Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie wiem, czy stawianie tej pozycji obok Archipelagu Gułag Aleksandra Sołżenicyna nie jest obrazoburcze, ale zaryzykuję, że jednak nie...
Znakomity wspomnieniowy reportaż z życia autora, który w 1940 roku, w wieku zaledwie 15 lat wpadł w tryby sowieckiego systemu opresji. Jerzy Gajdziński rzucany był po więzieniach, ośrodkach reedukacyjnych, łagrach, z finiszem w cieszącym się wyjątkowo złą sławą obozem w leżącej za kołem podbiegunowym Workucie. Stąd też podjął udaną ucieczkę, która po niezwykłych perypetiach zakończyła się powrotem do Polski w 1947 roku i wkrótce kolejnymi szykanami i więzieniem, tym razem ufundowanymi przez komunistyczne władze naszego kraju.
Pozycja stosunkowo nowa, co tu i ówdzie budzi wątpliwości co do autentyczności części zawartych w niej historii i zarzuca beletryzację. Z oboma zarzutami trudno się rozprawić, ale z szacunku do autora i milionów ofiar sowieckich łagrów nie zamierzam ich nawet powielać. Choć przyznam, że spotkanie z Ławrentijem Berią lub ostrzeliwanie się z radzieckimi pogranicznikami „korkowcem” brzmią naprawdę niezwykle...
Pewnym jest natomiast, że autor świetnie, ze swadą operuje językiem, co sprawia, że niezwykle mroczne w istocie dzieło pochłania się niczym... znakomitą powieść przygodową. Wartka akcja to jedno, a niezwykle trafne obserwacje konstrukcji sowieckiego systemu represji, permanentnego strachu, zależności, to drugie. Trzecie z kolei to głód, chłód, wszy i pluskwy, które niemal na każdej stronie książki odmieniane są przez wszystkie przypadki...
Gorąco polecam!

Nie wiem, czy stawianie tej pozycji obok Archipelagu Gułag Aleksandra Sołżenicyna nie jest obrazoburcze, ale zaryzykuję, że jednak nie...
Znakomity wspomnieniowy reportaż z życia autora, który w 1940 roku, w wieku zaledwie 15 lat wpadł w tryby sowieckiego systemu opresji. Jerzy Gajdziński rzucany był po więzieniach, ośrodkach reedukacyjnych, łagrach, z finiszem w cieszącym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wojna kiereszuje nie tylko jej uczestników, ale całe pokolenia. Te wojenne i kolejne. Ludzi, którzy tylko przypadkiem znaleźli się gdzieś na marginesie tej wojny, tak jak Vladan Borojević - 11-letni syn serbskiego oficera jugosłowiańskiej armii i Słowenki. Bohater "Mojej Jugosławii" po blisko 20 latach od wybuchu wojny w Jugosławii rusza tropem swojego zaginionego/zmarłego ojca - poszukiwanego zbrodniarza wojennego. Poszukiwania są przyczynkiem do znalezienia własnej tożsamości, rozliczenia i zrozumienia przeszłości, analizy skomplikowanych relacji w bałkańskim kotle. To też wreszcie opowieść o porażająco głębokiej samotności.
Książka mocna i przejmująca. Napisana w sposób bardzo przystępny, momentami wręcz niemal infantylny, aby po chwili zaskoczyć przenikliwością, dającymi do myślenia obrazami ludzkich postaw, sądów, zaniechań...
Zdecydowanie warto przeczytać, a przy okazji zgłębić przyczyny tragicznego konfliktu, który w centrum Europy rozegrał się pod koniec XX wieku. To tak niedawno, a mam wrażenie, że niewielu z nas dziś o nim pamięta.

Wojna kiereszuje nie tylko jej uczestników, ale całe pokolenia. Te wojenne i kolejne. Ludzi, którzy tylko przypadkiem znaleźli się gdzieś na marginesie tej wojny, tak jak Vladan Borojević - 11-letni syn serbskiego oficera jugosłowiańskiej armii i Słowenki. Bohater "Mojej Jugosławii" po blisko 20 latach od wybuchu wojny w Jugosławii rusza tropem swojego zaginionego/zmarłego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akurat za kilka dni wybieram się na Słowację w góry. Niestety (a może na szczęście?) nie w Trybecz. Choć podobno akurat w maju nic złego nie powinno się przytrafić, bo zła sława „Słowackiego Trójkąta Bermudzkiego” uaktywnia się między listopadem i marcem...
Nie jestem fanem horrorów, ale czy „Szczelina” aby na pewno nim jest? W powieści Kariki rzeczywistość i potwierdzone fakty z wcale nieodległej historii przeplatają się być może z fikcją, a może tylko subiektywnymi odczuciami bohaterów. Autor oddaje głos Igorowi, który ponoć sam go odnalazł i poprosił o utrwalenie jego mrożącej krew w żyłach historii. Igor to świeżo upieczony magister i początkujący bloger, który nie mogąc znaleźć lepszej pracy trafił na staż przy rozbiórce budynku po starym szpitalu psychiatrycznym w Żylinie. To właśnie tam przypadkowo odkrywa sejf, w którym znajdują się gramofonowe płyty z nagraniem rozmów i dokumentacja medyczna niejakiego Waltera Fishera. Ten trafił do tego psychiatryka krótko przed wybuchem II wojny światowej i - co sami możecie sprawdzić szperając w internecie – zarówno on, jak i jego historia są autentyczne. Nieszczęśnik zagubił się w Trybeczu – w sumie niewielkim paśmie górskim, w którym ponoć trudno się zagubić. Przepadł jak kamień w wodę, aby niespodziewanie odnaleźć się po kilku miesiącach. Był wycieńczony, poraniony, poparzony, a przede wszystkim śmiertelnie przerażony, w trudnym do wytłumaczenia, zdiagnozowania i wyleczenia stanie psychicznym. Okazuje się, że i wcześniej i później podobnych zagadkowych zdarzeń w Trybeczu odnotowano więcej. Niektórzy, tak jak Fisher przypłacili obcowanie z Trybeczem szaleństwem, po innych zaginął jakikolwiek ślad...
Dokumenty medyczne i zapis z gramofonowych płyt wciąga Igora w zagadkową historię, która najpierw ma być jedynie ciekawym tematem do blogosfery, ale wkrótce pochłania go bez reszty.
Powieść długo snuje się, umiarkowanie zaciekawia, ale delikatnie oplata czytelnika. Z każdą stroną coraz mocniej. Coraz bardziej nie można się od niej oderwać. Wciąga, hipnotyzuje, aż wreszcie zupełnie zniewala i szaleńczo pędzi do finału, który wciąż pozostawia z pytaniem: co jest rzeczywistością, a co fikcją...

Akurat za kilka dni wybieram się na Słowację w góry. Niestety (a może na szczęście?) nie w Trybecz. Choć podobno akurat w maju nic złego nie powinno się przytrafić, bo zła sława „Słowackiego Trójkąta Bermudzkiego” uaktywnia się między listopadem i marcem...
Nie jestem fanem horrorów, ale czy „Szczelina” aby na pewno nim jest? W powieści Kariki rzeczywistość i potwierdzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odsłuchana w formie audiobooka kapitalnie przeczytanego przez Leszka Filipowicza. Zacznę od końca, bo dopiero w ostatnich słowach lektora dotarła do mnie informacja, że książka ukazała się nakładem wydawnictwa Krytyka Polityczna. I znakomicie się stało, że dowiedziałem się o tym już po lekturze, bo dzięki temu nie podszedłem do niej ani z dystansem, ani z nieufnością. Sądzę bowiem, że gdzieś podskórnie obawiałbym się jakiegoś trudnego do zaakceptowania przeze mnie bełkotu, jaki dość często wylewa się z internetowych łamów największego lewicowego dziennika w Polsce, jak tytułuje się właśnie Krytyka Polityczna...

I cóż tu można napisać? Po prostu świetna pozycja. Znakomita praca że źródłami. Napisana jak wartka powieść sensacyjna, tak, że nawet niespecjalnie zainteresowani historią z pewnością zostaną wciągnięci w wartką akcję. Smutna opowieść o drodze do wybuchu II wojny światowej, której główny szlak wiódł przez konferencję w Monachium, gdzie rzekomo w imię ratowania pokoju europejskie mocarstwa z Anglią i Francją na czele wysłały małe Czechy w objęcia Adolfa Hitlera. Choć może trudno w to uwierzyć, ale sposób, w jaki Anglicy i Francuzi zdradzili Polskę we wrześniu 1939 to w sumie niewinne igraszki przy tym, jak rozegrali Czechów. Notabene, swoją cegiełkę dołożyliśmy i my, Polacy, o czym raczej staramy się nie pamiętać...

Książka Piotra M. Majewskiego zdecydowanie zmienia optykę na pogardliwą ocenę, że Czesi kwiatami witali wkraczający Wehrmacht. Z drugiej strony, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz ukazał się czeski pragmatyzm. Oczywiście można go różnie oceniać, ale dla otoczonych większymi sąsiadami Czechów była to chyba jednak jedyna słuszna droga. Jeśli mały naród chce przetrwać nie może i nie powinien szafować zanadto swoją krwią, bo nie ma jej za wiele. Paskudna kalkulacja, ale w trosce o to, by trwać i dać nadzieję kolejnym pokoleniom.

Nam Polakom, a zwłaszcza rządzącej klasie politycznej (każdej od 1989 roku!) rzut oka na sytuację przededniu wybuchu II wojny światowej też jest bardzo przydatny. Warto sobie każdego dnia powtarzać, że w polityce międzynarodowej nie ma się przyjaciół, a jedynie interesy, których trzeba skutecznie bronić. Z nikim nie należy się spoufalać, ale też nikomu nie dać odczuć, że nam na nim nie zależy. No i oczywiście, że wszystkie ustalenia i pakty, są tylko dokumentami, a w żadnej mierze gwarantami naszego bezpieczeństwa.

Odsłuchana w formie audiobooka kapitalnie przeczytanego przez Leszka Filipowicza. Zacznę od końca, bo dopiero w ostatnich słowach lektora dotarła do mnie informacja, że książka ukazała się nakładem wydawnictwa Krytyka Polityczna. I znakomicie się stało, że dowiedziałem się o tym już po lekturze, bo dzięki temu nie podszedłem do niej ani z dystansem, ani z nieufnością. Sądzę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka Michał Kołodziejczyk, Anita Werner
Ocena 7,3
Mecz to pretek... Michał Kołodziejczy...

Na półkach:

To nie jest książka tylko dla kibiców piłkarskich. Co więcej, ci najbardziej ortodoksyjni mogą poczuć się wystrychnięci na dudka, bo - jak w tytule - piłka nożna to jedynie pretekst. Pretekst, aby zabrać nas w podróż zawiłymi meandrami najnowszej historii współczesnej Europy. Anita Werner i Michał Kołodziejczyk zapraszają nas w kierunki nieoczywiste dla fanów futbolu, ale jak najbardziej słuszne z perspektywy poszukiwania zapalnych (wciąż lub nieco zaleczonych) punktów naszego kontynentu. Odwiedzamy więc Izrael i Jerozolimę, wizytujemy Bośnię, Kosowo, Bilbao w leżącym w granicach Hiszpanii Kraju Basków, irlandzki Belfast i wreszcie Nadniestrze czyli uznawaną głównie przez samą siebie część Mołdawii.
Kapitalna, fascynująca lektura, znakomity reportaż, który pokazuje niszczycielską, ale i pozytywną siłę sportu, a piłki nożnej w szczególności. Fakt, że „Futbol to pretekst” napisało dwoje autorów z nieco odmiennych dziennikarskich światów jest dodatkowym atutem. Myślę, że im samym pozwoliło z innych perspektyw spojrzeć na problematykę, w której na co dzień się poruszają, a czytelnikom wyciągnąć z lektury mnóstwo smaczków, ciekawostek, frapujących detali i w konsekwencji niezwykle trafnych diagnoz współczesnej Europy...

To nie jest książka tylko dla kibiców piłkarskich. Co więcej, ci najbardziej ortodoksyjni mogą poczuć się wystrychnięci na dudka, bo - jak w tytule - piłka nożna to jedynie pretekst. Pretekst, aby zabrać nas w podróż zawiłymi meandrami najnowszej historii współczesnej Europy. Anita Werner i Michał Kołodziejczyk zapraszają nas w kierunki nieoczywiste dla fanów futbolu, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawdopodobnie Malcolmowi XD nigdy nie zagrozi literacka nagroda Nobla, ale z drugiej strony jego „Emigracja” jest zdecydowanie więcej warta od wielu przeintelektualizowanych dzieł oderwanych od rzeczywistości twórców przez wielkie „T”. Internetowa pasta w wersji megamax z przytupem wkroczyła na rynek książkowy obalając mit o wykluczaniu się obu światów i ich ortodoksyjnych odbiorców. Przy okazji narzucając internetowe wartości z absolutną anonimowością autora na czele. Prawdziwa antyteza czekającego na poklask literata.
„Emigracja” to niczym snuta przy piwie i joincie luźna gawęda. Z wieloma wtrąceniami, odpływami od głównego wątku. Mimo tego wartka, a przy okazji ociekająca slangiem, wulgaryzmami, ale przede wszystkim humorem. Ale nie o samą „bekę” z „imby” chodzi. To genialny obraz polskiego społeczeństwa ze szczególnym naciskiem na część brytyjskiej emigracji. Malcolm XD zabiera nas przede wszystkim w te nie najwyższe sfery: od pospolitych żuli i patusów, chamów, wąsatych Januszów i cycatych Grażyn, ich tępych córek Karyn i zięciów Sebiksów, przez mieszkańców squatów, kierowców tirów, pospolitych kombinatorów, nisko wykwalifikowanych robotników, życiowych pechowców, po sączących sojowe latte hipsterów w musztardowych dżinsach. Obraz życia i świata widziany oczami świeżo upieczonego studenta z prowincjonalnego miasteczka, w którym największym wydarzeniem są „Dni Agrestu”, a największą atrakcją turystyczną jest ustawiony w Rynku narzutowy głaz (okazjonalnie zajebywany przez zawistnych mieszkańców sąsiedniego miasteczka). Czasem z ironią i sarkazmem, ale zawsze jednak z jakąś tam sympatią dla swoich bohaterów Malcolm XD celnie diagnozuje postawy, motywacje i życiowe wybory swoich bohaterów. Najlepsze na koniec, co jednak wcale mnie nie dziwi, „Emigracja” jest w dużej mierze autobiograficzna, a zdecydowana większość opisywanych w nich postaci i zdarzeń jest prawdziwa. I już zupełnie na finał bardzo ważna uwaga – polecam wersje audiobookową. Świetnie przeczytane z wyczuciem stylu autora przez Janusza Zadurę. Wersja książkowa z mnogością CAPSLOCKÓW chyba aż tak nie porwie.

Prawdopodobnie Malcolmowi XD nigdy nie zagrozi literacka nagroda Nobla, ale z drugiej strony jego „Emigracja” jest zdecydowanie więcej warta od wielu przeintelektualizowanych dzieł oderwanych od rzeczywistości twórców przez wielkie „T”. Internetowa pasta w wersji megamax z przytupem wkroczyła na rynek książkowy obalając mit o wykluczaniu się obu światów i ich ortodoksyjnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po "Bestii. Studium zła" Magdy Omilianowicz to kolejna przeczytana, a ściślej wysłuchana przeze mnie w ostatnim czasie książka poświęcona seryjnemu mordercy. Skąd jeszcze porównanie do opowiedzianej przez Semczuka historii Joachima Knychały do tej Leszka Pękalskiego, która wyszła spod pióra Omilianowicz? Podobny pomysł na reportaż i wplecenie weń elementów fikcji literackich. Nieco wyżej oceniam "Bestię", ale "Kryptonim Frankenstein" to także kawał świetnej roboty, która swoim nastrojem przypomina kryminalno-psychologiczny thriller. Tytułowy Frankenstein rysuje się jako socjopatyczna, niejednoznaczna postać niczym doktor Jeckyll i mister Hyde. Jakie pobudki kierowały mordercą? Gdzie były ich praprzyczyny? Dodatkowym atutem było oddanie specyfiki Śląska - życia w przykopalnianych osiedlach, kultu górniczej pracy. Razem z Knychałą jeździmy rozklekotanymi tramwajami, zaglądamy do mniej lub bardziej podrzędnych spelunek, uczestniczymy w życiu typowej śląskiej rodziny. No i milicyjne śledztwo od kuchni. Śledztwo z zastosowaniem nietypowych metod i pomysłów...

Po "Bestii. Studium zła" Magdy Omilianowicz to kolejna przeczytana, a ściślej wysłuchana przeze mnie w ostatnim czasie książka poświęcona seryjnemu mordercy. Skąd jeszcze porównanie do opowiedzianej przez Semczuka historii Joachima Knychały do tej Leszka Pękalskiego, która wyszła spod pióra Omilianowicz? Podobny pomysł na reportaż i wplecenie weń elementów fikcji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy historia tajemniczej śmierci dziewięciorga studentów podczas zimowej wyprawy w góry Uralu z 1959 roku została wreszcie wyjaśniona? Mam wrażenie, że tak, a sztuka ta udała się 40 lat później rosyjskiej pisarce Annie Matwiejewej.
Reportaż z elementami fikcji literackiej - o tych pobocznych wątkach za moment - czyta się naprawdę dobrze. Autorka przekopała mnóstwo materiałów źródłowych, w tym takie, do których wcześniej nikt nie dotarł. Są więc i dzienniki członków wyprawy, i rozmowy z ich bliskimi, relacja śledztwa, analiza wielu hipotez i teorii spiskowych dotyczących wypadku i wreszcie to, co okazało się najcenniejsze – zakopane w archiwach radiogramy z akcji poszukiwawczej bezpośrednio po zaginięciu turystów. Mam wrażenie, że całość zaciekawi nie tylko tych, którzy tragedią w przełęczy Diatłowa interesują się od dawna, ale także tych, którzy zetknęli się z nią po raz pierwszy lub znają sprawę jedynie pobieżnie. Dla mnie dodatkowym smaczkiem była cała otoczka towarzysząca wyprawie – końcówka lat pięćdziesiątych, niby już po śmierci Stalina, ale ZSRR to wciąż siermiężne, totalitarne państwo z układami, zależnościami, koniecznością znalezienia kozłów ofiarnych, zatuszowania niewygodnych faktów itd.
I na deser o wspomnianych już wątkach pobocznych – elementach fikcji (?) literackiej. Bohaterką i narratorką książki jest 30-letnia młoda pisarka Anna (sama Anna Matwiejewa?), w której życie nagle, w nieco mistyczny i zagadkowy sposób wkrada się właśnie historia z Przełęczy Diatłowa. Bardzo szybko tajemnica sprzed 40 lat staje się jej obsesją. Dąży do jej rozwikłania, a codzienna żmudna praca nad zbieraniem materiału do książki przeplata się z prozą życia w postaci... jej kota oraz sercowych rozterek. Anny, a nie kota rzecz jasna :) Dzięki temu zabiegowi mamy poczucie niemal uczestnictwa w akcie pisania i zaglądnięcia do pisarskiej „kuchni”. Momentami Anna może jest i nazbyt pretensjonalna i przeświadczona o swojej znakomitości, ale w sumie da się lubić. W każdym razie ja polubiłem. I „kupuję” ten jej stylistyczny zabieg...

Czy historia tajemniczej śmierci dziewięciorga studentów podczas zimowej wyprawy w góry Uralu z 1959 roku została wreszcie wyjaśniona? Mam wrażenie, że tak, a sztuka ta udała się 40 lat później rosyjskiej pisarce Annie Matwiejewej.
Reportaż z elementami fikcji literackiej - o tych pobocznych wątkach za moment - czyta się naprawdę dobrze. Autorka przekopała mnóstwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Katastrofą w Czarnobylu interesuje się od wielu lat i chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że wiem na ten temat dość dużo. Przed ,lekturą zastanawiałem się czy poznam mniej znane lub zupełnie nieznane fakty. Byłem delikatnie sceptyczny, chociaż z drugiej strony grubość książki pozwalała żywić taka nadzieję....
I nadzieja okazała się słuszna. Za mną kapitalny reportaż historyczny. Sprawnie napisany, z mnóstwem faktów naukowych, technicznych, medycznych, ale nade wszystko przesiąknięty ludzkimi emocjami. Powala mnogość źródeł, cytatów z dokumentów, rozmów z zza zamkniętych drzwi, relacji świadków, a często głównych rozgrywających samej katastrofy. Wszystko w znakomicie oddanej surrealistycznej atmosferze ZSRR - państwa totalitarnego, w którym ludzie żyją w atmosferze strachu, intryg, zależności, spisków, zakłamania i nieco paradoksalnie jednak wielkiej miłości do swojego kraju. Podejrzewam, że dla amerykańskiego autora zanurzenie się w tej radzieckiej rzeczywistości było niezwykłą, choć wstrząsającą przygodą.
Adam Higginbotham zabiera nas w niezwykłą podróż, która zaczyna się w połowie XX wieku i wielkim radzieckim śnie o "pokojowy atom". Wspomina wcześniejsze wypadki jądrowe, także te poza ZSRR, a potem niemal dzień po dniu relacjonuje powstanie elektrowni w Czarnobylu i miasta Prypeć, gdzie zamieszkali jej pracownicy. Kłopoty w czasie budowy, wszechobecna bylejakość, polityczne naciski, wreszcie radości i troski zwykłych ludzi. Dzień za dniem, aż do feralnej kwietniowej nocy 1986 roku. Autor szczegółowo odtwarza nie tylko jej przebieg, ale również wszystko to, co działo się potem: informacyjny chaos, próby zatuszowania, międzynarodowe spekulacje i reakcje, likwidację skutków, próby wskazania winnych, ewentualnie kozłów ofiarnych. Bohaterami czarnobylskiego dramatu są nie tylko przedstawiciele partyjnych czy naukowej wierchuszki, ale też strażacy, żołnierze, lekarze, setki tysięcy likwidatorów, lub prości ludzie, którzy z dnia na dzień musieli uciekać przed niewidzialnym zagrożeniem. Wielu z nich dzięki Higginbothamowi towarzyszymy aż do samego końca,. często ostatecznego, nawet jeśli nastąpił wiele lat później po katastrofie w Czarnobylu. Książka ukończona została we wrześniu 2018 roku i zdążyły się w niej znaleźć jeszcze nawiązania do katastrofy w Fukushimie w Japonii w 2011 roku. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że historia Czarnobyla tak naprawdę toczy się nadal.
"O północy w Czarnobylu" jest tak po ludzku przejmująca, ale i niezwykle wartościowa faktograficznie. Wielki szacunek za ogrom pracy, jaką musiał włożyć w nią autor! Gorąco polecam!

Katastrofą w Czarnobylu interesuje się od wielu lat i chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że wiem na ten temat dość dużo. Przed ,lekturą zastanawiałem się czy poznam mniej znane lub zupełnie nieznane fakty. Byłem delikatnie sceptyczny, chociaż z drugiej strony grubość książki pozwalała żywić taka nadzieję....
I nadzieja okazała się słuszna. Za mną kapitalny reportaż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fascynujący reportaż z elementami fikcji literackiej przedstawiający sylwetkę i życie "Wampira z Bytowa", Leszka Pękalskiego. Co kierowało mężczyzną, który na przełomie lat 80 i 90 poprzedniego stulecia pozbawił życia kilkadziesiąt osób, co on sam myśli o sobie, jaki wpływ na jego postawę miało dzieciństwo, jak był postrzegany przez otoczenie, czy wreszcie jakim cudem lekko upośledzony człowiek przez długie lata unikał zatrzymania przez milicję/policję? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi szuka Magda Omilianowicz. Otwarta pozostaje natomiast kwestia na ile człowiek ma wpływ na to kim jest, a na ile determinuje go środowisko, w jakim wyrasta, sytuacje życiowe, uwarunkowania społeczne, a czasem przypadek.
"Bestia. Studium zła" to wyjątkowo wnikliwe dziennikarstwo śledcze, efekt przekopania dziesiątek tomów akt sprawy, rozmów z osobami znającymi Leszka, członkami jego rodziny, opiekunami, kolegami. Elementy fikcji literackiej są łatwe do wyodrębnienia, ale i świetnie wkomponowane w książkę. Często dodają jej jeszcze więcej makabryczności, pozwalają niemal zanurzyć się w umysłach mordercy i jego ofiar.
Z pewnością nie jest to lektura dla wszystkich i na każdą okazję, ale bezwzględnie gorąco polecam!

Fascynujący reportaż z elementami fikcji literackiej przedstawiający sylwetkę i życie "Wampira z Bytowa", Leszka Pękalskiego. Co kierowało mężczyzną, który na przełomie lat 80 i 90 poprzedniego stulecia pozbawił życia kilkadziesiąt osób, co on sam myśli o sobie, jaki wpływ na jego postawę miało dzieciństwo, jak był postrzegany przez otoczenie, czy wreszcie jakim cudem lekko...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ania Maciej Drzewicki, Grzegorz Kubicki
Ocena 7,9
Ania Maciej Drzewicki, G...

Na półkach: ,

Rzadko sięgam po biografie. Sam do końca nie wiem, dlaczego wziąłem do ręki, a raczej włożyłem w uszy słuchawki - bo książkę w formie audiobooku w dwa dni przeczytała mi Anna Dereszowska...
Wrażenia? Jakkolwiek to zabrzmi, to przepiękna książka. Opowieść o kochanej przez pół Polski normalnej "dziewczynie z sąsiedztwa", która podążała za swoimi marzeniami, będąc przy tym zawsze sobą, jasno wytyczającej swoje priorytety, potrafiącej pozostać ponad zmanierowanym światkiem artystów, aktorów, modelek...
To historia o niesprawiedliwie krótkim, ale niezwykle intensywnym życiu. Mnóstwo wspaniałych anegdot, wspomnień rodziny i przyjaciół. Długimi fragmentami można było serdecznie się pośmiać, momentami mocno zadumać, aż wreszcie z coraz większym smutkiem obserwować czas odchodzenia, przygotowywania się na śmierć...
Życiorys wiecznie gnającej do przodu Anny Przybylskiej utwierdza w przekonaniu, że żyć i działać trzeba każdego dnia, bo każdy może być ostatnim. Dobrze przeżyte życie, zgodnie ze swoimi zasadami pozwala - choć brzmi to niewiarygodnie - łatwiej pogodzić się ze swoją śmiercią. Bólu najbliższych nie będziemy w stanie złagodzić, ale nasze dobro będzie w ich sercach i wspomnieniach żyło wiecznie.
I na zakończenie...
Jednymi z najbardziej wstrząsających fragmentów były te opisujące perypetie Przybylskiej z paparazzimi. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach życia. Wiadomo, nic tak nie ożywia gazetowej "jedynki" jak trup. Ale w jakże koszmarnej kondycji jest człowiek, przecież ten towar nigdy jednak nie trafiłby na półki, gdyby nie było na niego szalonego popytu...

Rzadko sięgam po biografie. Sam do końca nie wiem, dlaczego wziąłem do ręki, a raczej włożyłem w uszy słuchawki - bo książkę w formie audiobooku w dwa dni przeczytała mi Anna Dereszowska...
Wrażenia? Jakkolwiek to zabrzmi, to przepiękna książka. Opowieść o kochanej przez pół Polski normalnej "dziewczynie z sąsiedztwa", która podążała za swoimi marzeniami, będąc przy tym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po pierwszym moim spotkaniu z Cezarym Łazarewiczem przy okazji genialnej pozycji "Żeby nie było śladów" mocno ostrzyłem sobie zęby na "Koronkową robotę. Sprawa Gorgonowej". Może za wysoko została zawieszona poprzeczka, bo jednak czuję pewien niedosyt. Liczyłem, że mimo upływu prawie stu lat uda się znaleźć lub przynajmniej znacząco zbliżyć do rozwiązania zagadki "Kto zabił 17-letnią Lusię Zarembiankę?". To się nie udało, chociaż po lekturze z pewnością każdy czytelnik wyrobi sobie zdanie na ten temat. To w zasadzie jedyny zarzut, jeśli w ogóle można to nazwać zarzutem, bo trzeba przyznać, że Łazarewicz wiele zrobił, by dotrzeć do prawdy. Na podstawie dostępnych materiałów źródłowych wnikliwie odtworzył wydarzenia w willi w Brzuchowicach, a potem przebieg śledztwa i procesów. Do tego mocno "poszperał" w życiorysach zamieszanych w zbrodnię osób, dotarł do ich rodzin, znajomych. Udało mu się zdemaskować kilka mitów i kłamstw, które przez lata urosły wokół sprawy.
Dużą siłą "Koronkowej roboty" jest oddanie atmosfery żyjącej procesem lwowskiej ulicy, jej mentalności, sposobu myślenia. To przy okazji subtelna lekcja historii i analiza ówczesnych nastrojów społecznych w II RP. Wrażenie wywierają też sylwetki, bynajmniej nie krystaliczne, głównych bohaterów - Henryka Zaremby i zwłaszcza Rity Gorgonowej.
Podsumowując... Na pewno warto sięgnąć!

Po pierwszym moim spotkaniu z Cezarym Łazarewiczem przy okazji genialnej pozycji "Żeby nie było śladów" mocno ostrzyłem sobie zęby na "Koronkową robotę. Sprawa Gorgonowej". Może za wysoko została zawieszona poprzeczka, bo jednak czuję pewien niedosyt. Liczyłem, że mimo upływu prawie stu lat uda się znaleźć lub przynajmniej znacząco zbliżyć do rozwiązania zagadki "Kto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak na reporterski debiut - książka więcej niż obiecująca. Naprawdę dobra lektura, nad którą warto się pochylić. Kawał solidnej roboty w temacie, w którym chyba niewielu dotąd się poruszało. Największym atutem jest wielopłaszczyznowe spojrzenie na zagadnienie bioenergoterapii, uzdrawiania itp. Reporterka wydaje się raczej lekko sceptyczna wobec zagadnienia, choć nie stawia się po żadnej ze stron. Za to oddaje głos zarówno samym obdarzonym tym darem, jak i pacjentom, ale też lekarzom akademickim, psychologom, prawnikom, duchownym. W dziesiątkach rozmów ścierają się różne opinie, światopoglądy, próby zdefiniowania czegoś, czego wciąż nie potrafimy jeszcze zdefiniować...

Jak na reporterski debiut - książka więcej niż obiecująca. Naprawdę dobra lektura, nad którą warto się pochylić. Kawał solidnej roboty w temacie, w którym chyba niewielu dotąd się poruszało. Największym atutem jest wielopłaszczyznowe spojrzenie na zagadnienie bioenergoterapii, uzdrawiania itp. Reporterka wydaje się raczej lekko sceptyczna wobec zagadnienia, choć nie stawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przepiękna, poruszająca historia wielkiej miłości, której nikt i nic nie jest w stanie złamać. Historia tak niezwykła, że aż nie chce się wierzyć, że wydarzyła się naprawdę. Z finałem jak w bajce. To taki rodzaj lektury, która daje siłę do życia i pozwala spojrzeć z innej perspektywy na swoje kłopoty, rozterki itp. Wielki szacunek dla autorki i wszystkich zaangażowanych w pracę nad powstaniem książki. Spisanie i zweryfikowanie wspomnień z życia Lale i Gity jest czymś absolutnie bezcennym!

Przepiękna, poruszająca historia wielkiej miłości, której nikt i nic nie jest w stanie złamać. Historia tak niezwykła, że aż nie chce się wierzyć, że wydarzyła się naprawdę. Z finałem jak w bajce. To taki rodzaj lektury, która daje siłę do życia i pozwala spojrzeć z innej perspektywy na swoje kłopoty, rozterki itp. Wielki szacunek dla autorki i wszystkich zaangażowanych w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są książki, które czyta się z pewną... nienawiścią, czuje się wstręt, przerażenie, wściekłość, a jednak nie można się od nich oderwać. Taka pozycją było dla mnie "Żeby nie było śladów". Znakomite dziennikarstwo śledcze. Wstrząsający obraz i pokaz siły peerelowskiej machiny, która nie bacząc na nic i na nikogo, przy zaangażowaniu tysięcy ludzi doprowadziła do zamierzonego celu: obciążenia i skazania niewinnych ludzi, a uchronienie od odpowiedzialności faktycznych morderców Grzegorza Przemyka. Książka to też jednak piękne świadectwo wspaniałych jednostek, które nie dały się zastraszyć, a ich upór i odwaga doprowadziły do tego, że spora część społeczeństwa poznała prawdę.

Są książki, które czyta się z pewną... nienawiścią, czuje się wstręt, przerażenie, wściekłość, a jednak nie można się od nich oderwać. Taka pozycją było dla mnie "Żeby nie było śladów". Znakomite dziennikarstwo śledcze. Wstrząsający obraz i pokaz siły peerelowskiej machiny, która nie bacząc na nic i na nikogo, przy zaangażowaniu tysięcy ludzi doprowadziła do zamierzonego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fascynująca podróż po Korei Północnej - ulicach, placach, miastach, wsiach, ale nade wszystko głowach i duszach jej mieszkańców. Zdecydowanie tych najodważniejszych i najbardziej zdeterminowanych, którzy potrafili powiedzieć "nie" otaczającej rzeczywistości i spróbować zawalczyć o lepsze życie. Ucieczka była szalonym aktem odwagi, w którym chyba najtrudniejsze było ściągnięcie niewidocznych kajdan, które od ponad 50 lat okuwają umysły tych biednych ludzi. Po lekturze trochę "wkręciłem się" w temat Korei Północnej. Z informacji, jakie udało mi się uzyskać wynika, że w porównaniu z koszmarnymi latami dziewięćdziesiątymi, dziś żyje się tam lepiej - także zwykłym ludziom. Ale to ich "lepiej" to i tak poziom mułu i wodorostów.
Bardzo dobra reporterska robota, o wstrząsającej treści nawet nie zamierzam się rozwodzić. To po prostu dramat, temat trudny do ogarnięcia z naszej perspektywy. Napisze tylko, że chyba najbardziej wstrząsnęła mną statystyka, że przeciętne dziecko z Korei Południowej jest o 13 cm wyższe od swojego rówieśnika z Północy. Oto efekt niedojadania od kilku pokoleń i koszmarnych warunków życia...

Fascynująca podróż po Korei Północnej - ulicach, placach, miastach, wsiach, ale nade wszystko głowach i duszach jej mieszkańców. Zdecydowanie tych najodważniejszych i najbardziej zdeterminowanych, którzy potrafili powiedzieć "nie" otaczającej rzeczywistości i spróbować zawalczyć o lepsze życie. Ucieczka była szalonym aktem odwagi, w którym chyba najtrudniejsze było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyjątkowo mocna książka. Szesnaście współczesnych reportaży znakomitej dziennikarki. Historie, które wgniatają w ziemię, zapadają w pamięć i nie pozwalają łatwo przejść do porządku dziennego Tytuł trafiony w punkt. Opowieści budzą wstyd i wściekłość, a jednocześnie okrutnie frustrują, bo obrazują funkcjonowanie bezdusznego systemu, rozmaite zależności i patologie. W centrum tego wszystkiego ludzie - bezradne lub bezsilne ofiary, wyrafinowani kaci i tryby maszyn...

Wyjątkowo mocna książka. Szesnaście współczesnych reportaży znakomitej dziennikarki. Historie, które wgniatają w ziemię, zapadają w pamięć i nie pozwalają łatwo przejść do porządku dziennego Tytuł trafiony w punkt. Opowieści budzą wstyd i wściekłość, a jednocześnie okrutnie frustrują, bo obrazują funkcjonowanie bezdusznego systemu, rozmaite zależności i patologie. W centrum...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaskakujące jak podobne są historie Richland i Ozorska - tajnych miast w Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim. Łączy je pluton i złudny klosz bezpieczeństwa, jakim zostały nakryte. Złudny, bo w pakiecie z wysokimi zarobkami, lepszymi mieszkaniami, dobrze zaopatrzonymi sklepami, centrami handlowymi czy teatrami, zamkniętym weń ludziom serwowano śmiertelne niebezpieczeństwo, choroby, strach...
Tematyka katastrof nuklearnych nie jest mi obca - kwestie skutków zdrowotnych i środowiskowych wynikających z narażenia na radiację nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem, ale już sam system funkcjonowania potężnego atomowego lobby wyrzucił mnie z butów, totalnie poraził.
Wielki szacunek dla autorki, która wykonała tytaniczną pracę, aby pokazać ogrom kłamstw, ignorancji, a czasami koszmarnych bezeceństw, jakich dopuścili się (wciąż dopuszczają?!) decydenci dwóch mocarstw. Kate Brown przewaliła tony dokumentów - same przypisy liczą blisko 80 stron! Spotkała się z mnóstwem ludzi. Dzięki tej niezwykłej skrupulatności ta książka daleko wychodzi poza ramy reportażu i zbliża się do charakteru pracy naukowej z zakresu socjologii, historii najnowszej, medycyny, ekologii. Pod tym względem mistrzostwo świata!
Ale w beczce miodu musi też się trafić łyżka dziegciu. Dla mnie były dwie. Zatem...
1. Mam wrażenie, że książkę można było przetłumaczyć lepiej. Zdecydowanie lepiej. Zwłaszcza pierwszą część momentami czyta się naprawdę kiepsko.
2. Osobiście nie lubię przypisów na końcu książki, tym bardziej jeśli jest ich takie nagromadzenie. Zaglądanie do nich praktycznie co chwilę było męczące i w końcu niemal zupełnie to zarzuciłem. Więcej grzechów nie pamiętam :)

Zaskakujące jak podobne są historie Richland i Ozorska - tajnych miast w Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim. Łączy je pluton i złudny klosz bezpieczeństwa, jakim zostały nakryte. Złudny, bo w pakiecie z wysokimi zarobkami, lepszymi mieszkaniami, dobrze zaopatrzonymi sklepami, centrami handlowymi czy teatrami, zamkniętym weń ludziom serwowano śmiertelne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wstrząsająca w treści, genialnie opowiedziana historia katastrofy czarnobylskiej. Z perspektywy zwykłych ludzi, którzy w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku znaleźli się w zupełnie innym świecie. Niby identycznym, a jednak zupełnie innym. Obcym, nieznanym, śmiertelnie groźnym.
To również historia brutalnej próby generalnej homo sovieticus. I trzeba przyznać, że człowiek radziecki ten egzamin zdał na piątkę. Tragicznie dla siebie i tysięcy, milionów (?) swoich rodaków, szczęśliwie dla połowy Europy, która w przypadku niezapobieżenia drugiemu wybuchowi reaktora, nie nadawałaby się do zamieszkania po dziś dzień.
Życiowa postawa ludzi, do których po 20 latach dotarła Aleksijewicz wzrusza, czasem przeraża, czasem jest trudna do zrozumienia. Każdy musiał sam znaleźć drogę do poznania, a potem oswojenia swojego nowego życia z piętnem Czarnobyla. Śledzenie tej drogi jest nieprawdopodobną przygodą i nauką. Gorąco polecam!

Wstrząsająca w treści, genialnie opowiedziana historia katastrofy czarnobylskiej. Z perspektywy zwykłych ludzi, którzy w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku znaleźli się w zupełnie innym świecie. Niby identycznym, a jednak zupełnie innym. Obcym, nieznanym, śmiertelnie groźnym.
To również historia brutalnej próby generalnej homo sovieticus. I trzeba przyznać, że człowiek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze spotkanie z Krajewskim. Wrażenie niezapomniane. Świetny kryminał osadzony w nader ciekawych mrocznych, dekadenckich latach międzywojnia. Do tego nietuzinkowy rys bohaterów i... masa dodatków. Te dodatki urzekły mnie najbardziej! A więc... bardzo dokładne odtworzenie Breslau i wszystkich niuansów z czasu trwania akcji - informacji o czym donosiła ówczesna prasa, czym żyła ulica, menu i cenniki poszczególnych lokali, rozkład sklepów z dokładną informacją, że tam i tam były najlepsze w okolicy bułki, a tam i tam swój zakład miał wybitny krawiec. Breslau można było dotknąć. Wręcz wyczuwało się zapachy i smaki! A że Mock, jak wiadomo, to pijak i dziwkarz pierwszego sortu, toteż czasem po lekturze czułem, że jestem przesiąknięty knajpianym zapachem dymu, piwa, mniej lub bardziej wykwintnych przystawek i dań głównych oraz perfum kurtyzan i nimfomanek...
Zdecydowanie tę książkę odbierałem wieloma zmysłami i dlatego wywarła tak silne wrażenie. Drugą, trzecią część podobnie, chociaż generalnie, z małymi wyjątkami, im dalej w las, tym gorzej. Dla mnie Krajewski na dłuższą metę jest męczący i zbyt monotematyczny. Czasem całkiem poważnie zastanawiałem się nad konstrukcją psychiczną autora. Mam nieodparte wrażenie, że nadał Mockowi trochę/dużo/bardzo dużo* (*niepotrzebne skreślić) swoich cech. To już jednak zupełnie inna para kaloszy...
Tak na marginesie... Nie mam pojęcia z czego to wynika, ale nie jestem w stanie po raz drugi przeczytać żadnej książki Krajewskiego. Nawet tej, którą uważam za bezsprzecznie najlepszą w całej serii.
Tak na marginesie kolejnym... Autor, jak przystało na rasową zodiakalną pannę jest okrutnym szczególarzem (Mock podobnie zresztą). Ale te szczegóły i ozdobniki czasem przykrywały całą resztę. Nawet będąc zauroczonym tymi dodatkami można było na to zwrócić uwagę.
I tyle :)

Pierwsze spotkanie z Krajewskim. Wrażenie niezapomniane. Świetny kryminał osadzony w nader ciekawych mrocznych, dekadenckich latach międzywojnia. Do tego nietuzinkowy rys bohaterów i... masa dodatków. Te dodatki urzekły mnie najbardziej! A więc... bardzo dokładne odtworzenie Breslau i wszystkich niuansów z czasu trwania akcji - informacji o czym donosiła ówczesna prasa,...

więcej Pokaż mimo to