Założę się, że w każdej książkowej wersji Bonda musi paść magiczne hasło: "Nazywam się Bond, James Bond" oraz pojawić się piękna kobieta, z którą Agent 007 napije się wstrząśniętego ale nie mieszanego martini i nie tylko.

"Doktor NO" to właściwie moja prawie pierwsza przygoda z przygodami sławnego agenta (to "prawie" wynika z tego, że czytałam wcześniej powieść "Szpieg, który mnie kochał" lecz jest to pozycja, w której Bond jest postacią drugoplanową i, której podobno sam Fleming się wyrzekł).
O sięgnięciu po serię o Agencie 007 nie zdecydowało, w moim przypadku, zamiłowanie do filmów sensacyjnych, które przeszły do klasyki kina (w rzeczywistości nie oglądałam większości z nich). Książki Fleminga trafiły do mojej biblioteczki dlatego, że uległam wraz z moim Roburem pokusie kupna książkowych wersji przygód Bonda po pięć złotych na wyprzedaży.

W "Doktorze NO" najsłynniejszy pracownik brytyjskiego MI-6 ma za zadanie wyjaśnić zagadkę nagłego zniknięcia dwójki agentów stacjonujących na Jamajce. Szybko okazuje się, że w całą sprawę zamieszany jest tajemniczy Doktor NO, który rezyduje na pilnie strzeżonej i wręcz niedostępnej wyspie Crab Key nieopodal Jamajki. Oczywiście James Bond przedostaje się na ową wyspę i wraz z niespodziewanie pojawiającą się pięknością o imieniu Honey, próbuje zgłębić działania tytułowego bohatera.

Po przeczytaniu tej powieści nasuwa mi się kilka wniosków. Po pierwsze nie jest to literatura ambitna - fabuła nie jest rozwinięta, autor skupia się raczej na wątku głównym oraz kluczowych bohaterach, nie rozwijając wątków pobocznych ani nie charakteryzując obszerniej postaci. Po drugie - akcja nie jest dynamiczna i nie trzyma w napięciu tak, jakbym się tego spodziewała - oczekiwałam dynamicznej i porywającej akcji porównywalnej do tej ze znanych mi ekranizacji powieści o Bondzie. Po trzecie - język, jakim posługuje się autor nie należy do najbogatszych i raczej nie znajdzie uznania wśród bardziej wymagających czytelników. Wreszcie - moim zdaniem - tłumaczenie także pozostawia wiele do życzenia.

Niemniej jednak, "Doktora NO" nie czyta się źle, jest to dobre czytadło na letni odmóżdżający wieczór. Lekturę oceniam na pięć gwiazdek i ani jej szczególnie nie polecam, ani nie odradzam. Z racji posiadania sięgnę zapewne po inne pozycje spod znaku Agenta 007. Trochę obawiam się powielania schematów przez Fleminga, lecz może się mylę.

Założę się, że w każdej książkowej wersji Bonda musi paść magiczne hasło: "Nazywam się Bond, James Bond" oraz pojawić się piękna kobieta, z którą Agent 007 napije się wstrząśniętego ale nie mieszanego martini i nie tylko.

"Doktor NO" to właściwie moja prawie pierwsza przygoda z przygodami sławnego agenta (to "prawie" wynika z tego, że czytałam wcześniej powieść "Szpieg,...