-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
-
ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „444” Macieja SiembiedyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Wisława Szymborska jest najczęściej czytaną poetką w naszym kraju”. Nie chodzi o PolskęAnna Sierant9
-
Artykuły„Ślady nocy”: sztuka przetrwania wg najmłodszej autorki nominowanej do Nagrody BookeraSonia Miniewicz4
Biblioteczka
2023-07-23
2022-06-16
2023-01-21
2008-03-25
2022-05-22
2010-07-01
2022-03-04
2021-08-31
2020-09-20
2003-01-01
2011-01-01
2017-04-04
2021-05-15
2021-02-05
Po „Zimowe zaręczyny” sięgnęłam z czystej ciekawości: miałam ochotę na coś lekkiego, romantycznego oraz niezobowiązującego z nutką fantasy w tle – a patrząc na opis, okładkę i tytuł spodziewałam się właśnie takiej pozycji.
Po kilku stronach stwierdziłam, że bardzo się myliłam. Po kilkunastu zastanawiałam się, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Po kilkudziesięciu zaczęłam się wciągać w świat wykreowany przez autorkę i przepadłam bez reszty.
Przyznaję, początek jest specyficzny i wprowadza tak dużo nowości, że można się chwilowo tym wszystkim zagubić, przez co ciężko się wdrożyć. Zapewniam jednak, że warto przez niego przebrnąć, bo to w moim odczuciu jedyna słabsza strona tej książki, a w pewnym momencie wpada się w rytm i nie można się już od oderwać od przewracania kolejnych stron...
Ta powieść jest po prostu świetna! Uważam, że to jedna z najlepszych Young Adult fantasy jakie miałam okazję przeczytać od dłuższego czasu. „Zimowe zaręczyny” są naprawdę warte uwagi: specyficzne, a zarazem charakterystyczne, przez co niezmiernie wciągające. Wbrew temu, czego się na początku spodziewałam, nie jest to kolejna romantyczna historia z elementami fantasy – już same okoliczności zaręczyn są zupełnie inne, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. To rozbudowana i wielopłaszczyznowa historia osadzona w świecie inspirowanym steampunkiem, ale też nie ograniczającym się do niego.
Do najmocniejszych stron powieści należą zdecydowanie kreacja postaci oraz wspomniany świat przedstawiony. Bohaterowie są tak charakterystyczni, a ich opisy tak barwne, że po zapoznaniu się z nimi od razu zapadają w pamięć. Autorka pisze bardzo obrazowo, przerysowując ich cechy i zachowania, a zabieg ten bardzo oddziałuje na wyobraźnię. Co interesujące, większość postaci nie jest jednoznaczna, przez co nawet do tych, które wydają się być negatywne, czytelnik czuje sympatię. I najważniejsze – każda ma swój charakter, w dodatku wyrazisty, co nie zdarza się często.
O świecie stworzonym przez autorkę mogę powiedzieć tylko tyle, że zdecydowanie trzeba go poznać! Jest tak rozbudowany i intrygujący, że po prostu nie można przejść obok niego obojętnie. Christelle Dabos posiada ogromną wyobraźnię i zapewniam, że potrafi z niej korzystać. Podoba mi się to, że często jednozdaniowe aluzje czy podteksty potrafią wyrazić więcej niż tysiąc słów. Dzięki temu, że nie wszystko jest od razu podane na tacy, fantazja czytelnika zaczyna działać, a emocje buzować.
Serdecznie polecam Wam tę pozycję, mnie całkowicie pochłonęła i oczarowała!
Po „Zimowe zaręczyny” sięgnęłam z czystej ciekawości: miałam ochotę na coś lekkiego, romantycznego oraz niezobowiązującego z nutką fantasy w tle – a patrząc na opis, okładkę i tytuł spodziewałam się właśnie takiej pozycji.
Po kilku stronach stwierdziłam, że bardzo się myliłam. Po kilkunastu zastanawiałam się, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Po kilkudziesięciu...
2021-02-21
„Małe kobietki” to jedna z tych książek, po które nie udało mi się sięgnąć na odpowiednim etapie życia, a przy tym należąca do tej grupy powieści, które postanowiłam koniecznie nadrobić. Przyznaję, że częściowo zmobilizowała mnie nowa adaptacja filmowa z 2019 roku, ponieważ staram się trzymać zasady „najpierw książka, potem film”. Jak jednak widać, tutaj także wkradło się pewne przesunięcie czasowe (od premiery filmowej minęło już całkiem sporo), w końcu jednak udało mi się przeczytać powieść i zdecydowanie było warto ją nadrobić!
Na początku muszę zaznaczyć, że nie można oceniać „Małych kobietek” według współczesnych standardów, ponieważ wtedy wiele jej części trzeba by było zlać lodowatym prysznicem krytyki. Czytelnik jednak musi pamiętać, że po raz pierwszy została ona wydana w 1868 roku. Tamte czasy już nie wrócą (i pod wieloma względami nie ma tu czego żałować), dlatego choćby nie wiem jak bardzo nie podobał się nam sposób przedstawienia roli kobiet w społeczeństwie przez Louisę May Alcott, to jednak należy pamiętać, w jakich okolicznościach powieść powstała.
„Małe kobietki” to urocza i ciepła, jednakże nie pozbawiona goryczy prawdziwego życia, historia opowiadająca o losach czterech nastoletnich sióstr March. Każda z dziewcząt jest zupełnie inna, co dodaje kolorytu ich perypetiom, dzięki czemu osobiście dość szybko wybrałam ulubioną i najmniej lubianą spośród rodzeństwa. Fabuła może niektórych znudzić, ponieważ płynie spokojnie, bez większych zwrotów akcji, do których jesteśmy obecnie przyzwyczajeni, ale moim zdaniem właśnie to dodaje jej uroku. Ze względu na powyższe cechy nie jest to książka dla wszystkich, ale warto spróbować się z nią zapoznać, bo jestem pewna, że jest w stanie wielu dziewczętom i kobietom ukoić nerwy czy pozwolić zrelaksować się po ciężkim dniu. U mnie trafiła na idealny moment i dzięki charakterystycznemu klimatowi pozwoliła przenieść się w czasie, a przy tym oderwać się na kilka godzin od codzienności. W stylu Louisy May Alcott po prostu jest „to coś” - w zwykłych scenach potrafi zawrzeć jakąś magię, która sprawia, że czytelnika otula płynące z nich ciepło. Może i nie umieszczę „Małych kobietek” na szczycie listy moich ulubionych powieści, ale za to zdecydowanie zajęły one specjalne miejsce w moim sercu.
„Małe kobietki” to jedna z tych książek, po które nie udało mi się sięgnąć na odpowiednim etapie życia, a przy tym należąca do tej grupy powieści, które postanowiłam koniecznie nadrobić. Przyznaję, że częściowo zmobilizowała mnie nowa adaptacja filmowa z 2019 roku, ponieważ staram się trzymać zasady „najpierw książka, potem film”. Jak jednak widać, tutaj także wkradło się...
więcej Pokaż mimo to