Znalezione nie kradzione
- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Cykl:
- Bill Hodges (tom 2)
- Tytuł oryginału:
- Finders Keepers
- Wydawnictwo:
- Albatros
- Data wydania:
- 2015-06-10
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-06-10
- Liczba stron:
- 480
- Czas czytania
- 8 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378855996
- Tłumacz:
- Rafał Lisowski
- Tagi:
- Rafał Lisowski literatura amerykańska tajemnica detektyw fanatyk obsesja
- Inne
Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Kryminał sensacja Thriller.
"Pobudka, geniuszu" – tymi niepokojącymi słowami zaczyna się opowieść o psychopatycznym czytelniku, którego literatura popycha do zbrodni.
Geniuszem jest John Rothstein, autor porównywany z J.D. Salingerem, twórca słynnej postaci Jimmy’ego Golda, który jednak od kilku dekad nie wydał żadnej książki. Czytelnikiem – Morris Bellamy, wściekły nie tylko o to, że jego ulubiony autor przestał publikować nowe powieści, lecz także dlatego, że sprzedał nonkonformistyczną postać Jimmy’ego Golda dla zysków z reklam. Morris wymierza Rothsteinowi karę najdotkliwszą z możliwych. Zabija go i opróżnia jego sejf z gotówki. Kradnie też notesy zawierające co najmniej jedną niewydaną jeszcze powieść z Goldem. Morris ukrywa swój skarb, po czym za inne przestępstwo trafia do więzienia. Kilka dekad później chłopiec o nazwisku Pete Sauberg znajduje ukryty łup Bellamy’ego. Teraz Bill Hodges, Holly Gibney i Jerome Robinson muszą ratować chłopca i jego rodzinę przed mściwym Morrisem, który po trzydziestu pięciu latach, ogarnięty jeszcze większym obłędem, wychodzi na wolność.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wszystko gówno znaczy
A człowiek powinien płacić za swoje obsesje.
Stephen King, „Stukostrachy”
Wszystko gówno znaczy. Jimmy Gold nie mógł wiedzieć, że wypowiedziane przez niego słowa, będą tak ważne dla wielu ludzi, nawet po tylu latach od momentu ich wypowiedzenia. Główną przyczyną jego niewiedzy nie był jednak brak intuicji czy niewiara w powagę własnych słów. Głównym powodem było to, że Jimmy Gold nie był człowiekiem z krwi i kości – był jedynie bohaterem trylogii znanego amerykańskiego pisarza, Johna Rothsteina. Choć słowo „jedynie” okazuje się być niemal ironiczne, jeśli wziąć pod uwagę wpływ, jaki ta postać zdołała wywrzeć na bohaterów najnowszej powieści Stephena Kinga, „Znalezione nie kradzione”.
W 1978 roku Morris Bellamy, mający niewiele ponad dwadzieścia lat fan pierwszych dwóch części trylogii o Goldzie, mówi: Pobudka, geniuszu i te słowa okazują się być początkiem końca. Bellamy jest oślepiony zarówno fascynacją pisarzem, który stworzył tak prawdziwego bohatera, będącego idolem dla wielu młodych ludzi – buntowniczego i inteligentnego uciekiniera – jak i nienawiścią do Johna Rothsteina, który ośmielił się w ostatnim tomie upodlić swojego bohatera – sprowadzić go do poziomu przeciętnego obywatela, który w dodatku uległ komercji, wygodnemu życiu na przedmieściach i pieniądzom. Obsesji chłopaka nie da się powstrzymać, tym bardziej, że – jak głoszą plotki – pisarz na swojej farmie, na której zaszył się lata temu, ukrywa kolejne, niepublikowane powieści, być może kolejne przygody Jimmy’ego Golda… Morris Bellamy wypowiada więc słowa: Pobudka, geniuszu i już wtedy nic nie jest go wstanie powstrzymać przed zbrodnią i kradzieżą. A pieniądze, które znajdowały się wraz ze spisanymi historiami pisarza, Rothsteinowi się już nie przydadzą, więc dlaczego by ich nie wziąć?
Oprócz ofiar śmiertelnych w masakrze pod City Center, w której zabójca zwany Panem Mercedesem wjechał w tłum bezrobotnych, znalazło się także wielu, których konsekwencje czynu szaleńca prześladować będą przez lata. Jednym z nich jest Tom Saubers, którego rodzina nieudolnie próbuje wygrzebać się z finansowego dołka. Wyprawa na targi pracy miała być ostatnią większą szansą dla rodziny Saubersów. Nie tylko szansą na poprawienie materialnego aspektu życia, ale także na złagodzenie konfliktu między Tomem i jego żoną, który – według ich syna Petera – nieuchronnie zbliżał rodziców do rozwodu. Masakra nie tylko uniemożliwiła Tomowi znalezienie pracy, ale pogrążyła rodzinę jeszcze bardziej. Wydawało się, że nie pojawi się już żadne światełko w tunelu, żaden promyk nadziei nie oświetli życia Toma, jego żony i dwójki dzieci. Jednak Peter pewnego dnia znajduje skarb, który okazuje się być równie cenny, co niebezpieczny…
Kiedy dwa powyższe wątki w końcu się zejdą, do akcji wkroczy również dobrze znany nam z „Pana Mercedesa” Bill Hodges i jego pomocnicy. Na szczęście, pojawiają się oni w powieści stosunkowo późno i to nie oni są jej głównymi bohaterami. Bo choć „Pan Mercedes” zapoczątkować miał trylogię, to nie jest to cykl, o którym myśli większość z nas, kiedy słyszy to słowo. Wątki z pierwszej kryminalnej powieści Stephena Kinga nie są nachalne ani mocno zarysowane; stanowią bardziej smaczki niż mocne filary, na których trzymałaby się fabuła powieści. Można nawet powiedzieć, że jest to bardziej rozbudowany zabieg, który King stosował wielokrotne w swoich dziełach, w których światy przedstawione z różnych jego książek, w którymś momencie przenikały się, stykały ze sobą i krzyżowały – na moment lub dłuższą chwilę. Tym bardziej ciekawi mnie, czy w ostatniej części trylogii pisarz pozostanie przy takim schemacie, czy jednak skupi się na znanych nam już postaciach.
„Znalezione nie kradzione” od pierwszych stron zapowiadało się lepiej niż „Pan Mercedes” i obietnicy, złożonej czytelnikowi na początku lektury, dotrzymało. Powieść mocno trzyma w napięciu i przyznaję, że niełatwo było mi się od niej oderwać. Wprowadza też bohaterów, którzy wzbudzają o wiele większą sympatię, niż miało to miejsce w przypadku powieści o szalonym mordercy z mercedesa. Czytelnik od początku kibicuje Peterowi, który z całych sił pragnie, aby jego rodzina się nie rozbiła. Również główny zły, czyli Morris Bellamy, wydaje się być postacią ciekawszą niż Pan Mercedes. Możliwe, że ma to związek z problemem, który dzięki tej postaci King przemyca do swojej powieści - obsesją czy wręcz fanatyzmem, do którego doprowadzić może literatura. To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy Mistrz z Maine sięga po bohatera, dla którego granica dzieląca fikcję literacką od rzeczywistości dawno została wymazana. Mowa oczywiście o „Misery” – powieści, która doczekała się ekranizacji, z fantastyczną rolą Kathy Bates.
Stephen King tym razem podszedł jednak do obsesji na tle bohatera literackiego i powieści w sposób bardziej złożony. Mamy oczywiście Morrisa, którego przemiana jego fikcyjnego idola tak boli, że postanowił ukarać tego, który stworzył Jimmy’ego Golda. Z drugiej strony jest jednak również młody chłopak, który dopiero zaczyna swą wędrówkę z fascynacją, w jaką może nas wprowadzić literatura. On dopiero wkracza na ścieżkę, która w pewnym momencie się rozwidli, jednak czytelnik wie – a przynajmniej ma nadzieję – że chłopak wybierze dobrze, że fascynacja pozostanie czystą fascynacją, którą przekuć będzie można w coś dobrego. Jednak to właśnie na tym drugim przykładzie, mniej dosłownym, widać lepiej, jak niebezpieczna potrafi być literatura, jeśli nawet najczystsze serce potrafi przykryć cieniem.
W „Znalezione nie kradzione” znajdziemy sporo odwołań do popkultury, ale także do wielkich dzieł literackich, do mistrzów literatury i ich wpływu na ludzi i kształt współczesnej sztuki pisanej. Jako że mamy do czynienia nie z kim innym, a z samym Kingiem, nie zabrakło również dyskretnych nawiązań do jego własnej twórczości. Wszystko to natomiast zostało, jak na Mistrza przystało, ubrane w zgrabną formę, której kolejne strony znikają po lewej stronie otwartej książki w mgnieniu oka. Choć osobiście najbardziej urzekły mnie te fragmenty, w których poznajemy losy młodego Petera – King ma niezwykły dar do opisywania dzieciństwa, a także mniejszych i większych problemów z nim związanych – to całość przedstawia się naprawdę świetnie i przede wszystkim zachęcająco, jeśli idzie o oczekiwanie na trzecią część cyklu.
No cóż, jak rzekł jeden bohater literacki – człowiek powinien płacić za swoje obsesje, jak rzekł drugi – wszystko gówno znaczy. Możemy wybrać dla siebie cytat literacki, który nam najbardziej odpowiada, przechadzać się z nim niemalże pod rękę i mieć go ciągle w głowie. Możemy postawić na piedestale któregoś z bohaterów i założyć mu na głowę koronę bądź aureolę; wielbić go i być mu wiernym. Fikcyjni idole mają to do siebie i tym się wyróżniają na tle prawdziwych, że nigdy nas nie zawiodą. Czy aby na pewno? Dla Morrisa okazało się to nieprawdą i nie umiał się z tym pogodzić. Fikcji natomiast zabić się nie da, ale zawsze jest przecież ktoś, kto ją tworzy… Oh, kończ już tę recenzję! Przecież i tak wszystko gówno znaczy, więc jeśli chcecie, musicie sami sięgnąć po „Znalezione nie kradzione”.
Sylwia Sekret
Oceny
Książka na półkach
- 8 512
- 3 917
- 2 239
- 209
- 194
- 157
- 136
- 90
- 63
- 55
Opinia
„...Myślę, że ten tekst jest żywy. Żywy i oddycha..” (218 s.)
To tylko cytat, fragment wyrwany z tekstu...
Idealnie wręcz pasuje do tego, by w tych kilku słowach przekazać prawdę o tej książce...
Prawdę, którą udało mi się znaleźć...
A co znalezione, nie kradzione..., niech każdy znajdzie swoją prawdę!!!
Nasz umysł..., nawet, a w szczególności dla nas samych nieodgadniony...!!!
Co w sobie kryje...?
Milion myśli, które biegają na wszystkie strony świata...?
Na pewno!!!
Nieskończoność pomysłów, które rodzą i budują nasze marzenia, nasze cele...?
Z pewnością!!!
Całą masę opinii i poglądów, które pozwalają nam oceniać, wyciągać wnioski, budować własny światopogląd...?
Nie można zaprzeczyć!!!
A w tym wszystkim wyobraźnia...
Coś bezcennego, coś czego nie da się kupić, coś naszego...
To przede wszystkim coś, czego nikt nam nie ukradnie, nikt nam nie zabierze..., to nasza własność, to nasze bogactwo..., to ona stanowi o sile naszego umysłu, o myślach, pomysłach, poglądach...!!!
Musimy ją pielęgnować, bo upadnie z takim hukiem, jak niegdyś Ikar na spopielonych skrzydłach...jemu nie starczyło wyobraźni, by w odpowiednim momencie przyhamować i ocenić swoje możliwości...wzlatywał tak wysoko, jak wysokie było jego ego...
A jak skończył każdy doskonale pamięta...
Nie jestem w stanie ocenić swojej wyobraźni, bowiem to zawsze jest trudne w ocenie..., ocenić siebie...!!!
Lecz od pewnego czasu staram się ją karmić słowami, które inspirują, które są wyznacznikiem pełnowartościowego punktu widzenia. Dlatego teraz książki tak wiele znaczą w moim życiu. Są moim drugim powietrzem, który wypełnia mnie od środka. To moja odskocznia, mój azyl...
Staram się otaczać książkami, które mnie zmieniają..., z reguły intuicja mnie nie zawodzi..., choć od każdej reguły jest wyjątek...!!!
Biorę książkę do ręki, opuszki palców głaszczą i muskają okładkę...,
mija kilka sekund, pojawia się nadzieja, która utrzymuje mnie w przekonaniu, że być może trafiłem na coś, co rozszarpie i wytarmosi doszczętnie moje emocje...
Po chwili otwieram ją..., pierwsza, druga, trzecia strona szelestem przelatuje przez palce i tak do ostatniej strony...
Każda strona jest tajemnicą..., oczywiście próbuję ułożyć sobie w głowie jaki będzie ciąg dalszy, co się wydarzy..., czasem się uda, a czasem nie..., to nie jest takie ważne. Każda strona jest zastrzykiem, który wpuszcza w nasz umysł każde słowo, każde zdanie. One nas wypełniają...
To od nas zależy z jaką intensywnością, regularnością będziemy sobie je dawkować i wkłuwać się w nasze umysły...
Nie tylko książki mogą pobudzać naszą wyobraźnie, ale moim zdaniem one potrafią to robić najlepiej...!!! Może nie jest to opinia obiektywna, ale co mi tam..., nie każdy musi się z tym zgodzić...!!!
Zawsze gdy biorę jego książki, zastanawiam się nad tą potęgą jego wyobraźni..., między innymi to właśnie za nią, tak bardzo podziwiam Kinga...!!!
Jestem obecnie na 125 stronie tej książki...
Pochłania moją rzeczywistość totalnie...
Więc na razie uciekam, sami rozumiecie...!!!
Na szczęście daleko nie uciekłem...:)
Teraz zawitałem na 276 stronie i pewnie bym nadal czytał, ale jutro mam dyżur i będę ciężko pracować...gdyby nie praca, zapewne jutro skończyłbym książkę, a zacząłem dzisiaj jakieś 10h temu..., ale tam...!!! Co się nie odwlecze to nie uciecze...:)
Te słowa padły tego dnia, gdy dorwałem w swoje ręce tę książkę. W sumie zjadłem wszystkie słowa tej powieści w dwa dni...Była to przednia zabawa.
Teraz gdy, już poznałem ją w całości mogę uzupełnić swoją wypowiedź i dodać coś jeszcze...
Załatwił mnie King na całego. Bowiem będąc pod ogromnym wrażeniem, tego jakiego szaleńca stworzył w pierwszej części, nie sądziłem, że w kontynuacji tej historii doczepi jeszcze kolejnego, równie pokręconego świra. Zaskoczył mnie tym trochę, lecz nie było to zaskoczenie typu, że nie doceniam i wątpię w jego kreatywność. Bardziej zaskoczenie związane z tym, że w domysłach widziałem ciąg dalszy skupiony na dwóch bohaterach, detektywie Hodgesie i Bardy'm Hartsifieldzie. No właśnie..., i tu się zdziwiłem...
Bowiem w powieści „Znalezione, nie kradzione” jest zupełnie inna historia, oparta na nowych bohaterach, nowej historii. Bohaterowie z pierwszej części są oczywiście obecni, lecz odgrywają jakby drugie skrzypce...
...a całość jest skupiona na Morrisie Bellamym, pewnym psychofanie, ubóstwiającym pewną fikcyjną literacką postać Jimmiego Golda, za którego jest w stanie się pokroić lub spłonąć żywcem i pewnym nastolatku, który stanie na jego jego drodze...!!!
Pierwsza część jest wybitna, a jej kontynuacja jest dla mnie arcydziełem, ale to tylko moja opinia...
...”Bo widzicie, to tylko moja opinia, a opinia jest jak dupa: każdy ma własną”... (113 s.)
„...Myślę, że ten tekst jest żywy. Żywy i oddycha..” (218 s.)
więcej Pokaż mimo toTo tylko cytat, fragment wyrwany z tekstu...
Idealnie wręcz pasuje do tego, by w tych kilku słowach przekazać prawdę o tej książce...
Prawdę, którą udało mi się znaleźć...
A co znalezione, nie kradzione..., niech każdy znajdzie swoją prawdę!!!
Nasz umysł..., nawet, a w szczególności dla nas samych...