Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec

Okładka książki Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec Melquiades
Okładka książki Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec
Melquiades Wydawnictwo: Manufaktura Słów fantasy, science fiction
268 str. 4 godz. 28 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Manufaktura Słów
Data wydania:
2020-07-28
Data 1. wyd. pol.:
2020-07-28
Liczba stron:
268
Czas czytania
4 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366115835
Tagi:
epoka wiktoriańska fantastyka realizm magiczny weird fiction
Średnia ocen

3,3 3,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
3,3 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2447
1172

Na półkach: , ,

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu Na Kanapie. Przed złożeniem zamówienia widziałam te kilka ekstremalnie niskich ocen i niepochlebnych recenzji, ale mimo wszystko chciałam sama się przekonać. Przecież to nie może być takie złe! Zaczęłam czytać i cóż... Niestety, ta książka to potworek.

Już sam tytuł brzmi nieporadnie. A pierwsze dwa zdania?

"Choć od tamtego czasu minęło już tyle lat, ta historia dalej wzbudza we mnie uzasadniony lęk. Wszystko, o czym chcę opowiedzieć, wydarzyło się przed bodaj dwudziestu laty, a dotyczyło dwóch oddanych sobie ponad wszystko przyjaciół".

Język w tej książce tak kuleje, że czytanie tego to mordęga. Nie da się wciągnąć w tę historię, już nie mówiąc o jej pełnym zrozumieniu, bo błędy składniowe i powtórzenia co rusz wybijają nas z rytmu. To miało chyba wypaść na zgrabną stylizację historyczną, ale kompletnie się nieudało. Nie jest intrygujące, błyskotliwe ani zabawne, tylko po prostu odpychające i zbyt zawiłe. Narrator zaczyna wątek, przerywa go nagle dygresją, po czym kończy w zupełnie innym miejscu albo wcale tego nie robi. Trzeba cały czas się skupiać na tym, co się dzieje (a jest tego bardzo dużo),co odbiera nam jakąkolwiek rozrywkę. Do tego tyle zdań kończy się trzykropkiem i co ja mam z tym zrobić jako czytelnik? Dopisać sobie sama resztę? Z czasem to robi się bardzo irytujące.

"Z racji tego, że jestem teraz rozważnym mężem i częściej używam noża do krajania chleba, nie wyjawię swojej prawdziwej tożsamości. Nazywam się...!"

Głównym bohaterem jest właściciel zakładu pogrzebowego, który słuchał zmarłych. Opowiadają mu oni najróżniejsze historie, dziwne, surrealistyczne. Są kurze łapki znoszące jajka, gadające piersi... To wszystko brzmi jak bełkot szaleńca albo ostra jazda po narkotykach. Może o to chodziło? Ciężko stwierdzić, kiedy sam opowiadający nam te osobliwości nie potrafi tego poskładać do kupy. Nie ma adnotacji, że to jakiś rodzaj eksperymentu literackiego. Nie ma w tych opowiadaniach sensu ani humoru, nie da się zrozumieć, co autor miał na myśli. Taki o, potworek.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu Na Kanapie. Przed złożeniem zamówienia widziałam te kilka ekstremalnie niskich ocen i niepochlebnych recenzji, ale mimo wszystko chciałam sama się przekonać. Przecież to nie może być takie złe! Zaczęłam czytać i cóż... Niestety, ta książka to potworek.

Już sam tytuł brzmi nieporadnie. A pierwsze dwa zdania?

"Choć od tamtego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1077
221

Na półkach:

"Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec" to książka dosyć niezwykła. Genialna? Może. Nietuzinkowa. Na pewno. Czyta się ją jednak trudno – czytelnik musi bezustannie być uważny, skupiony i przygotowany na to, że nie wszystko ma swój koniec; że niektóre rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć. No cóż – duchy nie zawsze mają cierpliwość, i nie zawsze są skore do czekania na swoją kolej. Autor ewidentnie zabawił się formą, czyniąc wszystko zagmatwanym, poplątanym, wręcz chaotycznym.
Główny bohater mieszka w wiktoriańskiej Anglii (tak przynajmniej sądzę). Jest pracownikiem zakładu pogrzebowego, a zarazem kolekcjonerem niezwykłych ludzkich precjozów – uszu, które zwie pierogami (zastanawiam się dlaczego zbierał uszy, skoro Hannibal Lecter mówił, że najlepiej smakują policzki?). I to chyba najbardziej nurtujące pytanie. Fakt, rzekomo z uszu tych dowiadywał się ciekawych informacji od zmarłych posiadaczy ów pierogów. Czy był zadowolony z opowieści martwych dusz – chyba nie bardzo. Mam wrażenie, iż oczekiwał czegoś fascynującego, a poznawał historie prozaiczne, skołtunione.
W "Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec" dużo swoistej groteski, chyba nie do końca udanej. Momentami miałem wrażenie, że Autor celowo popełnia błędy stylistyczne. Odnosi się wrażenie, że to czysta grafomania. Czy taki był zamiar? Musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja, wbrew najszczerszym chęciom, nie jestem w stanie ocenić tej książki. Mam po niej mętlik, tym bardziej, że zarwałem prawie całą noc, by dobrnąć do końca... I dalej wiem tyle, co na początku. Trochę to przygnębiające, bo spodziewałem się czegoś zupełnie innego. I tym szanowny Autor zdecydowanie mnie zaskoczył.
Forma książki w jaką zaklął ją Autor jest bardzo nietypowa. Mam wrażenie, że chciał pisać ją przez pryzmat tego, jak postrzegają świat ludzie wyjątkowi, lekko szurnięci, żeby nie powiedzieć opętani. Jestem w stanie to zaakceptować i szczerze, przypadła mi ta koncepcja do gustu. Jednak Autor chyba za bardzo skupił się na wywodach osób szalonych – zbyt wiele tam powtórzeń, zbyt wiele nie dokończonych historii, zbyt wiele długich, nieskładnych wypowiedzi prowadzących do nikąd. I pewnie ów Melquiades oddał całość szaleństwa wręcz idealnie, i za to pełen szacunek. Niestety, dla większości czytelników będzie to lektura ciężka, wręcz będzie to torturą. Osobiście jestem człowiekiem wybrednym. Ideę książki popieram, lecz nie akceptuję wszystkich rozwiązań.
Jak już pisałem wcześniej, za dużo powtórzeń. Za dużo niedomówień. Za dużo wielokropków. Fabuła nie bardzo trzyma się całości. Historie nie bardzo wiążą się ze sobą. To trochę tak jakbym czytał na przykład o "Gwiezdnych wojnach" pomieszanych z "Kubusiem Puchatkiem", "Maszą i Niedźwiedziem", z wtrąceniami z "50 twarzy Greya" oraz "Poradnikiem dla chorych psychicznie" (o ile takowy istnieje). Po intrygującym początku, zawiodłem się. Historie są lekko przynudnawe, wręcz męczące. Szczerze – to przysypiałem, a i sny po lekturze nie były wcale ciekawe.
Tak więc mam kłopot z oceną książki. Pomysł wydaje mi się ciekawy, lecz chyba Autor powinien trochę mniej wczuwać się w światopogląd osób niewybrednych w tej rzeczywistości. Zwykły czytelnik, którym chyba też się okazuje, ma problem ze zjadliwością, z formą, ze zrozumieniem czegoś, co z pewnością jest intrygującym zamysłem. Polecam tym, którzy lubią bawić się formą. Tym, którzy szukają czegoś niezwykłego, jak "Kwiaty zła". Jednak przeciętny człowiek nie poradzi sobie z tym dziełem tajemniczego Melquiadesa.

Książke otrzymałam z Klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl

https://nakanapie.pl/recenzje/stary-poczciwy-hindenburg-dobrze-wiedzial-co-dobre-stary-poczciwy-hindenburg-dobrze-wiedzial-co-dobre-dla-niemiec

"Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec" to książka dosyć niezwykła. Genialna? Może. Nietuzinkowa. Na pewno. Czyta się ją jednak trudno – czytelnik musi bezustannie być uważny, skupiony i przygotowany na to, że nie wszystko ma swój koniec; że niektóre rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć. No cóż – duchy nie zawsze mają cierpliwość, i nie zawsze są skore...

więcej Pokaż mimo to

avatar
302
256

Na półkach:

Książke otrzymałam z Klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl
.
Zacznę od samego początku, to że tytuł jest długi widać na zdjęciu. Okładka oraz ciekawy opis strasznie mnie zaintrygowały, ponieważ tak naprawdę nie wiemy co znajdziemy w tej książce. Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron, pomyślałam sobie "Wow, czemu takich książek nie ma więcej?", lecz ze zbiegiem czasu, gdy dochodziłam do połowy zaczęła ona mnie denerwować. Każdy rozdział zaczynał się od wspomnienia, było to napisany w tak dziwny sposób, że żeby to zrozumieć i wogóle wczuć się musiałam czytać chyba ze dwa razy. Dalej czytamy i powtarza się ciągle jedno zdanie "Swoim Tuckowozem osiągam dwieście na godzinę, ale nie to słyszałem, kiedy przyłożyłem ucho do ucha...", przecież to nerwicy idzie dostać. Rozumiem, żeby powtórzyć dane zdanie 3-4 razy ale nie pierdyliard przez całą historię. PORAŻKA! Nie ukrywam, że autor, który dodam tak na odczepnego już posługuje się pseudonimem Melaquiades, stworzył tutaj coś tajemniczego, co przyciąga naszą uwagę, bawi się słowem ale trzeba naprawdę czytać ją z uwagą i w skupieniu, żeby zrozumieć cokolwiek. Moim zdaniem ta lektura była chyba dla mnie za ciężka, albo ja jestem na nią za głupia. 🤷🏻‍♀️ Jest kilka takich fragmentów, które są kompletnie bez sensu np. Jak facet, który jest właścicielem zakładu pogrzebowego, słucha umarłych i ich opowieści uszami, które nazywa pierogami ? 😳🤷🏻‍♀️ Każdy umarły ma do przekazania jakąś historię lecz nie wiedzieć czemu, wtedy gdy ta historia się rozkręca nagle się urywa i zaczyna opowiadać kolejny umarły. Bez sensu czemu nie można było napisać tych historii do końca tylko kończyć w takich momentach gdzie czytelnik chce wiedzieć wiecej ? 🤦🏻‍♀️ I wiecie co? Tak jak się zachwycałam nią na początku tak nie wiem czy wam wogole ją polecać, bo osobiście nie wiem jak mam ją ocenić. No okej, zgodzę się jest nietypowa i ma to jakiś tam swój urok ale w pewnym momencie staje się już denerwująca. Jeżeli jest wśród was ktoś kto lubi jeżeli coś jest napisane, jak dla mnie bez sensu, i nie wnosi nic do życia, to proszę śmiało bierz i czytaj.

Książke otrzymałam z Klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl
.
Zacznę od samego początku, to że tytuł jest długi widać na zdjęciu. Okładka oraz ciekawy opis strasznie mnie zaintrygowały, ponieważ tak naprawdę nie wiemy co znajdziemy w tej książce. Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron, pomyślałam sobie "Wow, czemu takich książek nie ma więcej?", lecz ze zbiegiem czasu,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
411
136

Na półkach:

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl


Intrygujący opis, ciekawy, długi tytuł oraz bardzo ładna okładka. Czy coś mogło pójść źle? Okazuje się, że tak. Książka Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec to niewypał. To jest druga książka autora, kryjącego się pod tajemniczym pseudonimem Melquiades. Co przyszło mi do głowy, w trakcie walki, z przeczytaniem tej powieści to, że jeśli autor nie chce się podpisać własnym nazwiskiem, to już powinna włączyć się nam lampka ostrzegawcza. Nie mówię, że tak jest za każdym razem, bo jestem pewna, że są też dobre książki pisane pod pseudonimem. Niestety ta się do nich nie zalicza… .

Powiem też, że o ile pierwsze zdania wzbudziły we mnie ciekawość brzmiąc tak:, „Choć od tamtego czasu minęło już tyle lat, ta historia wzbudza we mnie uzasadniony lęk” – intrygujące? Myślę, że tak. Przynajmniej dla mnie. Jednak już dalsze rozdziały zawiodą większość czytelników.

Po pierwsze każdy rozdział jest podzielony na dwie części. Pierwsza to jakaś historia, wspomnienie, właściwie retrospekcja, w większości są to dziwne, bardzo dziwne fragmenty i jak dla mnie mało ciekawe. Druga część zawsze zaczyna się w ten sam sposób: „Swoim Tuckowozem osiągam dwieście na godzinę, ale nie to słyszałem, kiedy przyłożyłem ucho do ucha…”. I tu następuje wymienienie jakiejś osoby i jej krótki opis lub odczucie naszego narratora – właściciela zakładu pogrzebowego. O ile sam pomysł mógł być dobrze odebrany, to wykonanie po prostu nie wyszło. To jest zrobione źle, nie, bardzo źle. Historie są dziwne, nudne, a do tego często mamy zakończone zdania trzykropkiem ( i to w trakcie opowiadania),za każdym razem kończy się zdaniem w stylu: „A teraz słuchajcie tych bredni, od których na samą myśl puchną mi uszy…” albo: „A teraz słuchajcie reszty…”. To jest przesada. Rozumiem raz czy dwa, ale za każdym razem. PORAŻKA!!!!!

Czytam po, to by poznać fajną historię, czasami się zaśmiać, popłakać, a nie po, to by mieć chęć rzucić książkę na stos… . Jak to robili w średniowieczu lub w powieści Orwella.

Po drugie historie są wyssane z palca. Nie mają większego sensu, przesłania, ani formy rozrywkowej. Zamiast tego mamy ciągłą frustrację i męczymy się lekturą. Na początku nastawiłam się na lekką i przyjemną powieść, trochę przesłania. A dostałam coś bardzo złego, opisanego bez pomysłu, odwalonego. Autor coś tam wymyślił, wrzucił do wora i wydał. Nie dopracowawszy książki. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to dać jednej z książek, którą ostatnio uznałam za porażkę dobrą ocenę, bo przy tej pozycji tamta książka wymiata!

Przykro, że pierwsze wrażenie, dające nam nadzieję na dobrą książkę, okazuje się nie mieć nic wspólnego z ostateczną oceną lektury. Muszę też wspomnieć o braku korekty, która może doprowadziłby książkę do lepszego stanu… . Błędy są zauważalne nawet dla osób z niezbyt wprawnym okiem, a styl pisania jest po prostu niepoprawny. Sama nie jestem znawcą, jeśli chodzi o takie rzeczy, zostawię to dla osób, które się bardziej na tym znają.


https://myslidlawszystkich.blogspot.com/2020/09/ksiazke-otrzymaam-z-kluburecenzenta.html

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl


Intrygujący opis, ciekawy, długi tytuł oraz bardzo ładna okładka. Czy coś mogło pójść źle? Okazuje się, że tak. Książka Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec to niewypał. To jest druga książka autora, kryjącego się pod tajemniczym pseudonimem Melquiades. Co przyszło mi do głowy, w trakcie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
958
871

Na półkach:

Melquiades to hiszpańskie imię, a dokładnie to hiszpańska forma greckiego imienia Melchiades, ewentualnie, jak u pewnego papieża, Miltiades. Mnie się jednak kojarzy przede wszystkim z filmem „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”. Oczywiście Polak. Pojawia się w książce Cygan Melquiades, człowiek całkowicie pokryty rybią łuską, ale związków z autorem nie odkryłem.

Zaciekawił mnie tytuł. Domyślałem się, że nie jest to opracowanie historyczne, bo nie znalazłoby się w nim określenie „stary poczciwy”. Więc z ciekawością sięgnąłem po tę książkę, kiedy tylko trafiła się ku temu okazja.

Na początek trzy cytaty.
„Ale nie bądźmy znów tacy sentymentalni, skoro ona niebyła i raptem otrzeźwiała…” [1].

„O równej siedemnastej znalazł ich sąsiad wracający z pracy, dwie godziny później trafili do mnie stół, a niecałą dobę po wszystkim byli już zaplombowani na amen” [2].

„I więcej w swoim życiu nie przestąpiłem tej knajpy, co samą swoją nazwą może…” [3].

W tym momencie, w czym chyba zapewne nic dziwnego, zacząłem gorączkowo szukać stopki i informacji o korektorze tego dzieła, żeby dodać go na swoją prywatną czarną listę. Stopkę znalazłem, ale korektora jakoś nie. Więc czytałem dalej, choć z trudem.

Rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, choć dokładny czas nie jest znany, a jak wiadomo z historii, królowa Wiktoria władała bardzo długo. Narratorem w tym zbiorze opowiadań jest pracownik trupiarni, czyli domu pogrzebowego. A książka jest groteskowym połączeniem fantastyki z niby to angielskim kryminałem. Przynajmniej tak wyobraża sobie brytyjskość sam autor, który zdaje się nawet nie wie, że w Wielkiej Brytanii nie ma godziny siedemnastej. Przykład, choć nie sztandarowy, niedocenianego dotąd w Polsce sub-gatunku, a może tylko udziwnionej maniery, zwanej new weird. Co ciekawe wielu krytyków neguje istnienie takiego nurtu, a co jeszcze ciekawsze, negują swój udział w tym procederze niektórzy autorzy, których próbuje się w ten sposób kwalifikować i szufladkować.

Jak wspomniałem, „Stary poczciwy Hindenburg…” jest zbiorem opowiadań. Narrator słucha opowieści umarłych, wyrażanych… uszami, które, nie wiedzieć czemu, nazywa pierogami. Okazuje się, że każdy trup ma do przekazania jakąś niesamowitą historię, coś, czego po żyjącym człowieku, nikt by się nie spodziewał, nie domyślał. Tytuł książki to właśnie słowa jednego z umarłych. Opowieści te kończą się często w momencie najmniej stosownym, na przykład:

„Chwilę później było już tylko słychać świst wiatru i mężczyznę ciągnącego za sobą…” [4].

„Reszta była równie interesująca, dlatego proszę o szczególną uwagę…” [5].

„Reszta tej bajki zaczynała się od słów…” [6].

Coś takiego bardzo szybko rodzi zniechęcenie, bo nawet jeśli historia jest ciekawa albo zabawna, albo jedno i drugie, co zdarza się rzadko, ale jednak czasem zdarza, to i tak z góry wiadomo, że nie ma co liczyć na jej zakończenie; jakiekolwiek sensowne zakończenie, dodam.

Irytację rodzą niezliczone błędy różnego typu (patrz cytat 1, 2, 3, 7). Ale w tym momencie konieczne jest pytanie: czy wpadło mi do głowy, że autor tak specjalnie, że celowo, że próbuje w ten sposób naśladować styl prostego pracownika domu pogrzebowego z epoki wiktoriańskiej? Owszem, zastanawiałem się nad tym, ale jeśli nawet tak było, to autorowi bardzo słabo to wyszło. A właściwie, to w ogóle. Poza tym, gdyby to był zabieg celowy, błędy by się powtarzały, a tak nie jest. Udawanie głupka i prymitywa wcale nie jest takie łatwe, trzeba sporego talentu, by na taki efekt się porwać. Cudowny język wiochmeński stworzył Redliński w „Konopielce”, a nawet Reymont w „Chłopach”, ale to Pisarze.

Jakiś czas bawiło mnie poprawianie tekstu, na przykład, gdy mowa była o kotnych królikach… „Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko stronią od agresji, więc lepiej nie brać je na ręce” [7]. I tak zastanawiałem się, że ja zapewne napisałbym tak: Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko nie stronią od agresji, więc lepiej nie brać ich na ręce. Jednak szybko mi się to znudziło.

Pytania i prywatne, subiektywne odpowiedzi.
a) czy z książki można się czegoś dowiedzieć, coś poznać, zrozumieć? – nie.
b) czy fabuła jest pasjonująca? – nie, w zasadzie fabuły nie ma, a te opowiastki można czytać w dowolnej kolejności.
c) czy jest to świetna zabawa? – nie, ponad połowa książki jest groteskowo-cudaczna, co skutkuje jedynie wzruszeniem ramion, ewentualnie pytaniem: no i co w związku z tym? Przykład. Umiera stary ślimak, ostatni ze swojego gatunku, który był bogiem dla ludzi. Ktoś go sklonował i tych ślimaczych bóstw jest znowu mnóstwo. I co w związku z tym? Rząd słomianych wisielców… Wysypisko śmieci na jednym z księżyców Jowisza… itp.


Przyznaję, że mam spory kłopot z oceną „Starego poczciwego Hindenburga”. Dobrze zdaję sobie sprawę, że dla jednego czytelnika może być to kompletny knot i przykład grafomaństwa, ale dla drugiego ambitny, choć – moim skromnym zdaniem – zupełnie nieudany, eksperyment formalny, literacki, językowy. I może jeszcze jakiś. Jest też trzecia opcja – jestem za głupi, żeby rozpoznać wiekopomne dzieło, więc przed autorem droga do chwały pozostaje otwarta.







--
1. Melquiades, „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec”, wyd. Manufaktura słów, 2020, s.38.
2. Tamże, s. 14.
3. Tamże, s. 24.
4. Tamże, s. 35.
5. Tamże, s. 164.
6. Tamże, s. 232.
7. Tamże, s. 51-52.






Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Melquiades to hiszpańskie imię, a dokładnie to hiszpańska forma greckiego imienia Melchiades, ewentualnie, jak u pewnego papieża, Miltiades. Mnie się jednak kojarzy przede wszystkim z filmem „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”. Oczywiście Polak. Pojawia się w książce Cygan Melquiades, człowiek całkowicie pokryty rybią łuską, ale związków z autorem nie odkryłem.

Zaciekawił...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1282
1280

Na półkach:

Melquiades to pseudonim autora, który ponownie zaprasza nas do lektury magicznie wciągającej książki. Tym razem za sprawą powieści „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec” poznajemy historię pewnego chłopaka, zdawałoby się wzorowego syna, który podał do sądu całą swoją rodzinę. Co takiego musiało wydarzyć się, że zdecydował się na taki krok? I tu pojawia się kolejne pytanie, czy również i my postąpilibyśmy podobnie, czy może jednak całkiem inaczej? Przekroczymy również progi nawiedzonego domu, którego tajemnice odkrywać będziemy z wypiekami na twarzy. Nie da się ukryć, że autor potrafi stworzyć wyjątkową aurę tajemniczości i magnetyzmu, który przyciąga naszą uwagę. A gdy dodam, że poznamy również pewnego hobbystę z dalekiej przyszłości, którego tajemnicze usposobienie w pełni nas zaintryguje, to jeszcze bardziej pobudzi nasze apetyty, by wziąć udział w odkrywaniu fabuły zapisanej na kartach tej powieści. Mężczyzna jest pracownikiem domu pogrzebowego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że potrafi on słuchać zmarłych. Poznawane przez niego (i również przez nas) ich historie życiowe, uświadamiają nam, iż każda z nich niesie za sobą ciekawy obraz losów. Poznajemy historię pewnej dziewczynki, która opiekowała się kurzymi łapkami. Dodajmy kurzymi łapkami, znoszącymi jajka. W kolejnych rozdziałach poznajemy kobietę marzącą o piersiach, które mówią, czy też mężczyznę, który stał się ofiarą własnej pułapki zastawianej przez niego na koty. Wiele takich historii zaciekawi nas tak bardzo, że nie prędko powrócimy do naszych codziennych obowiązków. A jeśli dodam, że wraz z jednym bohaterem rozmawiać będziemy przez telefon z człowiekiem z przyszłości, to podkreślę tylko fakt, że warto sięgnąć po tę powieść. I o co chodzi z satelitą „Proximy”? Przekonajcie się sami i dajcie wystrzelić się na orbitę fabuły książki, która zapewni Wam wiele emocjonujących chwil podczas czytania. Melquiades doskonale bawi się słowem, umiejętnie łączy kilka stylów, dzięki czemu do naszych rąk trafia książka będąca kolażem ciekawej wariacji gatunkowej. Czyt-NIK poleca! Czyt-NIK patronuje!
http://www.czyt-nik.pl/recenzje/czlowiek-to-brzmi-dumnie/

Melquiades to pseudonim autora, który ponownie zaprasza nas do lektury magicznie wciągającej książki. Tym razem za sprawą powieści „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec” poznajemy historię pewnego chłopaka, zdawałoby się wzorowego syna, który podał do sądu całą swoją rodzinę. Co takiego musiało wydarzyć się, że zdecydował się na taki krok? I tu...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    6
  • Chcę przeczytać
    4
  • Współprace 📓
    1
  • ⛔ 2021
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec


Podobne książki

Przeczytaj także