Jedną z pozycji w mojej booketliście* jest przeczytanie wszystkich książek Tolkiena. Po przerobieniu Trylogii, Hobbita, Dzieci Hurina i próbie nie zaśnięcia przy Silmarillionie ( niestety, nieudanej ) czas na trochę mniej znane pozycje. I oto jest! Na wyprzedaży, wersja teoretycznie kieszonkowa ( teoretycznie, bo tom liczy sobie ponad 600 stron ). Po długiej i wyczerpującej walce z Silmarillionem podeszłam do książki z dużą dawką rezerwy. Jednak powiedziałam sobie: Dasz radę, jak nie ty to kto? A więc otworzyłam ją i zagłębiłam się w „Niedokończone opowieści”.
Czytając już pierwszą opowieść dowiadujemy się dlaczego książka nosi taki, a nie inny tytuł. Odpowiedź jest bardzo prosta. Tekst urywa się niespodziewanie i przechodzimy do następnej historii, jak gdyby nigdy nic.
Szczerze mówiąc bardzo przeszkadzało mi ‘latanie’ po książce. Na początku mamy wprowadzenia, w środku właściwą treść, a na końcu przypisy. Po pewnym czasie zrezygnowałam z dodatkowej wiedzy znajdujących się w zakończeniu i zajęłam się tylko fabułą. Urywaną, pokręconą, niedokończoną, niejasną, pełną zagadek. Jednak mimo wszystko dało się skupić na akcji.
Pierwsze dwie części nie są ściśle związane z historią zawartą w trylogii, więc nie każdego zaciekawią. Ale za to w części trzeciej mamy parę perełek, dzięki którym rozwiążą się niektóre tajemnice i zagadki. Poznamy chociażby ‘kulisy’ poszukiwania Pierścienia.
Dzięki tej książce możemy poznać trochę umysł Tolkiena. Na pewno był profesjonalistą i pracoholikiem. Niektóre opowieści mają po trzy alternatywne zakończenia. A zdarza się, że jedna osoba, posiada kilkoro rodziców, bo Tolkien nie mógł się zdecydować.
Ogromną pracę wykonał Christopher Tolkien. Zebrał rozrzucone, często nieczytelne notatki złożył w całość, oprawił w okładki i sprezentował fanom twórczości jego ojca. I chwała mu za to.
Ogólnie rzecz biorąc książka jest trudna. Raczej gratka dla fanów. Nie polecam na ‘pierwsze starcie’ z twórczością Tolkiena, bo można się zrazić.


* lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Popularne w Stanach ‘before I die’.

Jedną z pozycji w mojej booketliście* jest przeczytanie wszystkich książek Tolkiena. Po przerobieniu Trylogii, Hobbita, Dzieci Hurina i próbie nie zaśnięcia przy Silmarillionie ( niestety, nieudanej ) czas na trochę mniej znane pozycje. I oto jest! Na wyprzedaży, wersja teoretycznie kieszonkowa ( teoretycznie, bo tom liczy sobie ponad 600 stron ). Po długiej i...