Orzeł bielszy niż gołębica

Okładka książki Orzeł bielszy niż gołębica Konrad T. Lewandowski
Okładka książki Orzeł bielszy niż gołębica
Konrad T. Lewandowski Wydawnictwo: Narodowe Centrum Kultury Seria: Zwrotnice Czasu fantasy, science fiction
424 str. 7 godz. 4 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
Zwrotnice Czasu
Wydawnictwo:
Narodowe Centrum Kultury
Data wydania:
2013-01-20
Data 1. wyd. pol.:
2013-01-20
Liczba stron:
424
Czas czytania
7 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788363631055
Tagi:
powstanie styczniowe steampunk
Średnia ocen

6,5 6,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki RELAX nr 42 Artur Biernacki, Wojciech Cichoń, Alfonso Font, Gardner Fox, Frank Frazetta (ilustrator), Andrzej Graniak, Mikołaj Graniak, Artur Grzenda, Daniel Grzeszkiewicz, Sławomir Kiełbus, Joe Kubert, Konrad T. Lewandowski, Jarosław Musiał, Jacek Skrzydlewski, Karol Weber, Łukasz Zabdyr
Ocena 7,7
RELAX nr 42 Artur Biernacki, Wo...
Okładka książki Relax nr 41 Wojciech Cichoń, Alfonso Font, Frank Frazetta (ilustrator), Andrzej Graniak, Artur Grzenda, Daniel Grzeszkiewicz, Sławomir Kiełbus, Konrad T. Lewandowski, Jarosław Musiał, Jacek Skrzydlewski, Karol Weber, Łukasz Zabdyr, Ernö Zöràd
Ocena 7,3
Relax nr 41 Wojciech Cichoń, Al...
Okładka książki RELAX nr 40 Alfonso Font, Andrzej Graniak, Daniel Grzeszkiewicz, Sławomir Kiełbus, Joe Kubert, Zbigniew Larwa, Konrad T. Lewandowski, Jarosław Musiał, Andrzej Pilipiuk, Dariusz S. Rygiel, Jacek Skrzydlewski, Mirosław Sobiecki, Karol Weber, Łukasz Zabdyr, Ernö Zöràd
Ocena 7,2
RELAX nr 40 Alfonso Font, Andrz...
Okładka książki RELAX nr 39 Wojciech Cichoń, Kacper Dudek, Alfonso Font, Michał Gałek, Andrzej Graniak, Artur Grzenda, Daniel Grzeszkiewicz, Hermann Huppen, Yves Huppen, Maciej Jasiński, Sławomir Kiełbus, Joe Kubert, Zbigniew Larwa, Konrad T. Lewandowski, Jarosław Musiał, Marcin Nowakowski, Andrzej Pilipiuk, Dariusz S. Rygiel, Jacek Skrzydlewski, Mirosław Sobiecki, Karol Weber, Krzysztof Wyrzykowski, Łukasz Zabdyr
Ocena 6,8
RELAX nr 39 Wojciech Cichoń, Ka...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Twardochodem po niepodległość



2479 64 61

Oceny

Średnia ocen
6,5 / 10
63 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
8
5

Na półkach: ,

Typowy Lewandowski. Fajny pomysł, sensowne zawiązanie interesującej akcji, ciekawe tło, przynajmniej poprawny język, dobrze nakreślone postacie. Ale im dalej tym słabiej, a finał -pomijając wszystko inne- pozbawiony choćby namiastki wewnętrznej logiki

Typowy Lewandowski. Fajny pomysł, sensowne zawiązanie interesującej akcji, ciekawe tło, przynajmniej poprawny język, dobrze nakreślone postacie. Ale im dalej tym słabiej, a finał -pomijając wszystko inne- pozbawiony choćby namiastki wewnętrznej logiki

Pokaż mimo to

avatar
1475
1003

Na półkach: ,

Od dłuższego czasu „przetrząsam” Internety w poszukiwaniu stemapunku po polsku. No i muszę przyznać, że dzięki tym moim zakrojonym na szeroką skalę poszukiwaniom udało mi się w ostatnim czasie odkryć serię Zwrotnice Czasu, gdzie kilka tytułów zwróciło moją szczególną uwagę. Na czele z Orzeł bielszy niż gołębica Konrada T. Lewandowskiego, polskiego pisarza fantasy, science fiction i powieści kryminalnych, czyli steampunk i alternatywne losy powstania styczniowego.

Twardochody i wygrane powstanie styczniowe.
Dzięki opracowanym przez Ignacego Łukasiewicza twardochodom Polska zyskała nieoczekiwaną przewagę nad rosyjskimi siłami i odmieniła losy powstania styczniowego odzyskując tym samym niepodległość. Utworzony powstańczy rząd zdając sobie sprawę z siły nauki oraz wynalazków i poza genialnym Łukasiewiczem szybko nawiązuje współpracę z innym naukowcem Jamesem Maxwellem.

Jest rok 1866. Trzy lata po nieoczekiwanym zwycięstwie do Polski z Francji wraca młodym porucznik Edward Starosławski. Zostaje on adiutantem Romualda Traugutta, obecnego regenta Królestwa Polskiego, od którego otrzymuje specjalne zadanie. Wraz z chemikiem Karolem Olszewskim i fizykiem Zygmuntem Wróblewskim ma przeglądać i „wyławiać” najciekawsze projekty trafiające do Departamentu Inżynierii Nowej. Wszystko przez to, iż Rosja już prawie „stoi i bram” ze swoim najnowszym wynalazkiem niezwykle podobnym do opracowanego przez Łukasiewicza twardochodu. Czy młody porucznik podoła zadaniu i wśród tysięcy podań odnajdzie wynalazek, który ponownie ocali Polskę?

Twardochody, lekkochody i husaria ogniowa.
Od pierwszej strony po prostu zachłysnęłam się książką.

Aspekt naukowy i połączenie ze sobą znanych światu wynalazków, z nowymi pomysłami (lekkochód — napędzany naftą powóz) oraz znanymi naukowcami (Łukasiewicz wynalazca pędni do twardochodów, czy Maxwell odpowiedzialny za telegraf bez drutu),to był strzał w dziesiątkę. W dodatku wszystkie te cuda techniki były bardzo wiarygodne i możliwe do zbudowania, przez co wszystko to, co dzieje w książce, wydawało się bardziej realne, a wręcz namacalne.

Smaczku całej książce dodają również bohaterowie, a dokładniej porucznik Edward Starosławski. Ten oddany ojczyźnie patriota o wielkim sercu, to postać, której nie można nie polubić. Jego perypetie wojskowe — próby opanowania nowej pozycji, poradzenie sobie z podwładnymi, problemy niekompetentnych wojskowych — oraz miłosne śledziłam z zapartym tchem i wielką przyjemnością.

Ach, to tempo i patriotyzm level master. ;)
Niestety w książce szwankowało trochę tempo akcji. Po fantastycznym wejściu następuje nagłe spowolnienie i przedłużający się wątek defilady, który w mojej ocenie poza funkcją informacyjną nie wniósł nic do fabuły książki. Co gorsze przyniósł kilka zapytań, na które nie doczekałam się odpowiedzi. W dalszej części książki z tym tempem również jest różnie i to chyba jest moja największa uwaga do całej książki. Choć przyznaję, iż zwróciłam jeszcze uwagę na przesadnie podkreślany słownie patriotyzm. Nie wiem, czy mi tylko to „mielenie ozorem” przeszkadzało, ale po prostu czułam, że jest go nawet na tak patriotyczną książkę za dużo.

Podsumowując. Mimo „falującego” momentami tempa akcji alternatywna historia Polski według Konrada T. Lewandowskiego bardzo mi się podobała. Pomysłowość jaką wykazał się autor, bogactwo szczegółów technicznych oraz mnogość bohaterów prawdziwych, oraz fikcyjnych, którzy swoją postawą skradają serce, to było to, czego po książce oczekiwałam. Więc jeżeli macie ochotę na „steampunk made in Poland”, to myślę, że Orzeł bielszy niż gołębica będzie trafionym wyborem.

http://unserious.pl/2019/04/orzel-bielszy-niz-golebica/

Od dłuższego czasu „przetrząsam” Internety w poszukiwaniu stemapunku po polsku. No i muszę przyznać, że dzięki tym moim zakrojonym na szeroką skalę poszukiwaniom udało mi się w ostatnim czasie odkryć serię Zwrotnice Czasu, gdzie kilka tytułów zwróciło moją szczególną uwagę. Na czele z Orzeł bielszy niż gołębica Konrada T. Lewandowskiego, polskiego pisarza fantasy, science...

więcej Pokaż mimo to

avatar
356
48

Na półkach:

Zaliczane do literatury fantastycznej historie alternatywne są różne. Czasami są to inne, dość prawdopodobne, wersje znanych nam dziejów. Wersje, które powstają na skutek zmiany pewnych wydarzeń z przeszłości (np. powieść "Wallenrod" M.Wolskiego). Czasami to wielce nieprawdopodobne opowieści, w których wykorzystywane są odkrycia lub wynalazki o tajemniczej/nieznanej bliżej proweniencji (np. powieść "Antylód" S.Baxtera). Czasami zaś otrzymujemy coś, co z początku wydaje się mało prawdopodobne, ale przy użyciu środków rodem z fantastyki nabiera ciekawego wydźwięku. Do tej ostatniej grupy zaliczyłbym powieść Konrada T. Lewandowskiego pt. "Orzeł bielszy niż gołębica". 


Historia opowiedziana przez autora jest z jednej strony fantazją z elementami steampunku, z drugiej strony całkiem  prawdopodobną opowieścią o innym przebiegu powstania styczniowego (temat dość odległy w czasie, ale do dziś budzący emocje). W wersji Lewandowskiego polski zryw niepodległościowy okazuje się zwycięski. Zwycięstwo jest jednak kruche i w dłuższej perspektywie niepewne. Z ułańską niemalże fantazją, podszytą dawką racjonalizmu, autor kreuje intrygującą wersję historii powstania i walki o utrzymanie niespodziewanego sukcesu. Bezwzględna wojna szpiegów, intrygi, niespodziewane zwroty akcji, niezwykłe ale prawdopodobne wynalazki (pędnia Łukasiewicza),polityczne „zapasy” i nieco naukowego „sosu” może sprawić, że wciągniemy się bez reszty w świat opisywany przez pisarza. Ciekawym zabiegiem jest powiązanie snutej opowieści z naszą rzeczywistością (co doprowadza do oryginalnego zakończenia). Nie będę jednak zdradzał szczegółów, aby nie psuć przyjemności z lektury. 


Wbrew pozorom nie jest to powieść stricte rozrywkowa. Autor niejako pochyla się nad kilkoma polskimi wadami narodowymi. Szczególnie zwraca uwagę na nadmierny patriotyczny entuzjazm. Entuzjazm, który nie bierze pod uwagę realiów (i to nie tylko politycznych) europejskich.  Czytelnicy interesujący się historią znajdą w książce mnóstwo interesujących odwołań i „smaczków”. Dla mniej zorientowanych w tematyce na końcu książki umieszczono krótkie notki biograficzne postaci występujących na kartach powieści.  Krótka analiza zjawiska ruchu powstańczego i przybliżenie rozwoju techniki militarnej XIX wieku jest ciekawym uzupełnieniem. Warto też wspomnieć, że "Orzeł bielszy niż gołębica" ukazał się w serii wydawniczej "Zwrotnice czasu" (seria zawiera powieści, w których historia Polski potoczyła się nieco inaczej niż jest nam to znane). Przyjemnej lektury.


Grzegorz Cezary Skwarliński ©

recenzja pierwotnie ukazała się na portalu wywrota.pl

Zaliczane do literatury fantastycznej historie alternatywne są różne. Czasami są to inne, dość prawdopodobne, wersje znanych nam dziejów. Wersje, które powstają na skutek zmiany pewnych wydarzeń z przeszłości (np. powieść "Wallenrod" M.Wolskiego). Czasami to wielce nieprawdopodobne opowieści, w których wykorzystywane są odkrycia lub wynalazki o tajemniczej/nieznanej bliżej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
781
663

Na półkach:

O szkodliwym patriotyzmie czyli
Orzeł bielszy niż gołębica

Lekturą września 2016 w naszym, czyli rawskim DKK* była powieść Konrada T.** Lewandowskiego Orzeł bielszy niż gołębica reklamowana jako utrzymana w klimatach steampunkowych opowieść o alternatywnych losach powstania styczniowego. Już sam tytuł wzbudził we mnie obawy, zalatując z daleka graniem na tanim i infantylnym patriotyzmie oraz ukłonami w stronę obecnych układów politycznych. Podejrzenia te wzmogła niezwykle kosztowna jak na realia naszego rynku forma wydania – twarde okładki, obrazki, wkładka z ilustracjami. Takie rzeczy w obecnych czasach można spotkać głównie w lansowanych, czyli gwarantujących duże zyski, produkcjach typu Gra o tron, albo właśnie w wydaniach z zamówienia polityczno-klerykalnego. Naprawdę wielka literatura, zarówno rodzima jak i światowa, jest wydawana z reguły w dużo skromniejszej formie.

Pełen obaw rozpocząłem lekturę i... okazało się, że to po prostu tragedia. Powieść to w dwóch słowach „co by było gdyby”, czyli wariacja na temat powstania styczniowego, w której Polacy dostają do dyspozycji kołowe czołgi i inne wynalazki. Założenie jak każde inne, ale to infantylne wykonanie... Przykład pierwszy z brzegu? - Nawet dziś długoterminowe prognozy pogody to oględnie mówiąc wróżenie z fusów, a powieściowi powstańcy uzależniają losy powstania, cały pomysł na powstanie nawet, od... prognozy pogody na kilka miesięcy naprzód! Czy autor naprawdę żyje w naszym świecie, czy może w Matrixie?

Może gdybym moją wiedzę o wojnie, wojsku, a broni pancernej i jej historii w szczególności, czerpał z Czterech pancernych, to nie trafiał by mnie szlag przy tej lekturze, ale jak czytałem o danych taktyczno-technicznych pojazdów wymyślonych przez Lewandowskiego, to... takie litościwe niedomówienie. Nawet dziecko by nie stworzyło takich bzdur! Jeżdżące fortece o masie mastodontów, z sześcioma wieżami, pancerzem i uzbrojeniem godnym pancerników, osiągające prędkości niedostępne do późnego międzywojnia i zarazem napędzane silniczkami o mocy od 400 do 700KM! Gdyby autor chociaż litościwie pominął milczeniem te dane liczbowe! Ale nie, musiał się popisać! Mało tego. Pojazdy wydumane przez autora opracowano bez prototypów, bez testów poligonowych, od razu z deski kreślarskiej do boju, w dodatku bez poważniejszych awarii. Ewenement wszech czasów! Nie wspomnę już o założeniach taktycznych użycia nowego sprzętu, szkoleniu załóg, szkoleniu taktycznym czy operacyjnym. A może autor nawet nie wie, że takie „drobiazgi” mogą nową broń, nawet doskonałą, uczynić kompletnie bezużyteczną? W 1939 na przykładzie kb Ur*** przetrenowaliśmy coś podobnego, choć była to konstrukcja identyczna w użyciu ze zwykłym karabinem, więc czy autor nie zastanowił się nad wymaganiami, jakie niesie wprowadzenie czegoś tak innowacyjnego, jak wymyślone przez niego „twardochody”?

Wywody autora, włożone w usta jednego z wykształconych bohaterów, na temat sił działających na lądowy pojazd pancerny w ruchu i ich porównanie z problemami poruszania się okrętów to już po prostu beka, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że Lewandowski, poza wykształceniem humanistycznym (doktor filozofii) ma również wykształcenie inżynierskie (chemik). Ten aspekt nie przynosi chluby szkole, w której pobierał wiedzę z przedmiotów ścisłych.

Bardziej „literackie” elementy powieści również nie stoją na najwyższym poziomie. Fabuła prosta i przewidywalna, prawie jednowątkowa, postacie schematyczne i płytkie. Wątki romantyczno-patriotyczne zgrane od obrzydzenia... On ją kocha, ona ginie za ojczyznę, najlepiej będąc w ciąży, a on ma dzięki temu motywację do walki. Masakra.!

A szkoda, wielka szkoda...


Dlaczego? - zapytacie. Ano dlatego, że kilka rzeczy w książce jest niezwykle wartościowych. Ukazanie, że sukces lub klęska nie tylko powstania, ale każdej wojny, to wypadkowa wielu aspektów, nie tylko wojskowych, ale również między innymi, a może przede wszystkim, gospodarczych i politycznych. Prawda, która wydaje się jakże obca wielu naszym decydentom. Podobnie jak to, że nawet cudowna broń, wiedza z przyszłości czy inne podobne bonusy niczego tak naprawdę nie zmienią, gdyż pozostali uczestnicy gry zwanej polityką i wojną dostosują swe postępowanie stosownie do nowych okoliczności, a mając atuty, które pozwoliły im kiedyś wygrać, najprawdopodobniej znajdą taki sposób ich wykorzystania, by wygrać ponownie. Podobnie warte pochwały jest poruszenie wątku zdrajców i prowokatorów rosyjskich ulokowanych w polskich elitach władzy, konsekwentnie dotąd pomijany zarówno w oficjalnej historii, jak i literaturze pięknej. Wielka więc szkoda, że te, i kilka innych rzeczy, znalazły się w jednym worku z kompletnymi bzdurami, gdyż te ostatnie odbierają tym pozytywnym wartościom wszelką wiarygodność.

Niektórzy z nas, klubowiczów, próbowali odebrać tę powieść w konwencji pastiszu, ironii lub absurdu, ale kompletnie nie jest to możliwe wobec jak najbardziej serio napisanego wstępu i posłowia tchnącego propagandowym zadęciem lepiej nawet niż w najgorętszym okresie komuny. O dziwo tym razem wszyscy klubowicze byli zgodni, iż książka jest niewypałem, a niektórzy, w tym ja, uważają, iż jest szkodliwa, gdyż w naszym narodzie, który mało czyta i zamiast uczyć się historii, kultywuje swoje wyobrażenia o niej, może tylko jeszcze bardziej namieszać. Taka lektura dla zakompleksionych i nieoczytanych, a w dodatku słabo znający historię i niedociekliwi mogą elementy fikcji uznać za fakty historyczne, co już może prowadzić do bardziej dalekosiężnych następstw.

Skąd więc tak pochlebne opinie w interniecie? Pamiętacie moją recenzję Republiki piratów Colina? Była to książka tak beznadziejna, że wycofałem się z publikowania oficjalnych recenzji dla Lubimy Czytać, gdyż nie rozumiem jak uczciwy człowiek może polecać innym podobnego knota. Przygotowany tekst opublikowałem jako prywatny, również na LC, i co? I tak znalazł się chętny do napisania pozytywnej recenzji oficjalnej, choć już mógł czytać mój tekst i poznać zarzuty wobec „dzieła”, że nie wspomnę o podparciu się wiedzą na temat spraw, o których książka traktuje. Po prostu nie odniósł się do nich w żaden sposób. W przypadku Orła parcie na wypromowanie tej książki widać nie tylko we wspomnianej jakości wydania, ale również we wstępie i posłowiu. Wstępniak pióra Krzysztofa Dudka, Dyrektora Narodowego Centrum Kultury, od razu wydaje się dziwny, bo od kiedy to szef wydawnictwa pisze przedmowę i zarazem ocenia własny produkt. Z posłowiem autorstwa Pawła Korzeniowskiego jest jeszcze gorzej. Tak egzaltowanego i mętnego stylu dawno nie miałem okazji posmakować. A już te mądrości na temat „wojny kolorowej, honorowej, rycerskiej”... masakra! Podobnie jak wywody o wpływie iglicówki na zmniejszenie roli szabli w sztuce wojennej. Tak jakby długi łuk nie odegrał wiekopomnej roli w wojnie stuletniej, że o innych wynalazkach i wojnach nie wspomnę.

Na koniec ciekawostka. Na końcu dzieła zamieszczono notki biograficzne głównych personae dramatis. Wśród nich oczywiście Traugutta. O dziwo jednak nie ma w niej ani słowa o jego niedoszłej świętości. A przecież swego czasu był taki pęd, by go wyświęcić, że wydawał się równie pewnym kandydatem, jak później JPII. W kościele parafialnym w Sadkowicach na ścianach świątyni dyktator powstania jest przedstawiony wraz z kilkoma innymi wybranymi spośród „dziesięciu tysięcy rycerzy męczenników” (kościół jest pod takim wezwaniem),a więc był w pewnym momencie uznawany za jednego z najważniejszych z tego dziesięciotysięcznego grona. A teraz o tym ani słowa... Kto się interesuje historią i polityką, w tym polityką i historią produkcji świętych oraz błogosławionych, ten wie, dlaczego tak się stało, a pozostałym polecam samodzielne rozwikłanie tej zagadki, gdyż prawdziwa historia jest wystarczająco fascynująca i zagmatwana, by się nią zająć, zamiast tworzyć jej alternatywne wersje, zwłaszcza jeśli mają przybrać taki kształt, jak Orzeł i gołębica. Oj, przypomina mi się powiedzenie doktora Strosmajera ze Szpitalu na peryferiach (Nemocnice na kraji města)


Wasz Andrew

tekst wraz z odnośnikami i innym takim opublikowany na http://klub-aa.blogspot.com/2016/09/o-szkodliwym-patriotyzmie-czyli.html

O szkodliwym patriotyzmie czyli
Orzeł bielszy niż gołębica

Lekturą września 2016 w naszym, czyli rawskim DKK* była powieść Konrada T.** Lewandowskiego Orzeł bielszy niż gołębica reklamowana jako utrzymana w klimatach steampunkowych opowieść o alternatywnych losach powstania styczniowego. Już sam tytuł wzbudził we mnie obawy, zalatując z daleka graniem na tanim i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
552
52

Na półkach: ,

Intrygujący pomysł, brawurowo zmarnowany słabym warsztatem pisarskim. Płytcy bohaterowie, których los zupełnie nie obchodzi czytelnika, powierzchowna akcja, poprowadzona w sposób, który trudno nazwać mistrzowskim. I to zakończenie! Beznadziejne przekreślenie całego sensu powstania powieści... co najmniej 2 gwiazdki więcej za pomysł, lubię historie alternatywne, bo ocena samej książki to maks 2-3.

Intrygujący pomysł, brawurowo zmarnowany słabym warsztatem pisarskim. Płytcy bohaterowie, których los zupełnie nie obchodzi czytelnika, powierzchowna akcja, poprowadzona w sposób, który trudno nazwać mistrzowskim. I to zakończenie! Beznadziejne przekreślenie całego sensu powstania powieści... co najmniej 2 gwiazdki więcej za pomysł, lubię historie alternatywne, bo ocena...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1807
895

Na półkach: ,

Przede wszystkim przy tej książce jarał się mój wewnętrzny "społecznik", czyli część która chciałaby usprawnić świat. Książka, która mówi Polakom by wreszcie wzięli się za myślenie, a nie za rozpamiętywanie przeszłości i machanie szabelką? No czad. Dodatkowo świat jest fajnie wykreowany i pozwala przemycić kilka ważniejszych nazwisk, które (nie)pamiętamy ze szkoły.
Niestety, punktem który mnie emocjonalnie najbardziej kopnął to była siostrzenica Łukasiewicza, a chyba nie to było celem książki. Wydaje mi się ona w ogóle za krótka, żeby przekazać myśl, biegnie za szybko. Brakuje mi lepszego wykreowania klimatu, przyjrzenia się życiu. Zwłaszcza pod koniec.
I końcówka jest... zawodzi. Trochę deus ex machina.

Przede wszystkim przy tej książce jarał się mój wewnętrzny "społecznik", czyli część która chciałaby usprawnić świat. Książka, która mówi Polakom by wreszcie wzięli się za myślenie, a nie za rozpamiętywanie przeszłości i machanie szabelką? No czad. Dodatkowo świat jest fajnie wykreowany i pozwala przemycić kilka ważniejszych nazwisk, które (nie)pamiętamy ze szkoły....

więcej Pokaż mimo to

avatar
2174
835

Na półkach:

Choć należę do tych czytelników, którzy totalnie przerzucili się na elektroniczne wersje książek, wciąż istnieje jedna seria wydawnicza, którą chętnie kupowałem w wersji papierowej. Chodzi mi o świetnie wyglądające na półce “Zwrotnice czasu”, o którym to cyklu przypomniałem sobie ostatnio przy okazji awarii czytnika. Robiąc z konieczności przerwę w lekturze kilku tytułów sięgnąłem po ostatni, jak na razie tom serii, napisany przez Konrada T. Lewandowskiego, którego prozę tak naprawdę dopiero odkrywam, głównie dzięki wznowieniu Ksina. I od razu mogę powiedzieć, że tak, jak w swojej najbardziej znanej serii fantasy, tak i w historii alternatywnej człowiek ten spisuje się doskonale - “Orzeł bielszy niż gołębica” to solidna opowieść, która świetnie spełnia swoje zadanie. Po pierwsze daje sporo radości z lektury, z samej historii, a po drugie - i chyba w przypadku tego cyklu ważniejsze - wyzwala w czytelniku pragnienie konfrontowania wydarzeń z książki z tymi prawdziwymi, czyli powoduje wzmożone zainteresowanie powstaniem styczniowym, jego przebiegiem, przyczynami klęski i wpływem na kolejne zrywy narodowowyzwoleńcze.

Całość koncepcji została umieszczona w niezwykle popularnej ostatnimi czasy konwencji steampunk, jednak nie dlatego, że jest to modne, ale dlatego, że pisarz faktycznie miał pomysł genialnie tkwiący w alternatywnym przebiegu rewolucji przemysłowej. Historia zaczyna się w momencie, gdy Królestwo Polskie zostało w pewnej mierze odtworzone z ziem zaboru rosyjskiego, a stało się to możliwe dzięki polskiej myśli technicznej - wynalazkowi za którym stoi Ignacy Łukasiewicz. U nas wynalazca lampy naftowej, u Lewandowskiego wynalazca pędni, siły za którą stoi koncepcja tak zwanych twardochodów, czyli czegoś co najprościej można by nazwać połączeniem lokomotywy z czołgiem, w dodatku takim z wieloma działami. Bohaterem powieści jest młody Edward Starosławski, powracający ze studiów we Francji żołnierz, który staje się bliskim współpracownikiem dwóch postaci, których los w naszej wersji rzeczywistości potoczył się zupełnie inaczej: dyktatora Romualda Traugutta oraz generał Emilii Plater, mocno już zaawansowanej wiekiem, narysowanej w sposób dość romantyczny. Zresztą cały “Orzeł…” z każdej niemal strony uderza romantyzmem, ale nawet czytelnicy, którzy za tego rodzaju sposobem przedstawiania historii (Bóg, honor, ojczyzna, mesjanizm) nie przepadają i tak będą raczej zadowoleni (widzę po sobie).

Poznawanie historii Królestwa Polskiego jest tym ciekawsze, że na scenie pojawia się całkiem sporo postaci znanych z historii. Wróblewski, Olszewski, czy Tesla, choć nie Nikola, a Daniel - jest przyjemnością oglądanie sposobów, w jaki autor postaci historyczne wykorzystał. Jakby tego było mało okazuje się, że zostało otwarte przejście między alternatywnymi rzeczywistościami, i bohaterowie mogą poznać naszą historię powstania styczniowego. I tu następuje wielkie zaskoczenie, bo dotąd interesująca, romantyczna historia pełna przygód, tych mniejszych i tych większych zupełnie niespodziewanie staje się świetnym dramatem. Na ostatnich stronach powieści obserwujemy decyzje, które z tej jednak raczej lekkiej powieści robią coś mocniejszego, coś, co skłania do zadumy, co wywołuje na tyle mocne wrażenie, by uznać “Orła…” za nie tylko powieść rozrywkową, jak “Gambit Wielopolskiego” czy “Wallenrod” z tej samej serii. Niezła jest ta końcówka, wciąż mocno romantyczna, ale i tak niezła, mocne uderzenie, zadane z zaskoczenia. Dobra książka, zdecydowanie polecam.

Choć należę do tych czytelników, którzy totalnie przerzucili się na elektroniczne wersje książek, wciąż istnieje jedna seria wydawnicza, którą chętnie kupowałem w wersji papierowej. Chodzi mi o świetnie wyglądające na półce “Zwrotnice czasu”, o którym to cyklu przypomniałem sobie ostatnio przy okazji awarii czytnika. Robiąc z konieczności przerwę w lekturze kilku tytułów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
690
103

Na półkach:

Żenujące, nawet jak na Przewodasa.

Żenujące, nawet jak na Przewodasa.

Pokaż mimo to

avatar
162
162

Na półkach:

Prostowanie historii.
Ale częściowe i ostatecznie niekonsekwentne.

W alternatywnej rzeczywistości Emilia Plater nie umiera w czasie Powstania Listopadowego, Łukasiewicz nie jest tylko konstruktorem lampy naftowej, ale genialnym wynalazcą. Małe zmiany, a skutki olbrzymie, kiedy powiązane z patriotyzmem bohaterów.
Powstają twardochody, machiny bojowe, trochę przypominające lokomotywy, ale tylko trochę. Bardzo skuteczne w boju, dzięki czemu kampania styczniowa wygląda inaczej. I to Polacy ją rozpoczynają po przygotowaniach, a nie po prowokacyjnej brance. Królestwo Polskie odradza się, wybija na niepodległość, choć walka się nie kończy. Tyran z Petersburga nie odpuści. Musi zniewolić wolne ziemie.
W książce znajdziemy opis działania twardochodów i przekrojowe rysunki. Ładne to jak czołgi. Wzruszające, bo to polska myśl techniczna. Działanie biorę jednak trochę na wiarę, bo bynajmniej nie wczytywałem się w proces tenardyzacji. Gdyby podręczniki fizyczne były tak pasjonujące jak beletrystyka, to wieczorami nie czytałbym powieści.
Nie jeden proces poruszania tych machin piekielnych (bo tak niejako są pokazywane, a na pewno opisywane przez współczesnych w książce) świadczy o doskonałym przygotowaniu do opisania świata przedstawionego. Mamy tajną policję – sztyletników, szerszy plan w postaci watykańskiego oporu wobec innowacji mechanicznych powstańczej Polski, knowania Wiednia i działania Paryża.
Ten podobny do naszego świat, w bardzo wielu aspektach różni się zasadniczo.
Bardzo podobają mi się te różnice świadczące o gruntownym zaprojektowaniu świata i dalej, niejako dowodzące, że on mógłby istnieć. Fajnie, że Autor nie traktuje czytelnika „per noga”.

Ale sam świat to nie wszystko, bo poprzez musi zostać ukazany poprzez jakieś jednostkowe wydarzenia.

Dwie postacie są najważniejsze. To Emilia Plater i Romuald Traugutt, reszta została przedstawiona pobieżnie, oczywiście za wyjątkiem głównego bohatera – młodego porucznika po francuskich akademiach wojskowych oraz jego ukochanej.

Główna oś dzieła to romansowa i szpiegowska, a dokładnie – kontrwywiadowcza działalność naszego oficera, przy okazji kuzyna dyktatora, co ma dość istotne znaczenie dla intrygi. Obydwie płaszczyzny przedstawione są nieszczególnie, szkicowo. Źle nie jest, ale niezbyt głęboko tak w sferze wywiadowczej jak i romansowej.
By nie być gołosłownym. Porucznik umieszczony w urzędzie zajmującym się wynalazkami, znajduje kilka, które sprawdzić się mogą, odkrywa prowokację, po czym nie wie co poczynać. Marazm w akcji. Autor ratuje swego podopiecznego, wygania z pracy trochę sztucznym zabiegiem. Musi, bo nudzący się bohater, to nudzący się czytelnik.
Romansowość. Nasz porucznik wikła się w niezręczną sytuację z dwiema nadpobudliwymi córkami bohatera narodowego. Ten wątek więcej niż zarysowany, po czym ni z tego, ni z owego kuzynek dyktatora rozamoryzowuje się w adiuntantce Emilii Plater.

Świat alternatywny poznajemy za sprawą porucznika, ale siłami w nim sprawczymi są Plater i Taugutt. Mamy po prostu niespójność. Porucznik to młokos i jak to młokos – postrzelony, wydarzenia obok są nazbyt ważkie. Autor trochę niedopasował głównego bohatera do opisywanego świata.

Bardzo mi jednak konstrukcja tego świata odpowiada. I nie tylko w tym zakresie, ze mamy Watykan, Wiedeń i spiski międzynarodowe, ani to, że dostajemy opis tenardyzacji i użycia twardochodów, ani nawet bitwy ukazane bardzo smacznie. Podoba mi się przede wszystkim to, iż mentalność tamtych Polaków różni się od naszej, a język, jakim się posługują jest im właściwy. Dzięki temu ten odmienny świat poznajemy pełniej, pod warunkiem, że nie będziemy stawiać mu oporu, a damy się unieść prądowi. Wtedy proces ten zachodzi wyjątkowo płynnie.

Tyle, że nie podoba mi się zakończenie.
To pójście na łatwiznę. Po napięciu jakie stwarza Autor nie ma wygaszenia w finale albo wyjątkowo mocnej puenty. Zakończenie oszukuje aktem poświęcenia Traugutta. Czego w nim brak? Przede wszystkim tego, że z czworga ważniejszych bohaterów, czyli Emilii Plater, porucznika i jego ukochanej, dyktatora Powstania poznajemy najsłabiej. Owszem, dowiadujemy się, ze to chrześcijanin, ale obserwujemy go mało. Ponieważ go mało potrzeba byłoby jakiegoś tricku.
Chociażby takiego jak w „Seksmisji”, kiedy to bohaterowie wydostają się na powierzchnię, a tam Apokalipsa. Nieprawdziwa, bo zakłamana atrapą, malunkiem, który można rozciąć nożem i hasłem, że dość tych ciuciubabek. W takich sytuacjach złamanie konwencji działa bardzo odświeżająco. Lewandowskiemu się nie udało, bo dyktatora czujemy słabo, a konwencję utrzymał.
Szkoda.

Piszę i piszę, a w zasadzie od początku tej recenzji borykam się tylko z jednym zagadnieniem:
ile dać oczek?
Bo czyta się przyjemnie. Nawet nad wyraz, ale wielkie dzieło to nie jest. Choć pocieszające. Takie współczesne pokrzepianie serc. Ale nie formatu sienkiewiczowskiego.
I co zrobić, bo choć opisanie świata doskonałe, to przedstawienie bohaterów, a nade wszystko ich prowadzenie, takie sobie?
Waham się. Bardzo się waham miedzy siedem, a osiem.
Ale ten świat jednakże pełny i niezwykle rzetelnie ukazany.
To niech będzie:
osiem.

Prostowanie historii.
Ale częściowe i ostatecznie niekonsekwentne.

W alternatywnej rzeczywistości Emilia Plater nie umiera w czasie Powstania Listopadowego, Łukasiewicz nie jest tylko konstruktorem lampy naftowej, ale genialnym wynalazcą. Małe zmiany, a skutki olbrzymie, kiedy powiązane z patriotyzmem bohaterów.
Powstają twardochody, machiny bojowe, trochę przypominające...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1338
673

Na półkach: , ,

Bardzo lubię historie alternatywne. Do tej jednak książki zabierałem się z ciężkim sercem. Może dlatego, że powstanie styczniowe nie należy do moich ulubionych fragmentów historii Polski. Zaskoczenie było więc duże i bardzo pozytywne. Zawsze chętnie poczytam o tym jak lejemy moskali. Książka napisana lekkim nie wymuszonym stylem. Do tego dobrze nakreśleni bohaterowie plus dynamiczna fabuła. To wszystko złożyło się na naprawdę bardzo udaną powieść. Może odrobinę rozczarowało mnie zakończenie, ale właściwie trzeba powiedzieć, że było jednak bardziej realne. Książka dopracowana pod każdym względem. Szkice machin bojowych i dodana gazeta (na końcu książki) z epoki to prawdziwe perełki. Polecam.

Bardzo lubię historie alternatywne. Do tej jednak książki zabierałem się z ciężkim sercem. Może dlatego, że powstanie styczniowe nie należy do moich ulubionych fragmentów historii Polski. Zaskoczenie było więc duże i bardzo pozytywne. Zawsze chętnie poczytam o tym jak lejemy moskali. Książka napisana lekkim nie wymuszonym stylem. Do tego dobrze nakreśleni bohaterowie plus...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    149
  • Przeczytane
    83
  • Posiadam
    29
  • Fantastyka
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • 2013
    3
  • Steampunk
    3
  • Ulubione
    2
  • 2015
    1
  • Ebook
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Orzeł bielszy niż gołębica


Podobne książki

Przeczytaj także