Najnowsze artykuły
- Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
- ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
- Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
- Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Melquiades
2
4,9/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
4,9/10średnia ocena książek autora
7 przeczytało książki autora
12 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec
Melquiades
3,3 z 6 ocen
10 czytelników 6 opinii
2020
Najnowsze opinie o książkach autora
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec Melquiades
3,3
Melquiades to hiszpańskie imię, a dokładnie to hiszpańska forma greckiego imienia Melchiades, ewentualnie, jak u pewnego papieża, Miltiades. Mnie się jednak kojarzy przede wszystkim z filmem „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”. Oczywiście Polak. Pojawia się w książce Cygan Melquiades, człowiek całkowicie pokryty rybią łuską, ale związków z autorem nie odkryłem.
Zaciekawił mnie tytuł. Domyślałem się, że nie jest to opracowanie historyczne, bo nie znalazłoby się w nim określenie „stary poczciwy”. Więc z ciekawością sięgnąłem po tę książkę, kiedy tylko trafiła się ku temu okazja.
Na początek trzy cytaty.
„Ale nie bądźmy znów tacy sentymentalni, skoro ona niebyła i raptem otrzeźwiała…” [1].
„O równej siedemnastej znalazł ich sąsiad wracający z pracy, dwie godziny później trafili do mnie stół, a niecałą dobę po wszystkim byli już zaplombowani na amen” [2].
„I więcej w swoim życiu nie przestąpiłem tej knajpy, co samą swoją nazwą może…” [3].
W tym momencie, w czym chyba zapewne nic dziwnego, zacząłem gorączkowo szukać stopki i informacji o korektorze tego dzieła, żeby dodać go na swoją prywatną czarną listę. Stopkę znalazłem, ale korektora jakoś nie. Więc czytałem dalej, choć z trudem.
Rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, choć dokładny czas nie jest znany, a jak wiadomo z historii, królowa Wiktoria władała bardzo długo. Narratorem w tym zbiorze opowiadań jest pracownik trupiarni, czyli domu pogrzebowego. A książka jest groteskowym połączeniem fantastyki z niby to angielskim kryminałem. Przynajmniej tak wyobraża sobie brytyjskość sam autor, który zdaje się nawet nie wie, że w Wielkiej Brytanii nie ma godziny siedemnastej. Przykład, choć nie sztandarowy, niedocenianego dotąd w Polsce sub-gatunku, a może tylko udziwnionej maniery, zwanej new weird. Co ciekawe wielu krytyków neguje istnienie takiego nurtu, a co jeszcze ciekawsze, negują swój udział w tym procederze niektórzy autorzy, których próbuje się w ten sposób kwalifikować i szufladkować.
Jak wspomniałem, „Stary poczciwy Hindenburg…” jest zbiorem opowiadań. Narrator słucha opowieści umarłych, wyrażanych… uszami, które, nie wiedzieć czemu, nazywa pierogami. Okazuje się, że każdy trup ma do przekazania jakąś niesamowitą historię, coś, czego po żyjącym człowieku, nikt by się nie spodziewał, nie domyślał. Tytuł książki to właśnie słowa jednego z umarłych. Opowieści te kończą się często w momencie najmniej stosownym, na przykład:
„Chwilę później było już tylko słychać świst wiatru i mężczyznę ciągnącego za sobą…” [4].
„Reszta była równie interesująca, dlatego proszę o szczególną uwagę…” [5].
„Reszta tej bajki zaczynała się od słów…” [6].
Coś takiego bardzo szybko rodzi zniechęcenie, bo nawet jeśli historia jest ciekawa albo zabawna, albo jedno i drugie, co zdarza się rzadko, ale jednak czasem zdarza, to i tak z góry wiadomo, że nie ma co liczyć na jej zakończenie; jakiekolwiek sensowne zakończenie, dodam.
Irytację rodzą niezliczone błędy różnego typu (patrz cytat 1, 2, 3, 7). Ale w tym momencie konieczne jest pytanie: czy wpadło mi do głowy, że autor tak specjalnie, że celowo, że próbuje w ten sposób naśladować styl prostego pracownika domu pogrzebowego z epoki wiktoriańskiej? Owszem, zastanawiałem się nad tym, ale jeśli nawet tak było, to autorowi bardzo słabo to wyszło. A właściwie, to w ogóle. Poza tym, gdyby to był zabieg celowy, błędy by się powtarzały, a tak nie jest. Udawanie głupka i prymitywa wcale nie jest takie łatwe, trzeba sporego talentu, by na taki efekt się porwać. Cudowny język wiochmeński stworzył Redliński w „Konopielce”, a nawet Reymont w „Chłopach”, ale to Pisarze.
Jakiś czas bawiło mnie poprawianie tekstu, na przykład, gdy mowa była o kotnych królikach… „Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko stronią od agresji, więc lepiej nie brać je na ręce” [7]. I tak zastanawiałem się, że ja zapewne napisałbym tak: Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko nie stronią od agresji, więc lepiej nie brać ich na ręce. Jednak szybko mi się to znudziło.
Pytania i prywatne, subiektywne odpowiedzi.
a) czy z książki można się czegoś dowiedzieć, coś poznać, zrozumieć? – nie.
b) czy fabuła jest pasjonująca? – nie, w zasadzie fabuły nie ma, a te opowiastki można czytać w dowolnej kolejności.
c) czy jest to świetna zabawa? – nie, ponad połowa książki jest groteskowo-cudaczna, co skutkuje jedynie wzruszeniem ramion, ewentualnie pytaniem: no i co w związku z tym? Przykład. Umiera stary ślimak, ostatni ze swojego gatunku, który był bogiem dla ludzi. Ktoś go sklonował i tych ślimaczych bóstw jest znowu mnóstwo. I co w związku z tym? Rząd słomianych wisielców… Wysypisko śmieci na jednym z księżyców Jowisza… itp.
Przyznaję, że mam spory kłopot z oceną „Starego poczciwego Hindenburga”. Dobrze zdaję sobie sprawę, że dla jednego czytelnika może być to kompletny knot i przykład grafomaństwa, ale dla drugiego ambitny, choć – moim skromnym zdaniem – zupełnie nieudany, eksperyment formalny, literacki, językowy. I może jeszcze jakiś. Jest też trzecia opcja – jestem za głupi, żeby rozpoznać wiekopomne dzieło, więc przed autorem droga do chwały pozostaje otwarta.
--
1. Melquiades, „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec”, wyd. Manufaktura słów, 2020, s.38.
2. Tamże, s. 14.
3. Tamże, s. 24.
4. Tamże, s. 35.
5. Tamże, s. 164.
6. Tamże, s. 232.
7. Tamże, s. 51-52.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec Melquiades
3,3
Książke otrzymałam z Klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl
.
Zacznę od samego początku, to że tytuł jest długi widać na zdjęciu. Okładka oraz ciekawy opis strasznie mnie zaintrygowały, ponieważ tak naprawdę nie wiemy co znajdziemy w tej książce. Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron, pomyślałam sobie "Wow, czemu takich książek nie ma więcej?", lecz ze zbiegiem czasu, gdy dochodziłam do połowy zaczęła ona mnie denerwować. Każdy rozdział zaczynał się od wspomnienia, było to napisany w tak dziwny sposób, że żeby to zrozumieć i wogóle wczuć się musiałam czytać chyba ze dwa razy. Dalej czytamy i powtarza się ciągle jedno zdanie "Swoim Tuckowozem osiągam dwieście na godzinę, ale nie to słyszałem, kiedy przyłożyłem ucho do ucha...", przecież to nerwicy idzie dostać. Rozumiem, żeby powtórzyć dane zdanie 3-4 razy ale nie pierdyliard przez całą historię. PORAŻKA! Nie ukrywam, że autor, który dodam tak na odczepnego już posługuje się pseudonimem Melaquiades, stworzył tutaj coś tajemniczego, co przyciąga naszą uwagę, bawi się słowem ale trzeba naprawdę czytać ją z uwagą i w skupieniu, żeby zrozumieć cokolwiek. Moim zdaniem ta lektura była chyba dla mnie za ciężka, albo ja jestem na nią za głupia. 🤷🏻♀️ Jest kilka takich fragmentów, które są kompletnie bez sensu np. Jak facet, który jest właścicielem zakładu pogrzebowego, słucha umarłych i ich opowieści uszami, które nazywa pierogami ? 😳🤷🏻♀️ Każdy umarły ma do przekazania jakąś historię lecz nie wiedzieć czemu, wtedy gdy ta historia się rozkręca nagle się urywa i zaczyna opowiadać kolejny umarły. Bez sensu czemu nie można było napisać tych historii do końca tylko kończyć w takich momentach gdzie czytelnik chce wiedzieć wiecej ? 🤦🏻♀️ I wiecie co? Tak jak się zachwycałam nią na początku tak nie wiem czy wam wogole ją polecać, bo osobiście nie wiem jak mam ją ocenić. No okej, zgodzę się jest nietypowa i ma to jakiś tam swój urok ale w pewnym momencie staje się już denerwująca. Jeżeli jest wśród was ktoś kto lubi jeżeli coś jest napisane, jak dla mnie bez sensu, i nie wnosi nic do życia, to proszę śmiało bierz i czytaj.