Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie nadszedł koniec świata. Od tego trzeba zacząć. Żadnej apokalipsy, najazdów obcych ani nawet ataku zombi. No przecież to w czarną rozpacz można popaść.

A żeby tego wszystkiego było mało Emilia Gałązka dostaje spadek, z którego więcej jest problemów niż pożytku. Na co komu dworek, w którym mieści się ośrodek dla bogatych seniorek? No na co? Emilia nie wie i postawia kłopotu się pozbyć. żeby jednak zatrzymać pieniądze, musi spełnić jeden warunek – spędzić tam trzy tygodnie jako pensjonariuszka. Pomysł ten początkowo wcale jej się nie podoba, ale niebawem okazuje się, że dworek nie jest tak nudnym miejscem, jak sądziła. Można tam znaleźć nie tylko zamożne panie, którymi płatni podrywacze zapewniają porywy serc, ale także… zwłoki. Koniec świata to nie jest, ale zawsze coś.

Iwona Banach jak zwykle rozśmiesza w iście czarnym stylu. Na nudę nie można narzekać, akcja nie zwalnia ani na chwilę, a Emilia jest przecudowna... no przecudownie pokręcona. Jeśli macie ochotę na dużą dawkę dobrego, czarnego humoru, musicie sięgnąć po czwartą cześć serii z trupem!

Nie nadszedł koniec świata. Od tego trzeba zacząć. Żadnej apokalipsy, najazdów obcych ani nawet ataku zombi. No przecież to w czarną rozpacz można popaść.

A żeby tego wszystkiego było mało Emilia Gałązka dostaje spadek, z którego więcej jest problemów niż pożytku. Na co komu dworek, w którym mieści się ośrodek dla bogatych seniorek? No na co? Emilia nie wie i postawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wróciłam niedawno z greckiej Kefalonii i… ociepanie, ale ja się tam zacnie bawiłam! Nawet niezbyt długie opisy w wykonaniu Autorki pozwoliły mi się natychmiast przenieść do, pachnącej nagrzanym piaskiem i morską bryzą, Grecji. Przez całą lekturę towarzyszyło mi cykanie cykad i dźwięk fal uderzających o brzeg. Spodziewałam się standardowego (i dość monotonnie nudnego) wylegiwania na plaży i przyglądania się jak rozwija się historia miłosna głównej bohaterki, a zostałam wciągnięta w historię walki o siebie i własne szczęście, na przekór temu, co wypada, wg społeczeństwa i utartych schematów. I didn't see that coming… no przysięgam. Idealnym dopełnieniem był tajemniczy sen, sekrety rodzinne oraz gruby brulion z twardą okładką. Oczywiście, historia miłosna też była i chociaż nie jestem zadowolona z wyboru Agaty, to jednak życzę jej jak najlepiej. Cieszę się również, że drugoplanowi bohaterowie byli wyraziści oraz różnorodni, a dodatkowo, mieli swoje historie i nie byli tylko tłem dla głównej bohaterki. Nie będę wam za dużo zdradzać, powiem wam tylko – czytajcie! Klimatyczne opisy, tajemnice, duża dawka emocji, różnorodni bohateriwie oraz niezwykle przyjemny styl Autorki sprawiły, że pochłonęłam tę książkę w dwie godziny. Idealna pozycja na wakacyjny urlop! Było to moje pierwsze spotkanie z Kamilą Mitek, ale liczę na kolejne.

Wróciłam niedawno z greckiej Kefalonii i… ociepanie, ale ja się tam zacnie bawiłam! Nawet niezbyt długie opisy w wykonaniu Autorki pozwoliły mi się natychmiast przenieść do, pachnącej nagrzanym piaskiem i morską bryzą, Grecji. Przez całą lekturę towarzyszyło mi cykanie cykad i dźwięk fal uderzających o brzeg. Spodziewałam się standardowego (i dość monotonnie nudnego)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza ważna informacja – to nie jest kryminał. To taka słodko-gorzka obyczajówka z zabawnymi i kryminalnymi wstawkami.

Główną bohaterką jest Marta, która zawodowo pomaga ludziom się dogadać. Jest mediatorką, której małżeństwo właśnie legło w gruzach, były mąż chce odebrać dzieci a matka jej nie znosi. W codziennym boju towarzyszy jej przyjaciółka Betka, przesympatyczny kominiarz Zbigniew, niemający szczęścia w miłości i niezdarno-nieporadny lekarz Robert.

Oprócz wątków osobisto-rodzinnych bohaterów jest tutaj naprawdę sporo różnych spraw, z którymi Marta musi sobie w trakcie mediacji poradzić. Są małżeństwa kłócące się o opiekę nad dziećmi. Są małżeństwa kłócące się o opiekę nad psem. Jest matka, której zięć nie pozwala się spotykać z chorą córką. Dziadkowie macierzyści oskarżający dziadków zastępczych o „kradzież” wnuków. Strony potrafią się kłócić nawet o to przez kogo zwiędła cytryna w doniczce. Czasami ugodę udaje się osiągnąć, czasami nie. Mediatorzy przecież cudotwórcami nie są. Jak ktoś się nie będzie chciał dogadać to choćbyśmy stanęli na rzęsach to się nie dogadają. Dla Marty mediacja jest już udana, gdy strony, początkowo pokłócone i wrogo do siebie nastawione, zaczynają ze sobą rozmawiać. Czasami to wystarczy.

Pierwsza ważna informacja – to nie jest kryminał. To taka słodko-gorzka obyczajówka z zabawnymi i kryminalnymi wstawkami.

Główną bohaterką jest Marta, która zawodowo pomaga ludziom się dogadać. Jest mediatorką, której małżeństwo właśnie legło w gruzach, były mąż chce odebrać dzieci a matka jej nie znosi. W codziennym boju towarzyszy jej przyjaciółka Betka, przesympatyczny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Zagadnij jakiegokolwiek pisarza o to, jakie pytanie słyszy najczęściej podczas wywiadów i spotkań autorskich, a gwarantuję, że usłyszysz tę samą odpowiedź, „Sąd bierze pan pomysły?” Na jednym ze spotkań odpowiedziałem, że dotychczas zamawiałem je na Aliexpress, ale ponieważ dostawa trwa trochę długo, a ja wydaje jednak dość często, przerzuciłem się na Allegro i OLX. I jest to dobra odpowiedź, jak każda inna.” s. 137

Nie da się ukryć, że jest to książka inne od wszystkich pod niemal każdym względzie. Na szczęście lekkość pióra Remigiusza jest cały czas obecna.

Na początku trzeba ją jednak podzielić na dwie części: czysto biograficzną i wasztatowo-piarską z elementami biografii.

Pierwsza część na przemian rozśmieszała mnie i wzruszała do łez. Pozwoliła trochę bardziej poznać a właściwie chociaż trochę poznać pisarza od tej bardziej osobistej strony. Wszyscy dobrze wiemy, że Remigiusz jest raczej skrytym człowiekiem i do czasu związku z @katarzynabonda o swoim życiu prywatnym raczej nie wspominał. Na spotkaniach autorskich też za bardzo wylewny nie był. Nie żeby teraz był, ale postęp jest. Na Targach naprawdę byłam pod wrażeniem.

Druga część to świetny materiał dla tych wszystkich, którzy mają w planie coś napisać. A właściwie napisać, wydać i dać cieszyć się tym czytelnikom. Jasne, że nie jest to gotowa recepta na dobrą książkę. To raczej zbiór praktycznych wskazówek, które mogą (ale wcale nie muszą) pomóc w napisaniu dzieła swojego życia. I może ja też coś kiedyś napiszę. Coś co nie jest wnioskiem, aktem oskarżenia czy ustawą.

Moim zdaniem „O pisaniu na chłodno” to bardzo przyjemna lektura. I przyznaję się, że na niektóre powieści Remigiusza będę patrzyła teraz przez pryzmat jej treści.

A i nie oszukujmy się – „Super-Świniak” czy „Dziennik międzygwiezdny” i tak szybko stałyby się bestsellerami.

„Zagadnij jakiegokolwiek pisarza o to, jakie pytanie słyszy najczęściej podczas wywiadów i spotkań autorskich, a gwarantuję, że usłyszysz tę samą odpowiedź, „Sąd bierze pan pomysły?” Na jednym ze spotkań odpowiedziałem, że dotychczas zamawiałem je na Aliexpress, ale ponieważ dostawa trwa trochę długo, a ja wydaje jednak dość często, przerzuciłem się na Allegro i OLX. I jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pachnąca lawendą i smakująca dojrzałym winem – taka jest nowa książka Mary Lou

Powrót do Aix-en-Provance nigdy nie jest nudnym i w tym razem nie było inaczej. Miasto zalewa bowiem fala zbrodni – jest kradzież, zaginięcie i morderstwo (a nawet kilka). Czy to wszystko ma ze sobą związek? Czy wszystkiemu jest winny jeden człowiek? Śledztwo w tych sprawach oczywiście prowadzi niezastąpiony sędzia śledczy – Antoine Verlaque wraz ze swoją ukochaną – Marine, która korzystając z ostatnich dni wakacji postanawia napisać książkę. Niemałą rolę odgrywa również komisarz Bruno Paulik oraz oficer Jules Schoelcher i jego pomarańczowy notes. Wydaje się, że to będzie najtrudniejsze śledztwo w ich karierze. Co gorsza tym razem Antoine i Marine zajmują się nie tylko tropieniem sprawcy, ale muszą się też zmierzyć z informacjami, które mogą położyć się cieniem na ich szczęśliwym związku. Na szczęście nawet w trakcie niezwykle ciężkiego śledztwa znajdzie się chwila na kieliszek Mas Jullien i kawałek chèvre z Doliny Loary, a także wers Miłosza czy rozdział biografii Eleonory Akwitańskiej. I za to właśnie kocham Francuzów.

Czy Antoine, Bruno i Marine trafią na trop sprawcy zanim ten popełni kolejną zbrodnię? Czy Antoine’owi i Marine będzie dane wspólne picie wina do końca życia? Tego wszystkiego dowiecie się sięgając po „Morderstwo w winnicy”

Pachnąca lawendą i smakująca dojrzałym winem – taka jest nowa książka Mary Lou

Powrót do Aix-en-Provance nigdy nie jest nudnym i w tym razem nie było inaczej. Miasto zalewa bowiem fala zbrodni – jest kradzież, zaginięcie i morderstwo (a nawet kilka). Czy to wszystko ma ze sobą związek? Czy wszystkiemu jest winny jeden człowiek? Śledztwo w tych sprawach oczywiście prowadzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja generalnie jestem z tych, którzy na skrzydełkowe i tylnookładkowe polecajki ani hasła promocyjne raczej nie zwracają uwagi. W końcu nie sposób zliczyć ile tylko w tym roku pojawiło się książek z bijącymi po oczach napisami „Petarda!”, „Genialny debiut”, „Każdy wielbiciel gatunku musi to przeczytać” czy „Jeśli kiedyś powstanie serial na jej podstawie to muszę w nim zagrać”.

Tak samo było w tym przypadku. To nie Vincent V. Severski twierdzący, że „to mocny, wciągający thriller, po którym trudno się otrząsnąć” ani polecenie Marcina Dorocińskiego przekonało mnie do kupienia tej książki. Mnie przekonała wczorajsza promocja w Emipku. Mało podniosła motywacja, ale taka jest prawda.

Kolejną prawdą jest iż „Cokolwiek wybierzesz” to jedna z najlepszych książek jakie ostatnio przeczytałam. Wciągająca, nieprzegadana i momentami bardzo niepokojąca. Jestem sobie też w stanie wyobrazić, że bohaterowie „Cokolwiek wybierzesz” istnieją naprawdę i naprawdę rozmawiają ze sobą tak jak to opisał Jakub Szamałek – dialogi nie ani są wymuszone ani sztuczne. W kwestii merytorycznej kodów i dark netu nie mogę się wypowiedzieć, bo jestem zielona jak nagłówki artykułów Piotra. Niemniej jednak czytało mi się to bardzo przyjemnie i z pewnością sięgnę po kolejną książkę tego Autora.

Ja generalnie jestem z tych, którzy na skrzydełkowe i tylnookładkowe polecajki ani hasła promocyjne raczej nie zwracają uwagi. W końcu nie sposób zliczyć ile tylko w tym roku pojawiło się książek z bijącymi po oczach napisami „Petarda!”, „Genialny debiut”, „Każdy wielbiciel gatunku musi to przeczytać” czy „Jeśli kiedyś powstanie serial na jej podstawie to muszę w nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Listy zza grobu” – czyli nowa seria i nowe możliwości znęcania się nad bohaterami oraz czytelnikami

Czytało się dobrze. Ale ja Seweryna drugą Chyłką bym nie nazwała. No przynajmniej jeszcze nie teraz. Zobaczymy za kilka tomów.

O co generalnie się w Listach rozchodzi to wszyscy po przeczytaniu wydawniczej notki wiedzą, więc nie będę się nad tym specjalnie rozwodzić. Wolę się skupić na szczegółach także jak ktoś jeszcze nie czytał to dalej przewija na własną odpowiedzialność. #spoilery

Bardzo mi się podobała relacja Seweryna z córkami. Sam pomysł pokazania samotnego/samodzielnego ojca był moim zdaniem bardzo trafiony i nowy a w przypadku trzydziestej którejś książki nowe pomysły są na wagę złota. Sam Seweryn i jego sposób bycia również do mnie przemawia. Kaję też lubię. Jej męża już mniej, ale kto wie, może jeszcze mnie czymś zaskoczy (np. pójdzie sobie w długą).

Nie wiem czy tylko mam takie wrażenie czy R. Mróz faktycznie lekko złagodniał. Ani bohaterowie specjalnie nie oberwali ani nie było na końcu jakiegoś spektakularnego #mrozopierdolnięcia A może ja już się po prostu przyzwyczaiłam.

Mnie bardzo ciekawi jak Mróz przeprowadza research – liczby Catalana, dyskietki, rozszerzenia, strony internetowe, sekcja zwłok, choroby psychiczne, Żeromski – książka ma trochę ponad 500 stron a przeróżnych informacji jest tu od cholery. Ciekawi mnie czy książka powstaje do dziwnych informacji z równych dziedzin czy do książki są te informacje specjalnie szukane.

Jedyne co mi przeszkadzało to fakt, że momentami lekko przypominało mi to „Hashtag” i „Nieodnalezioną”, a nie ma chyba książek Mroza, których nie lubię bardziej.

A i jeszcze jedno. Chyłka na jakiś porządny romans musiała czekać dziewięć tomów a Seweryn tylko sto stron? Gdzie tu jest sprawiedliwość? Ale po raz pierwszy stwierdzam, że romans w wykonaniu Mroza to mogłoby być coś. Nie mówię tu o harlequinach, ale taka romantyczna obyczajówka z elementami kryminału to jest coś na co chyba bym się skusiła.

„Listy zza grobu” – czyli nowa seria i nowe możliwości znęcania się nad bohaterami oraz czytelnikami

Czytało się dobrze. Ale ja Seweryna drugą Chyłką bym nie nazwała. No przynajmniej jeszcze nie teraz. Zobaczymy za kilka tomów.

O co generalnie się w Listach rozchodzi to wszyscy po przeczytaniu wydawniczej notki wiedzą, więc nie będę się nad tym specjalnie rozwodzić. Wolę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Jest między nami chemia, biologia i stosunki międzynarodowe, ale… To tyle, przynajmniej na razie.”

Inna niż wszystkie poprzednie i moim zdaniem lepsza niż wszystkie poprzednie – taka właśnie jest nowa książka Wojciecha Nerkowskiego.

Nie ma tu żadnego nużącego wprowadzenie – to jest Kaśka, ma tyle i tyle lat, z zawodu jest… O nie, tutaj już na pierwszej stronie mamy dynamiczną akcję. Wydarzenia następują szybko po sobie, ale nie na tyle szybko żeby się pogubić, nawet jak się czyta w środku nocy.

Mamy tu dwójkę naprawdę fajnie wykreowanych głównych bohaterów, z którymi podróżujemy przez pół Europy, z Warszawy, przez Kraków i Wiedeń, aż do Rzymu. Można by w sumie pojechać na wakacje śladami Kaśki i Roberta.

Są pościgi, strzelaniny, porwanie, romans, odwiedziny u teściów – wszystko jest jednak tak idealnie wyważone, że jestem skłonna uwierzyć, że coś takiego naprawdę mogło mieć miejsce. A i shopping w Rzymie był. No i jeszcze moja ulubiona Poetka i jej wiersze, które są właściwie głównym spoiwem całej opowieści.

Zakończenie było z gatunku tych raczej zaskakujących – coś tam podejrzewałam, ale jednak nie do końca. Czyli tak jak lubię najbardziej.

Podsumowując, „Przecięcie” to idealna mieszanka (wybuchowa) thrillera i romansu, czyli coś co Zuzanny lubią najbardziej.

Mam nadzieję, że na kolejną część nie będę musiała długo czekać.

„Jest między nami chemia, biologia i stosunki międzynarodowe, ale… To tyle, przynajmniej na razie.”

Inna niż wszystkie poprzednie i moim zdaniem lepsza niż wszystkie poprzednie – taka właśnie jest nowa książka Wojciecha Nerkowskiego.

Nie ma tu żadnego nużącego wprowadzenie – to jest Kaśka, ma tyle i tyle lat, z zawodu jest… O nie, tutaj już na pierwszej stronie mamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„W filmach, serialach i powieściach kryminalnych bohaterowie zawsze mają dziwaczne nazwiska. Kompletnie nierealne. Jakieś Moki, Sroki, Mordki, Uchyłki i Szadzie. Oraz imiona w stylu Ebenezer. A my jesteśmy zwyczajni Leśniewscy. Sylwia i Kuba”

Pojechać do Hollywood żeby napisać scenariusz i z własnej woli wplątać się z zagadkę zniknięcia pięknej aktorki? To jest zdecydowanie to co Leśniewscy lubią najbardziej. Po co zwiedzać Aleję Gwiazd albo Obserwatorium jak można się szlajać po podejrzanych dzielnicach, ryzykując własnym życiem?

„W tandemie Leśniewskich to on [Kuba] słynął w bezkompromisowych i nierzadko szalonych pomysłów. Sylwia była hamulcowym. Choć sama pewnie określiłaby się jako głos rozsądku a brata opisała jako wariata”

Kuba w tej części przeszedł samego siebie. Jego teksty (czasami mało poprawne politycznie i dobrze) rozwalały mnie na łopatki. Jego wspólne sceny z Dżolantą sprawiały, że brzuch mnie momentami bolał od śmiechu. Jego podejście do życia (tak różne od mojego) sprawiały, że czekałam z niecierpliwością aż pojawi się na kolejnej stronie.

Sylwia nareszcie pokazała pazurki. Jestem z niej dumna, normalnie. I bardzo się cieszę, że jej historia potoczyła się tak jak się potoczyła. Przeczucie mnie nie zawiodło.

Ale takiego rozwiązania zagadki się nie spodziewałam. W sumie dobrze, czasami lubię być zaskakiwana.

A i bardzo podobał mi się zabieg z dwoma płaszczyznami czasowymi. Chociaż pierwszy rozdział mało mnie o zawał nie przyprawił.

Po trzech tomach przyszła pora żeby pożegnać się z tym (nad)zwyczajnym rodzeństwem. Łezka mi się w oku zakręciła, przyznaję. Ale mam do tego pełne prawo, bo przez te trzy części dość mocno się z nimi zżyłam.

„W filmach, serialach i powieściach kryminalnych bohaterowie zawsze mają dziwaczne nazwiska. Kompletnie nierealne. Jakieś Moki, Sroki, Mordki, Uchyłki i Szadzie. Oraz imiona w stylu Ebenezer. A my jesteśmy zwyczajni Leśniewscy. Sylwia i Kuba”

Pojechać do Hollywood żeby napisać scenariusz i z własnej woli wplątać się z zagadkę zniknięcia pięknej aktorki? To jest ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

o Biura Przesyłek Niedoręczonych, w którym Zuzanna zaczyna pracę, trafiają listy i paczki, które z różnych względów nigdy nie dotarły do adresatów. Kiedy dziewczyna trafia na listy, których nadawcy nie potrafią się spotkać od trzydziestu ośmiu lat, postanawia pomóc im się odnaleźć. Ma jednak czas jedynie do Wigilii.

Pomysł na książkę bardzo mi się podobał, wykonanie już trochę mniej. Niemniej jednak udało mi się spełnić postanowienie i odwiedziłam Biuro Przesyłek Niedoręczonych👌 Od ponad roku się tam wybierałam.

Ktoś dzisiaj pisze jeszcze listy?
Ja! Uwielbiam pisać listy, wysłać listy, dostawać listy i wszystko co z listami wspólnego (nadal czekam na list z Hogwartu😂).
Stwierdziłam więc, że to będzie idealna pozycja świąteczna dla mnie. No i trochę się pomyliłam😕Nie przemówiło to do mnie tak jakbym chciała. No trudno, teraz przynajmniej już to wiem. Nie będę się specjalnie nad tą powieścią rozwodzić, bo nie chcę Was zniechęcić. Myślę, że wielu osobom ta książka przypadnie jednak do gustu, szczególnie w tym okresie zimowo-świątecznym😊

o Biura Przesyłek Niedoręczonych, w którym Zuzanna zaczyna pracę, trafiają listy i paczki, które z różnych względów nigdy nie dotarły do adresatów. Kiedy dziewczyna trafia na listy, których nadawcy nie potrafią się spotkać od trzydziestu ośmiu lat, postanawia pomóc im się odnaleźć. Ma jednak czas jedynie do Wigilii.

Pomysł na książkę bardzo mi się podobał, wykonanie już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie byłam pewna czy uda mi się skończyć tę książkę. Już od samego początku było w niej coś co wywoływało u mnie irracjonalny lęk, a ja bardzo nie lubię się bać. Ale dotrwałam do końca i jestem pewna, że szybko tej opowieści Joanny Bator nie zapomnę. „Ciemno, prawie noc” to powieść mroczna, tajemnicza, okrutna, a w pewien sposób nawet magiczna i psychodeliczna. Zło jest opisane tak poetycznie, że miałam chwilami poczucie absurdu. Czy tego zła w książce było za dużo? Momentami miałam takie wrażenie, ale rozkładając akcję na czynniki pierwsze stwierdzam, że wszystko niestety mogło bądź mogłoby się wydarzyć naprawdę. A to poczucie wyolbrzymienia mam wrażenie wynika z tego iż wszystkie problemy i dewiacje zostały skumulowane po prostu w jednej opowieści.

Nie byłam pewna czy uda mi się skończyć tę książkę. Już od samego początku było w niej coś co wywoływało u mnie irracjonalny lęk, a ja bardzo nie lubię się bać. Ale dotrwałam do końca i jestem pewna, że szybko tej opowieści Joanny Bator nie zapomnę. „Ciemno, prawie noc” to powieść mroczna, tajemnicza, okrutna, a w pewien sposób nawet magiczna i psychodeliczna. Zło jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ana Tramel – uzależniona czterdziestolatka, upadła gwiazda madryckiej palestry, ładująca się w procesy, które wszyscy z góry uznają za przegrane. Przypomina Wam kogoś?

Sé recibir y aguantar golpes como nadie, es la realidad, no es fácil tumbarme.

Anę poznajemy w jej naturalnym środowisku, czyli z nowo poznanym facetem w łóżku i szklanką ginu w dłoni. Wspaniały poranek przerywa jej telefon od brata, z którym od pięciu lat nie miała kontaktu, a który został właśnie zatrzymamy pod zarzutem zabójstwa szefa wielkiego kasyna. Wbrew wszystkiemu postanawia mu pomóc i wypowiada wojnę jednemu z największych koncernów gier hazardowych w Hiszpanii. Równocześnie prowadzi sprawę rozwodową swojej przyjaciółki, a ponieważ przez ostatnie lata zajmowała się jedynie odwołaniami od mandatów, początki ma naprawdę trudne. Ludzie ją zawodzą, najbliżsi zdradzają i zostawszy, niemal, sama na polu walki musi być jak Rocky – musi wytrzymać każdy cios, zarówno ten fizyczny jak i psychiczny.

Przeczytawszy, że jest to pierwsza „dorosła” książka Roberto i zobaczywszy jej objętość stwierdziłam, że zapewne będzie w niej wszystko co pisarzowi chodziło po głowie przez ostatnie dwadzieścia lat. Pomyliłam się. Mimo, że ta perełka liczy niemal 1000 stron to nie ma w niej zbędnych wątków ani przydługich opisów. Wszystko jest idealnie. Prawie…

Jednej rzeczy nie rozumiałam i wybitnie mnie to irytowało – żona Hiszpana od trzech lat (Polka notabene), nie potrafiła skonstruować jednego poprawnie zbudowanego zdania. Może to wina tłumaczenia, nie wiem. Sprawdzę to jak w moje ręce trafi oryginalna wersja. No, ale hiszpański nie jest aż tak skomplikowanym językiem żeby przez tyle czasu nie nauczyć się odmieniać czasowników chociaż w czasie teraźniejszym. A i nie wydaje mi się też żeby poznaniacy nie znali zabawy w kamień-papier-nożyce

A co się tyczy hiszpańskiego prawa to mimo że jest to taki sam system jak w Polsce to można doszukać się różnic. Pojawienie się ławy przysięgłych „lekko” mnie zaskoczyło. No, ale ja hiszpański kodeks postępowania karnego przejrzałam bardzo pobieżnie.

Poza tym jedyne co mogę powiedzieć to to żebyście koniecznie spotkali się z Aną. Nie pożałujecie.

Ana Tramel – uzależniona czterdziestolatka, upadła gwiazda madryckiej palestry, ładująca się w procesy, które wszyscy z góry uznają za przegrane. Przypomina Wam kogoś?

Sé recibir y aguantar golpes como nadie, es la realidad, no es fácil tumbarme.

Anę poznajemy w jej naturalnym środowisku, czyli z nowo poznanym facetem w łóżku i szklanką ginu w dłoni. Wspaniały poranek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kontratyp.
Termin prawniczy, który od niedawna zna nie tylko każdy prawnik, ale każdy cierpiący na #mrozoholizm (od razu mówię, że jest to nieuleczalne)
Mróz dotrzymał słowa z testamentowgo posłowia i Zordon z Chyłką faktycznie spróbowali. Ich relacja jest przeurocza, ale równocześnie typowo chyłkowo-zordonowa. W końcu romantyzm prawniczy jest najbardziej romantycznym romantyzmem na świecie. Tylko Mróz mógł nadać depozytowi tyle czułości. I tylko Mróz sprawia, że Pasożyt i Trucizna to najbardziej pieszczotliwe określenia na świecie.
Doczekaliśmy się też wyznania miłości, po raz pierwszy expressis verbis. Osiem części i w końcu mamy to! Może nie w takich okolicznościach jakbyśmy chcieli, ale zostało to zaprotokołowane (na stronie 362). Wzruszyłabym się jeszcze bardziej, ale byłam zbyt przejęta całą tą lawinową otoczką.
Na samą kwestię zdobywania przez Chyłkę ośmiotysięcznika zrzucę zasłonę milczenia.
A co się tyczy tożsamości Zduna, to czy tylko ja miałam wrażenie, że jest to rozwiązanie łudząco podobne do tego zastosowanego przy Bestii z Giewontu?
I skoro doszłam już to tego co mnie boli to pora na największy cios, czyli ostatni akapit. Powiedzieć, że to było spore #mrozopierdolnięcie to nie powiedzieć nic W sensie… no dlaczego?! Serio?! Jak tak można?! Lekarzem nie jestem, wujkowi Google’owi w kwestiach zdrowotnych też nie ufam, więc niech mi ktoś powie, że jest jeszcze nadzieja 🙏 Ja się zastanawiam kogo Mróz nie lubi bardziej – swoich bohaterów czy może czytelników.
A co się tyczy decyzji Chyłki to z jednej strony mogę ją zrozumieć, ale z drugiej przecież wiadomo, że to się wyda. Prędzej czy później. Czy Kordian nie zasłużył sobie na odrobinę szczerości? A jak Chyłka wpadnie na genialny pomysł – rozstańmy się, to już możecie mi polecać dobrego psychiatrę, bo na lekkim zachwianiu równowagi psychicznej się nie skończy.

Kontratyp.
Termin prawniczy, który od niedawna zna nie tylko każdy prawnik, ale każdy cierpiący na #mrozoholizm (od razu mówię, że jest to nieuleczalne)
Mróz dotrzymał słowa z testamentowgo posłowia i Zordon z Chyłką faktycznie spróbowali. Ich relacja jest przeurocza, ale równocześnie typowo chyłkowo-zordonowa. W końcu romantyzm prawniczy jest najbardziej romantycznym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Miłość zostaje na zawsze Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska
Ocena 7,1
Miłość zostaje... Justyna Bednarek, J...

Na półkach:

Bardzo fotogeniczna książka. Tylko fotogeniczna.
Niby się spodziewałam, a i tak przeżyłam zaskoczenie. I to negatywne. Naprawdę myślałam, że jednak będzie to całkiem znośne, bo potencjał był. Niestety 😔 Historia kompletnie do mnie nie przemówiła. Bohaterowie kompletnie do mnie nie przemówili, a jak już przemówili to takim językiem, że jedyne czego chciałam to żeby zamilkli. Szczerze podziwiam ludzi, którzy czytają i lubią powieści obyczajowe, naprawdę👌 Ja się do nich nie zaliczam, chociaż gdybym trafiła na jakąś lepszą to może bym zasmakowała w tym gatunku. Niestety po przeczytaniu "Ogrodu Zuzanny" nawet podręcznik do prawa cywilnego wydaje mi się bardziej fascynujący.
Minie naprawdę dużo czasu zanim znowu sięgnę po coś co nie jest kryminałem, thrillerem lub czymś co ma chociaż szczątkową fabułę opartą na tajemnicy. "Ogrodu Zuzanny" sobie bym nie poleciła, ale jak ktoś przeczytał i ma inne zdanie, chętnie posłucham (poczytam). Ja swojej opinii jednak nie zmienię.

Bardzo fotogeniczna książka. Tylko fotogeniczna.
Niby się spodziewałam, a i tak przeżyłam zaskoczenie. I to negatywne. Naprawdę myślałam, że jednak będzie to całkiem znośne, bo potencjał był. Niestety 😔 Historia kompletnie do mnie nie przemówiła. Bohaterowie kompletnie do mnie nie przemówili, a jak już przemówili to takim językiem, że jedyne czego chciałam to żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miło było wrócić do Aix-en-Provence, mimo, że tą małą społecznością wstrząsnęła właśnie wieść o śmierci dziekana Wydziału Teologii – profesora Moutte’a. Problem polega na tym, że miał on nie tylko ogłosić nazwisko zdobywcy prestiżowego stypendium, ale również wyznaczyć swojego następcę, który zamieszka w pięknym apartamencie w siedemnastowiecznej rezydencji. A do tego był mało sympatycznym starszym panem. Lista potencjalnych podejrzanych wydłuża się a sędziemu Verlaque’owi rusza na pomoc Marine i… jej matka, która z miłosnych wyborów córki nie jest zbytnio zadowolona.
Znów mamy tu całą gamę barw, dźwięków i smaków ❤ Za sprawą opisów francuskich (i włoskich) dań, generalnie, przez cały czas byłam głodna. Do tego jeszcze opisy miasteczek, zwyczajów i ludzi. Momentami czułam się jakbym tam była ❤ I myślę, że niedługo z powodzeniem będę mogła prowadzić winnicę 😂

A i jeszcze jedno - w tej części rozdziały miały tytuły! ❤❤❤ A to się już rzadko zdarza.

Jest jeden problem z mniej poczytnymi zagranicznymi powieściami (czyli takimi, które nie patrzą na nas z głównych wystaw w Empiku) – ich tłumaczenie to dosyć powolny proces. Ta część oryginalnie została wydana w 2012r., natomiast w Polsce pojawiła się dopiero w czerwcu tego roku. Mam nadzieję jednak, że wydawnictwo nie poprzestanie na tych dwóch i będzie tłumaczyć kolejne części przygód Antoine’a i Marine ❤

Miło było wrócić do Aix-en-Provence, mimo, że tą małą społecznością wstrząsnęła właśnie wieść o śmierci dziekana Wydziału Teologii – profesora Moutte’a. Problem polega na tym, że miał on nie tylko ogłosić nazwisko zdobywcy prestiżowego stypendium, ale również wyznaczyć swojego następcę, który zamieszka w pięknym apartamencie w siedemnastowiecznej rezydencji. A do tego był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzecia i jak na razie ostatnia część przygód Lou Clark już za mną ❤ Jaka była? Lepsza od „Kiedy odszedłeś”, ale żadna już chyba nie będzie lepsza od „Zanim się pojawiłeś”. Lou przyjęła pracę w Nowym Jorku – mieście drapaczy chmur, rozświetlonych ulic i ludzi w ciągłym biegu – mieście, w którym marzenia się spełniają. Okazuje się jednak, że pozory lubią mylić i ludzie, których nigdy byśmy o to nie posądzili, podają nam pomocną dłoń, gdy najbardziej jej potrzebujemy. Lou za oceanem zostawiła niemal wszystkich, których znała. Zostaje asystentką żony bogatego biznesmena, która wprowadza ją w świat nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Pieniędzy tam nie brakuje, tak samo, z resztą, jak tajemnic i kłopotów. Pojawia się też On. Josh wygląda zupełnie jak Will. Ale czy jest taki jak Will? I czy Lou w ogóle zamierza to sprawdzać? Przekonacie się sięgając po „Moje serce w dwóch światach”.
Jak ktoś lubi polskie wątki w zagranicznych książkach to ucieszy się na wieść, że w tej odgrywa dosyć ważną rolę.
Uważam, że jest to godne zakończenie historii, która moim zdaniem powinna skończyć się na pierwszej części👌 Niemniej jednak cieszę się, że sięgnęłam po tę trylogię. Mimo, że nie jest to mój ulubiony gatunek to czerpałam niemałą przyjemność z czytania.
A co do samej Lou to moim zdaniem pod koniec książki wreszcie zrobiła to o co prosił ją Will. Po raz pierwszy po prostu żyła ❤

Trzecia i jak na razie ostatnia część przygód Lou Clark już za mną ❤ Jaka była? Lepsza od „Kiedy odszedłeś”, ale żadna już chyba nie będzie lepsza od „Zanim się pojawiłeś”. Lou przyjęła pracę w Nowym Jorku – mieście drapaczy chmur, rozświetlonych ulic i ludzi w ciągłym biegu – mieście, w którym marzenia się spełniają. Okazuje się jednak, że pozory lubią mylić i ludzie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Postaram się nie spoilerować bardziej niż zrobił to tytuł 💔 Generalnie lubię czytać serie po jakimś czasie od ich wydania, z tej prostej przyczyny, że nie muszę niecierpliwie czekać na kolejną część (chociaż ma to swój urok), ale czasami tytuł kolejnej części potrafi zepsuć przyjemność z czytania poprzedniej (to zdanie jest tak mało logiczne, że sama się zastanawiam czy wiem co chciałam napisać😂). Udawajcie, że wiecie o co chodzi i czytajcie dalej 😂😘
Po kontynuację, wspaniałej „Zanim się pojawiłeś”, sięgnęłam zaraz następnego dnia. Drugie (i kolejne) części mają tego pecha, że zazwyczaj porównuje się je do ich poprzedniczek. No a przynajmniej ja bardzo często tak robię. Niestety idąc tym tropem „Kiedy odszedłeś” wypada stosunkowo słabo 😕 Nie jest to zła książka, po prostu moim zdaniem jest gorsza od pierwszej.
Po pierwsze jakoś przez całą książkę było mi smutno. Momentami miałam łzy w oczach, mimo że czytałam dosyć neutralne fragmenty 😢💔
Po drugie pojawienie się jednej z postaci kompletnie się nie spodziewałam. Potrzebowałam dużo czasu żeby ją polubić, ale, w pewnym stopniu, udało się👌Drugiej postaci, natomiast, nie polubiłam aż do samego końca. Przykro mi Samie-Ratowniku. Może kiedyś.
Po trzecie po prostu nie za bardzo podobał mi się kierunek, w którym to wszystko podążało.
I po czwarte, najważniejsze 😂 – okładka podoba mi się najmniej z tych wszystkich trzech części 😕
„Kiedy odszedłeś” nie jest złą powieścią, ale brakuje jej tej magii, dzięki której zachwyciłam się „Zanim się pojawiłeś”. No po prostu Kogoś bardzo mi brakuje 💔

Postaram się nie spoilerować bardziej niż zrobił to tytuł 💔 Generalnie lubię czytać serie po jakimś czasie od ich wydania, z tej prostej przyczyny, że nie muszę niecierpliwie czekać na kolejną część (chociaż ma to swój urok), ale czasami tytuł kolejnej części potrafi zepsuć przyjemność z czytania poprzedniej (to zdanie jest tak mało logiczne, że sama się zastanawiam czy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie krytykuj czegoś, zanim nie spróbujesz” – powiedział Will Traynor, jeden z bohaterów tej powieści. No to spróbowałam i teraz mogę skrytykować 😉 Po raz pierwszy od bardzo dawna przeczytałam coś co nie było kryminałem i jestem pod wrażeniem samej siebie, że aż tak mi się to podobało 😊
Idąc za opisem z okładki jest to opowieść o Lou, pogodnej dwudziestokilkulatce, mającej opinię ekscentryczki. Po utracie pracy w kawiarni, która wydawałaby się spełnieniem jej marzeń, nieoczekiwanie zostaje zatrudniona jako opiekunka Willa – bogatego bankiera, który cudem przeżył straszny wypadek, ale kompletnie stracił chęć do życia. Mimo, że początkowo Lou myśli, że jej jedynym zadaniem będzie parzenie herbaty i podawanie lekarstw, z czasem okazuje się, że jej zadanie jest dużo ważniejsze i trudniejsze.
O Lou Clark po raz pierwszy usłyszałam z dwa lata temu za sprawą ekranizacji pierwszej części jej przygód. Tylko jak zwykle nie zdążyłam pójść do kina, więc wiedziałam tylko tyle ile było w zwiastunie. Jakiś czas później dowiedziałam jak to się wszystko skończy i stwierdziłam, że teraz to już trochę bez sensu.
Do czasu aż nie pojawiła się piękna wersja wszystkich trzech części i trzema kliknięciami sprowadziłam je do siebie.
I mimo, że wiedziałam jak zakończy się ta historia i tak przeczytałam ją z wielką przyjemnością, doprawioną łzami gdzieś pod koniec. Nie powiem Wam czy to były łzy smutku czy radości.
Nie jestem w sumie w stanie napisać nic odkrywczego o tej książce. Ja nawet nie jestem w stanie określić jej gatunku. Ale podobała mi się i na pewno sięgnę po kolejne części 😊

„Nie krytykuj czegoś, zanim nie spróbujesz” – powiedział Will Traynor, jeden z bohaterów tej powieści. No to spróbowałam i teraz mogę skrytykować 😉 Po raz pierwszy od bardzo dawna przeczytałam coś co nie było kryminałem i jestem pod wrażeniem samej siebie, że aż tak mi się to podobało 😊
Idąc za opisem z okładki jest to opowieść o Lou, pogodnej dwudziestokilkulatce, mającej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Moja opinia nie jest warta powietrza potrzebnego do jej wygłoszenia” jak to powiedział John Moore narrator owej powieści, ale trudno i tak Wam ją przedstawię
Kolejny (nie)typowy kryminał, którym jestem absolutnie zachwycona. A to wszystko dzięki dobrym składowym:
Nowy Jork – momentami brudny i mroczny
schyłek XIX wiek – telegramy, depesze, konne powozy
seryjny morderca i jego ofiary – chłopięce prostytutki
początki kryminalistyki i kryminologii – tak, to są dwie różne nauki!
barwne postacie, szczególnie te męskie – serialowa okładka mnie zachwyciła
pierwsza kobieta zatrudniona przez nowojorską policję – bez Sary pewne rzeczy po prostu by się nie udały
alienista – Laszlo Kreizler – dzisiejszy psychopatolog
dziennikarz śledczy – John Moore – narrator
Ta powieść jest naszprycowana wiadomościami z zakresu psychologii, psychiatrii, kryminologii, wiktymologii, socjologii, medycyny sądowej i kryminalistyki. A oprócz tego mamy tu całą masę eksperymentalnych (wówczas) działań, mających na celu tylko jedno – schwytanie seryjnego mordercę. Ta wielość informacji z różnych dzień nauki sprawiała, że nie przeczytałam tej powieści jednym tchem. Nie dlatego że się nudziłam, wręcz przeciwnie. Po prostu po kilku rozdziałach musiałam odłożyć książkę, pomyśleć, przemyśleć, porobić coś innego i dopiero mogłam do niej wrócić.
„Alienista” to doskonałe połączenie powieści kryminalnej, historycznej i psychologicznej.
Jedynie wątkiem romantycznym jestem zawiedziona. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego
Polecam wszystkim, którzy wolą dogłębną analizę sprawcy i udział w powolnym procesie śledczym od strzelanin i rozlewu krwi, chociaż i to momentami miało miejsce.

„Moja opinia nie jest warta powietrza potrzebnego do jej wygłoszenia” jak to powiedział John Moore narrator owej powieści, ale trudno i tak Wam ją przedstawię
Kolejny (nie)typowy kryminał, którym jestem absolutnie zachwycona. A to wszystko dzięki dobrym składowym:
Nowy Jork – momentami brudny i mroczny
schyłek XIX wiek – telegramy, depesze, konne powozy
seryjny morderca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powrót do Łodzi nie był ani słodki ani przyjemny. Prawie zaraz na wstępie udajemy się na miejsce zbrodni – park, a w nim martwa nastolatka ułożona na płatkach kwiatów. A do tego jesień, więc od razu się człowiekowi wszystkiego odechciewa Na szczęście (albo nie, zależy kto co lubi) chwilę później przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz do gorącej Samarkandy (miasto w Uzbekistanie – tak tylko mówię, wiem, że to wiecie )
Z tą „petardą z Łodzi” to bym nie przesadzała. Po „Ogrodnika” sięgnęłam w sumie dlatego, że chciałam się przekonać czy będzie to kontynuacja „Czarodziejki” czy też coś kompletnie nowego. Sprawa jest nowa, ale wątki niektóre nawiązują do pierwszej części.
Trzy dni męczyłam tę książkę. Trzy!!!
Ja generalnie nie lubię grubych książek, ani to do torebki się nie zmieści a jak spadnie na stopę to potwornie boli. „Ogrodnik” do „Czarodziejki” ma się jak 1:2 i moim skromnym zdaniem za bardzo mu to nie służy.
Niby wszystko jest, ale jakoś tak nie do końca.
Julia jest i jak zwykle ma kłopoty.
Mania jest, ale dość szybko znika.
Tomek jest i musi Julię z kłopotów wyciągać, chociaż ona tego nie chce. Typowo.
Kuba jest i nawet przez chwilę jest mi go żal. Rudzielce potrafią zaleźć za skórę.
Magda i Zuzia, cała w kremie z rurek też są.
A oprócz nich cała masa (nie)całkiem nowych postaci i zdecydowanie za dużo wątków.
Tym razem Autorka skupiła się na doświadczeniach (bądź ich braku) nastolatek. Temat ważny, ale nie poruszył mnie aż tak jak ten z „Czarodziejki”.
Generalnie „Ogrodnik” zburzył moją teorię o wyższości kolejnych części nad pierwszą. Ale przeczytajcie i sami oceńcie. Przeglądając inne recenzje muszę przyznać, że zdecydowana większość jest pozytywna, więc może to ja po prostu nie miałam humoru na tę książkę.

Powrót do Łodzi nie był ani słodki ani przyjemny. Prawie zaraz na wstępie udajemy się na miejsce zbrodni – park, a w nim martwa nastolatka ułożona na płatkach kwiatów. A do tego jesień, więc od razu się człowiekowi wszystkiego odechciewa Na szczęście (albo nie, zależy kto co lubi) chwilę później przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz do gorącej Samarkandy (miasto w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to