dać się porwać fabule, która ani na moment nie pozwoliła mi się nudzić. Niby treść prosta ale jakże aktualna w swojej wymowie. Każdy z nas chyba zna kogoś, kto brał ślub i wcale nie skakał ze szczęścia podczas przygotowań. Ze ślubem to jest trochę jak z ciążą. Wszyscy mówią, że przygotowania ślubne to najpiękniejszy czas, w którym przyszła panna młoda lata od jednego salonu sukien ślubnych do drugiego i przymierza swoje wymarzone sukienki, a przyszły pan młody wybiera sobie garnitur lub ewentualnie fraczek. Żadne z nich nie jest zestresowane, bo niby czym, skoro wszystko idzie gładko jak po maśle, goście nie marudzą na termin, rodzice się nie wtrącają a z niczym im się nie spieszy. Niestety, zarówno przygotowania do ślubu, a potem sam ślub bywają stresującym wydarzeniem, podobnie jak ciąża, która niekoniecznie musi się wszystkim mamom kojarzyć ze stanem błogosławionym i wieczną ekstazą. W związku z powyższym, fabuła jest jak najbardziej przystępna dla czytelników, zwłaszcza płci żeńskiej, planujących ślub. ;)
Bohaterowie bawią, mimo tak różnych charakterów i zapatrywań na to, w jaki sposób powinien wyglądać ten najcudowniejszy dzień Cary. Wiele razy zaśmiewałam się do łez, gdy czytałam o siostrach i rodzicach głównej bohaterki. Przypominały mi jak wiele razy miałam do czynienia z sytuacją, że ktoś coś próbował na mnie wymusić i jak trudno mi było odmówić. Tym bardziej, że odmawianie rodzinie jest naprawdę karkołomnym zadaniem, wymagającym wspięcia się na wyżyny dyplomacji i taktu.
Pozytywnie zaskoczyła mnie narracja. Autorka postanowiła pokazać nam punkt widzenia prawie wszystkich pierwszoplanowych bohaterów i zdecydowała się na narracjęw pierwszej osobie liczby pojedynczej. Pozwala to czytelnikowi wczuć się w emocje drugiej strony i jestem pewna, że czytelniczki, które mają podobny problem jak bohaterka odnajdą w tej powieści swojego rodzaju pociechę, a może nawet znajdą rozwiązanie swoich problemów.
Lista gości ma bez wątpienia subtelny przekaz moralny - grunt to pozostać w zgodzie ze swoimi przekonaniami i nie dać sobą manipulować. Nikt nie może zmusić cię czytelniku abyś zrobił coś, z czym się nie zgadzasz. Bardzo mi się ten przekaz podoba, bo tak rzeczywiście jest w życiu, że nie dogodzi się wszystkim. Ja już dawno przestałam próbować i dużo lżej mi się żyje. Polecam każdemu. ;)
Książkę oceniam wysoko. Dzięki niej poczułam się nie tylko rozluźniona i zrelaksowana. Parę razy wprawiła mnie w szczere wzruszenie, co zdarza mi się bardzo rzadko. Polecam tą lekturę, zwłaszcza kobietom przygotowującym się do tego najpiękniejszego dnia w ich życiu. :)
Całość recenzji dostępna na blogu : e2--ksiazkowo.blog.pl
Cara miała wrażenie, że czekała na ten moment i na tego właśnie mężczyznę całe swoje życie. Gdy jej chłopak Shane oświadcza się jej, ma wrażenie, że pęknie z radości. Nie może się doczekać, aż opowie o tym wszystkim rodzinie. Nie spodziewa się jednak, że jej planu i marzenia nie są zgodne z tym, co planują rodziny obu zaangażowanych stron. Euforia przeradza się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-28
Policjanci w Tanumshede badają sprawę wypadku samochodowego, w którym ginie kobieta. Okazuje się, że podczas wypadku miała ponad 6 promili alkoholu we krwi! Rodzina zmarłej ciągle powtarza, że denatka nienawidziła alkoholu i to niemożliwe, żeby tyle wypiła. To, co wygląda na wypadek po pijanemu, powoli zamienia się w bardzo trudną do rozwikłania zagadkę.
Jednocześnie w mieście odbywa się reality show. Nikomu nie pomaga obecność kamer oraz konflikt między uczestnikami show. Sytuacja komplikuje się, gdy na planie dochodzi do morderstwa.
Jakby tego było mało wielkimi krokami zbliża się ślub Erici i Patrica a Anna ma depresję. Niełatwo jest pogodzić pracę zawodową z takimi okolicznościami o czym codziennie przekonuje się Patric. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę pomimo tak niesprzyjających okoliczności?
Poczytałam sobie recenzje tej części i uznałam, że dziwna jestem. ;) Dużo osób narzekało, że ta część jest jeszcze bardziej przewidywalna niż tom III. Wydaje mi się, że nieuważnie czytałam, bo nic takiego nie zauważyłam.
Już się ucieszyłam, że będzie mniej przewidywalnie, a tutaj klops. Patric znów okazuje się lepszy niż medium i ma przeczucie, które oczywiście okazuje się trafne. W dodatku autorka postanowiła trochę bliżej przyjrzeć się wątkowi obyczajowemu, co nie wychodzi na dobre tej książce. Mamy na przykład siostrę głównej bohaterki, Annę, kobietę po przejściach, która ma depresję. Depresja zostaje w sposób magiczny wyleczona przy pomocy nowego mężczyzny i spaceru. Psychiatrzy powinni się uczyć od Camilli jak w skuteczny i szybki sposób leczy się zaburzenia osobowości. Niektórym to lata zajmuje, psychotropy muszą brać, a Anna co? Spacerek, świeże, morskie powietrze i przystojny chłop obok, a już po paru stronach mamy cudowne ozdrowienie. Czegóż chcieć więcej?
Żeby nie było, że tylko się czepiam - bardzo fajny pomysł na fabułę. Autorka postanowiła połączyć dwa morderstwa w jedno, co jest niezwykle trudnym zabiegiem i nie każdemu autorowi wychodzi na dobre. Co można powiedzieć o Camilli, to można, ale potrafi ona w sposób logiczny poskładać fabułę od początku do końca. Jestem pewna, że niejeden pisarz na tym właśnie by się wyłożył. Jest to nie tylko sztuka ale i ukłon w stronę czytelnika, który zamiast jednej zagadki ma dwie. I dwa razy więcej frajdy z czytania.
Trochę denerwowały mnie retrospekcje, które autorka chyba uwielbia. Jest to zabieg stosowany przez nią bardzo często, chyba ma do niego jakiś sentyment, którego nie rozumiem. Bardzo psuje to książkę, czytelnicy często w swoich recenzjach podnosili, że dzięki retrospekcji autorka szybciej dochodzili do rozwiązania zagadki. Podpisuje się pod tym rękami i nogami, mimo, że uważam, że i tak ta część była mniej przewidywalna od poprzedniej.
Całość recenzji : e2--ksiazkowo.blog.pl
Policjanci w Tanumshede badają sprawę wypadku samochodowego, w którym ginie kobieta. Okazuje się, że podczas wypadku miała ponad 6 promili alkoholu we krwi! Rodzina zmarłej ciągle powtarza, że denatka nienawidziła alkoholu i to niemożliwe, żeby tyle wypiła. To, co wygląda na wypadek po pijanemu, powoli zamienia się w bardzo trudną do rozwikłania zagadkę.
Jednocześnie w...
2015-07-28
Październikowy poranek jest idealnym czasem na połów homarów. Tak myślał Frans Bengtsson, gdy wypłynął łódką, aby opróżnić więcierze, które miały być pułapką na homary. Okazały się jednak czymś więcej. Frans wyciąga z wody ciało małej dziewczynki.
Patrik Hedström i jego koledzy z komisariatu policji w Tanumshede są bardzo wstrząśnięci śmiercią niewinnego dziecka. Uruchamiają wszystkie swoje siły, aby jak najszybciej rozwikłać sprawę, która okazuje się dużo bardziej skomplikowana, niż na początku się wydawało. Nie wiedzą, że do rozwikłania zagadki będzie im potrzebna przeszłość...
Z tym tomem miałam duży problem. Jest on, przynajmniej w mojej opinii, najbardziej przewidywalny ze wszystkich, jakie do tej pory czytałam. Jednocześnie bardzo zainteresowała mnie sama fabuła i motyw zbrodni. Nadal nie mogę się zdecydować, czy bardziej zirytowała mnie przewidywalność fabuły czy ucieszyła kreatywność autorki przy tworzeniu wątku kryminalnego. Pewnie zdecyduję przy wystawieniu oceny.
Autorka nadal potrafi znaleźć złoty środek pomiędzy wątkami obyczajowymi a kryminalnymi, co jest bardzo dużym plusem. Od zawsze mam takie samo zdanie i go nie zmienię - obyczajówka niejednokrotnie psuje kryminały. W tym wypadku mamy wszystko na swoim miejscu.
Denerwujące jest to, że Patrik Hedström jest kreowany na postać zbyt idealną pod względem swojego zawodu. Nie znam drugiego takie policjanta, który by miał tyle przeczuć jednocześnie i w większości byłyby one trafne. Niestety, przeczytałam tom następny i muszę od razu czytelników uprzedzić, że tam jest jeszcze gorzej. ;)
Podsumowując - ta część trochę mnie zawiodła. Jej jedynym plusem może być ciekawa fabuła, jednakże przez przewidywalność ten plus traci cały swój urok. Tom II był zdecydowanie lepszy pod względem fabularnym. Naprawdę mam nadzieję, że kolejny tom mnie nie zawiedzie tak bardzo, jak ten.
Październikowy poranek jest idealnym czasem na połów homarów. Tak myślał Frans Bengtsson, gdy wypłynął łódką, aby opróżnić więcierze, które miały być pułapką na homary. Okazały się jednak czymś więcej. Frans wyciąga z wody ciało małej dziewczynki.
Patrik Hedström i jego koledzy z komisariatu policji w Tanumshede są bardzo wstrząśnięci śmiercią niewinnego dziecka....
2015-07-25
Camilla Läckberg – szwedka, z wykształcenia ekonomistka. Pasjonatka gotowania, autorka książki kucharskiej Smaki z Fjällbacki (Smaker från Fjällbacka). Gdy wydawało się, że autorka zatraci się w gotowaniu, zaczeła pisać kryminały. Jestem przekonana, że przyczyniło się do tego małżeństwo z policjantem, Martinem Melinem. Powieści, które pisze rozgrywają się w małym miasteczku Fjällbacka, z której pochodzi sama autorka. Camilla jets bardzo popularna w swoim kraju, gdzie sprzedało się już ponad milion egzemplarzy jej książek. Jej powieści biją rekordy popularności także poza Szwecją. Cztery pierwsze tomy sfilmowała szwedzka telewizja.
Patrik Hedström i jego koledzy z komisariatu w Tanumshede stają przed nie lada wyzwaniem zawodowym. Trafiają na niezwykle skomplikowane śledztwo, w którym role główne grają dwa szkielety i jedno, kobiece ciało. Policjanci próbują odkryć w jaki sposób powiązane są obie zbrodnie. Prawda okazuje się jeszcze bardziej skomplikowana i przerażająca, niż wszyscy myśleli na początku.
Bardzo bałam się zaczynać serię od drugiego tomu ale muszę powiedzieć, że obawy były bezpodstawne. Owszem, wątek obyczajowy jest dość ważny, ale bez problemy idzie się domyślić, co było wcześniej i dlaczego sytuacja jest jaka jest. ;) Wiem, że piszę zagadkami ale nie chcę zdradzać ani odrobiny fabuły. Bardzo widoczne jest, że autorka wątek obyczajowy traktuje po macoszemu, skupiając się głównie na wątku kryminalnym, co mnie bardzo cieszy. Zazwyczaj wątki obyczajowe psują cały urok kryminałów.
Wątek kryminalny za to płynie wartko jak strumyczek. Fabuła jest bardzo wciągająca, nie mogłam oderwać się od książki, a jak już musiałam to zrobić, to nieodmiennie wracałam do niej myślami. Dużo zwrotów akcji, które w kryminałach są bardzo potrzebne i które powinny zaciekawić czytelników.
Podobają mi się także główni bohaterowie, nie są przerysowani, nie idealni, czasem egoistyczni, leniwi i okrutni. Najważniejsze, że każdy z nich jest charakterystyczny i z każdym z nich czytelnik może się identyfikować.
Warto wspomnieć także o tym, że autorka idealnie oddaje klimat małej społeczności, gdzie wiele rodzin posiada swoje sekrety, te małe lub większe, gdzie ludzie wiedzą wszystko o wszystkich i jeden mały donos potrafi zniszczyć komuś życie. Camilla Läckberg bardzo dobrze wprowadza nas do miejsca na ziemi, gdzie na każde pytanie policji sąsiedzi odpowiadają, że nic nie widzieli i nie słyszeli, by zaraz potem obdzwonić pół swojej, zamieszkałej w tym samym mieście rodziny i zdać im relacje z wizyty gliniarzy. Wiem, że w każdym małym miasteczku tak jest i Fjällbaca nie jest tutaj wyjątkiem, jednak bardzo łatwo zapomnieć o tych powiązaniach, gdy się jest w samym centrum wydarzeń i to ciebie oskarżają o morderstwo. :)
Jedyną uwagę, jaką mogłabym tutaj uczynić jest lekka przewidywalność. Pomimo wielu zwrotów akcji w pewnym momencie nietrudno się domyślić kto za wszystkim stoi. Powiem szczerze, że mój typ od samego początku okazał się trafny. Mam nadzieję, że nie świadczy to o wielkiej przewidywalności ale o tym, że naczytałam się już zbyt wiele kryminałów, żeby dało się mnie wyprowadzić w pole. Na osłodzenie tego minusa dodam, że miewałam chwile zwątpienia, co do mojego wytypowanego mordercy. ;)
Poczytałam sobie recenzje pierwszej części sagi i muszę przyznać, że nie były one zbyt pochlebne. Oczywiście ile ludzi tyle opinii ale zarzucano autorce zbytnie skupienie się na wątku obyczajowym zamiast na kryminalnym. Mogę zapewnić, że w tomie drugim jest tego znacznie mniej i czytelnik nie powinien być zawiedziony. Nie mogę jeszcze wypowiedzieć się na temat całej sagi ale zapowiada się całkiem przyjemna podróż po Fjällbace. :) W sumie mój mąż zawsze chciał mnie zabrać w tamte rejony…będę musiała się skusić. :)
Camilla Läckberg – szwedka, z wykształcenia ekonomistka. Pasjonatka gotowania, autorka książki kucharskiej Smaki z Fjällbacki (Smaker från Fjällbacka). Gdy wydawało się, że autorka zatraci się w gotowaniu, zaczeła pisać kryminały. Jestem przekonana, że przyczyniło się do tego małżeństwo z policjantem, Martinem Melinem. Powieści, które pisze rozgrywają się w małym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-16
Paulina mogłaby być zwyczajną dziewczyną, gdyby nie jej choroba. Dziewczyna przebywa w szpitalu psychiatrycznym i czeka na śmierć, która ma być jej wybawieniem. Nie przeczuwa, że ktoś inny zadecydował inaczej. Młody sanitariusz, Błażej, decyduje się uratować Paulinę przed nią samą i zabiera ją do siebie do domu. Dziewczyna jeszcze nie wie, że trzej mieszkańcy domku pod lasem zmienią jej życie. Czy na lepsze?
Fabuła rozpoczyna się bardzo ciekawie – rzadko kiedy czytam powieści fantasy osadzone w naszych polskich realiach. Niejeden debiutant by się na tym wyłożył, a autorka sobie poradziła. Odmalowuje przed czytelnikiem mały lecz bardzo tajemniczy świat, pełen surowych zasad i utartych konwenansów. Jednocześnie możemy ujrzeć oczami wyobraźni jego piękno, głęboko skrywane przed obcymi w Borach Tucholskich. Pomagają w tym szczegółowe opisy, w których pisarka niczego nie pomija.
Akcja książki jest poprowadzona bardzo logicznie, co nie znaczy przewidywalnie. Dzięki temu czytelnik nie powinien się nudzić. Fabuła nie jest wymuszona, można stwierdzić, że wszystkie wątki powoli splatają się w jedną całość sprawiając, że wszystko jest bardzo harmonijne. Czytając miałam wrażenie, że autorka wszystko sobie dokładnie przemyślała, zanim przelała historię na papier.
Książkę czyta się bardzo szybko, jest napisana bardzo przystępnym językiem. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam powieści, która by mnie tak zrelaksowała. Od razu powiem, że nie chodzi mi o to, że to czytadło, przy którym nie trzeba myśleć. Bardzo mocnym punktem tej historii jest fabuła, w której bardzo powoli odkrywamy wszystkie sekrety tajemniczych istot mieszkających w zapomnianym miejscu Polski. Nikt tutaj się nie popisuje, nie usiłuje na czytelniku zrobić wrażenia wyszukanym językiem, popisowymi frazami czy spektakularnymi zwrotami akcji. Wszystko jest bardzo spokojne, wyważone.
Bohaterowie stworzeni przez autorkę zaskakują, nieodmiennie przypominając, że nic nie jest takie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje a ludzie zmieniają się kilka razy w ciągu całego życia. Każda z postaci jest na swój sposób wyjątkowa, nikt ich nie idealizuje, bo nie o to tu chodzi. Z wieloma z nich czytelnik jest w stanie się utożsamić i mu kibicować lub nie.
Jedyny minus, do którego musiałam się przyczepić to zaczerpnięcie pomysłów z innych książek. Dużo bardziej wolałabym, żeby autorka nie posiłkowała się innymi pozycjami w niektórych momentach, tylko próbowała wymyślać sama. Nie lubię sytuacji, w których czytam książkę i nagle okazuje się, że coś podobnego już kiedyś było, a nawet było więcej niż raz. Jestem przekonana, że pani Elżbieta ma tyle wyobraźni, że mogłaby sama nad niektórymi rzeczami pomyśleć, a nie je kopiować. Mam nadzieję, że w innych książkach tego już nie zobaczę. Oczywiście nie znaczy to, że książka jest pozbawiona innowacyjności. Są chwile, gdzie szczerze podziwiałam kreatywność autorki. Dlatego wiem, że jak chce, to potrafi.
Noc świetlików Elżbiety Rodzeń nie tylko relaksuje i wciąga, dając jednocześnie czytelnikowi okazję do zanurzenia się w świecie, którego normalni ludzie nie są w stanie pojąć. W niektórych momentach fabuła autentycznie wzrusza, przypominając nam, że nic nie dzieje się bez przyczyny i daje nadzieję na to, że każdy, kto się o to postara, może mieć swój prywatny happy end. Polecam książkę każdemu jako bardzo udany debiut i mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie na tej jednej powieści.
Całość recenzji dostępna na : e2--ksiazkowo.blog.pl
Paulina mogłaby być zwyczajną dziewczyną, gdyby nie jej choroba. Dziewczyna przebywa w szpitalu psychiatrycznym i czeka na śmierć, która ma być jej wybawieniem. Nie przeczuwa, że ktoś inny zadecydował inaczej. Młody sanitariusz, Błażej, decyduje się uratować Paulinę przed nią samą i zabiera ją do siebie do domu. Dziewczyna jeszcze nie wie, że trzej mieszkańcy domku pod...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-07
Po wielu latach przymusowego wygnania do Polski powraca Sasza Załuska, była pracownica policji, uznana na zachodzie profilerka. Zaraz po przyjeździe zgłasza się do niej podejrzany mężczyzna, który twierdzi, że jego wspólnik w interesach chce go zamordować. Prosi byłą policjantkę o pomoc w sprawie, na co ta niechętnie przystaje. Nie przypuszcza nawet jak daleko w przeszłość ta sprawa ją doprowadzi i jakie demony obudzi…
Szczerze przyznam, że pierwsze 100 stron to była droga przez mękę. Bardzo długo przyzwyczajałam się do osobliwego stylu autorki. Porusza wiele wątków, niejednokrotnie między nimi przeskakując, co doprowadza mnie do szału. Jestem pewna, że w swojej opinii nie będę odosobniona.
Po uporaniu się z męczącym stylem pisarki było już trochę lepiej. Bardzo ciekawi bohaterowie sprawili, że przestałam się nudzić i z niecierpliwością oczekiwałam kolejnych zwrotów akcji. A trochę ich było.
Ogromny plus dla autorki za przybliżenie czytelnikowi zawodu profilera, który jest w naszym kraju szalenie niedoceniany i porównywany do wróżenia z fusów. Przyznać trzeba, że Katarzyna Bonda ma bardzo dużą wiedzę, nie tylko na temat pracy profilerów, ale także na temat pracy operacyjnej policji. Dzięki niej czytelnik może się zapoznać z tajnikami np. eksperymentów osmologicznych, których również się nie docenia. A szkoda.
Fabuła wielowątkowa, zawiła i momentami pogmatwana tak, że człowiek się gubi. Ale to dobrze, przynajmniej mnie zmusiło to kombinowania – kto, jak i z kim. :) Postacie bardzo dobrze wykreowane, dialogi dynamiczne i realistyczne, momentami wręcz zabawne. Kilka razy zaśmiałam się w głos.
Pochłaniacza czyta się dość opornie, ponieważ sam wątek kryminalny jest traktowany zbyt pobocznie. Jego miejsce zajmują wątki obyczajowe, co jest niepotrzebne w kryminałach. Przez to fabuła idzie do przodu bardzo topornie i powoli, co niewątpliwie tłumaczy, dlaczego książka ma aż 670 stron.
Powieść Katarzyny Bondy nie jest złym kryminałem. Ale na pewno autorka nie jest ” królową polskiego kryminału” jak to określił ją szanowny Miłoszewski, który dla mnie również nie jest autorem wybitnym. W moim sercu i umyśle królową polskiego kryminału nadal jest Joanna Chmielewska i jestem pewna, że długo się to nie zmieni. „Pochłaniacza” mogę polecić fanom kryminału tylko pod warunkiem, że wezmą pod uwagę moje powyższe ostrzeżenia i spróbują nie dać się zniechęcić osobliwemu stylowi pisania Bondy oraz zbyt zawilej fabule.
Po wielu latach przymusowego wygnania do Polski powraca Sasza Załuska, była pracownica policji, uznana na zachodzie profilerka. Zaraz po przyjeździe zgłasza się do niej podejrzany mężczyzna, który twierdzi, że jego wspólnik w interesach chce go zamordować. Prosi byłą policjantkę o pomoc w sprawie, na co ta niechętnie przystaje. Nie przypuszcza nawet jak daleko w przeszłość...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-06
Katarzyna Bonda – jedna z najpopularniejszych autorek powieści kryminalnych w Polsce. Wprowadziła do polskiego kryminału postać profilera – psychologa, tworzącego portrety nieznanych sprawców. Debiutowała w 2007 roku powieścią Sprawa Niny Frank, którą nominowano do Nagrody Wielkiego Kalibru. Tam poznajemy pierwszego profilera w polskiej literaturze kryminologicznej – Huberta Meyera.
Z wykształcenia dziennikarka, obecnie nie związana z żadną gazetą. Pracuje jako freelancer, dużo publikuje.
Książka Polskie morderczynie została wydana w 2008 roku. Autorka pracowała wtedy jako sprawozdawca sądowy w jednym z ogólnopolskich dzienników. W tym samym czasie prasa głośno opisywała procesy kobiet oskarżonych o zabójstwo. Oczywistym jest, że media nie zostawiły na nich suchej nitki i wykreowały je na bestie w ludzkiej skórze.
Każda z nich ma swoją historię. Nie wszystkie pochodzą z domów patologicznych. Zabiły z różnych powodów. Różnią się wiekiem, osobowością i wyglądem zewnętrznym. Wiele z nich nie przyznało się do winy. Wszystkie za to czują, że przegrały życie.
Bardzo ciężko jest ocenić tego typu literaturę. Nie mam co do tego wątpliwości, że takie książki są potrzebne. Warto spojrzeć na ludzką tragedię z dwóch stron medalu i uświadomić sobie, że nic nie jest czarno – białe. Katarzyna Bonda prezentuje 14 historii kobiet, które zostały skazane za zabójstwo. Każda z więźniarek opowiada nam to, czego możemy nie przeczytać w aktach sądowych. Najbardziej zdziwiło mnie to, w jak drastyczny sposób to, co mówią te kobiety, różni się od tego, co czytamy w aktach sądowych na temat ich sprawy. Niektóre historie są nie do uwierzenia. Spotykamy kobiety wykształcone, posiadające rodziny, stabilną pracę, które przekreślają to wszystko jednym złym uczynkiem. Bardzo ciężko coś takiego zrozumieć. W przypadku rodzin zamordowanych wydaje się niemożliwym coś takiego wybaczyć.
Polecam książkę każdemu, kogo interesuje literatura faktu, zwłaszcza ta traktująca o tematyce kryminologicznej. Nie jest to książką przyjemna i nie taka ma być. Ma dać do myślenia. I daje.
W tej książce znajdziecie nie tylko 14 poruszających historii kobiet, które popełniły w swoim życiu o kilka błędów za dużo. Jest to niewątpliwie lektura, która dostarczy wam bardzo dużo danych na temat najczęściej spotykanych motywów zbrodni, które pchają kobiety do popełniania przestępstw. Osoby, które są ciekawe, w jaki sposób kobiety zabijają najczęściej także znajdą coś dla siebie.
Całość recenzji : e2--ksiazkowo.blog.pl
Katarzyna Bonda – jedna z najpopularniejszych autorek powieści kryminalnych w Polsce. Wprowadziła do polskiego kryminału postać profilera – psychologa, tworzącego portrety nieznanych sprawców. Debiutowała w 2007 roku powieścią Sprawa Niny Frank, którą nominowano do Nagrody Wielkiego Kalibru. Tam poznajemy pierwszego profilera w polskiej literaturze kryminologicznej –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Laila Shukri to pisarka ukrywająca się pod pseudonimem. Znawczyni Wschodu, Polka podróżująca i mieszkająca na stałe w krajach arabskich. Nie zatrzymuje się nigdzie na dłużej, jest typem wędrowniczki. Niezależnie od tego gdzie w danym momencie jest, udaje jej się poznać najbardziej skrywane tajemnice świata arabskiego. W 2014 roku debiutowała powieścią Perska miłość.
Powieść opowiada o Bibi Shaik, dziewczynce pochodzącej z biednej, hinduskiej rodziny. Matka wysłała ją do pracy do Kuwejtu, kiedy miała niespełna dwanaście lat. Musi nauczyć się zasad panujących w pałacach tak, aby pracodawcy byli z niej zadowoleni. W innym przypadku zostanie odesłana do domu – bez pieniędzy i bez jakichkolwiek szans na powrót.
Tak jak powiedziałam na wstępie, nie mam pojęcia czemu czytelnicy oceniają książkę tak nisko. Narratorką jest Bibi we własnej osobie, co pozwala nam zobaczyć ten dziwny, nieznany świat z perspektywy młodej, niewiele jeszcze rozumiejącej dziewczynki, która musiała bardzo szybko dorosnąć.
Poznajemy zasady panujące w arabskich domach – Bibi mówi o tym, w jaki sposób traktowana jest służba, co niejednokrotnie wywoływało u mnie ciarki. Opowiada także o metodach wychowawczych panujących w pałacach, a raczej ich braku. Poznajemy ukryty świat handlu kobietami, o którym nie mówi się prawie wcale.
Ksiązka jest napisana w przystępny sposób, czyta sie dość szybko. Czytelnik dowiaduje się mnóstwa przydatnych rzeczy, które w barwny sposób opisują ten odległy i niejednokrotnie niebezpieczny świat, w którym kobiety nie mają za wiele do powiedzenia.
Spotkałam się z zarzutami, że historia Bibi jest niewiarygodna, ponieważ tyle rzeczy nie mogło się zdarzyć jednej osobie. Rzeczywiście, życie Bibi wręcz ocieka o dramatyczne zwroty akcji, o przygody, których podejrzewam dziewczynka wolałaby nigdy nie doświadczać. Nie mnie oceniać, czy przedstawione wydarzenia to fikcja literacka, czy może prawdziwe życie. Wiem jednak, że życie wielu kobiet jest dalekie od utartych schematów. Zwłaszcza gdy przychodzi im żyć w trudnych czasach. Bibi opisuje inwazję Saddama Husajna na Kuwejt. Ciągły strach przed gwałtem, bronią chemiczną i biologiczną pozwala przypuszczać, że nie są to wymysły.
Zdecydowanie warto przeczytać. Moim zdaniem książka ma dużą wartość edukacyjną i i czytelnik nie będzie zawiedziony, zagłębiając się w zupełnie nowy świat arabskich pałaców.
Laila Shukri to pisarka ukrywająca się pod pseudonimem. Znawczyni Wschodu, Polka podróżująca i mieszkająca na stałe w krajach arabskich. Nie zatrzymuje się nigdzie na dłużej, jest typem wędrowniczki. Niezależnie od tego gdzie w danym momencie jest, udaje jej się poznać najbardziej skrywane tajemnice świata arabskiego. W 2014 roku debiutowała powieścią Perska...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to