-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
2019-05-21
2017-07-11
Antyutopie mają w sobie coś przerażającego. Człowiek czytając takie książki zaczyna myśleć w kategoriach ,,A co jeśli...". Czasami lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo można dojść do strasznych wniosków. Najpierw obejrzałam serial, który bardzo mi się spodobał. Czy przeczytanie książki było dobrym pomysłem w tym przypadku?
Freda jest jedną z Podręcznych w Republice Gileadu. Jako jedna z niewielu kobiet w Republice jest płodna, dlatego Ciotki wmawiają jej i innym dziewczętom, że są elitą i mają misję. Misja ta polega na rodzeniu dzieci dla Komendantów i ich Żon. Co miesiąc są gwałcone. Co miesiąc modlą się, żeby ich opiekun je zapłodnił, bo tylko ciężarne mają w tym społeczeństwie jakąś wartość i ochronę. Freda kiedyś miała męża, córkę i przyjaciółkę. Miała także pracę, własne pieniądze, godność i wolność. Dzisiaj nie ma nic. Ten świat już się skończył.
Byłam bardzo zaskoczona, bo rzadko tak jest, że serial jest lepszy od książki. W każdym razie do tej pory tak miałam, że nie zdarzało mi się to często. Największym rozczarowaniem była główna postać powieści - Freda. W serialu miała jakąś osobowość. W powieści miałam wrażenie, że została jej pozbawiona. Nie widziałam żadnej woli walki. Widziałam za to kobietę, która się poddała. Brakło jej ekspresyjności i siły, którą udało się wydobyć w serialu na podstawie powieści. O tamtej kobiecie nie powiedziałabym, że jest mameją, mięczakiem. O tej tak powiem. Podobnie ma się sytuacja z Nickiem. Praktycznie niewiele znacząca postać w powieści, choć to on uruchomił w Fredzie to, o czym zapomniała. Nie wspomnę o Żonie Komendanta. W powieści praktycznie niezauważalna. Autorka poświęciła najwięcej miejsca samemu Komendantowi, choć i tutaj mam wrażenie, że czegoś zabrakło.
Sama fabuła jest ciekawa i na swój sposób przerażająca. Istnieje wiele środowisk, które chciałyby sprowadzić rolę kobiet do takiego poziomu, dlatego czytając tę książkę nie ma się poczucia, że coś takiego jest niemożliwe. Nie jest łatwo sobie to wyobrażać. Myślę, że powieść jest warta przeczytania, pomimo tego, że bohaterowie mnie rozczarowali. Ale to pewnie dlatego, że oglądałam wcześniej serial, zamiast zacząć od książki.
Antyutopie mają w sobie coś przerażającego. Człowiek czytając takie książki zaczyna myśleć w kategoriach ,,A co jeśli...". Czasami lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo można dojść do strasznych wniosków. Najpierw obejrzałam serial, który bardzo mi się spodobał. Czy przeczytanie książki było dobrym pomysłem w tym przypadku?
Freda jest jedną z Podręcznych w Republice...
2017-01-09
Nie jestem fanką twórczości Anety Jadowskiej. Pierwsza jej powieść, z jaką miałam nieprzyjemność się zetknąć to Złodziej Dusz, pierwszy tom o Dorze Wilk - policjantce i wiedźmie jednocześnie. Ta pozycja nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia i jeszcze długo po tej wpadce nie byłam w stanie dać autorce szansy. Coś się jednak zmieniło, kiedy pewnego zimnego dnia zobaczyłam okładkę Dziewczyny z Dzielnicy Cudów.
Tak, wiem. Książki nie ocenia się po okładce, a sam wygląd nie powinien być czymś, po czym oceniamy człowieka. Ale prawda jest taka, że wszyscy to robią - obojętnie, czy tyczy się to książek, czy ludzi. Mnie ta okładka wbiła w ziemię i wołała do mnie Weź mnie do ręki! Czytaj mnie! Głupota, ale tak czułam. Nie kupiłam jej wtedy. Dopiero gdy nabyłam czytnik w abonamencie z Legimi to okazało się, że jest w nim właśnie ta książka. Wiedziałam już, że muszę ją przeczytać. I tak też się stało.
Nikitę można uznać za zgorzkniałą samotniczkę. Nie ma przyjaciół i nie chce ich mieć. Ma za to wiele imion i matkę, której nienawidzi, a która jednocześnie jest jej szefową. Gdy pewnego dnia Irena przydziela Nikicie partnera do pracy dziewczyna wie już, że jej matka chce ją zdenerwować. Przecież wie, że wszyscy jej partnerzy giną przed skończeniem okresu próbnego! Po co w takim razie go przysłała?!
Jedyne o czym marzy Nikita to w spokoju pracować i nie stać się podobną do swoich rodziców. Jako córka zabójczyni i szaleńca ma genetyczne predyspozycje by stać się jedną z tych osób. Czy uda jej się zawalczyć o siebie? Czy nowy partner okaże się w tym pomocny?
Jedno co mogę powiedzieć z całą pewnością - pani Jadowska wypracowała sobie dużo lepszy warsztat literacki niż ten, który zapamiętałam z pierwszej powieści. Widzę ogromne zmiany i to zmiany na plus. Pierwszej części o Dorze Wilk nie mogłam czytać, tak była kiepsko napisana. Tutaj język, sposób opisania świata przedstawionego, sama fabuła, stoją na o wiele wyższym poziomie. Co jak co, ale lata praktyki swoje robią.
Plusem książki są bohaterowie - każda postać występująca w tej książce jest spójna, nieprzesadzona i realistyczna na tyle, na ile jest to możliwe w Dzielnicy Cudów, którą rządzi magia. Nikitę i Robina da się lubić - jego za szlachetność i dobroć, ją za praktyczny, analityczny umysł, cierpkie poczucie humoru i to, że mimo zła, do którego zmuszą ją uprawianie swojego zawodu stara się, aby nikogo niepotrzebne nie krzywdzić. Są naprawdę ciekawi i z pewnością zostawią w wyobraźni czytelnika trwały ślad.
Bardzo dobrym pomysłem wydawnictwa, czy też samej autorki, są rysunki. Piękne, odrobinę mroczne, pasujące do całej książki i dające nam wyobrażenie poszczególnych postaci, występujących w książce. Brawa za to, w wielu książkach coś takiego jest potrzebne, a zwłaszcza w powieściach fantasy.
Jest jeden minus, dość duży, o który mam ogromne pretensje. Aneta Jadowska ma taką przypadłość, która każe jej za dużo opisywać i za dużo tłumaczyć. Nie pozostawia żadnego niedopowiedzenia, wszystko musimy wiedzieć od razu. Często te opisy świata przedstawionego, przeszłości i charakteru bohaterów po prostu rażą i są strasznie przydługie i nudne. Zapewne autorka robi to po to, aby czytelnik jak najwięcej wiedział o Dzielnicy Cudów i innych zakątkach, ale doprawdy bez przesady. Za dużo tego. Ktoś bardziej złośliwy powiedziałby, że autorka robi to po to, żeby stron było więcej, bo wydawcy lubią długie powieści. Ale ja nie jestem człowiekiem złośliwym. ;)
Fabularnie jest dobrze. Może nie jakoś super, ale znośnie. Akcja na początku rozwija się bardzo powoli - to może trochę denerwować, zwłaszcza czytelników szukających wrażeń od początku. Autorka na początku chciała nam w jak najpełniejszy sposób przedstawić życie Nikity, co trochę odsunęło główny wątek na dalszy plan. Na szczęście po dogłębnym poznaniu bohaterki i jej rozmaitych, często trudnych relacji z ludźmi, akcja rusza z kopyta i trzyma czytelnika w napięciu aż do końca.
Nie jest to powieść, nad którą mam ochotę piać z zachwytu, lecz nie jest też taką, którą mam ochotę wyrzucić przez okno. To dobra historia, z pewnością ciekawa, zapadająca w pamięć i kształtująca wyobraźnię. Chętnie sięgnę po kontynuację. A czytelników, którzy lubią fantasy zapraszam do zapoznania się z Nikitą. :)
Nie jestem fanką twórczości Anety Jadowskiej. Pierwsza jej powieść, z jaką miałam nieprzyjemność się zetknąć to Złodziej Dusz, pierwszy tom o Dorze Wilk - policjantce i wiedźmie jednocześnie. Ta pozycja nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia i jeszcze długo po tej wpadce nie byłam w stanie dać autorce szansy. Coś się jednak zmieniło, kiedy pewnego zimnego dnia zobaczyłam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-27
Zazwyczaj nikt nie zastanawia się nad znaczeniem swojego imienia. Co jakiś czas przedstawiamy się komuś, robiąc to niemalże mechanicznie i nie mamy pojęcia jak wielkie znaczenie ma dla nas nasze imię. Nie wiemy także o tym, jak wiele zależy od naszego ciała i psychiki. Istnieją sobie obok nas, pozornie nie dając o sobie w żaden sposób znać. Gdy jednak zdecydują się przemówić, potrafią ostro namieszać w życiu. Zoltan i Aniela właśnie się o tym przekonują.
Zoltan strzeże prawdy o imionach. Aniela pewnego dnia staje mu na drodze, zmieniając całe jego dotychczasowe życie.Nie są do siebie wżaden sposób podobni – dzieli ich wszystko. Mają jednak wspólną historię, która będzie miała wpływ na ich poczynania. Aniela będzie musiała zdecydować, czy da radę zrozumieć tajemniczy dar Zoltana, a on musi się nauczyć, że uczucia także są ważne i nie można się ich wyrzekać w imię wyższego dobra.
Genius Creations nie wydaje złych powieści – przeczytałam niejedną powieść tego wydawnictwa i o żadnej nie wypowiedziałam się źle. Minusem są u nich okładki, jednakże w tym przypadku wszystko jest w porządku i okładka nie straszy.
Pryncypium od początku wciąga po względem fabularnym. Pomysły autorki na fabułę są nieszablonowe – wielkie brawa za koncepcję Nomen, Ipsum i Lokum. Ten pomysł jest nie tylko ciekawy. Zmusza poniekąd do zastanowienia się nad tym, jaką wagę odgrywają imiona w naszym życiu. Jest wiele osób, sceptyków, które powiedziałoby, że żadną. Ja osobiście uważam, że imię określa osobę, nie tylko pod względem psychicznym, ale i fizycznym.
Jedynym minusem są dialogi głównej bohaterki- momentami zbyt napompowane, zbyt patetyczne. Pamiętajmy, że Aniela jest młodą osobą. Fakt, dużo w życiu przeszła i jest nad wiek dojrzała, jednakże sposób jej wypowiadania się nie zawsze pasował do jej wieku. To mi się strasznie kłóciło z ogólną koncepcją jej osobowości. Ideałem w tej powieści jest Zoltan – od początku jego postać jest spójna i konsekwentna. Autorka po mistrzowsku pokazała wewnętrzne rozdarcie bohatera między obowiązkiem a miłością. Między tym, co musi zrobić, a tym czego nie chce i się boi. Fantastyczne ukazanie emocji i relacji międzyludzkich. I tutaj należy zaznaczyć jedną rzecz. Często w romansach czy powieściach obyczajowych relacje i dialogi między bohaterami brzmią sztucznie. W sumie nie wiem dlaczego, ale często na coś takiego trafiam. Tutaj, między Zoltanem a Anielą, mamy do czynienia z całą gamą emocji, relacje są do bólu prawdziwe. A jest to powieść z gatunku fantasy, więc tym bardziej plus za to, że autorka o to zadbała.
Narracja jest prowadzano z punktu widzenia kilku bohaterów – najczesciej fabułę zdradzają nam Zoltan i Aniela, dzięki czemu czytelnik widzi daną sytuację z dwóch różnych stron. To bardzo wartościowe i uczy, w jaki sposób jedno i to samo wydarzenie może być odbierane przez dwie, tak bardzo od siebie różne osoby.
Pryncypium polecam zarówno fanom fantasy jak i powieści obyczajowych. Jest to bardzo ciekawa, nieszablonowa powieść, która była dla mnie sporym, pozytywnym zaskoczeniem. Gdy ją po raz pierwszy ujrzałam byłam pewna, że to kolejny romansik dla nastolatek. Nic bardziej mylnego. To dobra powieść fantasy, nie tylko dla młodych odbiorców.🙂
Więcej recenzji na : pokojpelenksiazek.com
Zazwyczaj nikt nie zastanawia się nad znaczeniem swojego imienia. Co jakiś czas przedstawiamy się komuś, robiąc to niemalże mechanicznie i nie mamy pojęcia jak wielkie znaczenie ma dla nas nasze imię. Nie wiemy także o tym, jak wiele zależy od naszego ciała i psychiki. Istnieją sobie obok nas, pozornie nie dając o sobie w żaden sposób znać. Gdy jednak zdecydują się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-05-29
O książce Katarzyny Bereniki Miszczuk usłyszałam od koleżanki, która rozpływała się w pochwałach. Byłam sceptyczna od samego początku. Gdy jeszcze usłyszałam, że to romans, to już w ogóle straciłam wszelkie zainteresowanie, bo od romansów mam innych autorów, którym jestem wierna od lat. Tak długo mnie przekonywała do ” Szeptuchy”, że się zaopatrzyłam. I powiem wam jedno – to było jak jechanie po górzystym terenie. Raz zaliczasz ogromne doły, za chwile masz wrażenie, że już jest lepiej i pniesz się pod górę, by za chwilę znowu ciężko opaść na tyłek. Było ciężko. Momentami nawet bardzo.
Cała historia zaczęła się od tego, że Mieszko I nie poślubił Dobrawy i nie przyjął chrztu. Pewnie gdyby wiedział, jakie konsekwencje wywoła to w życiu Gosławy Brzózki, toby się zastanowił. Gosia to świeżo upieczona absolwentka medycyny. Po ukończeniu studiów musi jechać na staż i dowiaduje się, że mama załatwiła jej naukę u… szeptuchy! Przyszła lekarka jest, delikatnie mówiąc, niepocieszona takim stanem rzeczy, ponieważ nie wierzy w żadnych Bogów, rusałki, ubożątka, leszych czy inne magiczne tałatajstwo. Ponadto uważa, że ziołolecznictwo nie ma z medycyną wiele wspólnego. Decyzja jednak zapadła i młoda kobieta musi udać się do Bielin, gdzie jej niewiara w magię zostanie wystawiona na wielką próbę.
Historia o Gosławie niemalże od pierwszych stron doprowadziła mnie do białej gorączki. Jest tyle rzeczy, które mnie denerwowały, że aż nie wiem od której zacząć. Może zacznę jednak od języka, którym napisana jest powieść. Wiem, że to powieść z gatunku new adult, w większości dla młodzieży. Ale błagam, nawet młodzież powinna czytać książki napisane trochę mniej płytkim językiem i posiadające trochę mniej infantylną fabułę i bohaterów. Tego nie da się inaczej opisać jak żenada. Rozmowy głównych bohaterów są płaskie jak asfalt. Żadnego polotu. Nawet wtedy, kiedy główna bohaterka opowiada o historii powstania swojego kraju lub o zmianach ustrojowych w kraju sąsiednim. Pokuszę się nawet i przytoczę cytat, bo płakałam, gdy to czytałam :
„Nasz władca, na szczęście całkiem rozgarnięty, dobrze włada olbrzymim krajem. Nawet
udało mu się podpisać pakt o nieagresji z Mocarstwem Rosyjskim. Oni nie mają już cara.
Bardzo inteligentnie obalili go jakiś czas temu i teraz dostają za swoje. Podatki takie same plus nie można już pędzić samogonu, bo prezydent zakazał.”
Bardziej płytko już się nie dało. Wiemy, że Mieszko I nie przyjął chrztu ale nic absolutnie nie wiemy o tym, jak ten kraj wygląda teraz! Żadnych sensowych opisów, oprócz tego, że mamy monarchię. Ja wiem, że to romans a nie powieść historyczna, ale miło byłoby wiedzieć, w jaki sposób historia, która potoczyła się w tak inny sposób, ukształtowała kraj przedstawiony w powieści. A tutaj zero. Null. Dostajemy same ogólniki, a i tych jest mało.
Główna bohaterka jest bardzo wyjątkową kobietą. Ma 24 lata, skończyła medycynę, więc można by przypuszczać, że coś tam w główce ma. Niestety, ma tam siano. Jedną wielką słomę i jest dla mnie po prostu nierealna. Nie chce mi się wierzyć, że osoba w jej wieku, z jej wykształceniem, może być aż tak infantylna i głupia. Były momenty, że nie mogłam czytać jej dialogów, obojętnie z kim rozmawiała.
W powieści napotykamy od czasu do czasu błędy logiczne – Gosia biegnie, za chwilę przewraca się do jakiegoś dołu. Moment później czytamy, że stoi obok dołu i jest dezorientacja. To wpadła do niego czy nie? Drobnostki, ale rażą.
Fabuła, pomijając aspekty fantastyczne, dosyć sztampowa ale czego po romansach dla młodych ludzi można się spodziewać? Ano niczego – ona piękna, on czarujący, okoliczności są przeciwko nim ale oni i tak chcą być razem. I tak chcą być razem przez całą powieść, ale im nie wychodzi i budują napięcie, a czytelnik ma ochotę wrzucić książkę do najbliższego kosza na śmieci, bo ile można.
Zakończenie nie zaskakuje – mamy tutaj pierwszą część cyklu, więc oczywistym jest, że zakończenie niczego nam nie wyjaśni i zostawi w nas niedosyt. I tak też się dzieje.
Co do plusów powieści, a było ich niestety bardzo mało, to z pewnością można wymienić całą otoczkę fantastyczną, w którą nie wierzy główna bohaterka. Nie znam się na zwyczajach dawnych Słowian, w sumie aż wstyd przyznać, bo to również część naszej historii. Naprawdę dobrą rozrywką było poczytać na temat dawnych zwyczajów, obchodów świąt, zabobonów i religii. Stworzenia, które pojawiają się na kartach książki są przedstawione w sposób bardzo realistyczny – za to autorce należą się ukłony. Jeżeli kiedykolwiek przeczytam kolejny tom cyklu, to tylko i wyłącznie dla tej atmosfery, bo to ona uratowała tę powieść.
Drugim i niestety ostatnim plusem jest to, że fabuła, tak mniej więcej od połowy książki, zaczęła przyśpieszać i nawet mnie zaciekawiła. Akcja mocno prze do przodu, trochę mniej umizgów i miłości, trochę więcej walki o przetrwanie, słowiańskich stworzeń i niewyjaśnionych, magicznych okoliczności. I dużo mniej infantylności. I taki poziom powinien istnieć od samego początku książki.
Czytałam dużo lepsze książki niż ” Szeptucha”. To mogła być naprawdę fajna powieść, ponieważ uważam, że miała olbrzymi potencjał. W większej części została jednak tak spłycona, że nie da się tego czytać. Tym twardzielom, którzy po nią sięgną, radzę wytrzymać do połowy. Od połowy jest lepiej. :)
O książce Katarzyny Bereniki Miszczuk usłyszałam od koleżanki, która rozpływała się w pochwałach. Byłam sceptyczna od samego początku. Gdy jeszcze usłyszałam, że to romans, to już w ogóle straciłam wszelkie zainteresowanie, bo od romansów mam innych autorów, którym jestem wierna od lat. Tak długo mnie przekonywała do ” Szeptuchy”, że się zaopatrzyłam. I powiem wam jedno –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-30
Sanika to chodząca zagadka. Nikt nie wie, kto nauczył ją tak dobrze władać magią. Nikt nie zna jej przeszłości. Jest powszechnie nielubiana. Jedyną osobą, która ją akceptuje, jest król Polanii, Julian, który powierza jej jedną z ważniejszych funkcji na dworze – funkcję Pierwszej Czarownicy Polanii. Ma chronić królestwo przed ciemnymi siłami a przede wszystkim chronić króla, którego zna od dziecka. Gdy w Krakowie pojawiają się biesy, inkuby i strzygi Sara Weronika Sokolska jeszcze nie wie, że stoi za tym ktoś o mocy dużo większej niż ona. I że będzie musiała go pokonać w pojedynkę
Autorka stworzyła bardzo fajny świat, idealnie wpisujący się w tematykę urban fantasy. Ciekawie było wyobrazić sobie Polskę jako Polanię, pełną rożnego rodzaju magicznych stworzeń, władaną przez króla, który mieszka na Wawelu, którego broni żywy Smok Wawelski. Ogromne gratulacje za wyobraźnię. Pani Kubasiewicz stworzyła masę wspaniałych i co najważniejsze ciekawych postaci, do których z przyjemnością bym powróciła w dalszej części przygód o Pierwszej Czarownicy Polanii.
Fabuła jest wciągająca – zaczęłam książkę wczoraj wieczorem i skończyłam dzisiaj w nocy, co jest dowodem na to, że mnie zafascynowała. Historia poprowadzona w sposób spójny, logiczny, co tworzy bardzo zgrabną całość. Ani razu nie miałam wrażenia, że coś jest przekombinowane – to w końcu fantasy, tu nic nie ma prawa być realne. :)
Mam jedną uwagę odnośnie kreacji głównej bohaterki. Wszyscy już wiemy, że jest potężna, nieokiełznana i niebezpieczna. Naprawdę nie potrzeba wspominać o tym co chwila. Taka mała sugestia na przyszłość. ;)
Niestety kuleje korekta. W paru miejscach są błędy interpunkcyjne i stylistyczne. Jest jeszcze jedna rzecz, która kuleje i pewnie zaraz posypią się na mnie gromy, ale co tam.
Chciałabym zwrócić uwagę na to, na co zwraca uwagę niemalże każdy czytelnik, ale się do tego nie przyznaje, bo mu wstyd. Tak moi drodzy państwo, chodzi o okładkę. Pierwsze co widzi czytelnik to zawsze jest okładka, dlatego nie ma się co dziwić, że ona przyciąga jego uwagę albo nie. Źle się jednak dzieje, jak okładka odrzuca. Ja wiem, że Genius Creations jest młodym wydawnictwem i może nie stać ich na dobrych ilustratorów/grafików czy kogo tam jeszcze. Te okładki są po prostu brzydkie. I żeby nie było, nie jest to tylko moja opinia. Wiele razy spotkałam się z opiniami, że owszem, wydają dobre książki, ale okładki mają tak ohydne, że nie da się patrzeć. Pomazane, ciemne, mroczne, człowiek na to patrzy i zastanawia się, czemu oni to robią. Oczywiście znajdzie się ktoś, kto mi zaraz powie, że nie ocenia się książki po okładce. Pewnie i ma rację, aczkolwiek prawda jest taka, że większość ludzi tak robi. Bo na co ma zwrócić uwagę, jak nie znamy treści? To jest tak samo jak z człowiekiem – oceniamy na początku po wyglądzie, bo nie znamy charakteru. To i po czym mamy oceniać? Ja przynajmniej nie uprawiam hipokryzji i mówię wprost – pierwsze wrażenie to okładka. Potem dopiero jest ewentualna notka wydawnicza z tyłu i na końcu sama treść. Gdybym miała oceniać samą okładkę to dałabym jej 2/10.
Całe szczęście powieść Magdaleny Kubasiewicz broni się treścią, która jest o niebo lepsza niż okładka. Świetny debiut i mam nadzieję, że autorka przychyli się do mojej prośby i napisze kontynuację. Czekam z niecierpliwością. :)
Sanika to chodząca zagadka. Nikt nie wie, kto nauczył ją tak dobrze władać magią. Nikt nie zna jej przeszłości. Jest powszechnie nielubiana. Jedyną osobą, która ją akceptuje, jest król Polanii, Julian, który powierza jej jedną z ważniejszych funkcji na dworze – funkcję Pierwszej Czarownicy Polanii. Ma chronić królestwo przed ciemnymi siłami a przede wszystkim chronić króla,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-15
Bałam się trochę sięgać po tą książkę, ponieważ pierwszy tom nie przypadł mi do gustu. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w konkursie na Książkę Roku 2015, organizowanym przez portal lubimyczytac.pl to właśnie " Czerwona królowa" V. Aveyard uzyskała ten tytuł w dziedzinie fantastyki. Czytałam wiele lepszych książek z tej dziadziny w 2015 roku ale co tam. Tak wybrali czytelnicy i nie sposób z tym dyskutować. W końcu opinia o książkach dla każdego jest subiektywna.
Mare Barlow już wie, że nie jest jedyną Czerwoną z mieszanymi zdolnościami. Zostało jej naprawdę mało czasu żeby odnaleźć innych takich jak ona. Wściekły król Maven i jego przerażająca matka wciąż depczą im po piętach, gotowi poruszyć niebo i ziemię, by odnaleźć ją oraz jej przyjaciół. Czy uda im się znaleźć innych Czerwonych. Czy nowe zdolności zmienią Mare i sprawią, że zapomni o rodzinie i przyjaciołach?A może sama stanie się kimś, z kim będzie musiała stoczyć największą walkę?
Powiem tak : warto było się przemóc. Ta część jest napisana dużo lepiej. Momentami zapominałam, że czytam książkę przeznaczoną w założeniu dla młodzieży. W pierwszej części za bardzo dało się to odczuć, czytając o typowych rozterkach miłosnych głównych bohaterów. Tutaj tego nie ma. Mamy za to dużo akcji, fabuła pędzi z prędkością światła. A to bardzo lubię w powieściach.
Nie ma tutaj chyba żądnej rzeczy, do której mogłabym się przyczepić. Autorka doskonale poprowadziła fabułę, nie mogłam oderwać się od książki nawet na minutę, pochłonęłam ją jednym tchem. Poznajemy także inne zakątki Norty, co jest ciekawym dodatkiem i czego zabrakło w części pierwszej.
Motyw ukrytych zdolności jest oczywiście zaczerpnięty z innych powieści, co zaznaczyłam przy recenzowaniu części pierwsz3ej i tutaj ten zarzut podtrzymuje. Konwencja jest znana i przemielona przez te wszystkie lata na wiele sposobów. Nie da się jednak zaprzeczyć, że " Szklany miecz" Victorii Aveyard ma rozmach, pomimo tych zapożyczeń.
Poznajemy nowych bohaterów i tu kolejny plus. Autorka ma jakiś niebywały dar tworzenia fantastycznych postaci drugoplanowych - w pierwszej części był to Julian, w tej mamy kilku, którzy zapadli mi w serce, chociażby porucznik Farley, której w tej części jest dużo więcej, oraz innych Czerwono -Srebrnych, których zdolności chwilami przerażają. Warto przeczytać tą powieść chociażby ze względu na nich.
Mam nadzieję, że dalsze części będą trzymać taki poziom jak ta. Wtedy na pewno po nie sięgnę.
Bałam się trochę sięgać po tą książkę, ponieważ pierwszy tom nie przypadł mi do gustu. Tym większe było moje zdziwienie, gdy w konkursie na Książkę Roku 2015, organizowanym przez portal lubimyczytac.pl to właśnie " Czerwona królowa" V. Aveyard uzyskała ten tytuł w dziedzinie fantastyki. Czytałam wiele lepszych książek z tej dziadziny w 2015 roku ale co tam. Tak wybrali...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-29
Biorąc do ręki książkę Victorii Aveyard spodziewałam się młodzieżowego romansu. Po przeczytaniu pierwszych dwudziestu stron byłam przekonana, że na taki właśnie trafiłam. Gdy doszłam do połowy już wiedziałam, że to nieprawda.
Mare Molly Barlow – Czerwona złodziejka. Tak o sobie zawsze myślała. W jej świecie kolor krwi wyznaczał miejsce w hierarchii społecznej, a ona i jej rodzina znajdowali się gdzieś blisko dna. Gdy Mare dowiaduje się, że jej przyjaciel ma zostać powołany do wojska i wziąć udział w wyniszczającej królestwo wojnie, za wszelką cenę chce go ocalić. Nie przypuszcza jednak, że ratując jego, podpisze wyrok śmierci na samą siebie i dowie się, że nie jest ani tak zwyczajna ani tak słaba jak dotychczas sądziła
Moje pierwsze odczucia po przeczytaniu pierwszych dwudziestu stron były negatywne. Myślałam sobie, że znowu trafiłam na młodzieżowe romansidło. Ona biedna, on bogaty. On jej pomaga, ona daje sobie pomóc. Ona się w nim zakochuje, on w niej też. I tak przez całą powieść krążą koło siebie i nie mogą się zejść. Na całe szczęście okazało się, że Czerwona Królowa tylko pozornie opowiada nam o tym, jak bardzo ważne jest mieć bliską osobę obok siebie, kiedy wszystko nam się wali. A w tej powieści wali się szybko i z przytupem. Od pewnego momentu akcja gna tak, że czytelnik nie może nadążyć.
Konwencja powieści przypominała mi trochę powieści Trudy Canavan oraz książki Kiery Cass. Nie mogłam oprzeć się pokusie, że to już gdzieś było i jestem więcej niż pewna, że autorka wzorowała się na nich, pisząc Czerwoną królową. Cały czas miałam przed oczami fabułę zaczerpniętą od innych pisarzy i to jest ogromny minus. Nie lubię odgrzewanych kotletów. Nawet jeśli od pewnego momentu przekonuje się do fabuły.
Główni bohaterowie również są mało oryginalni. To, co przykuło moją uwagę, to bohaterowie drugoplanowi. Bardzo dobrze wykreowani, dużo lepiej niż ci, którzy grali główne role w powieści. Postaci Juliana i królowej są nie do podrobienia. Głównie dla nich czytałam dalej.
Aveyard próbowała oczywiście zrobić subtelny wątek miłosny. Wyszło aż za subtelnie, jakby go wcale nie było. Akurat nad tym ubolewam najmniej, bardziej interesował mnie konflikt między Czerwonymi a Srebrnymi, który całe szczęście, równomiernie rozwijał się w trakcie powieści, jednakże skoro już za coś się zabieramy warto zrobić to porządnie. A tutaj wyglądało to tak, jakby autorka sama nie wiedziała, czy chce coś zrobić, czy może nie za bardzo.
Niedawno wyszła kontynuacja Czerwonej królowej i biję się z myślami, czy po nią sięgnąć. Pierwsza część nie porwała mnie aż tak bardzo, jak tego oczekiwałam, po przebrnięciu przez te pierwsze kilkanaście stron. Po recenzjach drugiej części wiem tylko tyle, że jest dużo bardziej mroczna. Być może to jest właśnie sposób, żeby seria stała się lepsza?
Biorąc do ręki książkę Victorii Aveyard spodziewałam się młodzieżowego romansu. Po przeczytaniu pierwszych dwudziestu stron byłam przekonana, że na taki właśnie trafiłam. Gdy doszłam do połowy już wiedziałam, że to nieprawda.
Mare Molly Barlow – Czerwona złodziejka. Tak o sobie zawsze myślała. W jej świecie kolor krwi wyznaczał miejsce w hierarchii społecznej, a ona i jej...
2016-01-13
Rzadko kiedy sięgam po debitu z dziedziny fantastyki. Głownie dlatego, że często okazują się bardzo słabe i bez polotu. Dzięki mężowi złamałam tą tradycję. Co z tego wynikło?
Mark Lawrence – mąż i ojciec, w wolnych chwilach od opieki nad dziećmi i pisania zajmuje się warzeniem piwa i unikaniem majsterkowania. Prowadzi badania na temat zawiłości sztucznej inteligencji. Upoważniono go do wglądu w tajne informacje przez dwa rządy – amerykański i brytyjski.
Jorg Ancrath, ukochany syn królowej, cieszący się najwyższymi przywilejami jako następca tronu. Jeden wieczór, podczas którego ginie jego matka i młodszy brat, przekreśla wszystko co dobre w jego życiu. Dzisiaj jego światem rządzi zemsta, chaos, zniszczenie i gorycz. Nie boi się nikogo. Nie cofnie się przed niczym. Budzi postrach zarówno wśród żywych jak i umarłych. On sam boi się tylko jednej rzeczy – koszmarów przeszłości.
Wielu ludzi ma z tym debiutem problem. Bo język zbyt dosadny. Bo przemoc i wulgaryzmy. Bo dziwna konwencja. Zgodzę się, że to nie jest książka dla wszystkich. Trup ściele się gęsto. Wszystko okraszone barwnymi opisami. Ktoś, kto ma wrażliwy żołądek może nie być z tego zadowolony.
Ja na szczęście jestem z tych co doceniają barwne opisy i nie przeszkadzają mi wulgaryzmy. Co więcej, uwielbiam ironiczne poczucie humoru. A tego tu jest dużo. Może i poziom humoru nie jest najwyższych lotów ale tego akurat potrzebowałam.
Długo mi zajęło zanim zorientowałam się w jakiej konwencji napisana jest książka. Autor miesza wiele wątków i zmusza czytelnika do zastanowienia się w jakim czasie napisana jest powieść skoro bohaterowie znają Nietzschego, mimo że według tego co pisze autor fabuła dzieje się w średniowieczu. Dopiero w połowie książki zrozumiałam o co chodzi. A i tak nie udało mi się do tego dojść samej, tylko z pomocą męża. Wielkie brawa za konwencję dla autora. Z czymś takim wcześniej się nie spotkałam.
Książkę czyta się szybko, styl pisania jest bardzo przyjemny. Fabuła czasami jest trochę chaotyczna ale podejrzewam, że to wina warsztatu początkującego pisarza. Jak na debiut i tak jest dobrze. Czytałam gorzej poprowadzone fabuły, tworzone przez bardziej doświadczonych pisarzy w dziedzinie fantastyki.
Na okładce książki czytamy ” Niektórzy twierdzą, że Książę Cierni to najlepsza epicka fantasy od czasów cyklu Pieśni Lodu i Ognia G.R.R. Martina. „. Tutaj oczywiście marketingowcy przesadzili ale nie ma co ukrywać – Książe Cierni to po prostu dobry debiut, warty przeczytania. Z czystym sumieniem mogę go polecić dla fanów fantasy. Gwarantuję dobrą zabawę. :)
Rzadko kiedy sięgam po debitu z dziedziny fantastyki. Głownie dlatego, że często okazują się bardzo słabe i bez polotu. Dzięki mężowi złamałam tą tradycję. Co z tego wynikło?
Mark Lawrence – mąż i ojciec, w wolnych chwilach od opieki nad dziećmi i pisania zajmuje się warzeniem piwa i unikaniem majsterkowania. Prowadzi badania na temat zawiłości sztucznej inteligencji....
2015-12-10
Inkwizytor dostaje kolejne nietypowe zlecenie. Musi pomóc kupcowi, którego przyjaciel zaginął. Mordimer, jadąc do celu, nie przypuszczał, ile nowego do jego życia wniesie ta wyprawa i jak wiele sił straci, by po raz kolejny pokonać zło.
Mamy nową historię. Nie powiem, jest ciekawa. Piekara pozostał wierny swojemu stylowi pisania i idealnie oddaje realia epoki, w której Inkwizytorzy Świętego Oficjum szerzą kaganek wiary. Mamy tutaj wszystko to, co pojawiało się w poprzednich częściach – tajemnice, intrygi, zwroty akcji, pięknie i brzydkie kobiety, słabych i silnych mężczyzn, anioły, demony i inne cuda wianki na kiju. Piekara nie pozwala nam się nudzić, tego czytelnik może być pewny.
Wśród czytelników pojawiały się głosy zawodu, że autor nie dokończył fabuły z poprzedniej części. Właśnie się dowiedziałam, że kiedyś, w jakimś wywiadzie, który niestety został przeze mnie przeoczony, Piekara mówił, że nie będzie dokańczał fabuły poprzednich części. Trochę smutno mi się zrobiło ale co zrobić. Moja miłość do Mordimera jest tak wielka, że pozostaje mi tylko wybaczyć i czytać dalej, bo nie mam wątpliwości, że kolejne tomy o Madderinie powstaną. Znając jednak tempo Piekary wydaje mi się, że trochę na nie poczekamy. :)
Nie mniej jednak koleją część polecam. Pierwsze tomy serii były co prawda lepsze lecz ten trzyma poziom i jest zdecydowanie lepszy od ostatniego tomu. Bawiłam się setnie czytając dowcipne uwagi inkwizytora wypowiadane jak najbardziej poważnym tonem. :)
Inkwizytor dostaje kolejne nietypowe zlecenie. Musi pomóc kupcowi, którego przyjaciel zaginął. Mordimer, jadąc do celu, nie przypuszczał, ile nowego do jego życia wniesie ta wyprawa i jak wiele sił straci, by po raz kolejny pokonać zło.
Mamy nową historię. Nie powiem, jest ciekawa. Piekara pozostał wierny swojemu stylowi pisania i idealnie oddaje realia epoki, w której...
2015-11-04
B. Sanderson jest autorem wielu poczytnych powieści fantasy. Wystarczy wspomnieć o powieściach z cyklu Archiwum burzowego światła, które podbiły serca wielu czytelników tego gatunku.
Dwukrotny laureat nagrody Hugo, wykładowca twórczego pisania. Na podstawie powieści, którą za chwilę będzie recenzować, powstanie gra komputerowa i film kinowy.
Czy można sobie wyobrazić świat, w którym nie kwitną kwiaty? Do momentu, w którym nie sięgnełam po powieść Sandersona nie przyszło mi to do głowy. Ostatnie Imperium przez tysiąc lat zasypuje popiół, a zamieszkujący je skaa żyją w atmosferze terroru i skrajnej nędzy. Ich opiekunowie codziennie decydują, który z nich ma żyć, a kto nie, kto jest posłuszny, a kto zasługuje na karę.
Ostatni Imperator, samozwańczy władca tego kraju, wydaje się niepokonany i kompletnie nieprzygotowany na to, że ktoś może chcieć rzucić mu wyzwanie. A na pewno nie przypuszczał, że będzie to pół skaa ze złamanym sercem, którego dawno temu skazał na śmierć.
Czy charyzmatyczny złodziejaszek zdoła pokonać Ostatniego Imperatora?
Tak dobrze wykreowanego świata nie widziałam jeszcze w żadnej książce fantasy. Jest to świat prosty, w którym nie rażą skomplikowane nazwy i jeszcze bardziej zagmatwane struktury władzy. Wielu pisarzy tego gatunku sprawiało mi problem, ponieważ ich powieści nie były tylko zbyt długie ale i pełne różnego rodzaju sformułowań i nazw, których nie sposób było zapamiętać po przeczytaniu tysiąca stron. Ta książka ma ich prawie 700 a nie miałam żadnego problemu z wejściem w świat Ostatniego Imperium. Na każdej stronie czuć to, co autor chciał czytelnikowi przekazać. Były momenty, że miałam wrażenie, że przeniosłam się do kraju, w którym już od dawna nie kwitną kwiaty, a nadzieja i miłość zostały przygaszone przez wszechobecny strach o życie swoje i bliskich.
Świetnie wykreowane postaci, zarówno te pierwszoplanowe jak i drugoplanowe. B. Sanderson ma ten niewątpliwy talent dopracowywania swoich książek do ostatniego szczegółu - także i w tym przypadku nie zawiódł oczekiwań, jakie pokładają w nim czytelnicy. Wielu autorów nie poświęca tak dużej uwagi pobocznym bohaterom, skupiając się tylko na tych pierwszoplanowych, co jest dużym błędem.
Uważam, że powieść spodoba się czytelnikom lubującym się w fantastyce. Czeka was, moi drodzy, wspaniała podróż do krainy obsypanej popiołem, w której determinacja skaa do godnego życia długo jeszcze nie zgaśnie. A wszystko dzięki Zrodzonym z mgły. Ja spędziłam przy tej książce kilka cudownych dni.
B. Sanderson jest autorem wielu poczytnych powieści fantasy. Wystarczy wspomnieć o powieściach z cyklu Archiwum burzowego światła, które podbiły serca wielu czytelników tego gatunku.
Dwukrotny laureat nagrody Hugo, wykładowca twórczego pisania. Na podstawie powieści, którą za chwilę będzie recenzować, powstanie gra komputerowa i film kinowy.
Czy można sobie wyobrazić...
2015-03-10
2015-02-25
W pierwszej części poznajemy uroczą Kate Daniels - najemniczkę, posiadającą we krwi sporą dozę magii, której woli nie ujawniać. Dziewczyna dowiaduje się, że jej opiekun Greg został brutalnie zamordowany. Postanawia wszcząć własne śledztwo, przez które przyjdzie jej dokonywać trudnych wyborów. Musi zdecydować komu może zaufać, z kim walczyć, czego szukać, aby znaleźć winnego śmierci jedynej bliskiej jej osoby.
Muszę szczerze przyznać, że pierwsze piętnaście stron nie było kolorowe. Bardzo dużo nazw własnych sprawiło, że miałam ochotę odłożyć książkę na bok, ponieważ czytało mi się ją po prostu źle. Dobra wiadomość jest taka, że udało mi się przez to przebrnąć i nie zwariować po drodze. Ilość stworzeń magicznych i niemagicznych w tej książce poraża - można śmiało stwierdzić, że każdy czytelnik znajdzie tam coś dla siebie - mamy wampiry, zmiennokształtnych, rycerzy zakony, najemników, wiedźmy. Jeśli czegoś nie wymieniłam to z pewnością przeoczenie - wierzcie mi, cokolwiek wymyślicie, znajdziecie to w tej książce.
Na początku, tak jak powiedziałam wcześniej, trochę mnie to przytłaczało. W momencie, w którym to przeszłam, stwierdziłam, że rzeczywiście tak musiało być ,aby czytelnik zrozumiał strukturę panującą w mieście i wszelkie inne niuanse wynikające z hierarchii podległości. Polecam przebrnąć przez początkowe trudności, bo potem jest już tylko lepiej.
Co do samej Kate Daniels - wielu czytelników krytykujących książkę zarzucało, że jest ona zbyt idealna. Nie zgodzę się. Kate ma w sobie wiele złych cech, otwarcie się do nich przyznaje, czasami próbuje z nimi walczyć, a czasem nie. Najczęściej nie. Nie jest piękna, jak wiele bohaterek fantastyki. Za to ma ideały i zasady, które wpajano jej od dzieciństwa i to według nich stara się żyć. I to się akurat chwali. Oprócz tych wszystkich przymiotów i przywar Kate ma również cięty język, za co wielkie brawa dla autorki ( tudzież autorów). Teksty między nią a innymi postaciami można by sprzedawać w ramkach do powieszenia na ścianę. Z pewnością zarobiłyby na siebie i wygenerowały spory zysk. Postacie męskie również w tej książce są świetne - wystarczy wspomnieć imię Currana aby fankom serii przyśpieszyły serca. Mi również serce przyśpiesza jak o nim myślę. ;)
Fabuła bardzo ciekawa, poprowadzona w spójny, logiczny sposób. Czytelnik z pewnością nie będzie się nudził. Akcja toczy się wartko, nie można jednoznacznie przewidzieć, kto jest zabójcą. Wszystkie moje typy spaliły na panewce. Przeżyłam dość spory szok, gdy się dowiedziałam kto jest odpowiedzialny za ten cały bałagan, a to jest dużym plusem książki.
Opisy miejsc i spotykanych postaci są bardzo rozwlekłe. Autorka ustami Kate Daniels stara się wprowadzić nas w świat magii i technologii. Na początku książki cierpią na tym dialogi i nie wszystkim będzie się to podobać.
Książka jest udanym początkiem serii, nic dziwnego, że ma tak wielu zwolenników. Ja sama również polecam przygodę z Kate Daniels. Poza tym ptaszki mi ćwierkały, że kolejne części serii są lepsze od poprzedniczek. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła.
Recenzja dostępna na blogu : e2--ksiazkowo.blog.pl
W pierwszej części poznajemy uroczą Kate Daniels - najemniczkę, posiadającą we krwi sporą dozę magii, której woli nie ujawniać. Dziewczyna dowiaduje się, że jej opiekun Greg został brutalnie zamordowany. Postanawia wszcząć własne śledztwo, przez które przyjdzie jej dokonywać trudnych wyborów. Musi zdecydować komu może zaufać, z kim walczyć, czego szukać, aby znaleźć winnego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-01
2015-01-09
Miałam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki. Na szczęście efekt końcowy nie okazał się tak straszny, jak mi się wydawało, że będzie.
Główna bohaterka, Beatrice, staje przed trudnym wyborem, który zadecyduje o całym jej przyszłym życiu. Musi zdecydować, czy pozostać sobą i zmienić całe swoje dotychczasowe, poukładane życie, czy też wybrać to, co dla niej bezpieczne, stabilne i niezgodne z jej prawdziwą naturą.
Przyznam się bez bicia, że pierwsze 30 stron to była droga przez mękę. Byłam przekonana, że tej książki nie dokończę i rzucę ją w kąt, jak najdalej ode mnie. Nic mi w niej nie odpowiadało, zaczynając od bohaterów, przez język aż po fabułę. Dzięki niebiosom, pewnym momencie zaczęło się robić interesująco.
Godny pochwały jest opis świata. Podział na frakcje przypadł mi do gustu i mimo woli zaczęłam się zastanawiać nad sensem takiego podziału w realnym świecie. Wydawało mi się to absurdalne, bo przecież większość ludzi składa się z wielu różnych cech. A tutaj mamy ścisłe przyporządkowanie do określonych frakcji, nie ma nic pośrodku, co było dla mnie ciekawym pomysłem ze strony autorki.
Sama fabuła trochę oklepana, motyw miłości w powieściach fantasy jest wszędzie i zawsze, bo komercyjny, bo fajny, bo wszyscy to kupią. Ok, niech sobie będzie. Nie zepsuło mi to odbioru książki aż tak mocno, choć czasami mam dosyć tych miłostek.
Bohaterowie tacy sobie, najbardziej wyraziści są mężczyźni i to dla nich czytałam dalej. Kobiety są przedstawione niestety w sposób nudny, kompletnie bez charakteru, mimo, że główna bohaterka stara się uchodzić za Nieustraszoną do szpiku kości. Nie do końca jej się to udaje, przynajmniej w mojej opinii.
Czy poleciłabym książkę? Myślę, że jest odpowiednia, żeby się zrelaksować po ciężkim dniu. Coś lekkiego, z przyjemnym motywem miłosnym w tle. Ale nie jest to powalająca literatura i tego też się nie spodziewałam. I żaden czytelnik nie powinien się tego spodziewać.
Recenzja niedługo pojawi się na blogu : e2--ksiazkowo.blog.pl
Miałam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki. Na szczęście efekt końcowy nie okazał się tak straszny, jak mi się wydawało, że będzie.
Główna bohaterka, Beatrice, staje przed trudnym wyborem, który zadecyduje o całym jej przyszłym życiu. Musi zdecydować, czy pozostać sobą i zmienić całe swoje dotychczasowe, poukładane życie, czy też wybrać to, co dla niej bezpieczne,...
2014-12-09
Przeczytałam naprawdę wiele książek fantasy. Bez żadnej wazeliny mogę pod każdą przysięgą stwierdzić, że jest to najlepsza książka jaką wzięłam do ręki z tego gatunku. Zaczęłam już czytać drugą część serii i jestem niemalże pewna, że napisane są na podobnym poziomie.
Od czego zacząć się zachwycać? Nawet nie wiem, tyle tego jest. Cudowne postacie, każda z nietuzinkową, niepowtarzalną osobowością. Autorka ma ten rzadki dar, że potrafi stworzyć postacie, które zajmują ważne miejsca w sercach czytelników. Przeżywałam każdy upadek Bękarta jakby to był mój własny, a było ich trochę, zważywszy na to, że autorka swoich bohaterów nie oszczędza, co również jest plusem. Nie sposób się nudzić - co chwila coś się dzieje i to coś, co przyprawia czytelnika o zawrót głowy.
Piękne opisy przyrody - tak jak ich nie lubię, w innych książkach doprowadzają mnie do szału opowieści o wyglądzie listka brzozy, czy innego drzewa, tak tutaj mogłabym czytać godzinami o Królestwie Sześciu Księstw. Nazwy własne są proste, łatwe do zapamiętania i wpadające w ucho, co również jest dużym plusem. W niektórych książkach tego gatunku nazwy własne potrafiły mnie przyprawić o szczękościsk.
Moim zdaniem na szczególną uwagę zasługuje tutaj sama idea Rozumienia - nie spotkałam się jeszcze z tak dobrym opisem tej zdolności, choć potrafiła się pojawić, w tej czy innej formie, w innych powieściach gatunku. Nie będę robić spoilerów, kto przeczytał, ten wie o co mi chodzi.
Serdecznie polecam książkę każdemu, kto jeszcze nie przeczytał. Powiedzieć, że jest idealna, to niedopowiedzenie. Jest po prostu najlepsza.
Recenzja będzie niedługo dostępna na blogu :
http://e2--ksiazkowo.blog.pl/
Przeczytałam naprawdę wiele książek fantasy. Bez żadnej wazeliny mogę pod każdą przysięgą stwierdzić, że jest to najlepsza książka jaką wzięłam do ręki z tego gatunku. Zaczęłam już czytać drugą część serii i jestem niemalże pewna, że napisane są na podobnym poziomie.
Od czego zacząć się zachwycać? Nawet nie wiem, tyle tego jest. Cudowne postacie, każda z nietuzinkową,...
10 tom cyklu inkwizytorskiego Jacka Piekary przypomniał mi wszystko to, co było najlepsze w historiach o Mordimerze. Co prawda jego samego tam nie ma, jest tylko wspomniany, ale nie brakuje innych, wyrazistych i równie potężnych Inkwizytorów.
Ta część pozwala dojrzeć kobiecy pierwiastek chrześcijaństwa i mam wrażenie, że wyszło to tej powieści na dobre. Wreszcie poznajemy historię chrześcijaństwa z perspektywy potężnych i ambitnych kobiet. Bardzo się cieszę, że Jacek Piekara powrócił do cyklu w tak pięknym stylu.
Zapraszam na Instagram: pokojpelenksiazek :)
10 tom cyklu inkwizytorskiego Jacka Piekary przypomniał mi wszystko to, co było najlepsze w historiach o Mordimerze. Co prawda jego samego tam nie ma, jest tylko wspomniany, ale nie brakuje innych, wyrazistych i równie potężnych Inkwizytorów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTa część pozwala dojrzeć kobiecy pierwiastek chrześcijaństwa i mam wrażenie, że wyszło to tej powieści na dobre. Wreszcie poznajemy...