-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać4
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2012-10-21
Tytuł książki na początku skojarzył mi się z listą, którą przygotowują dzieci na urodziny. Dopiero po przeczytaniu książki, lista życzeń kojarzy mi się ze śmiercią, ale szczęśliwą. Kiedy człowiek spełni swoje wszystkie życzenia to dopiero wtedy czuję się spełniony, wie, że jego życie miało sens. Lowri też ma taką listę, a w przeprowadzeniu jej pomaga mu Meg. 14-latka z dużą ilością grzechów. By nie iść do piekła święty Piotr wysyła ją do człowieka u którego przed swoją śmiercią dokonała włamania( również przed jego domem umiera )
Książka napisana z czarnym humorem i dużą pomysłowością. Napisana lekko, ale daje do zastanowienia.
PS Bubek i św.Piotr wymiatają. BUZIZUZI-genialne
Tytuł książki na początku skojarzył mi się z listą, którą przygotowują dzieci na urodziny. Dopiero po przeczytaniu książki, lista życzeń kojarzy mi się ze śmiercią, ale szczęśliwą. Kiedy człowiek spełni swoje wszystkie życzenia to dopiero wtedy czuję się spełniony, wie, że jego życie miało sens. Lowri też ma taką listę, a w przeprowadzeniu jej pomaga mu Meg. 14-latka z dużą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyobraźmy sobie, że znajdujemy kilka starych zdjęć. Ponieważ mamy talent, postanawiamy, że napiszemy na ich podstawie powieść. Koń by się uśmiał! Zupełnie randomowo wylosowane fotki i mamy z nich stworzyć jakąś historię?! I jeszcze te zdjęcia, co one niby przedstawiają? Latające dzieci i naćpanych Mikołajów. Można by pomyśleć, że Ransom Riggs zwariował, ale w tym szaleństwie jest metoda: powieść utrzymywała się przez ponad rok na liści bestsellerów New York Timesa. Historia na swój sposób prosta. Dziadek opowiada swojemu wnuczkowi Jacobowi nieziemskie historie o swoim dzieciństwie, które przeżył w angielskim sierocińcu. Historie tak nieprawdopodobne, że chłopiec wraz z mijającym czasem przestaje w nie wierzyć, ale zdjęcia którymi dziadek podpierał swoje opowieści nadal istnieją. Nadal leżą w zakamarkach szuflady czekając, aż w końcu ktoś odkryje co za nimi stoi. Jacob marzy o przygodach, ale na razie co mu pozostaje to praca w sklepie, do czasu aż dziadek w tajemniczy sposób umiera. Chłopak postanawia poznać tajemnice związane ze starym sierocińcem w Anglii. I teraz czas na typowe pytanie: czy uda mu się?
Pierwsze to co można zarzucić autorowi to, że ma świetne pióro i każdy chciałby mieć taki debiut. Wydawnictwo Media Rodzina zrobiło świetny interes podpisując kontrakt na tą książkę (dodając, że jest jeszcze druga część). Autor umie świetnie budować napięcie. Samo rozwiązanie zagadki nie zadowoliło mnie. Można było inaczej, ale historia nadal utrzymywała należyty poziom. Uważam, że zwłaszcza początek książki można polecić dorosłym czytelnikom. Nie jest to stricte książka dla młodzieży.
Jak już wiecie z moich wcześniejszych recenzji nie specjalnie lubuje grozę w literaturze, ale to co mi serwuje Riggs jest na odpowiednim poziomie. Były czasy kiedy nie mogłam zmrużyć oka właśnie przez tą lekturę. I jeszcze zdjęcia. Jeżeli ten autor zamierza pisać w taki ilościach jak King, to długość mojego życia skróci się co najmniej o połowę. :)
To pozycja, którą w głębi duszy poszukuje każdy z nas. Ludzie potrzebują zagadek, tajemnic z przeszłości i dreszczyku emocji. Ta adrenalina nas pociąga. Lubimy ryzyko, co czasami może być niebezpieczne. Ale nie bójmy się takich książek. "Osobliwy dom Pani Peregrine" to to czego nam potrzeba: wkroczenie literatury do naszego życia.
Paulina
P.S. Wydanie majstersztyk.
Wyobraźmy sobie, że znajdujemy kilka starych zdjęć. Ponieważ mamy talent, postanawiamy, że napiszemy na ich podstawie powieść. Koń by się uśmiał! Zupełnie randomowo wylosowane fotki i mamy z nich stworzyć jakąś historię?! I jeszcze te zdjęcia, co one niby przedstawiają? Latające dzieci i naćpanych Mikołajów. Można by pomyśleć, że Ransom Riggs zwariował, ale w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Są tajemnie których dotrzymałem. Powierzono mi je, a ja nigdy nie zdradziłem pokładanego we mnie zaufania. Jednakowoż ten, który mi je powierzył, nie żyje już i to ponad czterdziestu lat. Ten dzięki któremu poznajemy owe tajemnice...Ten, który mnie ocalił...I za którego sprawą ciąży nade mną klątwa."
Tak zaczyna się książka "Badacz potworów". Książka, która oczarowała mnie wydaniem, pożółkłym papierem i zapachem czcionki. Wstęp trochę pamiętnikowy, wprowadza nas do życia Will'ego Henry'ego. Ale autor nie ma zamiaru opowiadać nam o współczesnym życiu tego interesującego człowieka, lecz chce wyjaśnić wszystko od początku i zaraz po krótkim prologu wprowadza nas w tajemnicze życie monstrumologów, w liczbie dwóch: Will Henry i pan Pellinor Warthrop. Czym zajmują się monstrumoludzy? Myślę, że najprostszą odpowiedzią będzie: potworami. Will jest sierotą i zajmuje się nim właśnie pan Pellinor- doktor, którego pasją są potwory. Akcja rozgrywa się współcześnie i nikt właściwie w żadne monstra nie wierzy, dopóki pewnego dnia na stół laboratorium trafia ciało młodej dziewczyny (bez głowy i innych części ciała). Sprawcą rzezi jest antropofag- zwierzę żywiące się ludzkim mięsem.
Wyglądające jak urzeczywistnienie nocnych koszmarów antropofagi sieją grozę w małym miasteczku. Gdy zaczną się rozmnażać i polować żadna siła nie będzie wstanie ich powstrzymać. Will i jego mistrz muszą stanąć na przeciw potworom. Jak zakończy się niebezpieczna jatka? O tym sami musicie się przekonać.
Styl książki bardzo mi odpowiada, tak samo jak pióro autora. Bałam się, że Rick Yancey będzie bawił się w Kinga i pozycja okaże się dla mnie zbyt przejmująca. Ale na szczęście pisarz umie dozować grozę i lekturę czytało się bardzo przyjemnie. Co jakiś czas były drastyczniejsze opisy, ale nikt nie obiecywał bajki o siedmiu koźlątkach. Szczególnie podobał mi się portret zdewastowanego domu pastora. Mam nadzieję, że będę miała przyjemność przeczytać drugą część sagi Monstrumolog, której premiera ukazała się 24 września bieżącego roku. Ta książka to była czysta przyjemność.
Paulina
"Są tajemnie których dotrzymałem. Powierzono mi je, a ja nigdy nie zdradziłem pokładanego we mnie zaufania. Jednakowoż ten, który mi je powierzył, nie żyje już i to ponad czterdziestu lat. Ten dzięki któremu poznajemy owe tajemnice...Ten, który mnie ocalił...I za którego sprawą ciąży nade mną klątwa."
Tak zaczyna się książka "Badacz potworów". Książka, która oczarowała...
Druga pozycja Waltera Moersa, którą było mi zaszczyt przeczytać. Po przeczytaniu "Miasta Śniących Książek" byłam wprost zauroczona tym autorem. Książka była świetnie napisana, i choć należy do fantastyki można powiedzieć, że bohaterzy byli wprost realni. Akcja płynęła wartko. I jeszcze te ilustracje... Tego samego oczekiwałam od "Kota..." i gdybym nie przeczytała "Miasta.." miałam bym o nim bardzo dobrą opinię. Ale po kolei.
W Sledwai, miasta chorób i cierpień mieszka mały Echo- krotek. Niestety życie go nie rozpieszcza i po czasie zabaw i uciech, przychodzi czas na ból i głód- umiera jego pani. Krotek zamieszkuje na ulicy, na której z kolei znajduje go miejscowy przeraźnik, postrach całego miasta i ubija z nim piekielny pakt. Otóż krotek przez najbliższy miesiąc będzie miał jak w siódmym niebie, ale po czasie rozrywek, mężczyzna zabije go i przetopi z niego tłuszcz. Jak potoczą się losy małego krotka i czy zło zwycięży nad dobrem, dowiecie się właśnie w tej pozycji.
Ja rozmiłowana we wcześniejszej lekturze tego niemieckiego autora, tą powieść oceniam na dobrą. Mogą polecić ją każdemu, nie zależnie w jakim jest wieku i jakie ma upodobania literackie. Jest to książka, która nie jest równa "Mieście Śniących Książek", ale nadal jedna z moich ulubionych. Walter Moers w "Mieście.." dotknął nieba i mimo, że "Kot.." stąpa po ziemi to jest to lektura godna uwagi.
Paulina
Druga pozycja Waltera Moersa, którą było mi zaszczyt przeczytać. Po przeczytaniu "Miasta Śniących Książek" byłam wprost zauroczona tym autorem. Książka była świetnie napisana, i choć należy do fantastyki można powiedzieć, że bohaterzy byli wprost realni. Akcja płynęła wartko. I jeszcze te ilustracje... Tego samego oczekiwałam od "Kota..." i gdybym nie przeczytała...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-01
2014
Kolejny raz oglądam film, książkę czytałam dwa razy. Łzy leją się strumieniami, a mnie można by wziąć za bobra. Kolejny raz zastanawiam się co ta, w sumie mała powieść ma w sobie. Za każdym, choć najmniejszym wspomnieniem doprowadza mnie do łez. Nie wiem jak autorce udało się stworzyć coś tak wspaniałego. Naprawdę nie wiem! O "Narnii", "Harrym Potterze", czy "Zmierzchu" mówi się dużo, mało kto kojarzy, choćby z nazwy "Most do Terabithii",a uwierzcie mi jest to książka...piękna.
Opowiada o Jessie- zwykłym amerykańskim chłopcu i Lessie- niezwykłej dziewczynce z wyobraźnią. W końcu dzieje się tak, że zostają przyjaciółmi i tworzą baśniową Terabithie. Jedynie co trzeba zrobić by przenieść się do świata magii, to złapać mocno linę i przeskoczyć na niej strumień. Każdy marzy o takim świcie do którego można umknąć i zostać w nim na całe wieki. Ale nie wszystkie bajki mają dobre zakończenie...
W skali książek, ta pozycja ma 10 gwiazdek, słońce i księżyc. Jeżeli ktoś jeszcze tego nie przeczytał to niech się wstydzi i nadrabia.
W serii książek "Cała Polska czyta dzieciom" ta książka znalazła miejsce wśród "Zabić drozda" i dziej Astrid Lindgren. To mówi samo za siebie.
Więcej pisać nie będę bo zabiorę wam czas na przeczytanie o to tej książki.
Paulina
Kolejny raz oglądam film, książkę czytałam dwa razy. Łzy leją się strumieniami, a mnie można by wziąć za bobra. Kolejny raz zastanawiam się co ta, w sumie mała powieść ma w sobie. Za każdym, choć najmniejszym wspomnieniem doprowadza mnie do łez. Nie wiem jak autorce udało się stworzyć coś tak wspaniałego. Naprawdę nie wiem! O "Narnii", "Harrym Potterze", czy "Zmierzchu"...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piwo, jedzenie i przyjaciele - trzy rzeczy, które dla hobbita są najważniejsze. Nie skarby. Nie przygody. Ale bezpieczne życie, w schludnej chatce, to klucze do sukcesu wg. tych niewielkich istot. (Chyba) największy fan J.R.R.Tolkiena,
„Niewielcy rolnicy (oczywiście chodzi mi o rozmiar ich gospodarstw, a nie wzrost) […]”
Noble Smith opisuje jak żyć długo i szczęśliwie w Hobitonie. W rozdziale o ogrodzie dowiemy się jak zachować wśród warzyw równowagę. Dowiemy się co jeść, co znaczy pić jak Tuk, czy każdy ma własnego Golluma. Facet jest na prawdę zdrowo świrnięty :).
„Mądrość Shire brzmi… Noś swój Pierścień Zagłady tak długo, jak uważasz za konieczne. Kiedy nadejdzie czas, wrzuć go do ognia i pozbądź się ciężaru.”
Dedykuję tę książkę przede wszystkim miłośnikom "Władcy Pierścieni". To jest dla was gratka. Ale i dla tych co ledwo "Hobbita" przeżyli (takich jak ja), nie będzie to nudna lektura.
A poradnik do tego jest pięknie wydany.
Piwo, jedzenie i przyjaciele - trzy rzeczy, które dla hobbita są najważniejsze. Nie skarby. Nie przygody. Ale bezpieczne życie, w schludnej chatce, to klucze do sukcesu wg. tych niewielkich istot. (Chyba) największy fan J.R.R.Tolkiena,
więcej Pokaż mimo to„Niewielcy rolnicy (oczywiście chodzi mi o rozmiar ich gospodarstw, a nie wzrost) […]”
Noble Smith opisuje jak żyć długo i szczęśliwie w...