Tom pierwszy - super, znowu jestem dzieciakiem, oglądam LOST na TVP i mózg pracuje na najwyższych obrotach, próbując rozkminić, o co w tym wszystkim, do cholery, biega. Fajnie budowana tajemnica, umiejętnie dawkowane odpowiedzi, ciekawi bohaterowie, wprawna narracja. Jest wszystko - 8/10 lekką ręką.
Tom drugi - ekwiwalent tej słynnej sceny, w której Locke próbuje przenieść wyspę, a ja wysiadam z hype trainu i porzucam serial. Tom przegadany, wtórny - kręcimy się w kółko (serio dzieje się to samo, tylko w trochę innej kolejności - zeszytów 7-10 mogłoby nie być); bohaterowie podejmują naiwne decyzje, plot twisty nie szokują, odpowiedzi nie satysfakcjonują. 6/10
Ocena dla całej serii (a właściwie: dla cyklu pierwszego) - 7/10
https://www.instagram.com/polishpopkulture/
Pierwszy album "Miłego domu nad jeziorem" był dla mnie prawdziwym odkryciem, tym bardziej, że Jamesa Tyniona IV kojarzyłem raczej z superbohaterskich serii DC. Ciekawa historia, chociaż czerpiąca garściami z innych dzieł popkultury, wciągnęła mnie momentalnie. Mimo mnogości bohaterów dało się dość szybko połapać kto jest kim i powoli odkrywać zależności pomiędzy poszczególnymi postaciami. Tym razem pod kątem graficznym jest jakoś inaczej, mniej czytelnie, a do tego dochodzi dużo przeskoków w czasie - zarówno do przeszłości, jak i przyszłości. Momentami ciężko się połapać, który z bohaterów tej historii prowadzi monolog. Sama historia też trochę siada, gdzieś ginie to misternie budowane napięcie, którego było sporo w pierwszym albumie. Akcja mknie do przodu i pewnie gdyby aktualne wydarzenia nie były poprzecinane wspominkami z przeszłości, czy monologami z przyszłości to tej treści nie byłoby tutaj zbyt wiele. Wiem, że "dodatki" wzbogacają świat wykreowany przez scenarzystę i pozwalają lepiej poznać bohaterów, ale jest ich tutaj zdecydowanie za dużo. Przez to mój odbiór drugiego tomu też jest słabszy, bo jeżeli coś miało mną wstrząsnąć w tej serii to miało to już miejsce w pierwszym albumie, a tutaj jest już niestety bez większych zaskoczeń.