-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik1
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej, by móc otrzymać książkę Ałbeny Grabowskiej „Odlecieć jak najdalej”LubimyCzytać4
-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-05-03
2024-04-29
Kawiarnia pod Pełnym Księżycem nie jest zwykłą kawiarnią. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy się pojawi. Jedno jest pewne, wizyta w niej to osobliwe doświadczenie.
Kawiarnię obsługują koty, które służą klientom nie tylko poleceniem wybornych deserów, ale i dobrą radą. Potrafią również odczytać i objaśnić im ich kosmogramy, a te z kolei potrafią wskazać drogę nawet w najtrudniejszej życiowej sytuacji.
Moje spotkania z literaturą azjatycką przydarzają się rzadko. Jednak w przypadku książki Mai Mochizuki zaintrygował mnie uroczy, baśniowy pomysł z kawiarnią prowadzoną przez koty, które nie dość, że mówią ludzkim głosem i podają smakowite przysmaki, to w dodatku potrafią dokonać trafnej psychoanalizy.
Historia właściwie opiera się na astrologii i analizie kosmogramów, jednak przekazanych w bardzo protekcjonalny, podręcznikowy wręcz sposób (ponadto pojawiające się w książce analizy mogą zainspirować, ale na niewiele nam się przydadzą, jeśli nie znamy swoich kosmogramów). Już bardziej uniwersalne są dywagacje na temat ery Ryb i ery Wodnika czy popularnej ostatnimi czasy retrogradacji Merkurego.
Mogłabym powiedzieć, że "Kawiarnia pod Pełnym Księżycem" spodoba się osobom interesującym się astrologią, jednak z drugiej strony osoby te najprawdopodobniej posiadają już serwowaną przez autorkę wiedzę, bo jest ona wiedzą dość podstawową. Może więc bardziej spodoba się osobom, które chciałyby dopiero zacząć swoją przygodę z tą tematyką?
Jeśli miałabym określić "Kawiarnię pod Pełnym Księżycem" jednym słowem, użyłabym słowa "minimalistyczna". Do tego stopnia, że przemiany, jakie zachodzą w bohaterach w czasie wizyty w kawiarni, wydają się nagłe. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A to odbiera moim zdaniem ich prawdziwość. Zmiana to nie przebłysk świadomości a cały proces nim zapoczątkowany. Bohaterowie bezkrytyczne przyjmują wszystkie rewelacje. Wprawdzie każdy z nich potrzebował takiego właśnie przebłysku i może na niego chciała zwrócić uwagę autorka?
Sprawy przybrały na końcu ciekawy obrót, szczerze nie spodziewałam się tego rodzaju puenty, która spięła ze sobą historie bohaterów-narratorów. Miłym zaskoczeniem były też ilustracje (i historia okładki, jaką znajdziemy w posłowie). Doceniam takie drobiazgi i chętnie podniosę dla nich ocenę końcową i jedną gwiazdkę.
Kawiarnia pod Pełnym Księżycem nie jest zwykłą kawiarnią. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy się pojawi. Jedno jest pewne, wizyta w niej to osobliwe doświadczenie.
Kawiarnię obsługują koty, które służą klientom nie tylko poleceniem wybornych deserów, ale i dobrą radą. Potrafią również odczytać i objaśnić im ich kosmogramy, a te z kolei potrafią wskazać drogę nawet w...
2024-04-27
Po ataku na Ithicanę Aren tkwi uwięziony w maridrińskim lochu, gdzie król Silas usiłuje zmusić go do wyjawienia, jak dostać się na najpilniej strzeżoną i najcenniejszą dla Ithican wyspę, na Eranahl.
Jeśli ono upadnie, upadnie wraz z nim cała Ithicana.
Ale Silas na też inny cel – z Arenem jako przynętą zamierza zwabić do Maridriny swoją zdradziecką córkę.
Do przebywającej na wygnaniu Lary docierają wieści o pojmaniu Arena. Mimo iż ukochany nie chce jej już znać, Lara zrobi wszystko, by go odbić. Wszystko, by sprowadzić go z powrotem do jego królestwa i choć po części odkupić winy za swoją zdradę.
Ale czy będzie to w ogóle możliwe?
O ile podczas czytania "Królestwa mostu" nawet nie pomyślałabym, że mam z ręku książkę klasyfikowaną jako romantasy, tak tutaj już trochę bardziej to odczułam. Wiele decyzji, wiele działań Lary i Arena podyktowane były łączącym ich uczuciem. Niemniej autorka ponownie mnóstwo uwagi poświęca nie tylko tej dwójce, ale i otaczającemu ich światu, który opisuje tak wyraziście, że wydaje się aż namacalny, rzeczywisty.
No dobra, z tą rzeczywistością odrobinę przesadziłam, bo w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, w tym znalazłam kilka fragmentów kłócących się z logiką. Weźmy na przykład scenę zbliżenia Lary i Arena... Napisana dobrze, nie będę zaprzeczać, ale fakt, że chwilę wcześniej Lara została zraniona w nogę tak groźnie, że potrzebne były szwy, bo mogła się wykrwawić, odebrał jej w moich oczach trochę wiarygodności. Ogółem odniosłam wrażenie, jakby ten tom został napisany w pośpiechu...? Bez gruntownego przemyślenia, tak jak "Królestwo mostu"? Nie wiem, mogę tylko domniemywać.
Dobra, już dobra. Już sobie ponarzekałam. Ale narzekanie to dotyczy tak naprawdę drobnostki, bo serię Danielle L. Jensen uważam za niesłychanie udaną i wartą uwagi. Ma ciekawy klimat i tempo – fabuła pierwszego tomu rozwija się powoli, skupia na strategii i buduje napięcie, które wybucha pod koniec i wpływa na dynamikę drugiego, gdzie dzieje się więcej i gdzie mamy więcej walk i potyczek.
"Zdradziecka królowa" to satysfakcjonujący finał historii Lary i Arena. Celowo nie mówię finał serii, bo wiem, że jest ona pociągnięta dalej, by przekazać narrację dwójce innych bohaterów, których zdążyliśmy już poznać w "Zdradzieckiej królowej". Może kiedyś sięgnę i po te tomy? Czas pokaże.
Po ataku na Ithicanę Aren tkwi uwięziony w maridrińskim lochu, gdzie król Silas usiłuje zmusić go do wyjawienia, jak dostać się na najpilniej strzeżoną i najcenniejszą dla Ithican wyspę, na Eranahl.
Jeśli ono upadnie, upadnie wraz z nim cała Ithicana.
Ale Silas na też inny cel – z Arenem jako przynętą zamierza zwabić do Maridriny swoją zdradziecką córkę.
Do przebywającej na...
2024-04-24
Ukryte głęboko na maridrińskiej pustyni księżniczkę Larę i jej siostry latami szkolno do tego, by pewnego dnia przeniknąć do wrogiego królestwa Ithicany i doprowadzić do jego upadku. Ojciec zadbał, by potrafiły walczyć, obserwować, kłamać i uwodzić. Wszystko po to, aby pewnego dnia zostać żoną ithicańskiego władcy i zdobyć jego zaufanie oraz informacje o moście, przy pomocy którego Ithicanie kontrolują handel i transport między królestwami.
Wreszcie nadszedł czas, by jedna z nich wykorzystała swoje zdolności. W ten sposób Lara trafia do Ithicany, dzikiej i zielonej, otoczonej wzburzonymi morzami krainy, gdzie aż roi się od rekinów i węży.
Rzeczywistość, jaką Lara tam zastaje, pomimo czekającego zewsząd niebezpieczeństwa, okazuje się zupełnie inna od tej, jaką jej wpajano. Jej mąż, Aren, nie wydaje się wrogo nastawiony. Przeciwnie, sprawia wrażenie szlachetnego człowieka, honorowego wojownika i troskliwego władcy.
Czy to tylko pozory?
Wkrótce Lara będzie musiała zdecydować: pozostać wierną własnemu ludowi i zniszczyć królestwo Arena? Czy opowiedzieć się po jego stronie?
Po "Królestwo mostu" sięgnęłam ze świadomością, że sięgam po książkę z gatunku romantasy. Tak mówiono o niej w recenzjach. I jakież było moje zdziwienie, gdy (jak na znane mi już standardy gatunku), dostałam naprawdę rozbudowy i porządnie skonstruowany świat, nie będący tylko płytkim tłem dla historii Lary i Arena, ale rozbudowaną przestrzenią z barwnymi opisami, różnorodnymi zwyczajami i poważnym konfliktem militarnym. To już na wstępie było dla mnie miłym zaskoczeniem.
Podobnie jak otwarcie historii, mocne i zaskakujące! I takie, dzięki któremu zaintrygowała mnie postać Lary.
Późniejsza akcja nie należy może do tych wartkich i dynamicznych, bardziej do tych pełnych napięcia, kiedy wraz z Larą poszukujemy informacji na temat wrogiego królestwa i towarzyszymi jej misji szpiegowskiej. To również na swój sposób mi się podobało, choć preferuję pierwszą opcję.
Jedyne, co mi przeszkadzało, to podobieństwo pewnych nazw własnych. Serin, Serrith, Sarhina... Momentami musiałam ponownie czytać zdanie, bo mieszało mi się o kogo/co w nim chodzi. Niemniej cała reszta, od warstwy językowej po płynność czytania, wypada naprawdę bardzo dobrze!
Z przyjemnością i ciekawością sięgnę po drugi tom, bo zakończenie "Królestwa mostu" nie pozwala na nic innego.
Ukryte głęboko na maridrińskiej pustyni księżniczkę Larę i jej siostry latami szkolno do tego, by pewnego dnia przeniknąć do wrogiego królestwa Ithicany i doprowadzić do jego upadku. Ojciec zadbał, by potrafiły walczyć, obserwować, kłamać i uwodzić. Wszystko po to, aby pewnego dnia zostać żoną ithicańskiego władcy i zdobyć jego zaufanie oraz informacje o moście, przy pomocy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Uwięziona wiedźma.
Zuchwały żołnierz.
Nieśmiertelny król.
Festiwal Przepowiedni to wydarzenie na wyspie Vasiliádes, podczas którego wiedźmy z rodu Somniatis przewidują śmierć uczestnika. Jeśli uda mu się oszukiwać przeznaczenie i przetrwać do Czerwonej Pełni, przejmie nieśmiertelność panującego na wyspie króla Serytha. Jak dotąd nikomu się to nie udało, a ich dusze przepadły.
Nox Laedric od lat walczy dla króla, ale bynajmniej nie jest mu oddany. Szuka zemsty za dawne krzywdy, więc gdy trafia mu się okazja, by pokonać go w Festiwalu Przepowiedni, Nox bez wahania bierze w nim udział.
Podczas przepowiadania mu przyszłości, Selestra Somniatis dowiaduje się, że śmierć Noksa połączona jest z jej śmiercią.
Jeśli jedno umrze, drugie również.
By do tego nie dopuścić, Selestra, choć niechętnie, będzie musiała współpracować z Noksem. Pomóc mu oznacza zdradę króla.
Króla, spod władzy którego Selestra chce się wyrwać i którego oboje z Noksem chcą obalić.
Pamiętam, jak kilka lat temu czytałam "Pieśń syreny" i jak spodobał mi się zamysł zawartego w niej i utrzymanego w pirackim klimacie fantastycznego świata, mimo iż zabrakło mi jego opisów. Tak bardzo chciałam wiedzieć o nim więcej... Aż tu nagle Alexandra Christo powróciła z "Księżniczką dusz" i wreszcie mogłam dowiedzieć się więcej! W dodatku w opowieści inspirowanej "Roszpunką", moją ulubioną baśnią! Moje włosy (i fakt, że znam "Zaplątanych" na pamięć) to potwierdzą!
Nadal, bo tak jak w przypadku "Pieśni syreny", brakowało mi mapki. Vasiliádes, Sześć Wysp, nawiedzony las... Fajnie byłoby moc śledzić podróż bohaterów.
A skoro już przy bohaterach jesteśmy, u nich też mi czegoś brakowało – wyrazistości, zwłaszcza u postaci drugoplanowych. Selestra i Nox jako protagoniści dają radę, ale na przykład Irenya czy Eldara... Wypadają dość słabo, blado.
"Księżniczka dusz" to jednocześnie ciekawy retelling (dopatrzyłam się więcej nawiązań do "Roszpunki" niż tylko wieża i długie włosy Selestry) i oryginalna historia z dynamiczną, zaskakującą fabułą. Przy niespełna 450 stronach naprawdę dużo się działo! I choć nie jest to może książka wybitna, to ostatecznie świetnie się przy niej bawiłam, a to dla mnie znacznie ważniejsze niż subiektywne braki czy warsztat pisarski.
Uwięziona wiedźma.
Zuchwały żołnierz.
Nieśmiertelny król.
Festiwal Przepowiedni to wydarzenie na wyspie Vasiliádes, podczas którego wiedźmy z rodu Somniatis przewidują śmierć uczestnika. Jeśli uda mu się oszukiwać przeznaczenie i przetrwać do Czerwonej Pełni, przejmie nieśmiertelność panującego na wyspie króla Serytha. Jak dotąd nikomu się to nie udało, a ich dusze...
2024-04-15
Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne książki. Oraz ludzie, którzy nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.
"Oto "Księga drzwi". Gdy trzymasz ją w ręku, każde drzwi są wszystkimi drzwiami" – kiedy to przeczytałam, moją pierwszą myślą było: "Prawie jak w "Locke & Key"!". Tylko zamiast magicznych kluczy, które mogą na przykład zaprowadzić do dowolnego miejsca na świecie, są tu magiczne książki. Co dla mnie, książkary, jest nawet lepsze! Mocniej angażujące!
W "Księdze drzwi" odnajdziemy sporo refleksji tak bliskim sercu każdego, zagorzałego czytelnika czy miłośnika księgarń. Jednak pomimo świeżego pomysłu, mrocznego klimatu i książkarskiej otoczki, technicznie wypada dość przeciętnie. Czuć, że jest debiutem. Autor ma tendencję do opisywania tła wszystkich bohaterów w najdrobniejszych szczegółach (nawet gdy lepiej zadziałałaby w ich przypadku aura tajemniczości), a sami bohaterowie – tendencję do mówienia do siebie. W akapitach, gdy zostają pozostawieni sami sobie i swoim wewnętrznym monologom, wypowiadają na głos myśli, które spokojnie mogłyby pozostać myślami. To drobiazg, ale taki, który uwierał mnie jak kamyk w bucie. Sprawiał wrażenie czegoś nienaturalnego, sztucznego.
Ale tym, czym konsekwentnie broni się ta książka, jest ciekawy pomysł, objawiający się szczególnie w motywie podróży w czasie. Sposób, w jaki wszystko zazębia... Nieoczywisty, spójny, rewelacyjny! A przede wszystkim kompletnie niespodziewany. Kontrast pomiędzy spokojem zacisznych bibliotek a brutalnym światem zewnętrznym, który stał się areną dla łowców książek, rozpisano równie ciekawie, buduje cały klimat.
Może i nie odnalazłam tutaj powiązań z "Niewidzialnym życiem Addie LaRue", jakie obiecywały mi zapowiedzi, niemniej bawiłam się z "Księgą drzwi" naprawdę dobrze! I nawet bez "Księgi pamięci" raczej nieprędko o niej zapomnę.
Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne...
2024-04-10
"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła po przeciwnych stronach konfliktu.
Akiva wrócił do swojego rodzeństwa, do oddziału serafinów. Karou natomiast zastąpiła Brimstone'a i jako rezurekcjonistka tworzy nowe ciała dla poległych chimer.
Napięcie po obu stronach rośnie, a ich rządni krwi przywódcy mają pewne bardzo sprecyzowane plany...
"Dni krwi i świata gwiazd" pociągnęły ten segment z poprzedniego tomu, który nieszczególnie mnie zaangażował. Dużo bardziej czułam klimat artystycznej Pragi, mrok tajemniczego świata Gdzie Indziej. Tutaj, gdy znany jest już nie jako Gdzie Indziej, lecz jako Erec, pomimo swojej egzotyczności już mnie tak nie fascynował.
Nie da się zaprzeczyć, że Laini Taylor wpadła na niesamowicie oryginalny pomysł i starała się go możliwie jak najbarwniej opisać. Co zasadniczo jej wychodzi. Jednak mając w pamięci tom pierwszy, "Córkę dymu i kości", czułam się trochę przytłoczona ogromem nowych informacji o Erec, o zamieszkujących go rasach i panujących w nim zwyczajach. Ponadto akcja skupia się na wyjątkowo krwawym konflikcie, a gdy zsumujemy jedno z drugim, wychodzi bardzo ponury obraz (który doprawiają zamęczająca samą siebie Karou i cierpiącym romantyczne katusze Akiva). Akcja też jakoś niespecjalnie szybko posuwa się do przodu, przyspieszając dopiero na samym końcu. Dlatego tak bardzo dziękuję autorce za istnienie Zuzany (i towarzyszącego jej Mika). To mocno specyficzna postać, ale wprowadzająca trochę humoru, trochę światła. Za to ją szanuję, a w dowód wdzięczności – mianuję swoją ulubienicą.
Tłumaczę sobie, że "Dni krwi i świata gwiazd" dopadła klątwa drugiego tomu i liczę, że kolejny, już ostatni, wynagrodzi mi męczarnie jakich wraz z bohaterami doświadczyłam tutaj. Bo naprawdę, ta seria ma taki potencjał, że aż mi przykro, że "Dni krwi i świata gwiazd" mi się nie spodobały... Nie jest to może książka zła, ale tak jak już wspomniałam męcząca.
"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła...
2024-04-05
Po zorganizowanym w Irlandii hucznym weselu ciotki, Addie panowała spędzić resztę wakacji u przyjaciółki w słonecznych Włoszech.
Jednak los miał dla niej zupełnie inne plany.
Niespodziewanie Addie ląduje wraz z bratem i jego przyjacielem w ciasnym, rozpadającym się aucie, zmierzającym w głąb Szmaragdowej Wyspy. Podróż ta, w której towarzyszy Addie również egzemplarz wyjątkowego przewodnika – "Irlandia dla złamanych serc" – może okazać się szansą, by pozbierać się po bolesnym rozstaniu, odbudować relację z bratem, a może nawet zawiązać nowe znajomości?
"Love & Luck" chodziło mi po głowie odkąd tylko przeczytałam "Love & Gelato". Uznałam wtedy, że seria o rozsianych po Europie amerykańskich nastolatkach i ich perypetiach to obiecujący pomysł. I wciąż tak uważam!
Niesamowicie podobał mi się pomysł ze wzbogaceniem opowieści Addie o fragmenty czytanego przez nią przewodnika. Nie dość, że jest napisany w obrazowy a jednocześnie zabawny sposób, to na dodatek ciekawie opisuje odwiedzane przez Addie miejsca, a dzięki temu ma się wrażenie, jakbyśmy rzeczywiście tam z nią byli. Nigdy nie byłam w Irlandii, ale czułam jej klimat przebijający przez papier.
Bardzo szybko się czyta. To lekka i króciutka historia, jednak na jej długości ucierpiała między innymi konstrukcja bohaterów. Wszyscy wydają się bardzo płascy, jednowymiarowi, ciężko mi było się z nimi zżyć czy w ogóle ich polubić, co ostatecznie mi się nie udało. Do samego końca miałam i nadal mam do nich mocno neutralny stosunek (nie licząc Iana, który wyróżnił się tylko tym, że irytował mnie swoją krótkowzrocznością).
Spodziewałam się więcej romansu, w ogóle jakiekolwiek rozwoju wątku romantycznego, jednak historia Addie opiera się nie na tym, by zaleczyć złamane serce kolejnym związkiem, lecz na tym, by poukładać sobie wszystko w głowie, czym jestem pozytywnie zaskoczona. To dość nieszablonowe i rzadziej spotykane podejście, jeśli chodzi o książki młodzieżowe.
Tak więc jeśli dodatkowo lubicie motyw podróży i irlandzki klimat, "Love & Luck" na pewno Wam się spodoba!
Po zorganizowanym w Irlandii hucznym weselu ciotki, Addie panowała spędzić resztę wakacji u przyjaciółki w słonecznych Włoszech.
Jednak los miał dla niej zupełnie inne plany.
Niespodziewanie Addie ląduje wraz z bratem i jego przyjacielem w ciasnym, rozpadającym się aucie, zmierzającym w głąb Szmaragdowej Wyspy. Podróż ta, w której towarzyszy Addie również egzemplarz...
2024-03-27
Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną i niedługo potem umierają. Wkrótce słabość dopada również Laurę...
Lubię czasem sięgnąć po klasyki literatury, zwłaszcza po powieści gotyckie, potrafiące oczarować i przyprawić o dreszcz. I jeśli szukacie czegoś takiego, co dodatkowo można przeczytać w jeden wieczór, "Carmilla" będzie świetną propozycją!
Powieść Sheridana Le Fanu to powieść bardzo odważna i nowatorska jak na czas jej powstania, wyróżniająca się na tle gatunku motywem romantycznej miłości między dwiema kobietami. Fabularnie raczej nie zaskoczy współczesnego czytelnika, ale mogę sobie wyobrazić, jak pierwotnie była odbierana. Na pewno warta jest uwagi!
Na koniec ukłony w stronę Wydawnictwa Uroboros za to, że wskrzesił tę opowieść i nadał mu tak niesamowitą, graficzną postać! Zdecydowanie podkręca ona już i tak mroczny, niepokojący klimat!
Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną...
2024-03-25
Delatrix, silny lek przeciwbólowy. Nie przekraczać zalecanej dawki. W przypadku wątpliwości skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.
Uwaga: lek może powodować mdłości, wzdęcia, ból głowy i wymioty. I nawiedzenia o charakterze metafizyczno-paranormalnym.
Ostatnia klasa liceum miała być dla Camerona czasem imprez i dobrej zabawy, a okazała się... pasmem nieszczęść.
Najpierw rzuca go dziewczyna. Później ta sama dziewczyna, Allison Tandy, na skutek wypadku samochodowego zapada w śpiączkę. Cameron z kolei doznaje poważnej kontuzji, a długi czas rekonwalescencji wyklucza go z gry w koszykówkę.
Lekarz przepisuje mu silne leki przeciwbólowe i ostrzega przed ewentualnymi skutkami ubocznymi. Jednym z nich są halucynacje. I w taki właśnie sposób zaczyna objawiać mu się nie kto inny jak Allison.
Lecz czy rzeczywiście jest to tylko wytwór odurzonej lekami wyobraźni Camerona?
Allison nadal nie odzyskała przytomności, ale znalazła sposób, by skontaktować się ze swoim byłym chłopakiem i pomóc mu wyleczyć złamane ich rozstaniem serce.
"Potężna dawka Alison Tandy" to tak naprawdę potężna dawka cierpkiego humoru i złamanego rozstaniem serca.
Zabawna narracja maskuje zdecydowanie za duże nagromadzenie toksyczności na metr kwadratowy: toksyczni rodzice, toksyczni przyjaciele, toksyczna była dziewczyna. Biedny Cam. Choć i on nie jest tutaj bez wad. Największą z nich jest (moim zdaniem) brak własnego zdania. Cameron pozwala sobą kierować jak marionetką dosłownie każdemu, co jest tym gorsze, że otaczają go ludzie, którzy notorycznie to wykorzystują: "jesteś świeżo po operacji kolana i ledwo potrafisz pokonać schody? Hej, ale przecież nadal możesz chodzić na imprezy i wyrywać laski, co nie? Och, i bez problemu zastąpisz trenera siostry przed jej najbliższym meczem?". Cam robi to, co bardziej lub mniej dobitnie sugerują mu inni, przekonując go, że tak będzie dla niego najlepiej, a w rzeczywistości jest ostatnią osobą, która na tym korzysta. Po cichutku liczyłam na jakiś przełom, moment uświadomienia. Przeliczyłam się jednak, bo niczego podobnego się nie doczekałam.
Było kilka rzeczy, nielogicznych niedociągnięć, które skutecznie mnie rozpraszały i odciągały od fabuły. Jak choćby to, że kontuzja Camerona magicznie znikała, gdy było to akurat niewygodne dla fabuły (jak on obskakiwał te wszystkie imprezy na kulach pozostaje dla mnie zagadką) albo na czym właściwie polegają zdolności Allison (czego nie ogarnia ani narrator, ani sama zainteresowana).
Okej, koniec narzekania. Niezaprzeczalnym faktem jest natomiast to, że świetnie się przy tej książce bawiłam. Nie mam pojęcia, jak autor to zrobił, ale im dłużej czytałam, czułam się jak Cameron na delatriksie – totalnie odurzona. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Co niesamowicie mi się podobało!
Ciekawostka: "Potężna dawka Allison Tandy" była moim tegorocznym walentynkowym prezentem od siebie dla siebie. Nie mogłam trafić lepiej – najwyraźniej dużo łatwiej utożsamia mi się z bohaterami, którzy leczą złamane serce niż z tymi, którzy znajdują miłość.
Delatrix, silny lek przeciwbólowy. Nie przekraczać zalecanej dawki. W przypadku wątpliwości skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.
Uwaga: lek może powodować mdłości, wzdęcia, ból głowy i wymioty. I nawiedzenia o charakterze metafizyczno-paranormalnym.
Ostatnia klasa liceum miała być dla Camerona czasem imprez i dobrej zabawy, a okazała się... pasmem...
2024-03-20
Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała się, że nieznajomy okaże się przyszłym Egzekutorem, księciem, a uratowanie go wzbudzi powszechne zainteresowanie jej osobą tak silne, by mieszkańcy Ilyii wybrali ją jako swoją reprezentantkę w nadchodzącym Turnieju Czystki.
Problem w tym, że Paedyn nie ma najmniejszych szans w starciu z Elitarnymi. Jest Zwyczajną, a jeśli ktoś to odkryje, czeka ją śmierć.
By przetrwać, Paedyn będzie musiała wykorzystać swój spryt i zmierzyć się z niebezpiecznymi przeciwnikami oraz uczuciem, które niespodziewanie zaczyna łączyć ją i Kaia.
W końcu uczucia czynią człowieka jeszcze słabszym, bezsilnym.
Kiedy rozpakowałam paczkę z egzemplarzem "Bezsilnej", moją pierwszą myślą było: "proszę, proszę, bądź równie śliczna w środku". Teraz, znając już środek, mogę stwierdzić, że treść może i nie jest równie epicka, co wydanie (czy Wy w ogóle widzieliście, jak ta książka wygląda? widzieliście tę okładkę? TE BARWIONE BRZEGI?), ale ma w sobie pewien klimatyczny urok. Przypomina trochę "Igrzyska Śmierci" połączone z "Czerwoną Królową", bo gdyby Igrzyska Śmierci rozgrywały się w królestwie zamieszkiwanym przez Srebrnych i Czerwonych, sądzę, że wyglądałyby jak Turniej Czystki. Szkoda, że nie wykorzystano jego potencjału.
Lauren Roberts wpadła na ciekawy pomysł – zwykle to osoby obdarzone nadprzyrodzonymi zdolnościami są gnębione, uważane przez władze za odmieńców, których trzeba zlikwidować. Tutaj jest na odwrót. Do tego mamy jakąś tajemniczą Zarazę z przeszłości.
Fabuła jest dynamiczna i niewymagająca, raczej przewidywalna i oparta na znanych, lubianych przez czytelników schematach i właśnie to w niej angażuje. W końcu fajnie jest czytać o czymś, co się lubi.
Tutejszy slow burn, na który ostrzyłam sobie pazurki, był raczej jak sloooooow burn, jakby autorka chciała na siłę rozciągnąć w czasie relację Paedyn i Kaia. Długo tkwiła w stanie zawieszenia, na zmianę albo flirtowali, albo grozili sobie bronią, a zalotne teksty, którymi rzucał Kai, początkowo były całkiem zabawne, ale w takiej ilości ostatecznie przestały robić wrażenie. I gdyby część przestrzeni, jaką im poświęcono, poświęcono opisom zasad rządzących światem i turniejem, wyszłoby to tej historii z pewnością na plus. Bo, niestety, ma ona sporo luk.
Najbardziej jednak przeszkadzała mi warstwa językowa: powtarzające się słowa, toporna ekspozycja, nieprzekonująca argumentacja (lub zupełny jej brak) pewnych zachowań czy zjawisk. Czuć, że "Bezsilna" to debiut autorki, ale debiutom można wybaczyć pewne niedociągnięcia. I o ile konstrukcja jest konstrukcją zaproponowaną przez autorkę, tak język... Nie mam porównania z oryginałem, bo go nie czytałam, ale polski przekład trochę odbiera frajdę z czytania (naprawdę, jakoś nie chce mi się wierzyć, że autorka byłaby tak leniwa, żeby trzy razy powtarzać słowo "kuchni" w trzech kolejnych zdaniach).
Zakończenie? Hm, może trochę przesadnie pompatyczne, ale w sumie obiecujące! Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nie całkiem. Z ciekawości najpewniej sięgnę po kolejny tom.
Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała...
Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
Ktoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który grasował w okolicy i polował na młode kobiety. Sęk w tym, że został on już przed laty skazany.
Ale co, jeśli w więzieniu siedzi niewłaściwa osoba?
Tajemnica Little Kilton zatacza koło i nadszedł dla Pip czas ostatniego śledztwa.
Śledztwa, które albo ją uratuje, albo pogrzebie na dobre.
Po przeczytaniu poprzedniego tomu, "Grzecznej dziewczynki, zepsutej krwi", bardzo długo nie czułam się gotowa na finał tej serii. Czułam, że muszę przepracować to, co do tej pory się w niej zadziało (mam tutaj na myśli przede wszystkim końcówkę drugiego tomu) i wierzyłam, że będę miała okazję przepracować to razem z Pip. Ojej... Naiwna ja.
Holly Jackson proponuje tu czytelnikom ciekawe doświadczenie – wejście w umysł kogoś zmagającego się z zespołem stresu pourazowego; kogoś, to ma wrażenie, że popada w paranoję; kogoś, kto przekracza niebezpieczną granicę, na której od dawna balansował. Czytając pierwszy tom, nie podejrzewałabym Pip o coś takiego. A jednak. Holly Jackson jak nikt potrafi zwodzić i zaskakiwać, a przy tym logicznie poprowadzić fabułę.
Czy podobał mi się ostateczny kierunek, w którym poprowadziła ją tym razem? Cóż... Była niepokojąca, zmuszająca do przepuszczenia zbrodni przez filtr moralności. Jeszcze przed przeczytaniem "Grzeczna dziewczynka musi zginąć", miałam świadomość, jak bardzo mieszane recenzje otrzymała (i wciąż otrzymuje). Teraz już wiem, skąd się one wzięły, ale nie wiem, co sama myśleć o treści: czy nieprzewidywalność działa na jej korzyść? Może wręcz przeciwnie?
Na pewno muszę pochwalić autorkę za ogrom pracy, jaką (jak podejrzewam) włożyła w napisanie tej opowieści. Przemyślenie dosłownie każdego szczegółu zabójstwa, żeby później poprowadzić przez nie i nas jako czytelników, i Pip jako główną bohaterkę... Wszystko było jasne i klarowne, a jednocześnie tak bardzo niepojęte.
Mój ulubiony wątek, wątek Duetu Ravi i Pip, który urzekł mnie w pierwszym tomie, w drugim wydał mi się pominięty, w tomie trzecim rozwalił mnie na łopatki. Ale nawet on figuruje w mojej ocenie jako wątek wpisany jednocześnie w rubryki "podoba mi się" i "nie podoba mi się". Bo właściwie każdy element tej książki budzi we mnie mieszane uczucia. Jednak niewystarczająco, by zmienić moją ogólną opinię o całej serii, i którą pokochałam, i którą naprawdę szczerze polecam.
Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
więcej Pokaż mimo toKtoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który...