-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2012-10-06
2012-09-18
Tę książkę czytałam jednym tchem. Może dlatego, że oparto ją na faktach, a może dlatego, że jest autobiografią kobiety, która w niezwykle trudnym do życia kraju, w Afganistanie, bierze los w swoje ręce zmierzając ku decydowaniu o losach swojego kraju. Fawzia Koofi, urodziła się w muzułmańskiej rodzinie, której dom dzieliło kilka żon ojca. Fawzia bawiła się razem z dziećmi z różnych związków ojca. Dziewczynce odrzuconej zaraz po urodzeniu matka i bracia z czasem wyrównali traumę początku życia wielką miłością. Nie mogła ona jej jednak ochronić Fawzii przed stratami i cierpieniem. Ojca, przywódcę politycznego niedostępnego Badkshanu zastrzelono z powodu odwagi w głoszeniu swoich niezbyt popularnych poglądów. Przyczyną zastrzelenia jej brata była miłość mimo niezgody rodziców dziewczyny. Z miłości poślubiony mąż Fabzii wkrótce po ślubie został zamknięty w więzieniu talibów. To zaledwie 352 strony, a w nich czyjeś całe życie, a w jego tle historia Afganistanu - walka z Sowietami, wojna domowa między mudżahedinami i straszny czas talibów.
Tragiczny los Afganistanu przeżywałam już w takich książkach jak "Jaskółki z Kabulu", Modlitwa o deszcz", "Księgarz z Kabulu", "Córka bajarza", czy "Nad Afganistanem tylko Bóg płacze". Pełna grozy i współczucia. Marząc o nadziei dla tego kraju. Znajduję ją teraz w autobiografii Fawzii Koofi.
Fawzia Koofi (ur. 1975 r.) – sławna afgańska polityk, członek parlamentu, w latach 2005–2006 pierwsza kobieta wicemarszałek Izby Ludowej Zgromadzenia Narodowego, matka dwóch córek, bojowniczka o prawa kobiet i dzieci. Uniknęła siedmiu zamachów na życie. W 2009 r. umieszczono ją na liście Young Global Leaders Światowego Forum Ekonomicznego (WEF). Przygotowuje się do kampanii prezydenckiej w 2014 roku.
Kopiuję tu moją opinię z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Tę książkę czytałam jednym tchem. Może dlatego, że oparto ją na faktach, a może dlatego, że jest autobiografią kobiety, która w niezwykle trudnym do życia kraju, w Afganistanie, bierze los w swoje ręce zmierzając ku decydowaniu o losach swojego kraju. Fawzia Koofi, urodziła się w muzułmańskiej rodzinie, której dom dzieliło kilka żon ojca. Fawzia bawiła się razem z dziećmi...
więcej mniej Pokaż mimo to2009-11-01
Książka ta, którą mieszkająca w Niemczech Iranka Siba Shakib poświęca ludziom wolnym oraz zniewolonym, ma motto z Alberta Einsteina "Pokój nie rodzi się przy użyciu siły tylko dzięki porozumieniu".
Autorka przedstawia w niej prawdziwą historię afgańskiej kobiety, Shirin-Gol,której dzieciństwo naznaczyła walka ojca i braci z Rosjanami. Niemniej ważnym jednak dla jej poczucia własnej wartości okazuje się czas, jaki spędziła ona ucząc się w szkole czytać i pisać. Ta młodziutka dziewczyna bardzo wcześnie poślubiwszy jednego z wojowników zmuszona jest do ciągłej tułaczki najpierw podczas walk o władzę mudżahedinów, a potem żyjąc w reżymie wprowadzonym przez talibów. Bohaterka przekracza granice to przebywając
w obozie uchodźców w Pakistanie, to stając się emigrantką w Iranie (najpierw pełnym współczucia, z czasem odrzucającym Afganów jak w filmie "Baran"). W między czasie rośnie jej rodzina. Przedmiotem czułej troski Shirin-Gol stają się też dzieci poczęte z gwałtu, czy z oddania się za cenę utrzymania rodziny przy życiu. Shirin-Gol przejmuje też z miłością opiekę nad swoim doświadczonym kalectwem, a w miarę upływu lat uzależnionym też od opium mężem.
Książka jest obrazem siły duchowej kobiety, która nawet w tragicznych okolicznościach zachowuje swoją godność nie tracąc swojej wiary w ludzi i Boga.
Czemu tę książkę warto przeczytać? Bo ma ona w sobie ducha poezji, która wprowadza tę historię: "Niech matki rodzą dzieci w nienawiści do wojny. Świat został zniszczony rękami bohaterów. Musimy go odbudować. Grajcie pieśni radości, grajcie pieśni żałoby. Jak okiem sięgnąć nie pozostał kamień na kamieniu.
Błogosławieni ci, którzy odbudują świat. Błogosławieni niosący kwitnącą ziemię"
16 lat wojny z sowietami, lata bratobójczych walk mudżahedinów o władzę,porządek wprowadzany strachem budzonym przez talibów.
Taka jest ziemia Afganistanu (może pamiętacie ten kamienny krajobraz z filmu "Kabul Express"?). Jej zniszczenie najdramatyczniej widać w dzieciach, które straciły ręce czy nogi na minach (czy płakaliście nad nimi w " Gdyby żółwie umiały latać"?). To tu przez te lata wybuchów i krwi wyrosło pokolenie, które umie tylko strzelać lub kryć się. Dla którego widokiem codziennym są zaminowane pola czy wraki czołgów przy drogach.
A przecież jest też inny obraz Afganistanu. Możemy go sobie przypomnieć czytając "Córkę bajarza" Sairy Shah. Wspomnienie winnic, soczystych owoców granatu, poezji Rumiego.
Trudno w te bajkę o przeszłości uwierzyć czytając "Modlitwę o deszcz" Jagielskiego, czy "Księgarza z Kabulu" Asne Saierstad. A przede wszystkim poznając "Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze". W tych książkach Afganistan pokazany jest jak rana, która krzyczy o uleczenie. A uleczeniem nie są kolejne oddziały wojsk z całego świata wprowadzane do kraju.
Arundhati Roy w "Algebrze bezgranicznej sprawiedliwości" pisze, że Amerykanie za zniszczenie nowojorskich wież zemścili się bombardując Afganistan. Ból swoich ofiar pomnożyli bólem kolejnych.
Ta książka pokazuje jednak, coś, co jest większe niż przemoc. Tu najważniejsi są ludzie. Kogoś takiego jak Shrin-Gol chciałoby się mieć za matkę, siostrę, przyjaciółkę. By uczyć się od niej umiejętności przyjmowania cierpienia nie tracąc nadziei, nie dając się złamać. By ją przytulić, wesprzeć, pomóc jej.
To, co w tej historii zadziwia to piękna gotowość przyjmowania życia. Wokół tyle śmierci, głód zagląda w oczy, a każde dziecko(nawet te z gwałtu) jest przyjmowane z wdzięcznością.
Tę opowieść czytałam to wstrząśnięta, to wzruszona. Są w niej momenty, których brutalność poraża. A mimo to historia ta jest zwycięstwem ducha nad upokorzeniem, a świat jest jaśniejszy, jeżeli możemy poznawać takie osoby jak Shirin-Gol, osoby, którym Bóg dał dar powstawania z upadku.
Język tej opowieści potrafi zaskoczyć, urzec. Wzbudza ciekawość, chwilami dotyka oszczędnym dramatyzmem, potem prowokuje rytmem powtórzeń, a czasem wprost wytrąca z równowagi.
Rosjan w Afganistanie może widzieliście w przejmującym rosyjskim filmie "9-ta Rota". Tu brutalne podsumowanie ich obecności w Afganistanie:
" Sami też byli jeszcze dziećmi, mieli osiemnaście, dziewiętnaście czy dwadzieścia lat i nie wiedzieli, czym jest życie, wojna, zabijanie, a już najmniej co to znaczy zostać zabitym. Dwa dni wcześniej siedzieli jeszcze w koszarach w Kazachstanie, w Leningradzie, w Mongolii lub Uzbekistanie, siorbali barszcz z menażki i pisali listy do matek i narzeczonych, które obiecały zaczekać, aż chłopcy wrócą z wojska do domu i ożenią się z nimi.
Apel zarządzono niespodziewanie jak zawsze. Trzeba było wciągać buty, zabrać plecak i karabin, amunicje i hełm, wszystko przytroczyć. Potem dudniącym krokiem do samolotu, lot w ciemnościach, nic nie widać, sądzili, że lecą na Syberię albo coś w tym rodzaju, żeby ładować węgiel, albo coś w tym rodzaju.
- Wysiadać!
Nie wiedzieli, gdzie są. Wokół tylko góry bezlitośnie skaliste, niewiarygodnie wysokie. Pokryty śniegiem masyw Hindukuszu wznosił się wprost do nieba. Ile to jest siedem tysięcy metrów? Co znaczy mudżahedin? Czy wielu z nich kryje się w górach? Co oni nam zrobili, że musimy ich zabijać, dlaczego są wrogami narodu radzieckiego i socjalizmu? Ilu nieprzyjaciół już uśmierciliśmy, ilu jeszcze zostało i jak długo my będziemy musieli tu zostać? Dlaczego nie można wysłać listu do matki?
Haszysz i opium koiły wątpliwości, strach i głód. Afgańskie dziewczyny o włosach jak jedwab, oczach jak węgiel i miękkich jak miąższ brzoskwini ustach z zębami białymi jak perły budziły pożądanie i pocieszały smutne serca rosyjskich chłopców. To, czego nie dostali po dobroci, brali siłą: afgańskie jedzenie, ubrania, pieniądze, kobiety, dziewczynki, honor afgańskich mężów, ojców i braci, godność i dumę narodu, wiarę i ufność w Allaha. Rosyjscy chłopcy wypełniali rozkazy, pokonywali strach, dopełniali wojennych rytuałów, dodawali sobie odwagi, demonstrowali swą przewagę, potęgę i władzę. Napadali na wsie, porywali kobiety, gwałcili, odcinali piersi, rozpruwali ciężarne brzuchy, plask! - ciskali płody na ziemię. Odcinali dziecięce głowy, całowali dziewczęce usta, lizali brzuchy, miętosili piersi, zaspakajali żądze swych rosyjskich kutasów w dziewiczych łonach Afganek. Afgańscy nauczyciele, chłopi, szewcy, rzeźnicy, piekarze, handlarze, uczniowie i studenci stali się partyzantami, odeszli w góry, zabijali, byli zabijani, podkładali miny, zanim sami weszli na jedną z nich, zarzynali rosyjskich żołnierzy zanim sami zostali zarżnięci.
Złapawszy Rosjanina, Afgańczycy "zdejmowali mu hełm": nacinali skórę wokół pasa i ściągali ją przez głowę. Obdartego ze skóry sadzali w słońcu, sprawiając afgańskim muchom ucztę z czerwonego rosyjskiego mięsa. Rosyjska matka w Kazachstanie, Leningradzie, Mongolii albo Uzbekistanie odczuwała bolesny skurcz w sercu. Dwa tygodnie później przychodził list, potem oficer, dwóch żołnierzy i cynkowa trumna, której otwierania surowo zabraniano. Bo na wojnie dozwolone jest to, czego zabrania wiara i tradycja, prastare wartości i jednostkowa moralność, dozwolone są czyny, za które odpokutować można jedynie śmiercią".
Duch wojny, zemsty nie panuje jednak nad tą książką. Zwycięża w niej gest pomocy - podanie kubka gorącej herbaty, spojrzenie, które rozgrzewa serce, słowa otuchy. Uczy się tego też w obozie uchodźców Shirin-Gol, a my wraz z nią:
"- Ale jak można tu pomoc?
-To bardzo łatwe. Po prostu ich wysłuchasz, nic więcej. W ten sposób pomożesz innym, ale i sobie, zobaczysz. Jak się komuś pomoże, to zyskuje się poczucie, że życie ma sens, że służy czemuś pożytecznemu".
Siba Shakib wysłuchała opowieści Shrin-Gol i opisując nam ją nie tylko odsłoniła przed nami ból Afganistanu, ale i zadała nam pytanie o naszą własną nadzieję jako odpowiedź na chwile rozpaczy.
Kopiuję tu moją opinię z blogu valley-of-dance.blog i z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Książka ta, którą mieszkająca w Niemczech Iranka Siba Shakib poświęca ludziom wolnym oraz zniewolonym, ma motto z Alberta Einsteina "Pokój nie rodzi się przy użyciu siły tylko dzięki porozumieniu".
Autorka przedstawia w niej prawdziwą historię afgańskiej kobiety, Shirin-Gol,której dzieciństwo naznaczyła walka ojca i braci z Rosjanami. Niemniej ważnym jednak dla jej...
2013-08-25
Mam zwyczaj w miejscu, gdzie się pojawiam, wypatrzyć sobie bibliotekę. W szczawnickiej bibliotece mam nawet swoje konto. Od razu więc po przyjeździe przekonałam się, że nie ma tu niczego, czego jeszcze nie czytałam o Indiach, ale na półce powyżej zobaczyłam jakąś maleńką płoteczkę, króciutką opowieść japońskiego poety Tasushi Inoue -urodzonego w 1907 , zmarłego w 1991 roku.
Wciągnęłam się w nią od pierwszej chwili. Narrator tej historii z lat trzydziestych/ czterdziestych wydaje w poradniku myśliwskim wiersz. Bohaterem jego czyniąc samotnego mężczyznę pnącego się w górę ze strzelbą na ramieniu, z psem u boku. Po pewnym czasie dostaje list od mężczyzny, który rozpoznaje się w tym poetyckim portrecie. Zdumiewa go, że obcy człowiek mijając go tak dobrze poczuł jego samotność. Zawierza mu więc tajemnicę swego życia. Wysyła trzy listy od kobiet. Każdy z nich z innego punktu widzenia przedstawia nam jego historię miłosną.
Padają w tej opowieści takie słowa jak: grzech, zdrada, tajemnica, być kochaną, czy kochać, moje drugie JA, wąż, który mieszka w każdym z nas - egoizm, zazdrość, przeznaczenie. Więzi zrywane są w różny sposób. Aż po samotność. Ciekawie się czyta, choć z czasem poczułam znużenie tą opowieścią o ludzkim ranieniu się w miłości.
P.S. Tytułowe haori, strój ubrany przez jedną z bohaterek staje się impulsem do osłonięcia latami skrywanej prawdy.
Tło - miejsca, w których rozgrywa się historia relacji między panem Josuke Misugi, a trzema kobietami Shoko, Midori i Saiko to - Ashiya i Akashi
Kopiuję tu moją opinię z mojej strony nietylkoindie.pl
Mam zwyczaj w miejscu, gdzie się pojawiam, wypatrzyć sobie bibliotekę. W szczawnickiej bibliotece mam nawet swoje konto. Od razu więc po przyjeździe przekonałam się, że nie ma tu niczego, czego jeszcze nie czytałam o Indiach, ale na półce powyżej zobaczyłam jakąś maleńką płoteczkę, króciutką opowieść japońskiego poety Tasushi Inoue -urodzonego w 1907 , zmarłego w 1991 ...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-05-25
Nazneen, dziewczyna z bengalskiej wsi zostaje przez ojca wydana za mąż za starszego o dwadzieścia lat Indusa, żyjącego w Londynie. Zamknięta w czterech ścianach, nie znająca ani słowa po angielsku Nazneen czuje się w Londynie zagubiona. Tęskni za Hasiną, siostrą, która uciekłszy z domu z mężczyzną, nie radzi sobie w stolicy Bangladeszu Dakce. Mąż - w jej oczach wiekowy grubas, który lubi ją pouczać - budzi w niej obrzydzenie. Czas i narodziny córek - Shahany i Bibi - pomagają jej oswoić się z Anglią, znaleźć swoje miejsce i pracę w muzułmańskiej dzielnicy Londynu. Rosnący w niej spokój burzy pojawienie się młodziutkiego Karima...
W swoim czasie w studyjnym kinie (tylko trzy osoby na widowni) poruszona obejrzałam historię Nazneen na ekranie. Stąd zaciekawienie powieścią.
Monica Ali napisała ją zabawnym, obrazowym językiem. Widzę przed sobą to chwytające za serce piękno ziemi bengalskiej - zieleń ryżowisk, brąz bawołów, klucze ptaków na niebie - to to brzydotę obłupanych, obdrapanych z farby mieszkań bagladeszskiej dzielnicy Londynu. Podobnie przed moimi oczyma przesuwa się sugestywnie odmalowana plejada bohaterów: dojrzewająca w swej kobiecości Nazveen, jej mąż filozof-nieudacznik Chanu, nieszczęśliwy w małżeństwie dr...wyzwolona dzięki śmierci męża przyjaciółka Razia i dzieci Nazveen: synek Ruku i córki Shahana i Bibi.
Tę opowieść przeżywa się w dwóch płaszczyznach czasowych: obecnego życia emigrantów w Londynie i Bangladeszu wyłanianego z przeszłości mocą wspomnień bohaterki. Często dramatycznych jak historia Makku Pagle, człowieka z parasolem i nosem w książce wyłowionego pewnego dnia ze studni. Ale i zabawnych w obrazach np golibrody pod figowcem, którego miejsce pracy staje się rodzajem klubu dyskusyjnego dla mężczyzn ze wsi. Przyjmują oni jego werdykt w spornych sprawach jako decyzję ostateczną. Bohaterka najbardziej przeżywa historię małżeństwa swoich rodziców, w postaci matki szuka klucza do swojej tożsamości, siebie jako kobiety, matki i zony. Mierząc się z głoszona przez matkę postawą świętej pokory, przyjmowania cierpienia z fatalizmem iw milczeniu. Ale i stawiając przed sobą znak zapytania, jakim jest dla niej ostatni wybór matki - jej pierwszy akt wolności.
Czytając tę książkę jesteśmy w Londynie, w zamkniętym świecie muzułmańskich emigrantów - może jak ja znacie go z "Map dla zagubionych kochanków" Nadeema Aslama? - jak i w Bangladesz, poznawanym z niegramatycznych listów ukochanej siostry bohaterki, Hasiny. Ten jawi nam się pod postacią brutalnego świata, w którym przeznaczeniem kobiety niewykształconej i niechronionej przez męża często bywa prostytucja.
Trudno się dziwić, ze córki bohaterki wzbraniają się przed wyjazdem do Bangladeszu. To, co dla ich ojca jest powrotem, dla nich jest opuszczeniem tego, co swojskie i wyprawa w obcość, straszącą je perspektywą wczesnego zamążpójścia i brakiem np papieru toaletowego. Decyzja emigracji oznacza jednocześnie decyzje wykorzenienia dzieci z kultury przodków. By żyć w Anglii muszą tu zapuścić korzenie. Pozostając jednocześnie rozdartym, bo nie należąc już do Azji, żyją w Londynie w bangladeskim getcie w dzielnicy, której główną ulicą jest tytułowy Brick Lane. Życie w azjatyckim getcie okazuje się jednak dla głównej bohaterki szansą na zmianę, na niezależność, której brakowałoby jej w ojczyźnie.
Książka budzi we mnie refleksje nad tym, skąd przychodzimy, jakie są nasze korzenie, jaki wpływ na nasze związki ma małżeństwo rodziców, w czym chcemy się, jako kobiety upodabniać do naszych, matek, w czym chcemy inaczej wybierać. Uwagę zwraca też zmienność, z jaką możemy widzieć ludzi. Czasem być może nie zauważając zmiany. Z początku mąż budzi w bohaterce obrzydzenie. Pokazywany jest w ten sposób,że dzielimy z nią te uczucia. Z czasem powoli pojawia się w niej zrozumienie dla niego, a wraz ze zrozumieniem, nawet czułość i pewien podziw. Pokrzepiająca zmiana.
Inną sprawą jest los emigranta. Jeśli nie znamy tego z własnych doświadczeń, to przeżywamy rozdarcie naszych przyjaciół. Widzimy ich w lecie, w święta, czujemy, jak tęsknią, jak my tęsknimy za nimi. Widzimy ból zostawionych tu czasem rodziców, czasem dzieci, w przypadku bohaterki – siostry. Rozumiejąc, że tam brakuje im tu, a tu tam. I gdzie jest tu, a gdzie tam?
Kopiuję tu opinię z mojej strony nietylkoindie.pl
Nazneen, dziewczyna z bengalskiej wsi zostaje przez ojca wydana za mąż za starszego o dwadzieścia lat Indusa, żyjącego w Londynie. Zamknięta w czterech ścianach, nie znająca ani słowa po angielsku Nazneen czuje się w Londynie zagubiona. Tęskni za Hasiną, siostrą, która uciekłszy z domu z mężczyzną, nie radzi sobie w stolicy Bangladeszu Dakce. Mąż - w jej oczach wiekowy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przynioslam tę książkę z antykwariatu z myślą o naszej letniej podróży do Nepalu i po zachodnich himalajskich stanach Indii. Czytanie o miejscach, w które wyruszamy jest już początkiem podróży, jak mawiał Kapuściński. Anglik Michael Palin wraz z fotografem Basilem Pao podczas swojej 6-miesięcznej podróży wędruje po Himalajach, począwszy od Pakistanu, przez indyjskie stany Pendżab, Himaćal Pradeś , Dżammu i Kaszmir , Nepal, Tybet, Chiny, wschodnie indyjskie stany Nagaland i Assam, Bhutan i Bangladesz. Wędrując zbiera materiały do kolejnego filmu BBC. Pisze z poczuciem humoru jednocześnie z podziwem składając hołd majestatowi gór i trudowi ludzi żyjących w nich.
Nie wędruję z nim po kolei. Zaczynam od miejsc, której mam na swojej trasie:
- Amritsar w Pedżabie
- i Shimla z Dharamsalą w Himaćal Pradeś
Palin pisząc o Amritsarze zwraca uwagę że budując swoją najpiękniejszą świątynię sikhowie na miejsce budowy wybrali staw odwiedzany przez Buddę. co Palin określa jako ukłon sikhizmu - syntezy islamu i hinduizmu - w stronę jeszcze innej religii. W tymże zapisie bawi nas cytatami haseł propagujących bezpieczeństwo na drodze "Piekło lub kask!" czy "Zostań w małżeństwie, rozwiedz się z szybkością!".
Ze smutkiem czytam o wymarzonym przeze mnie Kaszmirze, bo że względu na zaostrzenie sytuacji w okupowanej przez 600 tysięcy indyjskich żołnierzy Dolinie pewnie ominiemy Srinagar i jezioro Dal.
Jako że czytam chora, niepokoją mnie te fragmenty, gdy wędrując ku Annapurnie autor i fotograf z dnia na dzień coraz bardziej czują się chorzy. Rośnie gorączka, ból głowy zdaje się ją rozsadzac, kaszel dusi. Z pokorą czas oddać plecak tragarzowi. Współczuję im, ale jednocześnie martwię się o nas, bo choć wędrować chcemy skromnie, ale na pewno bez tragarza i jako że nie pracujemy dla BBC żaden helikopter po nas przeziębionych nie przyjedzie.
To ważne z kim w drogę. Z Michaelem Palinem - można.
Przynioslam tę książkę z antykwariatu z myślą o naszej letniej podróży do Nepalu i po zachodnich himalajskich stanach Indii. Czytanie o miejscach, w które wyruszamy jest już początkiem podróży, jak mawiał Kapuściński. Anglik Michael Palin wraz z fotografem Basilem Pao podczas swojej 6-miesięcznej podróży wędruje po Himalajach, począwszy od Pakistanu, przez indyjskie stany...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-20
Był już w moim życiu zaklinacz koni, potem zaklinacz deszczu. Czas na zaklinacza słów. Opowiada o nim Nina, Polka rodem z Lublina. Miejscem, które w tej historii nabiera szczególnego znaczenia dzięki JEGO obecności w JEJ życiu jest Londyn. Za sprawą opowiadań spotykanych przez nich ludzi bywamy też wyobraźnią w Bombaju i Marakeszu. Jeśli się zgubimy, to odnajdziemy się np. w Paryżu. W tej opowieści zaklinacz słów to nie tylko ten, kto umie zaczarować swoim głosem, ale i ten, kto wydobędzie z ciebie twoją opowieść. Czasem tak, że samo wysłuchanie staje się dla opowiadającego wyzwalaniem się z cienia przeszłości, otwieraniem się na skruchę i możliwość przebaczenia sobie i innym.
Książkę zaczęłam czytać zaciekawiona, potem wręcz urzeczona, ale w miarę rozwoju akcji zaczęłam mieć wrażenie, że za dużo tu opisów rzeczy. Nawet jeśli ich obrazy budują atmosferę i odsłaniają czyjeś losy, to zbyt mnożą się one przeobrażając. W moim odczuciu rodzi się bałagan, w którym karty Tarota sąsiadują ze słowami świętego Jana "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga". Starzec Zosima z "Braci Karamazow" zostaje przywołany na przewodnika duchowego, za chwilę pojawia się motyw niespełnionego romansu hindusa z białą kobietą, ktoś tańczy na ulicach Londynu, ktoś znika bohaterce z oczu, ale nie z serca.
Gdy odłożyłam na chwilę książkę, nie zatęskniłam za nią. Spokojnie dałam się porwać "Wojnie światów" Kłodkowskiego i dopiero, gdy ją pochłonęłam, wróciłam do historii bohaterki. Przewidując zakończenie.
Podsumowując: "Zaklinacz słów" więcej obiecuje niż spełnia. Historia bohaterów niestety nie poruszyła mnie. Pozostałam na powierzchni, uwięziona we wrażeniach, nie budzących we mnie uczuć. Ale kogoś innego może zaczarować pięknie budowaną atmosferą świata rzeczy przeobrażanych nastrojem bohaterki. A może i samą historią miłosną, odtwarzanymi bardzo sugestywnie miejscami i żarliwością, z jaką bohaterowie oddają się opowiadaniu i słuchaniu opowieści. Ja też się temu dałam zaczarować, niestety, nie wytrwałam w nastroju.
Kopia mojego postu ze strony nietylkoindie.pl
Był już w moim życiu zaklinacz koni, potem zaklinacz deszczu. Czas na zaklinacza słów. Opowiada o nim Nina, Polka rodem z Lublina. Miejscem, które w tej historii nabiera szczególnego znaczenia dzięki JEGO obecności w JEJ życiu jest Londyn. Za sprawą opowiadań spotykanych przez nich ludzi bywamy też wyobraźnią w Bombaju i Marakeszu. Jeśli się zgubimy, to odnajdziemy się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dostałam te reportaże w prezencie od kogoś mi bliskiego z myślą o planach wyjazdu do Nepalu. Bilet kupiony na razie dopiero do Indii, ale książka już rozbudzila we mnie apetyt na Nepal.
Iwona Szelezinska imponuje mi swoją otwartością do dialogu, odwagą w podejmowaniu trudnych tematów, wytrzymałością w wędrówce po górach i obrazowościa w przedstawieniu Nepalu w opowieściach o:
- Kumari, dziewiczej żywej bogini dziewczynce
- o trzęsieniu ziemi z 2015 roku, które kosztowało Nepal życie 9 tysięcy ludzi
- o wyzwalaniu z indyjskich domów publicznych dziewczynek porwanych w Nepalu,
- opiece nad dziećmi urodzonym w więzieniu
- o mieszanych, międzykastowych małżeństwach
- o kobiecie w transie
- o aranżowaniu małżeństw
- o narodzinach dzieci i selektywnej aborcji ze względu na unikanie narodzin dziewczynki
- o historiach starego Nepalu
- o bogaczu i hulace, który porzuciwszy swoją rodzinę i dom stał sannjasinem
- o daremnym poszukiwaniu poliandrii podczas wielogodzinnych wędrówek w górach az na przełęcz na 5 tysiącach metrów.
Tytuł dynamiczny, koniec natomiast wydał mi się niestety nijaki. Ponadto nie podzielałam entuzjazmu autorki dla demontracji polskich kobiet walczących o prawo do aborcji, a więc do decydowania o sobie. Aborcja dotyczy, według mnie, decyzji o sobie i dziecku, a ja uważam, że dziecko (także chore i poczęte podczas gwałtu) ma prawo do życia, choć jestem za rozwiązywaniem tych spraw w sumieniu.
Książka ciekawa, choć chwilami ze względu na problematykę mroczna. Trudną nadzieję dają przedstawiane przez autorkę np samorządowe organizacje zakładane przez kobiety w oczach społeczeństwa zhańbione na skutek porwania prostytucją, tworzenie przez nie same miejsc, gdzie mogą się one czuć bezpiecznie odzyskując godność.
Dowiedziałam się z tej książki wielu rzeczy nowych dla mnie, np o 5 ceremoniach starości, podczas których rodzina niesie starego człowieka ubranego w strój panny młodej lub pana młodego przez miasto do świątyni
- w 77 roku życia ceremonia Słońca
- w 83 roku życia Księżyca (1000 pełni od chwili zagnieżdżenia się duszy w ciele 5 letniego dziecka)
- w 88 roku życia (tym razem z żoną, niezależnie od jej wieku)
- w 99 roku życia
- w 105 roku życia.
Równie ciekawie Iwona Szelezinska pisze o ceremonii kremacji w Nepalu (podobnej do znanej mi indyjskiej), a jeszcze ciekawiej o sierpniowym święcie Krowy Gai Dżatra, wprowadzonej w XVII przez króla radosnej procesji rodzin, którym w ostatnim roku śmierć kogoś zabrała. Tańcem i biesiadowaniem czczą Nepalczycy dzień wejścia bliskiej osoby do królestwa Jamy. Obwożąc po ulicach wizerunki swoich bliskich.
Jednak to, co zatrzymuje przy książce to spotkania z ludźmi.
Nemniej czuję tez niedosyt. Tyle ciekawych problemów, tyłu pięknych ludzi i... wciąż tylko na powierzchni.
Dostałam te reportaże w prezencie od kogoś mi bliskiego z myślą o planach wyjazdu do Nepalu. Bilet kupiony na razie dopiero do Indii, ale książka już rozbudzila we mnie apetyt na Nepal.
Iwona Szelezinska imponuje mi swoją otwartością do dialogu, odwagą w podejmowaniu trudnych tematów, wytrzymałością w wędrówce po górach i obrazowościa w przedstawieniu Nepalu w opowieściach...
2010-02-02
Iran dzięki Niwemang kojarzy mi się z irańskim kinem dziecięcym - "Czas pijanych koni", Gdyby żółwie umiały latać", 'Kolory raju", "Bezpańskie psy", czy "Baran". Mimo że poruszają bardzo trudne tematy warto je obejrzeć.
Ta książka też mówi o Iranie. W formie czarno-białych rysunków. Przejmująco. Ale i zabawnie. Czytając ją śmiałam się i płakałam. Marjane Satrapi opisuje w niej swoje dzieciństwo, dorastanie, wadzenie się z Bogiem, bunt przeciwko rodzicom. Na tle walk szachem, potem podczas rewolucji islamskiej i wojny iracko-irańskiej. Bohaterka bawi się w manifestacje, w tortury, w bycie męczennicą. Traci kolegów, czy to uciekających za granicę, czy też zabijanych przez irackie bomby. Jej los jest pełen tęsknoty za normalną zabawą. Pragnie biegać w dżinsach, obwieszać pokój plakatami zespołów, a jednocześnie doświadcza wizyt w więzieniu, krycia się za obowiązkową czarną chustą, rozmów zbyt trudnych dla nastolatki.
Gorąco polecam! Aby poznać Marji, aby zobaczyć Iran widziany jej oczyma, aby dać się urzec jej rysunkom. Jej poczuciu tragizmu ale i humoru.
Ten komiks to jedno z najważniejszych wydarzeń komiksowych ostatnich lat. Nie znałam formy komiksu. Unikałam jej uważając za gatunek mniej szlachetny niż literatura pisana. Marjane Strapi zmienia swoją powieścią graficzną moje zdanie o komiksie.
Biegnę szukać w internecie II części "Perrsepolis. Historia powrotu"!
WSTĘP - HISTORIA IRANU.
2 tysiące lat temu państwo Elam tworzyło wzdłuż Babilonu własną cywilizację. Indoeuropejscy najeźdźcy osiedlając się na jego płaskowyżu nadali mu po raz pierwszy nazwę Iran (od słowa Aryana Vaejo- kolebka Arjów). Pół nomadowie i ich przodkowie Medowie i Persowie założyli w VII wieku p.n.e. państwo Iran, zniszczone przez Cyrusa Wielkiego, który w VI wieku p.n.e. stworzył Imperium Perskie - jedno z największych imperiów świata starożytnego. Iran pod swoja grecką nazwą - Persja przetrwał do 1935 roku. W tym roku Reza Szach, ojciec ostatniego szacha nazwał go znów Iranem. Ze względu na zasoby i geograficzne płożenie państwo stawało się obiektem ataku Aleksandra Wielkiego, arabskich sąsiadów z zachodu, mongolskich i tureckich ze wschodu. Jednak język perski przetrwał, a najeźdźcy zasymilowali się z silna kulturą perską stając się Irańczykami. w XX wieku Reza Schach zmodernizował Iran odkrywając go na zachód. Z chwilą odkrycia ropy - brytyjska próba kontroli Iranu. Gdy w czasie drugiej wojny światowej Iran ogłosił neutralność interwencja aliantów przyczyniła się do wygnania Rezy Szacha i osadzenia na tronie jego syna Mohameda Rezy Pehlavi. W 1951 roku jego premier Mohammad Mosadek nacjonalizuje przemysł naftowy. Brytyjczycy wprowadzają embargo na ropę irańską, a w 1953wraz z CIA organizują puch w wyniku którego Mosadek z zostaje usunięty, a z emigracji powraca pozostający z nim w konflikcie szach Mohameda Rezy Pehlavi. Rządzi on Iranem do 1979, tj do chwili, gdy obala go islamska rewolucja. Od tego czasu Iran kojarzy się światu z fundamentalizmem, fanatyzmem i terroryzmem. M.S. chce swą książką pokazać obraz cierpiących w walce o wolność Iranu.
Tu zaczyna się część, której ci, którzy nie znają jeszcze „Persepolis”, lepiej aby nie czytali. Na prośbę kogoś, kto nie ma dostępu do książki, a chce ją zaliczyć (na studiach) opisuję ją poniżej zbyt szczegółowo.
CHUSTA
Rok 1980. Marji ma 10 lat. W 1979 roku doszło w Iranie do rewolucji islamskiej. Rok później Marji jest przymuszana do noszenia chusty . Dziewczynki oddzielono w szkole od chłopców. Na ulicach demonstracje przeciwko chustom, ale strach rośnie. Marji w tym czasie ma własne problemy. Wstydzi się tego, że ma bogatych rodziców, że mają cadillaka i służącą. Jej wiara w Zaratusztrę, święty ogień i 3 zasady (dobre myśli, dobre słowa i dobre uczynki) jest w tym czasie szczególnie silna. Podczas swoich nocnych rozmów wadzi się z Bogiem.
ROWER
Wcześniej w 1979 roku podczas rewolucji islamskiej Matji przyjmuje wojowniczą postawę. Bawi się z koleżankami w walkę. Jedna odgrywa Che Guevarę, inna Fidela Castro, jeszcze inna Trockiego. Maszerują na podwórku w manifestacjach krzycząc: "precz z szachem!". Marji uważnie przysłuchuje się opowieściom swego ojca. i babki. Słucha o 2500-letniego snu Iranu o wolności i jawie tyranii, o arabskich najazdach z zachodu, mongolskich ze wschodu, a w końcu o angielskich i amerykańskich manipulacji wokół ropy na Bliskim Wschodzie. Czyta podsuwane jej przez rodziców książki o palestyńskich i wietnamskich dzieciach umierających w konflikcie z Żydami i Amerykanami. Dowiaduje się, kim był Marks i Kartezjusz. Książki budzą w niej zwątpienie. Rozmowy z Bogiem staja się coraz trudniejsze. Słysząc w rozmowach rodziców o tym, jak ludzie szacha traktują walczących o wolność, wzburzona wieścią o spaleniu ludzi w kinie, Marji chce chodzić z rodzicami na manifestacje. Nie rozumie milczenia Boga.
CELA WODNA
Codzienne manifestacje. Umęczeni nimi rodzice.'"Rodzice wieczorami wracali zesztywniali od maszerowania i rzucania kamieniami". Marji brakuje zabawy, gry z rodzicami. Rozmowy dotyczą tego, co ich wszystkich boli. Iranu. Ojciec opowiada Marji, że ojca obecnego szacha osadzili na tronie Brytyjczycy. Licząc na to, że w zamian zapewni im dostęp do ropy. Chciał on modnej wówczas republiki biorąc przykład z jej indyjskiego wydania (z Gandhiego "hindusi muszą zawrzeć pokój z muzułmanami, by pokonać Anglików"), czy tureckiego (Atatuerka: "jesteśmy narodem zachodnim i laickim"), ale Brytyjczycy chcieli go widzieć szachem perskim. Miał stanowić dla duchowieństwa symbol Boga. Najważniejsze jednak było, by pozwolił sobą Zachodowi manipulować jak marionetką.
Marji dowiaduje się, ze to jej przodek stracił władzę w wyniku zamachu, że skonfiskowano majątek rodziny, ale z braku doświadczonej w rządzeniu kadry pozostawiono dziadka premierem. Zbuntowany zaczął walkę z reżymem. Płacił za to drogo. Pewnego razu przetrzymywano go w celi wypełnionej wodą.
Usłyszawszy to Marji próbuje poczuć los dziadka na własnej skórze. Wieczorem bierze bardzo długą kąpiel. ("Gdy wyszłam, miałam zupełnie pomarszczone dłonie, jak jakiś dziadek".)
PERSEPOLIS
Rządy szacha budzą coraz większe oburzenie rodziców Marji. Jego obietnice budowania silnego Iranu okazują się bez pokrycia. Pieniądze wydawane sa na żałosne obchody 2500lecia dynastii, na uroczystości przy grobie Cyrusa Wielkiego. Ojciec z narażeniem życia fotografuje dramatyczne manifestacje. W domu strach gdy wraca z nich zbyt późno. Z jednej z nich wraca rozbawiony. Śmiejąc się opowiada o groteskowej sytuacji, gdy za męczennika za sprawę wolności uznano człowieka, który zmarł na raka. Marji próbuje pojąć jednoczesną śmieszność i tragizm dziejących się wokół niej zdarzeń.
LIST
Marji zacytuje się książkami. Jej ulubionym pisarzem jest Kurd Aszraf Darvichian. Podczas nielegalnego spotkania z nim słucha jego opowieści o 10-letnim tragarzu, 5-letniej tkaczce dywanów i 3-letnim czyścicielu aut. To budzi w niej bunt przeciwko posiadaniu służącej. Mehra zwierza się jej, że zakochała się w chłopcu z naprzeciwka,. Marji pisze za nią listy. Kiedy sprawa wychodzi na jawa, także w oczach ojca Marji służąca nie ma prawa kochać kogoś o wyższym statusie społecznym. Zbuntowana przeciwko temu Marji idzie z Mehrą na demonstracje przeciwko szachowi. Akurat w czarny piątek, gdy zabito wiele osób.
ŚWIĘTOWANIE
Przestraszony demonstracjami szach daremnie próbuje demokratyzacji Iranu. Musi odejść. Irańczycy świętują radośnie jego rezygnację z władzy. Bezsilny, nie mogący już Zachodowi służyć ropą, szach znajduje azyl tylko w Egipcie. Po jego odejściu zaczyna się czas rozliczeń. Uczniowie wyrywają z podręczników jego podobizny. Dzieci próbują mścić się na synach oprawców. Marji powstrzymują od tego słowa matki: "trzeba wybaczać".
BOHATER
Bohaterowie i męczennicy więzieni podczas walki z szachem wracają do domu. Wśród nich przyjaciele rodziców Marji Siamak Javi i Mohsen Chakiba. Marji słyszy zza ściany ich radosne głosy, ale też opowieści o wyrywaniu paznokci, rażeniu stóp prądem, gaszeniu papierosów na ciele i mordzie na partyzancie Ahmadi, który nie zdążył w chwili aresztowania rozgryźć cyjanku. Tematy rozmów rodziców staja się tematem zabaw dzieci.Bawią się w tortury. Marji słyszy od matki: "Wybaczanie też jest niebezpieczne". Tylko Bóg pozostaje dla Marji pocieszeniem.
MOSKWA
Marji zazdrości dzieciom, których ojcowie okazali się bohaterami. Na szczęście pewnego dnia z więzienia wraca jej wuj Anusz. Marji urzeczona słucha jego opowieści. Walczył przeciwko Szachowi. Pewnego dnia aresztowano jego przyjaciela Forejduna. Tuż przed egzekucja jego narzeczona przekupiwszy strażników poczęła z nim dziecko. Dziś wychowuje syna w Szwajcarii, bo w Iranie jako nawet nie wdowa po zabitym buntowniku żyłaby w osaczeniu.
Sam Anusz uciekł wtedy pokonując góry w śniegu. Dostał się do Moskwy. Tam założywszy rodzinę z Rosjanka przeżył zawód. Zżerany tęsknotą wrócił do Iranu. Po to, by na 10 lat pójść do więzienia. Marji wysłuchuje jego powieści dumna z bohatera w rodzinie.
OWCE
Obecność wuja prowokuje do dyskusji o przyszłości Iranu. Rozmowy dotyczą sfałszowanych wyborów i ogłoszenia republiki islamskiej. Zaczynają się wyjazdy z kraju. Marji musi na zawsze pożegnać swego przyjaciela Kavena. Rośnie strach przed rządami islamskich radykałów. Rodzice Marji zastanawiają się nad emigracją. Uspokajają się, ze obawy ludzi się nie sprawdzą, ale wkrótce znajdują ciało utopionego w wannie Mohsena. Ktoś szuka Siamaka. Jego rodzinie pokonuje granicę ukryta się w stadzie owiec. Bohaterowie, którzy siedzieli w więzieniach za walkę z szachem, umierają zabijani przez islamistów. Znika tez wuj Amusz. Marji udaje się go odwiedzić w więzieniu. Po tym, jak wuj Amusz umiera podczas egzekucji, Marji każe się Bogu wynosić ze swego serca.
PODRÓŻ
Ambasada Amerykańska w Teheranie zostaje zaatakowana przez studentów islamskich. Wzięto zakładników. Marji obawia się, ze nigdy już nie zobaczy Kavena, który wyjechał od Ameryki. Następuje zmiana podręczników. Zostają zamknięte uniwersytety. Marji opłakuje swoje marzenie o staniu się druga Marie Curie. Jej matkę zaatakowano za nie noszenie chusty. Mężczyźni zapuszczają brody. Kryją się z piciem alkoholu. Matka przekonuje Marji, by kłamała w szkole, że modli się pięć razy dziennie. Mimo rosnącego strachu, obie idą na manifestację, gdzie Marji po raz pierwszy widzi przemoc. Ledwie udaje im się im uciec przez pałkami.
Ich rodzina wybiera się w podróż do Hiszpanii. Tuż przed zamknięciem granic. Gdy wraca, zastaje Iran w trakcie wojny z Irakiem. Irańscy integryści podburzyli swych szyickich sprzymierzeńców w Iraku przeciwko Saddamowi . Rodzice Marji nazywają to druga inwazją rabską. Wojna budzi w Marji uczucia patriotyczne, pragnienie obrony kraju.
F-14
Zaczynają się bombardowania. Atak iracki kojarzy się rodzicom z arabskim podbojem Iranu sprzed 1400 lat, z narzuceniem Persom islamu. Zagrożenie bombardowaniami rośnie. Reżym zaczyna zwalniać z więzień pilotów. Potrzebni są do bombardowania Bagdadu. W jednym z takich lotów ginie ojciec koleżanki Marji. Wkrótce potem Marji pisze w szkole wypracowanie na temat wojny porównując ją z inwazją arabską sprzed stuleci. Najbardziej porusza jednak wszystkich wypracowanie Pardis. Pisze ona list do swojego ojca obiecując mu, że zajmie się matką i rodzeństwem. Marji pocieszając potem córkę bohatera, słyszy: "wolałabym go żywego w więzieniu".
BIŻUTERIA
W sklepach zaczyna się wykupywanie towarów. Rośnie panika. I napięcie. Wszystkiego zaczyna brakować. Irakijczycy bombardują rafinerię w Abdanie. Brakuje więc benzyny. Dla rodziny Marji zniszczony Abdan oznacza gości. Do domu przyjeżdża przyjaciółka matki, Mali z rodziną. Podczas bombardowania tracą dom. Zanim nie sprzedadzą biżuterii, by zacząć życie w Teheranie, korzystają z pomocy przyjaciół. Odrzuceni przez mieszkańców Teheranu. Stolica niechętnym okiem patrzy na uciekinierów w kraju.
KLUCZ
Rośnie ilość męczenników irańskich.. Na ulicach stawia się dla nich (zgodnie szyicką tradycją) sypialnie dla młodożeńców. Mężczyźni, którzy umarli, mogą symbolicznie przeżyć stosunki cielesne idąc do raju. Marji słyszy od swej matki: "Kiedy nadchodzi wielka fala, opuść głowę i pozwól się jej przetoczyć."
- "Bardzo perska filozofia ludzi zrezygnowanych", myśli Marji. W szkole organizowane są pod smutną muzykę zbiorowe bicie się w piersi - opłakiwanie ofiar wojny. Uczniowie kpią z tych seansów umarłych, bawią się w męczenników. Jednocześnie chłopców naprawdę zmusza się do pełnienia ról męczenników. Rekrutuje się dzieciaków z biednych rodzin. Wraz z kluczem na szyję otrzymują obietnicę raju - z jedzeniem, kobietami, złotem. !4-latkowie z fanatycznym śpiewem na ustach prowadzeni są na rzeź. Z kluczem do raju na szyi wybuchają na minach.
WINO
Bombardowania Teheranu przeczekuje się w piwnicach. Potem rozdzwaniają się telefony. Kto żyje, kto zginął. W rodzinie Marji zaczyna się zasłaniać okna, by nikt nie doniósł strażnikom rewolucji o czwartkowych zabawach i wtorkowej grze w karty. Przecież wszyscy już wiedzą o domach rewidowanych w poszukiwaniu gier, szachów, płyt, kaset. Rodzice Marji zostają zatrzymani na ulicy z powodu krawatu ojca. Upokorzeni, zastraszeni. Matka z Marji w popłochu wylewa wszystek alkohol przechowywany domu.
PAPIEROS
Marji ma już 12 lat. Dorastaniu towarzyszą kłótnie z rodzicami. Marji ma dość ciągłych rozmów o kłamstwie prasy, porównywania informacji z gazet irańskich z BBC. Marji ma swoje sprawy. Kłoci się z matka z powodu wagarów i kłamstw. W mieście nawoływania do zdobycia irackiego Kabbali - świętego miasta szyitów. Wg ojca wojna umacnia reżym. Nie ustają egzekucje na opozycjonistach. A Marji przeżywa swój własny bunt przeciwko matce-papieros pomaga jej poczuć się dorosłą.
PASZPORT
Lipiec 1982 rok. Rodzinę odwiedza wujek Taher. Wstrząśnięty egzekucjami, stęskniony za synem, 13-letnim Alim, którego dla bezpieczeństwa wysłał na Zachód. Wkrótce potem okazuje się, że wujek Taher znalazł się w szpitalu z powodu kolejnego zawału. Uratować go może tylko operacja za granicą, ale o paszport bardzo trudno. Ojciec Marji szuka pomocy u towarzysza z więzienia wujka Anusza. Chosro zajmuje się produkcja sfałszowanych paszportów. Ukrywając w domu 18-letnią komunistkę Nilufar. Dziewczyna rozczula go przypominając mu wysłaną na Zachód córkę Mandę. Pewnego dnia ktoś jednak donosi o jej kryjówce. Chosro ucieka przez tureckie góry do Szwecji, a chory wujek doczekuje się paszportu w dniu swojego pogrzebu.
KIM WILDE
Wkrótce otwarto granice. Rodzice pojechali na kilka dni do Turcji.Wróciwszy obdarowują Marji symbolami wolności: dżinsami, butami Nike i przemyconymi w podpince płaszczy plakatami z Iron Maiden i Kim Wilde. Marji ubrana w nowe spodnie i buty zostaje zatrzymana przez strażniczki rewolucji. Nie chcą jej uwierzyć, że oznaka na kurtce przedstawia nie Michaela Jacksona, ale czarnego muzułmanina Malcolma X. Marji ledwie udaje się uniknąć zamknięcia w komisariacie.
SZABAT
Teheran boi się batalistycznych pocisków irackich. Podczas ich ataku jedyne, co Marji czuje to paniczny strach przed śmiercią. Coraz więcej osób ucieka z Iranu. Sąsiedzi Marji, żydowska rodzina Baba Levy, szczyci się korzeniami od 3 tysięcy lat. Nie chce opuścić Iranu. Marji czasem rozmawia z ich córką zamkniętą w sobie Nedą. Dziewczynka marzy o jasnowłosym księciu, który kiedyś obdarzy ją swą miłością. Szabat to czas, który cała ich rodzina świętuje w domu. Po bombardowaniu w ich dzielnicy, Marji zauważa w gruzach niebieską bransoletkę Nedy.("Żaden płacz nie pomniejszyłby mego cierpienia")
POSAG
Rok 1984. Marji ma już 14 lat. Zbuntowana, nie boi się niczego.
Stawia się nauczycielom broniąc swego prawa do noszenia biżuterii, czy dżinsów. Na lekcji zarzuca nauczycielom kłamstwo. Mówi o więźniach politycznych, o egzekucjach. Rodzice boja się o nią. Ku przestrodze opowiadają jej o losie 18-letniej Nilufar aresztowanej w domu Chosro. Wg prawa nie można zabić dziewicy. Przed egzekucją przymuszono więc Nilufar do ślubu ze strażnikiem więziennym. Zanim ją rozstrzelano przeżyła gwałt nocy poślubnej. Dowodem na to, był zgodnie z obyczajem wysłany rodzinie posag - 500 tumanów (18 zł).
Przestraszeni o córkę rodzice, decydują się odesłać Marji do Wiednia. Do matki przyjaciółki Szirin. Pragnąc jej zapewnić wykształcenie w języku francuskim. Z miłości do niej pragną dla niej wolności. Jednocześnie proszą ją, by nigdy nie zapomniała, kim jest.
Przygotowując się do odjazdu Marji rozdaje koleżankom swoje plakaty. W noc przed odjazdem ze wzruszeniem patrzy na babkę. Słucha jej słów: "Spotkasz się w życiu z wieloma kretynami. Jeśli cię zranią, powiedz sobie, że to ich głupota cię skrzywdziła. Nie ma nic gorszego niż zgorzknienie i zemsta. Bądź zawsze pełna godności i żyj w zgodzie z własnym sumieniem.
Na lotnisku Marji, odwraca się, by ostatni raz spojrzeć na rodziców zostających za szybą, w Iranie. Było by lepiej, bym tego nie zrobiła". W oczach jej pozostaje obraz ojca odchodzącego z omdlałą w jego ramionach matką.
Kopiuję tu moją opinię z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Iran dzięki Niwemang kojarzy mi się z irańskim kinem dziecięcym - "Czas pijanych koni", Gdyby żółwie umiały latać", 'Kolory raju", "Bezpańskie psy", czy "Baran". Mimo że poruszają bardzo trudne tematy warto je obejrzeć.
Ta książka też mówi o Iranie. W formie czarno-białych rysunków. Przejmująco. Ale i zabawnie. Czytając ją śmiałam się i płakałam. Marjane Satrapi opisuje w...
2012-08-01
Wstyd się przyznać, że z książek Jagielskiego - "Dobre miejsce dla umierania" i "Wieże z kamienia" o Czeczenii oraz "Nocni wędrowcy" i "Wypalanie traw" o Afryce - znam tylko Modlitwę o deszcz o Afganistanie. O tym kraju czytałam tez - "Księgarza z Kabulu", "Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze", Jaskółki z Kabulu i "Córkę bajarza" Sairy Shah.
Modlitwa o deszcz porusza nie tylko tytułem. To oszczędna, surowa w słowach, ale przebogata w fakty opowieść o tym, co w ostatnich latach działo się w Afganistanie. Wciąż słyszymy o nim przy okazji historii o czyjejś nagłej śmierci. Autor pisze do bólu szczerze, nie wywyższając się, próbując zrozumieć, a nie osądzić. Czuje się, ze on tam był i to nie raz (jedenaście podróży od 1992 do 2001 roku), że rozmawiał, że go to, co tam się dzieje i obchodziło i bolało. Historia Afganistanu jest tak boleśnie zawikłana, ze na początku trudno mi było się orientować w tym: kto kogo i z kim, nie pytając już dlaczego i i po co. Czytałam z rosnącym zachwytem, porażona treścią, bezsilna wobec fatów, współczując ludziom.
Książka spotkała się z dużym uznaniem. Nominowana do nagrody NIKE 2003, nagroda im. J. Tischnera w kategorii "publicystyki lub eseistyki na tematy społeczne, która uczy przyjmować nieszczęsny "dar wolności", nagroda Złotego Bursztyna Biblioteki Raczyńskich za najlepszą książkę podróżniczą. Jej autor Wojciech Jagielski naprawdę budzi we mnie podziw.
OPIS FRAGMENTÓW KSIĄŻKI:
Przekraczając granice Afganistanu czy to przez Przełęcz Chajberską, czy od strony burzliwej rzeki Amu-Darii musimy być gotowi na "zgodę na poddanie się niewiadomej", świadomi, że tu nie możemy już tak liczyć na to, że nasz los zależy od nas.
1.
Obraz suszy, która dziesiątkuje wymęczonych latami wojny ludzi. Spustoszone miasta, z których przed prawami talibów uciekli pisarze, lekarze, nawet licealiści. Pozostali uchodźcy z wiosek daremnie czekają w głodzie na pomoc z zagranicy. Zburzenie przez talibów świętokradczych wg nich tysiącletnich posągów Buddy oburzyło świat. Zrozpaczeni mieszkańcy Kabulu zastanawiają się, za jakie grzechy Bóg odwraca się od nich.
2.
W Afganistanie rósł strach przed wojną. Kolejną, bardziej tragiczną w skutkach niż ostatnie 25 lat wojen, które zrujnowały Afganistan. Zagrażała ona Afganistanowi ze strony świata, który nie zawiesiłby działań wojennych nawet w czas świętego postu w miesiącu Ramadan ani w kończący go radosny dzień przebaczenia, modlitwy i wzajemnego obdarowywania się id al-fitr. Różne znaki zwiastowały zbliżającą się tragedię. Zima zbyt łagodna nie zasypała przełęczy górskich nie wstrzymując śniegiem wojny. Trzęsienie ziemi w Badachszanie zabiło tysiące ludzi. Wędrowne ptaki w swym locie zaczęły omijać Afganistan woląc bezpieczniejsze niebo nad Iranem. Groźby wojny głoszone przez cudzoziemców nie niepokoiły jednookiego emira Omara próbującego wokół Kandaharu stworzyć utopię islamskiego państwa rządzącego się prawami sprzed stuleci. Wbrew groźbom zachodniego świata dając schronienie arabskim terrorystom, którzy wypowiedzieli wojnę Ameryce i światu rządzonemu bez Boga, przygotowywał Afganistanowi koszmar kolejnej wojny. Jesienią 2001 sprawdziły się zapowiadające ja znaki.
3.
Mułla Mohammad Omar - czerń ubioru i brody, poczernione węglem (na podobieństwo Mahometa) oczy, bladość twarzy i blizna zmiażdżonego oka. Przewodzący talibom mula ogłoszony potem emirem sprawiał posępne wrażenie. Jednocześnie jednak budził respekt. Mimo ze królował najpierw jako komendant siedząc na podłodze, potem z łoża ustawionego w izbie. Nawet koronacja na kalifa, przywódcę wszystkich muzułmanów świata, uznana przez wielu z nich za bluźnierczą, nie obudziła w nim pragnienia przepychu. Chciał tylko wprowadzić Boży ład i pokój, z którym rozminęli się mudżahedini walczący też w imię Allaha z komunistami i popierającymi ich Rosjanami. Ich zwycięstwo nad Rosjanami rozpoczęło szarpanie Afganistanu w walkach udzielnych komendantów o władzę, o ziemię. Zmęczonym bratobójczymi walkami Afgańczykom mułła Omar wprowadzający ład na czele talibów wydał się z początku zbawcą. Oszpecenie, unikanie kontaktów czyniły z niego zagadkowa postać. Spekulowano, że mógłby być ocalonym z rosyjskiego zamachu tyranem Hafizzulahem Aminem, lub synem wygnanego króla Zahira Shaha. Sławny a nieznany nikomu Omar budził podziw pakistańskiego świętego męża Sami ul-Haq. Za wierność islamowi, za zuchwałość muzułmańskiej rewolucji.
Tę zuchwałość ułatwiała niewiedza. Niskiego rodu Pasztun spod Kandaharu, , pomniejszy z komendantów w walce z Rosjanami. Wsławił się ostrzeliwując Rosjan jako mistrz bazuki. Jego odwaga wzbudzała podziw, ale i przerażała innych.
Kandahar - oaza na pustyni zbudowana na ruinach fortu Aleksandra Macedońskiego. Szczyt rozkwitu w XVIII.
Reszta w książce...
Kopiuję tu moją opinię z mojej strony nietylkoindie.pl (tam z ilustracjami)
Wstyd się przyznać, że z książek Jagielskiego - "Dobre miejsce dla umierania" i "Wieże z kamienia" o Czeczenii oraz "Nocni wędrowcy" i "Wypalanie traw" o Afryce - znam tylko Modlitwę o deszcz o Afganistanie. O tym kraju czytałam tez - "Księgarza z Kabulu", "Nad Afganistanem Bóg już tylko płacze", Jaskółki z Kabulu i "Córkę bajarza" Sairy Shah.
Modlitwa o deszcz porusza...
2009-08-02
Książka mną wstrząsnęła. Bardzo chciałam, by jak najwięcej osób poznało los Tybetu widziany oczyma dalajlamy. I jego postać. Stąd poniżej mój skrócony opis książki:
I Pan Białego Lotosu
"Uciekłem z Tybetu 31 marca 1959 roku. Od tego czasu żyję na wygnaniu w Indiach. W latach 1949-1950 armia Chińskiej Republiki Ludowej najechała na mój kraj". Tymi słowami rozpoczyna się autobiografia Dalajlamy Tybetu.10 lat próbował on kierować (przynajmniej duchowo) krajem okupowanym przez Tybet zanim zdecydował, że bardziej pomoże jego mieszkańcom jako uchodźca, szukając pomocy poza granicami Ojczyzny.
Swą autobiografię zaczyna od wspomnień Tybetu sprzed czasu Chińczyków. Jak pisze "nasze życie było niezwykłe i wiele rzeczy , które przepadły już bezpowrotnie, były z pewnością wartych, by trwały"
II LWI TRON
Rok 1940 Dalajlama przemieszkał w Norbulingce. Często widując rodziców, którzy od ogłoszenia go dalajlamą zostali uznani za arystokratów i dano im do dyspozycji majątek. Zimą 1940 zabrano go do Potali i ogłoszono duchowym przywódca Tybetu. Wkrótce przewieziono go do świątyni Dżokhang, gdzie po po odbyciu rytuału "taphue" został nowicjuszem w klasztorze. Od tej pory Dalajlama miał golić głowę i nosić. ciemnoczerwone mnisie ubranie. Do czasu jego pełnoletniości władzę pełnił Regent Rinpocze. On też (mimo plotek, że jako niezachowujący celibat nie ma do tego prawa) ściął mu włosy. Chwila ta oznaczała też zmianę imienia z Lhamo Thondup na Dżamphe Ngałang Lobsang Jesie Tenzin Giaco.
Spośród opiekujących się nim ludzi Dalajlama bardzo polubił Mistrza Kuchni, pisząc przy okazji: "Czasem wydaje mi się, że dawanie jedzenia jest korzeniem wszystkich związków". Pisząc o jedzeniu Dalajlama wspomina, że buddyzm nie zabrania spożywania mięsa, ale zakazuje zabijania zwierząt na pożywienie. Zajmowali się tym pochodzący z Kaszmiru lub z Chin muzułmanie. Mieli oni nawet w Lhasa swój meczet.
O miejscu swojego zamieszkania, pałacu Potala, Dalajlama pisze jako o niemiłym mieszkaniu. Wzniesiony na skalistym masywie ("Czerwone Wzgórze")
pod koniec panowania Wielkiego V Dalajlamy, po jego śmierci w 1682 przez 15 lat kończąc budowę pałacu ukrywano jego śmierć ogłosiwszy, że udał się na długie odosobnienie.
Zajęcia Dalajlamy sprowadzały się do nauki m.in. kaligrafii, ale przede wszystkim ucząc się na pamięć buddyjskich tekstów. Mały chłopiec miał też swoje chwile lęku. Jak pisze "położenie Potali sprawiało, że już około drugiej blask słońca przygasał i do pałacu z powrotem wkraczał mrok. Nienawidziłem tej chwili, kiedy pokój ciemniał, cień kładł się również na moje serce."
W tym półmroku mały Dalajlama niezbyt chętnie uczył się 10 przedmiotów. Do pięciu głównych należały: logika, sztuka i kultura Tybetu, sanskryt, medycyna i filozofia buddyjska - najważniejszy i najtrudniejszy przedmiot. Poboczne przedmioty to: poezja, muzyka i dramat, astrologia, metryka i frazeologia oraz synonimika. Podstawa tybetańskiego wykształcenia była dialektyka - sztuka dyskutowania. Polega to na wzajemnym zadawaniu sobie pytań, któremu towarzyszą z góry określone gesty i pozycje. "Pytający podnosi nad głową prawą rękę i, w momencie stawiania pytania, klaszcze nią w wysuniętą lewą dłoń, tupiąc jednocześnie lewą nogą, po czym zbliża dłoń do czoła adwersarza. Ten pozostaje nieruchomy i stara się nie tylko znaleźć właściwą odpowiedź, ale i odwrócić role w pojedynku, zadając podchwytliwe pytanie krążącemu wokół przeciwnikowi."Ważną rolę odgrywa w tym dowcip i ośmieszenie przeciwnika przy pomocy jego własnych tez. Jako dalajlama musiał on nabrać wprawy w dyskutowaniu.
D. pisze też o tybetańskiej herbacie (z solą i masłem), która smakowała mu tylko w Tybecie (dziś pije herbatę z mlekiem, a po południu gorącą wodę,wg medycyny tybetańskiej jedno z najlepszych lekarstw). Przy takiej właśnie herbacie uczono D. sztuki dyskutowania. Unikano pośpiechu.
Naukę D. przeplatał obserwacją Lhasy przez teleskop i rysowaniem. Monotonię życia w Potali i Norbulingce przerywały tylko święta i odosobnienia. Raz do roku D. wyjeżdżał z przewodnikami duchowymi na 3-tygodniowe odosobnienie. Spędzał tam czas na modlitwach i medytacjach z widokiem na klasztor Sera. I obserwując na ścianach haftowane na jedwabiu sceny z życia Milarepy, duchowego mistrza Tybetu.
Jednak wagę odosobnienia zaczął doceniać dopiero jako człowiek dorosły. Do nauki też mały Dalajlama niezbyt się przykładał i jak pisze dziś żałuje dawnego lenistwa i czy się po 4 godziny dziennie. W 1947 roku mały dalajlama przeżył nieudany zamach stanu swojego pierwszego guru Retinga Rinpocze. próbował on odzyskać stanowisko regenta. Wielu z jego zwolenników zginęło, on sam zmarł w więzieniu, a jego klasztor Reting, jeden z najstarszych i najpiękniejszych w Tybecie zniszczono.D. był w tej sytuacji bezsilny. Po jego śmierci jego imiona wymazano z imion Dalajlamy, ale ten potem za radą wyroczni przywrócił je.
Niedługo potem D. wystąpił podczas publicznej dysputy w klasztorze z Drepung
(z 7 tysiącami mnichów) i Sera (z 5 tysiącami). Poznając historię swojego kraju dowiedział się o najeździe armii brytyjskiej w 1903 i oddziałów mandżurskich w 1910 roku. Brytyjczycy wycofali się z Tybetu sami, a armia mandżurska została wyparta zimą w 1911/1912. Przy okazji zagrożenia najazdami wspomina Thubtena Giaco, Trzynastego Dalajlamę, któremu Tybet zawdzięcza wiele reform.
Gdyby je kontynuować (modernizacja armii, kształcenie młodych na Zachodzie), być może nie sprawdziły by się jego prorocze słowa: "Może się zdarzyć, że tu w Tybecie religia i władza zostaną zaatakowane z zewnątrz i od wewnątrz. Jeśli nie będziemy strzec swojego kraju, to Ojciec i Syn, Dalajlama i Panczenlama, oraz wszyscy Czcigodni, którzy strzegą Wiary, znikną i przestaną być znani nawet z imienia. Zniszczone zostaną klasztory, a mnisi wypędzeni. Prawo przestanie być prawem. Ziemie i majątki dostojników zostaną skonfiskowane, zaś oni sami będą zmuszeni do służenia swoim wrogom. Jeśli tego nie zrobią, będą się błąkać po kraju niczym żebracy. Wszystkie istoty pogrążą się w otchłani rozpaczy i paraliżującego strachu. Dnie i noce będą wlec się powoli, pełne cierpienia."
Życie D. do dwudziestego roku życia dzielił swoje życie na zimę spędzaną w Potali i od wiosny pobyt w Norbulince. Tak dalece wolał pałac letni, że potem przeniósł się na stałe do letniego pałacu. Stamtąd wspomina ze smutkiem widok nieszczęśliwych gęsi kanadyjskich, którym podcięto skrzydła, by nie mogły latać. Z tych lat dzieciństwa D. wspomina też z dużą serdecznością Austriaka Heinricha Harrera. Udało mu się w czasie II Wojny Światowej uciec z brytyjskiego obozu internowanych w Indiach. z kolegą pic lat błąkali się po górach jako nomadowie, aż do chwili, gdy niewpuszczający obcych Tybetańczycy wyrazili im swoje uznanie pozwalając zostać w Lhasie.
Jego cotygodniowy kontakt z D. pomógł temu ostatniemu poznawać Europę, przyswajać angielski i pozyskać przyjaźń Austriaka.
D. przedstawiając tybetański kalendarz (każdy rok przypisany kolejno ziemi, powietrzu, ogniowi, wodzie i żelazu oraz myszy, wołowi, tygrysowi, zającowi, smokowi, wężowi, koniowi, owcy, małpie, ptakowi, psu i świni, np 2000 rok był rokiem Żelaznego Smoka) pisze, że przed chińska inwazja czas był w Tybecie mierzony świętami.
Jednym z nich było święto nowego roku (w lutym/marcu)- Losar. Wówczas D. publicznie pytał o radę wyrocznię Neczung. Niedługo po tym święcie następowało Monlam, Wielkie Święto Modlitwy. Po dwóch tygodniach kończono je uroczystą ponad 4-godzinną pudżą rozpoczętą wykładem o życiu Buddy, a zakończoną recytacją przez małego D. długiego tekstu. Strach przed ta chwila do dziś pozostał w pamięci D. Podobnie jak radość z podziwiania na ulicach związanych z tym świętem kolorowych rzeźb z masła (thormy) ofiarowanych buddom, teatrzyków ulicznych.
Mieszkający podczas tego święta w najświętszym sanktuarium Tybetu D. w Dżokhang (wzniesionego w VII w.n.e. jako miejsce dla posągu przywiezionego przez żonę monarchy nepalską księżniczkę Brihuti Devi) cytuje tekst wieczystego traktatu zawartego między Chinami a Tybetem. Zapisano go w języku tybetańskim i chińskim na masywnym kamieniu u wejścia w latach 821-822, ku pamięci przyszłych pokoleń. "Tybet i Chiny trwać będą w swych granicach. Wszędzie na wschodzie rozciąga się świat Wielkich Chin, a wszędzie na zachodzie, ku żadnej wątpliwości, kraj Wielkiego Tybetu (....) Między dwoma krajami nie dojrzy się dymu ni pyłu. Nie będzie niepokojów i nikt nie wypowie nigdy słowa "wróg".
Ostatniego dnia święta Monlam wokół starego miasta ruszała procesja z ogromnym posagiem przyszłego Buddy, Maitrei.
Zlikwidowaną przez Chińczyków drogą zwaną Lingkhor szli kładąc się w pokłonach do ziemi pielgrzymi. po procesji specjalnie wybielonymi na święto ulicami, na których porządku czasowo pilnowali mnisi z klasztoru Drepung organizowano biegi wyścigi konne (bez jeźdźców).D. wspominając szczęśliwe dni kwitnącego przed inwazja chińska Tybetu opisuje tygodniowy festyn operowy, który miał miejsce siódmego miesiąca. Zjeżdżały na ten czas trupy taneczne i śpiewacy z całego Tybetu. Towarzyszył temu też turniej na stroje, biżuterię i konkurs kwiatów.
Z młynkami modlitewnymi w rękach (cylinder wypełniony modlitwami, obracany podczas recytacji mantr) przybywali tu pielgrzymi spoza Lhasy: wysocy Khampowie ze wschodu (z czerwonymi wstążkami wplecionymi w długie warkocze),
nepalscy i sikkimscy kupcy
i wychudzeni nomadowie. "Te dni były tak szczęśliwe!", pisze stęskniony za dawnym Tybetem Dalajlama.
Podobnie wspomina on kolejne święto - Mahakali. W trzecim miesiącu pierwszy dzień lata wszyscy wówczas zmieniali stroje na letnie. Był to też dla D. dzień przeprowadzki z Potali do Norbulinki. Inne święto w piątym miesiącu - Zamling Czisang - Dzień powszechnej Modlitwy rozpoczynało tygodniowe wakacje, które wielu z Lhasa spędzało w namiotach za miastem organizując pikniki. W dziesiątym miesiącu uroczyście obchodzono rocznicę śmierci Congkapy, reformatora buddyzmu. W całym kraju wędrowały procesje z pochodniami, zapalano wiele maślanych lampek.
Bywały też świeckie wydarzenia, np targ koński, gdy nomadowie sprzedawali swojej jaki rzeźnikom. Ten czas zasmucał małego dalajlamę. Starał się on przez kogoś wykupywać zwierzęta prowadzone na rzeź.
III NADEJŚCIE BURZY
W 1950 roku 80-tysięczna armia Chin zaatakowała dysponujący 8,5 tysiącem żołnierzy Tybet. Nazywając to „pokojowym wyzwoleniem”.
Mimo że dla pokojowo nastawionych Tybetańczyków, służba w armii to hańba, Tybet stawił zaciekły, choć daremny opór. Liczono tylko na pomoc z zewnątrz, ale rząd w Delhi zaprotestował jedynie ogłaszając, że „inwazja zagraża pokojowi świata”, a petycja do ONZ pozostała bez echa.
W tej tak trudnej dla kraju sytuacji 17.XI. 1950 roku Tybetańczycy dokonali w Lhasie intronizacji 15-letniego dalajlamy. Nastolatek został przywódca 6-milionowego kraju zagrożonego wojną.
W związku z rosnącym zagrożeniem ze strony Chin, Tybet wysłał delegacje do USA, Wielkiej Brytanii i Nepalu licząc, że kraje te staną w jego obronie. Obawiając się, że dalsze pozostawanie dalajlamy w Lhasa nie jest dla niego bezpieczne, zdecydowano o jego emigracji do Indii.
IV NA POŁUDNIE
W obawie przed panika dalajlama wyruszył ku południowym granicom Tybetu w tajemnicy. Przodem z Potali wysłano skarb państwa. Kierunek:Sikkim. Tybet miał dotychczas przyjazne stosunki z Nepalem i Indiami. Wielka Brytania uznawała jego nie zależność jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przez Indie. Jednak nadzieje na pomoc ze strony innych krajów okazały się daremne. Dalajlama napisał: „Tybet będzie musiał samotnie stawić czoła całej potędze Chin”. Na terenie kraju z radia słychać było słowa o powrocie narodu tybetańskiego do Wielkiej Rodziny, do Chińskiej Republiki Ludowej. Zmuszono Tybet do podpisania Ugody Pokojowej. Dalajlama pisze o tym z oburzeniem stwierdzając, że Tybet nigdy nie należał do Chin, że sam miałby prawo roszczenia do części terytorium Chin, a z od komunistycznego imperium odróżnia się odrębnością etniczna, odmiennym językiem i pismem.
W tej sytuacji zagrożenia i bezsilności dalajlamę przekonywano, aby jak najszybciej wyjechał w poszukiwaniu pomocy dla Tybetu do Indii. Do tych próśb dołączał się też zaprzyjaźniony z dalajlamą Austriak Heinrich Harrer (znany potem z filmu „Siedem lat w Tybecie”),
dalajlama zdecydował się jednak powrócić ze swej podróży na południe do Lhasy. W drodze powrotnej mijał klasztor Samding koło jeziora Jamdrok. Wyjątkowo wówczas głową męskiego klasztoru była młoda dziewczyna. Dalajlama wspomina w autobiografii jej los, późniejszą ucieczkę do Indii, powrót do Tybetu, upokarzającą zależność od Chińczyków, klasztor zrównany z ziemią. Jak tysiące innych. Spotkawszy się w sierpniu 1951 roku z Chińczykami, wstrząśnięty dokonywanymi przez nich okrucieństwami, dalajlama próbował zapewnić swojemu narodowi to, co uważał za najważniejsze spokojne praktykowanie religii. 26.X. 1951 roku 3 tysiące chińskich żołnierzy pokonawszy armię tybetańską wkroczyło do Lhasy. Brat dalajlamy Gialo Thondap przekradł się przez granice gotów walczyć o pomoc dla |Tybetu z zewnątrz. Dalajlama zaś patrzył na wkraczających Chińczyków. Słuchał łoskotu wojskowych bębnów, fanfar, patrzył na podobizny Mao i morze czerwonych flag. I maszerujących Chińczyków. Niedożywionych, w poszarpanych mundurach, pokrytych kurzem podbitego Tybetu.
Zimę 1951-52 dalajlama spędził na nauce, medytacji, doświadczywszy tez dorocznego odosobnienia. Pisze komentując to „W uczeniu się najbardziej pomaga nauczanie innych”. Wspierał też w tym czasie swoich współbraci przypominając im o buddyjskiej teorii nietrwałości,o tym, że sytuacja chińskiej okupacji (choćby miała trwać przez całe nasze życie)nie jest wieczna.
Tymczasem w Lhasa zaczynało brakować jedzenia. Obecność 20 tysięcy chińskich żołnierzy spowodowała inflację. Nie znający dotychczas takiej biedy upokorzony Tybet przyjmował najeźdźcę szyderstwem i pogardą. Na ich widok klaskano, pluto (odpędzając w ten sposób zło). Dzieci rzucały kamieniami. Wyśmiewani okupanci tracili twarz. Chiński generał zażądał od dalajlamy, aby ten zakazał rodakom krytykowania Chińczyków. Ale ruch oporu rósł. Tym bardziej, że rósł głód, armię tybetańską wcielono do chińskiej, flagę Tybetu zdecydowano zastąpić flagą chińską. Rozpoczęto kolektywizację, Dalajlama skomentował to słowami „Rozłupaliście człowiekowi czaszkę za wszystko oczekując, że zostanie on waszym przyjacielem”. Ale do swoich rodaków zwracał się mówiąc „Rzekomy wróg jest cenniejszy niż przyjaciel, gdyż uczy nas rzeczy, których zwykle nie uczą nas przyjaciele np. cierpliwości|. Dodając „Chińskie prześladowania mogły nas tylko wzmocnić”.
V W komunistycznych Chinach
W 1954 roku zaproszonego do Chin D. żegnało flagami płacząc 10 tysięcy Tybetańczyków. Obawiano się, że podróż skończy się więzieniem, że D. nie wróci do Tybetu. On sam, podekscytowany 19-latek 3 tysiące km między Lhasa a Pekinem przebył pieszo, na mule, autem, a w Chinach samolotem. Po drodze był świadkiem komunistycznej sinizacji Tybetu. Wszędzie przez głośniki słychać było marsze lub zagrzewające do pracy slogany.
W Chinach uderzyło go życie na niby, dogadzanie ze strachu słowami, ukrywanie myśli.
W związku z tym, ze wiele państw potępiło inwazję na Tybet, Chiny usprawiedliwiały ja w tym czasie tłumaczeniem, że oznacza ona pomoc wielkiego kraju mniejszemu.
W Chinach Chińczycy nie chcieli dopuścić do spotkania D. z Mongołami. Przy okazji tej niechęci D. wspomina, że w VIII wieku wojska tybetańskie wymusiły na Chinach trybut, zaś w 1279 -1386 Mongołowie po najeździe Kubiłaja chana rządziły Chinami. Władca ten jako buddysta dał się namówić swojemu tybetańskiemu guru do zaprzestania ograniczania chińskiego przyrostu poprzez topienie Chińczyków.
Zwiedzając Chiny D. podziwiał ogrom elektrowni, ale naprawdę wstrząśnięty był "obrazami nędzy i strachu".
Podczas ostatniej rozmowy z Mao usłyszał od niego:
"Religia to trucizna. Po pierwsze zmniejsza przyrost naturalny, bo mnisi i mniszki żyją w celibacie, po drugie zaniedbuje postęp materialny.". Słuchając go D.pomyślał: "chcesz jednak zniszczyć dharmę".
Pobyt w Chinach D.podsumowuje słowami: " Pozytywne nastawienie było jedynym rozsądnym wyjściem. Negatywne podejście mogło tylko zmienić sytuacje ze złej na jeszcze gorszą".
VI Pan Nehru ubolewa
Świat odwrócił się do Tybetu plecami. D.: pisze: "Indie, nasz najbliższy przyjaciel i nauczyciel milcząc zaakceptowały chińskie pretensje do Tybetu".
W kwietniu 1954 roku Nehru podpisał nowy indyjsko-chiński traktat, którego częścią było memorandum zwane Pańcza Sila. Zgodnie z nim Indie i Chiny zobowiązały się, że pod żadnym pozorem nie będą się mieszać w swoje sprawy wewnętrzne. A Tybet wg nowego traktatu był częścią Chin.
Tymczasem Chińczycy wprowadzali w Tybecie swoje porządki. Ogłoszono nowe podatki, skonfiskowano duże majątki oskarżając ich właścicieli o zbrodnię przeciw ludowi. Wielu z nich zabito. Zorganizowano obławy na nomadów.Szydzono z religii i mnichów. Tych ostatnich zmuszano do akcji tępienia owadów wiedząc, że zabijanie ich jest sprzeczne z buddyzmem. Za odmowę bito. Zło eskalowało. Mnichów i mniszki zaczęto przymuszać do publicznego łamania ze sobą zasad celibatu, do wzajemnego zabijania się.
Wiosną 1955 roku zastosowano karę kastracji. Na Khampach, którzy nie pozwalali sobie odebrać broni, Chińczycy kazali wykonać egzekucje ich własnym dzieciom.
Wprowadzono instytucję "publicznej krytyki". Wiązano ludzi, wieszano, a spędzonym wokół nich ludziom (także kobietom i dzieciom) kazano bić ukaranych. Te sytuacje wywoływały opór. W miastach pojawiły się antychińskie plakaty. Organizowano partyzancki ruch oporu. Otoczeni przez żołnierzy Khampowie
zgodzili się na przeprowadzenie kolektywizacji, ale pod osłoną nocy uciekli w góry tworząc oddziały partyzanckie. Chińczycy na ruch oporu reagowali okrucieństwem. W chińskich gazetach drukowano zdjęcia ściętych głów tybetańskich. Zbombardowano klasztory Lithang w Khamie. Zabijano dzieci bojowników. W odpowiedzi na te okrucieństwa rósł ruch oporu. Stworzono organizację koordynującą działania przeciw Chińczykom. Tymczasem oni też umacniali swoją pozycję Tybecie. W Lhasie, naprzeciwko pałacu Potala wybudowali ogromną konkurencyjną siedzibę swego zarządu. Tam pod chińskie marsze głosili mowy o niezbędnych reformach i potrzebie ""doholowania Tybetańczyków do poziomu postępowego narodu chińskiego". Władzę przejął chiński Komitet Przygotowawczy do Spraw Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. Autonomia była fikcją. Bojownicy o wolność w Khamie i Andu odnosili sukcesy niszcząc mosty i chińskie drogi wojskowe, co przyczyniło się do sprowadzenia do Tybetu kolejnych dziesiątków tysięcy Chińczyków. D. obawiał się, że niezależnie od siły ruchu oporu, Chiny zniszczą Tybet swą liczebnością.
Opisując tragedię Tybetu D. przytacza też zabawną anegdotę o chłopie, który narzekał do Chińczyków na nową niezrozumiałą dla niego formę podatku - przyjeżdżających Chińczykom trzeba klaskać.
Na 2500 rocznicę urodzin Buddy Dalajlama został zaproszony przez maharadżę Sikkimu. Wyjechać udało mu się do Indii ("dla Tybetańczyków Ariabhumi, Ziemi Świętej") dopiero na interwencję Nehru w listopadzie 1956. Na szczycie Nathu ozdobionym kolorowymi flagami modlitewnymi zgodnie z tradycją każdy dołożył doń kamień krzycząc ile sił w płucach "Lha Gial Lo! ("Zwycięstwo bogom").
Odśpiewano hymny Indii i Tybetu. Gdy D. przejeżdżał autem jakiś Chińczyk wyrwał z niego tybetańską flagę zastępując ją chińską.
Przy okazji tej wizyty D. Zastanawiał się nad "uczuciami, jakie budziły w nim Chiny i Indie. Indie wydawały się bardziej otwarte, rozluźnione i spokojne." D. spotkał się z ich prezydentem Rajendrą Prasadem,
odbył pielgrzymkę do Radż ghatu nad Dżamuną, miejsca kremacji Gandhiego. Czuł się zaszczycony wędrując jako gość narodu, który też tyle wycierpiał pod obcym panowaniem. Dzielił też z nim wyznawaną przez duchowego przewodnika Indii Mahatmę zasadę ahimsy - niestosowania przemocy. Pamiętając tybetańskie przysłowie "więzień, któremu raz udało się uciec, nie powinien wracać", rozmawia z Nehru o azylu. Między Sancz, Adżantą, Bodhgją i Sarnath
"czułem, że wróciłem do duchowego domu", pisze D. Zwiedza też w swej duchowej podróży Nalandę, najsłynniejszy buddyjski uniwersytet od setek lat w ruinach.
Widzi w tym dowód prawdziwości buddyjskiej nauki o nietrwałości. Dalajlama odbywa pielgrzymkę po Indiach, a tymczasem w Tybecie grozi powstanie. Chińczycy nalegają na powrót D. Tybetańczycy w Indiach błagają go, by zostając w Indiach stąd zabiegał o pomoc dla Tybetu. Nehru mówiąc "Indie nie będą mogły udzielić Tybetowi żadnej pomocy", przekonuje go do powrotu do Ojczyzny. Dalajlama wraca do Tybetu.
VII UCIECZKA
1 kwietnia 1957 roku sytuacja w Tybecie ogarniętym wojną partyzancką wymknęła się Chinom spod kontroli. Bombardowali wsie i miasta. Tybetańczyków krzyżowano, wypruwano im wnętrza, ćwiartowano, ścinano, palono, zakopywano żywcem, wleczono końmi i wieszano głowa w dół. Aby uniknąć ostatniego krzyku wolności prowadzonym na śmierć wyrywano język. 150 tysięcy Chińczyków walczyło z nielicznymi Tybetańczykami.
Dalajlama czuł się bezsilny. Zastanawiał się nad rezygnacja z funkcji. Widział, ze cokolwiek zrobiłby, Tybet i tak będzie wasalem chińskiego imperium. Wiosna 1958 roku Chińczycy kazali Dalajlamie zmobilizować tybetańska armie przeciwko rebeliantom. Zrezygnowali z tego pomysłu, gdy odpowiedział im, że powołana armia przejdzie na stronę partyzantów. On sam modląc się i medytując przypominał sobie słowa Buddy, "nasz wróg jest w pewnym sensie naszym największym przyjacielem". Ten właśnie wróg zaprosił go na przedstawienie chińskiego teatru. Tybetańczycy obawiając się uwięzienia go otoczyli miejsce, gdzie przebywał 30-tysięcznym tłumem. Spontanicznie wybrano przywódców, wolano o wolny Tybet dla Tybetańczyków, modlono się o pokój, zadeklarowano zerwanie Ugody i ogłoszono, ze Tybet nie uznaje władzy chińskiej. Chińczycy głosili ostrzelaniem tłumu. Dalajlama pytał się, co ma robić wyroczni (młody mnich, medium w transie, w które wcielił się, wg dalajlamy, Dordże drakken). Wyrocznia doradzała dalajlamie wyjazd z Tybetu do Indii.
16 marca 1959 roku Dalajlama ukryty pod plandeka ciężarówki pozostawiając list do przywódców tłumu, opuścił pałac w Lhasie. W ostatniej modlitwie ofiarował Buddzie szal z białego jedwabiu - tradycyjnie pożegnał tym Tybet prosząc Buddę o opiekę nad nim i o możliwość powrotu. Schodząc ze schodów pałacu wizualizował bezpieczna podróż do Indii, po czym zawróciwszy wchodząc wyobrażał sobie powrót do Tybetu.
Partyzanci przeprowadzili go przełęczą na wysokości 4800 metrów, z której ostatni raz spojrzał modląc się na Lhasę. Ludzie w mijanych wioskach płakali.
Do ochrony miał 350 uzbrojonych po zęby tybetańskich żołnierzy (nawet kucharz dźwigał bazukę). Mimo zimna i śnieżycy z obawy przed Chińczykami nie mogli zwolnic tempa ucieczki. 48 godzin po ich wyjeździe Chińczycy ostrzelali Norbulinkę i bezbronny tłum.
Od Indii dzieliło go wiele dni drogi i kilka wysokich przełęczy.
W Lhunce Dzongu Dalajlama odrzucił Ugodę i proklamował rząd - jedyna legalna władza Tybetu.
100 km od granicy wysłał ludzi chcąc uprzedzić najbliższy urząd w Indiach, że chce prosić o azyl. Dalajlama wspomina ten czas słowami: "W Tybecie nie było dla mnie bezpiecznego miejsca (...). Indie były dla mnie jedyną nadzieją".
Tuz przed końcem drogi ostry wiatr i śnieżyce zastąpiły ulewy. Z powodu gorączki i biegunki Dalajlama musiał zatrzymać się na jeden dzień. Właśnie wówczas z radia dowiedział się, że Indie wiedza już, że jest w drodze do nich. Czekało go tylko bolesne pożegnanie eskorty, wracającej do Lhasa walczyć dalej z Chińczykami.
VIII ROK ROZPACZY
W Indiach w Bomdili 80 wykończonych Tybetańczyków przyjął powitalny telegram od Nehru. Dalajlamę zaproszono do podróży. Do przeznaczonego dla niego do Mussorie koło Delhi 2,5 tysiąca kilometrów jechał witany przez setki tysięcy ludzi girlandami kwiatów i okrzykami "Dalajlama ki dżaj! Dalajlama zindabad!". Szczególnie w miastach Siliguri, Varanasi, Lucknow. Tłumy z kwiatami wzruszały go. Podobnie fotoreporterzy z całego świata. Przyjmował to jako znak solidarności z podbijanym Tybetem.
24 kwietnia 1959 roku doszło do spotkania Dalajlamy z Nehru, który poinformował go, że "gdyby Dalajlama powołał rząd, Indie nie mogłyby go uznać". Na słowa Dalajlamy, że "chce on niepodległości Tybetu i zaprzestania przelewu krwi", Nehru odpowiedział, że jednoczesne spełnienie obu tych pragnień jest niemożliwe.
Dalajlama poczuł się rozczarowany. Mimo ze Nehru przyjmował rosnąca ilość uchodźców, nie chciał się ze względu na Tybet poróżnić z Chinami. Tylko indyjski polityk Acharya Kapalani powiedział o indyjskim układzie z Chinami Pańcza Sila "Narodziła się z grzechu i przyłożyła pieczęć swej zgody pod dekretem o zagładzie wielkiego, szlachetnego narodu".
Tymczasem z Tybetu docierały dramatyczne wieści.Po zbombardowaniu Norbuligki, działa skierowano na Potalę i Dżokhang zabijając tysiące ludzi. AM Chakpori zrównano z ziemia.
W 1959- 1960 zanotowano 87 tysięcy ofiar (nie licząc samobójstw z głodu i tortur). Uchodźców przybywało. Czekało na nich w Indiach jedzenie, schronienie, ale i nieznany im, wyniszczający ich upał i wilgoć. W obozach Missamari i Buksa Duao umierali od chorób. Proszony o pomoc Nehru żachnął się, że Indie same są biedne, ale przeniósł Tybetańczyków na północ, w lepszy klimat umożliwiając im zarabianie na siebie przy budowie dróg. Najbardziej jednak Nehru zapalił się do kształcenia tybetańskich dzieci. Mimo że miliony indyjskich dzieci nie maja nawet podstawowego wykształcenia, Indie uznały za priorytet odtworzenie tybetańskiej kultury poza zdobytym przez Chińczyków Tybetem. Poprzez kształcenie dzieci. Przy Ministerstwie Oświaty powstało Towarzystwo d/s Tybetańskiej Oświaty. Rząd Indii pokrył koszty edukacyjnych programów. Tybetańskim dzieciom zaproponowano angielski jako wykładowy, aby znalazły one potem swoje miejsce w świecie. D. pisze o tym: W pewnym sensie to naturalne, że Indie udzielają nam pomocy. Buddyzm bowiem (wraz z wieloma innymi ważnymi wpływami kulturowymi) przyszedł do Tybetu właśnie z Indii. Nie mam cienia wątpliwości, że Indie mają znacznie większe prawa do Tybetu niż Chiny, których wpływ był tam jedynie nieznaczny. Często porównuję związek między Indiami, a Tybetem do związku między nauczycielem a uczniem. Kiedy uczeń wpada w tarapaty na nauczycielu spoczywa odpowiedzialność za udzielenie pomocy
Do pomocy włączyły się zagraniczne organizacje dobroczynne. Zakładano dla uchodźców warsztaty rzemieślnicze. (np tkalnie dywanów w Darjeeling).
20 czerwca 1959 roku w Mussorie Dalajlama odrzucił Ugodę Pokojową zawartą z okupantem.
IX 100 TYSIĘCY UCHODŹCÓW
Po rocznym pobycie w Mussorie w kwietniu 1960 Indusi na stałe przeznaczyli dla na gościnę dla Dalajlamy dom w deszczowej Dharamsali w Himachal Pradesh.Tam Dalajlama dzięki indyjskiej hojności trzy razy w tygodniu uczył się angielskiego otworzył też pierwszy żłobek dla tybetańskich dzieci prowadzony przez jego siostrę, Yniodiom. Tybetowi na uchodźstwie brakowało pieniędzy na wszystkie tybetańskie sieroty, więc zaakceptowano adopcje niektórych z nich przez rodziny w podobnej górskim klimatem Szwajcarii. Zapewniano, że zostaną tam wychowane w znajomości kultury tybetańskiej. Tam tez wyjechali na studia młodzi. I osiedlono dorosłych uchodźców. Szwajcaria obok Indii stała się drugim krajem najbardziej wspierającym Tybet w jego problemach. Tam też w sierpniu1960 roku w Genewie ogłoszono raport Międzynarodowej Komisji Prawników – opis ludobójstwa w Chinach.
Działający na gruncie dyplomatycznym Dalajlama troszczył się jednak przede wszystkim o rozwój religii obawiając się, że bez niej wyschnie źródło tybetańskiej kultury. Na granicy z Bhutanem Indusi w byłym obozie jenieckim utrzymywali najpierw 300,potem 1500 mnichów, najmłodszych i najzdolniejszych z6 tysięcy uchodźców z klasztorów tybetańskich. Niestety wykańczał ich tam gorący wilgotny klimat , do którego nie przywykli. Do momentu przeniesienia ich.
Tybetańczykom na uchodźstwie(mimo sprzedaży wywiezionego skarbu, pomocy organizacji międzynarodowych i rządy Indii) wciąż brakowało pieniędzy na osadnictwo i programy edukacyjne. Dobrowolne opodatkowanie emigrantów tybetańskich ( 2 rupie na skarb i 2% z comiesięcznego dochodu)stanowiły pewna pomoc w tych problemach. Sam Dalajlama od rządu indyjskiego dostawał 20 rupii (trochę więcej niż funt dziennie). Potem dysponował też pieniędzmi z Pokojowej Nagrody Nobla.
Uchodźstwo sprzyjało zmianom w skostniałym systemie tybetańskim. Dalajlama przeforsował przejście od teokracji do demokracji (2/3 głosów Zgromadzenia mogło usunąć dalajlamę).
Emigracja tybetańska w Indiach krzepła. Dzięki pomocy rządu indyjskiego założono już 20 ośrodków. Tybetańczyków budujących drogi na północy Indii przeniesiono do lżejszej pracy.
Mimo to Dalajlama miał wątpliwości, czy nie popełnił błędu zgadzając się na osadnictwo Tybetańczyków w tropikach. Umierali nie wytrzymując klimatu, z czasem jednak ci,co przeżyli ucząc się od tubylców,dostosowali się. Mimo religijnych wątpliwości związanych z oczyszczaniem ziemi pod uprawy ogniem spalającym żywe stworzenia. Niepowodzeniem skończyły się próby zakładania dla Tybetańczyków ferm kurzych i chlewów- Tybetańczycy nie chcieli „produkować zwierząt” .
W 1962 roku doszło do wojny chińsko-indyjskiej. W Ladhu zamknięto obozy dla uchodźców, bo byłyby zbyt blisko rejonu walk. Indie przegrały wojnę a Tybet był zasmucony upokorzeniem swego dobroczyńcy. Wojna ta wg Dalajlamy, otworzyła oczy Nehru.
Układ Pańcza Sila okazał się pustymi słowami. Nehru powiedział o polityce Chin: „Indie żyły w świecie złudzeń, które same stworzyły”. Gdy zmarł dwa lata później,Dalajlama powiedział, że wojna złamała ducha Nehru. Ze wzruszeniem jednak wspomniał, że do końca życia był on zainteresowany losem tybetańskich dzieci.Po ostatnim ich spotkaniu wyjeżdżając do Dehra Dun Dalajlama spotkawszy na lotnisku jego córkę, Indirę Gandhi powiedział do niej: „Obawiam się, ż ego widzę po raz ostatni”. Tydzień potem Nehru zmarł. Na ceremonii rozsypania prochów w Allahabadzie Indira powiedziała do dalajlamy: „Ty wiedziałeś”.
X WILK W SZATACH MNICHA
Zgodnie ze słowami Nehru „dzieci to największy skarb Tybetu”w Dharamsali powstała Tybetańska Wioska Dzieci. Ponad 2 tysiące dzieci uzyskało wyższe wykształcenie (przeważnie w Indiach)Na początku w zrujnowanych pomieszczeniach dzieci były uczone przez Indusów, teraz nauczycielami byli już Tybetańczycy.
Niestety wiele dzieci (szczególnie dziewczynek) nie kończy szkół. Rodziny oczekują po nich pracy.
Kolejnym premierem w Indiach został na 3 lata Lal Bahadur Shastri, przyjaciel tybetańskich uchodźców i w przeciwieństwie do Nehru ich polityczny sojusznik. Dzięki niemu Indie w ONZ oddały głos na rzecz Tybetu.
1 września 1965 roku doszło do kolejnej wojny miedzy Pakistanem a Indiami. W położonej niedaleko indyjsko-pakistańskiej granicy Dharamsali, miejscu przebywania Dalajlamy nocą obowiązywało zaciemnienie, auta jeździły z wyłączonymi światłami i słychać było łoskot pocisków.
10 stycznia 1966 roku zakończono wojnę podpisując w Taszkiencie pokój. Z prezydentem Pakistanu Ayubem Khanem. Kilka godzin po podpisaniu pokoju zmarł prezydent Indii Lal Bahadur Shastri. Obecność przy paleniu jego zwłok (mimo codziennej medytacji nad śmiercią i nietrwałością) zrobiła na Dalajlamie wrażenie. 2 tygodnie potem władzę w Indiach objęła córka Nehru, Indira Gandhi. Podobnie jak jej ojciec wspierała ona edukacje tybetańskich dzieci. Mimo oskarżeń o dyktaturę Dalajlama wspomina, że w marcu 1977 roku "gdy elektorat wydał swój wyrok umiała oddać władzę z wdziękiem".
Tymczasem w Tybecie doszło w 1969 roku doszło do rewolty podczas dławienia której zabito więcej osób niż w 1959 roku. Chiny były tak szczelnie zamknięte przed światem, że informacja o tym dotarła do Indii i Dalajlamy dopiero rok potem. Odcinając wieści o Tybecie Pekin jednocześnie nazwawszy Dalajlamę "wilkiem w szatach mnicha" oskarżał go o kradzieże, mordy i ...usługi seksualne wobec pani Gandhi.
Jak pisze Dalajlama dla Tybetu był to czas mroku, ale "noc jest czasem powrotu do sił".
W tym czasie emigracja tybetańska zakorzeniała sie poza Tybetem w USA, Kanadzie, w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. W różnych państwach powstawały biura Emigracyjnego Rządu Tybetańskiego (m.in. w Zurichu, Katmandu czy Nowym Jorku). Budowano świątynie, odtwarzano zniszczone klasztory Namgil, Ganden, Drepung i Serę. W południowej Karnatace założono Bibliotekę Tybetańską i wydawnictwo w języku angielskim i tybetańskim.
W 1966 roku w osobistym życiu dalajlamy nastąpiła zmiana - po chorobie musiał zrezygnować z wegetarianizmu. Ponadto oprócz studiów religijnych i zainteresowania zachodnia filozofią Dalajlama wrócił do swojej pasji fotografowania, naprawiania zegarków i uprawy ogrodu.
W ciągu 31 lat na wygnaniu miał szansę na poznanie innych ludzi i innych religii . M.in. Krisznamurtiego, czy Thomasa Mertona. Poznając życie klasztorne, Dalajlama był zaskoczony tym, że chrześcijanie medytują nie przybierając żadnej szczególnej pozycji, a wg niego pozycja i oddech to sprawa zasadnicza w medytacji. Podziw wzbudziła w nim natomiast charytatywna działalność organizacji chrześcijańskich w Indiach.
W Tybecie tym czasem mówiono o bazie tybetańskich partyzantów nękających Chińczyków z Nepalu.
Trwało to do 1970 roku, tj. do chwili, gdy Amerykanie uznawszy rząd chiński przestali wspierać szkolonych przez CIA partyzantów. Chińczycy zażądali wówczas od Nepalu rozbrojenia partyzantów. Otrzymawszy od Dalajlamy na kasecie nagrane polecenie zaprzestania walki przez wzgląd na pozostałych uchodźców tybetańskich w Nepalu, partyzanci poczuli się zdradzeni. Kilku przywódców podcięło sobie gardło. 100 z 1000 nie złożyło broni i zginęło w zasadzce zorganizowanej przez armię nepalską.
XI Ze Wschodu na Zachód
Dalajlama po raz pierwszy wyjechał z Indii dopiero w 1967 roku, w ósmym roku uchodźstwa. Zapraszany przez tybetańskie i buddyjskie społeczności pojechał do Japonii i Tajlandii. Jak wspomina ważne osobistości unikały spotkania z nim ze strachu przed chińskim gniewem. W 1973 roku udał się do Europy, gdzie z radością spotkał swojego przyjaciela z Austrii Heinricha Harrera. W Rzymie widział się z papieżem Pawłem VI. Z tego okresu wspomina , że "Bazylika świętego Piotra wielkością i rozmiarem przypomniała mu Potalę", od 17 lat niewidziany pałac w tybetańskiej Lhasie. Tematem rozmowy z papieżem było znaczenie duchowych wartości dla wszystkich niezależnie od wyznań.
Ze swojego pobytu w Szwajcarii D. wspomina spotkania z adoptowanymi tybetańskimi dziećmi, a z Holandii z rabinem, o którym pisze: " W jego oczach ujrzałem wyraźnie wszystkie cierpienia jego narodu. I zapłakałem".
W 1972 roku D. odmówiono wizy do USA. Otrzymał ja dopiero w 1979 roku.
XII O "Magii i o tajemnicach"
Dalajlamę niejednokrotnie wypytywano o tajemne praktyki tybetańskie. Zgadza on się z tym, że niektóre praktyki tandryczne wywołują tajemnicze zjawiska. W 1970 roku zgodził się mimo zastrzeżeń Tybetańczyków opowiadających się za utrzymywaniem pewnych tajemnic, współpracować z dr H. Bensonem z Uniwersytetu Harvarda w USA w badaniu reakcji odprężenia u ludzi w transie medytacyjnym. Dr Benson przyjechawszy do Indii przeprowadzał eksperymenty z kilkoma mnichami tybetańskimi w Dharamsali, Ladakhu i Sikkimie.Mnisi ci praktykowali jogę tum-mo. Dzięki medytacjom związanym z chakrami (centrami energii) i nadi (kanałami energii) praktykujący kontroluje, a nawet powstrzymuje działalność mniej subtelnych poziomów świadomości, co umożliwia mu przeżycie subtelniejszych. Mniej subtelne związane są z percepcją - dotykiem, wzrokiem, powonieniem, a subtelniejsze to te, które percypuje się w chwili śmierci. Jak pisze D: "Jednym z celów tandry jest doświadczenie śmierci, ponieważ właśnie wtedy może dojść do najpotężniejszego duchowego urzeczywistnienia". Podczas tych praktyk następuje podniesienie temperatury nawet aż o 10 stopni, mnisi mogą całą noc spędzić nago na śniegu nie obniżając temperatury ciała, a ich oddech spowalnia się do 7 oddechów na minutę.
Dalajlama sam porusza interesujący go tajemniczy fenomen wyroczni. Wyrocznię przywołuje się dla przepowiedzenia przyszłości, ale i jako opiekuna czy uzdrowiciela. Jej główną funkcją jest jednak pomoc w praktykowaniu dharmy. W tradycji tybetańskiej występują ludzie (kuten), którzy działają jak media między naszym światem a światem duchowym. Najważniejsza wyrocznia, która może się objawić poprzez kogoś z nich to Neczung. Poprzez nią przemawia Dordże Drakhen, jedno z bóstw opiekuńczych dalajlamy.
Przybyły do Tybetu wraz z potomkiem indyjskiego mędrca Dharmapali Neczung w ósmym wieku został przez indyjskiego mistrza tandry i najwyższego duchowego przewodnika Tybetu, Padmmasambhawę mianowany opiekunem pierwszego, ufundowanego przez Indusa,klasztoru w Tybecie - Samje. Potem więź z nim nawiązał Drugi Dalajlama. Neczung był już wówczas związany z klasztorem Drepung i Dordże Drakhena uznano za osobistego opiekuna kolejnych dalajlamów. Setki lat w każdym nowym roku dalajalamowie pytają wyrocznię. Oprócz tego wzywają go w ważnych momentach. Dalajlama sam podejmuje najważniejsze decyzje w oparciu o swoje sumienie, głosy swojego gabinetu i rady wyroczni. Wzywanie wyroczni wygląda następująco: medium w 30-kilowym przebraniu (złoty brokat ozdobiony starożytnymi kolorowymi wzorami, lustro otoczone kamieniami szlachetnymi, w stali wykuta mantra, siedem flag) w trakcie recytacji i modlitw, w huku talerzy, bębnów i zawodzeniu rogów wchodzi w trans. Gdy jego trans jest głęboki jest on w stanie udźwignąć zakładany mu na głowę 15-kilowy hełm. Owładnięty transem kuten zaczyna wyglądać coraz bardziej dziko i obco. Jego ciało powiększa się,oddech się rwie. Porwawszy miecz zaczyna tańczyć - powoli i groźnie.Potem następuje moment decydujący podczas którego Dalajlama zadaje mu pytania. Nim na nie odpowie tańczy wymachując mieczem. Przypomina wtedy pradawnego dzikiego wodza tybetańskich wojowników. Po udzieleniu odpowiedzi kuten pada "bez życia". Odpowiedzi są bardzo konkretne, jak ta decydująca o wyjeździe Dalajlamy do Indii.
Innym tajemniczym zjawiskiem z Tybetu jest procedura rozpoznawania tulku. Tybetańczycy wierzą w reinkarnację (która, jak pisze D. umożliwia kontynuowanie pracy dla wszystkich cierpiących, ułatwienie ciągłości działania istoty). Ma to szczególne znaczenie, gdy chodzi o znalezienie następcy danej osoby. Jak pisze D. celem jego życia jest pomaganie wszystkim czującym istotom, w szczególności Tybetańczykom, jego następcy będzie się więc szukało tam, gdzie są Tybetańczycy - w Indiach, Nepalu, Szwajcarii, ale zanim Tybetańczycy nie odzyskają niepodległości raczej nie w Tybecie. Nowa reinkarnacja zostaje poczęta rok poi śmierci poprzednika. Stąd szuka się jej wśród dzieci, narodzeniu których towarzyszyły jakieś znaki. Czasem poprzednia reinkarnacja zostawia dokładne informacje, kto i gdzie będzie jego następcą. Często znakiem jest , gdy dziecko rozpoznaje kogoś bliskiego poprzedniej reinkarnacji. Zdarza się, że odwołuje się do rady wyroczni. Stosuje się tez metodę ta - wpatrywanie się w lustro, które pokazuje imię dziecka, jego twarz, czy dom, w którym mieszka.
D. poświęca tez uwagę liczącej 2 tysiące lat medycynie tybetańskiej. Ma ona charakter buddyjski - przyczynami chorób są wg niej nieświadomość, pożądanie i nienawiść. Wg medycyny tybetańskiej ciało podlega wpływom 3 nopa (tj. krzywdzicieli, w zachodnim języku humorów). Wciąż potencjalnie jesteśmy zagrożeni chorobą, ale dopóki nopa pozostają w równowadze jesteśmy zdrowi. Jeśli jedna z przyczyn naruszy tę w równowagę diagnozuje się (badając puls i mocz pacjenta) chorobę. Leczy się ją korygując dietę i postępowanie chorego. Potem akupunkturą i moxa (leczenie ciepłem), w ostateczności chirurgicznie. Leki sporządza się z substancji organicznych łączonych czasem z tlenkami metali i minerałami (np. sproszkowane diamenty)
Dalajlamę boli, ze wierzenia Tybetańczyków są uważane przez okupujących ich Chińczyków za dowód ich barbarzyństwa i zacofania. D. pisze |Poprzez trening umysłu rozwinęliśmy techniki, umożliwiające dokonywanie rzeczy, których nauka nie umie jeszcze zadowalająco wyjaśnić. I to właśnie jest podstawą "magii i tajemniczości" buddyzmu tybetańskiego"..
XIII Wiadomości z Tybetu
Na początku 1959 roku wzrosło napięcie w Tybecie. Wypełniły się więzienia. Mimo przywrócenia porządku, po ucieczce dalajlamy, Mao uznał sytuację za przegraną.
W 1977 roku, w rok po śmierci Mao,
Chiny zaczęły mówić o o Tybecie bardziej pojednawczo. Miały nadzieję na rychły powrót i dalajlamy i innych uchodźców przebywających w Indiach.Przywrócono obyczaje tybetańskie, pozwolono nosić narodowe stroje. W1978 roku po 10 latach więzienia zwolniono Panczenlamę. Zezwolono cudzoziemcom na przyjazd do Tybetu, a Tybetańczykom na odwiedziny rodzin na emigracji.
Równolegle w Indiach, drugiej ojczyźnie tybetańskich uchodźców doszło do zmian. Po okresie wprowadzonego przez Indirę Gandhi stanu wojennego w 1979 przegrała ona wybory.
Po raz pierwszy od chwili uzyskania niepodległości Partia Kongresowa straciła władzę. Premierem został Moraji Desai.
Dalajlama , pamiętając jego słowa "kultura indyjska i kultura Tybetu to dwie gałęzie tego samego drzewa Bodhi",
widział w nim sojusznika. Wielu hindusów, jak pisze dalajlama, uważa Tybet za refleks niebios na ziemi, krainę bogów i święte miejsce". Ważnym celem pobożnych hinduskich pielgrzymów były tybetańskie góra Kailaś i jezioro Mansarova.
Dalajlama zaś w imieniu Tybetańczyków pisze, że Indie są w ich oczach Arjubhumi, Ziemią Świętą.
W lutym 1978 roku panczenlama w swoim pierwszym od 15 lat publicznym wystąpieniu wezwał dalajlamę do powrotu do kraju, ale ten zgodnie z indyjskim przysłowiem Kogo raz wąż ugryzie, boi się nawet sznurka, nie ufa chińskim obietnicom.
W tym czasie zostaje zaproszony do Związku Radzieckiego i Mongolii, gdzie od razu rozpoznaje atmosferę zniewolenia znaną mu z Chin. Wspominając antyreligijny plakat z Mongolii (obraz mnicha, w którego rozdziawione usta wchodzili nomadowie ze swoimi stadami) pisze: Każda religia może wyrządzić krzywdy i wyzyskiwać ludzi. Nie jest to wina religii, ale ludzi, którzy ją praktykują.
Wizyta w Mongolii wywołuje u niego refleksję na temat związków łączących Tybet z Mongolią. Łączy ich, podobnie jak z Indiami, buddyzm. W przeszłości mongolscy uczeni odwiedzali Tybet.
2.VIII. 1979 delegaci emigracyjnego Rządu Tybetańskiego odwiedzają Tybet. Tysiące spłakanych Tybetańczyków prosi ich na ulicach o błogosławieństwo. Chińczycy komentują to: jeden dzień zniweczył wysiłki 20 lat. Po ich powrocie ogłoszono raport o Tybecie, a w nim informacje o latach głodu, publicznych egzekucjach, dzieciach uprowadzonych do obozów pracy i na edukację do Chin. o mnichach przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych, o zrównanych z ziemią klasztorach.
Wyrazem panującego zastraszenia jest anegdota - Tybetańczyk pytany przez Chińczyka o stosunek do chińskich rządów w Tybecie, odpowiada: Jak mnie wypuścicie z kraju, to powiem.Dalajlama pisze o chorym Tybecie. Więcej w nim towarów, ale w rękach okupanta, fabryk, ale produkujących dla Chin. Rzęsiście oświetlone chińskie dzielnice. Brak prądu w tybetańskich. Uprawiana przez Chińczyków pszenica (wbrew tradycyjnemu tybetańskiemu jęczmieniowi)wyjałowiła ziemie. Dramatyczna wycinka drzew naruszono równowagę ekologiczną. Zaczęły wymierać gatunki zwierząt. Pobudowano więcej szkół, ale obowiązuje w nich język chiński. Rozbudowano system komunikacyjny, ale Tybetańczykom nie wolno się poruszać bez zezwolenia.Z ciał kobiet zniknęły ozdoby noszone kiedyś nawet przez najbiedniejsze. Nałożono wysokie podatki. W szpitalach zdarzają się wypadki przymuszania Tybetańczyków do dodawania krwi dla Chińczyków.
Dramatycznie też niszczona jest narodowa tożsamość Tybetu.
Zakazano religii, zbezczeszczono klasztory, zabytki przetopiono na złoto wywożąc do Chin. Śpiewać wolno tylko pieśni polityczne i tylko na chińską melodię. W Tybecie, jak i w Chinach, wprowadzono kontrolę urodzin. Pozwolono tylko na dwoje dzieci. Matkę z trzecim dzieckiem w ciąży zmuszano do aborcji i sterylizacji.
W przypadku buntu równano wioski z ziemia, mordowano, zamykano w obozach pracy lub w więzieniach. Więźniowie , często bliscy śmierci głodowej, zjadali tam własne ubrania.
Tragiczna już sytuacja pogarsza się z powodu przetrzymywania w Tybecie większej części chińskiej broni nuklearnej, co groziło radioaktywnym skażeniem kraju.
Kolejnym zagrożeniem dla Tybetu jest wynarodowienie. Liczba Chińczyków przewyższa już liczbę Tybetańczyków.Zgodnie z tybetańskim przysłowiem Gdzie jest jeden Chińczyk, zaraz przyjdzie dziesięciu, Chińczycy ściągają z Chin nęconych dodatkowymi pieniędzmi osadników. Dalajlama pisze: Tybetańczycy mogą stać się we własnym kraju jedynie turystyczna atrakcją.
XIV INICJATYWY POKOJOWE
W 1980 roku do Tybetu wysłano misje młodych, których celem było zbadać widoki na przyszłość młodych Tybetańczyków. Wydalono ją jednak szybko z powodu tłumów masowo protestujących przeciwko Chińczykom.
W oczach Chińczyków protesty te zagrażały jedności Ojczyzny.
W 1981roku Dalajlama przeżył trudne doświadczenie osobiste. Wieść o śmierci matki przyjął modlitwą o jej dobre odrodzenie się. Przy tej okazji nachodzi go jednak refleksja, że wokół niego coraz więcej młodych. Bez brzemienia wspomnień.
W kwietniu 1984 roku w Pekinie dochodzi do rozmów na temat przyszłości Tybetu. Niestety wg dalajlamy sprowadzają się one tylko do oskarżeń ze strony Chin i namawiania dalajlamy do powrotu z obczyzny i włączenia się w pracę na rzecz jedności Tybetu z Chinami.
Pisze on w związku z tym: Wierzę,że ludzie nie mogą być prawdziwie twórczy, jeśli nie są wolni. Ja jestem wolny na wygnaniu jako uchodźca od 31 lat, zdążyłem dobrze poznać wartość wolności. A zatem, postąpiłbym niewłaściwie, wracając do Tybetu, nim wszyscy Tybetańczycy nie będą się cieszyć taką samą wolnością we własnym kraju.Niemniej zostaje zniesiony zakaz podróży i 10 tysięcy Tybetańczyków przyjeżdża do Indii. Młodzi z zamiarem szukania tu wykształcenia. Chiny stwarzają też turystom szansę na zwiedzenie Tybetu w kontrolowany sposób, w grupach, bez kontaktu z tubylcami.
Jesienią 1984 roku dochodzi w Indiach do zamachu na Indirę Gandhi (dalajlama miał tego dnia w planie spotkanie z nią i Jiddu Krishnamurtim). Na miejscu premiera zastępuje ja jej syn Rajiv Gandhi, o którym Dalajlama pisze jako o pomocnym tybetańskim uchodźcom łagodnym człowieku o dobrym sercu.
Kopiuję tu mój opis książki z blogu Zahry valley-of-dance i z mojej strony nietylkoindie.pl
Książka mną wstrząsnęła. Bardzo chciałam, by jak najwięcej osób poznało los Tybetu widziany oczyma dalajlamy. I jego postać. Stąd poniżej mój skrócony opis książki:
I Pan Białego Lotosu
"Uciekłem z Tybetu 31 marca 1959 roku. Od tego czasu żyję na wygnaniu w Indiach. W latach 1949-1950 armia Chińskiej Republiki Ludowej najechała na mój kraj". Tymi słowami rozpoczyna się...
Jana Pawla II stosunek do religii niechrześcijańskich kojarzył mi się z przerwaniem homilii, by zrobić miejsce wołaniu muezina na modlitwę muzułmańską podczas mszy chyba gdzieś w Afryce i wetknięciem w szczelinę Ściany Płaczu w Jerozolimie prośby o przebaczenie skierowanej przez papieża do żydów w imieniu chrześcijan.
Tę opowieść o dialogu papieża z innymi religiami przedstawiono w rozdzialach
- Jesteście naszymi starszymi braćmi (o dialogu z judaizmem)
- Wspólne dziedzictwo zobowiązuje (o dialogu z islamem)
- W trosce o człowieka (o papieża relacjach z religiami azjatyckimi - hinduizmem, buddyzmem, szintoizmem i konfuncjonizmem)
- Wspólnie dla pokoju (Papież inicjatorem modlitwy o pokój ludzi różnych wyznań w Asyżu od 1986 po 2003, czemu nie nadal?)
W tych rozdziałach przytoczono fragmenty wypowiedzi Jana Pawła II do ludzi innych wyznań wygłoszone podczas jego podróży po świecie.
Uderza po raz pierwszy usłyszane na soborze II wezwanie do poznania i uznania innych wyznań, docenienie głębi ich duchowych doświadczeń,
CYTATY:
- z deklaracji soborowej "Nostra Aetate":
- "Buddyzm...uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia i dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia."
- "inne religie...starają się wyjść naprzeciw niepokojowi ludzkiego serca"
- o sposobach działania, doktrynach i zasadach innych religii: "nierzadko jednak odbijają promień nowej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi."
Jan Pawel II w tym, co mówi do wyznawców innych religii nawiązuje do słów deklaracji soborowej o " niewystarczalności zmiennego świata" i "niepokoju ludzkiego serca".
Podkreśla, że chrześcijan z buddystami i hindusami łączy - poszukiwanie prawdy i absolutu. Mówiąc "na ziemi jesteśmy pielgrzymami do absolutu i wieczności, który jedyny może uratować i pokrzepić ludzkie serca".
W dialogu międzyreligijnym Jana Pawła II na plan pierwszy wysuwa się wezwanie do zastanowienia się nad wzajemną winą i gotowość do wzajemnego przebaczenia, a także wzajemny szacunek, poznanie się i uznanie. Jak między pojedynczymi ludźmi.
Jan Pawel II zainicjował wysyłanie z Watykaniu życzeń z okazji świąt innych religii: Ramadanu muzułmańskiego, hinduskiej Diwali czy buddyjskiego Wesak.
W Japonii Jan Pawel II wspominając Hiroszimę powiedział "Wspomnienie przeszłości uzdalnia do przyszłości"
i "Właściwym punktem docelowym miłości jest zapomnienie o sobie i służenie innymi."
Zwracając się w Kenii do hindusów papież mówi o "dialogu na temat tajemnicy człowieka i tajemnicy Boga".
"Cel życia, natura dobra, droga do szczęścia, sens śmierci i koniec naszej ziemskiej wędrówki" - to problemy rozwiązywane przez każdą z religii.
W Manili Papież docenia "wspólne uznanie potrzeby modlitwy jako wyrazu ludzkiej duchowości, skierowanej do Absolutu."
W Korei docenia buddyzm i konfuncjonizm uznając jego duchowość, która przejawia się w "głębokim szacunku dla życia i natury, poszukiwaniu prawdy i harmonii, wyrzeczeniu się siebie i współczuciu, nieustannym dążeniu do samoprzezwyciężenia".
W 1986 roku przy grobie Mahatmy w Delhi mówi:
"Moja wizyta w Indiach jest pielgrzymką dobrej woli i pokoju, a także spełnieniem pragnienia, by osobiście poznać ducha waszego kraju". Cytuje w tym miejscu słowa Gandhiego: "Zwyciężajcie nienawiść miłością, nieprawdę prawdą, przemoc cierpieniem."
Następnego dnia również w Delhi mówi:
"W dziele zrozumienia człowieka i prawdy o jego istnieniu wkład Indii może być ogromny. Tym, co ofiarowują w sposób szczególny jest wzniosła, duchowa wizja człowieka - człowieka pielgrzymującego do Absolutu, wędrującego do celu, poszukującego oblicza Boga. Mahatma Gandhi wyraził to w następujących slowach: "Tym, co pragnę osiągnąć...jest samourzeczywistnienie, ujrzenie Boga twarzą w twarz. Żyję, chodzę i całym swym jestestwem dążę do tego celu."
Podczas tej samej podróży JP II cytuje w Kalkucie "jednego z wybitnych twórców tradycji tego miasta" Swamiego Wiwekanandę: "służba ludziom jest służbą Bogu."
Nadal w Indiach w stolicy Tamilnadu Madrasie mówi o podwójnym szacunku kościoła wobec innych religii. "Jest to szacunek dla człowieka w jego poszukiwaniu odpowiedzi na najgłębsze pytania jego egzystencji oraz szacunek dla dzialania Ducha w człowieku." i "poprzez dialog pozwalamy Bogu być wśród nas".
W 1989 w Watykanie do wspólnie modlących się mnichów chrześcijańskich i buddyjskich mówi o religijnym przeżyciu w duchu wzajemnego zaufania i szacunku:
"najlepiej można to uczynić w ciszy wypełnionej modlitwą".
W Dżakarcie w 1989:
"Może też istnieć dialog doświadczenia religijnego, polegający na tym, że osoby zakorzenione we własnych tradycjach religijnych dzielą się swymi duchowymi bogactwami, takimi jak modlitwa i kontemplacja".
Na Sri Lance w Colombo w 1995 papież w imieniu Kościoła odrzuca "prozelityzm i posługiwanie się sprzecznymi z moralnością środkami w celu doprowadzenia kogoś do konwersji."
i wzywa do "zastanowienia się nad tym, co łączy wyznawców różnych religii, a nie tak bardzo nad tym, co ich dzieli".
Jana Pawla II stosunek do religii niechrześcijańskich kojarzył mi się z przerwaniem homilii, by zrobić miejsce wołaniu muezina na modlitwę muzułmańską podczas mszy chyba gdzieś w Afryce i wetknięciem w szczelinę Ściany Płaczu w Jerozolimie prośby o przebaczenie skierowanej przez papieża do żydów w imieniu chrześcijan.
Tę opowieść o dialogu papieża z innymi religiami...
kopia postu na mojej stronie nietylkoindie.pl
Klasztor Ceczokling koło McLeod Ganj, ośrodek tybetańskiej emigracji w Indiach. 1987 rok. Tybet znów podnosi głowę w protestach. Autor książki codziennie podąża do biblioteki w Dharamsali.
Na rzecz klasztoru pracuje tam 49-letni Thubten Ngodup - uciekinier z Tybetu zaatakowanego przez Chiny w 1950 roku. Kiedyś żołnierz w tybetańskich oddziałach armii indyjskiej, teraz kucharz.
11 lat później od 49 dni kilku Tybetańczyków głoduje na śmierć i życie domagając się debaty na temat o chińskiej okupacji i referendum o przyszłości Tybetu. Z obawy że wycieńczeni strajkiem głodowym Tybetańczycy umrą podczas spodziewanej wizyty w Indiach szefa armii Chin, policja indyjska przemocą zabiera ich do szpitala bijąc protestujących. Oglądając relacje z tego wydarzenia Patrick French widzi wśród Tybetańczyków Ngodupa. Zdesperowany Ngodup podpala się. Wkrótce umiera w szpitalu proszony przed śmiercią przez Dalajlamę, by nie nienawidził Chińczyków.
Takie historie opowiada nam Patrick French. W swoim czasie jego "India: A Portrait" była ostatnią rzeczą kupioną przeze mnie na mumbajskim lotnisku przed odlotem do Polski. Gdy zobaczyłam jego nazwisko na okładce książki o Tybecie, wiedziałam, że będę tu mieć do czynienia ze wstrząsającą w szczerości, ale i wytrwałości w zbieraniu faktów postawą wobec Tybetu, którego los, szczególnie od chwili przeczytania autobiografii dalajlamy, boli mnie. I rzeczywiście. Mimo że książka przedstawia często straszne zdarzenia, czyta się ją jednym tchem. Znajdziecie w niej na początku historię o tym, jak pewna wizyta dalajlamy w brytyjskiej szkole stała się zaczynem pasji, którą karmi się Patrick French od chłopięcych lat. P. F. pisze o Tybecie z dużą wiedzą i miłością, która nie powstrzymuje go od rozbijania mitów na temat Tybetu, poruszania rzeczy trudnych. Także takich, gdy prezentuje nam żal niektórych ludzi z Tybetu okupowanego przez Chińczyków wobec demonstrujących przeciw tej okupacji poza Tybetem. Żal wiąże się z tym, że demonstracje za wolnym Tybetem według niektórych Tybetańczyków żyjących w nim obracają się przeciwko nim, sprzyjają ich wynaradawianiu przez Chińczyków.
W książce, relacji z wielu podróży po Tybecie i Indiach, które dały Tybetańczykom miejsce na odtworzenie tożsamości tybetańskiej niszczonej po wcieleniu krainy do w Chin
- Tybet okupowany
- Tybet odtworzony w Indiach
- Tybet na obczyźnie
- i Tybet mitów
A także historia Tybetu, czasy świetności i upadku, nie tylko historia najnowsza, podczas której Tybet uległ najeźdźcy, ale i czas, gdy sam był najeźdźcą.
Jak najbardziej warto przeczytać.
kopia postu na mojej stronie nietylkoindie.pl
Klasztor Ceczokling koło McLeod Ganj, ośrodek tybetańskiej emigracji w Indiach. 1987 rok. Tybet znów podnosi głowę w protestach. Autor książki codziennie podąża do biblioteki w Dharamsali.
Na rzecz klasztoru pracuje tam 49-letni Thubten Ngodup - uciekinier z Tybetu zaatakowanego przez Chiny w 1950 roku. Kiedyś żołnierz w...
Wypożyczając książki pochłaniającej je Mamie trafiłam na wydaną w Bibliotece Azji i Pacyfiku pozycję o tytule "Azjatyckie życie gospodarcze na początku XXI wieku". To zbiór artykułów różnych autorów na temat:
- azjatyckiego rynku gazu ziemnego
- rosnącej roli Azji w świecie
- aktywności Unii Europejskiej w operacjach pokojowych w Azji
- rozwoju gospodarki chińskiej i jej ekspansji w Afryce
- na temat gospodarki Korei, Indonezji, Turkmenistanu
Wśród artykułów pojawiły się też te , które dotyczą Indii, porównują ze sobą gospodarki Chin i Indii, a tej wiedzy szukam.
Od wydania minęło zaledwie 5 lat, a i tak miałam chwilami poczucie nieaktualności, choćby z tej racji, że Indiom w tym czasie przybyło 300 milionów mieszkańców i dane wg których np 30% Indusów ma komórki przeczyły temu, co widziałam wędrując po Indiach. Nie tylko w miastach.
Niemniej przeczytałam z ciekawością. Jeden z rozdziałów opatrzono rymowanym mottem z Mahatmy, które mi się podobało:
"The earth provides enough for every man’s need, but not for every man’s greed".
Błędy? Być może literówki, ale dotyczące ważnej nazwy BJP - Ludową Partię Indyjską - aktualnie u władzy - rozszyfrowano jako Bhatata Janata Party, jakby nie zauważając, że Bharat to indyjska nazwa na Indie, stąd Bharatiya - indyjska.
W porównaniu Indii z Chinami zabrakło mi informacji, że reformy w Indiach (1991) zaczęły się później niż w Chinach (1978).
Ciekawe, nawet jeśli zdarzało mi się nie zgadzać.
Próbka tego, co można znaleźć w tej książce:
Łukasz Burski w "SWADESHI - KONCEPCJA ROZWOJU GOSPODARCZEGO WSPÓŁCZESNYCH INDII" pisze:
- o pojęciu swadeshi (z sanskrytu : samodzielność) łączonym z ekonomią i etyką. Wąsko można ten termin rozumieć jako nacjonalizm gospodarczy, wg którego poprawę gospodarki narodowej można osiągnąć poprzez ograniczenie obcych wpływów gospodarczych.
Idea swadeshi pochodzi z XIX wieku. Jej wyznawcami w Indiach byli filozof Aurobindo i polityk Tilak. Zasługa Aurobindo jest powiązanie tej idei z etyką wykorzystane potem przez Gandhiego. Symbole ruchu stało się noszenie khadi - własnoręcznie utkanego stroju indyjskiego. Pierwsze wielkie protesty ruchu miały miejsce w 1905 i 1910 roku w Bengalu. Konsekwencją były represje ze strony kolonizatorów brytyjskich.
W latach 20-ch ideę swadeshi wzbogaconą ideą swaraj (wolności jednostki) rozwinął Gandhi.
Na jego ruch swadeshi złożyły się:
1. Sarvodaya - duchowa równowaga i indywidualna dyscyplina zgodnie z która spożywasz tylko to, co wyprodukowano lokalnie.
2. Satyagraha i Ahimsa - opór odrzucający przemoc, co stanowi źródło moralnej przewagi (w sytuacji Indii do 1947 roku nad brytyjskimi kolonizatorami). Odmowa współpracy i nieposłuszeństwo obywatelskie w sferze gospodarki.
3. Sarparasti - społeczeństwo powierza jednostkom bogactwo, co staje się dla nich nie źródłem przywilejów, ale obowiązków opieki wobec społeczeństwa.
4. Panchayat Raj - wg Gandhiego podstawą gospodarki powinno być rolnictwo, lokalni wytwórcy, tradycyjne wspólnoty wiejskie ("Prawdziwych Indii nie można odnaleźć w ich niewielu miastach, lecz w ich siedmiu tysiącach wiosek rozsianych na całym subkontynencie. Jeśli wioski zaczną podupadać, to Indie również").
Nehru wbrew ideom Gandhiego widział szybką realizację swadeshi w wyzwolonych od kolonizacji Indiach w uprzemysłowieniu. Uważał, ze ono szybciej wydobędzie z biedy większą ilość mieszkańców i da im poczucie jedności , którego nie dawała Gandhiego idea dowartościowująca to, co lokalne. Idea Swadeshi za czasów rządów Nehru i jego córki Indiry Gandhi wiązała gospodarkę z sektorem państwowym i izolacją od obcych wpływów gospodarczych. W 1991 roku za sprawą wnuka Nehru a syna Indiry Rajiva Gandhiego nastąpiła zmiana w kierunku liberalizacji rynku, wzrostu udziału w gospodarce kapitału prywatnego, także zagranicznego.
Obecnie będąca u władzy partia BJP nastawiona na realizację idei hindutwy (wielkohinduskiego szowinizmu) interpretuje ideę swadeshi nacjonalistycznie. Negatywnie ocenia ekspansję międzynarodowych korporacji w Indiach. Promuje tez gospodarkę indyjską. Tworzy się listy produktów swadeshi, które staje się certyfikatem jakości.
Do Gandhiego koncepcji swadeshi nawiązuje tylko amerykański ruch ekologiczny.
Paweł Górny w "INDIE I CHINY - ODMIENNE MODELE ROZWOJU współczesnego systemu ekonomicznego" pisze:
- o dwóch najszybciej rozwijających się gospodarkach Azji i świata Indiach i Chinach. Dane o ludności są już nieaktualne, ale prognoza przekroczenia w 2025 roku ludności Chin przez Indie pozostaje aktualna. Zmniejsza się nawet do roku 2022.
- W Indiach nadal żyje się trudniej. Długość życia wynosi 66 lat (w Chinach 75 lat). Wg aktualnych danych - 68,5 w Indiach, 75,5 w Chinach.
- Mimo szybszego spadku śmiertelności niemowląt w Indiach w porównaniu z Chinami nakłady na zdrowie na 1 mieszkańca wyższe w Chinach.
- Umiejętność czytania i pisania - 94% w Chinach, 63 % w Indiach.
- Z internetu korzysta 36% w Chinach, 8% w Indiach ( dane z 2011 roku). Aktualne dane z 2017 roku mówią o 53,2 % w Chinach i 34,4% w Indiach. Polska 73,3%.
- W Europie udział usług w tworzeniu PKB - 73%, w USA 77%, w Chinach w 2000 r 39%, w 2010 43%, w Indiach w 2000 - 51%, w 2010- 53%
- Produkcja jako wytwarzanej dóbr z 2010 - 28% PKB w Indiach, 47% w Chinach
- Oba państwa w latach 70-chi 80-ch cechowała mało wydajna gospodarka socjalistyczna Indie wdrażały ją totalitarnie, we wszystkich dziedzinach życia. Indie tylko w gospodarce. Obie gospodarki centralnie kierowane, oparte na rozwoju przemysłu, ale przeprowadzane w krajach biednych, bez kapitału. W W Latach 80-ch 90-ch i tu i tu wprowadzono reformy , wprowadzono wolny rynek i dano większe możliwości dla rozwoju kapitału prywatnego. W Indiach postawiono na rozwój sektora usług, który charakteryzuje gospodarki wysoko rozwinięte, w Chinach zainwestowano w produkcje. Indie popełniły błąd , skutkiem czego rozwój przebiega szybciej. Ponadto w Indiach większość nie korzysta z dobrodziejstw przyśpieszonego rozwoju (enklawy bogactwa i ubogie masy) w Indiach w rozwoju pominięto kontekst lokalny, w Chinach - nie. Stąd rozwój Indii - z punktu widzenia autora - wydaje się być kontrowersyjny.
Tomasz Młynarski pisze o GEOPOLITYCE SUROWCOWEJ INDII:
- Do 2030 roku 2/3 zapotrzebowania na energię świata przypadnie Chinom i Indiom. Indie i Chiny to najszybciej rozwijające się gospodarki świata stąd wzrost zapotrzebowania na energię, co pociąga za sobą konkurowanie na tym rynku
- Bezpieczeństwo energetyczne Indii zależy od rozwoju infrastruktury. Wiele gospodarstw ma ograniczony dostęp do energii i do podstawowych dóbr. Indie chcą zabezpieczyć dostęp do energii dostawami z Iranu, Arabii Saudyjskiej, budową międzynarodowych gazociągów i szukaniem alternatywnych źródeł energii.
- Pomimo wzrostu energetyki jądrowej podstawowym źródłem energii w Indiach jest węgiel. Indie czeka modernizacja produkcji ze względu na potrzeby ochrony klimatu. Rozwój energetyki jądrowej wymaga inwestycji kapitału prywatnego. Dotychczas energetyka jądrowa rozwija się w Indiach tylko w sektorze publicznym.
- Polityka energetyczna antagonizuje Chiny I Indie. Wpływy Chin w Pakistanie i naciski amerykańskie na Indie separujące je od Iranu utrudniają Indiom zabezpieczenie w energię.
- O ile Indie są wzmacniane przez Stany w ramach grupy G-20, o tyle z Chinami USA tworzy grupę G-2.
- Stany Zjednoczone szukając w Indiach przeciwwagi dla rosnącej siły Chin wspierają indyjskie cywilne programy jądrowe. Nie zauważają rozwoju programu atomowego w Indiach, jednocześnie blokując współprace Indii z Iranem.
- Podpisanie indyjsko-amerykańskiej umowy o cywilnej współpracy jądrowej przeprowadzono mimo że Indie (i tylko jeszcze Pakistan, Izrael i Sudan) nie podpisały traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Ta umowa zaakceptowała Indie jako mocarstwo jądrowe, które może energią jądrową uzupełniać deficyt energii. Zagraża to idei traktatu. Po 30 latach izolacji Indii w handlu cywilną technologią jądrową, dopuszczono je do niego bez zabezpieczenia świata przed kontynuacją przez Indie prób jądrowych.
Wypożyczając książki pochłaniającej je Mamie trafiłam na wydaną w Bibliotece Azji i Pacyfiku pozycję o tytule "Azjatyckie życie gospodarcze na początku XXI wieku". To zbiór artykułów różnych autorów na temat:
- azjatyckiego rynku gazu ziemnego
- rosnącej roli Azji w świecie
- aktywności Unii Europejskiej w operacjach pokojowych w Azji
- rozwoju gospodarki chińskiej i jej...
Maleńka 200-stronicowa książeczka opracowana przez znawcę kultury indyjskiej Eugeniusza Słuszkiewicza i tłumacza Roberta Stllera, któremu wdzięczna jestem za opis czytanych ongiś baśni z różnych kultur. On też napisał wstęp, w którym stwierdza, że zgodnie z tradycją hinduską od braminów oczekiwano żarliwej miłości w czas męski i ascezy i życia pustelniczego na starość. "My przywykliśmy widzieć złoty środek w ucieczce od krańcowości. Oni znaleźli równowagę w czymś innym: w rozpętaniu obydwu krańcowości, które się w sumie znoszą".
Wybór ze starożytnej indyjskiej literatury z racji rozmiaru książeczki jest niewielki. Stiller tłumaczy się "Jak zmieścić słonia w pudełku do zapałek?"
W książeczce obok fragmentów z literatury indyjskiej umieszczono też cytaty z Azji Południowo-Wschodniej. Połączenie Indii z tym regionem uzasadniono kulturową zależnością jego od Indii. Stiller pisze, że przedstawione w książce wyrywki z literatury są na podobnym etapie rozwoju, mimo że w przypadku Indii chodzi o literaturę sprzed dwóch tysięcy lat, a Azji Południowo-Wschodniej zapis stworzony trzy wieki temu.
Wybór opatrzono dość ubogimi przypisami.
Czytałam szybko, lekko. Rozbawiona zagadkami z Południowo-Wschodniej Azji, poruszona refleksjami z eposów indyjskich. Zdziwiona, że mijają setki, tysiące lat, a czar słów nadal wyraża naszą tęsknotę za miłością, strach przed byciem zdradzonym, smutek przemijania, bunt lub zgodę na śmierć.
W przysłowiach malajskich - a lubię przysłowia - cieszyły mnie obrazy z obcego mi świata: te słonie, łodzie, tygrysy, krokodyle i pawie.
Hołdem temu słowu niech będzie ten trud przepisywania cytatów z mądrości zapisanych na palmowym liściu.
Literaturę starożytnych Indii reprezentują tu m.in. :
- BHARTRIHARI ( poeta z VII w n.e.):
- "Tu jeden z naszych, tam obcy,
tak ludzie nikczemne liczą.
Szlachetni po wszystkiej ziemi
Widzą najbliższą rodzinę."
- "Władco, jeśli chcesz ziemię
doić, jak mleczną krowę,
musisz mieszkańców jej żywić i pielęgnować, jak cielę".
- "Serce, wędrowcze! Lepiej się nie błąkaj
po dżungli, którą jest kochanej ciało,
ani po górach dzikich, po jej piersiach!
W tej puszczy zbójca czyha. Bóg miłości"
- "Mowa kobiet jest miodowa,
lecz w piersi sama trucizna,
Dlatego ssiemy ich wargi,
A piersi gnieciemy w garści"
- "Miła, mniemaliśmy kiedyś,
że Ty jesteś mną, ja tobą.
Jakaż to siła sprawiła,
że każde jest tylko sobą?"
- HIPOPADESIA:
- "Można być głupcem, znając księgi.
Ten mądry, kto ponadto działa.
Najzręczniej pomieszane leki
Nie zwrócą zdrowia samą nazwą!"
- epos z ... MAHABHARATA:
"Choćby wróg do ciebie zaszedł,
należy mu się gościna.
Drzewo nie odmawia cienia
nawet temu, kto je ścina".
"Jak drewno miotane falą
na wzburzonym oceanie,
zejdą się i znów oddalą:
takie jest istot spotkanie.
Co macie, to się wyczerpie,
związane znów się rozłączy,
padnie, co się wznieść zdołało.
Śmierć wszelakie życie kończy."
PAŃCZATANDRA:
"Któż potrafi być szczęśliwym,
jeśli pola tuż nad rzeką,
jeśli żona ma kochanka,
jeśli dom nawiedzą węże?"
"Krokodyl w swoim żywiole
zmoże potężnego słonia, ale kiedy wyjdzie z rzeki,
czasem go i pies pokona".
Sile rzek i kobiet nie dasz rady.
Wybrzeży i domów los wiadomy.
Te runą przez wody, te przez wady.
Rzeka niszczy brzeg, kobieta domy.
Nie zaklaskać jedną dłonią!
Toteż uczą mądre księgi,
że nie wyda los owoców,
jeśli n ie przyłożysz ręki.
Zatrute potrawy
ząb dziurawy
precz! i spokój.
RAMAJANA:
"Wiatru szybkiego jak myśli
sznurem nie związać w przestrzeni,
ani gołymi rękoma
czystych nie chwycić płomieni."
Nawet krowę trzeba w porę
paść i doić... a poddanych?
Kto chce zebrać kwiat i owoc,
ten podlewa, później zrywa.
Nadejście każdej pory roku
cieszy nas, niby coś nowego,
a przecież właśnie z tą odmianą
ubywa nam, żyjącym życia".
Któż jest komukolwiek krewny
i cóż może mieć z człowieka
inny człowiek? Sam się rodzi
i samotnie zgonu czeka.
Więc kto czepia się człowieka,
matkę widząc w nim czy ojca,
w obłęd wpadł! bo nie należy
żaden człowiek do człowieka.
Jak owocom, raz dojrzałym,
nic nie grozi prócz spadnięcia,
tak ludziom, raz urodzonym,
nic nie grozi oprócz śmierci.
Śmierć wyrusza z nami w drogę,
idzie w nogę, siada obok
i po przydługiej wędrówce
wraz z nami do domu wraca".
słynny poeta sanskrytu z drugiej połowy I tysiąclecia n.e. AMARU:
"Twarz twojej smukłej, unosząca się
nad tobą, kiedyś jej niesyty,
włosy wzburzone, kołyszące się
kolczyki, rosą potu zmyty
znaczek na czole, ociężałość ust,
oczu pod koniec miłowania...
Po co ci Wisznu albo reszta bóstw,
dopóki cię jej twarz osłania?"
KUWALAJANDA (Rozkosz lotosów)
"Służyć władcom to tak, jakby
oblizywać ostrze miecza,
lwa czule tulić w ramionach,
całować po pysku żmiję".
PRABODHACZANDRODAJA (Wzejście księżyca poznania):
"Wiemy, że każde związanie przez krew,
z ojcem i matką, synem, bratem, żoną,
niby spotkanie wpadłych w rzekę drzew,
wędrowców brnących drogą zakurzoną,
czy na powietrzu chmur, czy pośród mórz
żeglarzy przelot, zawsze niesie w sobie
rozłąkę: skoro tę rzecz wiemy już,
gdzież powód, by pogrążać się w żałobie?"
SUBHASZITARNAWA (Ocean dobrych powiedzeń):
"Bywa daleki, choć bliski,
bywa bliski, choć w oddali.
oko nie dostrzega ucha
w odległości czterech cal".
UPANISZADY:
- "Kto ciało posiada, bywa opanowany przez
cierpienie i radość. Kto ciało posiada, nie
może się obronić od cierpienia i radości.
Radość i cierpienie nie plami jednak tego,
kto jest bez ciała. Wicher jest bez ciała".
- "Jedno jest dobre, drugie zaś przyjemne,
Choć cel ich różny, pętają człowieka,
Kto wybrał dobre, pójdzie mu na szczęście,
Chybia ten celu, kto bierze przyjemność".
- "Mędrcy wiedzący, co to jest nieśmiertelność,
tu nie szukają niezmiennego w zmiennym."
- "Jedno i drugie kto rozpozna,
zarówno nicość, jak stawanie,
śmierć przezwycięży przez zatratę,
Przebyt pozyska nieśmiertelność".
- "Ludzie się starzeją, gdy podróże nużą,
konie, jeśli w stajni są trzymane dużo".
PRZYSŁOWIA:
- "Lepszy gołąb dziś, niż paw jutro."
- "Pragnienie gasi zawsze studnia, a nigdy morze".
- "Na tym świecie jeden stojąc upada, drugi upadłszy powstaje"
TIRUKKURAL (z tamilskiego):
- "Strzała jest prosta, lecz żądna krwi, a lutnia wygięta, choć słodka melodia rozbrzmiewa wokół. Nie sądź więc ludzi według pozoru, ale według ich czynów."
- "Lepsza jest samotność niż zażyłość z kimś, kto jest jak nieujeżdżony koń, co na polu bitwy zrzuca jeźdźca, a sam cwałem ucieka"
- "Za kimże gonisz, o serce? Czy nie wiesz, że umiłowany w twej własnej przebywa głębi?"
- "Człowiek dzielny nie upada na duchu, gdy klęska go spotka, jak słoń bitewny, co jeno mocniej kopyta w ziemię wkopie, gdy go strzała dosięga".
Kraje austronezyjskie (Indonezji) reprezentują tu m.in.
PRZYSŁOWIA MALAJSKIE:
Leżąc na wznak przyjaciele razem piją rosę,
leżąc twarzą do ziemi przyjaciele razem jedzą piasek.
Nie kłóć się o skorupy.
Uderzono w pień, a wyleciały zęby.
Jakby nie wymachiwały ramiona, pachy pozostają tam, gdzie były.
Kończąc szycie urywamy nitkę.
Zdobywanie jest mozolne, jak praca mrówek:
tracenie jest prędkie, jak podmuch wiatru.
Wojował ze studnią, aż w końcu umarł z pragnienia.
Jakie bębnienie, taki taniec.
W usta pchają banana, w siedzenie wbijają kolce.
Nie dość mu, że banan, ale żeby jeszcze bez skórki!
Słoń ma serce i robaczek ma serce.
Dobre ziarno, jeśli by wpadło do morza, stanie się wyspą.
Pchaj łódź z prądem, będą się śmiały krokodyle;
noś pochodnię przy jasnym księżycu, będą się śmiały tygrysy.
Pragnęłoby się powiosłować, ale łódź przywiązana.
Pies bezsilnie szczeka u słoniowego zadka.
Choćby najbardziej cierpiało oko patrzące, bardziej cierpi ramię, które dźwiga.
Dokąd może polecieć latawiec. sznurek jest w naszym ręku.
Jeżeli woda spokojna, nie sądź, że nie ma w niej krokodyli.
Jeżeli to naprawdę słoń, niechaj pokaże kły! Jeśli tygrys, niechaj pokaże pasy!
Chylę przed tobą głowę, nie proszę jednak, abyś na niej postawił nogę.
Zginął robaczek przebity dzidą z nastawionej pułapki: cały świat ocieka jego krwią!
Kiedy dwoje patrzy na księżyc, ich spojrzenie tam się spotyka.
Razem spożywać serce słonia, razem posmakować serce robaczka.
Miewa się wroga pod własną moskitierą.
Nie ucz starca, jak jeść banany.
Wyrwie się z paszczy krokodyla, wpadnie w paszczę tygrysa.
Wiatru siecią nie chwycisz.
Umiałeś zjeść, umiej też zatrzymać w żołądku.
Nic mu nie zostało oprócz tętna.
Głupi paw chełpi się ogonem, sam jeden w dżungli.
Umie dostrzec pchłę w Chinach, ale nie dostrzega słonia, który mu przykucnął na nosie.
Czyliż może źrenica oka wziąć rozbrat z białkiem oka?
Z PROZY I POEZJI MALAJSKIEJ:
Dojrzałe mango w dalekim Patani
tak samo stanowi jelenia strawę.
Ty muzułmanin, ja chrześcijanin,
tak samo z grzechów zdamy sprawę.
Z cząstek się składa granatu owoc,
sok czerwony w każdej drobinie.
Nie śmiej ludzi jak chorych piętnować,
krew czerwona we wszystkich płynie.
Przyjaźni szukaj z tym człowiekiem,
co zdoła być dla ciebie lekiem.
PRZYSŁOWIA MAORYJSKIE:
Jeżeli umrze dziecko, to jakby pękła krawędź burty, ale jeśli umrze kobieta, to jakby pękło dno łodzi.
PRZYSŁOWIA TAHITYŃSKIE:
Biali ludzie są dziwni. Dopóki młodzi, myślą tylko o jutrze. Kiedy się postarzeją, myślą tylko o dniu wczorajszym. Ale żaden z nich nie umie żyć dzisiaj.
MAHKOTA SEGALA RADJA (Korona wszystkich władców):
- Bez ustanku toczy się wóz życia ludzkiego, każdy oddech jest krokiem, zbliżającym człowieka do wieczności. Ten świat jest dla nas mostem, rzuconym pośrodku drogi ku wieczności. Kto rozumny nie będzie sobie budował domu na moście...
- Mędrcy przyrównywali świat do tworu wyobraźni: istnieje czy nie istnieje? Drudzy do snu, po którym następuje przebudzenie, który wtedy znika... do zajazdu o dwojgu drzwi: jednymi się wchodzi, drugimi się wychodzi; do gościnnego, wspaniałego domu, w którym mędrzec wie, że jest tylko gościem i że będzie musiał stąd odejść.
ZAGADKI BATACKIE:
1. Cudzy płot widzimy, własnego nie widzimy.
2. schodząc niesie podarek, wychodząc niesie łup
3. zawsze osłonięty od deszczu, zawsze wilgotny
4. talerz gorącego i talerz zimnego ryżu
5. to, co poszło, przybywa wcześniej niż ten, kto poszedł
6. Jedno ginie, wszystkim jest smutno
7. włosy się spotykają i świadomość znika
Rozwiązania:
1. zęby 2. wędka 3. język 4. słońce i księżyc 5. orzech kokosowy zerwany na palmie 6. zachód słońca 7. rzęsy usypiającego
Maleńka 200-stronicowa książeczka opracowana przez znawcę kultury indyjskiej Eugeniusza Słuszkiewicza i tłumacza Roberta Stllera, któremu wdzięczna jestem za opis czytanych ongiś baśni z różnych kultur. On też napisał wstęp, w którym stwierdza, że zgodnie z tradycją hinduską od braminów oczekiwano żarliwej miłości w czas męski i ascezy i życia pustelniczego na starość....
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejna - po "Dziecko Noego", "Pan Ibrahim i Koran", "Moje Ewangelie" - książka Schmitta. Przeczytałam ją jakiś czas temu i teraz przed oddaniem do biblioteki decydując się ją opisać, nie mogłam sobie przypomnieć o czym jest. Owszem, podobnie jak "Zapasy z życiem" dotyczy Wschodu i... "Zapasy z życiem" pamiętam dobrze, a tu z trudem przypomniałam sobie, że chodzi tu o relacje między podróżującym po świecie w sprawach służbowych biznesmenie i odwiedzanej z racji wizyt w Chinach babci klozetowej, pani Ming, kobiety, w której oczach zobaczysz nie osąd, tylko wyrozumiałość, która w kraju, w którym posiadanie drugiego dziecka jest karane, snuje opowieść o swoich dziesięciorgu dzieciach. Opowieści-marzenia, opowieści-tęsknoty, czy prawda? Próbujemy tego dociec wraz z bohaterem.
Tak szybkie zapomnienie pokazuje mi, że książka przeszła obok mnie. Może z powodu oporu wobec Chin, do których mam żal o Tybet.
Nawet jeśli pojawiają się w niej problemy Chin - nie tylko zakaz rodzenia więcej niż jednego dziecka.
Może nie zaciekawili mnie bohaterowie mimo, że z ust pani Ming (być może pod wpływem Konfucjusza), co rusz to pojawiały się złote myśli typu:
- Trawa musi się ugiąć, gdy wieje wiatr
- Można udawać, że się ma uczucia, ale nie można udawać, że się myśli.
- Kieruj się uprzejmością, lecz nie oczekuj wdzięczności.
- Drzewa są przeciwieństwem ludzi. W miarę jak rosną, szukają nieba.
- Prawda to tylko kłamstwo, które podoba nam się najbardziej.
- Lepiej spełnić uczynek godny uwagi niż zostać zauważonym.
- Dopiero z nastaniem zimowych chłodów dostrzegamy, że sosna i cyprys zachowują zieleń dłużej od innych drzew.
Lubię aforyzmy, ale tę krótką, bo zaledwie 77-stronicowa opowieść nasycono nimi w nadmiarze.
Niektóre jednak zgadzały się z tym, jak ja patrzę na świat i ludzi:
- "Cieszę się, że żyję. Kto coś poznał ustępuje temu, kto to pokochał, lecz ten, kto kocha nie dorównuje temu, kto się zachwyca".
- "Każda istota okazuje się wyjątkowa. Jeśli jest inaczej, to dlatego, że my tego nie dostrzegamy".
I odpowiedź na to narratora (opowieść jest monologiem)
- "Wydaje nam się, że jesteśmy nadzwyczajni, chociaż pochodzimy z tej samej formy? Podobni nawet w przekonaniu o swej wyjątkowości"...
CYTATY:
"Zacny wzrost gospodarczy zmiótł wszystko". "Kulili się w głębi nowoczesnych mieszkań roztaczających mniej więcej tyle uroku co nowy pojemnik na śmieci".
Kolejna - po "Dziecko Noego", "Pan Ibrahim i Koran", "Moje Ewangelie" - książka Schmitta. Przeczytałam ją jakiś czas temu i teraz przed oddaniem do biblioteki decydując się ją opisać, nie mogłam sobie przypomnieć o czym jest. Owszem, podobnie jak "Zapasy z życiem" dotyczy Wschodu i... "Zapasy z życiem" pamiętam dobrze, a tu z trudem przypomniałam sobie, że chodzi tu o...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-04
Mam sentyment do książek, których czas jakby minął. Pożółkłe kartki, niebyt wyraźne, wyblakłe fotografie. Janusz Wolniewicz 35 lat temu opisał swoją podróż do Tajlandii. Znajdziecie w niej i białego słonia i most na rzece Kwai, kremację, syjamskich braci i mnichów buddyjskich. Jednak przyniosłam tę książkę z biblioteki do domu nie ze względu na Bangkok i Buddę, ale ciekawa tego, jak podróżnik wracając już z Tajlandii zobaczył Bombaj i Goa. Lubię czytając o czyjejś podróży wracać do poznanych miejsc, zobaczyć, co znaleźli w nich inni. Pobyć dzięki nim tam znowu. I tak Bombaj sprzed 35 lat liczy sobie zaledwie siedem milionów, a i tak sprawia wrażenie miasta molocha. Autor pisze o tym, co zaliczają tu turyści (Muzeum Księcia Walii, Dworzec Wiktorii i Bramę Indii), co omijają łukiem (slumsy i dzielnicę prostytutek). Na autorze największe wrażenie zrobiła wizyta przy grobie muzułmańskiego świętego Haji Alego i odwiedziny w buddyjskich świątyniach wykutych w kamiennych górach w Kanheri. Wolniewicz realizuje mój niespełniony plan popłynięcia z Bombaju na Goa statkiem zestawiając tę podróż z z XVI-wieczną wyprawą Polaka Krzysztofa Pawłowskiego. Na Goa jego oczyma mogę kolejny raz zobaczyć cień kolonii portugalskiej ("Kto ujrzał Goa, nie potrzebuje oglądać Lizbony" mawiano wówczas), ruiny kościoła świętego Augustyna, otoczone czcią ciało świętego Franciszka Ksawerego, hipisów.
Jednak sentyment do starych książek to za mało. Niewiele nowego o Indiach dowiedziałam się z książki p. Wolniewicza.
Chociaż... gdybym czytała o Tajlandii dowiedziałabym się pewnie wiele nowych rzeczy.
Niemniej wracam do czytanych właśnie książek o hinduizmie:)
Mam sentyment do książek, których czas jakby minął. Pożółkłe kartki, niebyt wyraźne, wyblakłe fotografie. Janusz Wolniewicz 35 lat temu opisał swoją podróż do Tajlandii. Znajdziecie w niej i białego słonia i most na rzece Kwai, kremację, syjamskich braci i mnichów buddyjskich. Jednak przyniosłam tę książkę z biblioteki do domu nie ze względu na Bangkok i Buddę, ale ciekawa...
więcej mniej Pokaż mimo to
XVII wiek. Turcy zajęli wenecką galerę płynącą do Neapolu. Uwolniono tureckich wioślarzy. Włoską załogę rozebrano do naga. Bohater tej opowieści, dwudziestotrzyletni student z Florencji, zaręczony miłośnik książek żegna się ze swoją przeszłością. Teraz jego życiem staje się Turcja. Posiadane książki poddają mu pomysł, by przedstawić się jako medyk. Uwierzono mu. Pozostałych chrześcijan przykuto do wioseł, jego wezwano przed oblicze paszy. Udaje mu się uleczyć go z duszności, co wyzwala go z kajdan i umożliwia mu u boku doradcy paszy Hodży pracę nad konstrukcją fajerwerków.
Pasza daje mu w nagrodę szansę na powrót do domu. Za cenę przyjęcia islamu. Jego odmowa wzbudza gniew władcy. Oddaje go pod całkowitą władzę Hodży. Ich więź jest dziwną więzią - są do siebie niezwykle podobni, jakby widzieli siebie w lustrze. Obu też zżera żądza wiedzy, ciągła dociekliwość.
Hodża chce przyswoić sobie całą wiedzę bohatera, zdobytą na uniwersytecie i z książek. Uczą się wzajemnie tureckiego i włoskiego. Prowadzą wspólne badania naukowe, które potem Hodża przedstawi władcy jako własne. Na dworze paszy widok dwóch tak podobnych do siebie mężczyzn budzi niepokój i fascynację. Zajęci konstrukcją wyjątkowo niebezpiecznej broni po raz pierwszy spotykają padyszacha, który lata potem stanie się świadkiem niezwykłej gry między nimi: kto jest kim? Kto nad kim góruje, kto kogo zniewala w ich więzi pana i niewolnika? Przedrzeźniają swoje gesty, czytają w swoich myślach, przejmują je jako swoje, nie rozpoznając własnych. Gra trwa. Z czasem włącza się do niej trzeci gracz - dorosły w między czasie padyszach, który zdaje się o nich więcej niż oni o sobie....
To się bardzo dobrze czyta. Malowniczy świat Turcji XVII wieku i na jego tle tajemnicze, coraz bardziej skomplikowane więzi dwóch mężczyzn. Obydwaj wzajemnie przypierają siebie do muru pytaniami: Kim jestem? Co i kto uczyniło mnie tym, kim jestem w tej chwili? Jak współtworzę tym, jaki jestem kogoś obok mnie. To także moje pytania. Jak byś na nie odpowiedział: jakie miejsca, ludzie, krzywdy i miłości uczyniły cię sobą?
Kogo widzę, gdy patrzę w lustro? - pytają się siebie bohaterowie. Dręczą się wchodzą w ciemność siebie, spisując swoje grzechy. Co było by w moim i Twoim spisie?
Bohaterowie w pewnym momencie skonfrontowani są z dżumą
- ze strachem przed drugim człowiekiem, który może być źródłem zarazy, ze strachem przed śmiercią. Postawiono pytanie o to, jak tę zarazę przyjmują chrześcijanie, jak muzułmanie. Na ile nasza wiara uwalnia nas od strachu przed śmiercią?
Obydwoje i Turek i Wenecjanin, pan i jeniec pozostają zarażeni głodem wiedzy, opętani pytaniami. Dręczą siebie, potem znów zafascynowani sobą, wymieniają się ze sobą wspomnieniami. Granica tego gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi zaciera się. Czyż nie jest to też czasem nasza codziennością, w miłości czy w rozżaleniu? Czytając te opowieść doświadczamy ciągłej huśtawki uczuć - lęku, fascynacji, tęsknoty, samotności, obojętności, pogardy. Zmagamy się z pytaniem o tajemnicę naszej tożsamości. Co nas czyni tym, kim jesteśmy? Na ile tracąc pracę obdarci z roli zawodowej pozostajemy sobą? Na ile starzejąc się: nie rozpoznając już znanej sobie twarzy i nie odnajdując poprzedniej szybkości, wigoru pozostajemy sobą? Na ile pozostalibyśmy sobą tracąc coś z naszych zmysłów: bez nóg, bez wzroku, nagle niemi czy głusi? Czy nadal jesteśmy tym, kim jesteśmy boleśnie doświadczeni zdradą, opuszczeniem, zawiedzeniem w miłości? A może żyjesz życiem swego rodzica, czy bliskiej osoby? Nie swoim.
Ciekawa książka.
P.S. W "Białym zamku" jest też motyw wyprawy tureckiej przeciw Lechistanowi.
CYTATY
"Stambuł wydał mi się piękny, ale żeby cieszyć się jego uroda, trzeba być panem a nie niewolnikiem"
"Tak jak patrząc w lustro człowiek może opisać swoją powierzchowność, tak patrząc w swoje myśli może opisać siebie"
"Stał się taki sam, jak inni. Nie chce się dowiedzieć tego, czego nie wie".
"Od kogo lub czego, oprócz Boga, czerpie swą moc magnes? Czy istotne jest, w którą stronę obracają się gwiazdy? Czy od niewiernych można się czegoś nauczyć, czy tylko niewierności?"
"Tak jak większości wariatów, wydawało mu się, że jest kimś innym"
"Jeden z cudów, który stworzył Bóg, by złamać pychę człowieka i wykazać jego nikczemność - idealnie zbudowanego karła i bliźniaków podobnych do siebie jak dwie krople wody"
"Wyobrażaliśmy sobie, jak pewnego pięknego dnia stambulczycy wstają ze swych ciepłych posłań zupełnie odmienieni: nie wiedzą, jak mają nosić ubranie, nie wiedza do czego służą minarety. A może katastrofą staną się dostrzeżenie wyższości tamtych i próba upodobnienia się do nich?"
"Oddzieliłem się od siebie samego i przyglądałem się sobie z zewnątrz - dokładnie tak, jak to często śniłem. A skoro mogłem się sobie przyglądać, to musiałem być kimś innym. Nie pomyślałem jednak, by sprawdzić, czyją postać przyjąłem, gdyż z przerażeniem patrzyłem na siebie przechodzącego obok i nie dostrzegającego mnie i chciałem, jak najszybciej do tego siebie dołączyć".
"Uznaliśmy, że początek dobrej opowieści powinien brzmieć jak bajka dla dzieci, środek przypominać senny koszmar, a zakończenie wzruszać jak miłosna historia, w której zakochani się rozstają".
"Abu Ubayda in al- Djarrah (583 - 639) - jeden z dziesięciu wiernych towarzyszy Mahometa, głównodowodzący armii muzułmańskiej za czasów kalifa Omara. W Syrii, gdzie przebywał Ubayda wybuchła zaraza i kalif rozkazał, by Ubayda przyjechał do Medyny, dzięki czemu uniknąłby niebezpieczeństwa, ten jednak odmówił nie chcąc sprzeciwić się woli Bożej, i zmarł na dżumę"
"Zazdrościłem mu, że mnie wyprzedził, że potrafi bawić się strachem - zarówno tym płynącym z zarazy, jak i tym, ukazującym się w lustrze".
"Od tego momentu nie chciał już stać się mną i był gotów do końca stać się sobą"
"Widać było po nim pragnienie, które zauważyłem u wszystkich podróżników i które niezmiennie mnie irytowało: pragnienie, aby zostać zadziwionym, bez opuszczania przy tym własnego, stabilnego i bezpiecznego świata".
Tę książkę Orhan Pamuk (ur. 1952, Nobel 2006, autor - "Stambuł', "Śnieg", "Nazywam się czerwień")
dedykował zmarłej w dziewiętnastym roku życia siostrze bohatera poprzedniej powieści "Dom ciszy".
OP o swojej powieści:
"Pomysł, aby dżumę uczynić papierkiem lakmusowym podziału Wschód Zachód"
"Wszyscy pisarze chcą być kimś innym".
Kopiuję tu moją opinię z mojej strony nietylkoindie.pl
XVII wiek. Turcy zajęli wenecką galerę płynącą do Neapolu. Uwolniono tureckich wioślarzy. Włoską załogę rozebrano do naga. Bohater tej opowieści, dwudziestotrzyletni student z Florencji, zaręczony miłośnik książek żegna się ze swoją przeszłością. Teraz jego życiem staje się Turcja. Posiadane książki poddają mu pomysł, by przedstawić się jako medyk. Uwierzono mu....
więcej Pokaż mimo to