-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-02-08
2024-02-06
Książka jest podzielona na trzy części, a w każdej z nich omawiani są różni pacjenci Das'a. Jest ich dość dużo i zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej skoncentrować się nieco bardziej szczegółowo na mniejszej liczbie przypadków, zamiast uwzględniać ich tak wiele.
Ogólnie lektura to ciekawy wgląd w psychiatrię sądową i skłoniła mnie do głębszego zastanowienia się nad osobami, które popełniły przestępstwa, cierpiąc na choroby psychiczne. Media szybko przedstawiają ich jako złe osoby, a książka Das'a pozwala spojrzeć na nich z nieco innej strony.
Jednak... czytało się przyjemnie, ale tak naprawdę nie dowiedziałam się niczego nowego w zakresie prawa i kryminalistyki. Nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po tę książkę, gdybym zdawała sobie sprawę, że tak bardzo odejdzie ona od tytułu i wkroczy w historię życia osobistego autora. Ciągle chciałam przejść do tych spraw i tego, co doktor Das zrobił z tymi złymi i/lub szalonymi ludźmi i jak zamierza przedstawić swoje ustalenia sądowi.
Książka jest podzielona na trzy części, a w każdej z nich omawiani są różni pacjenci Das'a. Jest ich dość dużo i zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej skoncentrować się nieco bardziej szczegółowo na mniejszej liczbie przypadków, zamiast uwzględniać ich tak wiele.
Ogólnie lektura to ciekawy wgląd w psychiatrię sądową i skłoniła mnie do głębszego zastanowienia się nad...
Po lekturze drugiego tomu trylogii tj. Piątej Ofiary, czułam, że poziom makabry sięga zenitu. Tymczasem w Szóstym Dziecku liczba ofiar w dalszym ciągu rośnie - miejscowy szpital jest zamknięty z obawy przed śmiertelnym wirusem, a powiedzieć, że pacjenci przetrzymywani na kwarantannie nie są z tego powodu zadowoleni, to jak nic nie powiedzieć. Jakby tego było mało to na wolności wciąż grasuje zabójca. A może zabójcy? Detektywi z policji w Chicago oraz FBI pod dowództwem agenta specjalnego Franka Poole’a i detektywa Nasha starają się zrozumieć, co dokładnie się dzieje. Detektyw Sam Porter pod koniec wydarzeń opisanych w poprzedniej książce jest załamany i trudno się dziwić, że jest teraz postrzegany jako podejrzany o morderstwo, ale czy ma z nim coś wspólnego?
J.D. Barker stylowo skończył swoją trylogię, W tej intensywnej, mrocznej, ale wciągającej historii o krzywdzeniu dzieci, korupcji w policji, zdradzie, wykorzystywaniu bezbronnych, zemście oraz skomplikowanym charakterze sprawiedliwości i osądu, w zadziwiający sposób udaje mu się zawiązać luźne końce. Uważam, że to szalenie intrygujący i wybuchowy thriller - taki, w którym nigdy nie wiadomo, co wydarzy się dalej, pozytywnie ociekający napięciem i niepozwalający o sobie zapomnieć.
Po lekturze drugiego tomu trylogii tj. Piątej Ofiary, czułam, że poziom makabry sięga zenitu. Tymczasem w Szóstym Dziecku liczba ofiar w dalszym ciągu rośnie - miejscowy szpital jest zamknięty z obawy przed śmiertelnym wirusem, a powiedzieć, że pacjenci przetrzymywani na kwarantannie nie są z tego powodu zadowoleni, to jak nic nie powiedzieć. Jakby tego było mało to na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie można bawić się w Boga, nie zadając się przy tym z szatanem.
Detektyw Porter i jego zespół, wycofani przez federalnych z polowania na Ansona Bishopa, zabójcę Czwartej Małpy, zostają przydzieleni do sprawy Elli Reynolds i próbują znaleźć odpowiedź na pytanie - jak dziewczyna dostała się pod wodę? Laguna zamarzła kilka miesięcy wcześniej. Jakby tego było mało - miała na sobie ubrania dziewczyny, która zaginęła przed dwoma dniami.
Porter, mający obsesję na punkcie złapania Bishopa, podąża za pojedynczą ziarnistą fotografią z Chicago na ulice Nowego Orleanu i wpada w świat ciemniejszy, niż mógł sobie wyobrazić, gdzie szybko zdaje sobie sprawę, że jedyne miejsce bardziej przerażające niż umysł seryjnego mordercy to umysł matki, od której pochodzi.
Kojarzycie finałowe odcinki sezonów kultowych seriali? Wiecie, takie, gdzie na przykład słychać strzał z pomieszczenia, w którym znajduje się przynajmniej jeden z głównych bohaterów i dopiero w kolejnym sezonie dowiecie się co się stało? Tak właśnie wygląda lektura Piątej Ofiary. Nie spodziewajcie się żadnego rozwiązania, żadnych odpowiedzi, bo ich nie dostaniecie. I to jest cudowne!
Nie można bawić się w Boga, nie zadając się przy tym z szatanem.
Detektyw Porter i jego zespół, wycofani przez federalnych z polowania na Ansona Bishopa, zabójcę Czwartej Małpy, zostają przydzieleni do sprawy Elli Reynolds i próbują znaleźć odpowiedź na pytanie - jak dziewczyna dostała się pod wodę? Laguna zamarzła kilka miesięcy wcześniej. Jakby tego było mało -...
Założeniem książki są cztery małpy. Cztery małpy to Mizaru, zakrywająca oczy, która nie widzi nic złego; Kikazaru, zakrywająca uszy, która nie słyszy nic złego; i Iwazaru, zakrywająca usta, która nie mówi nic złego. Kojarzycie Trzy Mądre Małpki, prawda? Jak się okazuje, pierwotnie małpki były cztery i ciekawa jestem, dlaczego się to zmieniło. Jeśli ktoś jest zorientowany w temacie to proszę o informację :) W każdym razie, Czwarta Małpka - Shizaru, symbolizuje zasadę „nie czyń zła”, a jej figurka przedstawia małpkę ze spuszczonymi wzdłuż tułowia rękoma. Źródłem tej obrazowej maksymy jest rzeźba nad drzwiami słynnej świątyni Tōshō-gū w Nikkō w Japonii.
Układ rozdziałów jest bardzo dobrze skonstruowany i pozwala zachować balans między mozolnymi zmaganiami śledczych, a przerażająco napiętą sytuacją w domu pewnej dysfunkcyjnej rodziny. Sądzę, że dzięki temu rozwiązaniu nie zasnęłam w trakcie lektury - co mogło się wydarzyć gdyby akcja miała cały czas takie samo tempo jak przez niemal 300 stron. W brutalnych, wartkich rozdziałach Pamiętnika jest mnóstwo akcji, co - jak już wspomniałam - stanowiło idealną odskocznię od ciekawego, ale jednak dość męcząco mozolnego śledztwa.
Uwaga - jest brutalnie i makabrycznie, lektura tylko dla Czytelników o mocnych nerwach.
Założeniem książki są cztery małpy. Cztery małpy to Mizaru, zakrywająca oczy, która nie widzi nic złego; Kikazaru, zakrywająca uszy, która nie słyszy nic złego; i Iwazaru, zakrywająca usta, która nie mówi nic złego. Kojarzycie Trzy Mądre Małpki, prawda? Jak się okazuje, pierwotnie małpki były cztery i ciekawa jestem, dlaczego się to zmieniło. Jeśli ktoś jest zorientowany w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023
Jest to zbiór opowiadań C.J. Tudor, począwszy od kilku apokaliptycznych scenariuszy, po spotkania z przerażającymi potworami i tajemniczymi stworzeniami, a także pokręcone postacie, które nie są do końca tym, czym się na pierwszy rzut oka wydają.
Zwykle trzymam się z daleka od zbiorów opowiadań i mimo że bardzo lubię twórczość autorki trochę się wahałam, czy sięgnąć po tę książkę. Miłą niespodzianką był jednak wgląd w kulisy powstawania tych opowiadań, możliwość poznania okoliczności, które doprowadziły do napisania i wydania tego zbioru.
Szczerze mówiąc, czytanie tych historii przeniosło mnie z powrotem do początków czytania thrillerów i zapragnęłam sięgnąć po Króla Grozy, który je w moim życiu zapoczątkował. W niektórych z tych opowiadań jest także odrobina humoru i bardzo podobały mi się zwroty akcji na końcu każdej historii. Do zapadających w pamięć historii zalicza się ukłon Tudora w stronę wujka Steve’a „Runaway Blues” i nieco złośliwa opowieść o zamknięciu nieruchomości „Zakończenie”.
Szczerze polecam, choć ostrzegam, że nie jest to najlepsza opcja na początek znajomości z autorką.
Jest to zbiór opowiadań C.J. Tudor, począwszy od kilku apokaliptycznych scenariuszy, po spotkania z przerażającymi potworami i tajemniczymi stworzeniami, a także pokręcone postacie, które nie są do końca tym, czym się na pierwszy rzut oka wydają.
Zwykle trzymam się z daleka od zbiorów opowiadań i mimo że bardzo lubię twórczość autorki trochę się wahałam, czy sięgnąć po tę...
2023-11-14
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Bohaterkami tej uroczej opowieści są dwie przyjaciółki - pięcioletnia Mia i dwa lata starsza Anaszka. Dziewczynki są ze sobą bardzo zżyte i gdy tylko mogą, spędzają razem każdą wolną chwilę. A czas mija im bardzo przyjemnie bo jak nie wcinają naleśników z pyszną konfiturą Babci Bęben, albo nie grają w badmintona to wraz ze swoim lisim kompanem Pietruszkiem wymyślają sobie coraz to nowsze zajęcia - jak na przykład kręcenie własnego filmu.
Duża część akcji rozgrywa się w pięknym, starym, drewnianym domu pod lasem, w którym mieszkają państwo Bęben - dziadkowie Mii oraz tato Anaszki, u którego dziewczynka spędza kilka dni w tygodniu. Mia również często mieszka u dziadków z uwagi na to, że jej mama jest malarką, a tato ima się różnych, dorywczych zajęć, nic więc dziwnego, że są ze sobą tak bardzo związane.
Opowieść zaczyna się od sensacji, którą od progu oznajmił żonie i wnuczkom (prawdziwej i przybranej) rozentuzjazmowany Dziadek Bęben, a mianowicie od informacji, że do Białej Doliny mają przyjechać OBCY i trzeba przygotować się na ich przyjazd by odpowiednio ich ugościć. Całe miasteczko huczy o przybyciu tajemniczych gości. Nikt nie wie kim są, skąd są i po co właściwie przyjeżdżają. Jednych to martwi, innych intryguje, a jeszcze innym jest to zupełnie obojętne. Napotkana przez dziewczynki listonoszka Zofia zdradza im, że przybysze już są w Białej Dolinie i wbrew oczekiwaniom nie mają zielonej skóry, wyłupiastych oczu i z dużą dozą prawdopodobieństwa nie pochodzą z kosmosu, a z kraju na Końcu Świata.
Przybyli nagle, ubrani w długie płaszcze i kapelusze, a w rękach ściskali walizki. Coś Wam to przypomina? W każdym razie, jak przybyli tak wkrótce wybyli - przynajmniej częściowo. Choć nie zostało to wprost napisane to ciężko nie doszukiwać się tu nawiązania do wszystkich tych, którzy w pośpiechu musieli opuszczać swoje domy i kraje by uciec przed wojną. Cieszę się, że w tej dziecięcej opowieści pojawił się taki wątek bo wierzę, że bajki mają ogromną moc edukacyjną.
Lato w Białej Dolinie to zbiór kilku prostych opowiadań, w formie rozdziałów, które tworzą jedną, spójną historię. Dzięki temu, można czytać te opowiadania osobno, na przykład po jednym na dobranoc, bez wrażenia, że przerwało się czytanie w trakcie akcji. Warto również dodać, że choć jest to druga część serii, nie jest konieczna znajomość pierwszej by odnaleźć się w jej treści - ja nie czytałam Opowieści z Białej Doliny, ale... już robię dla niej miejsce na półce!
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Bohaterkami tej uroczej opowieści są dwie przyjaciółki - pięcioletnia Mia i dwa lata starsza Anaszka. Dziewczynki są ze sobą bardzo zżyte i gdy tylko mogą, spędzają razem każdą wolną chwilę. A czas mija im bardzo przyjemnie bo jak nie wcinają naleśników z pyszną konfiturą Babci Bęben, albo nie grają w badmintona to wraz ze swoim lisim kompanem...
2023-11-09
Głównym bohaterem tej uroczej książki jest dziewięcioletni William, który na skutek pilnego wyjazdu rodziców zmuszony jest spędzić tydzień u swojej dalszej, ale zarazem jedynej krewnej - upiornej ciotki Gunvor. Jak można się spodziewać ani chłopiec, ani starsza pani nie są zachwyceni takim obrotem spraw. On - ponieważ uważa ciotkę za starą dziwaczkę nielubiącą dzieci, Ona - ponieważ uważa współczesne dzieci za ignorantów.
Gdy chłopak dociera na miejsce, nie jest zachwycony osobliwym domem ciotki. Wszędzie piętrzą się książki, kartony z dziwnymi przedmiotami, stare mapy i dokumenty.
Wieczorem, gdy iPad Williama rozładował się po całym dniu korzystania, chłopak przebrał się w piżamę i z nudów zaczął szperać w swoim pokoju. Ku swojej radości odnalazł karton z książkami dla dzieci, a wśród nich były między innymi baśnie Andersena, "w 80 dni dookoła świata" czy "Lew, Czarownica i stara szafa". I to właśnie na tę kultową, pierwszą część serii "Opowieści z Narnii" zwrócił szczególną uwagę. Lektura pochłonęła go do tego stopnia, że obudził się rano z nosem w książce i postanowieniem odnalezienia w domu ciotki starej, zaczarowanej szafy. Bo czy w tak osobliwym domu mogłoby zabraknąć zaczarowanej szafy?
Jak można się spodziewać William szafę odnajduje. I to taką, która zaprowadziła go do nowego świata, choć nie tak jak to sobie wyobrażał, ponieważ zamiast ośnieżonego lasu Narnii i sympatycznego Fauna, poznał kosmos - planety, konstelacje i wszelkie cuda astronomii oraz wybitnych uczonych takich jak Mikołaj Kopernik czy Galileusz. A wszystko to dzięki niepozornemu kartonowi z soczewkami do lunety, którego odnalezienie nie tylko zaciekawiło chłopca, ale również ożywiło nudną - jak dotychczas sądził - ciotkę dziwaczkę.
Muszę przyznać, że jest to naprawdę wybitna pozycja wśród dziecięcych lektur. Jest to historia, która bawi i uczy jednocześnie, a niejeden dziewięciolatek na pewno utożsami się z jej bohaterem. Jestem pewna, że lektura Co nam mówi niebo? przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym, ponieważ i my - dorośli - możemy dowiedzieć się z niej czegoś nowego. Już za ponad miesiąc Święta, polecam rozważyć zakup tej książki na prezent! Nie dość, że napisana prostym językiem, momentami zabawna, zawierająca ogromną wiedzę to jeszcze ma tak piękne ilustracje! Żal przejść obok niej obojętnie.
Głównym bohaterem tej uroczej książki jest dziewięcioletni William, który na skutek pilnego wyjazdu rodziców zmuszony jest spędzić tydzień u swojej dalszej, ale zarazem jedynej krewnej - upiornej ciotki Gunvor. Jak można się spodziewać ani chłopiec, ani starsza pani nie są zachwyceni takim obrotem spraw. On - ponieważ uważa ciotkę za starą dziwaczkę nielubiącą dzieci, Ona -...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-10
Podczas swojego pierwszego patrolu funkcjonariusz policji w Detroit Walter O’Brien wraz ze swoim partnerem udaje się na miejsce zbrodni. Odkrywają morderstwo, które wprawia ich obu w osłupienie. Na ziemi leży okaleczony mężczyzna, a 20-letnia kobieta twierdzi, że została porwana i zrobiła wszystko, co mogła, aby się uwolnić. Następuje chwila niedowierzania, gdy kobieta nie tylko twierdzi, że jest ofiarą, ale także wymyka się funkcjonariuszom.
Z biegiem lat O’Brien zostaje detektywem, a jego pragnienie odnalezienia tajemniczej Amy nie słabnie. Myśląc, że pewnego dnia ją zauważył, O'Brien wznawia poszukiwania, ku wielkiemu rozczarowaniu swojego nowego partnera i osób z nim pracujących. Kiedy pojawiają się kolejne ciała z dziwnymi znakami i brakującymi palcami, O’Brien jest przekonany, że ma to związek z Amy. Choć czy to jest jej prawdziwe imię? Okazuje się, że kobieta posługuje się personaliami znanych seryjnych morderczyń, a stworzenie jej rysopisu jest bezsensowne ponieważ każdy widzi ją zupełnie inaczej - jeden widzi blondynkę, inny brunetkę, jeden Azjatkę, inny Afroamerykankę, ale każdy bez cienia wątpliwości uważa, że to najpiękniejsza kobieta na ziemi. Kim więc jest poszukiwana kobieta? A może powinno paść pytanie: czym jest?
Warto tu wspomnień, że detektyw O’Brien definitywnie zadużył się w tej kobiecie, co nie zmienia faktu, że uważał ją za morderczynię. Ciężko jest mi opisać tę książkę bez streszczania jej i zdradzania ciekawych smaczków, zatem uwierzcie, że jest to naprawdę przerażająca historia, która trzyma czytelnika w napięciu i przyprawia o gęsią skórkę.
Z technicznych aspektów jeszcze dodam, że postacie są dobrze rozwinięte i nie wydają się słabnąć w miarę interakcji. Zwroty akcji pojawiają się wcześnie i często, zapewniając czytelnikowi niezłą karuzelę. Niezwykle ciężko jest napisać książkę w duecie, ponieważ każdy z autorów ma swój własny pomysł na daną historię i wszelkie nieporozumienia wbrew pozorom są dla nas - czytelników - widoczne, ale ten duet dobrał się znakomicie. Jestem pod wrażeniem jak autorzy znaleźli sposób, aby nadać temu utworowi swoje indywidualne cechy jednocześnie tworząc jedną, spójną historię.
Podczas swojego pierwszego patrolu funkcjonariusz policji w Detroit Walter O’Brien wraz ze swoim partnerem udaje się na miejsce zbrodni. Odkrywają morderstwo, które wprawia ich obu w osłupienie. Na ziemi leży okaleczony mężczyzna, a 20-letnia kobieta twierdzi, że została porwana i zrobiła wszystko, co mogła, aby się uwolnić. Następuje chwila niedowierzania, gdy kobieta nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-04
Po dwunastu latach spędzonych poza rodzinnym Evelyn Bay, Kieran zmuszony jest powrócić by wraz z żoną i córeczką pomóc swojej mamie i choremu na demencję ojcu. Mężczyzna od lat żyje z ogromnym poczuciem winy, które nasila się, gdy tylko przybywa do miasta. Stosunki z niektórymi mieszkańcami są napięte, pojawiają się podejrzenia, a gdy na plaży zostaje znalezione ciało, policja także zagłębia się w przeszłość, przez co na światło dzienne wychodzą długo skrywane tajemnice. Czy śmierć młodej kobiety była wypadkiem? A co wydarzyło się tego pamiętnego dnia podczas burzy?
Jane Harper doskonale potrafi stworzyć w swoich książkach złowieszczy klimat, co udało jej się również znakomicie w przypadku „Ocalonych”. Bezlitosne morze, wybrzeże, jaskinie i skały, przypływy i odpływy, wrak statku i dzieło sztuki na środku morza tworzą intrygujące tło, na którym rozgrywa się ta historia. Środowisko i postacie ożywają w tej mrocznej, przytłaczającej, klimatycznej książce. Choć brakowało mi prawdziwego napięcia i odbieram to bardziej jako kryminał i dramat niż mrożący krew w żyłach thriller, to jednak fabuła jest dobrze skonstruowana i mocno trzyma w napięciu.
Niektóre postacie są bardzo dobrze rozwinięte i czasami odczuwa się ich rozpacz, wzburzenie, przygnębienie i poczucie winy. Długo zastanawiałam się, co dokładnie się wydarzyło, kto odegrał jaką rolę, kto mówi prawdę, czy poczucie winy jest uzasadnione i czy tragiczne wydarzenia z przeszłości mają związek z bieżącymi wydarzeniami. Harper przygotowała mocny punkt kulminacyjny, który zapewnia zaskakujący zwrot akcji, dzięki czemu ta powolna, ale interesująca i świetnie napisana historia wchodzi głęboko w skórę.
Po dwunastu latach spędzonych poza rodzinnym Evelyn Bay, Kieran zmuszony jest powrócić by wraz z żoną i córeczką pomóc swojej mamie i choremu na demencję ojcu. Mężczyzna od lat żyje z ogromnym poczuciem winy, które nasila się, gdy tylko przybywa do miasta. Stosunki z niektórymi mieszkańcami są napięte, pojawiają się podejrzenia, a gdy na plaży zostaje znalezione ciało,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-17
Podążamy za amerykańskim producentem filmów dokumentalnych Teigiem i jego operatorem do Rosji, gdzie planują sfilmować ciągnącą się na długości ponad 2000 kilometrów, owianą złą sławą Drogę Kołymską, znaną również jako „Droga Kości”. Droga naprawdę istnieje i prawdą jest, że przeprawa przez tę przecinającą Syberię drogą zimową porą jest samobójstwem, a także, że Stalin kazał zbudować wzdłuż tej trasy co najmniej osiemdziesiąt sowieckich gułagów, aby zapewnić sobie setki tysięcy taniej siły roboczej, z których najprawdopodobniej wszyscy zginęli podczas pracy. Prawdą jest również to, że ciała chowano tam, gdzie upadały, stąd wymowna nazwa "Droga Kości".
Bezapelacyjna niezwykłość tego miejsca sprawia, że szukający wrażeń i przygód Amerykanie planują odwiedzić i sfilmować Oymyakon, najzimniejszą wioskę na Świecie. Zatrudniają lokalnego przewodnika, ale jak już zapewne się domyślacie - nie wszystko idzie po ich myśli.
Muszę tutaj wspomnieć, jest to, że uwielbiam ten motyw przebywania w odizolowanym miejscu, w którym jest strasznie i zbyt zimno, aby przeżyć. Książka nie jest zbyt obszerna, ale w swoich niewielkich rozmiarach zawiera mnóstwo zwrotów akcji pełnych chłodu i strachu. Wszystkie postacie były ciekawe i dobrze rozwinięte. Nie mam tutaj ulubionego bohatera, ale bardzo podobała mi się przyjaźń pomiędzy dwójką głównych bohaterów.
Podążamy za amerykańskim producentem filmów dokumentalnych Teigiem i jego operatorem do Rosji, gdzie planują sfilmować ciągnącą się na długości ponad 2000 kilometrów, owianą złą sławą Drogę Kołymską, znaną również jako „Droga Kości”. Droga naprawdę istnieje i prawdą jest, że przeprawa przez tę przecinającą Syberię drogą zimową porą jest samobójstwem, a także, że Stalin...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-12
Helen Watt została wezwana do obejrzenia zbioru siedemnastowiecznych dokumentów odkrytych pod klatką schodową w dużym, starym domu podczas remontu. Z pomocą Aarona Levy’ego Helen rozpoczyna pracę nad ustaleniem tożsamości autora tych cennych dokumentów historycznych i odkryciem, kim jest nieuchwytny Aleph. Niestety, nie mają nieograniczonego czasu na odkrycie wszystkich tajemnic dokumentów, bo wzywani są także inni. Rozpoczyna się więc wyścig z czasem, kto pierwszy odkryje prawdę. Po dokładnym zbadaniu dokumentów ukazuje się historia Ester Velasquez, która emigruje z Amsterdamu i trafia pod opiekę rabina, który został oślepiony podczas Inkwizycji. W obu historiach narracja przesuwa się w czasie, ale łatwo jest dać się wciągnąć w obie narracje.
Zarówno Ester, jak i Helen to zdeterminowane kobiety, które nie zawsze zachowują się tak, jak tego wymaga konwencja. Helen zmaga się także z chorobą osobistą, która utrudnia jej życie, dlatego musiała poprosić o pomoc młodszego, choć nieco zuchwałego kolegę. Sama jest osobą szorstką ale mimo to da się ją polubić, gdy pozna się jej historię.
Nieszczęścia biorą się nie z tego, co istotnie budzi nasz gniew, lecz z tego, jak go ukierunkujemy.
Przeczytanie Ciężaru Atramentu zajęło mi niemal dwa tygodnie. Stało się tak z wielu przyczyn, między innymi dlatego, że jest to dość obszerna książka, ale także dlatego, że jest to lektura, której zwyczajnie warto poświęcić czas, a nie tylko przewracać stronę za stroną. To książka, którą warto przeczytać, przemyśleć i delektować się nią.
Każdy, kto lubi fikcję historyczną, która zmusza do myślenia i chce dowiedzieć się czegoś nowego powinien uznać tę książkę za interesującą lekturę, tym bardziej, że jest bardzo dobrze udokumentowana, co wbrew pozorom nie zdarza się często. Zdecydowanie poleciłabym tę książkę każdemu, kto szuka powieści poruszającej kwestie filozoficzne, wierzenia religijne, pokazującej, jak zmieniły się czasy, zawierającej silne, wiarygodne postacie i tajemnice.
Helen Watt została wezwana do obejrzenia zbioru siedemnastowiecznych dokumentów odkrytych pod klatką schodową w dużym, starym domu podczas remontu. Z pomocą Aarona Levy’ego Helen rozpoczyna pracę nad ustaleniem tożsamości autora tych cennych dokumentów historycznych i odkryciem, kim jest nieuchwytny Aleph. Niestety, nie mają nieograniczonego czasu na odkrycie wszystkich...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-20
Jest to druga część trylogii, ale można ją czytać oddzielnie - i całe szczęście, bo jak zwykle nie czytałam pierwszej części!
Akcja rozgrywa się głównie w Stenträsk. Doceniam, że nie jest to tradycyjne śledztwo - takie wokół trupa oraz, że Covid i cała pandemiczna otoczka jest w tle. Na przemian przechodzimy między przeszłością i teraźniejszością i powoli poznajemy historię Heleny, oraz początków jej wspólnego życia z Wikingiem. Musimy się zastanowić, czy Helena rzeczywiście żyje, czy też zmarła wtedy na bagnach.
Jeśli żyje, to dlaczego porzuciła rodzinę? Jeśli umarła, to kto napisał ten list?
Jest to druga część trylogii, ale można ją czytać oddzielnie - i całe szczęście, bo jak zwykle nie czytałam pierwszej części!
Akcja rozgrywa się głównie w Stenträsk. Doceniam, że nie jest to tradycyjne śledztwo - takie wokół trupa oraz, że Covid i cała pandemiczna otoczka jest w tle. Na przemian przechodzimy między przeszłością i teraźniejszością i powoli poznajemy...
2023-10-15
Na początku Czarna Woda była pełna tajemnic, które wydawały się dość obiecujące. Gdzieś tam pojawiała się w mojej głowie myśl, że Hannah jest prawowitą spadkobierczynią Stanhope i ktoś z tego właśnie powodu usiłuje doprowadzić ją do szaleństwa. W treści zawsze był podtekst, ukryty w słowach. Wątki poboczne kryły się w fobii głównej bohaterki, a w miarę postępów w czytaniu aura tajemnic stawała się coraz ciemniejsza i bardziej klaustrofobiczna.
Współczułam Hannah, która wydawała się być całkiem sama, szczelnie pogrążona w swoich lękach, choć ich historia nie została dobrze przedstawiona. Nie podano też powodu pogarszających się relacji z jej ojcem. Naprawdę miało chodzić tylko o to, że Han rozmawia ze swoją siostrą? Przecież to bez sensu. I co, nagle po powrocie o wszystkim zapomniał?
Czas jest tylko złudzeniem. Nigdy nie umieramy, tylko nam się wydaje. Pojawiamy się i znikamy jak ptaki w ciemności, regularnie cofamy się w nicość i wracamy do istnienia jak fala przypływu. Jesteśmy jak woda tej mrocznej rzeki, która nieprzerwanie zmierza w stronę niebytu.
Jestem bardzo rozczarowana tym thrillerem, ponieważ znam autora już od dawna i uwielbiam jego poprzednie książki. Brałam za pewnik, że nie inaczej będzie z Czarną Wodą, tymczasem niedorzeczność tego "uwięzienia" Hannah na Dawzy (żadne służby ratunkowe nie byłyby w stanie jej zabrać z wyspy, serio?), jakieś dziwne i pokrętne tajemnice z przeszłości, które - zaznaczam - nie zostały wyjaśnione, wróżbiarstwo i siły nadprzyrodzone... tego było dla mnie po prostu za dużo.
Na początku Czarna Woda była pełna tajemnic, które wydawały się dość obiecujące. Gdzieś tam pojawiała się w mojej głowie myśl, że Hannah jest prawowitą spadkobierczynią Stanhope i ktoś z tego właśnie powodu usiłuje doprowadzić ją do szaleństwa. W treści zawsze był podtekst, ukryty w słowach. Wątki poboczne kryły się w fobii głównej bohaterki, a w miarę postępów w czytaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-29
Henryk VIII Tudor, władca absolutny i okrutnik.
Mąż sześciu kobiet, które pokochał i znienawidził.
Rozkochał i unieszczęśliwił.
W ubiegłym roku oglądałam na platformie Netflix serial Hiszpańska Księżniczka (polecam), który traktował o Katarzynie Aragońskiej, młodziutkiej i pięknej córce Ferdynanda Aragońskiego i Izabelii Kastylijskiej, która przybyła do Londynu by wypełnić zadanie - urodzić męskiego potomka. Pechowo dla niej została żoną Henryka, który miał dosłownie obsesję na tym punkcie. Poniekąd jest to zrozumiałe, ale nie zapominajmy, że w Europie - w tym czasie i wcześniej - zasiadały już na tronach kobiety i niekiedy radziły sobie lepiej niż mężczyźni. Anglia jednak nie czuła się na to gotowa, choć historia pokazała, że był to wielki błąd.
Wspomniana już Katarzyna Aragońska, była pierwotnie żoną starszego brata Henryka - Artura, od dziecka słabego i chorowitego, który zmarł niedługo po ślubie. Nie chcąc utracić sojuszu zawartego między Anglią a Hiszpanią postanowiono, że Katarzyna zostanie żoną nowego następcy tronu - Henryka. Było to dość kontrowersyjne posunięcie, ponieważ mimo zapewnień Katarzyny nikt nie wierzył w to, że jej krótkie małżeństwo z Arturem nie zostało skonsumowane, a to wykluczało możliwość poślubienia szwagra. Ostatecznie jednak ich małżeństwo stało się faktem i pozostało tylko spłodzić choć jednego męskiego potomka. Na przekór wszystkiemu Katarzyna nie mogła donosić kilku ciąż, dwóch synów zmarło niedługo po narodzinach, a jedyne dziecko, które przeżyło to przyszła Maria I Tudor.
W 1523 roku zaczął się romans Henryka z Marią Boleyn, damą dworu Katarzyny, Maria urodziła mu dwoje dzieci – córkę i syna, ale i ten romans szybko się zakończył w 1525 roku, gdyż Henryk zakochał się w jej młodszej siostrze – Annie Boleyn, która również była damą dworu Katarzyny. Henryk zaczął żywić przekonanie, że jego małżeństwo było przeklęte i dlatego nie mógł doczekać się żywego męskiego potomka. Szukał potwierdzenia w Biblii i zaczął publicznie wyrażać wątpliwości co do legalności swojego małżeństwa. Rozpoczęła się długa droga do stwierdzenia nieważności małżeństwa z Katarzyną, które było przeszkodą w osiągnięciu najważniejszego celu Henryka – posiadaniu legalnego potomka męskiego. Tylko to zapewniało trwałość dynastii i chroniło Anglię przed kolejną wojną domową. Ostatecznie Henryk dopiął swego - choć możnaby było podważać to, jak tego dokonał - i po unieważnieniu małżeństwa z Katarzyną, ożenił się z Anną Boleyn. Niestety - wbrew jego ambicjom - z tego małżeństwa również pozostała jedynie córka - przyszła Elżbieta I Tudor, kolejna wielka kobieta na angielskim tronie.
Henryk nawet szczególnie nie krył się z tym, że w jego życiu pojawiła się kolejna kobieta - Jane Seymour. Podobno nawet sama Anna nakryła ich, gdy Jane siedziała na kolanach jej męża. Jak można się domyślić Henryk nie był zadowolony z faktu, że druga żona również nie dała mu syna zatem z pomocą Thomasa Cromwela posądził Annę o czary, za co ostatecznie została stracona, dzięki czemu już 10 dni później Henryk mógł stanąć na ślubnym kobiercu z Jane. Trzecie małżeństwo w końcu dało Tudorowi upragnionego potomka, ale niestety poród ten Seymour przypłaciła życiem.
W czerwcu 1540 roku Henryk ożenił się po raz czwarty. Jego żoną została Anna Kliwijska, niemiecka księżniczka, z którą to związek zawarł wyłącznie z przyczyn politycznych. A już miesiąc później - gdy sytuacja polityczna uległa zmianie - wystąpił o jego unieważnienie, oświadczając, że nie zostało ono skonsumowane. Biedna Anna nie chcąc zostać upokorzoną jak Katarzyna, lub - co gorsza - trafić na szafot jak żona numer dwa - zgodziła się dobrowolnie anulować małżeństwo. W nagrodę za posłuszeństwo otrzymała zamek Hever - dom rodzinny jego drugiej żony oraz pałac w Richmond.
Jak przystało na naszego kochliwego Henryka - nie czekał on nawet roku, a nawet miesiąca, by ponownie się ożenić, tym razem z Katarzyną Howard, młodziutką angielską szlachcianką, która była damą dworu jego poprzedniej żony. Stary i otyły już wtedy król nie był tym, za kogo chciała wyjść piękna i młoda Katarzyna. Tym bardziej, że zakochana była w kimś innym. Czy jednak ktokolwiek liczył się z jej zdaniem? Oczywiście, że nie. Dla rodziców była ona jedynie produktem, który trzeba dobrze sprzedać i mieć z tego zysk. A że zainteresował się nią Król? Tylko się cieszyć! Katarzyna, zakochana po uszy nie potrafiła zapomnieć o swoim ukochanym i potajemnie z nim korespondowała, co zostało ostatecznie odkryte i doprowadziło do śmierci obojga.
U schyłku swojego życia Henryk ożenił się szósty raz, tym razem z doświadczoną już kobietą, po dwóch małżeństwach. Katarzyna Parr miała własne dzieci i utrzymywała dobre relacje z dziećmi swojego męża. Jej serce, podobnie jak jej poprzedniczki należało jednak do innego mężczyzny, jednak jako dojrzała kobieta wiedziała, że musi przedłożyć obowiązki nad własne uczucia. Nie wiadomo, czy by jej się to udało, ale faktem jest, że przeżyła go i po jego śmierci związała się z miłością swojego życia.
Chciałam po krótce opisać los każdej z żon Henryka VIII, a tymczasem streściłam Wam niemal 40 lat jego życia. Nie mogłam jednak zrobić inaczej. Każda z nich zasługuje na to, by opisać ich historię. Każda z nich swoje wycierpiała. Katarzyna, została upokorzona i zamknięta w areszcie domowym, gdzie nikt nie mógł jej odwiedzać, aż w końcu w samotności zmarła. Anna Boleyn i Katarzyna Howard zostały zamordowane - Anna za rzekome cudzołóstwo i czary, a w rzeczywistości chore ambicje męża, a Katarzyna za miłość. Jane Seymour zmarła wydając na świat upragnionego potomka Henryka. Anna Kliwijska musiała zmierzyć się z faktem, że mąż - też już nie pierwszej młodości - uważa ją za nieatrakcyjną i ze strachu przed publicznym upokorzeniem zgodziła się unieważnić małżeństwo, jednocześnie skazując się na wieczną samotność. Ostatnia z nich - Katarzyna Parr - była już dojrzałą kobietą, gdy padła ofiarą wyboru Tudora. Jej serce należało już jednak do innego mężczyzny, z którego musiała zrezygnować.
Myśląc natomiast o Henryku VIII uśmiecham się pod nosem. Tak obsesyjnie chciał mieć syna, a to jego córki, wiele lat później przyćmiły jego rządy.
O samej książce mogę jedynie napisać, że autorka spełniła moje oczekiwania pod względem posiadanej wiedzy, jednak nie dowiedziałam się z niej niczego, czego nie wiedziałabym wcześniej. Podsumowując - pozycja jak najbardziej ciekawa, bardzo przystępnie opisana, ale jeśli ktoś jest dość zaznajomiony z historią monarchii brytyjskiej, a tym bardziej z rządami samego Henryka VIII to nie wniesie ona niczego nowego.
Henryk VIII Tudor, władca absolutny i okrutnik.
Mąż sześciu kobiet, które pokochał i znienawidził.
Rozkochał i unieszczęśliwił.
W ubiegłym roku oglądałam na platformie Netflix serial Hiszpańska Księżniczka (polecam), który traktował o Katarzynie Aragońskiej, młodziutkiej i pięknej córce Ferdynanda Aragońskiego i Izabelii Kastylijskiej, która przybyła do Londynu by...
2023-06-29
Wisła to nic innego jak naukowa, oparta na rzetelnych przekazach opowieść o królowej polskich rzek. Jak słusznie autor zaznacza na wstępie typowa biografia zaczyna się od daty urodzin, a kończy - zwykle - na śmierci. W przypadku Wisły, określenie jej daty urodzin jest możliwe jedynie w przybliżeniu do kilku tysięcy lat, ponieważ pierwsze wzmianki o Vistuli (Wisła - łac.) pojawiały się już w dziełach z 7 - 5 r. p.n.e. Natomiast data śmierci nie wchodzi w grę z najprostszej i oczywistej przyczyny - bohaterka niniejszej historii wciąż żyje, ma się całkiem dobrze i miejmy nadzieję, że tak pozostanie jeszcze przez tysiące lat.
Wisła sama w sobie nie ma bogatej historii, jednak przez wieki była świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Tym, od którego autor zaczyna opowieść był Chrzest Polski - choć jeśli wierzyć wielu źródłom Mieszko I przyjął go w Poznaniu lub Gnieźnie, a zatem w miastach, przez które ona nie przepływa. Rozumiem jednak, że data ta ma wymiar symboliczny i nawiązuje bardziej do początków dziejów Państwa Polskiego niż rzeki. Wisła była jednak świadkiem zawarcia pokoju toruńskiego między ówcześnie panującym Kazimierzem Jagiellończykiem, a Ludwikiem von Erlichshausenem 19 października 1466r., z którego mocą Polska odzyskała utracone wcześniej ziemie i zyskała na sile.
Następnie, w roku 1573 rzeka była świadkiem wyboru francuskiego księcia Henryka Walezjusza na króla Polski, a później ugościła na nim kolejno Stefana Batorego, Zygmunta III Wazę i jego synów Władysława IV oraz Jana III Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Jana III Sobieskiego, Augusta II Sasa, Stanisława Leszczyńskiego, syna jego poprzednika Augusta III Sasa i Stanisława Augusta Poniatowskiego - ostatniego króla Polski. Podczas panowania wymienionych władców granice naszego kraju dynamicznie się zmieniały, a za sprawą rozbiorów dokonanych przez Austrię, Prusy i Rosję, Polska stopniowo malała by ostatecznie zniknąć z mapy w roku 1795.
Wisła to wszystko widziała. Mało tego - będąca niegdyś dumą władców i drogowskazem podróżnych, płynąca przez środek pięknego kraju rzeka stała się namacalną granicą między Rosją, Prusami i Austrią. Polacy jednak się nie poddawali. Co rusz wybuchały mniejsze lub większe powstania, a prowadzone przez Napoleona Bonaparte wojny napoleońskie przyczyniły się do odzyskania przez nas własnego kawałka ziemi. No, może nie do końca własnego. Wprawdzie utworzone w 1807 roku Księstwo Warszawskie traktowano już jako nasze, odrębne państwo, jednak wciąż panowała nami Rosja, a w roku 1815 car Mikołaj I uczynił Księstwo Warszawskie Królestwem Polskim, a siebie tytułował jego królem.
Mogłabym dalej streszczać historię Polski bo nigdy nie przestanie mnie nudzić, ale nie ona jest przedmiotem tej recenzji. Chociaż... poniekąd jest. Biografia Wisły to właściwie w dużej mierze skrót dziejów Polski, od tych już przeze mnie wymienionych, przez okres I i II Wojny Światowej, po dziś dzień. Trzeba jednak zaznaczyć, że obok opowiedzenia w dość ciekawy sposób tych ważniejszych wydarzeń z dziejów naszego kraju autor opisuje nam też Wisłę samą w sobie. Kształtuje jej wizerunek.
Wisła jest kobietą - bez dwóch zdań. Piękna i niebezpieczna. Urzeka i pokazuje rogi. Rzeka zdaje się szanować tych, którzy i ją szanują oraz gardzić tymi, którzy ją gwałcą. Przez tysiące lat to ona dyktowała warunki. Ludzie podporządkowywali się jej i traktowali jak boginię, najcenniejszy skarb - źródło wody. Świat jednak się zmienił i co raz śmielej ingerujemy w jej życie. Chcemy ją sobie podporządkować, zmieniamy jej kształt i wpływamy na tętniące się pod jej powierzchnią życie. Ale ona jest twarda - walczy.
W kwestii czysto technicznej Wisła to bardzo rzetelnie i niezwykle ciekawie opisana historia dziejów Polski od dawien dawna do współczesności, badana przez pryzmat królowej polskich rzek - Wisły. Lektura moim zdaniem spodoba się zarówno historycznym laikom, jak i tym, którzy są z nią za pan brat.
Na koniec autor stawia pytanie - jaki los pisany jest Wiśle?
I z tym pytaniem Was zostawię.
pannajagiellonka.pl
Wisła to nic innego jak naukowa, oparta na rzetelnych przekazach opowieść o królowej polskich rzek. Jak słusznie autor zaznacza na wstępie typowa biografia zaczyna się od daty urodzin, a kończy - zwykle - na śmierci. W przypadku Wisły, określenie jej daty urodzin jest możliwe jedynie w przybliżeniu do kilku tysięcy lat, ponieważ pierwsze wzmianki o Vistuli (Wisła - łac.)...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest to dość ciekawa pozycja, ale jeśli ktoś siedzi dłużej w temacie seryjnych morderców, to nie dowie się niczego nowego. Jak zwykle dałam się nabrać i jak zwykle nabiłam kabzę autorowi, który wykorzystuje intrygujący temat do gadania o sobie.
Jest to dość ciekawa pozycja, ale jeśli ktoś siedzi dłużej w temacie seryjnych morderców, to nie dowie się niczego nowego. Jak zwykle dałam się nabrać i jak zwykle nabiłam kabzę autorowi, który wykorzystuje intrygujący temat do gadania o sobie.
Pokaż mimo to