Słowo i miecz

Okładka książki Słowo i miecz
Witold Jabłoński Wydawnictwo: superNOWA Cykl: Słowo i miecz/Słowiańska apokalipsa (tom 1) fantasy, science fiction
648 str. 10 godz. 48 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Słowo i miecz/Słowiańska apokalipsa (tom 1)
Wydawnictwo:
superNOWA
Data wydania:
2013-03-10
Data 1. wyd. pol.:
2013-03-10
Liczba stron:
648
Czas czytania
10 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788375780406
Tagi:
powieść polska--21 w. słowiańska fantasy Polska--11 wiek
Średnia ocen

                6,4 6,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Słowo silniejsze od miecza



594 17 44

Oceny

Średnia ocen
6,4 / 10
247 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1232
119

Na półkach: , , , ,

Ilekroć sięgam po książkę wykorzystującą rzekome motywy ze słowiańskich wierzeń, tylekroć później przeklinam się za naiwność, że może to coś naprawdę godnego uwagi. I jak tym razem do około połowy sądziłam, że całość zasłuży chociaż na dwie gwiazdki – bo w przypadku „Kiedy Bóg zasypia” Dębskiego wszystko opadło mi tak bardzo, że nie byłam w stanie napisać nawet zdania opinii – tak przebrnąwszy po trudach i znojach do końca, najchętniej zastosowałabym ujemną skalę ocen, a autora oraz wydawnictwo wysłała na karne zalesianie terenu, by w jakimś stopniu odrobili straty w drzewach, które stały się nośnikiem tego „dzieła”.

Co jest tutaj nie tak? Wszystko. Zatem po kolei, okraszone czasem cytatem.

„Dzieło” rozpoczyna się od bitwy pogańskich Mazowszan z oddziałami chrześcijańskich paladynów (sic!) w służbie Kazimierza Karola (czyli Odnowiciela). A później następuje dwutorowa retrospekcja i jest już tylko gorzej. W zasadzie od początku nie udało mi się pozbyć wrażenia, że czytam streszczenie gry komputerowej; literaturą w żadnym razie nazwać tego nie można. Styl autora jest tak suchy, a warsztat tak niewyrobiony, że nie byłam w stanie uwierzyć, że pan Jabłoński ma na swoim koncie już pokaźną liczbę popełnionych książek. Nie dostajemy tutaj opisów, tylko relację; zamiast coś pokazać, autor pisze wprost jak krowie na rowie - jak gdyby książka pozostała szkicem, połączonymi notatkami sprzed napisania powieści. Żeby przypadkiem nie zastosować powtórzenia, występują gęsto kuriozalne synonimy; żeby styl brzmiał bardziej „z epoki”, nastąpiła próba archaizacji - nie muszę wspominać, że całkowicie nieudana - zatem wszystko jest „wraże”, a w ramach przekleństw dostaniemy m.in. „kozojebcę”.

Fabuła? Po co komu fabuła! Mamy tezę; nie, to też za dużo powiedziane - to po prostu perfidny hejt na chrześcijaństwo - oraz dynastię Piastów – w tym chorobliwy antyklerykalizm. Autor sięga do czasów historycznie tajemniczych, co do których istnieje wiele hipotez, najczęściej kojarzonych powierzchownie z tzw. reakcją pogańską - i pod koniec podaje także bibliografię, na jakiej się oparł. Niestety, świadczy to tylko na jego niekorzyść. Zaznajomiwszy się z taką literaturą, stworzyć coś takiego…
Jedynym konfliktem, który występuje w tym „dziele” w sposób zarysowany aż karykaturalnie jest walka niesamowicie złego chrześcijaństwa z niesamowicie wspaniałym pogaństwem. Wedle prywatnej wizji autora Mieszko I i Chrobry chyba nic innego nie robili, tylko chrzcili lud na potęgę, ale już pal licho - brak tutaj konsekwencji. Mamy więc w tekście stwierdzenia, że tolerancyjnym poganom nigdy w życiu nie przyszłoby do głowy nawracać kogokolwiek na swą wiarę ogniem i mieczem, bo niechaj każdy wierzy, w co ma ochotę - a chwilę później do obrzędu potrzeba już czaszki chrześcijanina, a do zabijania wstrętnych wyznawców Chrystusa wzywa się pomocy bóstw. „Nasi bogowie żądają teraz świeżych ofiar z wyznawców Jezu Krysta", "- Na młot i ogień! Najwyższa pora użyźnić glebę krwią krystowierców! - Matka Ziemia lubi ją pić - dodała Żywia. - Będziemy mieć lepsze zbiory".

Oto drobna próbka obrazu chrześcijan wytworzonego przez autora:
„Ojciec Marcjalis, krzywousty i z lekka garbaty staruch, przemawiał ledwie zrozumiałym bełkotem, strzykając przy tym obficie śliną, ale zawsze tonem wielce surowym. Odnosił się zarówno do pani domu, jak i do wesołych dworskich niewiast z nieskrywaną niechęcią, mrucząc pod nosem, że są naczyniami grzechu."
Nie muszę chyba dodawać, że rzeczony Marcjalis również śmierdzi, ponieważ myć się to grzech, a zakonnice w „dziele” mają wąsy i wszystkie są brzydkie oraz seksualnie niespełnione. Epizodycznie występujący chrześcijanie to po prostu pałające żądzą krwi przygłupy („W oczach miał niesamowity żar, jaki dają tylko rozkosze fanatycznego samoudręczenia i błogosławieństwo zabijania pogan"; „Ubóstwo oraz wychudła, tykowata postura i końskie, nad wyraz szpetne oblicze nie przyciągały spojrzeń dworskich dam, z płatnymi zaś dziewkami nie grzeszył, bojąc się wiecznego potępienia. Szczególną cześć okazywał Maryi, dla której często się biczował i zalewał łzami w ekstazie”). Księża to także zdegenerowani, zboczeni pedofile („Pewnego razu obrzydliwie śmierdzący stary cap z siwą brodą do pasa, nie mogąc dłużej znieść grzesznej pokusy, przewrócił młodzika na kuchenny stół i zadarł habit, by ulżyć sobie na jego niewinnej żopie”). Dostajemy też duchownego żydowskiego pochodzenia - w tej roli biedny opat tyniecki Aron - który dywaguje na temat napletka Jezusa oraz wspomina rzeź, z której cudem go wyratowano - nastąpiła na początku XI wieku, zgotowana oczywiście przez chrześcijan, którzy „krzycząc z wielką radością: „Hosanna! Alleluja!”, wdarli się do kamienic i zaczęli mordować Żydów, plądrując i grabiąc, co się dało”. Ech, żydowskie kamienice są takie odwieczne.

Przechodząc do postaci odgrywających ważniejsze role… no cóż, są nie mniej karykaturalne niż powyższe próbki. Jedną z linii retrospekcji stanowi nic innego jak tzw. quest, trzeba więc zebrać drużynę. Nieśmiało napomknę, że brak tutaj jakiegokolwiek pogłębienia psychologicznego, a postacie to po prostu imiona i pewne cechy, zaprogramowane działania. I tak oto:
- Dziewanna/Donata/Żywia - piękna kapłanka Mokoszy, każdy jej pragnie, mimo różnicy wieku; jest mądra i Widząca - co nie przeszkadza w popełnianiu głupot i braku pojęcia, co robić; czasem odgryzie się Śmiertelną Ripostą; ofiara gwałtu Chrobrego (o Chrobrym zaraz, niżej), matka Miecława, kochanka Mieszka II - dużo funkcji, bo to i jedyna kobieta licząca się w „dziele”.
- Andaj - tajemniczy, milczący wajdelota, myśliwy, przedstawiciel Ludu Drzewa, Jadźwingów; rozmawia z koniem-druhem, synonimicznie zwanym „kucykiem”.
- Widun - kapłan Welesa; jest mądry.
- Wojbor - kapłan Peruna; jest waleczny.
- Ślaz - kapłan Strzyboga; jest gruby.
- Mścigniew - zmienia się w misia; jest.
Drużyna, jak to drużyna, podróżuje (w chwilach zagrożenia często teleportując się do Nawii), odblokowuje kolejne poziomy w celu wypełnienia zadania. Czasem potrzeba artefaktu, czasem hasła, czasem zabicia potworów (tutaj zaklęcia, inkantacje, siła woli, płomienie oraz inne liczne atrakcje), są i zagadki od bóstw (ich poziom taktownie przemilczę). Pojawia się także przewodnik-pomocnik. Wielki gacek.

W drugiej linii retrospekcji mamy subiektywne spojrzenie na historię Polski i Piastów. Na czoło wysuwa się tutaj Bolesław Chrobry, „stary, lecz jurny cap”, którego głównym zadaniem jest gwałcenie. Oto przykład niesamowitej głębi psychologicznej, czyli przemyślenia pierwszego króla Polski na widok wspomnianej już Dziewanny/Żywii:
„Wcale gładka dziewuszka - zauważył monarcha z lubieżnym grymasem - jak świeżo zroszona łączka... Chętnie przeorałbym jej dziewicze wdzięki...
Rozmarzył się na chwilę. Był krzepkim czterdziestolatkiem i jak większość mężów w tym wieku, potrzebował odmiany po dwudziestu z górą latach przykładnego małżeństwa z dobrą, potulną Emnildą. Zasmarkane, brudne dziewki, gwałcone podczas krwawych orgii w zdobytej Pradze, nie dały mu zadowolenia. Pragnął delikatnej, bezbronnej istotki, której odebrałby niewinność, na zawsze brukając ją grzesznym piętnem. Czuł przypływ męskiego wigoru na samą myśl o czymś tak rozkosznie występnym”.
Ruska Przecława (Predysława w książce) zostaje wtrącona do lochu i tam - oczywiście nago - zakuta w kajdany, by w tak miłych okolicznościach przyrody mogła dostępować kolejnych gwałtów. Ale co tam kapłanka Mokoszy i ruska księżniczka - skoro dzięki aluzji dowiadujemy się też, że Chrobry i własnemu synowi, Mieszkowi II, gwałtu nie oszczędził. A Kazimierz Odnowiciel jest szkolony w zakonie na paladyna.

Co jakiś czas autor raczy nas też filozoficznymi przemyśleniami na miarę np.:
"Dwaj młodsi uczestnicy wyprawy niczego nie zauważyli, jak ogromna większość mężczyzn niewrażliwi na kwestię drgnień kobiecej duszy i skomplikowanych odcieni niewieścich emocji. Mścigniew nie miał w ogóle żadnego pojęcia o tych sprawach, uważał jedynie, że babie trzeba złożyć bogate dary, a potem jej odpowiednio „dogodzić”, aby była szczęśliwa i obdarzała mężczyznę czułością. Ostatecznie był tylko niedźwiedziem w ludzkim ciele".

Wypadałoby wrócić do kwestii, od której zaczęłam, czyli motywów ze słowiańskich wierzeń. Autor przytacza jedną z wersji mitu kosmogonicznego i to by było na tyle, jeśli chodzi o czerpanie z naszych prawdziwych tradycji (niestety, mit opowiada kapłan osobie, która - żyjąc w tej społeczności - musi go dobrze znać, więc po raz kolejny braki warsztatowe autora zostają obnażone). Resztę wymieszano z bzdurami, a to gorsze niż same bzdury. Mamy tutaj podział na złych i dobrych bogów, jakiego pogaństwo nie znało, wymyślone genealogie bóstw (oraz ich, w pewnym sensie, rozmnożenie) na modłę innych panteonów, olbrzymy, krasnoludy, skrzaty oraz malutkie wiły o tęczowych skrzydełkach - jakby wróżki - zaczerpnięte z wierzeń germańskich. Co więcej, autor pokusił się o zaprezentowanie mitu nordyckiego przemalowanego na słowiański - zmienił imię Thora na Swarożyca, Odyna na Welesa, i gotowe. W wypadku nadania imion olbrzymom, poza wykorzystaniem Wyrwidęba i Waligóry, inwencja sięgnęła tak dalece, by stworzyć Łamignata, Piwożłopa i Trzeszczykarka.

Ach, no i wisienka na torcie. „Dowalenie” pisarzom historycznym.
„- Wyjmijcie knebel mężczyźnie - polecił Lucjusz Bunschowi i Gołubowi, którzy trzymali skrępowanego więźnia. - Posłuchajmy, co ma nam do powiedzenia ten wyznawca demonów. Uważajcie jednak, by nie rzucił na was klątwy.
- Z całym szacunkiem, ojcze wielebny, może najpierw byśmy przypiekli dzieciaki? - zaproponował usłużnie Parnic. - To zawsze rozwiązuje języki rodzicom...
- Słusznie prawisz, druh - poparł go grubym basem Gołub. - Pomnisz, jak my pod Radogoszczą rozrywali końmi Wieleckie szczeniaki? Ot, była igraszka! - zapewnił, szczerząc się wesoło na samo wspomnienie.
- Dobra zabawa - potwierdził Parnic. - Baby wyły jak wilczyce, starzy wojowie płakali jak bobry... Przyjemnie było patrzeć.
- Ja bym wziął na początek kobitkę - zasugerował Bunsch. - Skoro to czarownica, wygolimy jej zaraz głowę i srom - dodał, rozmarzony lubieżnie - a potem przypalimy cycuszki. (…)
Kraszew, dumny z wyniesienia, wziął z paleniska płonącą żagiew i fachowo podłożył ogień pod stos, który wkrótce buchnął wysoko. Trzask pękających polan i kneble w ustach stłumiły rozdzierające jęki skazańców."
Panie Jabłon(‘ski) - zanim pan zaczniesz tak żenująco szydzić sobie z pisarzy, najpierw sam pan napisz coś przynajmniej w ćwierci tak dobrego, jak oni. Jakoś nie podejrzewam, by kiedykolwiek to nastąpiło… a taki chwyt jest niesamowicie niski i brak słów odpowiedniego komentarza. Pytanie tylko: a gdzież Sienkiew?

I wbrew pozorom nie jest najgorsze to, że nieuświadomiony czytelnik może dostać w swoje ręce taki bezwartościowy – a wręcz szkodliwy – wytwór, rozpowszechniający znowu bzdury o Słowianach. Najgorsze jest zdecydowanie to, że podobno druga część „dzieła” czeka już na druk… Apage, Satanas!

Ilekroć sięgam po książkę wykorzystującą rzekome motywy ze słowiańskich wierzeń, tylekroć później przeklinam się za naiwność, że może to coś naprawdę godnego uwagi. I jak tym razem do około połowy sądziłam, że całość zasłuży chociaż na dwie gwiazdki – bo w przypadku „Kiedy Bóg zasypia” Dębskiego wszystko opadło mi tak bardzo, że nie byłam w stanie napisać nawet zdania...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    566
  • Przeczytane
    301
  • Posiadam
    132
  • Fantastyka
    21
  • Chcę w prezencie
    15
  • Teraz czytam
    15
  • Ulubione
    11
  • Fantasy
    9
  • Słowianie
    4
  • Polska
    3

Cytaty

Więcej
Witold Jabłoński Słowo i miecz Zobacz więcej
Witold Jabłoński Słowo i miecz Zobacz więcej
Witold Jabłoński Słowo i miecz Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także