-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-03
2024-03-09
Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa Kanibala z Ealing, okazuje się dla nich sporym wyzwaniem i wymaga szczególnych środków. Ponieważ duch objawia się wyłącznie poprzez dźwięki, potrzebują pomocy najlepszego Słuchacza w Londynie. Potrzebują Lucy.
Czy uda im się namówić ją do powrotu?
O ile poprzednia część przygód Lockwooda i Spółki była emocjonalnym rollercoasterem, który rozdarł mi serce, tak ta część rozdarła je raz jeszcze, żeby móc je pozszywać. A potem znów rozedrzeć. I znów pozszywać. Mój Boże, tyle emocji!
Większość z nich była oczywiście konsekwencją wydarzeń z "Mrocznego Sobowtóra".
Fabuła "Poławiacza dusz" jest bardzo dynamiczna, może nawet dynamiczniejsza od poprzednich tomów (nie żebym narzekała w nich na brak akcji, rzecz jasna) i pełna przerażających duchów (choć jeszcze żaden nie przebił tego pełzającego czegoś z trzeciego tomu, już na samo wspomnienie mam ciarki).
Uwielbiam tutejszy rozwój relacji bohaterów, szczególnie zmianę nastawienia Lucy do Holly i Lockwooda do Kippsa (moich faworytów w tym tomie). A na dokładkę, nasz niepozorny George pokazał, na co go stać, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo jego przyjaciół. I jestem pod wielkim wrażeniem tej jego nieznanej jak dotąd strony. Chcę więcej!
Nad Lucy i Lockwoodem mogłabym się rozpływać i rozpisywać na ich temat w nieskończoność, ale poprzestanę na krótkim stwierdzeniu, że kocham ich razem miłością absolutną. I choć sporo musiałam z nimi wycierpieć, wiem, że to nasze wspólne cierpienie nie poszło na marne. Czegoś doświadczyli, czegoś się nauczyli i, miejmy nadzieję, wyciągną z tego czegoś właściwe wnioski. Czekam na to!
Czekam też na polską premierę piątego, finałowego tomu, do której odliczałabym dni, gdybym tylko wiedziała, kiedy ona nastąpi. Oby jak najszybciej, bo aż mnie skręca z ciekawości. Zwłaszcza po tym zakończeniu. Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tam zadziało? Tak się nie kończy książek, Agencie Stroud!
Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa...
2024-02-28
Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić do dawnej formy i do klasy maturalnej.
W innej części świata, Colin Fantino również mierzy się z konsekwencjami zupełnie innego pożaru. Zmuszony do zmiany szkoły z jednej elitarnej nowojorskiej placówki na drugą, edynburską, zostawia za sobą całe dotychczasowe życie. Nie zamierza jednak rozpoczynać nowego w Dunbridge Academy. Przeciwnie, zamierza jak najszybciej wrócić do domu.
Plany Olive i Colina komplikują się. Wystarczy jedno spotkanie, by połączyć tę dwójkę wspólnym sekretem i dziwaczną nicią porozumienia.
Czy pęknie ona, gdy zupełnie inne sekrety ujrzą światło dzienne?
To już koniec perypetii uczniów Dunbridge Academy. Finały skłaniają mnie zawsze do podsumowań całości serii, a tę serię, tę trylogię, muszę uznać za jedną z najlepszych i chyba najbardziej wartościowych młodzieżówek, jakie do tej pory przeczytałam.
Już od samego początku wiedziałam, byłam pewna, jaka drama czeka relację Olive i Colina i tylko czekałam, aż ta tykająca bomba wybuchnie. I wybuchła, ale to, co wydarzyło się po drodze... ajjj, Sarah Sprinz zdecydowanie potrafi wzbudzić w czytelniku całą gamę intensywnych emocji.
Uwielbiam jej książki za to, że przebieg fabuły może frustrować, może irytować, ale właśnie te odczucia naprowadzają nas na konkretne problemy bohaterów. W przypadku Emmy były to trudne relacje rodzinne, w przypadku Tori toksyczny związek, a w przypadku Olive traumatyczny wypadek. Nie znajdziemy tu romantyzowania przemocy ani gloryfikowania zaburzeń, z czym niestety często spotykamy się w literaturze (nie tylko) młodzieżowej.
Podoba mi się również to, że zmartwień bohaterów nie determinują tylko te dotyczące sfery sercowej. Bardzo często dotyczą one również rodziny, przyjaciół, pasji, szkoły, własnej tożsamości, a to czyni ich wyjątkowo realistycznymi, wręcz żywymi.
Fajnie było wreszcie poznać perspektywę Olive. Przyznam szczerze, że wcześniej nieszczególnie za nią przepadałam (zwłaszcza w pierwszym tomie), ale to ciekawa postać. Bardzo skryta, ale to, co skrywa, to istna kopalnia złota, naprawdę. Colin natomiast początkowo męczył mnie swoim nieznośnym zachowywaniem. Z czasem moje nastawienie do niego uległo zmianie, a wynika to z tego, o czym pisałam chwilkę wcześniej – irytacja, jaką wzbudzał, naprowadza na problem, z jakim musiał się mierzyć i pozwala go zrozumieć.
Historia Olive i Colina wydała mi się momentami ciut przegadana. Sarah Sprinz wiele uwagi poświęciła wewnętrznym monologom bohaterów i choć nie odbiega ona w tym od poprzednich dwóch tomów, to po prostu miałam wrażenie, że powtarzały się w niej pewne sformułowania. Jednak nie przeszkadza mi to o tyle, że bohaterowie rozmyślają o wielu kwestiach, przechodząc nierzadko z jednej do drugiej i wyciągają z nich wnioski. A to z kolei świetnie argumentuje ich zachowania czy kierujące nimi motywy.
Teraz strasznie mi przykro, że to już koniec. Dunbridge Academy ma w sobie coś takiego, co sprawia, że czujesz się tam jak w domu. Z przyjemnością jeszcze bym tam wróciła!
Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-24
W świecie, który stał się areną dla dwóch potężnych, zwaśnionych bóstw, osiemnastoletnia Iris Winnow zrobi wszystko, by chronić swoją rodzinę. Jej starszy brat Forest wyruszył na front, matka wpadła w alkoholizm, a sama Iris, przyjęta do redakcji "Oath Gazette", stara się o posadę felietonistki.
Awans to szansa na dostatniejsze życie i spełnienie marzeń, jednak na jej drodze stoi Roman Kitt, zdolny i dobrze prosperujący dziennikarz ubiegający się o tę samą posadę.
Ukojenie w najcięższych chwilach przynosi Iris pisanie listów. Odkąd Forest zaciągnął się do wojska, nie ma z nim kontaktu, lecz listy, które kieruje do niego siostra, pozostawione w szafie jej pokoju, tajemniczo znikają.
Iris wierzy, że odnajdują one adresata.
W rzeczywistości jednak, za sprawą osobliwej maszyny do pisania, trafiają w ręce jej rywala, Romana Kitta.
Wspólna korespondencja zbliża ich do siebie. Iris ma wrażenie, jakby odnalazła bratnią duszę. Nie ma pojęcia, kto stoi po drugiej stronie maszyny...
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką chcicę na przeczytanie konkretnego tytułu. Gdybym miała pod ręką "Divine Rivals", rzuciłabym wszystko i zaczęła czytać. Na drodze stała mi wyłącznie data polskiej premiery (tak, zmierzam do tego, że najzwyczajniej w świecie nie mogłam się doczekać). Jednak bałam się, że czekając, nakręcając się, sama podniosę książce poprzeczkę, a ta ostatecznie mnie rozczaruje. Oj, ależ się myliłam!
"Divine Rivals. Pojedynek bogów" to przepiękny zbiór większych i mniejszych elementów – motywów, scen, inspiracji – które uwielbiam (i które tylko zwiększają prawdopodobieństwo, że pokocham całość). Inspiracja mitem o Orfeuszu i Eurydyce? Przecież to mój ulubiony! Praca w redakcji i bohaterowie kochający słowo pisane? Ajjj, jak ja ich dobrze rozumiem... A jakby tego było mało, ci właśnie bohaterowie rywalizują i korespondują ze sobą.
Z motywem wymiany listów po raz ostatni spotkałam się w "Tak właśnie przegrywasz Wojnę Czasu" i choć jest to książka zupełnie innego typu, "Divine Rivals" ma w sobie wszystko to, czego tam mi zabrakło – tło i fabułę. Magiczny świat stylizowany (najprawdopodobniej) na Anglię z okresu pierwszej wojny światowej i zasady nim rządzące opisano delikatnie, subtelnie. Sprawdzają się świetnie jako tło historii Iris i Romana!
Ta również jest przepięknie napisana. Po części to powieść epistolarna i kiedy tylko dwójka głównych bohaterów bezpośrednio dochodzi do głosu (poza listami prowadzona jest narracja trzecioosobowa), możemy zachwycać się ich stylem i emocjami, które wyrażają poprzez wystukiwane na maszynie słowa.
Zabrakło mi tu trochę zapowiadanej rywalizacji między Iris a Romanem, niemniej tempo rozwoju ich relacji było bardzo naturalne. To rewelacyjny duet, ale i dwoje intrygujących, niezależnych od siebie postaci. Potrafią być samowystarczalni, potrafią w pojedynkę zaskarbić sobie sympatię czytelnika. Zdarza im się postępować pompatycznie, rzucić wzniosłą deklaracją, która może wydać się przesadnie dramatyczna, ale biorąc pod uwagę realia, w jakich się znaleźli – niebezpieczeństwo wojny, jaka otacza ich ze wszystkich stron – jest to całkowicie uzasadnione. I realistyczne.
Nie mogłam się oderwać od tej książki. Przeczytałam ją w dwa dni, zarwałam noc dla zakończenia i teraz nie mogę się pozbierać. Tym bardziej, że muszę czekać na drugi tom. Oby pojawił się w Polsce jak najszybciej (i obym wytrzymała do tego czasu)!
W świecie, który stał się areną dla dwóch potężnych, zwaśnionych bóstw, osiemnastoletnia Iris Winnow zrobi wszystko, by chronić swoją rodzinę. Jej starszy brat Forest wyruszył na front, matka wpadła w alkoholizm, a sama Iris, przyjęta do redakcji "Oath Gazette", stara się o posadę felietonistki.
Awans to szansa na dostatniejsze życie i spełnienie marzeń, jednak na jej...
2024-01-05
Mona ma czternaście lat i moc zaklinania ciasta. Za pomocą magii potrafi sprawić, że chleb pięknie wyrośnie (lub nagle sczerstwieje), zakwas stanie się żywą istotą, a piernikowe ludziki zaczną tańczyć. Nie są to jednak zdolności, które pomogłyby czarodziejom obronić miasteczko Riverbraid przed niebezpieczeństwem. A to czyha za jego granicami.
Mona cieszy się spokojnym życiem, pomagając ciotce w pracy w piekarni... Do chwili, gdy nie znajduje tam martwej dziewczyny.
Okazuje się, że w miasteczku grasuje morderca, który obrał sobie za cel pomniejszych czarodziejów. Niestety, to nie jedyny problem... Znacznie potężniejszy wróg tylko czeka na właściwy moment, by zaatakować.
Kto go powstrzyma? Bo chyba nie nastoletnia czarodziejka-piekarka... Prawda?
Nie miałam żadnych oczekiwań, sięgając po "Wypieki defensywne". Jedyne, czego chciałam, to przeczytać coś niezobowiązującego, odpocząć od cięższej fantastyki. I dokładnie coś takiego zaserwowała mi T. Kingfisher!
Chcecie poznać jej przepis na idealnie lekką książkę fantasy? Oto on:
• jedno morderstwo,
• szczypta grozy,
• i cały zastęp zaczarowanych piernikowych ludzików!
Do tego jeszcze:
• zaprawiona humorem narracja,
• klarowny system magiczny,
• prosta, przystępna forma i pomysł na fabułę tak nieskomplikowany, że aż chciałoby się powiedzieć banalny.
Jednak całość tak dobrze się ze sobą zgrała, przy czym wybrzmiewa tak oryginalnie... To prawdziwy powiew świeżości w fantastyce! Do tego pachnący przyprawą korzenną i świeżym chlebem!
Czytałam opowieść Mony z wypiekami na twarzy. Ta młodziutka bohaterka udowadnia nam, że nawet władając niewielką i nieużyteczną magią, jakim jest zaklinanie ciasta, można dokonać czegoś wielkiego. Można nawet ocalić miasto, jeśli tylko dobrze wykorzysta się własny potencjał. Podobnie postąpiła T. Kingfisher ze swoim tekstem!
Wypadł smakowicie do tego stopnia, że zamiast Kareks (czyli jeden z krajów sąsiadujących z Riverbraid) za każdym razem czytałam "krakers". We wszystkich możliwych wariantach. No dobrze, mała poprawka, tekst wypadł w większości smakowicie, bo pojawiło się też kilka scen, które ze smakiem miały niewiele wspólnego (jak choćby scena wspinania się do zamku, kto wie, ten wie).
To przemiła książka (oczywiście na tyle, na ile miła może być historia rozpoczynająca się od morderstwa), napisana w sposób lekki i bajkowy, a mimo to ciężko mi zaklasyfikować ją jako książkę dla dzieci/młodszej młodzieży. Sporo w niej jednak mrocznych elementów (no choćby to morderstwo), lecz z drugiej strony autorka zrobiła wszystko, by opisy nie były aż tak makabryczne. Zresztą, jak sama stwierdziła, "dzieci wolą mroczniejsze książki niż te, które dorośli chcą im darować" i chyba coś w tym jest. Ale, rzecz jasna, bez przesady! A jej akurat tutaj nie dostrzegam.
Po drodze do ostatniego rozdziału wyłapałam sporo niedopatrzeń, literówek i słów użytych w nieodpowiednich formach, nie wpływają one jednak na mój odbiór "Wypieków defensywnych". A ten jest przepysznie pozytywny!
Mona ma czternaście lat i moc zaklinania ciasta. Za pomocą magii potrafi sprawić, że chleb pięknie wyrośnie (lub nagle sczerstwieje), zakwas stanie się żywą istotą, a piernikowe ludziki zaczną tańczyć. Nie są to jednak zdolności, które pomogłyby czarodziejom obronić miasteczko Riverbraid przed niebezpieczeństwem. A to czyha za jego granicami.
Mona cieszy się spokojnym...
2023-11-28
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po wyjeździe do collegu, wszystko się zmienia.
Nieodłączna wcześniej siostra Cath izoluje się od niej, spędzając czas z nowymi przyjaciółmi.
Pisanie już tak nie cieszy – profesorka literatury chce, by jej uczniowie pisali własne, oryginalne historie, a Cath woli bazować na postaciach już istniejących w popkulturze.
Wyrwana ze swojej strefy komfortu i wrzucona w wir studiowania Cath musi nauczyć się nawiązywać znajomości. Gburowata współlokatorka nie ułatwia sprawy. Jej sympatyczny chłopak też nie. Ani nawet kolega z zajęć, z którym Cath pisze teksty. Dziewczyna czuje się zagubiona, przytłoczona, ale przecież nie da się żyć wyłącznie fikcją...
Po wcześniejszym przeczytaniu "Fangirl" w wersji książkowej, tak strasznie się cieszę, że mogłam sięgnąć po wersję komiksową! Pokochałam tę historię i uniwersum tak mocno, że chyba nigdy nie będzie mi ich mało.
Rainbow Rowell z pomocą Sam Maggs i Gabi Nam stworzyła powieść graficzną, która nie jest może przekładem jeden do jednego względem oryginału (pojawiają się drobne zmiany, ujęte lub dodane sceny itd.), jednak mogę śmiało powiedzieć, że jakieś dziewięćdziesiąt procent dialogów z komiksu pokrywa się z dialogami z książki.
W recenzji książkowej "Fangirl" wspomniałam o specyficznym tempie akcji. Tam mi ono nie przeszkadzało, ot, po prostu sobie było, natomiast tutaj, w czteroczęściowym komiksie, sprawdza się znakomicie! Wygląda na to, że zwroty akcji wyznaczać będą zakończenia poszczególnych części, potęgować napięcie!
Poza tym, miła dla oka kreska sprawia, że chętnie śledzi się losy Cath. Tak więc ja równie chętnie sięgnę po kolejne trzy części, gdy już się pojawią!
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po...
2023-11-28
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po wyjeździe do collegu, wszystko się zmienia.
Nieodłączna wcześniej siostra Cath izoluje się od niej, spędzając czas z nowymi przyjaciółmi.
Pisanie już tak nie cieszy – profesorka literatury chce, by jej uczniowie pisali własne, oryginalne historie, a Cath woli bazować na postaciach już istniejących w popkulturze.
Wyrwana ze swojej strefy komfortu i wrzucona w wir studiowania Cath musi nauczyć się nawiązywać znajomości. Gburowata współlokatorka nie ułatwia sprawy. Jej sympatyczny chłopak też nie. Ani nawet kolega z zajęć, z którym Cath pisze teksty. Dziewczyna czuje się zagubiona, przytłoczona, ale przecież nie da się żyć wyłącznie fikcją...
Choć "Fangirl" nie jest młodą książką, nie miałam okazji poznać jej wcześniej. A bardzo chciałam! Teraz, gdy już ją znam, mam potrzebę posłodzić trochę Rainbow Rowell.
Wybaczcie, będzie to najprawdopodobniej jedna z tych mocno subiektywnych recenzji, ale nic na to nie poradzę – bywały w "Fangirl" zdania i całe akapity, zwłaszcza te dotyczące pisarstwa i nerdowania, które poruszały czułe struny mojego pisarsko nerdowskiego serca. Szarpały coraz mocniej i mocniej, a ja zwyczajnie uwielbiam, gdy historie oddziaływają na mnie w taki sposób.
To, co definiuje Cath (fanowska natura, introwertyzm, pisanie fanfików, miłość do książek fantasy i niechęć do zmian), jest mi w większym bądź mniejszym stopniu bliskie. I doskonale znane. Dlatego też z taką łatwością się do niej przywiązałam. No i był jeszcze Levi, słodziak Levi, który regularnie kradł show.
Perypetie Cather Avery przeplatają wstawki, kanoniczne i fanowskie epigrafy, nakreślające losy jej ulubionych fikcyjnych bohaterów (i łączącej ich relacji typu "hate to love"). Jedna książka, a mieści w sobie ogromne, bogate w detale uniwersum, w którym aż miło się zatracić! Uniwersum, w którym odnalazłam swoją komfortową przestrzeń. Cała otoczka, jaką autorka zbudowała wokół Simona Snowa, przypomina mi trochę magiczną społeczność fanów Harry'ego Pottera (i wydaje mi się, że nie będę w tym osamotniona).
Tempo akcji jest miarowe, dość jednostajne. Nie zmierza ona ku określonemu, kulminacyjnemu punktowi, raczej snuje się, zbierając po drodze różne bardziej lub mniej przełomowe momenty. Dlatego też "Fangirl" nada się idealnie, jeśli tylko poszukujecie czegoś lżejszego.
To ciepła i przyjemna opowieść, powstała z miłości do pisania i o takiej właśnie miłości opowiada, przy czym uwzględnia zafascynowanych swoimi ulubionymi powieściami fanów, nerdów, wręcz oddaje im głos, co w moim odczuciu tylko dodaje jej uroku.
Słodziłabym dalej, ale na zakończenie, no, muszę to powiedzieć, mam pewien problem. Z zakończeniem właśnie. Bo nie wszystkie wątki znalazły w nim swój finał. Te ważniejsze, owszem, doprowadzono do końca, jednak ostatnia scena zawiesza fabułę w dość niezrozumiałym dla mnie momencie. Urywa ją nagle, jakby miała być jeszcze kontynuowana (a nie będzie, skoro wiemy już, że "Fangirl" to jednotomówka). Niemniej całość ma w sobie coś takiego, co nie pozwala mi jej nie lubić!
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po...
2023-11-17
W liceum zaczytywałam się w poezji Rupi Kaur, więc kiedy dowiedziałam się, że jej najnowsza książka to nie tylko wiersze, ale i coś na kształt poradnika, nie mogłam przejść obok niej obojętnie!
"Ukojenie ze słów" mówi w połowie o poezji, w połowie zaś o samorozwoju – uczy werbalizowania i przepracowywania emocji za pomocą słowa pisanego. I to właśnie czyni ten poradnik tak wyjątkowym, twórczym. Inspiruje nie tylko do pracy nad samym sobą – do zagłębienia się w nasze wnętrze i poznawania jego zakamarków – zachęca też do definiowania go za pomocą tekstów, formy własnej twórczości. We współczesnym świecie, w biegu i zapracowaniu, zbyt rzadko znajdujemy na to czas, a jak słusznie zauważa autorka, człowiek jest istotą twórczą. Tworzenie leży w naszej naturze, mimo iż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
Słowa Rupi Kaur są jak balsam, miód na nasze poranione wnętrze, którego musimy dotknąć, chcąc przejść przez zaproponowane przez nią ćwiczenia. Ale przeprowadza nas przez nie tak troskliwie, że nie wydaje się to aż tak trudne.
Żadna książka nie zastąpi terapii ani rozmowy ze specjalistą, ale "Ukojenie ze słów" to dobry wstęp do autoanalizy, kolejny krok w samorozwoju. To również niezwykłe, emocjonujące i bardzo osobiste doświadczenie, do którego mogę Was tylko szczerze zachęcić!
W liceum zaczytywałam się w poezji Rupi Kaur, więc kiedy dowiedziałam się, że jej najnowsza książka to nie tylko wiersze, ale i coś na kształt poradnika, nie mogłam przejść obok niej obojętnie!
"Ukojenie ze słów" mówi w połowie o poezji, w połowie zaś o samorozwoju – uczy werbalizowania i przepracowywania emocji za pomocą słowa pisanego. I to właśnie czyni ten poradnik tak...
2023-11-13
Caraval dobiegł końca, ale gra wciąż się toczy.
Tym razem o znacznie wyższą stawkę.
Po tym, jak Mojrowie i Mojry uwolnili się z kart, powrócili do Velandy i zagrażają jej mieszkańcom.
Czy istnieje jeszcze szansa, by ich powstrzymać?
W świecie pełnym magii i złudzeń, Scarlett i Tella nie cofną się przed niczym, by znaleźć sposób. Być może będą musiały postawić wszystko na jedną kartę, zaufać wrogom, porzucić marzenia, złamać serca...
Wygrana bowiem wymaga poświęceń.
Cieszę się, że mogłam przyznać "Finałowi" taką a nie inną ocenę (nieco zawyżoną przez wzgląd na sentyment do tego świata, jego niepowtarzalnego klimatu i zamieszkujących go postaci), bo obawiałam się, że tom ten może przesądzić o strąceniu całej serii na półkę książkowych rozczarowań...
Odetchnęłam jednak z ulgą. Po "Legendzie", która nie do końca do mnie przemówiła, w "Finale" odnalazłam się z dużo większą swobodą. No dobrze, na samym początku pojawiło się kilka wątków, które wydały mi się wepchnięte na siłę, byle tylko dodatkowo namieszać, ale im dalej, tym było lepiej. Więcej akcji, więcej intryg i więcej fabularnych zawirowań. Historia Scarlett i Telli wciąż potrafiła mnie zaskoczyć!
Stephanie Garber stworzyła magiczną serię, w niepowtarzalnym, oryginalnym stylu. Mimo to obstaję przy opinii, że to pierwszy tom był najlepszy. To on mnie oczarował. Do dwóch kolejnych wdarł się chaos, momentami nawet brak logiki, które tłumaczę sobie wprawdzie specyficzną baśniowością świata przedstawionego, ale wciąż nieco mnie uwierają...
"Finał" jako zakończenie trylogii częściowo mnie usatysfakcjonował. Bohaterowie, którym kibicowałam (czyli przede wszystkim Scarlett, Julian, Legenda), otrzymali to, o co walczyli i na co zasługiwali, a bohaterowie, do których wcześniej niespecjalnie byłam przekonana (czyli przede wszystkim Tella), obdarzyłam sympatią! Część wątków jednak rozwiązano w dość... no, naiwny sposób. Stąd też moja częściowa satysfakcja.
Po kilku latach od przeczytania czarującego, pierwszego tomu, moja przygoda ze światem Caravalu dobiega końca, przez co odczuwam swoisty żal i pustkę... Jak dobrze, że mogę jeszcze do niego wrócić w "Baśni o złamanym sercu"!
Caraval dobiegł końca, ale gra wciąż się toczy.
Tym razem o znacznie wyższą stawkę.
Po tym, jak Mojrowie i Mojry uwolnili się z kart, powrócili do Velandy i zagrażają jej mieszkańcom.
Czy istnieje jeszcze szansa, by ich powstrzymać?
W świecie pełnym magii i złudzeń, Scarlett i Tella nie cofną się przed niczym, by znaleźć sposób. Być może będą musiały postawić wszystko na...
2023-11-10
W poprzedniej edycji Caravalu, Donatella Dragna odgrywała rolę tej, którą należało odnaleźć.
Teraz to ona jest graczem.
I poszukuje.
Uratowana przez siostrę Tella bierze los w swoje ręce. Mimo iż w dzieciństwie została przeklęta nieodwzajemnioną miłością i porzucona przez matkę, teraz ma szansę, by ją odzyskać.
Wszystko ma jednak swoją cenę.
Najpierw Tella musi spłacić dług, jaki zaciągnęła wobec tajemniczego przyjaciela, który pomógł jej wpaść na trop zaginionej matki.
W jaką intrygę się wplącze, by ochronić tych, na których najbardziej jej zależy? Czy Caraval nadal jest tylko grą? A może czymś znacznie więcej?
Choć "Caraval" oczarował mnie jeszcze pierwszym, starym wydaniem i choć rok temu zrobiłam reread nowego, dopiero teraz sięgam po "Legendę". Czemu? Nie wiem, nie pytajcie. Zupełnie tego nie ogarniam. Ale winię za to brak czasu.
Tęskniłam za tym niezastąpionym, baśniowym światem, pełnym barw, intryg i sekretów. Światem, gdzie zacierają się i nakładają na siebie granice rzeczywistości oraz fikcji. Cudownie było po raz kolejny do niego wrócić i dać się wciągnąć rozgrywce, zupełnie innej od poprzedniej. Bogatszej o nowych charyzmatycznych bohaterów i całą Talię przeklętych kart. A jednak, muszę to przyznać, pierwszy tom podobał mi się dużo bardziej niż ten.
Może ze względu na wątek romantyczny (nieszczególnie przepadam za trójkątami, z którym niejako mamy tu do czynienia. Przepadam za to za Tellą i Dantem!). Może ze względu na mniejszą ilość akcji (w porównaniu z poprzednim tomem, więcej przestrzeni poświęcono tu wspomnieniom i przemyśleniom). A może ze względu na Tellę, której Stephanie Garber oddała tutaj głos?
Narracja Telli, trochę trzpiotkowatej, pyskatej i krótkowzrocznej młodszej siostry, utwierdziła mnie w przekonaniu, że dużo większą sympatią darzę Scarlett. Czy raczej darzyłam, bo decyzje (zwłaszcza TA JEDNA na samym końcu), które podjęła na przestrzeni "Legendy", będąc zaledwie poboczną postacią, trochę mnie zawiodły. A na pewno podkopały ową sympatię, o której napisałam wcześniej. Liczę, że w "Finale" jakoś się w moich oczach odkuje.
Bo oczywiście od razu po niego sięgam! Nie porzucę tej serii tak łatwo! Co prawda, w "Legendzie" zabrakło tego czegoś mojego, co znalazłam w "Caravalu". Ale, kto wie, może odnajdę to ponownie w "Finale"?
W poprzedniej edycji Caravalu, Donatella Dragna odgrywała rolę tej, którą należało odnaleźć.
Teraz to ona jest graczem.
I poszukuje.
Uratowana przez siostrę Tella bierze los w swoje ręce. Mimo iż w dzieciństwie została przeklęta nieodwzajemnioną miłością i porzucona przez matkę, teraz ma szansę, by ją odzyskać.
Wszystko ma jednak swoją cenę.
Najpierw Tella musi spłacić...
2023-10-17
Odnalezienie Glendowera, legendarnego walijskiego władcy zwanego Królem Kruków, od lat jest obsesją Ganseya. To on zapewnił chłopakowi życiowy cel i wiernych przyjaciół, Ronana, Adama, Noaha i Blue, których z czasem również pochłonęła misja poszukiwawcza.
Zdaje się, że ledwie krok dzieli ich od upragnionego celu...
Aż nagle coś zaczyna się psuć.
Mrok wlewa się do Cabeswater, mistycznego świata snów. Przesącza się również do rzeczywistości, zatruwa ją i upodabnia do najpotworniejszych koszmarów.
Poszukiwania Glendowera dobiegają końca.
Wszystkie linie zbiegają się w jedno miejsce.
Nadszedł czas ostatecznej walki, poświęcenia i ofiar.
Zasadnicze pytanie: czy "Król Kruków. The Raven King" jako zakończenie cyklu mnie usatysfakcjonowało? I tak, i nie. Tak, ponieważ bohaterowie, którym kibicowałam najbardziej, osiągnęli swoje cele; ponieważ rozwiązania niektórych wątków okazały się zaskakujące i zadowalające. Niektórych, nie wszystkich. Ale nie w tym rzecz.
Znów odniosłam wrażenie, że rozwleczono książkę na siłę: wprowadzano (lub może wepchnięto?) nowe postacie, rozbijano główną oś fabularną mniejszymi, czasem niewiele znaczącymi epizodami oraz chaotycznymi opisami, przez które czasem nie potrafiłam odnaleźć się w ciągu zdarzeń; nie do końca rozumiałam, co się dzieje.
Mój główny problem z tą serią jest taki, że mogłaby być o połowę krótsza, czytelniejsza. Bo przy zaproponowanej przez Maggie Stiefvater dynamice, to, co zdarzyło się na przestrzeni czterech dość opasłych tomów, według mnie spokojnie zmieściłoby się w dwóch.
A mimo to wszystkie cztery, mniej lub bardziej, w ogólnym rozrachunku fabularnie naprawdę mi się podobały. Już pominę to rozwlekanie (w tej recenzji nie pójdę w ślady autorki), pachnąca lasem i zgnilizną magią oraz różnorodne postacie niezaprzeczalnie czynią kruczy cykl rozpoznawalnym, legendarnym. Sądzę, że warto się przemęczyć i przeprawić przez te liczne opisy, by dokopać się do angażującej, uniwersalnej historii o magii, przyjaźni i rodzinie; o życiu, śmierci, miłości. Bo w moim sercu bez wątpienia zostanie na dłużej!
Odnalezienie Glendowera, legendarnego walijskiego władcy zwanego Królem Kruków, od lat jest obsesją Ganseya. To on zapewnił chłopakowi życiowy cel i wiernych przyjaciół, Ronana, Adama, Noaha i Blue, których z czasem również pochłonęła misja poszukiwawcza.
Zdaje się, że ledwie krok dzieli ich od upragnionego celu...
Aż nagle coś zaczyna się psuć.
Mrok wlewa się do...
2023-10-14
Dom pełen obdarzonych magicznymi mocami kobiet. Klątwa zabraniająca się zakochać. Ojciec, który nigdy nie był obecny, i matka, która niespodziewanie zniknęła.
Tak właśnie wygląda życie Blue Sargent.
Blue od dawna czuła, że różni się od rówieśników, ale odkąd poznała kruczych chłopców, Ganseya, Ronana, Adama i Noaha, czuje też, że odnalazła swoje miejsce: przyjaciół, pokrewne dusze i cel.
Trwają poszukiwania Glendowera. Tym razem Blue i jej przyjaciele wpadają na trop jaskini, gdzie można spoczywać śpiący Król Kruków. Muszą jednak zachować ostrożność i czujność, w jaskini śpi nie tylko król, ale i ktoś jeszcze, kogo pod żadnym pozorem nie można obudzić...
O ile czułam się rozczarowana poprzednim tomem, czyli "The Dream Thieves", tak po przeczytaniu "Blue Lily, Lily Blue" odnoszę wrażenie, że historia wróciła na dawne tory. Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu!
Poszukiwania Glendowera wreszcie wróciły na pierwszy plan. Choć bohaterowie wciąż krążą wokół swojego celu, tytułowego Króla Kruków, trochę jak tytułowe kruki. Pomimo wysiłków, nie mogą jeszcze do niego dotrzeć. Wrócił więc i niespokojny, magiczny klimat, i leniwa akcja (według mnie i tak nieporównywalnie bardziej dynamiczna niż w "The Dream Thieves". Subiektywnie czy też nie, fakty są takie, że "Blue Lily, Lily Blue" przeczytałam zdecydowanie szybciej).
Wrócili też Blue i Gansey! No, wprawdzie nigdy nigdzie nie zniknęli, ale dostali więcej uwagi od autorki. Uwielbiam to, jak powolutku kiełkuje pomiędzy nimi uczucie, zakazane, choć nieuniknione. I mimo iż trąci ono nadciągającą tragedią, jestem niesamowicie ciekawa finału.
Tyczy się to zarówno Blue i Ganseya, jak i pozostałych bohaterów. Nawet tych, którzy wcześniej głównie tylko mnie wkurzali, przypuszczalnie teraz już nieco dojrzali i przestali podejmować idiotyczne decyzje. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko sięgnąć po ostatnią część kruczego cyklu, po "Króla Kruków. The Raven King"!
Dom pełen obdarzonych magicznymi mocami kobiet. Klątwa zabraniająca się zakochać. Ojciec, który nigdy nie był obecny, i matka, która niespodziewanie zniknęła.
Tak właśnie wygląda życie Blue Sargent.
Blue od dawna czuła, że różni się od rówieśników, ale odkąd poznała kruczych chłopców, Ganseya, Ronana, Adama i Noaha, czuje też, że odnalazła swoje miejsce: przyjaciół,...
2023-10-10
Victoria Belhaven-Wynford i Charles Sinclair od lat są najlepszymi przyjaciółmi. Nie mają przed sobą tajemnic i mówią sobie o wszystkim, poza jednym – oboje chcieliby być dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi, jednak oboje boją się, że ucierpi na tym ich dotychczasowa relacja. Lecz ta i tak cierpi, kiedy Tori zaczyna spotykać się z Valentinem Wardem, aroganckim kapitanem drużyny rugby...
Pomiędzy Tori i Sinclaira wkrada się dystans.
Jakby tego było mało, Sinclair zbliża się do Eleanor, z którą ma wkrótce wystąpić w szkolnym przedstawieniu. I to nie byle jakim, bo w "Romeo i Julii". A Tori, jako asystentka reżysera, będzie musiała na to patrzeć.
Czy przyjaciele ściągną wreszcie maski, jakie przed sobą nakładają, i wyznają sobie prawdę o swoich uczuciach?
Kto z Was nie mógł się doczekać powrotu do naszej ulubionej szkockiej akademii? Ja już od dawna pakowałam plecak i prasowałam mundurki, bo wiedziałam, że w "Dunbridge Academy. Tylko z tobą" głos zostanie oddany mojej ulubionej bohaterce i imienniczce, Victorii Belhaven-Wynford.
Tori już w pierwszym tomie wzbudziła moją sympatię: książkara i zadeklarowana feministka, zapatrzona w horoskopy i Harry'ego Stylesa, do tego rezolutna, przyjacielska... I może właśnie dlatego, że znałam ją wcześniej, tak mocno rozczarowała mnie po kilku rozdziałach. Jakby kompletnie zatraciła swój charakter (za który przecież ją polubiłam)...
Drażniła mnie postawą względem Warda. Rozumiem, była zakochana. Rozumiem, próbowała go usprawiedliwiać (bo tak właśnie robią zakochani). Ale nie rozumiem, jak mogła ignorować sygnały ostrzegawcze, których była przecież świadoma, bo sama zwracała nam na nie uwagę. Dla mnie Ward od samiuteńkiego początku był chodzącym red flagiem, lecz ostatecznie (i całe szczęście!) zostało to wyraźnie powiedziane i nie mamy tu do czynienia z romantyzowaniem toksycznych relacji. Mamy za to Sinclaira! Chodzący green flag, tak dla kontrastu (choć nie bez wad, ale któż z nas ich nie ma?).
Tori i Sinclair to para idiotów, którzy (gdyby tylko chcieli) mogliby rozwiązać swoje sercowe problemy już na 66 stronie. Poważnie. Wiem, wtedy nie byłoby tej książki, ale fakt, że nie potrafili wykorzystać sytuacji, które los podsuwał im dosłownie na złotej tacy, był mocno frustrujący.
Frustracja to słowo klucz. Spośród wszystkich odczuć właśnie ona towarzyszyła mi podczas lektury "Dunbridge Academy. Tylko z tobą" najczęściej. Sarah Sprinz zdecydowanie potrafi wzbudzić w czytelniku całą gamę intensywnych emocji. Najciekawsze jest jednak to, że jakie by one nie były, ostatecznie wybrzmiewają pozytywnie. Jasne, Tori i Sinclair mogli doprowadzać mnie do białej gorączki swoimi decyzjami, tym co mówili lub co zachowywali dla siebie, ale jeśli to miało doprowadzić ich do takiego a nie innego finału, mogę się tylko cieszyć. Bo oboje dostali od życia lekcje i wyciągnęli z nich właściwe wnioski.
Choć jest to drugi tom serii o uczniach Dunbridge Academy, to jakby się tak uprzeć, nie musicie znać pierwszego, by odnaleźć się w fabule. Fakt, będzie ona ciut uboższa i zaspoilerujecie sobie pewne wydarzenia, ale czysto informacyjnie – da się to zrobić.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kolejny tom serii będzie opowiadał o Olive, najmniej lubianej przeze mnie bohaterki. W pierwszej chwili wahałam się, czy w ogóle będę chciała go czytać... No ale skoro tom opowiadający o moich ulubionych bohaterach nie spodobał mi się aż tak, jak tego oczekiwałam, może Olive mnie zaskoczy? Oby tylko pozytywnie. Zwłaszcza, że to zakończenie... ten cliffhanger... muszę się dowiedzieć, co się stało!
Victoria Belhaven-Wynford i Charles Sinclair od lat są najlepszymi przyjaciółmi. Nie mają przed sobą tajemnic i mówią sobie o wszystkim, poza jednym – oboje chcieliby być dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi, jednak oboje boją się, że ucierpi na tym ich dotychczasowa relacja. Lecz ta i tak cierpi, kiedy Tori zaczyna spotykać się z Valentinem Wardem, aroganckim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-21
W świecie, gdzie miasta drżą od strzelanin, a dokoła nich grasują zniekształceni ludzie i zwierzęta, Scarlett McCain właśnie obrabowała bank. I byłby to dla niej całkiem zwyczajny dzień, gdyby na pustkowiu, na którym chciała zgubić pościg, nie natrafiła na rozbity autobus. I na Alberta Browne'a. Chłopak jako jedyny ocalał z wypadku i chce dostać się do Londynu, do Wolnych Wysp.
Scarlett wie, że to miejsce to bujda, Londyn od dawna już nie istnieje, ale zgadza się eskortować Alberta do najbliższego miasta. Tam ich drogi mają się rozejść.
Ale zamiast tego splatają się na dobre.
Okazuje się, że za Albertem również wysłano pościg. Szukają go ludzie znacznie groźniejsi niż miejscowa milicja. Z jakiego powodu? Jaki mroczny sekret może ukrywać tak niepozorny fajtłapa jak Albert Browne?
Ci, którzy wiedzą, że darzę "Lockwooda i Spółkę" miłością wieczną i bezwarunkową, wiedzą też, jak bardzo nie mogłam doczekać się kolejnej serii Jonathana Strouda. Czułam, że autor tak uwielbianej przeze mnie książki, nie może mnie zawieść. I nie zawiódł!
Nieskomplikowany, ale intrygujący i niesamowicie klimatyczny świat, który rozpostarł przed nami tym razem, trochę przywodzi mi na myśl dziki zachód. Napady na bank, pościgi i wystrzały rewolwerów... no błagam, z czym innym mogłoby się to kojarzyć! A jest to tym ciekawsze, że cała akcja rozgrywa się na terytorium dawnej, zniszczonej i skażonej Wielkiej Brytanii.
Wartką akcję naszpikowano pościgami i strzelaninami, a pomiędzy nimi wpleciono błyskotliwe, zadziorne wymiany zdań między bohaterami.
Wiem, że wielu osobom przeszkadzają wątki romantyczne w fantastyce, tak więc mam dla tych osób dobrą wiadomość – tutaj wątku romantycznego nie znajdziecie. Scarlett i Albert to przede wszystkim przyjaciele (choć oczywiście nie wykluczam, że zmieni się to w dalszych częściach), ale i przegenialny duet! Mieszanka wybuchowa pełna przeciwieństw... oraz sekretów. I razem, i osobno mają sobą mnóstwo do zaoferowania, a i tak dałabym sobie rękę uciąć, że nie odkryli jeszcze przed nami wszystkich kart.
"Wyjęci spod prawa Scarlett i Browne" to rewelacyjna książka, chociaż czegoś mi w niej zabrakło. Na szczęście to jeszcze nie koniec ich przygód! Seria zdecydowanie ma potencjał i mocno trzymam kciuki, żeby rozwinęła się w kolejnych tomach!
W świecie, gdzie miasta drżą od strzelanin, a dokoła nich grasują zniekształceni ludzie i zwierzęta, Scarlett McCain właśnie obrabowała bank. I byłby to dla niej całkiem zwyczajny dzień, gdyby na pustkowiu, na którym chciała zgubić pościg, nie natrafiła na rozbity autobus. I na Alberta Browne'a. Chłopak jako jedyny ocalał z wypadku i chce dostać się do Londynu, do Wolnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-31
Spójrz w gwiazdy. Odbierz kurs. Leć!
Życie Elle Wittimer to "Starfield", klasyczny serial science-fiction, który już niedługo doczeka się nowej, filmowej wersji. Aktor mający wcielić się w jej ulubionego bohatera, Carmindora, nie zaskarbił sobie sympatii dziewczyny, nie odbiera jej to jednak radości z oczekiwania na film i dzielenia się spostrzeżeniami z innymi fanami na swoim blogu.
Na ExcelsiConie, wydarzeniu zapoczątkowanym przez Robina Wittimera, który przed śmiercią zaraził córkę miłością do "Starfield", zostaje ogłoszony konkurs na cosplay. Ubrana w stary kostium ojca Elle rusza na podbój konwentu – jeśli wygra konkurs, zdobędzie nie tylko vipowskie bilety na premierę filmu, ale też pieniądze, które pozwolą jej wyrwać się od okrutnej macochy i jej kapryśnych córek.
W tym samym czasie nowy Carmindor, Darien Freeman, mierzy się z blaskami i cieniami sławy. Pod presją oczekiwań fanów "Starfield" (do których sam również się zalicza), chce zrezygnować z udziału w zaplanowanym na ExcelsiConie panelu. Pisze wiadomość na numer organizatora, który znalazł na stronie konwentu, a ta trafia do nikogo innego, jak do jego córki. Do Elle.
Przypadek? A może wszechświat chciał, żeby nawiązali ze sobą kontakt?
Wiedziałam o istnieniu "Geekerelli" już od dawna. Wiedziałam też, że zawiera wszystkie moje ulubione motywy: retelling baśni, hate to love, popkulturowe nawiązania... Więc jak to się stało, że sięgnęłam po nią dopiero teraz? Naprawdę nie mam pojęcia!
Przeczytałam "Geekerellę" w czasie, kiedy podobnie jak Elle siedziałam (ha, nadal siedzę!) po uszy w pewnym fandomie i śledziłam (tak, NADAL śledzę!) dalsze, dość dramatyczne losy ulubionego serialu. Może dlatego z taką łatwością wkręciłam się i zaangażowałam w tę książkę? Przypomniała mi też trochę atmosferę przed premierą siódmej części "Gwiezdnych Wojen" i nowej "Diuny" z Timothée Chalametem. Reboot "Starfield" to w uniwersum Elle i Dariena tak samo wielkie i emocjonujące wydarzenie.
"Geekerella" jest przeuroczą i zabawną, inspirowaną baśnią o Kopciuszku historią, która trafia prosto w serce każdego, kto chociaż raz dał się wciągnąć fandomowi. Ponadto opowiedziano ją z perspektywy zarówno nastoletniej fanki jak i młodego gwiazdora uwielbianej produkcji, których przypadek łączy relacją opartą najpierw na korespondencji w ciemno, a potem... Przekonajcie się sami!
No tak, jest uroczo, ale i momentami dramatycznie. Miałam ochotę mocno przytulić Elle, będąc świadkiem tego, jak traktującą ją macocha i przyrodnie siostry. Dlatego uczulam na to osoby o słabszych (tak jak moje) nerwach: ciśnienie może Wam podskoczyć, czytając o tak potwornej niesprawiedliwości. Na szczęście, jak to w baśniach bywa, wszystko zmierza do, UWAGA SPOILER!, happy endu.
Takie finały lubię najbardziej! I cieszę się, że to nie wszystko, co autorka, Ashley Poston, ma nam do zaoferowania – jeśli spodobał się Wam świat "Geekerelli", rozgrywają się w nim również "Księżniczka i fangirl" oraz "Zaczytana i bestia". Ja skuszę się na nie z przyjemnością!
Spójrz w gwiazdy. Odbierz kurs. Leć!
Życie Elle Wittimer to "Starfield", klasyczny serial science-fiction, który już niedługo doczeka się nowej, filmowej wersji. Aktor mający wcielić się w jej ulubionego bohatera, Carmindora, nie zaskarbił sobie sympatii dziewczyny, nie odbiera jej to jednak radości z oczekiwania na film i dzielenia się spostrzeżeniami z innymi fanami na...
2023-08-26
W wigilię Świętego Marka, Blue Sargent udaje się wraz z ciotką na cmentarz, gdzie pojawiają się dusze osób mających umrzeć w ciągu następnego roku. Ponieważ w przeciwieństwie do reszty rodziny nie jest medium, Blue nie widzi nikogo. Z wyjątkiem jednego chłopaka.
Ciotka wyjaśnia jej, że jeśli ktoś bez daru jasnowidzenia zobaczy w tym dniu ducha, jest to duch kogoś, kogo pokocha lub zabije.
Blue nie wie, jak chłopak umrze ani kiedy. Wie tylko, że ma na imię Gansey i ma na swetrze naszywkę z krukiem – znak charakterystyczny uczniów elitarnej Aglionby Academy, z którymi Blue nie chce mieć nic wspólnego. Powinno więc być jej łatwo trzymać się z daleka od kogoś tak zadufanego i zepsutego.
Jednak nie wszyscy z Aglionby są zepsuci. Niektórzy, tak jak Gansey i jego przyjaciele Adam, Noah i Ronan, poszukują linii mocy, które mogą zaprowadzić ich do Glendowera, legendarnego Króla Kruków. Ponoć tego, kto go odnajdzie, czeka nagroda...
Losy Blue i kruczych chłopców krzyżują się. Przepowiednie i wizje, rytuały i duchy to tylko początek ich wspólnej, pełnej niebezpieczeństw podróży.
Polowałam na tę książkę jak (Gansey i spółka na Glendowera) już od dawna, a kiedy wreszcie ją dorwałam, wciągnęła mnie już od pierwszego rozdziału! I choć właśnie tego od niej oczekiwałam, jestem w szoku, że aż tak mi się spodobała! Dosłownie nie potrafiłam jej odłożyć.
Walijskie legendy i mroczna, przyprawiająca o dreszcz magia. Grupa przyjaciół, która staje się dla siebie rodziną. Przepowiednia śmierci i zakazana miłość. No błagam, niby tak jaka mieszanka miała mi się nie spodobać?
Maggie Stiefvater niespiesznie snuje swoją opowieść, nie o wszystkim mówi nam wprost. To jedna z tych opowieści, gdzie akcja rozkręca się powoli, ale nie można się przy niej nudzić. Ja nie nudziłam się ani trochę, poszukując tropu Glendowera i odkrywając kolejne sekrety Henrietty.
Uwielbiam i niesamowicie szanuję ludzi z pasją, dlatego nietrudno zgadnąć, który z kruczych chłopców otrzymał tytuł mojego ulubieńca. Zgadza się, to oczywiście ten charyzmatyczny i inteligentny Gansey, ale tak naprawdę każdy z nich (oraz Blue!) oferuje sobą coś intrygującego. Każdy oczarowuje na swój własny sposób, a wieloosobowa perspektywa pozwala nam poznać ich z różnych stron.
Jestem niesamowicie ciekawa rozwoju wątku Blue i Ganseya, wisząca nad nimi jak kat przepowiednia śmierci tylko potęguje moją ciekawość. Tym bardziej, że początki mieli dość... burzliwe. A ja mam słabość do takich wątków.
Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
W wigilię Świętego Marka, Blue Sargent udaje się wraz z ciotką na cmentarz, gdzie pojawiają się dusze osób mających umrzeć w ciągu następnego roku. Ponieważ w przeciwieństwie do reszty rodziny nie jest medium, Blue nie widzi nikogo. Z wyjątkiem jednego chłopaka.
Ciotka wyjaśnia jej, że jeśli ktoś bez daru jasnowidzenia zobaczy w tym dniu ducha, jest to duch kogoś, kogo...
2023-02-18
Rosie Graham ma niebywałego pecha.
Rzuciła pracę, by oddać się pisarstwu, ale dopadła ją blokada twórcza.
W jej mieszkaniu pękł sufit, dlatego musiała przenieść się do mieszkania najlepszej przyjaciółki, która wyjechała na miesiąc miodowy. A mieszkanie padło ofiarą włamywacza!
Ów włamywaczem okazuje się kuzyn przyjaciółki, Lucas... którego Rosie regularnie podgląda w mediach społecznościowych. Kolejny pech?
A może wręcz przeciwnie?
Podbramkowa sytuacja zmusza Rosie i Lucasa do pozostania współlokatorami. Na wieść o twórczej blokadzie, Lucas oferuje Rosie pomoc – zainspiruje ją do napisania romansu, zabierając ją na cztery eksperymentalne randki. W końcu nic tak nie inspiruje jak własne doświadczenia, prawda?
"The American Roommate Experiment" to romantyczna historia, jakiej każdy chciałby doświadczyć – przezabawna, inspirująca i gorąca jak hiszpańska plaża! Absolutnie zgadzam się z dopiskiem na okładce, Elena Armas to królowa slow burn. Z naciskiem na "slow" – układ pomiędzy Rosie a Lucasem, o którym mowa w blurbie, zawiązuje się dopiero około 150 strony. Czy mi to przeszkadzało? Ani trochę! Niesamowicie zbudowano na tej podstawie napięcie pomiędzy bohaterami! Rosie jest urocza, serdeczna i, uwaga, ani trochę irytująca a Lucas... Dios mio, co za facet! Najsłodsze, najmilsze i najrozkoszniejsze ciastko z kremem. Sorki, churros.
Dla osób, które czytały "The Spanish Love Deception" (do których sama jeszcze nie należę, ale zdążyłam zasięgnąć języka), mam ciekawą informację – jej główni bohaterowie są częścią historii Rosie i Lucasa. Uważam to za naprawdę świetny prezent od autorki dla fanów!
Wracając do "The American Roommate Experiment", zdecydowanie dołączy on do grona moich ulubionych romansów! I koniecznie muszę zajrzeć też do "The Spanish Love Deception"!
Rosie Graham ma niebywałego pecha.
Rzuciła pracę, by oddać się pisarstwu, ale dopadła ją blokada twórcza.
W jej mieszkaniu pękł sufit, dlatego musiała przenieść się do mieszkania najlepszej przyjaciółki, która wyjechała na miesiąc miodowy. A mieszkanie padło ofiarą włamywacza!
Ów włamywaczem okazuje się kuzyn przyjaciółki, Lucas... którego Rosie regularnie podgląda w...
2023-08-23
Wystarczyło, by pewien trzydziestosekundowy filmik przedostał się do sieci, a kariera Adalyn Reyes zawisła na włosku. Nagranie, na którym pozbawia głowy maskotkę drużyny, dla której pracuje, staje się viralem, a to niestety szkodzi reputacji klubu.
Żeby odzyskać dobre imię i odbudować pozycję w branży, Adalyn dostaje zadanie, by zająć się charytatywnym projektem i w ten właśnie sposób zostaje menadżerką Zielonych Wojowniczek, dziewczęcej drużyny piłkarskiej w niewielkim Green Oak w Karolinie Północnej.
Już pierwszego dnia pobytu w miasteczku dość niefortunnie wpada na swojego nowego sąsiada – Camerona Caldaniego, do niedawna znanego bramkarza, aktualnie trenera Zielonych Wojowniczek, który z jakiegoś powodu woli pozostać incognito.
Mimo wzajemnej niechęci Adalyn i Cameron będą musieli współpracować, by poprowadzić drużynę ku wygranej w najbliższym turnieju. Całe szczęście, że oboje są równie zdeterminowani i kochają rywalizację na tyle, by nie poddać się drobnej niedogodności, jaką jest brak sympatii. Ale czy na pewno brak?
Osadzony w małym, górskich miasteczku i rozwijający się powolutku zaczepny romans z humorem, zwierzakami i piłką nożną w tle – tylko tyle potrzebowałam, żeby skusić się na "The Long Game"! I, wierzcie mi, to naprawdę trafny tytuł dla tej historii. Rozgrywka pomiędzy Adalyn a Cameronem trwa, jak na slow burn przystało, długo. Jedno przystępuje do ataku, drugie odbijają piłeczkę... I tak w kółko. W pewnych momentach wydawało mi się, że nakręcają się nawzajem aż do przesady, a autorka aż do przesady to rozwleka, mimo że naprawdę lubię stopniowe budowanie napięcia.
Lubię też, gdy romans opiera się na solidnych fundamentach, a bohaterowie żyją czymś innym niż tylko miłością. Tutaj tak właśnie było. Priorytetem Adalyn początkowo jest praca – branża sportowa, w którą zaangażowani są również jej ojciec i były chłopak – toteż dużo się na jej temat dowiadujemy. Jednak z tego właśnie powodu Cameron wypadł przy niej dość blado. Zabrakło mi pewnej głębi i tła, rozbudowania jego postaci, a przecież dostał tu własną narrację. Ale, trzeba przyznać, fajny z niego facet. Aż można stracić głowę, hehe (cóż, Adalyn nie spodobałby się ten żart).
Notorycznie miałam ochotę uściskać Adalyn, powiedzieć, że jest dla siebie zbyt surowa (dobrze, że Cameron finalnie mnie w tym wyręczył). To okrutne i niesprawiedliwe, jak świat wpędza nas w poczucie winy i zmusza, by wierzyć, że musimy sobie zasłużyć na miłość czy poczucie bezpieczeństwa. Że pomimo starań jesteśmy niewystarczający... To trudny, ale i ważny temat i cieszę się, że Elena Armas się go podjęła, bo jej interpretacja podbudowuje i daje nadzieję.
W porównaniu do "The American Roommate Experiment" – innej książki autorki, którą miałam okazję przeczytać na początku roku – "The Long Game" wydało mi się trochę... grzeczniejsze, delikatniejsze. Ale traktuję to jako zaletę! Dzięki temu obie te historie mają swój własny charakter i nie miałam wrażenia, że czytam to samo, ale w innym opakowaniu.
Jesienny klimat Green Oak i leśnej chatki pomogł mi znaleźć nieco wytchnienia od letnich i męczących moje jesieniarskie serce upałów, za co jestem niesamowicie wdzięczna! Dlatego teraz, gdy koniec lata majaczy się już na horyzoncie kalendarza, zapraszam tam również Was! Jestem przekonana, że się Wam spodoba. Zwłaszcza, jeśli lubicie małomiasteczkowe romanse!
Wystarczyło, by pewien trzydziestosekundowy filmik przedostał się do sieci, a kariera Adalyn Reyes zawisła na włosku. Nagranie, na którym pozbawia głowy maskotkę drużyny, dla której pracuje, staje się viralem, a to niestety szkodzi reputacji klubu.
Żeby odzyskać dobre imię i odbudować pozycję w branży, Adalyn dostaje zadanie, by zająć się charytatywnym projektem i w ten...
2023-08-16
Dla Harta to zawsze była Ruby.
Kochał ją przez niemal całe swoje dotychczasowe życie, odkąd, będąc jeszcze dzieckiem, zobaczył, jak uwalniała biedronki ze sklepu ogrodniczego.
Dla Ruby to zawsze będzie Hart.
Snuli wspólne plany o dalekich podróżach i nie wyobrażała sobie, by mogłoby go w nich zabraknąć, jednak tragiczny wypadek zmusza ją do realizowania owych planów i spełniania marzeń bez jego udziału.
Ruby się przeciwko temu buntuje. Podobnie jak Hart, który wbrew wszystkiemu znalazł sposób, by wrócić do świata żywych.
Ale, niestety, nie do własnego ciała. Pod postacią Jamesona Romanelliego, znienawidzonego przez Ruby szkolnego łobuza, dostaje szansę, aby ponownie się do niej zbliżyć.
Czy zdąży tego dokonać, nim wspomnienia Jamesona wyprą pamięć Harta? I nim strzegące równowagi wszechświata siły zainteresują się tym, co kombinuje?
Kiedy pierwszy rozdział książki rozpoczyna się od słów "dwadzieścia pięć godzin przed końcem", trzeba spodziewać się po niej najgorszego. I tego właśnie się spodziewałam – że "Zawsze nie trwa wiecznie" przeciśnie moje serce przez praskę i wyciśnie z niego wszystkie łzy. Zwłaszcza, że już od samego początku czuć w tej historii nadciągającą katastrofę: zaniepokojenie i złe przeczucia Ruby, rzucone niby mimochodem nawiązanie do pogrzebu... To bolało. Bardzo. I choć niejednokrotnie musiałam przerywać lekturę, bo robiło mi się smutno, choć ma ona mnóstwo smutnych i refleksyjnych momentów, nie była aż tak druzgocąca, jak się spodziewałam. Nie, nie spodziewałam, raczej obawiałam.
Pomimo trudnych kwestii, jakie poruszyła autorka, pomimo straty i radzenia sobie z żałobą, nie poskąpiła nam lekkiej narracji i humoru. Równoważą one ciężar problemów, z jakimi zmagają się Ruby i Hart.
Bardzo polubiłam tę dwójkę. Koncepcja pary, która jest razem na długo przed tym, gdy zaczyna się opisywana fabuła, wydaje się czymś świeżym (zwykle najpierw śledzimy rozwój romantycznej relacji, zanim się ona zawiąże) i w moim odczuciu dość ciekawym. Wiem, że części czytelników może to utrudnić zżycie się z bohaterami, osłabić intensywność ich przeżyć, lecz nie jest to niemożliwe. Retrospekcje pozwalają nam poznać początki związku Ruby i Harta i zrozumieć ich późniejsze motywacje.
Postacie drugoplanowe mają zwyczaj pojawiać się, znikać i znów pojawiać wtedy, gdy jest to akurat wygodne dla fabularnych zmian (idealnym przykładem jest tutaj siostra Jamesona i moja imienniczka, toteż plus dla niej!), ale nie uwierało mnie to aż tak bardzo, jak zwykły mnie uwierać podobne rozwiązania. No bo w końcu jest to historia o Ruby i Harcie, to oni ją determinują.
Czyta się ją płynnie i niesamowicie szybko (oczywiście pod warunkiem, że nie robi się przerw na sięganie po chusteczki i wysmarkiwanie nosa) i popędza nas chęć odkrycia, jak się zakończy. A to zakończenie... Szczerze? Spodziewałam się, że będzie niosło zupełnie inny morał, jednak realizm magiczny dał tu o sobie znać... Co niesamowicie mnie cieszy! I sprawia, że kocham tę historię jeszcze mocniej!
Ruby i Hart zostaną w moim pogruchotanym serduszku na dłużej, a "Zawsze nie trwa wiecznie" trafia oficjalnie do grona moich ulubieńców. Chyba po prostu mam słabość do książek, które sprawiają, że cierpię.
Dla Harta to zawsze była Ruby.
Kochał ją przez niemal całe swoje dotychczasowe życie, odkąd, będąc jeszcze dzieckiem, zobaczył, jak uwalniała biedronki ze sklepu ogrodniczego.
Dla Ruby to zawsze będzie Hart.
Snuli wspólne plany o dalekich podróżach i nie wyobrażała sobie, by mogłoby go w nich zabraknąć, jednak tragiczny wypadek zmusza ją do realizowania owych planów i...
2023-07-12
Sprawa Andie Bell, którą z sukcesem rozwiązała Pippa Fitz-Amobi, stał się popularnym podcastem. Pip wyjaśniła w nim, jak doszło do zbrodni i jak wpadła na jej trop, jak zbierała dowody, poszlaki i jaki był finał całego śledztwa. Boi się jednak wracać do bycia detektywką-amatorką, zbyt wiele poświęciła i zaryzykowała poprzednim razem.
Niespodziewanie jednak znika brat najlepszego przyjaciela Pip, a policja nie spieszy się z akcją poszukiwawczą.
W takiej sytuacji Pip nie może odmówić. Zew przypuszczalnej zbrodni wzywa i prowadzi ku kolejnym niebezpiecznym sekretom...
"Grzeczna dziewczynka, zepsuta krew" to naprawdę dobra kontynuacja. Według mnie ciut słabsza od "Poradnika...", lecz wciąż angażująca, niepokojąca i mroczna, a może nawet jeszcze mroczniejsza? Seria dedykowana jest wprawdzie nastoletnim czytelnikom, ale jestem pewna, że ci ciut starsi również dadzą się porwać tajemnicom Little Kilton.
Holly Jackson zaserwowała nam kolejną zawiłą zagadkę kryminalną, od której ciężko się oderwać, a mimo to... czegoś mi zabrakło. I tym czymś jest wątek Pip i Raviego. Już w poprzednim tomie został on dość delikatnie, ale mimo wszystko przekonująco zarysowany: to, jak się poznawali, jak powoli się w sobie zakochiwali i jak uczyli się polegać na sobie nawzajem. Miałam nadzieję, że tutaj, w tomie drugim, kiedy ich relacja weszła w kolejny etap, dostaniemy ich trochę więcej. W każdym razie ja liczyłam na trochę więcej. Dopiero pod koniec książki zaczęłam czuć, że rzeczywiście są też parą zakochanych a nie tylko parą detektywów. Ale i tak ich kocham, to się nie zmieniło. Może też właśnie w tym tkwi urok ich partnerskiej relacji?
Skoro już mowa o końcu książki, był on mocniejszy, niż się spodziewałam, wzbudził we mnie mnóstwo emocji i, nie ukrywam, lekko zdołował, dlatego zapewne minie chwila, nim sięgnę po kolejny, finałowy. Ale sięgnę po niego na pewno! Wiem, że Pip nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i muszę je od niej usłyszeć.
Sprawa Andie Bell, którą z sukcesem rozwiązała Pippa Fitz-Amobi, stał się popularnym podcastem. Pip wyjaśniła w nim, jak doszło do zbrodni i jak wpadła na jej trop, jak zbierała dowody, poszlaki i jaki był finał całego śledztwa. Boi się jednak wracać do bycia detektywką-amatorką, zbyt wiele poświęciła i zaryzykowała poprzednim razem.
Niespodziewanie jednak znika brat...
Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
Ktoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który grasował w okolicy i polował na młode kobiety. Sęk w tym, że został on już przed laty skazany.
Ale co, jeśli w więzieniu siedzi niewłaściwa osoba?
Tajemnica Little Kilton zatacza koło i nadszedł dla Pip czas ostatniego śledztwa.
Śledztwa, które albo ją uratuje, albo pogrzebie na dobre.
Po przeczytaniu poprzedniego tomu, "Grzecznej dziewczynki, zepsutej krwi", bardzo długo nie czułam się gotowa na finał tej serii. Czułam, że muszę przepracować to, co do tej pory się w niej zadziało (mam tutaj na myśli przede wszystkim końcówkę drugiego tomu) i wierzyłam, że będę miała okazję przepracować to razem z Pip. Ojej... Naiwna ja.
Holly Jackson proponuje tu czytelnikom ciekawe doświadczenie – wejście w umysł kogoś zmagającego się z zespołem stresu pourazowego; kogoś, to ma wrażenie, że popada w paranoję; kogoś, kto przekracza niebezpieczną granicę, na której od dawna balansował. Czytając pierwszy tom, nie podejrzewałabym Pip o coś takiego. A jednak. Holly Jackson jak nikt potrafi zwodzić i zaskakiwać, a przy tym logicznie poprowadzić fabułę.
Czy podobał mi się ostateczny kierunek, w którym poprowadziła ją tym razem? Cóż... Była niepokojąca, zmuszająca do przepuszczenia zbrodni przez filtr moralności. Jeszcze przed przeczytaniem "Grzeczna dziewczynka musi zginąć", miałam świadomość, jak bardzo mieszane recenzje otrzymała (i wciąż otrzymuje). Teraz już wiem, skąd się one wzięły, ale nie wiem, co sama myśleć o treści: czy nieprzewidywalność działa na jej korzyść? Może wręcz przeciwnie?
Na pewno muszę pochwalić autorkę za ogrom pracy, jaką (jak podejrzewam) włożyła w napisanie tej opowieści. Przemyślenie dosłownie każdego szczegółu zabójstwa, żeby później poprowadzić przez nie i nas jako czytelników, i Pip jako główną bohaterkę... Wszystko było jasne i klarowne, a jednocześnie tak bardzo niepojęte.
Mój ulubiony wątek, wątek Duetu Ravi i Pip, który urzekł mnie w pierwszym tomie, w drugim wydał mi się pominięty, w tomie trzecim rozwalił mnie na łopatki. Ale nawet on figuruje w mojej ocenie jako wątek wpisany jednocześnie w rubryki "podoba mi się" i "nie podoba mi się". Bo właściwie każdy element tej książki budzi we mnie mieszane uczucia. Jednak niewystarczająco, by zmienić moją ogólną opinię o całej serii, i którą pokochałam, i którą naprawdę szczerze polecam.
Chcąc odnaleźć spokój po poprzednim, traumatycznym śledztwie, Pippa Fitz-Amobi wkręca się w kolejne. Porzuca je jednak, gdy coś innego przyciąga jej uwagę: niepokojące wiadomości, kredowe rysunki pod domem, głuche telefony. Ktoś prześladuje Pip.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKtoś, kto może być bardzo niebezpieczny.
Pip szybko powiązuje metody działania swojego prześladowcy z seryjnym mordercą, który...