-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2024-02-10
2023-05-25
2023-09-14
Ta książka otworzyła mi oczy na wiele procesów, które dzieją się podskórnie w brytyjskiej przyrodzie. To wgląd w historię parku Lake District, ale także ukazanie - w miękki, "angielski" sposób, destrukcyjnych praktyk tam stosowanych. Schofield jest sprawnym opowiadaczem i wybitnym przyrodniczym rewolucjonistą.
Ta książka otworzyła mi oczy na wiele procesów, które dzieją się podskórnie w brytyjskiej przyrodzie. To wgląd w historię parku Lake District, ale także ukazanie - w miękki, "angielski" sposób, destrukcyjnych praktyk tam stosowanych. Schofield jest sprawnym opowiadaczem i wybitnym przyrodniczym rewolucjonistą.
Pokaż mimo to2022-12-01
2021-03-24
To, w zasadzie, zbiór luźnych zapisków na jeden temat, a nie pełnokrwista książka. Ale oceniam ją wysoko za pewną językową bezczelność, odwagę w kreśleniu swojej wizji i sympatię do jej autora.
To, w zasadzie, zbiór luźnych zapisków na jeden temat, a nie pełnokrwista książka. Ale oceniam ją wysoko za pewną językową bezczelność, odwagę w kreśleniu swojej wizji i sympatię do jej autora.
Pokaż mimo to2020-11-08
Uświadomila mi, że warto dbać o moc słowa, narracji i snucia opowieści.
Uświadomila mi, że warto dbać o moc słowa, narracji i snucia opowieści.
Pokaż mimo to2020-10-23
2020-10-15
Monbiot jest znany z tego, że proponuje często radykalne i nowe wizje świata. W tej książce, pod tym względem, nic się nie zmieniło.
Co natomiast mnie zaskoczyło i sprawiło, że będę do niej wracał to zdecydowana krytyka "obrazu zastanego". Nikt wcześniej nie dostarczył mi tylu dobrych argumentów, dzięki którym swobodniej mogę mówić o tym, co nie podoba mi się w brytyjskim podejściu do świata naturalnego. Weźmy, na przykład, rozdział zatytułowany "Sheepwrecked" (gra słów; od shipwreck - wrak statku), w którym Monbiot wprost mówi, że owiec nienawidzi. A ściślej rzecz biorąc, kultury nadmiernego ich wypasu, która zupełnie zdominowała myślenie większości Brytyjczyków. Albo fragment o brytyjskich parkach narodowych, które poziomem bioróżnorodności dorównują poziomem miejskim trawnikom. I tak dalej...
Jestem pod wrażeniem tej (samo)krytyki. Szczególnie dlatego, że jest tak bezkompromisowa i niespotykana.
Monbiot jest znany z tego, że proponuje często radykalne i nowe wizje świata. W tej książce, pod tym względem, nic się nie zmieniło.
Co natomiast mnie zaskoczyło i sprawiło, że będę do niej wracał to zdecydowana krytyka "obrazu zastanego". Nikt wcześniej nie dostarczył mi tylu dobrych argumentów, dzięki którym swobodniej mogę mówić o tym, co nie podoba mi się w brytyjskim...
2020-07-05
Macfarlane skleja książki z dwóch materiałów: sensualnych i poetyckich opisów wrażeń oraz powszechnej historii zbudowanej z weryfikowalnych faktów. Można się tu posłużyć metaforą samurajskiego miecza, którego na przemian ułożone warstwy - raz miękka, podatna na ścieranie, ale też elastyczna i decydująca o ostrości, a raz twarda, lecz łamliwa, stanowią o jakości klingi. The Wild Places to takie dwa żywioły połączone w jedno.
Być może nie ma w takim pisaniu o krajobrazie nic bardzo oryginalnego, to dość klasyczny sposób. Tym niemniej, M. robi to w sposób wyjątkowo piękny, intymny i niebanalny.
Macfarlane skleja książki z dwóch materiałów: sensualnych i poetyckich opisów wrażeń oraz powszechnej historii zbudowanej z weryfikowalnych faktów. Można się tu posłużyć metaforą samurajskiego miecza, którego na przemian ułożone warstwy - raz miękka, podatna na ścieranie, ale też elastyczna i decydująca o ostrości, a raz twarda, lecz łamliwa, stanowią o jakości klingi. The...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-14
Myśliwski pisze tak, jakby słuchać czyjejś opowieści w przydrożnej knajpie gdzieś na prowincji. Narracja płynie wartko, jest mocno podkolorowana, wyostrzona magicznym realizmem. Są tu niby pieczołowicie opisywane fakty, miejsca i ludzie, ale tak naprawdę to nieważne, nie musimy o nich wiedzieć wszystkiego z encyklopedyczną dokładnością, nie musi spajać ich nić żelaznej logiki. Wystarczy, że wierzymy w to, co słyszymy. Ważne, że dajemy się ponieść logice mitu. Bo, w zasadzie, Myśliwski tworzy tu mitologię polskiej wsi.
Myśliwski pisze tak, jakby słuchać czyjejś opowieści w przydrożnej knajpie gdzieś na prowincji. Narracja płynie wartko, jest mocno podkolorowana, wyostrzona magicznym realizmem. Są tu niby pieczołowicie opisywane fakty, miejsca i ludzie, ale tak naprawdę to nieważne, nie musimy o nich wiedzieć wszystkiego z encyklopedyczną dokładnością, nie musi spajać ich nić żelaznej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-15
Ta opowieść o zadupiastej i jednocześnie pięknej wsi może zafrapować, jeżeli tylko zaakceptujemy jej język - barokowy i ekwilibrystyczny, pełen wyszukanych, nieraz nie do końca jasnych, słów. Aby książka przemówiła w pełni, musimy też przyjąć jej wyjątkową konwencję, bo od pierwszych zdań zanurzamy się tu w mit. Całą jej treścią są zmitologizowane sceny życia na prowincji. Mamy tu, na przykład, poetyckie opisy gęsiobicia, rozpalania ognia w kuchennej kozie, ręcznego siewu zbóż, "wilgotnego chlupotu" chlewu...
Sceny te nasycone są magią, są wzmocnione. Ale tak przecież działa nostalgia! Wyobrażamy sobie wtedy wszystko intensywniej niż podpowiadałaby zwykła obserwacja. A jest to książka przede wszystkim o nostalgii za utraconymi krajobrazami.
Ta opowieść o zadupiastej i jednocześnie pięknej wsi może zafrapować, jeżeli tylko zaakceptujemy jej język - barokowy i ekwilibrystyczny, pełen wyszukanych, nieraz nie do końca jasnych, słów. Aby książka przemówiła w pełni, musimy też przyjąć jej wyjątkową konwencję, bo od pierwszych zdań zanurzamy się tu w mit. Całą jej treścią są zmitologizowane sceny życia na prowincji....
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08
2016-12
Książek to dla mnie kolejna metamorfoza Stasiuka (po Olszewskim, Szczerku i in.). Z domieszką ornitologii, 'studenckiego' łażenia wzdłuż drogi, łapania stopa i gadania z każdym napotkanym człowiekiem.
Mnie przekonał ten styl narracji. Czuć w nim autentyczną fascynację pokonywaną przestrzenią.
Książka słabo wydana, więc średnia na prezent.
Książek to dla mnie kolejna metamorfoza Stasiuka (po Olszewskim, Szczerku i in.). Z domieszką ornitologii, 'studenckiego' łażenia wzdłuż drogi, łapania stopa i gadania z każdym napotkanym człowiekiem.
Mnie przekonał ten styl narracji. Czuć w nim autentyczną fascynację pokonywaną przestrzenią.
Książka słabo wydana, więc średnia na prezent.
2017-03-27
2017-05-25
2017-05-27
2017-12-16
Książka jest połączeniem pamiętnika i eseju naukowego. Ten pierwszy element przeważa, więc ci, którzy spodziewają się socjologcznej "opowieści o zanikaniu kultury chłopskiej" powinni przygotować się na długaśne fragmenty o papierówkach, łowieniu ryb i psach.
Na uwagę zasługuje sposób konstruowania zdań - wielokrotnie złożonych i pełnych dygresji. Czytając je, miałem wrażenie, że słucham Jerzego Sosnowskiego z Trójki...
Książkę wzmocnia ostatni rozdział, w którym autor patrzy z oddali na kres wsi jaką znaliśmy dotychczas. Akcentuje historię chłopstwa naznaczonego wiekami pańszczyzny i pokazuje jak wpłynęła ona na jego losy. Jest to jeden z nielicznych, napisanych z pierwszoosobowej perspektywy, głosów w bardzo ważnej - lecz marginalizowanej! - dyskusji o naszej współczesnej narodowej tożsamości.
Książka jest połączeniem pamiętnika i eseju naukowego. Ten pierwszy element przeważa, więc ci, którzy spodziewają się socjologcznej "opowieści o zanikaniu kultury chłopskiej" powinni przygotować się na długaśne fragmenty o papierówkach, łowieniu ryb i psach.
Na uwagę zasługuje sposób konstruowania zdań - wielokrotnie złożonych i pełnych dygresji. Czytając je, miałem...
2018-02-07
Chwała Robińskiemu za podjęcie takiego tematu! O polskich przestrzeniach przeoczonych, niepozornych, nieodkrytych, nieefektownych. Dobrze, że zainteresowanie nimi wzrasta. Dobrze, że pojawiają się młodzi autorzy na nie wrażliwi. (Ile można czytać tylko Stasiuka?)
W Hajstrach jest mnóstwo wątków: ornitologia, historia, geografia, hydrologia, turystyka, pedestrianizm, entomologia. Wszystko podane jako reportaż okraszony obszernymi cytatami, niezłymi opisami i poetyckimi wstawkami... Ale za dużo wszystkiego! Kakofonia tematów. Gdy tylko wyczuwam rytm, zaczynam się angażować, autor nagle urywa myśl, dokleja coś, potem wraca, tasuje, miesza. Przykro mi, to nie działa. Tekstowi brakuje spójności, bo większość wątków jest klejona na siłę. Duża wiedza okazuje się przekleństwem, gdy próbuje się o wszystkim mówić na raz. Poza tym, zawiodłem się samym stylem. Czytałem tę książkę jak sprawozdanie, jak spis faktów.
Chciałbym, aby Robiński pisał nadal, ale chciałbym też, żeby zwolnił, znalazł swój styl, i naprawdę wlazł w ten nasz polski krajobraz, przepuścił go prawdziwie przez siebie i dopiero potem wydał na piśmie.
Chwała Robińskiemu za podjęcie takiego tematu! O polskich przestrzeniach przeoczonych, niepozornych, nieodkrytych, nieefektownych. Dobrze, że zainteresowanie nimi wzrasta. Dobrze, że pojawiają się młodzi autorzy na nie wrażliwi. (Ile można czytać tylko Stasiuka?)
W Hajstrach jest mnóstwo wątków: ornitologia, historia, geografia, hydrologia, turystyka, pedestrianizm,...
Bez zbędnego żargonu naukowego. Książka, którą chciałbym móc przeczytać kilkanaście lat temu, gdy byłem w liceum. Dałaby mi inną perspektywę historii Polski.
Bez zbędnego żargonu naukowego. Książka, którą chciałbym móc przeczytać kilkanaście lat temu, gdy byłem w liceum. Dałaby mi inną perspektywę historii Polski.
Pokaż mimo to