7 książek o przemijaniu, które musisz przeczytać tej jesieni
Czy zdążyła już obudzić się w was melancholia? Refleksja nad przemijaniem? Chęć wpatrywania się w okno? W smutne wierzchołki nagich drzew? Doskonale. Dorzućcie do kompletu poniższe książki, a ta jesień – wraz z nadchodzącą zimą – będzie najpiękniejsza. Obiecuję.
Za oknem jakby ciemniej i pumpkin spice latte przestało być gwarantem dobrego nastroju?
Cóż, idzie zima i nic się na to nie poradzi. A zima to czas opowiadania historii, czas długich i ciemnych wieczorów, czas zatrzymania, wytchnienia, wsłuchania się w głos wiatru i umierającej przyrody. I warto przygotować się do niej należycie.
Z tej okazji mam dla was 7 przepięknych książek o przemijaniu, które w tym sezonie napełnią was ciepłem. I kto wie, może uronicie nawet łezkę.
Jesienne książki o przemijaniu
„Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, Marcin Wicha (Karakter)
Pokochałem tę książkę z „m” niemieszczącym się na okładce. Czy też z „m” wchodzącym do jej wnętrza. Interpretację pozostawiam wam.
Pomysł jest prosty – autor musi posprzątać mieszkanie po zmarłej matce. Czy raczej: zmierzyć się z rzeczami, które po sobie zostawiła. Jednocześnie mierzy się z własną pamięcią, próbując odtworzyć obraz swej żydowskiej matki. Skupiając się na rzeczach, pisze elegię. Próbuje przy tym, by tak rzec, unieść czułość.
Wicha „pisze o czułości, której na co dzień się wstydzimy, i robi to w taki sposób, że wstydzić się nie ma za co” – powiedział w laudacji towarzyszącej przyznaniu Nagrody Literackiej „Nike” 2018 Marek Zaleski. Pisze bez sentymentalizmu, którego, jak twierdzi, matka nie znosiła. Nie stacza się w rzewność, nie popada w sentymentalny kicz.
Wyjątkowa, oszczędna forma „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” okazuje się niezwykle pojemna. Wicha kreśli nie tylko świadectwo żałoby, ale i życia inteligenckiej rodziny w czasach PRL-u, żydowskich historii, łączy świat stary i nowy, a pomostem często są tu książki.
Chciałoby się powiedzieć: bierzcie z tego wszyscy. Czytajcie i płaczcie.
„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, Mateusz Pakuła (Nisza)
Debiutancka powieść Mateusza Pakuły to walka o prawo do eutanazji. A przynajmniej – o rozpoczęcie poważnej debaty w tej sprawie.
Pakuła mierzy się ze śmiercią ojca. Z tym że, w przeciwieństwie do Wichy, przeprowadza nas przez nią, opisuje wściekłość i bezsilność towarzyszące chorobie, odnajdywanie w sobie czułości – i odnajdywanie jej u ojca [„Tata mnie obejmuje, mocno ściska. Po trzymaniu za rękę, głaskaniu i całowaniu po twarzy (na pożegnanie przed moimi wyjazdami, na dobranoc) to kolejna fizyczna granica, która zostaje przekroczona, a właściwie zniesiona. Zasypia wtulony we mnie, jakby to on był moim synem. A właściwie jakby był moim małym synkiem”].
Książka Pakuły, na poły esej, na poły dziennik, z fragmentami dramatu, to zapis walki z samym sobą, z próbami wyjścia naprzeciw prośbom umierającego ojca. „Czy mam go udusić poduszką? Czy mam go udusić poduszką? Tak, jestem gotów, będę mordercą swojego ojca. Dobrze. Dam radę. Dam radę. Muszę go udusić, no już dłużej nie mogę słuchać tych wyć”.
I kapitulacji: „Nie zabiłem go szybko i bezboleśnie, nie udusiłem go poduszką, nie zakatrupiłem go we śnie, nie podałem mu śmiertelnej dawki morfiny, nie podciąłem mu żył, nie strzeliłem mu w łeb. Jak bardzo żałuję? Nie potrafię określić rozmiarów żalu, głębokości tej przepaści”.
To nade wszystko krzyk. Krzyk pełen złości. Głos w walce o dobrą śmierć. I świetna literatura.
„Dolina Muminków w listopadzie”, Tove Jansson (Nasza Księgarnia)
„Dolina Muminków w listopadzie” to ostatnia część cyklu. Najpoważniejsza, najsmutniejsza, najbardziej mroczna. I – być może – najdziwniejsza. Dlaczego? Otóż nie ma w niej Muminków. Są w podróży. Do szarej i smutnej Doliny ściągają za to inne postacie. Co jedne to bardziej pogubione, przygnębione, pozostawione same sobie, zmagające się ze swoimi lękami i obsesjami.
W „Dolinie Muminków w listopadzie” spotkamy: Włóczykija, Filifionkę, Paszczaka, Mimblę, Homka Tofta i Wuja Truja.
Ostatni tom cyklu w pełni pokazuje geniusz Jansson. Psychologiczna głębia aż bije od tej – zdawałoby się dziecięcej – prozy. Bo choć bohaterowie mają pyszczki i łapki i noszą urocze imiona, „Dolina Muminków w listopadzie” odkrywa przed nami wspaniałą złożoność relacji międzyludzkich.
Jest nieco klaustrofobicznie, duszno – i pięknie.
Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
„Chwile wieczności”, Kjersti Anfinnsen (ArtRage)
Z „Chwilami wieczności” spędziłem co prawda lato – czy może późną wiosnę? – i choć było doskonale, książka Anfinnsen, opowieść o czterech ścianach, starości, nieuchronności losu, powolnym zmierzaniu ku śmierci, umiarkowanie pasowała do rodzącego się za oknem życia. Doskonale będzie rezonować za to z listopadem.
Narratorką dwóch mikropowieści, które składają się na „Chwile wieczności”, jest Birgitte, była kardiochirurżka. Birgitte żyje od bardzo dawna. Niemal wszyscy, których znała, już nie żyją, a swoje życie uważa za „wyludnione”. Samotność, stwierdza tymczasem, to jedna z najbardziej odrażających rzeczy na świecie, w wyniku której człowiek zatraca siebie.
Birgitte zastanawia się, czy przed końcem zdąży jeszcze oślepnąć. Jeśli tak – czy przyzwyczai się do znajdowania przedmiotów w ciemnościach. Schodzenia po schodach, nie widząc przed sobą stopni. Wreszcie – do jeszcze większej, przytłaczającej wprost nudy.
No tak, brzmi to dość przytłaczająco, ale przecież, gdy się tak zastanowić, powieść ma w sobie coś z wiosny. „Chwile wieczności” to również – a może przede wszystkim? – opowieść o nierezygnowaniu z marzeń. O późnej miłości. I o pogodzeniu się z życiem.
Do tego dołożyć należy błyskotliwą ironię, gorzki humor i inteligencję narracji. Wybierając „Chwile wieczności”, z pewnością nie przestrzelicie.
„Kucając”, Andrzej Stasiuk (Wydawnictwo Czarne)
Miniaturka od Stasiuka. Drobinka. Kruszynka. Jakże kunsztowna.
Zbiór publikowanych wcześniej tekstów – przeróżnych: felietonów, opowiadań, fragmentów powieści – poprzedza cytat z „Portretu cywilizowanego” Emila Ciorana: „Zawszeni i pogodni, powinniśmy trzymać się towarzystwa zwierząt, kucać sobie u ich boku jeszcze przez tysiąclecia, wdychać woń stajni raczej niż laboratoriów, umierać z chorób, a nie z lekarstw, kręcić się wokół naszej pustki i łagodnie w nią zapadać”. I doskonale nadaje charakter całej książce.
A książka to przedziwna. Jak przyznał Stasiuk, nie tyle jego dzieło, ile redaktorki Magdaleny Budzińskiej. Co łączy te teksty? Ano powrót do natury właśnie. Przyglądanie się. Refleksja. Namysł.
Bo przecież jesteśmy zwierzętami, chociaż ze wszystkich sił staramy się o tym zapomnieć. Nieustannie się przebieramy, myjemy bez końca i wciąż paplamy, stłoczeni przy stołach we własnym towarzystwie, bo wydaje nam się, że tak wygląda życie człowieka. A jesteśmy bydlętami i czasem powinniśmy zakosztować ciszy i samotności.
Szukacie innego sposobu doświadczania świata? Łapcie za „Kucając”.
„Droga”, Cormac McCarthy (Wydawnictwo Literackie)
A może tak opowieść o końcu świata?
„Droga” opowiada o przemijaniu w formie nieco odbiegającej od powyższych. Bo przemija tu cywilizacja.
Świat, który znamy, w zasadzie przestał istnieć. Jego ostatnim śladem są walające się po ulicach strzępy starych gazet. W zgliszczach dawno minionej rzeczywistości trudno dojrzeć zwierzę czy choćby najmniejszego ptaka. Największym zagrożeniem dla człowieka jest drugi człowiek. Ludzkość przemieniła się w stado zdziczałych kanibali.
W martwym świecie, w piekle apokalipsy spełnionej, spisanej po mistrzowsku dłonią McCarthy’ego, znajdziemy ojca i syna – dwie postacie wyruszające w pełną niebezpieczeństw drogę w nieznane. Dwie postacie, w których mimo powszechnego braku nadziei i panicznego strachu nadal tli się miłość.
„Droga” stanowić może garść światła w listopadowym mroku.
„Stoner”, John Williams (Filtry)
„Stonera” polecałem wam już kilkakrotnie, ale coś każe mi wspomnieć go raz jeszcze. Bo i gdy tylko przysiadłem nad słowem „przemijanie”, powieść Johna Williamsa pojawiła się w głowie jako pierwsza.
To powieść flaubertowska, z pozoru banalna, bo William Stoner ot, poszedł na uniwersytet, został nauczycielem, nauczał i umarł. Nic więcej. A jest w tej prozie wszystko. Pewna uniwersalność. Opowieść o małym wielkim życiu.
„Stoner” to literatura nieskończenie łagodna. Proza cicha jak zima. Powściągliwa, oszczędna, wstrzemięźliwa. I wielka! Czytajcie więc Williamsa, zwłaszcza jego powieść odnalezioną – bo choć wydana w 1965 roku książka przeszła niemal bez echa, dziś uważana jest za jedną z najważniejszych amerykańskich powieści XX wieku, którą zachwycili się współcześni mistrzowie, w tym Julian Barnes. Warto!
komentarze [19]
"Stoner" to jedno z moich najwiekszych rozczarowań przemijającego roku
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNa te chłodne dni gorąco polecam Tiziano Terzani Koniec jest moim początkiem oraz Wiesław Myśliwski Traktat o łuskaniu fasoli. W obu przypadkach jest to lektura dojrzała, skrajnie od siebie różna a jednak mająca wspólny mianownik a nawet dwa.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postRównież pomyślałam od razu o Wiesławie Myśliwskim, jest coś takiego w "Traktacie..", co porusza, szczególnie w ponure listopadowe dni 😊
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post"walka o prawo do eutanazji" - pomijając pompowanie emocji takimi słowami jak 'walka', rozmowa na te tematy - tak. Ale zaczynają się już poważne zmiany w prawie w niektórych państwach, które legitymizują 'społeczną' eutanazję. Wiemy ile milionów istnień zabrały wojny światowe i komunizm w praktyce. Kolejny skok postępu moze być kolejnym krokiem na polu zagłady. Eutanazja...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejWłaśnie zaczęłam Dolina Muminków w listopadzie i jestem zachwycona tym jesiennym, nostalgicznym klimatem już od pierwszych stron! ♥️
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ach, jesień! Najulubieńsza pora roku :D
Do listy polecanek o przemijaniu mogę dorzucić "Jesień" Ali Smith i "Soroczkę" Angeliki Kuźniak.
I może nietypowe, bo z działu komiksów, art booków czy bajek, ale nie mniej piękne i przejmujące:
- Paco Roca "Dom"
- Lisa Aisato "Życie"
- Maja Lunde "Śnieżna siostra" (również z ilustracjami Aisato)
- Martin Widmark "Dom, który się...
@Daybyday
Smacznego :)
Proszę się częstować i dorzucać kolejne :D
Ha, to trafiłem. Gdy tylko przeczytałem nagłówek, pomyślałem - Stoner! Wszedłem w artykuł z chęcią podzielenia się tym tytułem, a tu masz. Stoner znalazł się na liście, i to jeszcze z podobnym zjawiskiem zapalającej się lampki w głowie, tylko z powodu jednego słowa klucza :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ZANIM POJAWIŁY SIĘ DINOZAURY niesamowite dzieje Ziemi
Zacytuję "Historia Ziemi liczy 4,5 mld lat, a historia Wszechświata 13,8 mld lat". To jest dopiero przemijanie. 😏
w Polsce jest taki klimat ze 7 miesiecy mozna latac po dworze nawet z goła dupa , a 5 miesiecy sie siedzi w domu, teraz jestesmy znowu na poczatku okresu smuty ;-(
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZ drugiej strony to jak jest powalający żar to się nic nie chce (poza czekaniem aż upał minie), a teraz można mieć więcej energii i wtedy świat jest piękny. 😀
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postWszystko ma swoje dobre i złe strony. Ja nie siedzę w domu ani w upały ani teraz, a listopadowa aura bardzo sprzyja czytaniu mrocznych książek, jest na to więcej czasu, gdyż dni są krótkie. Mieszkam w lesie, który o tej porze roku jest przepiękny.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJeżeli ktoś lubi mroczne książki to każda aura jest dobra 😀.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
To w pierwszej kolejności
Minuty. Reportaże o starości
O cholera, Muminki same w sobie są melancholijne, a tutaj proszę - jeszcze jakieś listopadowe. Dodane na półkę!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post