-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-03-26
2022-08-24
2022-03-29
Nie przepadam za obwoływaniem książek mianem ‘epickich’ czy ‘monumentalnych’, bo określenia te w moim odczuciu ocierają się o banał. Ale zasób mojego słownictwa pozostaje bezradny w obliczu potężnego gabarytu i bezmiaru treści zawartych w tomiszczu Kena Folletta „Upadek gigantów”.
Jeśli książki to „bramy, przez które wychodzimy na ulice(...) i pomnażamy swoje życie razy tysiąc”, to założyć musimy, że niektóre pozycje posiadły te matematyczne zdolności w stopniu większym aniżeli przeciętne, i umożliwiają czytelnikowi zwielokrotnienie własnych doświadczeń życiowych nie tysiąckrotnie, ale o jakiś milion razy. I to właśnie czyni Follett, porywając się na rzecz śmiałą – panoramiczne sportretowanie sześciu narodów (Amerykanów, Anglików i Szkotów, Francuzów, Niemców i Austriaków, Rosjan oraz Walijczyków) w latach 1911-1924. Zamysł to tyleż odważny, co i ryzykowny, bo pisząc o tak obfitym w wydarzenia okresie historycznym i gromadząc na łamach swojej powieści tak szeroką gamę bohaterów, pisarz popaść mógł w tendencyjność i powierzchowność. Ale koronkowa robota Folletta w dziedzinie historii procentuje i czytelnik zostaje porwany w wir wydarzeń znamionujących upadek słynnej belle epoque, mając poczucie, że jest blisko decyzji podejmowanych na najwyższych szczeblach państwowych uwikłanych w konflikt narodów, ale i zachowuje łączność z problemami przeciętnych ludzi, ‘everymanów’ tamtej epoki.
Czy to na froncie, czy na bolszewickim wiecu, formując Ligę Narodów albo tworząc ruch sufrażystek, zręcznie przeplatając losy postaci fikcyjnych z postaciami historycznymi, rzucając wymyślonych bohaterów w sam środek wydarzeń historycznych o wielkiej wadze, Follett ani na chwilę nie zapomina o tym, jak tworzy się bestseller. Powieść podręczniki do nauki historii przypomina tylko gabarytem, bo napisana została tak, by czytelnik dosłownie nie mógł się od niej oderwać. Wątki obyczajowe nie ustępują wojennym, wydarzenia społeczne i polityczne komplikują historie miłosne; pisarz nie zaniedbał nawet fanów literatury erotycznej.
„Upadek gigantów” to jedna z tych książek, które swoim potężnym rozmiarem mogą zmęczyć dzierżącego je w ręce, ale jednocześnie łechcą i rozpieszczają jego czytelniczą duszę.
Nie przepadam za obwoływaniem książek mianem ‘epickich’ czy ‘monumentalnych’, bo określenia te w moim odczuciu ocierają się o banał. Ale zasób mojego słownictwa pozostaje bezradny w obliczu potężnego gabarytu i bezmiaru treści zawartych w tomiszczu Kena Folletta „Upadek gigantów”.
Jeśli książki to „bramy, przez które wychodzimy na ulice(...) i pomnażamy swoje życie razy...
2021-09-07
2022-02-10
Czytanie książki autora, którego wcześniej się nie znało, trochę przypomina pierwszą randkę. Niezmiernie rzadko ‘zakochuję się’ od pierwszego wejrzenia w czyjąś twórczość; z powieściami trochę jak z piosenkami – najbardziej podobają mi się te, których wykonawców wcześniej już znałam i raczej wiem, czego się po nich spodziewać. „Ból” Zeruyi Shalev, izraelskiej pisarki, z którą zetknęłam się po raz pierwszy, to zaprzeczenie tezy, że jako zahartowany, stoicki czytelnik, nie jestem już w stanie ulec gwałtownym porywom serca i pokochać autora natychmiastowo – szczenięcą, bezwzględną, namiętną miłością.
Ta powieść to zwyczajna historia o zwyczajnych ludziach, przede wszystkim o Iris, dyrektorce szkoły po czterdziestce, matce i żonie, która zmaga się z tytułowym ‘bólem’ na wielu płaszczyznach swojego życia. Jest to przede wszystkim ból fizyczny – jako rezultat zamachu terrorystycznego 10 lat temu i odniesionych przez nią obrażeń; ale także ból mentalny, efekt nieprzepracowanych traum przedwczesnego osierocenia, skomplikowanych relacji z matką, a także zawodu miłosnego, jaki stał się udziałem Iris w latach nastoletnich. Ból-cierpienie zdaje się determinować losy bohaterów Shalev na każdym etapie ich życia – to właśnie chęć ucieczki przed nim przed laty kierowała Ejtanem, gdy rozstawał się ze swoją licealną dziewczyną, i to on krzyżuje ponownie ich ścieżki w szpitalu, do którego po latach zgłasza się kobieta. Ich przypadkowe spotkanie to tryumf poezji miłości nad prozą życia, ale i źródło nowego rodzaju bólu – tego, który zadaje się bliskim sobie osobom, mężowi i dzieciom, gdy popełnia się zdradę.
Shalev pisze sugestywnie i przepięknie, a stosowana przez nią mowa pozornie zależna w pełni wypełnia swoje zadanie – czytelnik nie zapoznaje się z fabułą, ale uczestniczy w niej, świat przedstawiony w powieści zagarnia go na wyłączność dla siebie. „Ból” to literatura psychologiczna najwyższej próby, która znajduje doskonały balans pomiędzy fabułą a introspekcją. Jedyny zarzut to niedosyt – takich powieści po prostu chce się czytać więcej.
Czytanie książki autora, którego wcześniej się nie znało, trochę przypomina pierwszą randkę. Niezmiernie rzadko ‘zakochuję się’ od pierwszego wejrzenia w czyjąś twórczość; z powieściami trochę jak z piosenkami – najbardziej podobają mi się te, których wykonawców wcześniej już znałam i raczej wiem, czego się po nich spodziewać. „Ból” Zeruyi Shalev, izraelskiej pisarki, z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-23
2020-11-19
2014-11-09
2020-09-03
2020-06-25
2019-10-29
2019-03-10
2018-08-18
2018-07-14
2018-03-29
2018-05-12
2017-11-30
2017-11-15
2017-10-08
Pora chyba przyzwyczaić się do myśli, że Brit Bennett szturmem wkracza do grona moich ulubionych pisarzy. Już swoim debiutem – rewelacyjną powieścią „Matki”, ta autorka zasygnalizowała, iż może być w posiadaniu klucza do mojego czytelniczego serca. „Moja znikająca połowa” – jej druga książka, pod każdym względem wydaje mi się jeszcze lepsza.
Gdy przed laty przodek bliźniaczek Vignes zakładał Mallard – dziwny twór pozą mapą amerykańskiego Południa, oderwaną od świata ni to wieś, ni miasteczko, nie przypuszczał, jak specyficznym miejscem do życia okaże się jego osada. Jako że zamieszkiwali je wyłącznie czarnoskórzy o bladym odcieniu skóry, Mallard szybko stało się miejscem, którym rządzić zaczęła rasowa obsesja. W monotonię krajobrazu wpisywała się też nierozłączność sióstr Vignes – mieszkańców nie dziwiło, że razem były świadkami linczu ich ojca ani to, że razem uciekły do Nowego Orleanu. Zdziwiło ich natomiast to, gdy po latach do domu zamiast dwóch sióstr wróciła tylko jedna.
Rozłączone bliźniaczki życie doświadcza na zupełnie inne sposoby. Podczas gdy Desiree zmuszona była uciekać od męża – damskiego boksera, z córką w ramionach, Stella zdecydowała się odciąć od dotychczasowego życia, porzucić rodzinę i wykreować własną tożsamość na nowo – już jako osoba biała. Rasowy podział stanowił skuteczną formę separacji w latach 70., ale zmiany zachodzące we współczesnym świecie powodują, że niespodziewanie krzyżują się losy następnego pokolenia bohaterek, ich córek – Jude i Kennedy; kobiet, które nie mogłyby bardziej się od siebie różnić...
Przemieszczając się zgrabnie po osi czasu, Bennett porusza w swojej powieści wątki, które nie tracą, ale wręcz zyskują na aktualności. Sporo miejsca poświęca zagadnieniu ludzkiej tożsamości, próbując dociec, co świadczy o jej istocie i jak dużą rolę autokreatora odgrywać może w niej człowiek. Problem rasizmu przedstawia w nowatorski, odświeżający sposób. Stworzone przez nią bohaterki to pełnokrwiste postaci, a intrygującą opowieść rodzinną dopełniają wspaniałe i angażujące wątki miłosne.
Gdybym miała określić tę powieść jednym słowem, byłby to banalny przymiotnik – „znakomita”. Jak każda historia, którą warto się delektować, ma tylko jedną wadę – zbyt szybko dobiega końca.
Pora chyba przyzwyczaić się do myśli, że Brit Bennett szturmem wkracza do grona moich ulubionych pisarzy. Już swoim debiutem – rewelacyjną powieścią „Matki”, ta autorka zasygnalizowała, iż może być w posiadaniu klucza do mojego czytelniczego serca. „Moja znikająca połowa” – jej druga książka, pod każdym względem wydaje mi się jeszcze lepsza.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGdy przed laty przodek...