Najnowsze artykuły
- ArtykułyIdziemy do lasu! Przegląd książek dla dzikich rodzinDaria Panek-Płókarz8
- ArtykułyAzyl i więzienie dla duszy – wywiad z Tomaszem Sablikiem, autorem książki „Mój dom”Marcin Waincetel2
- ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz5
- ArtykułyStworzyć rzeczywistość. „Półbrat” Larsa Saaybe ChristensenaBartek Czartoryski16
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Melquiades
2
4,9/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
4,9/10średnia ocena książek autora
7 przeczytało książki autora
12 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec
Melquiades
3,3 z 6 ocen
10 czytelników 6 opinii
2020
Najnowsze opinie o książkach autora
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec Melquiades
3,3
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl
Intrygujący opis, ciekawy, długi tytuł oraz bardzo ładna okładka. Czy coś mogło pójść źle? Okazuje się, że tak. Książka Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec to niewypał. To jest druga książka autora, kryjącego się pod tajemniczym pseudonimem Melquiades. Co przyszło mi do głowy, w trakcie walki, z przeczytaniem tej powieści to, że jeśli autor nie chce się podpisać własnym nazwiskiem, to już powinna włączyć się nam lampka ostrzegawcza. Nie mówię, że tak jest za każdym razem, bo jestem pewna, że są też dobre książki pisane pod pseudonimem. Niestety ta się do nich nie zalicza… .
Powiem też, że o ile pierwsze zdania wzbudziły we mnie ciekawość brzmiąc tak:, „Choć od tamtego czasu minęło już tyle lat, ta historia wzbudza we mnie uzasadniony lęk” – intrygujące? Myślę, że tak. Przynajmniej dla mnie. Jednak już dalsze rozdziały zawiodą większość czytelników.
Po pierwsze każdy rozdział jest podzielony na dwie części. Pierwsza to jakaś historia, wspomnienie, właściwie retrospekcja, w większości są to dziwne, bardzo dziwne fragmenty i jak dla mnie mało ciekawe. Druga część zawsze zaczyna się w ten sam sposób: „Swoim Tuckowozem osiągam dwieście na godzinę, ale nie to słyszałem, kiedy przyłożyłem ucho do ucha…”. I tu następuje wymienienie jakiejś osoby i jej krótki opis lub odczucie naszego narratora – właściciela zakładu pogrzebowego. O ile sam pomysł mógł być dobrze odebrany, to wykonanie po prostu nie wyszło. To jest zrobione źle, nie, bardzo źle. Historie są dziwne, nudne, a do tego często mamy zakończone zdania trzykropkiem ( i to w trakcie opowiadania),za każdym razem kończy się zdaniem w stylu: „A teraz słuchajcie tych bredni, od których na samą myśl puchną mi uszy…” albo: „A teraz słuchajcie reszty…”. To jest przesada. Rozumiem raz czy dwa, ale za każdym razem. PORAŻKA!!!!!
Czytam po, to by poznać fajną historię, czasami się zaśmiać, popłakać, a nie po, to by mieć chęć rzucić książkę na stos… . Jak to robili w średniowieczu lub w powieści Orwella.
Po drugie historie są wyssane z palca. Nie mają większego sensu, przesłania, ani formy rozrywkowej. Zamiast tego mamy ciągłą frustrację i męczymy się lekturą. Na początku nastawiłam się na lekką i przyjemną powieść, trochę przesłania. A dostałam coś bardzo złego, opisanego bez pomysłu, odwalonego. Autor coś tam wymyślił, wrzucił do wora i wydał. Nie dopracowawszy książki. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to dać jednej z książek, którą ostatnio uznałam za porażkę dobrą ocenę, bo przy tej pozycji tamta książka wymiata!
Przykro, że pierwsze wrażenie, dające nam nadzieję na dobrą książkę, okazuje się nie mieć nic wspólnego z ostateczną oceną lektury. Muszę też wspomnieć o braku korekty, która może doprowadziłby książkę do lepszego stanu… . Błędy są zauważalne nawet dla osób z niezbyt wprawnym okiem, a styl pisania jest po prostu niepoprawny. Sama nie jestem znawcą, jeśli chodzi o takie rzeczy, zostawię to dla osób, które się bardziej na tym znają.
https://myslidlawszystkich.blogspot.com/2020/09/ksiazke-otrzymaam-z-kluburecenzenta.html
Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec Melquiades
3,3
Melquiades to hiszpańskie imię, a dokładnie to hiszpańska forma greckiego imienia Melchiades, ewentualnie, jak u pewnego papieża, Miltiades. Mnie się jednak kojarzy przede wszystkim z filmem „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”. Oczywiście Polak. Pojawia się w książce Cygan Melquiades, człowiek całkowicie pokryty rybią łuską, ale związków z autorem nie odkryłem.
Zaciekawił mnie tytuł. Domyślałem się, że nie jest to opracowanie historyczne, bo nie znalazłoby się w nim określenie „stary poczciwy”. Więc z ciekawością sięgnąłem po tę książkę, kiedy tylko trafiła się ku temu okazja.
Na początek trzy cytaty.
„Ale nie bądźmy znów tacy sentymentalni, skoro ona niebyła i raptem otrzeźwiała…” [1].
„O równej siedemnastej znalazł ich sąsiad wracający z pracy, dwie godziny później trafili do mnie stół, a niecałą dobę po wszystkim byli już zaplombowani na amen” [2].
„I więcej w swoim życiu nie przestąpiłem tej knajpy, co samą swoją nazwą może…” [3].
W tym momencie, w czym chyba zapewne nic dziwnego, zacząłem gorączkowo szukać stopki i informacji o korektorze tego dzieła, żeby dodać go na swoją prywatną czarną listę. Stopkę znalazłem, ale korektora jakoś nie. Więc czytałem dalej, choć z trudem.
Rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, choć dokładny czas nie jest znany, a jak wiadomo z historii, królowa Wiktoria władała bardzo długo. Narratorem w tym zbiorze opowiadań jest pracownik trupiarni, czyli domu pogrzebowego. A książka jest groteskowym połączeniem fantastyki z niby to angielskim kryminałem. Przynajmniej tak wyobraża sobie brytyjskość sam autor, który zdaje się nawet nie wie, że w Wielkiej Brytanii nie ma godziny siedemnastej. Przykład, choć nie sztandarowy, niedocenianego dotąd w Polsce sub-gatunku, a może tylko udziwnionej maniery, zwanej new weird. Co ciekawe wielu krytyków neguje istnienie takiego nurtu, a co jeszcze ciekawsze, negują swój udział w tym procederze niektórzy autorzy, których próbuje się w ten sposób kwalifikować i szufladkować.
Jak wspomniałem, „Stary poczciwy Hindenburg…” jest zbiorem opowiadań. Narrator słucha opowieści umarłych, wyrażanych… uszami, które, nie wiedzieć czemu, nazywa pierogami. Okazuje się, że każdy trup ma do przekazania jakąś niesamowitą historię, coś, czego po żyjącym człowieku, nikt by się nie spodziewał, nie domyślał. Tytuł książki to właśnie słowa jednego z umarłych. Opowieści te kończą się często w momencie najmniej stosownym, na przykład:
„Chwilę później było już tylko słychać świst wiatru i mężczyznę ciągnącego za sobą…” [4].
„Reszta była równie interesująca, dlatego proszę o szczególną uwagę…” [5].
„Reszta tej bajki zaczynała się od słów…” [6].
Coś takiego bardzo szybko rodzi zniechęcenie, bo nawet jeśli historia jest ciekawa albo zabawna, albo jedno i drugie, co zdarza się rzadko, ale jednak czasem zdarza, to i tak z góry wiadomo, że nie ma co liczyć na jej zakończenie; jakiekolwiek sensowne zakończenie, dodam.
Irytację rodzą niezliczone błędy różnego typu (patrz cytat 1, 2, 3, 7). Ale w tym momencie konieczne jest pytanie: czy wpadło mi do głowy, że autor tak specjalnie, że celowo, że próbuje w ten sposób naśladować styl prostego pracownika domu pogrzebowego z epoki wiktoriańskiej? Owszem, zastanawiałem się nad tym, ale jeśli nawet tak było, to autorowi bardzo słabo to wyszło. A właściwie, to w ogóle. Poza tym, gdyby to był zabieg celowy, błędy by się powtarzały, a tak nie jest. Udawanie głupka i prymitywa wcale nie jest takie łatwe, trzeba sporego talentu, by na taki efekt się porwać. Cudowny język wiochmeński stworzył Redliński w „Konopielce”, a nawet Reymont w „Chłopach”, ale to Pisarze.
Jakiś czas bawiło mnie poprawianie tekstu, na przykład, gdy mowa była o kotnych królikach… „Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko stronią od agresji, więc lepiej nie brać je na ręce” [7]. I tak zastanawiałem się, że ja zapewne napisałbym tak: Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko nie stronią od agresji, więc lepiej nie brać ich na ręce. Jednak szybko mi się to znudziło.
Pytania i prywatne, subiektywne odpowiedzi.
a) czy z książki można się czegoś dowiedzieć, coś poznać, zrozumieć? – nie.
b) czy fabuła jest pasjonująca? – nie, w zasadzie fabuły nie ma, a te opowiastki można czytać w dowolnej kolejności.
c) czy jest to świetna zabawa? – nie, ponad połowa książki jest groteskowo-cudaczna, co skutkuje jedynie wzruszeniem ramion, ewentualnie pytaniem: no i co w związku z tym? Przykład. Umiera stary ślimak, ostatni ze swojego gatunku, który był bogiem dla ludzi. Ktoś go sklonował i tych ślimaczych bóstw jest znowu mnóstwo. I co w związku z tym? Rząd słomianych wisielców… Wysypisko śmieci na jednym z księżyców Jowisza… itp.
Przyznaję, że mam spory kłopot z oceną „Starego poczciwego Hindenburga”. Dobrze zdaję sobie sprawę, że dla jednego czytelnika może być to kompletny knot i przykład grafomaństwa, ale dla drugiego ambitny, choć – moim skromnym zdaniem – zupełnie nieudany, eksperyment formalny, literacki, językowy. I może jeszcze jakiś. Jest też trzecia opcja – jestem za głupi, żeby rozpoznać wiekopomne dzieło, więc przed autorem droga do chwały pozostaje otwarta.
--
1. Melquiades, „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec”, wyd. Manufaktura słów, 2020, s.38.
2. Tamże, s. 14.
3. Tamże, s. 24.
4. Tamże, s. 35.
5. Tamże, s. 164.
6. Tamże, s. 232.
7. Tamże, s. 51-52.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.