Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jerzy Stypułkowski
3
5,5/10
Pisze książki: literatura piękna, powieść historyczna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,5/10średnia ocena książek autora
20 przeczytało książki autora
45 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika
Jerzy Stypułkowski
6,3 z 13 ocen
45 czytelników 7 opinii
2013
Najnowsze opinie o książkach autora
Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika Jerzy Stypułkowski
6,3
Tym razem trafiła w moje ręce książka Jerzego Stypułkowskiego "Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika". Autor z tyłu okładki wyjaśnia, iż pozycja ta jest efektem jego doświadczeń i odczuć. Jerzy Stypułkowski urodził się w Polsce, ale od wielu lat mieszka w Sztokholmie. Tam ukończył studia w dziedzinie historii literatury, informatyki i bibliotekoznawstwa. Potem pracował przez wiele lat jako bibliotekarz w National Library of Sweden. Można więc przypuszczać, iż czas spędzony w tej instytucji dał mu świetny materiał do napisania tej książki.
Na samym początku powieści jesteśmy świadkami samobójstwa pewnego urzędnika. Potem zaczynamy się zapoznawać z zasadami działania jednego urzędów w Szwecji i poznajemy głównego bohatera tej powieści, obcokrajowca polskiego pochodzenia, który nazywany jest tajemniczo "K.". Ani razu nazwa opisywanej instytucji nie pojawia się w książce, ale można przypuszczać, że jest to Szwedzka Biblioteka Narodowa. Wydawałoby się, iż taka instytucja w Szwecji działa wzorowo, pracodawcy dbają o pracowników, można liczyć na sprawiedliwe traktowanie, zaangażowanie jest doceniane przez przełożonych. Nic bardziej mylnego. Owszem kierownictwo docenia, ale nie zaangażowanie w pracę, tylko lizusostwo. Każdy pomysł głównego szefa, Runara, jest wychwalany pod niebiosa, każde jego słowo spijane z jego ust przez podwładnych, szczególnie tych wyższego szczebla. Dyżury w recepcji, która nie jest faktycznie potrzebna, ale stanowi oczko w głowie Runara, pełnią wszyscy, którzy chcą mu się podchlebić. Wielu pracowników zaangażowanych jest też w mycie samochodu szefa, co robią z wielkim entuzjazmem.
Urząd nie ma funduszy na swoją zasadniczą działalność. Chociaż zajmuje się on kulturą, wszelkie środki na zakup książek zostały wstrzymane. Rozwiązanie najprostszego problemu wymaga skomplikowanych procedur, wielu zebrań i rozmów. Jednym z istotnych kłopotów urzędu są kable, które wychodzą z podłogi i służą do zasilania urządzeń biurowych. Często leżą one pomiędzy biurkami, co powoduje potknięcia i wypadki. Temat został podjęty na zebraniu pracowników działu, na zebraniu szefów, był konsultowany z Bengtem Steenem, który jest osobą odpowiedzialną za sprzęt i oświetlenie, by w końcu zlecić analizę tego problemu firmie Karlssons & Sons. Jan Karlsson przez rok bada sprawę, odbywa rozmowy ze wszystkimi pracownikami, szefami sekcji i działów, a nawet zwołuje konferencję, by omówić temat. Wszystko po to, by w końcu wydać opinię, że faktycznie kable stanowią zagrożenie i trzeba coś z tym zrobić. Absurdalnych decyzji, idiotycznych zachowań w tej instytucji jest oczywiście dużo więcej.
"Urząd był jak stara zasapana lokomotywa ciągnąca z mozołem wagony po wyboistym torze. Głowna jego działalność po kilku latach pod skrzydłami obecnej administracji niemal ustała, za to kwitła działalność pozorna, praca na niby, pochłaniająca teraz urzędników wszystkich szczebli. Szefowie byli zwykle nieobecni na swoich stanowiskach; ich biurka były jak zawsze zawalone aktami, jednak drzwi do ich gabinetów, jeszcze do niedawna symbolicznie otwarte na oścież, były dyskretnie zamykane. Teraz całe dni spędzali na zebraniach, seminariach i kursokonferencjach, gdzie zdobywali szlify mistrzów werbalistyki, pustosłowia i głoszenia pseudoidei".
Muszę przyznać, że miałam pewne obawy względem tej książki. Już sam podtytuł "Studium udręki szwedzkiego urzędnika" troszkę mnie odstraszył, bo w końcu co może być ciekawego w życiu urzędnika i to jeszcze szwedzkiego? Przecież powszechnie wiadomo, że Szwedzi nie są uważani za najbardziej rozrywkowy naród świata. Poza tym praca w urzędzie chyba dla większości ludzi jest synonimem nudy i schematyczności. Zastanawiał mnie fakt, co też autor może na ten temat pisać na ponad pięciuset stronach? Czy uda mi się przez to przebrnąć? Na szczęście nie boję się takich wyzwań, a Skandynawia bardzo mnie ciekawi, więc w końcu zdecydowałam się na tę lekturę i muszę przyznać, że autor bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Stworzona przez niego rzeczywistość jest okropnie absurdalna, ale można przypuszczać, że nie jest całkowicie wyssana z palca. Jerzy Stypułkowski balansuje na granicy między rzeczywistością a fikcją literacką. Pozostawia czytelnikowi wybór, co uzna za wyssane z palca, a w co faktycznie uwierzy. Wielokrotnie nawiązuje do polskiej rzeczywistości w czasach PRL-u, która dzisiaj może wydawać się nam też strasznie dziwna, nierealna, a jednak wiemy, że miała miejsce, że przeciętny Kowalski musiał się z nią mierzyć na co dzień. Jednak Szwecja to kraj demokratyczny, więc może dziwić fakt, że ludzie wolni pozwalają sobą tak manipulować, wchodzą w chore układy, nawet nie próbując z nimi walczyć. Część z nich zdaje się nie dostrzegać problemu, tego że ich praca jest absurdalna.
Najbardziej oburzony zaistniałą sytuacją jest K., przybysz z Polski. Patrzy na sprawy trochę z boku, z innej perspektywy. Nie oślepia go blask władzy, nie marzy o awansie. Chciałby tylko, żeby jego ciężka praca została doceniona. Niestety K. nie podlizuje się szefostwu, nie wychwala jego decyzji, idzie pod prąd, a to nie może się podobać przełożonym. Dlatego każda kolejna podwyżka okazuje się być rozczarowaniem, nie odzwierciedla jego zaangażowania w pracę i przesuwa go coraz niżej na listach płac względem jego kolegów. Nasz bohater nie chce dostosować się do panujących w urzędzie reguł, co skazuje go na podejrzliwość ze strony przełożonych i kolegów z pracy. Zostaje on wykluczony poza nawias, rozmawianie z nim, a tym bardziej przyjaźń nie są dobrze postrzegane.
"Polubił rolę outsidera, przyzwyczaił się do tego, że zawsze znajdował się na uboczu, poza mainstreamem, poza modą, i – co kiedyś, dawno temu, było dla niego uciążliwe, niekiedy bolesne – że patrzył na życie jakby zza szyby, że był ciągłym obserwatorem. Wszystko, co się na tym świecie liczyło, co miało wagę dla większości, odbywało się bez jego udziału. Nie umiał i nie chciał się angażować. Był tułaczem wałęsającym się po zaułkach".
"Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika" jest to bardzo dobrze napisana książka, widać tu dbałość o każde słowo. Autor świetnie opisał charaktery i odczucia poszczególnych bohaterów. Wszedł on zarówno w rolę buntownika z Polski, jak i przykładnych urzędników, zadufanego w sobie szefa. Dużo mamy tu jego przemyśleń, filozoficznych rozważań. Język jest bardzo barwny i plastyczny, dzięki czemu lektura jest prawdziwą przyjemnością. Nie jest to jednak książka na jeden wieczór. Sama chociaż czytałam ją z zainteresowaniem, to potrzebowałam na nią tygodnia, dawkowałam sobie ten absurd, stopniowo oswajałam się z rzeczywistością szwedzkiego urzędu. Zwykle po parudziesięciu stronach potrzebowałam oddechu, powrotu do realnego świata. Jednak odłożenie książki nie wiązało się z zapomnieniem o niej. Przez ostatni tydzień żyłam urzędniczymi realiami, wielokrotnie powracałam do nich myślami w ciągu dnia, dzieliłam się uwagami na temat tej lektury z przyjaciółmi. Myślę, że taka właśnie reakcja jest bardzo pożądana, świadczy o tym, iż autorowi udało się zawładnąć umysłem czytelnika, co jest sporym sukcesem.
Książkę oczywiście polecam, ale czy wszystkim? Raczej nie. Jest to pozycja dla tych, którzy lubią wyzwania, nieco trudniejsze lektury, dla których czytanie to nie tylko rozrywka, ale też uczta dla umysłu.
http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2014/04/jerzy-stypukowski-skandynawska-wieza.html
Skandynawska wieża Babel. Studium udręki szwedzkiego urzędnika Jerzy Stypułkowski
6,3
Skandynawska wieża Babel Studium udręki szwedzkiego urzędnika to esej literacki prezentujący punkt widzenia autora na środowisko urzędnicze w jednym z szwedzkich molochów biurowych, w tym przypadku związanym z bibliotekarstwem. Autor bardzo wnikliwie opisuje zachowania pracowników względem przełożonych i nie tylko, bo również wobec siebie, ale głównie skupia się na stosunkach podwładny - przełożony. Z opisów autora dowiadujemy się jak nisko potrafią upaść ludzie, aby utrzymać się na swoich stanowiskach. Jak powszechnie tolerowany jest kult uwielbienia osoby wyższej w hierarchii urzędniczej, i do jakiego stopnia pracownicy potrafią się zniżyć, aby tylko być zauważonym przez przełożonego w świetle pozytywnym. Lizusostwo i wazeliniarstwo przeplatane głębokim „uwielbieniem” szefa, przekreślające życie prywatne, a wynoszące na piedestał życie zawodowe, do stopnia totalnego absurdu, jakim są godziny pracy poza ustawowymi, które pracownik poświęca „dla dobra urzędu”. Trochę satyrycznie przedstawione czyny [niejako] społeczne, proponowane przez przełożonego, w których nie powinno się odmawiać uczestnictwa, bo może to zaszkodzić karierze zawodowej.
Główny bohater, przedstawiony przez autora jako K. jest typowym outsiderem, odmieńcem, który nie zgadza się z tym wszystkim, co dzieje się w urzędzie, ponad to co obowiązkowe, ale też nie jest pracusiem, który z czystym sumieniem wykonuje swoje obowiązki. Krytykuje wszystkich, podkreślając ich wady nie tylko zachowania, ale również wyglądu, samemu starając się nie wzbudzić swoją osobą emocji i zainteresowania czytelnika.
Książka nie jest łatwą lekturą i przyznam szczerze, że momentami jej treść irytowała mnie do granic możliwości, ponieważ główny bohater nie będący osobą nieskazitelną, z uporem maniaka krytykował wszystko i wszystkich, tak jakby on sam był „kryształem bez skazy”.
To, co autor przekazał w swojej książce jest widocznie nie tylko w szwedzkim urzędzie, takie zachowania są powszechnie tolerowane w wielu miejscach pracy, czego miałam okazję sama doświadczyć w Polsce. Dobrze, że ktoś odważył się o tym napisać, nagłośnić to, lub inaczej mówiąc przedstawić z punktu widzenia zwykłego, szarego pracownika, który nie potrafi zachowywać się „idiotycznie”, a do tego jest zbuntowany przeciw takiemu zachowaniu, ale niczego to nie zmieni w hierarchicznie ukształtowanej społeczności biurowej.
Muszę przyznać, że kilka razy miałam ochotę, odłożyć książkę na bok i napisać w recenzji, że nie doczytałam do końca. Wytrwałam jednak i cieszę się z tego, bo zakończenie książki było dla mnie miłym zaskoczeniem.
Książka jest napisana ładnym językiem, aczkolwiek bardzo raziły mnie w tekście niektóre grubiańskie zwroty i słowa. Domyślam się, że zostały użyte celowo, aby podkreślić frustrację głównego bohatera i jego sposób odbioru ludzi, którzy otaczali go w miejscu pracy, ale bez nich z pewnością czytałoby się lepiej. I chociaż starałam się nie zwracać uwagi na błędy w pisowni, bo to powinno już być porządnie skorygowane przez profesjonalistów z wydawnictwa, to momentami czułam lekki dyskomfort w czytaniu.
Niestety muszę przyznać, że autor tak jakby powielał wcześniej napisany tekst i chwilami miałam wrażenie, że już dany fragment czytałam. Zbyt często wracał do wspomnianych wcześniej sytuacji, a ludzi „szufladkował” w jednej kategorii.
Prawie pozbawiony dialogów tekst był momentami bardzo nużący, ciężko się czyta coś, co „kręci się w kółko”, a tak właśnie było z treścią tej lektury. Moim zdaniem, książka mogłaby być o połowę cieńsza a i tak autor uzyskałby zamierzony efekt przekazu.
Tak jak wspomniałam wcześniej, miłym zaskoczeniem było dla mnie samo zakończenie książki, chociaż nie było pozbawione „jadu” jakim posługiwał się autor w całości tekstu i mam nadzieję, że kiedyś przeczytam książkę tego autora, która będzie napisana w takim spokojnym nurcie, jak końcówka tej.
Niestety nie mogę napisać, że polecam tę lekturę każdemu. To nie jest lektura dla każdego, bo jest dość trudna w odbiorze, ale wiem, że są osoby, które chętnie czytają takie książki.