Wonder Woman: Prawda Greg Rucka 6,7
Lubię jak się coś wymyśla na nowo i jest to równie dobre lub lepsze od tego co było. Tylko, że tu tego nie ma. Mamy istne trzęsienie ziemi, które olewa wszystko co było do tej pory, jednocześnie oferując coś co skwituję tylko soczystym "meh". Oraz ignorując serię, którą ubóstwiam, więc od początku robi to ze mnie osobę mocno subiektywną...
Wonder Woman straciła zmysły. Wymaga nieustannej pomocy, a ktoś poluje na nią i Steve'a. Parze udaje się uciec, ale pozostaje kwestia pomocy byłej bogini wojny, aby była gotowa do działania. Szkopuł w tym, dlaczego się tak stało? Okazuję się, że Dianę oszukiwano od momentu, kiedy tylko opuściła po raz pierwszy Temiscirę. I nigdy tak naprawdę tam nie wróciła. Jaki z tego wniosek?
Taki, że świetny run Briana Azzarella to już teraz fikcja, która była iluzją życia Diany. A to wszystko za sprawą bogów, którzy również tutaj pojawią się z własnym planem. Dodatkowo mamy tu pewną kobietę, która ma własny plan w który angażuje nieszczęsną Barbarę, która jakiś czas temu uwolniła się od Cheetah. Niestety nie na długo, bo mamy tu kolejną nietrafioną decyzję.
I tak do finału, który co prawda wiele tłumaczy, ale nie trafia do mnie, chociażby tak jak poprzedni tom. Nieszczęśliwie nawet kreski użyte tutaj trącą naftaliną i zwyczajnie część tego tomu wygląda bardzo brzydko, jak na jedno z flagowych marek DC. Niemały krok w tył dla całej serii.