rozwińzwiń

Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska

Okładka książki Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska Uładzimir Niaklajeu
Okładka książki Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska
Uładzimir Niaklajeu Wydawnictwo: KEW literatura piękna
244 str. 4 godz. 4 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Аўтамат з газіроўкай з сіропам і без
Wydawnictwo:
KEW
Data wydania:
2015-02-19
Data 1. wyd. pol.:
2015-02-19
Liczba stron:
244
Czas czytania
4 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378931133
Tłumacz:
Jakub Biernat
Tagi:
komunizm literatura białoruska manipulacja Mińsk młodzieńczy bunt Nikita Chruszczow opozycja polityka przemoc przyjaźń wspomnienia ZSRR
Inne
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki ZNAK nr 810 / 2022 Richard Bradford, Wojciech Chamier-Gliszczyński, Diana Dąbrowska, Julia Fiedorczuk, Olga Gitkiewicz, Maria Karpińska, Dominika Kozłowska, Elżbieta Łapczyńska, Jakub Majmurek, Anna Mateja, Uładzimir Niaklajeu, Eligiusz Piotrowski, Tomasz Polak, Janusz Poniewierski, Błażej Popławski, Agata Puwalska, Filip Springer, Redakcja Miesięcznika ZNAK
Ocena 9,0
ZNAK nr 810 / ... Richard Bradford, W...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Dzieci przegranej rewolucji



1956 14 299

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
22 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
219
212

Na półkach:

Niestety czyta się tą książkę bardziej jako sztukę teatralną niż literaturę. Nie wiem jaka tradycję literacką ma Białoruś, ale najwyraźniej niewielką skoro ta książka została wyróżniona nagrodą Giedroycia. Autor jest przede wszystkim poetą a nie prozaikiem. Aż dziwne że na totalnie zrusyfikowanej Białorusi nie czuje się śladu wielkiej przecież rosyjskiej tradycji literackiej. Najwyraźniej Rosjanie postarali się by wybitniejsze umysły natychmiast wyeksportować lub uciszyć. Powieść jest szczera w intencjach, ale w odbiorze amatorska. Czy to wina tłumacza? Jest to opowieść o komunistycznym Mińsku (ze śladami historii),i czytelnik zaczyna wkrótce odczuwać te okropne sowieckie klimaty. To ludzka tendencja by jwspominać swą młodość. Możliwe, że osoby które znają to miasto i kraj znajdą więcej w tej książce. Ci z kolei którzy nie znają komunizmu z osobistego doświadczenia będą czuć się zagubieni. Jak można było np. dać całą pensję za dżinsy? Polecam pozycję młodszemu pokoleniu, bo słyszy się czasem wśród młodszych wzdychanie za komunizmem. Dziś Białoruś jest dokładnie takim samym przerażającym krajem. Współczuję tym ludziom. Książka próbuje nie być smutna, chce być napisana "fajnie i młodzieńczo" ale, przynajmniej dla mnie, jest przerażająco smutna.

Niestety czyta się tą książkę bardziej jako sztukę teatralną niż literaturę. Nie wiem jaka tradycję literacką ma Białoruś, ale najwyraźniej niewielką skoro ta książka została wyróżniona nagrodą Giedroycia. Autor jest przede wszystkim poetą a nie prozaikiem. Aż dziwne że na totalnie zrusyfikowanej Białorusi nie czuje się śladu wielkiej przecież rosyjskiej tradycji...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1170
724

Na półkach:

Zaskakujące, to dziwaczne, to zwyczajnie dziwne, to przaśne, to wyrafinowane spojrzenie na sowiecką rzeczywistość w tej najbliższej nam (do czego nie chcemy się przyznawać) części sowieckiego imperium, gdzie chłopskie ciasne horyzonty, ścieśnione jeszcze imperialną propagandą, mieszają się z intelektualnym wyrafinowaniem, gdzie rozumienie świata na podstawie znikomej edukacji zmieszanej z propagandową papką spotyka przenikliwość i trzeźwą ocenę rzeczywistości.
Miejscami bardzo prześmiewcze, Pratchettowskie, gdzie indziej poważne i zadumane (w końcu opisuje losy ludzi, którzy w tym przeżyli swoje życie, całe lub w większej części),ale nie walczące, nie rozrachunkowe. Ballada. Świetna powieść.
PS. Tłumaczenie dobre, nawet bardzo dobre, ale - jak to często bywa - zbyt niewolniczo trzymające się schematów w przekładach z języków wschodniosłowiańskich, przez co tekst nabiera "kacapskości", a to mu uwłacza. "Milicja -normalka"; "...za to ci - a jakże"; "nie dość, że połamią, to jeszcze... potną". Te myślniki w białoruskim (i pozostałych wschodniosłowiańskich) są częścią idiomu, w polskim wskazują na "tych tam ruskich", również zwroty typu "a jakże", "osoba postronna" itp. czy używanie 3 osoby liczby mnogiej zamiast form bezosobowych. Trochę szkoda, chociaż lektury to nie psuje.

Zaskakujące, to dziwaczne, to zwyczajnie dziwne, to przaśne, to wyrafinowane spojrzenie na sowiecką rzeczywistość w tej najbliższej nam (do czego nie chcemy się przyznawać) części sowieckiego imperium, gdzie chłopskie ciasne horyzonty, ścieśnione jeszcze imperialną propagandą, mieszają się z intelektualnym wyrafinowaniem, gdzie rozumienie świata na podstawie znikomej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
508
508

Na półkach:

„Wtedy było lato, a ty stamtąd
Wciąż chusteczką machasz.”

„Koleje losu są jak kręgi na wodzie.”

Ta książka jest co najmniej tak dobra, jak sam tytuł, który na długo zapisuje się gdzieś w umyśle, by w najmniej spodziewanej chwili wypłynąć na powierzchnię. Czy my w ogóle wiemy cokolwiek o literaturze białoruskiej? Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej przybliża nam literaturę tego rejonu, w tym również Białorusi. Książki, które wydaje, są starannie wybrane, nie spotkałam więc ani jednej słabej, wręcz przeciwnie, wszystkie trzymają wysoki poziom.

„Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” to prawdziwa perła. Mińsk, ten z lat 60-tych, ale też ten późniejszy, z lat 90-tych XX wieku, ukazany na tle ówczesnej obyczajowości, popkultury, tworzącej niepowtarzalny klimat. Nie ukrywam, że czytając powieść Uładzimira Niaklajeu, miałam momentami wrażenie, że odkrywam literackiego Bareję. Podobne poczucie humoru, punktujące absurdy systemu, rozmowy przypadkowych ludzi w tramwaju, scenki rodzajowe, czasem jak z komedii slapstickowej.

Być może jest to książka, przynajmniej w części, autobiograficzna, w której autor-narrator z sentymentem cofa się pamięcią o 30 lat, sięgając do czasu młodości, a temu zwykle przecież towarzyszy uczucie przyjemnej nostalgii. Rok 1960, gdy, niczym wczesna wiosną topnieniem lodów, ludzie cieszyli się w najlepsze polityczną odwilżą, nie przeczuwając wcale jej bliskiego kresu.

W Mińsku w latach 60-tych, podobnie jak u nas, w Warszawie, nie brakło młodzieży pragnącej żyć wesoło, bawić się, słuchać rockandrolla, oglądać seanse filmowe, tańczyć i pić wino. No i ubierać się kolorowo, zaznaczając własną indywidualność. U nas bikiniarze, w Mińsku stiljagi zaludniali miejskie ulice i zadawali szyku. „Nabrylantynowany lok. Spodnie rurki. Szeroka marynarka. Pstrokata koszula. I obowiązkowo „traktory” albo „szuzy” – buty na grubych podeszwach nazywanych kaszą manną.”

Zaczęłam sprawdzać w sieci niektóre nazwiska, chcąc się przekonać, czy to postaci fikcyjne, czy wzięte z życia i okazuje się, że Adolf Ignacy Rosner, polski trębacz jazzowy o żydowskich korzeniach, rzeczywiście utworzył na Białorusi orkiestrę jazzową Republiki Białoruskiej, zwaną potocznie orkiestrą Stalina, a po wojnie skończył w Magadanie. Innym z bohaterów książki jest późniejszy zabójca prezydenta Kennedy`ego, Lee Harvey Oswald, zwany tu Amerykaninem. To całej historii dodaje pieprzyka, tej pieczątki wiarygodności, a jednocześnie prowokuje do dalszego sprawdzania i poszukiwania.

Narrator, zwany nie wiedzieć czemu Kniaziem oraz jego najlepsi kumple, jeden w drugiego ekscentrycy, w roku 1960 są młodymi chłopakami. To najlepsze lata ich życia, a życie „w Mińsku płynęło swobodnie jak woda w Świsłoczy” – przynajmniej tak się im wówczas wydawało. Wtedy można było przyjaźnić się z kagiebistą, zakochanym w tej samej dziewczynie. Były lokale, jak Mętne Oko, gdzie spotykali się malarze, i takie, które przyciągały aktorów. „Mętne Oko – ten szum, ten odlot, ten zgiełk, w którym każdy słyszał to, co chciał usłyszeć, a głównie, co zrozumiałe, siebie samego.”

Znamienne są tytuły poszczególnych rozdziałów, w rodzaju: „Ulica Engelsa, dawniej Dominikańska, przedtem Pietropawłowska”, czy „Plac Niezależności dawniej Lenina”. To nie tylko wspomnienia wydarzeń, jakie tam właśnie miały miejsce, ale zarazem symbol zachodzących przez lata zmian. Nad wszystkim zaś góruje budynek KGB, kryjący wiele tajemnic. W książce daje się wyraźnie wyczuć miłość autora do swojego miasta, choć może niekoniecznie do samej KGB-owskiej siedziby.

Po 30 -tu latach wszystko jest już inne. Owo początkowe piękno i swobodę bezlitośnie zweryfikowało życie. „Nie minęło jeszcze nawet dziesięć lat od śmierci Stalina i z rodziny prawie każdego z nas, oprócz Amerykanina i Kanadyjczyków, kogoś zabrano (…)” Okazało się, że ci, którzy mienili się przyjaciółmi, wcale nimi nie byli, a powodem zemsty mogła być nawet zazdrość o dziewczynę.

Czasami miałam wrażenie jakiegoś montypythonowskiego świata, w którym absurd goni absurd. Amerykanin przyjeżdża do Związku Radzieckiego zabić Chruszczowa, a w końcu wraca do siebie i oddaje śmiertelny strzał w stronę Kennedy`ego. Może gdyby Neli nie udało ukryć się karabinu na strychu, Kennedy dożyłby późnej starości. Jest też teoria, że zginął, bo chciał ujawnić utajnioną wiedzę o latających spodkach. Poza tym mamy jeszcze romans Chruszczowa z Marylin Monroe, albo, co chyba dużo bliższe prawdy – aresztowanie chłopaków, którzy po powrocie z polowania zapomnieli wyjąć broń z bagażnika samochodu i pojechali z nią na Plac Czerwony. Oskarżono ich o próbę zamachu.

Nasi chłopcy co pewien czas lądują w ponurym budynku KGB, drżąc ze strachu, bo rozwalić mogą przecież nawet wtedy, gdy nic nie zrobiłeś, a czasem zwłaszcza wtedy, ot tak, dla przykładu, czy poprawy nastroju, bądź wyrobienia założonej z góry normy, albo…. bo tak chcą po prostu. Tak jak młodzi mężczyźni u nas szukali znajomości u lekarzy psychiatrów, bo odpowiednio dobrana diagnoza mogła uchronić od dwuletniej zasadniczej służby wojskowej, tak nasi bohaterowie stawiając się w psychiatryku, chcą zabezpieczyć się przed aresztowaniem.

Wszystkie przesłuchania były prawdziwe, bicie dotkliwe, i jakie by przy tym nie wychodziły na jaw banialuki i abstrakcyjne niedorzeczności, to lęk i ból były rzeczywiste i odczuwalne w jak najbardziej bezpośredni sposób. To zderzenie komedii pomyłek z ludzką, najbardziej serio, tragedią, uderza w książce najmocniej. I najlepiej podsumowuje te czasy. Wiemy też, że dzisiaj nie jest lepiej, a dużo gorzej na Białorusi, że nie zanosi się, jak w tylu innych krajach, na wyrwanie się spod wpływu rosyjskiej pięści. Tak więc nie bardzo tu do śmiechu ani autorowi, ani czytelnikom.

Okazuje się, że szumna i kolorowa młodość, biegnąca szybko, zbyt szybko, w rytmie rockandrolla, kryła w sobie wiele odcieni szarości oraz tajemnic, które rozwiązywane po latach, odbierają wspomnieniom wiele uroku. To, co wydawało się dobre, nie do końca takie było, ci, którzy byli przyjaciółmi – zdradzili, a miłość do kobiety przyniosła ból i rozczarowanie. Spotykając się po latach, nie czuje się już więzi, choć i żalu nie za wiele. Wszystko się rozmywa. Może więc jednak warto zapamiętać swoją młodość taką, jaka się wtedy zdawała – idealną, świeżą i niosącą wszystkie wyobrażone możliwości?
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Wtedy było lato, a ty stamtąd
Wciąż chusteczką machasz.”

„Koleje losu są jak kręgi na wodzie.”

Ta książka jest co najmniej tak dobra, jak sam tytuł, który na długo zapisuje się gdzieś w umyśle, by w najmniej spodziewanej chwili wypłynąć na powierzchnię. Czy my w ogóle wiemy cokolwiek o literaturze białoruskiej? Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej przybliża nam...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1043
995

Na półkach: , , , , , , ,

Wspomnieniowa powieść niezwykłego autora. Uładzimir Niaklajeu to poeta, były przewodniczący białoruskiego PEN Clubu i ruchu „Mów prawdę” oraz były kandydat na prezydenta, więziony przez pięć lat przez reżim Łukaszenki od dnia wyborów. Toteż i książka powstawała na raty, czekając na możliwość kontynuowania pracy nad nią przez autora.
Wraz z nim cofamy się do Mińska początku lat 60-tych ubiegłego stulecia, gdzie były jeszcze stare zaułki a w jednym z nich tytułowy automat. Narracja jest pierwszoosobowa, lecz właściwymi bohaterami są także koledzy autora, wliczając w to Guryka, wówczas starszego lejtnanta (porucznika) KGB oraz grupę stiljagów, czyli radzieckich odpowiedników bikiniarzy. Pojawiają się w niej znane historyczne postacie, jak Chruszczow, zabójca Kennery’ego Lee Harvey Oswald (istotnie był wówczas w Mińśku) i jego żona Marina, czy wybitny białoruski powieściopisarz, przedwcześnie zmarły Uładzimir Karatkiewicz.
Patrząc chronologicznie, ale z punktu widzenia czasu, a nie układu powieści, fabuła zaczyna się gdy Niaklajeu ma piętnaście lat, a kończy w dniu wspomnianych wyżej wyborów prezydenckich w 2010 r.
Z tym, ze poszczególne rozdziały są ułożone nie od najstarszego do współczesności, lecz grupowane w odniesieniu do tytułu, którym jest zawsze jakiś plac lub ulica. I tam rozgrywało się opisywane w danej części wydarzenie. Autor wyjeżdża z Mińska tylko raz – wraz z kumplami na Krym, jako … zespół rockowy.
I właśnie nostalgia oraz szacunek dla autora i jego bohaterów stanowi o wartości powieści. Pokazuje ona, jak ciężko było żyć w totalitarnym systemie - aczkolwiek i tak poluźnionym w wyniku chruszczowowskiej odwilży – młodym, ambitnym i w większości uzdolnionym artystycznie ludziom. Gdzie sam niewłaściwy strój stanowił podstawę do zatrzymania, zaś opisywana mińska bohema nieraz gościła w kazamatach budynku KGB czy psychuszce. A pomimo tego ci ludzie – poza nielicznymi wyjątkami – nie przestawali być sobą i wiernymi sobie.
A tego, które z postacie były autentyczne, a które stanowią kreację autora – można się dowiedzieć z jednego z … załączników do powieści (wśród nich m.in. opinie KGB o Oswaldzie). Warto.
Przeczytane w ramach marcowego wyzwania LC – książka o krajach zza wschodniej granicy.

Wspomnieniowa powieść niezwykłego autora. Uładzimir Niaklajeu to poeta, były przewodniczący białoruskiego PEN Clubu i ruchu „Mów prawdę” oraz były kandydat na prezydenta, więziony przez pięć lat przez reżim Łukaszenki od dnia wyborów. Toteż i książka powstawała na raty, czekając na możliwość kontynuowania pracy nad nią przez autora.
Wraz z nim cofamy się do Mińska początku...

więcej Pokaż mimo to

avatar
158
76

Na półkach: , ,

Dziwię się tak małej popularności tej książki. Po pierwsze ze względu na obecne wydarzenia na Białorusi, ale przede wszystkim dlatego, że to jest bardzo, bardzo dobra pozycja.

Przeplatające się wątki lat 60tych, 90tych i tych bardziej współczesnych, pokazują jak niewiele się zmieniło na przestrzeni lat.... zmieniają się twarze, ale niekoniecznie nazwiska
To przepiękna opowieść o przyjaźni, poświęceniu, pierwszych miłościach, normalnym życiu młodych ludzi w nienormalnych czasach. Nostalgiczna, ciepła a jednocześnie pełna humoru

Dziwię się tak małej popularności tej książki. Po pierwsze ze względu na obecne wydarzenia na Białorusi, ale przede wszystkim dlatego, że to jest bardzo, bardzo dobra pozycja.

Przeplatające się wątki lat 60tych, 90tych i tych bardziej współczesnych, pokazują jak niewiele się zmieniło na przestrzeni lat.... zmieniają się twarze, ale niekoniecznie nazwiska
To przepiękna...

więcej Pokaż mimo to

avatar
236
222

Na półkach: , ,

Jest to bardzo ciekawa podróż do Mińska lat 60, 90 i współczesności. Czytelnik ma możliwość wejść w życiu nastoletniej "bandy" mińskich stiljagów i razem z nimi, według KGB, szykować zamach na Chruszczowa i nie tylko. Wydaje się, że Niaklajeu tym dziełem próbuje ocenić swoją młodość, czasy kiedy fascynował się otoczeniem, tym co na jego oczach upadało (stalinizm) i rodziło się (rozwój technologii, radio, relacje na linii USA-ZSRR).
Choć w utworze jest wiele postaci i wydarzeń zmyślonych, zupełnie nie czujemy, że kandydat na prezydenta Białorusi 2010 nie mógłby przeżyć tego co przeżył na łamach książki. Również postacie, których w rzeczywistości nie było, tworzą harmonijny obraz Mińska, do którego odwilż dotarła później i jakby bardziej karłowato niż do Moskwy.
Niesamowicie zlewają się w "Automacie..." losy postaci historycznych i innych przedstawicieli białoruskiej szeroko rozumianej estrady. Spotkamy tutaj i Chruszczowa i Lee Harveya Oswalda, a także wspomniany został Karatkiewicz.
Słowem, dostajemy kawałek ciekawych i absurdalnych przygód bandy nastolatków, którzy w częściowo poluzowanym choć wciąż brutalnym systemie szukają siebie, miłości i celów. Mimo perypetii udaje im się zachować autentyczność i w efekcie w latach 90-tych postawi na froncie budowy niezależnego państwa białoruskiego.

Jest to bardzo ciekawa podróż do Mińska lat 60, 90 i współczesności. Czytelnik ma możliwość wejść w życiu nastoletniej "bandy" mińskich stiljagów i razem z nimi, według KGB, szykować zamach na Chruszczowa i nie tylko. Wydaje się, że Niaklajeu tym dziełem próbuje ocenić swoją młodość, czasy kiedy fascynował się otoczeniem, tym co na jego oczach upadało (stalinizm) i rodziło...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1202
1023

Na półkach: , , ,

Gdybym miała poznać Mińsk, chciałabym by pokazał mi go Uładzimir Niaklejeu. Nie dlatego, że polityk i opozycjonista a nawet nie dlatego, że kandydat na prezydenta Białorusi w 2010 roku. Dlatego, że poeta i prozaik, i że takiej "Powieści mińskiej" nie napisałby nikt inny. Wprawdzie w Dodatku jeden z jego przyjaciół wspomina, że i oni chcieli napisać o tamtych czasach, ale napisał On. I tak pomieszał wspomnienia z literacką fantazją, że powstało dzieło nieprzeciętne, o tak samo niezwykłym tytule: "Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez."

By dotrzeć do automatu, trzeba przebyć wiele ulic, których nazwy zmieniały się z władzą, ustrojem albo kaprysem rządzących. A ten ostatni był niezwykle częsty w czasach gdy Związek Radziecki i jego republiki przechodziły przez czasy Chruszczowa. Niech dowodem będą same dokumenty i wyjątki z przemów zamieszczone we wspomnianym Dodatku. Ale zanim do niego dojdziemy, czas na jazdę trolejbusem, bieg i zamaszysty spacer przez ulice Mińska.

Każdy rozdział to kolejna ulica. Każda ulica to kolejny etap dojrzewania Autora. Dwie grupy jego towarzyszy powiodą nas przez miasto i czas. Jedna przez szkolny, dziecinny jeszcze Mińsk chłopaków z Technikum Łączności. Będzie tu bunt i zakazane radioodbiorniki i mistrz świata radiowców i śliczna Tatarka Nela. I dyrektor, który decyzje uzależniał od bokserskich walk z uczniami, a serce miał dla nich wielkie. I areszt i lojalność i łamanie sowieckich zasad.
Ale to druga, ach ta druga grupa!, powiedzie nas w miasto, które pachnie rudymi włosami Asi, skrzy się Broadwayem i innymi ulicami, którymi paradowały grupy stiljagów. To wśród tych starszych od Autora mężczyzn poleje się krew, będą padały nazwiska i oskarżenia o zdradę, kagebysta będzie pił z Pułkownikiem, poetami i studentami z Afryki. I będzie się z nimi bił. Tutaj powstaną teorie na temat walki z sowieckim totalitaryzmem. Także tutaj przyszły zabójca Johna F. Kennedy'ego i czarnoskóry akordeonista o rosyjskim nazwisku będą bici, aresztowani lub hołubieni... Co za świat, co za czasy! Tak złe i tak bogate.

Na końcu ulic Żyd, sprzedający wodę. Z syropem lub bez. Miejsce rozmów, zwad, pojednań, biuro infirmacji. Żyda skrzywdzonego zmianami, lekceważonego przez władzę, wreszcie zostawionego na śmierć ojca pięknej Asi. On, podobnie jak Autor jest wyrazem tego miasta. Miasta, w którym młodość żądała i nadal żąda wolności, do którego po krymskich szaleństwach wraca się 'do domu', które pokornie prosi się i o wybaczenie po wiedeńskich przemytach, po zdradach, po Ameryce nawet. To niezwykłe jak Niaklejeu ukochał to miasto, które wydaje się kompletnie nieprzystające do poety, do wrażliwości, która musi się mierzyć z terrorem, gwałtem, zbrodnią. I chyba tylko w tej książce można przez Mińsk płynąć, dzięki poezji, dzięki piosenkom. Niezwykła książka. Historia współczesna, dramat totalitaryzmu, młodość, krew, śmiech. Polecam wielce.

Pani_Ka Czyta
Dziękuję Wydawnictwu KEW.

Gdybym miała poznać Mińsk, chciałabym by pokazał mi go Uładzimir Niaklejeu. Nie dlatego, że polityk i opozycjonista a nawet nie dlatego, że kandydat na prezydenta Białorusi w 2010 roku. Dlatego, że poeta i prozaik, i że takiej "Powieści mińskiej" nie napisałby nikt inny. Wprawdzie w Dodatku jeden z jego przyjaciół wspomina, że i oni chcieli napisać o tamtych czasach, ale...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1089
999

Na półkach: ,

Mało kto dostawał takie cięgi, jak ten pierwszy w Mińsku automat z sodówką. I to tylko dlatego, że jedynie w ten sposób można było coś z niego wydusić. Sam Bóg nie wiedział jednak, czy będzie to szklanka wody z syropem, czy bez... [str. 18]

Automat z powieści Uładzimira Niaklajewa przyciągał klientów z dwóch powodów: pozwalał – przynajmniej od czasu do czasu – posmakować syropu ananasowego, częściej bywał okazją do spotkania z przyjaciółmi lub tymi, którzy bardzo chcieli takowymi zostać. W Mińsku początku lat 60-tych w gronie znajomych może znaleźć się bowiem żydowski sklepikarz, charakterna Tatarka, zakochany uczniak, a ponadto rzekomy pułkownik, były łagiernik i aspirujący kagiebista. Towarzystwo na pierwszy rzut oka nieco wymyślne, trzeba jednak pamiętać, że mowa o stolicy Białorusi.

W Mińsku cięgi dostawał nie tylko automat z wodą gazowaną, dostawali je również – dosłownie i w przenośni – chyba wszyscy bohaterowie powieści. W Związku Radzieckim wszystko miało wymiar polityczny (czyli wywrotowy): radio znalezione w internacie, czarnoskóry student, wąskie spodnie i bezczynne stanie na ulicy. A że w pobliżu zawsze kręcił się milicjant lub tajniak, o cięgi było łatwo. Autor pisze o tych niewesołych czasach bez martyrologicznego zadęcia, ponurość epoki łagodząc odrobiną humoru i fantastyki (czy mińscy studenci wraz Lee Oswaldem mogli planować zamach na Chruszczowa? czy Chruszczow mógł wymykać się z wieców do sklepu po ogórki i wino? u Niaklajewa wszystko jest możliwe;)). Najważniejsza była bowiem przyjaźń i – w miarę możliwości – zabawa, które pozwalały przetrwać trudne czasy.

Po przeczytaniu posłowia książka nabiera szczególnie gorzkiego posmaku, ponieważ – jak się okazuje – wiele z opisanych wydarzeń miało miejsce naprawdę. Łącznie z „incydentem” z 2010 r., kiedy Niaklajeu ubiegający się o fotel prezydenta Białorusi w dniu wyborów został brutalnie pobity, a następnie porwany ze szpitala. Kto wie, w jakim stopniu bolesne wydarzenia wpłynęły na kształt „Automatu…” – książki niełatwej w odbiorze, ale dającej czytelnikowi dużą satysfakcję.

http://czytankianki.blogspot.com/2015/05/automat-z-woda-gazowana-z-syropem-lub.html

Mało kto dostawał takie cięgi, jak ten pierwszy w Mińsku automat z sodówką. I to tylko dlatego, że jedynie w ten sposób można było coś z niego wydusić. Sam Bóg nie wiedział jednak, czy będzie to szklanka wody z syropem, czy bez... [str. 18]

Automat z powieści Uładzimira Niaklajewa przyciągał klientów z dwóch powodów: pozwalał – przynajmniej od czasu do czasu – posmakować...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

W zasadzie należy to raczej do rzadkości, kiedy poeta, zaczynający pisać prozę okazuje się być również utalentowanym prozaikiem. Uładzimir Niaklajeu (ur. 1946) większym prozatorskim utworem „Łabuch” (Grajek),debiutował dosyć późno, bo w roku 2003, po powrocie z emigracji w Finlandii, gdzie zresztą książka powstała. Jednakże na potrzeby prozatorskiego debiutu w Polsce wybrana została inna powieść, pod poetyckim tytułem „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” (2012),w świetnym, nawiasem mówiąc, tłumaczeniu Jakuba Biernata.

Autor opisuje Mińsk lat sześćdziesiątych XX w., wówczas stolicę Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, a zatem czasy swojej młodości. Prototypami większości bohaterów książki są przyjaciele i znajomi alter ego autora, których zresztą przez dziwnie brzmiące ksywy i imiona nie sposób wszystkich zapamiętać, nawet będąc przyzwyczajonym do imion w białoruskim brzmieniu. Niaklajewowi udaje się to, co nie udaje się wielu autorom piszącym o komunizmie (np. Swietłanie Aleksijewic) mianowicie ukryć sentyment do tamtych czasów. U Niaklajewa przeszłość w zasadzie harmonijnie zlewa się z teraźniejszością, nawet toponimika ówczesnego Mińska do dziś pozostaje bez większych zmian, a historie z młodości zaczynają coraz bardziej przeplatać się z historią najnowszą, czyli kandydowaniem Nieklajewa w ostatnich wyborach prezydenckich, w 2010 roku. Jego pobicie w dzień wyborów, późniejsze zniknięcie i długi, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy areszt, zaczynają paralelnie współgrać z młodzieńczym uczestnictwem w fikcyjnej antyrządowej grupie, planującej zamach na Chruszczowa i innymi perypetiami szalonych lat 60.

Niektórym pisarzom, jak na przykład Sergiuszowi Piaseckiemu, znacznie lepiej wyszło pisanie o rzeczach które im się przydarzyły. „Powieść mińska”, a taki jest podtytuł utworu, i autobiograficzność historii wydają się w tym przypadku być dla Niaklajewa przeszkodą. Zwariowane przygody grupy przyjaciół stają się często zbyt hermetyczne, aby mogły zainteresować przypadkowego, tym bardziej, niebiałoruskiego czytelnika. W celu zuniwersalizowania białoruskiej historii autor wplątuję w narrację Lee Harvey Oswalda, późniejszego zabójcę Kennedy’ego. To, że Oswald mieszkał przez jakiś czas w Mińsku jest prawdą, jednak w to, że kiedykolwiek był członkiem ekipy opisywanej przez Niaklajewa, tym bardziej gdy zna się choć trochę ówczesną rzeczywistość, jakoś się jednak wierzyć nie chce, mimo że przynajmniej teoretycznie ich losy mogły się w jakiś tam sposób przeplatać.

Mińsk, jako miejsce akcji, nie dorównuje Joyce’owskiemu Dublinowi ani na chwilę, choć czasami wydaje się być miastem nawet sympatycznym. Lata Chruszczowowskiej odwilży jakoś ciężko opisać wyłącznie z humorem, bądź jedynie z goryczą i osiągnięcie pewnego balansu Niaklajewowi akurat się udaje. Książka nie jest zabawną historią 20latków, nie jest też wiernym opisem przymusowej psychiatrii, która na skalę masową zastąpiła łagry podczas rządów Chruszczowa. Swoista mieszanka śmiechu i goryczy jest czasami bardzo trafiona:

„ - Społeczeństwo jest wydzieloną częścią przyrody – do szafki z książką w ręce podszedł syn Krupskiej i Hitlera. – W tej wydzielonej części są mniejsze wydzielone cząstki. Dlatego towarzysz Lenin dojrzał możliwość zbudowania socjalizmu w konkretnym państwie. A towarzysz Chruszczow – komunizmu w konkretnym szpitalu. W przybliżeniu na dwieście pięćdziesiąt milionów ludzi. Podliczyłem… - wyciągnął z książki papierek – przy normie sześciu metrów kwadratowych na człowieka powierzchnia szpitala komunizmu powinna wynieść jeden miliard pięćset milionów kilometrów kwadratowych. To jeden procent ziemskiego suchego lądu ogółem. W przybliżeniu.”

Młodość zazwyczaj jawi się w różowych barwach, jednak lata 60. są zaledwie o jedno pokolenie oddalone od drugiej połowy lat 30. i naturalne jest, że zbyt kolorowo być po prostu nie powinno. Mimo to atmosfera z ZSRR zaczyna się, choć nieznacznie, zmieniać i dla Niaklajewa tę zmianę uosabia młodzieżowa grupa subkulturowa stiljadzy (której, jak zaznacza tłumacz, w Polsce odpowiadali bikiniarze).

Mimo, że przygody Kostka Worana, Guryka, Edzika, Pułkownika, Wiła i Biga, a także dwóch zmiennych muz towarzystwa, Neli i Asi, są opisane w sposób finezyjny i utalentowany, to autor podjął się chyba jednak zadania zbyt ambitnego: opisania epoki, napisania mińskiej powieści jednocześnie na potrzeby autobiografii, jak również wypełnienia niszy powieści miejskiej w literaturze białoruskiej, a jednocześnie wyniesienia tejże literatury poza kontekst białoruski.

Czytając ma się wrażenie, że do jednego worka wrzucono zbyt wiele: stiljagów, Chruszczowa, Oswalda, mińskich żydów, tatarów, murzyna gwałciciela z Gwinei, Louisa Armstronga, a także tuzin kagebistów, szpiegów i im podobnych. Jak zaznacza autor powieść powstawała w różnych okresach, w 2008, 2009 i 2011 roku i ma to swoje odbicie również w samej strukturze książki. Pierwsza część jest trochę nudnawa. Młodzi bohaterowie powieści chodzą z myślą o dwóch panienkach i popijają wodę mineralną, nieważne z syropem czy bez. Zdecydowanie ciekawiej czyta się o tym, jak jednoosobowy bohater Wieniczka popija coś bardziej konkretnego w „Moskwie-Pietuszki” Jerofiejewa. W drugiej części, napisanej przez Nieklajewa już po burzliwych przejściach osobistych i kampanii prezydenckiej, historia jakby przyspiesza i nabiera polotu. Można odnieść wrażenie, że autor uchwycił coś dotychczas dla siebie nieuchwytnego.

„Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez”, w odróżnieniu od pierwszej, wybitnej zresztą powieści autora, „Łabuch” (Grajek),jest książka dość sztandarową, poprawną powieścią z misją społeczno-literacką. W „Łabuchu” Niaklajeu jest człowiekiem wolnym, wielostronnym pisarzem o mnogich talentach. W „Automacie…”, można niestety dostrzec kandydata, który przegrał, możliwie a priori nierówną, ale walkę ze swoim politycznym przeciwnikiem. Duża ilość panoramicznych zdjęć Mińska jedynie dodaje powieści nieuniknionej szarości. Dużo ciekawiej o czasach komunizmu piszą jednak narody, które w systemie partycypowały, a nie te, dla których Bolszewizm, komunizm a później socjalizm, od samego początku były ciałem obcym.

I może szkoda, że debiutem prozatorskim Niaklajewa w Polsce nie stał się właśnie „Grajek”, ale to akurat "Automat..." ma wszelkie szanse na (choć i sztandarowe i koniunkturalne) uznanie, jeśli na razie nie w całej, to przynajmniej środkowej Europie. Myślę, że powieść będzie prowadzona na przyszłorocznego Angelusa i jako powieść nomenklaturowa, będzie miała wszelkie szanse na jej uzyskanie.

W zasadzie należy to raczej do rzadkości, kiedy poeta, zaczynający pisać prozę okazuje się być również utalentowanym prozaikiem. Uładzimir Niaklajeu (ur. 1946) większym prozatorskim utworem „Łabuch” (Grajek),debiutował dosyć późno, bo w roku 2003, po powrocie z emigracji w Finlandii, gdzie zresztą książka powstała. Jednakże na potrzeby prozatorskiego debiutu w Polsce...

więcej Pokaż mimo to

avatar
96
2

Na półkach: , ,

Przewodnik po mieście, które już nie istnieje.
Wyróżniona Nagrodą im. Jerzego Giedroycia za najlepszą książkę prozatorską w języku białoruskim w 2012 roku powieść Uładzimira Niaklajewa, białoruskiego poety i prozaika, ale także dysydenta i kandydata na prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku, opowiada o czasach młodości autora. Wspomnienia, mimo że dotyczą czasów niełatwych, przepełnione są czułością do Mińska w czasach odwilży lat sześćdziesiątych i środowiska stiljagów – ówczesnych hipsterów.

Przewodnik po mieście, które już nie istnieje.
Wyróżniona Nagrodą im. Jerzego Giedroycia za najlepszą książkę prozatorską w języku białoruskim w 2012 roku powieść Uładzimira Niaklajewa, białoruskiego poety i prozaika, ale także dysydenta i kandydata na prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku, opowiada o czasach młodości autora. Wspomnienia, mimo że dotyczą czasów...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    121
  • Przeczytane
    50
  • Posiadam
    13
  • Literatura białoruska
    5
  • Chcę w prezencie
    3
  • Angelus 2016
    2
  • 2021
    2
  • Niedokończone
    2
  • Ulubione
    2
  • 2020
    2

Cytaty

Więcej
Uładzimir Niaklajeu Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska Zobacz więcej
Uładzimir Niaklajeu Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska Zobacz więcej
Uładzimir Niaklajeu Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez. Powieść mińska Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także