Brak złudzeń Marcin Pietraszek 5,9
ocenił(a) na 611 lata temu Na biurku przede mną leży debiutancka powieść Marcina Pietraszka – Brak złudzeń. Z kolorowej okładki spogląda na mnie jakby nieco przerażone oko. Czyżbym czytając tę niezbyt grubą książkę miał spojrzeć w siebie? Powinienem się bać?
W minirecencjach możemy przeczytać, że „Brak złudzeń jest odtrutką na lukrowane różową polewą, hurraoptymistyczne książki…” i sam nie wiem, czy mnie to zachęca, czy zniechęca do debiutu Pana Marcina, a to dlatego, że rzadko trafiam na tego typu „przesłodzone kremówki”.
Autor opowiada historie dwóch mężczyzn – psychoterapeuty Zygmunta oraz jego byłego klienta Walentego. Spotykają się po latach w kawiarni i obaj mają nadzieję na zmianę swojego życia. Jednak w pewnym momencie dzieje się coś nie po ich myśli, co rozpoczyna drogę do... Nie będę zdradzał zakończenia, dodam jedynie, że punktem zwrotnym w obu historiach jest seks.
W książkę musiałem się wczytać, ponieważ na początku nie mogłem przyzwyczaić się do przeskoków z narracji trzeci osobowej na pierwszoosobową, która dodatkowo została rozbita na dwóch bohaterów. Również dialogi pozbawione didaskaliów wprowadzają pewne zamieszanie. Jednak gdy już wczułem się w rytm, to zrozumiałem, że zabiegi ten w istocie nie mają większego wpływu na odbiór, bo tak naprawdę nie zanurzyłem się w historię dwóch mężczyzn, co raczej w indywidualny i zbiorowy Cień, który wyprodukowała nasza kultura. W pewnych momentach było mi wszystko jedno kto wypowiadał daną kwestię, bardziej interesowały mnie spostrzeżenia autora, a te były coraz ciekawsze z każdą przeczytaną stroną. Marcin, ustami bohaterów raczy nas przemyśleniami na temat kondycji człowieka, głównie mężczyzny w XXI wieku, czytamy o samotności, nadziei, smutku, potrzebie miłości, a więc tematach uniwersalnych i eksploatowanych, a mimo to ciągle znajdujemy coś nowego. Myślę, że te problemy, chociaż wspólne wszystkim ludziom, to jednak przyjmują różną postać u każdego z nas, ale również zależą od czasów, w których się manifestują - a przykład pięćdziesiąt lat temu nikt nie wpadłby na to, że bliskości z innym człowiekiem możemy szukać przy pomocy Internetu. Autor w trafny sposób opisuje paradoks brzydoty oraz takie hipermarkety próżności, jak na przykład portale towarzyskie. Jednak czasami niepotrzebnie „rozwadnia” swoje spostrzeżenia statystykami i suchymi, naukowymi „faktami”, jakby chciał się uwiarygodnić.
Opowiedziane historie, choć skrajne, to jednak pokazane w sposób prawdziwy, a wszystko za sprawą realistycznego przedstawienia psychologicznej rzeczywistości bohaterów. Zostajemy wciągnięci przez ich światy i choć domyślamy się, że wszystko zmierza w tragicznym kierunku, to mimo wszystko czytamy dalej, gdzieś wewnątrz tli się nadzieja, że może jednak będzie dobrze… W pewnym momencie zaskoczony zauważyłem, że książka wywołuje we mnie podobne uczucia do tych, jakie miałem podczas oglądania „Domu złego” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego – choć ukazane są sytuacje skrajne, to jednak w taki sposób, że nie możemy przejść obok nich obojętnie.
Czy jest to debiut udany? Jak najbardziej, choć zachęcam autora do większej odwagi - ma dużo do powiedzenia i robi to w zręczny sposób. Na tyle zręczny, że nie poleciłbym tej książki każdemu. Osobom z zaawansowaną depresją odradzam sięganie po Brak złudzeń, ponieważ dla nich książka wcale nie będzie odtrutką, podsuwa na myśl nielubiane w naszej kulturze pytanie: czy aby życie na pewno jest dla wszystkich?