-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
2024-05-26
2024-05-19
Czy w Weronie, mieście miłości, da się nie zakochać?
Aurora właśnie skończyła liceum i brak jej pomysłu na siebie. Jaki kierunek studiów powinna wybrać i czy wybór ten aby ma pewno będzie właściwy? W którą stronę powinna pójść? Ostatecznie postanawia zawierzyć swój los przypadkowi i kupuje bilet lotniczy na pierwszy lepszy kurs.
Tak właśnie trafia do Werony, włoskiego miasta znanego z "Romea i Julii".
Tam los podsuwa Aurorze możliwość pracy w niewielkiej księgarni, gdzie poznaje Williama.
William podróżuje, nieustannie poszukując swojego miejsca w świecie. Nigdzie nie zostaje na dłużej, ale w Weronie znajduje coś, co być może skłoni go do zmiany zdania. Kogoś, dla kogo mógłby porzucić podróżniczy tryb życia.
Wspólne podróże po okolicy zbliżą Aurorę i Williama. Odkryją przed sobą serca. Ale czy nie narazi ich to na złamanie?
Co powiecie na małą literacką wycieczkę do słonecznej Werony? Ta lekka i przyjemna młodzieżówka może Was tam zabrać! A przy okazji oprowadzi po starych księgarniach i włoskich zabytkach.
"Aurora" jako książka to debiut ze spokojną fabułą, przyjemnym klimatem i potencjałem bycia comfort book. Z kolei Aurora jako postać emanuje tak przyjemną energią, że wystarczyło kilka pierwszych rozdziałów i już ją polubiłam. To romantyczka, ciut naiwna i łatwowierna co prawda, ale bardzo chętna do działania i niesienia pomocy. No a poza tym, uwielbia czytać! Jest jedną z nas, książkary! Możemy jej tylko pozazdrościć zaczepienia się na etacie w starej, włoskiej księgarni. I znalezienia takiego słodziaka, jak William. On z kolei jest postacią, jakiej Aurora potrzebowała spotkać na swojej drodze, by otworzyć się na świat i na samą siebie.
Liczne odniesienia do popkultury sprawiają, że tło fabuły wydaje się bardziej współczesne: Taylor Swift, Bridgertonowie, Daisy Jones & The Six (duży plus ode mnie za uwzględnienie "Zaplątanych". Uwielbiam "Zaplątanych"!). Troszkę konfundowała mnie ekspozycja – za dużo przypadkowych informacji o bohaterach rzuconych ot tak, po prostu, podczas gdy nie znamy tych podstawowych, jak choćby ich nazwisk.
Pierwsza połowa książki wywarła na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie. Praca Aurory, wycieczki z Willem... choć niewiele się działo, przyjemnie się o tym czytało. Z kolei w drugiej może i dynamiczniejszej połowie zachowanie Aurory stało się dość... niewytłumaczalne. Owszem, wciąż ją lubię, ale w tej drugiej połowie po prostu nie potrafiłam jej zrozumieć. Wypadałoby podać tu jakiś przykład, więc MINI SPOILER mogę tłumaczyć nastawienie Aurory do Carlosa jej wyrozumiałością i naiwnością, ale niestety wygląda to tak, jakby próbowała go ze wszystkiego tłumaczyć, bo ma ładną buźkę. Nic innego ich tak naprawdę nie łączy KONIEC SPOILERU.
Na koniec powtórzę to, co napisałam na początku. "Aurora" to książka, która broni się przede wszystkim przyjemnym, księgarsko-wakacyjnym klimatem i z którą miło można spędzić nie tylko wakacyjny czas.
PS Dawno nic mnie nie wyprowadziło z równowagi tak, jak sen Aurory. Przeczytacie, zrozumiecie.
Czy w Weronie, mieście miłości, da się nie zakochać?
Aurora właśnie skończyła liceum i brak jej pomysłu na siebie. Jaki kierunek studiów powinna wybrać i czy wybór ten aby ma pewno będzie właściwy? W którą stronę powinna pójść? Ostatecznie postanawia zawierzyć swój los przypadkowi i kupuje bilet lotniczy na pierwszy lepszy kurs.
Tak właśnie trafia do Werony, włoskiego...
2024-04-15
Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne książki. Oraz ludzie, którzy nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.
"Oto "Księga drzwi". Gdy trzymasz ją w ręku, każde drzwi są wszystkimi drzwiami" – kiedy to przeczytałam, moją pierwszą myślą było: "Prawie jak w "Locke & Key"!". Tylko zamiast magicznych kluczy, które mogą na przykład zaprowadzić do dowolnego miejsca na świecie, są tu magiczne książki. Co dla mnie, książkary, jest nawet lepsze! Mocniej angażujące!
W "Księdze drzwi" odnajdziemy sporo refleksji tak bliskim sercu każdego, zagorzałego czytelnika czy miłośnika księgarń. Jednak pomimo świeżego pomysłu, mrocznego klimatu i książkarskiej otoczki, technicznie wypada dość przeciętnie. Czuć, że jest debiutem. Autor ma tendencję do opisywania tła wszystkich bohaterów w najdrobniejszych szczegółach (nawet gdy lepiej zadziałałaby w ich przypadku aura tajemniczości), a sami bohaterowie – tendencję do mówienia do siebie. W akapitach, gdy zostają pozostawieni sami sobie i swoim wewnętrznym monologom, wypowiadają na głos myśli, które spokojnie mogłyby pozostać myślami. To drobiazg, ale taki, który uwierał mnie jak kamyk w bucie. Sprawiał wrażenie czegoś nienaturalnego, sztucznego.
Ale tym, czym konsekwentnie broni się ta książka, jest ciekawy pomysł, objawiający się szczególnie w motywie podróży w czasie. Sposób, w jaki wszystko zazębia... Nieoczywisty, spójny, rewelacyjny! A przede wszystkim kompletnie niespodziewany. Kontrast pomiędzy spokojem zacisznych bibliotek a brutalnym światem zewnętrznym, który stał się areną dla łowców książek, rozpisano równie ciekawie, buduje cały klimat.
Może i nie odnalazłam tutaj powiązań z "Niewidzialnym życiem Addie LaRue", jakie obiecywały mi zapowiedzi, niemniej bawiłam się z "Księgą drzwi" naprawdę dobrze! I nawet bez "Księgi pamięci" raczej nieprędko o niej zapomnę.
Cassie ma trzydzieści lat i przyjemną pracę w nowojorskiej księgarni. Jej życie toczy się spokojnie do momentu, aż jeden z zaprzyjaźnionych klientów pozostawia Cassie pewną wyjątkową książkę. Okazuje się, że dzięki niej można dosłownie przenieść się w dowolne miejsce na świecie.
Wkrótce jednak Cassie pozna ciemne strony tej niesamowitej magii. Istnieją bowiem inne magiczne...
2024-04-10
"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła po przeciwnych stronach konfliktu.
Akiva wrócił do swojego rodzeństwa, do oddziału serafinów. Karou natomiast zastąpiła Brimstone'a i jako rezurekcjonistka tworzy nowe ciała dla poległych chimer.
Napięcie po obu stronach rośnie, a ich rządni krwi przywódcy mają pewne bardzo sprecyzowane plany...
"Dni krwi i świata gwiazd" pociągnęły ten segment z poprzedniego tomu, który nieszczególnie mnie zaangażował. Dużo bardziej czułam klimat artystycznej Pragi, mrok tajemniczego świata Gdzie Indziej. Tutaj, gdy znany jest już nie jako Gdzie Indziej, lecz jako Erec, pomimo swojej egzotyczności już mnie tak nie fascynował.
Nie da się zaprzeczyć, że Laini Taylor wpadła na niesamowicie oryginalny pomysł i starała się go możliwie jak najbarwniej opisać. Co zasadniczo jej wychodzi. Jednak mając w pamięci tom pierwszy, "Córkę dymu i kości", czułam się trochę przytłoczona ogromem nowych informacji o Erec, o zamieszkujących go rasach i panujących w nim zwyczajach. Ponadto akcja skupia się na wyjątkowo krwawym konflikcie, a gdy zsumujemy jedno z drugim, wychodzi bardzo ponury obraz (który doprawiają zamęczająca samą siebie Karou i cierpiącym romantyczne katusze Akiva). Akcja też jakoś niespecjalnie szybko posuwa się do przodu, przyspieszając dopiero na samym końcu. Dlatego tak bardzo dziękuję autorce za istnienie Zuzany (i towarzyszącego jej Mika). To mocno specyficzna postać, ale wprowadzająca trochę humoru, trochę światła. Za to ją szanuję, a w dowód wdzięczności – mianuję swoją ulubienicą.
Tłumaczę sobie, że "Dni krwi i świata gwiazd" dopadła klątwa drugiego tomu i liczę, że kolejny, już ostatni, wynagrodzi mi męczarnie jakich wraz z bohaterami doświadczyłam tutaj. Bo naprawdę, ta seria ma taki potencjał, że aż mi przykro, że "Dni krwi i świata gwiazd" mi się nie spodobały... Nie jest to może książka zła, ale tak jak już wspomniałam męcząca.
"Dawno, dawno temu Anioł i Diabeł trzymali wspólnie kość życzeń.
Gdy ją przełamali, świat pękł na pół."
Karou odzyskała wspomnienia z jej poprzedniego wcielenia i poznała prawdę o losach jej przybranej rodziny. Pomimo bólu zdrady ukochanego Akivy, przetrwała i teraz pomaga Białemu Wilkowi odbudować jego armię, by wziąć odwet.
Los ponownie stawia zakochanych Anioła i Diabła...
2024-03-27
Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną i niedługo potem umierają. Wkrótce słabość dopada również Laurę...
Lubię czasem sięgnąć po klasyki literatury, zwłaszcza po powieści gotyckie, potrafiące oczarować i przyprawić o dreszcz. I jeśli szukacie czegoś takiego, co dodatkowo można przeczytać w jeden wieczór, "Carmilla" będzie świetną propozycją!
Powieść Sheridana Le Fanu to powieść bardzo odważna i nowatorska jak na czas jej powstania, wyróżniająca się na tle gatunku motywem romantycznej miłości między dwiema kobietami. Fabularnie raczej nie zaskoczy współczesnego czytelnika, ale mogę sobie wyobrazić, jak pierwotnie była odbierana. Na pewno warta jest uwagi!
Na koniec ukłony w stronę Wydawnictwa Uroboros za to, że wskrzesił tę opowieść i nadał mu tak niesamowitą, graficzną postać! Zdecydowanie podkręca ona już i tak mroczny, niepokojący klimat!
Na odludziu, w wielkim zamczysku w Styrii młodziutka Laura wiedzie samotne życie w towarzystwie ojca. Pewnej księżycowej nocy w pobliżu zamku przejeżdża powóz tajemniczej hrabiny wiozącej córkę, piękną Carmillę.
Od razu staje się niezwykle bliska Laurze, lecz im bliżej ją poznaje, tym osobliwsza się jej wydaje.
W okolicy panuje starszliwa choroba. Młode kobiety nagle słabną...
2024-03-20
Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała się, że nieznajomy okaże się przyszłym Egzekutorem, księciem, a uratowanie go wzbudzi powszechne zainteresowanie jej osobą tak silne, by mieszkańcy Ilyii wybrali ją jako swoją reprezentantkę w nadchodzącym Turnieju Czystki.
Problem w tym, że Paedyn nie ma najmniejszych szans w starciu z Elitarnymi. Jest Zwyczajną, a jeśli ktoś to odkryje, czeka ją śmierć.
By przetrwać, Paedyn będzie musiała wykorzystać swój spryt i zmierzyć się z niebezpiecznymi przeciwnikami oraz uczuciem, które niespodziewanie zaczyna łączyć ją i Kaia.
W końcu uczucia czynią człowieka jeszcze słabszym, bezsilnym.
Kiedy rozpakowałam paczkę z egzemplarzem "Bezsilnej", moją pierwszą myślą było: "proszę, proszę, bądź równie śliczna w środku". Teraz, znając już środek, mogę stwierdzić, że treść może i nie jest równie epicka, co wydanie (czy Wy w ogóle widzieliście, jak ta książka wygląda? widzieliście tę okładkę? TE BARWIONE BRZEGI?), ale ma w sobie pewien klimatyczny urok. Przypomina trochę "Igrzyska Śmierci" połączone z "Czerwoną Królową", bo gdyby Igrzyska Śmierci rozgrywały się w królestwie zamieszkiwanym przez Srebrnych i Czerwonych, sądzę, że wyglądałyby jak Turniej Czystki. Szkoda, że nie wykorzystano jego potencjału.
Lauren Roberts wpadła na ciekawy pomysł – zwykle to osoby obdarzone nadprzyrodzonymi zdolnościami są gnębione, uważane przez władze za odmieńców, których trzeba zlikwidować. Tutaj jest na odwrót. Do tego mamy jakąś tajemniczą Zarazę z przeszłości.
Fabuła jest dynamiczna i niewymagająca, raczej przewidywalna i oparta na znanych, lubianych przez czytelników schematach i właśnie to w niej angażuje. W końcu fajnie jest czytać o czymś, co się lubi.
Tutejszy slow burn, na który ostrzyłam sobie pazurki, był raczej jak sloooooow burn, jakby autorka chciała na siłę rozciągnąć w czasie relację Paedyn i Kaia. Długo tkwiła w stanie zawieszenia, na zmianę albo flirtowali, albo grozili sobie bronią, a zalotne teksty, którymi rzucał Kai, początkowo były całkiem zabawne, ale w takiej ilości ostatecznie przestały robić wrażenie. I gdyby część przestrzeni, jaką im poświęcono, poświęcono opisom zasad rządzących światem i turniejem, wyszłoby to tej historii z pewnością na plus. Bo, niestety, ma ona sporo luk.
Najbardziej jednak przeszkadzała mi warstwa językowa: powtarzające się słowa, toporna ekspozycja, nieprzekonująca argumentacja (lub zupełny jej brak) pewnych zachowań czy zjawisk. Czuć, że "Bezsilna" to debiut autorki, ale debiutom można wybaczyć pewne niedociągnięcia. I o ile konstrukcja jest konstrukcją zaproponowaną przez autorkę, tak język... Nie mam porównania z oryginałem, bo go nie czytałam, ale polski przekład trochę odbiera frajdę z czytania (naprawdę, jakoś nie chce mi się wierzyć, że autorka byłaby tak leniwa, żeby trzy razy powtarzać słowo "kuchni" w trzech kolejnych zdaniach).
Zakończenie? Hm, może trochę przesadnie pompatyczne, ale w sumie obiecujące! Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nie całkiem. Z ciekawości najpewniej sięgnę po kolejny tom.
Królestwem Ilyii rządzą obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami Elitarni.
Nie ma tu miejsca dla Zwyczajnych.
Czeka ich wygnanie lub śmierć z ręki Egzekutora. Do tej roli od dziecka przygotowywał się Kai Azer. Podczas jednej z misji w terenie wpada w tarapaty, z których ratuje go Paedyn, bezdomna dziewczyna z ubogiej dzielnicy zwanej Zaułkiem Łupieżców.
Dziewczyna nie spodziewała...
2024-03-15
W szkockim zamku Hawthornden Hazel Sinnett leczy mieszkańców Edynburga i swoje złamane serce. Jack Currer, miłość jej życia, przepadł bez wieści. Nie wie, czy dzięki miksturze nieśmiertelności doktora Beechama przeżył szafot. Całe szczęście może poświęcić się praktyce lekarskiej i zająć czymś myśli.
Pomagając jednej z pacjentek, Hazel trafia do aresztu, jednak już wkrótce dostanie szansę, by się zrehabilitować – księżniczka Charlotte, uwielbiana przez Anglików następczyni tronu, zapada na dziwną przypadłość, której żaden z lekarzy nie jest w stanie zdiagnozować. Do ojca Charlotte, króla regenta, dochodzą słuchy o młodej Szkotce, leczącej ludzi z najróżniejszych chorób. W akcie desperacji posyła więc po Hazel, choć nie do końca wierzy w jej umiejętności. Dziewczyna musi udowodnić swoją wartość – jeśli nie wyleczy księżniczki, wróci do więzienia.
Zaproszona na dwór i podejmująca się wielkiego wyzwania Hazel zwraca uwagę tajnego stowarzyszenia, Kompanów Śmierci, zrzeszających światłe umysły i artystyczne dusze dziewiętnastowiecznej Europy. Chętnie widzieliby Hazel w swoich kręgach.
Te skrywają jednak mnóstwo sekretów...
Nawet nie wiecie, jak bardzo czekałam na tę książkę! Tym bardziej, że zdążyłam już najeść się strachu, że po rozwiązaniu Wydawnictwa Słownego nie doczeka się ona polskiego przekładu. Całe szczęście ekipa Younga przejęła serię Dany Schwartz!
Cieszę się, że przeczytałam "Nieśmiertelność. Love Story" w marcu, miesiącu kobiet; doceniam feministyczny nurt, jaki podjęła autorka. Świetnie zobrazowała problematykę epoki, szczególnie z perspektywy zdominowanych przez mężczyzn kobiet, walczących o swoje miejsce w społeczeństwie i sprzeciwiające się ówczesnym standardom, by spełniać marzenia i żyć po swojemu. To przy okazji bardzo ciekawa wariacja na temat historii dziewiętnastowiecznej Europy.
Cenię sobie bohaterki odznaczające się sprytem, inteligencją i spostrzegawczością. Taka właśnie jest Hazel Sinnett i takim właśnie bohaterkom aż chce się kibicować! Fajnie było raz jeszcze ją spotkać i poznać ciąg dalszy jej historii, zaczęłam się jednak zastanawiać, czy w ogóle był on potrzebny. No dobrze, może trochę przesadzam, jednak poprzedni tom, "Anatomia. Love Story", pozostawił nas z otwartym zakończeniem, które mogliśmy sami sobie dopowiedzieć i chyba takie rozwiązanie bardziej mi odpowiadało.
Wprawdzie pojawiło się tu kilka nowych, intrygujących i angażujących tropów: stowarzyszenie Kompanów Śmierci, postacie historyczne i dworskie intrygi, jednak "Nieśmiertelność" odbiega nieco swoim klimatem od klimatu, który tak urzekł mnie w "Anatomii". Akcja dopiero w ostatnich 150 stronach nabiera tempa (jednak z tego co pamiętam, pierwszy tom miał podobną konstrukcję), a ponieważ Hazel obraca się w zupełnie innych kręgach, zamiast cmentarza i rozkopywania grobów, mamy salony i dyskusje na temat nauki i sztuki i choć zwykle lubię o nich czytać, to w ogólnym rozrachunku "Anatomia" i jej mroczna, cmentarna atmosfera podobała mi się bardziej. Fakt, pozostawiła po sobie pewien niedosyt, ale "Nieśmiertelność" również. Były zwroty akcji, jednak poprowadziły one fabułę w takimi kierunku, że minęła się ona trochę z moimi oczekiwaniami.
W szkockim zamku Hawthornden Hazel Sinnett leczy mieszkańców Edynburga i swoje złamane serce. Jack Currer, miłość jej życia, przepadł bez wieści. Nie wie, czy dzięki miksturze nieśmiertelności doktora Beechama przeżył szafot. Całe szczęście może poświęcić się praktyce lekarskiej i zająć czymś myśli.
Pomagając jednej z pacjentek, Hazel trafia do aresztu, jednak już wkrótce...
2024-03-09
Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa Kanibala z Ealing, okazuje się dla nich sporym wyzwaniem i wymaga szczególnych środków. Ponieważ duch objawia się wyłącznie poprzez dźwięki, potrzebują pomocy najlepszego Słuchacza w Londynie. Potrzebują Lucy.
Czy uda im się namówić ją do powrotu?
O ile poprzednia część przygód Lockwooda i Spółki była emocjonalnym rollercoasterem, który rozdarł mi serce, tak ta część rozdarła je raz jeszcze, żeby móc je pozszywać. A potem znów rozedrzeć. I znów pozszywać. Mój Boże, tyle emocji!
Większość z nich była oczywiście konsekwencją wydarzeń z "Mrocznego Sobowtóra".
Fabuła "Poławiacza dusz" jest bardzo dynamiczna, może nawet dynamiczniejsza od poprzednich tomów (nie żebym narzekała w nich na brak akcji, rzecz jasna) i pełna przerażających duchów (choć jeszcze żaden nie przebił tego pełzającego czegoś z trzeciego tomu, już na samo wspomnienie mam ciarki).
Uwielbiam tutejszy rozwój relacji bohaterów, szczególnie zmianę nastawienia Lucy do Holly i Lockwooda do Kippsa (moich faworytów w tym tomie). A na dokładkę, nasz niepozorny George pokazał, na co go stać, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo jego przyjaciół. I jestem pod wielkim wrażeniem tej jego nieznanej jak dotąd strony. Chcę więcej!
Nad Lucy i Lockwoodem mogłabym się rozpływać i rozpisywać na ich temat w nieskończoność, ale poprzestanę na krótkim stwierdzeniu, że kocham ich razem miłością absolutną. I choć sporo musiałam z nimi wycierpieć, wiem, że to nasze wspólne cierpienie nie poszło na marne. Czegoś doświadczyli, czegoś się nauczyli i, miejmy nadzieję, wyciągną z tego czegoś właściwe wnioski. Czekam na to!
Czekam też na polską premierę piątego, finałowego tomu, do której odliczałabym dni, gdybym tylko wiedziała, kiedy ona nastąpi. Oby jak najszybciej, bo aż mnie skręca z ciekawości. Zwłaszcza po tym zakończeniu. Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tam zadziało? Tak się nie kończy książek, Agencie Stroud!
Nawiedzona wioska?
Powracający z zaświatów kanibal?
Dzwońcie po Lockwooda i Spółkę!
Problem w tym, że spółka nie jest już kompletna. Trzy miesiące temu Lucy Carlyle opuściła agencję mieszcząca się przy Portland Row 35. Działa teraz jako wolny strzelec, współpracując z innymi agencjami.
Lockwood, George i Holly radzą sobie całkiem nieźle, jednak najnowsza sprawa, sprawa...
2024-02-28
Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić do dawnej formy i do klasy maturalnej.
W innej części świata, Colin Fantino również mierzy się z konsekwencjami zupełnie innego pożaru. Zmuszony do zmiany szkoły z jednej elitarnej nowojorskiej placówki na drugą, edynburską, zostawia za sobą całe dotychczasowe życie. Nie zamierza jednak rozpoczynać nowego w Dunbridge Academy. Przeciwnie, zamierza jak najszybciej wrócić do domu.
Plany Olive i Colina komplikują się. Wystarczy jedno spotkanie, by połączyć tę dwójkę wspólnym sekretem i dziwaczną nicią porozumienia.
Czy pęknie ona, gdy zupełnie inne sekrety ujrzą światło dzienne?
To już koniec perypetii uczniów Dunbridge Academy. Finały skłaniają mnie zawsze do podsumowań całości serii, a tę serię, tę trylogię, muszę uznać za jedną z najlepszych i chyba najbardziej wartościowych młodzieżówek, jakie do tej pory przeczytałam.
Już od samego początku wiedziałam, byłam pewna, jaka drama czeka relację Olive i Colina i tylko czekałam, aż ta tykająca bomba wybuchnie. I wybuchła, ale to, co wydarzyło się po drodze... ajjj, Sarah Sprinz zdecydowanie potrafi wzbudzić w czytelniku całą gamę intensywnych emocji.
Uwielbiam jej książki za to, że przebieg fabuły może frustrować, może irytować, ale właśnie te odczucia naprowadzają nas na konkretne problemy bohaterów. W przypadku Emmy były to trudne relacje rodzinne, w przypadku Tori toksyczny związek, a w przypadku Olive traumatyczny wypadek. Nie znajdziemy tu romantyzowania przemocy ani gloryfikowania zaburzeń, z czym niestety często spotykamy się w literaturze (nie tylko) młodzieżowej.
Podoba mi się również to, że zmartwień bohaterów nie determinują tylko te dotyczące sfery sercowej. Bardzo często dotyczą one również rodziny, przyjaciół, pasji, szkoły, własnej tożsamości, a to czyni ich wyjątkowo realistycznymi, wręcz żywymi.
Fajnie było wreszcie poznać perspektywę Olive. Przyznam szczerze, że wcześniej nieszczególnie za nią przepadałam (zwłaszcza w pierwszym tomie), ale to ciekawa postać. Bardzo skryta, ale to, co skrywa, to istna kopalnia złota, naprawdę. Colin natomiast początkowo męczył mnie swoim nieznośnym zachowywaniem. Z czasem moje nastawienie do niego uległo zmianie, a wynika to z tego, o czym pisałam chwilkę wcześniej – irytacja, jaką wzbudzał, naprowadza na problem, z jakim musiał się mierzyć i pozwala go zrozumieć.
Historia Olive i Colina wydała mi się momentami ciut przegadana. Sarah Sprinz wiele uwagi poświęciła wewnętrznym monologom bohaterów i choć nie odbiega ona w tym od poprzednich dwóch tomów, to po prostu miałam wrażenie, że powtarzały się w niej pewne sformułowania. Jednak nie przeszkadza mi to o tyle, że bohaterowie rozmyślają o wielu kwestiach, przechodząc nierzadko z jednej do drugiej i wyciągają z nich wnioski. A to z kolei świetnie argumentuje ich zachowania czy kierujące nimi motywy.
Teraz strasznie mi przykro, że to już koniec. Dunbridge Academy ma w sobie coś takiego, co sprawia, że czujesz się tam jak w domu. Z przyjemnością jeszcze bym tam wróciła!
Wystarczył jeden wieczór, by życie Olive Henderson legło w gruzach. Cudem ocalała z płonącego internatu, jednak poparzenia i długa rekonwalescencja pozbawiły ją tego, co kochała najbardziej – pływania i przyjaciół. Zdruzgotana Olive musi powtórzyć jedenastą klasę. Czuje, jakby grunt osuwał jej się spod nóg, ale nie zamierza pozwolić sobie na płacz. Zrobi wszystko, by wrócić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-22
Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia ją wszystko: od ogniście czerwonych loków po niecodzienne stylizacje. Los sprawia, że w szkolnym autobusie siada obok Parka.
Park też się wyróżnia. Jest cichy, zdystansowany i skupiony na muzyce oraz komiksach.
Pewnego dnia Park zauważa, że Eleonora z zaciekawieniem zerka na to, co czyta. Najpierw w milczeniu, później też rozmawiając, zaczynają wspólnie poznawać komiksowe światy. Oraz siebie nawzajem.
Wraz z upływem czasu stają się sobie coraz bliżsi i choć są tylko dwójką outsiderów, obserwowanych przez wścibskich rówieśników gotowych w każdej chwili uprzykrzyć im życie, postanawiają zaryzykować i pozwolić sobie na miłość.
Nawet jeśli miałaby ona długo nie potrwać...
Przyznam szczerze, że gdy przewróciłam ostatnią stronę tej książki, nie wiedziałam, co o niej myśleć.
W porównaniu do "Fangirl" od tej samej autorki – "Fangirl", która polubiłam przede wszystkim dzięki motywom pisania i nerdowania – w "Eleonorze i Parku" zabrakło mi właśnie czegoś takiego mojego. Czegoś, co sprawiłoby, że przywiąże się do tych bohaterów i ich historii. Okej, jest muzyka i są komiksy, ale nie czuję ich tu tak intensywnie jak czułam choćby pisanie.
Ponadto, tutaj dobitniej odczułam, że fabuła zmierza jakby donikąd. Nie licząc końcówki, gdzie wreszcie wyklarowała się jakaś akcja.
Rainbow Rowell nafaszerowała te historię toksycznymi wzorcami i okrutnymi sytuacjami. I o ile zasygnalizowała wyraźnie, że przemoc w rodzinie czy przemoc rówieśnicza są złe, tak relacja Eleonory i Parka (która według mnie jest relacją toksyczną) była romantyzowana. Nie mówiąc już o tym, że jej przebieg był strasznie gwałtowny, nienaturalny – jednego dnia nie potrafią ze sobą rozmawiać, w myślach oceniają się nawzajem i krytykują, a drugiego CYK! i Park decyduje się pożyczać Eleonorze komiksy.
Strasznie szkoda mi Eleonory. Przeszła przez prawdziwe piekło, musiała zmierzyć się z mnóstwem przykrości i trudów życia zbyt ciężkich, by kłaść je na barki nastolatki. Jednak nie jestem pewna, czy usprawiedliwia to fakt, że wszystkie swoje kompleksy i frustracje przekładała na związek z Parkiem. Na pewno tłumaczy, ale czy usprawiedliwia? Eleonora jest też niestety postacią z problemami, z którymi sobie nie radzi, ale co ważniejsze, z którymi nie chce sobie radzić; z problemami, których chyba nawet nie jest świadoma. Nie szuka rozwiązań, nie szuka pomocy. I powołam się tutaj na końcowy segment jej historii, czyli ostatnich kilka rozdziałów, gdzie cała sytuacja wydała jej się tak beznadziejna i spisana na straty, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem wydało jej się UWAGA, SPOILER całkowite zerwanie kontaktu z Parkiem KONIEC SPOILERU.
"Eleonora i Park" to mocna książka, wyróżniająca się na tle własnego gatunku. Dlatego też przeczuwam, że zostanie mi w głowie na dłużej. Niemniej coś mi w niej nie grało i nie do końca jestem w stanie określić, co dokładnie... Może po prostu wyminęła się z moimi oczekiwaniami. I gustem.
Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia ją wszystko: od ogniście czerwonych loków po niecodzienne stylizacje. Los sprawia, że w szkolnym autobusie siada obok Parka.
Park też się wyróżnia. Jest cichy, zdystansowany i skupiony na muzyce oraz komiksach.
Pewnego dnia Park zauważa, że Eleonora z zaciekawieniem zerka na to, co czyta. Najpierw w milczeniu, później też rozmawiając,...
2024-02-20
Państwo Bennetowie nie mają dużego majątku. Mają za to pięć córek i nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać dziewczęta za mąż. Niestety, na prowincji, na której mieszają, niełatwo o odpowiedniego kandydata. A co dopiero pięciu!
Jednak wprowadzanie się do pobliskiej posiadłości młodego i przystojnego kawalera, Charlesa Bingleya, na nowo rozpala nadzieje pani Bennet. Okazja, by zapoznać go z najstarszą córką nadarza się na balu, na którym pan Bingley zjawia się wraz ze swą rodziną oraz przyjacielem, jeszcze bardziej majętnym kawalerem, panem Darcym. Mógłby być dobrym kandydatem dla drugiej córki pani Bennet, dla Elizabeth. Szkoda tylko, że Lizzy już zdążyła uznać pana Darcy'ego za zadufanego w sobie aroganta.
Pierwsze wrażenie jednak bywa mylące, a bliższa znajomość potrafi diametralnie zmienić opinię o drugiej osobie.
"Duma i uprzedzenie", kto z nas nie zna tego tytułu? Kto z nas nie słyszał o Lizzy Bennet czy o panu Darcym? Już od dawna chcę przeczytać ten klasyk literatury, ale ciągle coś staje mi na drodze. A to brak czasu, a to inne książki do przeczytania... Stwierdziłam więc, że przeczytanie powieści graficznej na bazie oryginału, będzie dobrą alternatywą (a przynajmniej dobrą do czasu, aż nie przyswoję sobie oryginału). Recenzja ta jest więc pisana z perspektywy osoby nieznającej wcześniej treści "Dumy i uprzedzenia", zarówno książkowej, jak i filmowej.
Powieść graficzna, która ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. to, jak już napomknęłam, przyjemna alternatywa, by zapoznać się z treścią tego ikonicznego, klasycznego utworu. Może na początek wystarczyć lub (jak w moim przypadku) zachęcić do sięgnięcia po oryginał. A sięgnę po niego na pewno, bo ta wersja wydała mi się zbyt... płaska. Pozbawiona emocji. Miło śledziło mi się losy Lizzy i jej sióstr, miło obserwowało się jej relację z panem Darcym, ale to wszystko.
Doceniam walory estetyczne tej powieści, podobała mi się i kreska, i kolorystyka, jakie wykorzystał ilustrator. Nie wypowiem się niestety odnośnie warstwy językowej wykorzystanej w dialogach, bo nie mam porównania z tekstem Jane Austen. Niemniej cieszę się, że wreszcie mogłam poznać stworzoną przez nią historię ciut bliżej niż tylko w ogólnej wersji zakorzenionej już w ogólnej świadomości.
Państwo Bennetowie nie mają dużego majątku. Mają za to pięć córek i nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać dziewczęta za mąż. Niestety, na prowincji, na której mieszają, niełatwo o odpowiedniego kandydata. A co dopiero pięciu!
Jednak wprowadzanie się do pobliskiej posiadłości młodego i przystojnego kawalera, Charlesa Bingleya, na nowo rozpala nadzieje pani Bennet....
2024-02-19
ZATRUDNIĘ ASYSTENTKĘ
ZAKRES OBOWIĄZKÓW: OD DBANIA O PORZĄDEK W BIURZE PO POMOC W PLANOWANIU ZEMSTY NA KRÓLU BENEDYKCIE
WYMAGANE: ZORGANIZOWANIE, DYSKRECJA, ODPORNOŚĆ NA WIDOK ZMASAKROWANYCH ZWŁOK, DYSPOZYCYJNOŚĆ
W ZAMIAN OFERUJĘ SOWITE WYNAGRODZENIE ORAZ ATRAKCYJNE BENEFITY
PODPISANO, NAJWIĘKSZY ZŁOCZYŃCA W KRÓLESTWIE RENNEDAWN
Evangelina Sage straciła pracę i desperacko poszukuje kolejnej, by móc dalej opiekować się schorowanym ojcem i młodszą siostrą. Dlatego bez wahania przyjmuje ofertę Złego, najpodlejszego i przy okazji najatrakcyjniejszego złoczyńcy w królestwie Rennedawn.
Mimo wybuchowości i ponuractwa nowego szefa, praca wydaje się Evie całkiem przyjemna (oczywiście nie licząc zwisających z sufitu uciętych głów wrogów). Sumiennie wywiązuje się ze swoich obowiązków, zyskując tym samym zaufanie Złego.
Dlatego to właśnie do niej się zwraca, gdy wpada na trop zdrajcy w swoich szeregach. Złemu i jego podwładnym grozi niebezpieczeństwo, a Evie zrobi wszystko, by odkryć, kto im zagraża i go powstrzymać.
Jedyne, co wiedziałam o tej książce, zanim ją przeczytałam, to to, że jest ona romansem utrzymanym w lekko baśniowej, mocno komediowej konwencji. Oczekiwałam więc przede wszystkim dobrej rozrywki. Bo właśnie taką rozrywkę obiecywał opis. A jeśli sam opis nie wystarcza, żeby zorientować się, co "Asystentka złoczyńcy" ma nam do zaoferowania, zrobi to 30 stron (tak, AŻ 30 STRON) prologu.
Ta historia przypomina romans biurowy między asystentką i jej szefem, tylko że "biuro" to dosłownie Straszny Dwór pełen odciętych głów, niebezpiecznych stworów i potępieńczych jęków torturowanych więźniów, a "szef" jest największym złoczyńcą w królestwie.
Na tę opowieść najlepiej patrzeć tak, jak Evie patrzy na zwłoki miejscu swojej pracy, czyli z przymrużeniem oka. Może jest momentami karykaturalna, momentami niezręcznie zabawna, a nawet absurdalna, ale jej lekka forma potrafi rozbawić, a nawet zauroczyć (pod warunkiem, że nie wymaga się od niej bogato skonstruowanego świata czy skomplikowanego systemu magicznego. Bo największą zaletą jest tu według mnie przede wszystkim ogólny zamysł i klimat historii. Boli mnie trochę ten niewykorzystany potencjał).
Bohaterowie okazali się, niestety, dość płascy. Zachowywali się i rozmumowali często jak małe dzieci. Naprawdę liczyłam, że Zły przerazi i oczaruje mnie swoją niegodziwością. Tak się jednak nie stało. Z Evie jest o tyle inaczej, że czułam z nią pewną specyficzną więź, potrafiłam ją zrozumieć. Ale moją ulubioną postacią i tak niezaprzeczalnie jest Kingsley.
Okej, zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło, tym bardziej, że sugeruje ono – nie, nie sugeruje, gwarantuje! – że ani Evie, ani Zły nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. A ja, cóż, chyba chcę się dowiedzieć, co mają nam jeszcze do opowiedzenia.
ZATRUDNIĘ ASYSTENTKĘ
ZAKRES OBOWIĄZKÓW: OD DBANIA O PORZĄDEK W BIURZE PO POMOC W PLANOWANIU ZEMSTY NA KRÓLU BENEDYKCIE
WYMAGANE: ZORGANIZOWANIE, DYSKRECJA, ODPORNOŚĆ NA WIDOK ZMASAKROWANYCH ZWŁOK, DYSPOZYCYJNOŚĆ
W ZAMIAN OFERUJĘ SOWITE WYNAGRODZENIE ORAZ ATRAKCYJNE BENEFITY
PODPISANO, NAJWIĘKSZY ZŁOCZYŃCA W KRÓLESTWIE RENNEDAWN
Evangelina Sage straciła pracę i desperacko...
2024-02-11
Żeby ocalić życie kuzynki, Signa Farrow musiała znaleźć truciciela, odpowiedzialnego za jej chorobę.
Teraz musi znaleźć kolejnego, by ocalić wuja niesłusznie oskarżonego o otrucie diuka.
Signa i Blythe zrobią wszystko, by oczyścić Elijaha Hawthorne'a z zarzutów i wyciągnąć go z aresztu. Lecz cena może być bardzo wysoka. Zwłaszcza, że w całą intrygę zamieszany jest Los, we własnej osobie.
Podstępny i czarujący brat Śmierci zatrzymał się w posiadłości w pobliżu Thorn Grove i szuka zemsty za dawne krzywdy. Szuka też Signy.
Zdeterminowana, by uratować rodzinę Hawthorne'ów przed upadkiem, Signa wplącze się w wyjątkowo nieczystą grę. Uwikłana w sieć dworskich intryg i tajemnic z przeszłości, odkryje zupełnie nowe, drzemiące w niej moce.
Blythe natomiast odkryje coś, co może już na zawsze poróżnić ją z kuzynką...
W poprzednim tomie brakowało mi bogatego, kwiecistego języka, który, no powiedzmy sobie szczerze, jak ulał pasowałby do tej kwiecistej historii. W tomie drugim, zupełnie jakby autorka mnie usłyszała, już sam prolog wydawał się być językowo poziom wyżej niż "Belladonna". Wydawał się więc też dobrym, obiecującym otwarciem. Niestety, im dalej w las, tym gorzej... Choć tym razem nie pod względem warstwy językowej (ta pozostaje przyjemna i łatwa w odbiorze).
Fabularnie "Foxglove" wypada w moim odczuciu słabiej od "Belladonny". Zabrakło mi tajemnic, zagadek i śledztwa, które zaangażowały mnie w pierwszym tomie i które nadawały mu charakteru. W drugim zaś Signa, zamiast skupiać się na wyciągnięciu wuja z aresztu, skupia się raczej na Śmierci i tworzeniu sytuacji, by móc się z nim spotkać. Śmierć też jakby zatracił swój niebezpieczny urok, którym oczarowywał wcześniej. Z kolei nowa postać, Los, początkowo mnie intrygował, finalnie jednak zmęczył. Jego wątek okazał się płytki i, co za tym idzie, próba wkręcania go do romantycznego trójkąta tylko zaszkodziła fabule (choć może być to zupełnie obiektywne odczucie, ponieważ nie przepadam za tym motywem).
Nowa perspektywa, perspektywa Blythe, troszkę ratowała całość. To ona przejęła rolę bohaterki zdeterminowanej, by poznać prawdę i ocalić bliską osobę. Posiadłość Foxglove, do którego w pewnym momencie przenosi się część akcji, również wynagradzał wcześniejszy brak klimatu (wybaczcie, po prostu mam słabość do nawiedzonych miejsc i rozmownych duchów).
"Foxglove" to drugi tom trylogii. Czy sięgnę po trzeci? Raczej tak, bo choć ten nie zakończył się takim cliffhangerem jak poprzedni (zakończył się ciekawe, choć czułam pismo nosem właściwie już od samego początku), to nie wszystkie wątki zostały doprowadzone do końca. Ciekawi mnie szczególnie wątek Blythe, a skoro tom finałowy prawdopodobnie będzie poświęcony właśnie jej (wskazuje na to okładka), tym chętniej po niego sięgnę!
Żeby ocalić życie kuzynki, Signa Farrow musiała znaleźć truciciela, odpowiedzialnego za jej chorobę.
Teraz musi znaleźć kolejnego, by ocalić wuja niesłusznie oskarżonego o otrucie diuka.
Signa i Blythe zrobią wszystko, by oczyścić Elijaha Hawthorne'a z zarzutów i wyciągnąć go z aresztu. Lecz cena może być bardzo wysoka. Zwłaszcza, że w całą intrygę zamieszany jest Los, we...
2024-01-09
Życie siedemnastoletniej Karou toczy się między dwoma światami.
Jednym z nich jest Praga, gdzie uczęszcza do liceum artystycznego, zawiera przyjaźnie i mierzy się z typowymi, nastoletnimi problemami.
Drugi nazywa "Gdzie Indziej". To miejsce nie do końca zdefiniowane, pełne tajemnic i magii, gdzie mieści się sklep rogatego czarownika Brimstone'a. I gdzie Karou się wychowała. Spędziła dzieciństwo pod opieką czterech chimer, które są jej bliższe niż ktokolwiek inny. Są dla niej jak rodzina.
Na polecenie Brimstone'a, Karou wyrusza na niebezpieczne misje, z których przywozi mu... zęby. To waluta o niezwykłej mocy – potrafi spełniać życzenia, a Brimstone wie, jak ją wykorzystać.
Jedna z misji nie kończy się zgodnie z planem. Na drodze Karou staje Akiva, serafin czyhający na Brimstone'a. Choć niewątpliwie jest wrogiem, w niewytłumaczalny sposób intryguje Karou. Ciągnie ją do niego, zresztą z wzajemnością.
Rodzina Karou niespodziewanie znika, a znany jej świat, zarówno ten ludzki jak i magiczny, staje na głowie...
Świat Karou to bez wątpienia jeden z najosobliwszych i najciekawiej skonstruowanych światów, z jakimi zetknęłam się w fantastyce. A odwiedziłam ich już wiele – skaczę po nich jak Karou między miastami. Mniejsze i większe kości wymieniane są na mniejsze i większe życzenia. Współczesna, zamieszkiwana przez śmiertelników rzeczywistość, przenika się z rzeczywistością mityczną, należącą do brutalnych aniołów i demonicznych chimer. Widzicie? Jest bardzo osobliwie!
Choć oryginalnie "Córkę dymu i kości" wydano przed trzynastoma laty, nie zestarzała się aż tak bardzo. Nie czuć po niej upływu lat, nie trąci przestarzałymi motywami czy stylem pisania, a bardzo często mam z tym problem, sięgając po starsze młodzieżówki. Wydają mi się one dość... płytkie. Małostkowe. Opisywane po łebkach. "Córka dymu i kości" na szczęście taka nie jest (no, poza jednym wątkiem, do którego wrócę na chwilkę).
Jak na ironię, w książce fantasy zabrakło mi realizmu. Przede wszystkim w reakcjach i relacjach bohaterów (jak choćby reakcja znajomych Karou na to, że jest magiczna lub ogólne zachowanie policji i służb w obliczu tego, co dzieje się w Pradze). Bo o ile postacie, które pochodzą z innego świata, można wytłumaczyć właśnie pochodzeniem, inną mentalnością czy wychowaniem, tak postacie ludzkie nierzadko zachowywały się mało autentycznie, w sposób lekko odrealniony.
Nie przeszkadzają mi wątki romantyczne w fantastyce młodzieżowej (i nie mówię w tym momencie o popularnym ostatnio romantasy, bo to zupełnie inna para kaloszy), doceniam jednak i osobiście wolę, gdy historia nie jest przez niego zdominowana. W "Córce dymu i kości", owszem, wątek ten jest ważny, ale pojawia się dopiero w drugiej połowie książki, dzięki czemu możemy cieszyć się hipnotyzującą Pragą, intrygującym Gdzie Indziej i związanymi z nim tajemnicami. Potem jednak wątek romantyczny robi się przeważający, fabuła staje się mu podporządkowana. Czy mi to przeszkadzało? W sumie, nie wiem. Karou i Akiva byli na swój sposób uroczy, ciekawiło mnie, co się między nimi wydarzy (i co już się wydarzyło), niemniej zadziało się to za szybko jak na mój gust, a pierwsza połowa książki ze względu na klimat podobała mi się znacznie bardziej.
Ostatecznie uważam "Córkę dymu i kości" za dobre i ciekawe otwarcie serii, a jej zakończenie nie pozwoli mi przejść obojętnie obok kolejnego tomu. Muszę go przeczytać!
Życie siedemnastoletniej Karou toczy się między dwoma światami.
Jednym z nich jest Praga, gdzie uczęszcza do liceum artystycznego, zawiera przyjaźnie i mierzy się z typowymi, nastoletnimi problemami.
Drugi nazywa "Gdzie Indziej". To miejsce nie do końca zdefiniowane, pełne tajemnic i magii, gdzie mieści się sklep rogatego czarownika Brimstone'a. I gdzie Karou się wychowała....
2023-11-28
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po wyjeździe do collegu, wszystko się zmienia.
Nieodłączna wcześniej siostra Cath izoluje się od niej, spędzając czas z nowymi przyjaciółmi.
Pisanie już tak nie cieszy – profesorka literatury chce, by jej uczniowie pisali własne, oryginalne historie, a Cath woli bazować na postaciach już istniejących w popkulturze.
Wyrwana ze swojej strefy komfortu i wrzucona w wir studiowania Cath musi nauczyć się nawiązywać znajomości. Gburowata współlokatorka nie ułatwia sprawy. Jej sympatyczny chłopak też nie. Ani nawet kolega z zajęć, z którym Cath pisze teksty. Dziewczyna czuje się zagubiona, przytłoczona, ale przecież nie da się żyć wyłącznie fikcją...
Po wcześniejszym przeczytaniu "Fangirl" w wersji książkowej, tak strasznie się cieszę, że mogłam sięgnąć po wersję komiksową! Pokochałam tę historię i uniwersum tak mocno, że chyba nigdy nie będzie mi ich mało.
Rainbow Rowell z pomocą Sam Maggs i Gabi Nam stworzyła powieść graficzną, która nie jest może przekładem jeden do jednego względem oryginału (pojawiają się drobne zmiany, ujęte lub dodane sceny itd.), jednak mogę śmiało powiedzieć, że jakieś dziewięćdziesiąt procent dialogów z komiksu pokrywa się z dialogami z książki.
W recenzji książkowej "Fangirl" wspomniałam o specyficznym tempie akcji. Tam mi ono nie przeszkadzało, ot, po prostu sobie było, natomiast tutaj, w czteroczęściowym komiksie, sprawdza się znakomicie! Wygląda na to, że zwroty akcji wyznaczać będą zakończenia poszczególnych części, potęgować napięcie!
Poza tym, miła dla oka kreska sprawia, że chętnie śledzi się losy Cath. Tak więc ja równie chętnie sięgnę po kolejne trzy części, gdy już się pojawią!
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po...
2023-11-28
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po wyjeździe do collegu, wszystko się zmienia.
Nieodłączna wcześniej siostra Cath izoluje się od niej, spędzając czas z nowymi przyjaciółmi.
Pisanie już tak nie cieszy – profesorka literatury chce, by jej uczniowie pisali własne, oryginalne historie, a Cath woli bazować na postaciach już istniejących w popkulturze.
Wyrwana ze swojej strefy komfortu i wrzucona w wir studiowania Cath musi nauczyć się nawiązywać znajomości. Gburowata współlokatorka nie ułatwia sprawy. Jej sympatyczny chłopak też nie. Ani nawet kolega z zajęć, z którym Cath pisze teksty. Dziewczyna czuje się zagubiona, przytłoczona, ale przecież nie da się żyć wyłącznie fikcją...
Choć "Fangirl" nie jest młodą książką, nie miałam okazji poznać jej wcześniej. A bardzo chciałam! Teraz, gdy już ją znam, mam potrzebę posłodzić trochę Rainbow Rowell.
Wybaczcie, będzie to najprawdopodobniej jedna z tych mocno subiektywnych recenzji, ale nic na to nie poradzę – bywały w "Fangirl" zdania i całe akapity, zwłaszcza te dotyczące pisarstwa i nerdowania, które poruszały czułe struny mojego pisarsko nerdowskiego serca. Szarpały coraz mocniej i mocniej, a ja zwyczajnie uwielbiam, gdy historie oddziaływają na mnie w taki sposób.
To, co definiuje Cath (fanowska natura, introwertyzm, pisanie fanfików, miłość do książek fantasy i niechęć do zmian), jest mi w większym bądź mniejszym stopniu bliskie. I doskonale znane. Dlatego też z taką łatwością się do niej przywiązałam. No i był jeszcze Levi, słodziak Levi, który regularnie kradł show.
Perypetie Cather Avery przeplatają wstawki, kanoniczne i fanowskie epigrafy, nakreślające losy jej ulubionych fikcyjnych bohaterów (i łączącej ich relacji typu "hate to love"). Jedna książka, a mieści w sobie ogromne, bogate w detale uniwersum, w którym aż miło się zatracić! Uniwersum, w którym odnalazłam swoją komfortową przestrzeń. Cała otoczka, jaką autorka zbudowała wokół Simona Snowa, przypomina mi trochę magiczną społeczność fanów Harry'ego Pottera (i wydaje mi się, że nie będę w tym osamotniona).
Tempo akcji jest miarowe, dość jednostajne. Nie zmierza ona ku określonemu, kulminacyjnemu punktowi, raczej snuje się, zbierając po drodze różne bardziej lub mniej przełomowe momenty. Dlatego też "Fangirl" nada się idealnie, jeśli tylko poszukujecie czegoś lżejszego.
To ciepła i przyjemna opowieść, powstała z miłości do pisania i o takiej właśnie miłości opowiada, przy czym uwzględnia zafascynowanych swoimi ulubionymi powieściami fanów, nerdów, wręcz oddaje im głos, co w moim odczuciu tylko dodaje jej uroku.
Słodziłabym dalej, ale na zakończenie, no, muszę to powiedzieć, mam pewien problem. Z zakończeniem właśnie. Bo nie wszystkie wątki znalazły w nim swój finał. Te ważniejsze, owszem, doprowadzono do końca, jednak ostatnia scena zawiesza fabułę w dość niezrozumiałym dla mnie momencie. Urywa ją nagle, jakby miała być jeszcze kontynuowana (a nie będzie, skoro wiemy już, że "Fangirl" to jednotomówka). Niemniej całość ma w sobie coś takiego, co nie pozwala mi jej nie lubić!
Całe życie Cather Avery to jej siostra bliźniaczka, ukochany tata... i Simon Snow, bohater popularnej serii książek fantasy.
Cath jest niesamowicie aktywna w fandomie. Zasłynęła w nim dzięki licznym fanfikom, których pisanie sprawia jej ogromną przyjemność i które chętnie czyta tysiące fanów Simona. Świat fikcji jest Cath dużo bliższy niż ten rzeczywisty.
Jednak teraz, po...
2023-11-22
Witajcie, witajcie na wyspie Charmant! Tu magia odurza jak szampan, a w zamian za kamienie szlachetne można spełnić swoje najskrytsze fantazje!
Rodzina Revelle'ów potrafi manipulować emocjami, ale również je wywoływać. Od pokoleń organizuje na wyspie oszałamiające spektakle pełne iluzji, klejnotów... i szampana.
To ich jedyne źródło dochodu, lecz odkąd wprowadzono prohibicję, występy Revelle'ów nie przynoszą dużych zysków. Ich przyszłość wisi na włosku.
Luxe, największa gwiazda rodzinnego show, wpada na pomysł, jak nakłonić przemytnika alkoholu, Deweya Chronosa, do zawarcia z nimi korzystnej umowy handlowej.
To prawdziwe wyzwanie. Dewey należy do najbogatszego i najniebezpieczniejszego na Charmant rodu, który od lat konkuruje z Revelle'ami. Trzymają w garści całą wyspę a wrodzona zdolność do podróżowania w czasie uniemożliwia innym postawienie się ich despotyzmowi.
Jednak Dewey ma inne ambicje niż jego rodzina, a układ z Luxe jest mu na rękę. Proponuje jej pomoc w zamian za poparcie w najbliższych wyborach na burmistrza – Dewey chce, by Luxe udawała jego narzeczoną, co ociepli jego wizerunek i przysporzy sojuszników.
Plan byłby prosty. Idealny.
Gdyby tylko na wyspie nie pojawił się Jamison Port...
Ponieważ kocham "Caraval", nie było możliwości, abym nie sięgnęła po "Revelle"! Dekadencki klimat cyrku, tajemnice i intrygi, magia, a do tego jeszcze podróże w czasie... Pod tym względem poczułam się trochę tak, jakby Lyssa Mia Smith napisała tę książkę z myślą o mnie i o moich ulubionych motywach. Przynajmniej na początku.
Poznajemy dwoje głównych bohaterów i jednocześnie dwa główne wątki: ocalenie rodzinnego biznesu przez Luxe oraz poszukiwanie rodziców przez Jamisona. Wkrótce łączy je również wątek romantyczny, który (mimo iż był uroczy) ostatecznie nie potrafił mocniej mnie zaangażować. Przypuszczalnie dlatego, że zbudowano go na dość słabych fundamentach – koncepcja miłości od pierwszego wejrzenia niekoniecznie do mnie przemawia. I jeszcze ten trójkąt miłosny... Chociaż to akurat czysto subiektywny zarzut, zwyczajnie nie przepadam za tym motywem.
Autorka zafundowała nam sporo intryg i zwrotów akcji, aczkolwiek część z nich była bardzo łatwa do przewidzenia. I, prawdę powiedziawszy, liczyłam na coś więcej. Spodziewałam się wielkiego show, stąd moje lekkie rozczarowanie i nieco niższa ocena. Mam wrażenie, że książka nie wykorzystała swojego potencjału, bohaterowie sprawiali wrażenie jednowymiarowych, dość płytkich... Niemniej "Revelle" to ciekawa, domknięta historia i po prostu dobra rozrywka, zwłaszcza dla fanów nie tylko wspomnianego już przeze mnie"Caravalu", ale też "Cyrku Nocy" czy "Moulin Rouge"!
Witajcie, witajcie na wyspie Charmant! Tu magia odurza jak szampan, a w zamian za kamienie szlachetne można spełnić swoje najskrytsze fantazje!
Rodzina Revelle'ów potrafi manipulować emocjami, ale również je wywoływać. Od pokoleń organizuje na wyspie oszałamiające spektakle pełne iluzji, klejnotów... i szampana.
To ich jedyne źródło dochodu, lecz odkąd wprowadzono...
2023-11-17
W liceum zaczytywałam się w poezji Rupi Kaur, więc kiedy dowiedziałam się, że jej najnowsza książka to nie tylko wiersze, ale i coś na kształt poradnika, nie mogłam przejść obok niej obojętnie!
"Ukojenie ze słów" mówi w połowie o poezji, w połowie zaś o samorozwoju – uczy werbalizowania i przepracowywania emocji za pomocą słowa pisanego. I to właśnie czyni ten poradnik tak wyjątkowym, twórczym. Inspiruje nie tylko do pracy nad samym sobą – do zagłębienia się w nasze wnętrze i poznawania jego zakamarków – zachęca też do definiowania go za pomocą tekstów, formy własnej twórczości. We współczesnym świecie, w biegu i zapracowaniu, zbyt rzadko znajdujemy na to czas, a jak słusznie zauważa autorka, człowiek jest istotą twórczą. Tworzenie leży w naszej naturze, mimo iż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
Słowa Rupi Kaur są jak balsam, miód na nasze poranione wnętrze, którego musimy dotknąć, chcąc przejść przez zaproponowane przez nią ćwiczenia. Ale przeprowadza nas przez nie tak troskliwie, że nie wydaje się to aż tak trudne.
Żadna książka nie zastąpi terapii ani rozmowy ze specjalistą, ale "Ukojenie ze słów" to dobry wstęp do autoanalizy, kolejny krok w samorozwoju. To również niezwykłe, emocjonujące i bardzo osobiste doświadczenie, do którego mogę Was tylko szczerze zachęcić!
W liceum zaczytywałam się w poezji Rupi Kaur, więc kiedy dowiedziałam się, że jej najnowsza książka to nie tylko wiersze, ale i coś na kształt poradnika, nie mogłam przejść obok niej obojętnie!
"Ukojenie ze słów" mówi w połowie o poezji, w połowie zaś o samorozwoju – uczy werbalizowania i przepracowywania emocji za pomocą słowa pisanego. I to właśnie czyni ten poradnik tak...
2023-11-17
Odkąd ludzkość pokonała śmierć, odkąd pojawił się Thunderhead, a kosiarze zostali powołani do kontrolowania liczebności populacji, minęły wieki.
Teraz świat wygląda zupełnie inaczej.
Wyspa Niezłomnego Serca zdążyła zatonąć. Kosodom przeżył prawdziwą rewolucję. Ludzkość obrała kurs na kosmos, gdzie rozpocznie nowe życie.
Jednak w tej historii istnieje wciąż wiele kart, które tylko czekają na odkrycie...
Teraz mamy okazję je poznać.
Nowelki, tomy dodatkowe czy też zbiory opowiadań osadzonych w uniwersum danej serii czytam tylko wtedy, gdy owa seria rzeczywiście mi się spodoba. Dlatego nie mogłam sobie odpuścić wchodzącego w uniwersum kosiarzy "Pokłosia"!
Z pomocą innych autorów Neal Shusterman poszerzył i wzbogacił swoje już i tak bogate uniwersum o trzynaście nowych, krótkich opowieści. Trudno ocenia się taki format. Tutaj jednak sprawdza się on dobrze, bo w poprzednich tomach – w bazowej trylogii – narracja niewiele się różniła. Owszem, była ciągła, przyczynowo skutkowa, ale poszatkowana, rozdzielona pomiędzy wielu bohaterów i osadzona w różnych punktach na fabularnej osi czasu. W "Pokłosiu" jest podobnie, brakuje jedynie wspomnianej wcześniej przyczynowości.
Moimi ulubionymi opowiadaniami są: "Onieśmielająca", ze względu na bohaterów, o których opowiada, "Nigdy nie pracuj ze zwierzętami", ze względu na szersze spojrzenie na uniwersum i uwzględnienie w nim zwierzaków (no, i jeszcze z takiego jednego powodu, bez spoilerów), "Płótna śmiertelnych", ze względu na to, że dotyczy sztuki, "Miłość i śmierć", ze względu na brytyjską kosiarz i trochę lżejszą, a nawet zabawną fabułę. Niemniej cała trzynastka, choć różnorodna, znajduje się na dość wyrównanym poziomie.
Jeśli zatęskniliście za światem kosiarzy, koniecznie sięgnijcie po "Pokłosie"! Jestem pewna, że odnajdziecie w nim coś dla siebie.
Odkąd ludzkość pokonała śmierć, odkąd pojawił się Thunderhead, a kosiarze zostali powołani do kontrolowania liczebności populacji, minęły wieki.
Teraz świat wygląda zupełnie inaczej.
Wyspa Niezłomnego Serca zdążyła zatonąć. Kosodom przeżył prawdziwą rewolucję. Ludzkość obrała kurs na kosmos, gdzie rozpocznie nowe życie.
Jednak w tej historii istnieje wciąż wiele kart, które...
2023-11-01
Gdy Psyche przyszła na świat, wyrocznia przepowiedziała jej ojcu, że poskromi ona potwora, którego lękają się nawet bogowie.
Szkolona przez legendarną heroskę dziewczyna nabiera wprawy we władaniu mieczem, strzelaniu z łuku oraz tropieniu potworów. Wszystko po to, by wypełnić swoje przeznaczenie.
Turniej, który zwycięża, przysparza jej chwały, ale i adoratorów. Zazdrosna o urodę Psyche bogini Afrodyta rzuca klątwę, tak, aby zakochała się w pierwszym mężczyźnie, jakiego zobaczy, lecz aby nie mogli być razem, bo gdy się do niego zbliży, rozstaną się na zawsze.
Ofiarą klątwy staje się jednak jej posłaniec Eros, bóg miłości, który kaleczy się zaklętą strzałą, gdy tylko jego wzrok pada na śpiącą Psyche. Zakochuje się w niej i cierpi tym mocniej, iż wie, że jeśli spojrzą sobie w oczy, straci ukochaną na zawsze.
Lecz może istnieje jakiś sposób, by przełamać klątwę?
Uwielbiam mitologie, tak więc reinterpretacje znanych mitów powinny być dla mnie stworzone. Jednak nie miałam do nich szczęścia. I "Kirke", i "Ariadna" nie przypadły mi do gustu tak, jak tego oczekiwałam, ale nie poddałam się. Postanowiłam sięgnąć również po "Psyche i Erosa", historię o wojowniczej mykeńskiej królewnie i niesfornym bogu miłości.
Wersja Luny McNamary jest niezwykle uczuciowa. Opowiada o pożądaniu, zakazanej miłości i próbach jej stłumienia. Psyche, o której z mitologii wiemy niewiele, w tej wersji przybrała postać walecznej, młodej kobiety, pełnej sprzeciwu wobec antycznych obyczajów, pragnącej żyć i kochać na swój własny sposób. Eros zaś intryguje pod postacią bóstwa przyglądającego się ludziom, analizującego ich zachowania i relacje i próbującego je zrozumieć, zwłaszcza w kontekście miłości, której patronuje.
To niewątpliwie ciekawe, świeże spojrzenie na ich opowieść. Autorka swobodnie przeplata i nagina znane z mitologii wątki, a wszystko to przy dynamicznej, dwuperspektywowej i przystępnej narracji. Jest trochę baśniowa, a jednocześnie życiowa, wbrew pozorom uniwersalna. Zwraca uwagę na wiele kwestii i daje nadzieję i myślę, że trafi w serca wszystkich miłośników antyku i mitologii greckiej!
Gdy Psyche przyszła na świat, wyrocznia przepowiedziała jej ojcu, że poskromi ona potwora, którego lękają się nawet bogowie.
Szkolona przez legendarną heroskę dziewczyna nabiera wprawy we władaniu mieczem, strzelaniu z łuku oraz tropieniu potworów. Wszystko po to, by wypełnić swoje przeznaczenie.
Turniej, który zwycięża, przysparza jej chwały, ale i adoratorów. Zazdrosna o...
Oliver Taylor od zawsze fascynował się wszystkim, co magiczne i niewytłumaczalne. Szukał dowodów na istnienie czarów. Bezowocnie. Aż wreszcie przez przypadek trafił w sam środek kowenu potężnych magów.
Jego pojawienie się jest dla Aurory Vacreen doskonałą okazją, by udowodnić swoją wartość w oczach kowenu – Oliver nie może wynieść wiedzy o magach do świata śmiertelników, trzeba rzucić na niego zaklęcie bezpamięci, czego Aurora podejmuje się w ramach obowiązkowego projektu. Jeśli jej się powiedzie, zostanie oficjalnie przyjęta do zgromadzenia.
Jednak to pozornie proste zaklęcie niezwykle skomplikuje życie Olivera, Aurory i jej przyjaciół. Z pomocą ambitnego adepta magii Azela i wróżącego z kart Ezry, Aurora rozpoczyna przygotowania do projektu, który już wkrótce okaże się początkiem końca...
Rzadko kiedy świadomie sięgam po książki napisane przez osoby z bookmediów. Ale ponieważ Karolinę Barbrich kojarzę i lubię posłuchać, co ma do powiedzenia (a mówi naprawdę do rzeczy), byłam ciekawa, jak wypada jej debiutancka powieść. A nuż widelec mi się spodoba?
Akcja "Prostego sposobu na bezpamięć" nie należy do szczególnie dynamicznych, momentami wydaje się trochę przegadana, ale swoim tempem buduje napięcie i trzyma czytelnika w niepewności odnośnie tego, co ma się wkrótce wydarzyć. Wiemy o jakimś wiszącym nad bohaterami Apogeum, o planach Aurory i o zaklęciu mającym zostać rzuconym na Olivera, czuć w powietrzu nadciągającą katastrofę. I to naprawdę tutaj działa.
Działa również prosty, ale intrygujący system magiczny, gdzie używanie magii wiąże się z konkretnym wysiłkiem i wcześniejszym przygotowaniem (projekt zaliczeniowy, żeby dostać się do magicznego stowarzyszenia? No wypisz wymaluj dark academia!). Podobał mi się zwłaszcza pomysł skomplikowanych inkantacji i zaklęć w różnych językach.
Skoro już o języku mowa, podoba mi się ten użyty w narracji, bogaty, ale nie przesadzony, a często właśnie taki spotykam z debiutach. Nie pasowała mi jedynie powtarzająca się ekspozycja, powielane te same informacje tylko sparafrazowane. Doprowadziła ona jednak do ciekawego i obiecującego zakończenia, które daje mi nadzieję na to, że kolejny tom podtrzyma tempo i akcję ostatnich rozdziałów.
Oliver Taylor od zawsze fascynował się wszystkim, co magiczne i niewytłumaczalne. Szukał dowodów na istnienie czarów. Bezowocnie. Aż wreszcie przez przypadek trafił w sam środek kowenu potężnych magów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJego pojawienie się jest dla Aurory Vacreen doskonałą okazją, by udowodnić swoją wartość w oczach kowenu – Oliver nie może wynieść wiedzy o magach do świata śmiertelników,...