rozwińzwiń

Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję

Okładka książki Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję Mateusz Pakuła
Okładka książki Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję
Mateusz Pakuła Wydawnictwo: Nisza literatura piękna
222 str. 3 godz. 42 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Nisza
Data wydania:
2021-10-03
Data 1. wyd. pol.:
2021-10-03
Liczba stron:
222
Czas czytania
3 godz. 42 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366599307
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
291 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
36
36

Na półkach:

,,Ta książka nie jest więc o ojcu, tylko o cierpieniu''.
Pierwsza strona wciągnęła mnie od pierwszych zdań. Czytając fragment (?) sztuki z Lemem i Dickiem śmiałam się w głos. Potem miałam wilgotne oczy i udzielała mi się wściekłość autora na szpital, kościół, babkę...
Bardzo szczery dziennik z pytaniami, które sobie też zadawałam/zadaję.
,,Usensownienie cierpienia jest bez sensu''.

,,Ta książka nie jest więc o ojcu, tylko o cierpieniu''.
Pierwsza strona wciągnęła mnie od pierwszych zdań. Czytając fragment (?) sztuki z Lemem i Dickiem śmiałam się w głos. Potem miałam wilgotne oczy i udzielała mi się wściekłość autora na szpital, kościół, babkę...
Bardzo szczery dziennik z pytaniami, które sobie też zadawałam/zadaję.
,,Usensownienie cierpienia jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
178
178

Na półkach:

Książka, o której po przeczytaniu prawdopodobnie na długo albo nawet nigdy się nie zapomni. Autor z jednej strony snuje autobiograficzną opowieść o umierającym ojciu i jego oraz swoim cierpieniu. Z drugiej, w prosty i zabawny sposób mówi o prostych i codziennych rzeczach.

"Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" to
bardzo ważny i potrzebny głos w sprawie wtrącania sie kościoła w życie w szczególności osób chcących żyć po swojemu. Autor odważnie mówi m.in o nierównym traktowaniu rodziny i środowiska kościoła podczas pandemii czy o tym jak trudno "zamówić" ulubioną piosenkę na pogrzeb najbliższej osoby.

Mateusz Pakuła zrobił świetną robotę zarówno jako autor książki jak i reżyser spektaklu pod tym samym tytułem. Jeśli ktoś szuka literatury ambitnej i nie boi się trudnych tematów koniecznie powinien przeczytać!

"Pamiętam że swojego dzieciństwa - i jest do jedyna część mojego dzieciństwa, której z perspektywy czasu szczerze nienawidzę - że jako jedenasto czy dwunastolatek bardzo mam ochotę się masturbować, ale wiem że Jezusowi się to nie spodoba, że Jezus będzie niezadowolony. Dokładnie, właśnie nie Pan Bóg, tylko Jezus. Ze mu się to nie spodoba, że będzie mi mówił w głowie: nie, nie, Mateusz nie, nie jestem zły, to nie tak, po prostu jest mi smutno, że to zrobiłeś, moje serce płacze, moje serce śpiewa najsmutniejszą pieśń o tym, że Mateusz onanizuje się dziś już po raz trzeci, po prostu jestem zawiedziony, Mateusz, zawiedziony, po prostu jest mi potwornie przykro. Smutek, Mateusz. A już zwłaszcza, że to nie jeden raz, nie dwa."

"Wydaje się, że niezgoda na aborcję czy eutanazję nie wynika z braku wiedzy, wynika z niezachwianej wiary w pewne wartości. A może wynika przede wszystkim z braku konkretnego doświadczenia życiowego?"

"Tak, młotki, kretyni, kurwa, sorry, bardzo mi przykro, ale wasz kochany KK to nie ludzie, to ideologia. Wiem, że choćbym was przekonał. to i tak was nie przekonam, idźcie wiec jeździć tymi swoimi pedofilobusami, idźcie rozwiązywać konwencje stambułską, bronić życia poczetego i straszyć seniorów, że ich wnuki ich wszystkich zeutanazują - nawet nie dla pieniedzy czy wygranej w wyborach, tylko z czystej złośliwości i braku innych zajęć."

Książka, o której po przeczytaniu prawdopodobnie na długo albo nawet nigdy się nie zapomni. Autor z jednej strony snuje autobiograficzną opowieść o umierającym ojciu i jego oraz swoim cierpieniu. Z drugiej, w prosty i zabawny sposób mówi o prostych i codziennych rzeczach.

"Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" to
bardzo ważny i potrzebny głos w sprawie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
49
40

Na półkach:

„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” to książka, którą czytałam na zajęcia na studia.

Ciężka historia, która boli, zasmuca, czasami przyprawia o mdłości, ale jest prawdziwa, przybliża cierpienie w prawdziwej postaci. Nie koloryzuje, nie upiększa...

Autor, a zarazem narrator wydarzeń przedstawia zmagania ojca z nowotworem, a także cierpienie i zmagania rodziny. To osobista historia, którą autor spisał w formie prywatnego dziennika umierania swojego ojca. W jednej chwili cała jego rodzina dowiedziała się o chorobie. Od tamtego momentu ich życie całkowicie się zmienia. Nie otrzymują wsparcia, a wszelkiego rodzaju instytucje zawodzą.

Oprócz tego trudnego tematu pokazuje wielką moc miłości dziecka do ojca. Tak bezgranicznej, że nawet jeśli chcesz ulżyć w cierpieniu, to nie potrafisz tego zrobić.

Ciężka książka, o której wciąż ciężko mi pisać. Płakałam na niej, przeżywałam to wszystko wraz z nimi. Dlatego też więcej nie jestem w stanie tu dodać…

Uważam, że książka nie jest dla wszystkich... Można wpaść po niej w niezłego doła, ale zmusza też do wielu refleksji. Jest ważna, pomaga spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Dlatego też nie daję jednoznacznej oceny - każdy powinien sam przeczytać i wyrobić sobie o niej zdani

„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” to książka, którą czytałam na zajęcia na studia.

Ciężka historia, która boli, zasmuca, czasami przyprawia o mdłości, ale jest prawdziwa, przybliża cierpienie w prawdziwej postaci. Nie koloryzuje, nie upiększa...

Autor, a zarazem narrator wydarzeń przedstawia zmagania ojca z nowotworem, a także cierpienie i zmagania...

więcej Pokaż mimo to

avatar
304
97

Na półkach: ,

Książka jest bardzo prawdziwa i jest przede wszystkim rodzajem terapii dla autora. Zostaje w głowie.

Książka jest bardzo prawdziwa i jest przede wszystkim rodzajem terapii dla autora. Zostaje w głowie.

Pokaż mimo to

avatar
13
3

Na półkach:

Bardzo dobra książka, pochłonęłam ją w jeden dzień. Opowiada historię choroby ojca autorka, która ostatecznie prowadziła do śmierci. Dotyka temat eutanazji, który nie jest częstym tematem, jest tam dużo złości smutku i złości. Bardzo emocjonalna z fajnymi zabawnymi wstawkami

Bardzo dobra książka, pochłonęłam ją w jeden dzień. Opowiada historię choroby ojca autorka, która ostatecznie prowadziła do śmierci. Dotyka temat eutanazji, który nie jest częstym tematem, jest tam dużo złości smutku i złości. Bardzo emocjonalna z fajnymi zabawnymi wstawkami

Pokaż mimo to

avatar
150
43

Na półkach:

"Jak nie zabiłam swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" Mateusza Pakuły to, bez owijania w bawełnę, manifest wobec legalności eutanazji. Bardzo wyraźne są w tej książce bunt i rozgoryczenie wobec polskiego prawa, stanowiska kościoła czy społecznych przekonań co tego typu działań. Autor nie kryje się przy tym ze swoimi poglądami, które wielu czytelnikom mogą nie przypaść do gustu.

To intymny, do bólu szczery dziennik syna, którego ojciec zachorował na raka. Historia bez patosu i ckliwych banałów. Jest dosadnie i wulgarnie, jest krew, pot, łzy i inne wydzieliny w realistycznym i brutalnym obrazie umierania. Fragmenty opisujące pobyt ojca na oddziale paliatywnym mrożą krew w żyłach (!) i ukazują wstrząsający obraz polskiej służby zdrowia.

Pomiędzy scenami poświęconymi ojcu pojawiają się zapiski ze zwykłego codziennego życia, dyskusje z członkami rodziny, wspomnienia babci czy też autorski utwór dramatyczny (o Lemie i P. K. Dicku, totalnie oderwany od tematu, ale wart przeczytania). Pomimo tych wielu przerywników, które dają chwilę wytchnienia, pojawia się wciąż ten sam temat - prawo do humanitarnej śmierci, zamiast agonii ze zwierzęcym wyciem na ustach.

"Jak nie zabiłam swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" Mateusza Pakuły to, bez owijania w bawełnę, manifest wobec legalności eutanazji. Bardzo wyraźne są w tej książce bunt i rozgoryczenie wobec polskiego prawa, stanowiska kościoła czy społecznych przekonań co tego typu działań. Autor nie kryje się przy tym ze swoimi poglądami, które wielu czytelnikom mogą nie przypaść do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
535
507

Na półkach: ,

Każdy kto przeżył rozumie. Poruszająca.

Każdy kto przeżył rozumie. Poruszająca.

Pokaż mimo to

avatar
86
86

Na półkach:

Poruszająca, intymna, prawdziwa. Nic więcej nie trzeba dodawać.

Poruszająca, intymna, prawdziwa. Nic więcej nie trzeba dodawać.

Pokaż mimo to

avatar
183
179

Na półkach: ,

Niedawno za namową kilku osób miałam okazję przeczytać książkę, która, kiedy ją się czyta, aż boli, smuci, mdli, ale też oswaja z arcytrudnym tematem, jakim jest umieranie. Jednak te umieranie nie ma nic wspólnego z ogólnie pojmowanym stanem związanym z wiekiem, jak się to mówi: "zgon nastąpił z przyczyn naturalnych". Tutaj niestety tak nie jest. W tej książce na takie umieranie zgody nie ma.

To niezwykle osobista historia pozbawiona patosu, wzniosłych słów i nostalgii właściwej Polakom. Autor, świadek zdarzeń, a jednocześnie narrator niezwykle szczerze, ale też niezwykle brutalnie relacjonuje wydarzenia, prowadząc swój prywatny dziennik umierania śmiertelnie chorego ojca. W jednej chwili cała rodzina znajduje się bowiem w patowej sytuacji. Nie dostają wsparcia, na jakie powinni liczyć rodziny w takich chwilach, a instytucje, które rzekomo niosą pomoc – zawodzą na całej linii.

"Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" wyraża niewyobrażalny gniew, frustrację, niemoc, rozpacz załamanego syna, ale też opiekuńczość, wyrozumiałość, smutek czy bezsilność wobec zaistniałej sytuacji. Dopiero sam koniec odkrywa prawdziwy powód napisania tej książki – niemy krzyk o legalizację eutanazji. A wszystko to spisane językiem spontanicznego wołania o pomoc, pozbawionym patosu i nazywającym rzeczy, stany i sytuacje po imieniu. Tu nie ma lukru.

Mimo tego całego smutku, ogromu cierpienia dla mnie ta historia jest też o bezmiarze miłości syna do ojca, bezgranicznej do tego stopnia, że aż niemożliwej do pokonania przez śmierć, o cierpliwości w każdej nawet najbardziej krytycznej sytuacji, o akceptacji wad, pogodzenia się z losem, wyrozumiałości, codzienności przeżywania jednocześnie życia oraz śmierci, opiekuńczości, ogromnej empatii i troski, mimo że znamy zakończenie naszego i bliskich ziemskiego bytu. Gdzieś równolegle toczy się również życie, zwykła codzienność, odbywają rutynowe rozmowy, czynności niecierpiące zwłoki. Jest odniesienie do pandemii, polityki, sztuki. Jednak głównym wątkiem wciąż pozostaje umieranie. To ono jest bohaterem, bezkształtnym, metafizycznym, bezgłośnym, jednocześnie błagalnym, ale przy tym tak cichym, że aż huczy mi w głowie.

Śmierć bliskich to ogromna strata, ale czasem ślepe trzymanie kogoś przy życiu jest zwykłym okrucieństwem. Nie potrafimy się zdobyć na akt miłosierdzia, jakby te cierpienie faktycznie miało nas uszlachetnić. W rzeczywistości niestety to tak nie wygląda… Chrześcijańskie wartości nijak się mają, gdy widzimy męczarnie, nieustający ból, który dotyka nie tylko chorego, ale też całą jego rodzinę. W obliczu codziennego, wymuszonego heroizmu stajemy się bezduszni, bezkompromisowi i tylko najbliżsi mogą zaświadczyć, z czym wiąże się te przeżywanie sztuki umierania. Tej prawdy nie pozna nikt. Powody są różne: nie chcemy jej znać, przepisy nie pozwalają jej poznać albo stajemy się na nią zupełnie obojętni, zachowując się niczym bezduszne instytucje, które jedynie potrafią rozłożyć ręce, ponieważ każdy taki śmiertelnie chory to jedynie przypadek. Obrywa się wszystkim – politykom, kościołowi, służbie zdrowia. Nie ma litości dla nikogo. Nawet nie oszczędza czytelnika, serwując mu szczegóły z najgorszych chwil ojca.

W konsekwencji rodzina staje się osamotniona w swoim cierpieniu, a każda próba heroizowania śmierci, gloryfikacji i tłumaczeniu, że to wszystko jest „po coś” ostatecznie staje się bezsensownym aktem usankcjonowania głęboko zakorzenionych i od wieków wpajanych nam wartości. Czym bowiem zawinił człowiek, że opatrzność skazuje go na takie męki? W imię czego? Czy przypadkiem właśnie eutanazja nie byłaby większym aktem miłosierdzia oraz zgodą na godną, szybką śmierć, zamiast biernego czekania i biernego przyglądania się z boku? Do tego jednak dochodzi coś jeszcze – wyrzuty sumienia. Co bowiem zrobimy, jak nic nie zrobimy, ale jak już coś zrobimy, to czy przypadkiem nie staniemy się mordercami? Jedno jest pewne. Każdy ma prawo do wyboru swojej własnej drogi. Nie ma tu mowy o zabawę w Boga, choć pewnie przeciwnicy tak o tym mówią.

Ta historia uwrażliwia nas – osoby, którego tego nie przeżyły – na dobroć, współczucie oraz zachowanie ludzkiej wrażliwości na cierpienie, któremu nie można zapobiec, którego nie można wyleczyć, któremu nie można podołać. Tutaj żadne przepisy, regulacje nie mają zastosowania, ponieważ nie o prawo pisane tu chodzi. Gdyby tylko je brać pod uwagę, to wszechobecny brak empatii, stereotypy oraz powierzchowność, z jaką traktuje się osoby skazane na cierpienie, to takie prawo miałoby uzasadnienie. Prawo bowiem, konstytucja, ustawy nie mają przecież uczucia, są zimne i zerojedynkowe. Paragrafy nie podlegają dyskusji.

Jedyną odskocznią wydają się rozmowy z czołowymi twórcami literatury będące przerywnikiem od życia codziennego. Te przeplatanie prozatorsko-dramatyczne idealnie ukazuje wewnętrzne rozdarcie autora między dwoma światami, ale też między tym, co chciałby zrobić, ale jednak coś mu nie pozwala. Te dialogi odkrywają, czym tak naprawdę jest człowiek, jak ewoluuje. Wnikają w ludzką świadomość.

Śmiertelna choroba, która dotknęła ojca w niczym nie przypomina mistycznych, romantycznych doznań, religijnych uniesień czy poezji sławiącej cierpienie. Nie znajdziemy tu też szczerego wyznania wiary wobec nadchodzącego końca, ponieważ sam autor deklaruje się jako ateista. Zamiast tego przeczytamy o przyprawiających o mdłości wymiocinach, problemach jelitowych, odczłowieczeniu i o tym, jak pełny werwy mężczyzna na oczach rodziny staje się wrakiem. Dowiemy się, jak wielki jest strach przed śmiercią w samotności między kolejnymi dawkami morfiny. Poznamy zwykłego obywatela pragnącego za wszelką cenę ulżyć ojcu i skrócić jego gasnące życie, gdy ten prosi wprost o "przewinięcie taśmy" a ostatecznie o eutanazję.

Niedawno za namową kilku osób miałam okazję przeczytać książkę, która, kiedy ją się czyta, aż boli, smuci, mdli, ale też oswaja z arcytrudnym tematem, jakim jest umieranie. Jednak te umieranie nie ma nic wspólnego z ogólnie pojmowanym stanem związanym z wiekiem, jak się to mówi: "zgon nastąpił z przyczyn naturalnych". Tutaj niestety tak nie jest. W tej książce na takie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
677
343

Na półkach:

Przyznam, że przeczytać książkę Pakuły chciałem już od dawna. Nie interesowało mnie to, o czym jest. Przyciągał mnie głównie tytuł, przyznaję się bez bicia. Natknąłem się na nią, bo biblioteka w moim mieście organizowała spotkanie autorskie z Mateuszem Pakułą. Niestety nie mogłem na nim być, natomiast chęć przeczytania jego książki ciągnęła się za mną od premiery, czyli 2021. I tak dotarłem do połowy lipca 2023 roku, kiedy w końcu mogę napisać, że ją przeczytałem.
Moje pierwsze przemyślenia dotyczyły języka, który chyba jest odbiciem sytuacji autora i głównego bohatera. Jest to bowiem opowieść autobiograficzna związana z procesem umierania ojca autora. „Proces” brzmi bezdusznie, ale chyba to dobra nazwa. Bo śmierć też jest bezduszna, szczególnie kiedy się nad kimś czai przez kilka miesięcy. Doceniam podejście autora do tragicznej sytuacji. Mimo wszystko stara się żartować, ironizować, jakby wiedział, że czytelnik musi przez chwilę odpocząć od tych trudnych emocji. Pakuła bombarduje też wulgaryzmami, ale nie mam mu tego za złe. Co jeszcze się rzuca w oczy, to naturalistyczne opisy.
„(…) chcę dla taty nicości. Oświeconej nicości bez bólu, prawa do usranej śmierci”.
„Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” to ostrzeżenie. Autor wymusza na czytelniku zatrzymanie się. Poprzez opisanie tego, co spotkało jego rodzinę, pokazuje, że nas też coś podobnego może zaatakować znienacka i zburzyć dotychczasowe życie. Pakuła pisze o różnych rzeczach przy okazji, np. pracy w teatrze, czytanych książkach, jednak widać, że to ma tworzyć nawet nie drugi plan, a tło. Nic nie jest ważne w obliczu cierpienia kogoś bliskiego, śmierci, beznadziejnego oczekiwania na nieuchronne.
Rak, który dotknął ojca autora, najdobitniej uświadamia kruchość życia ludzkiego. Jest progiem zwalniającym, a nawet zatrzymującym. Eliminatorem. Burzącym. Pasożytem zawłaszczającym ciało? Nie, jest zdecydowanie gorszy od pasożyta, któremu jednak nie zależy zupełnie na śmierci żywiciela.
Ta książka pokazuje, że żyjemy w bezlitosnym kraju, kręgu kulturowym. Akceptuje się prawo do godnego życia, ale każdy milczy na temat prawa do godnej śmierci. Niektórzy chcieliby mieć wybór. Tymczasem w kryzysowych sytuacjach pogrążamy się, rzucając jednym tchem „Będzie dobrze! Będzie lepiej” i szybko uciekamy od problemów, które przecież nas osobiście nie dotykają. Kiedy ten stan rzeczy się odwróci, jest już gorzej. Dodajemy „Na pewno! Nie martw się!”, kiedy chybcikiem znikamy za rogiem. Ale to wszystko nieprawda. Próbujemy podtrzymywać medycznymi narzędziami życie bliskich, wielu sprawiając przy tym wielki ból. Kultura przypisywania sobie prawa do ciała innych, przywłaszczania życia. Życia w biedzie, niewyobrażalnym cierpieniu, ale … życia w końcu, prawda??? Traktujemy bliskie osoby jak Dęby Bartki i in. stare okazy. Szaleńczo podtrzymujemy przy życiu. Ale po co? Dla zaspokojenia własnych potrzeb? Żebyśmy mogli pocieszać się po śmierci, że zrobiliśmy wszystko dla dobra ukochanej osoby?
„Całe szczęście! Całe szczęście, że szanuje się szczątki, że w tym kraju tak szanuje się szczątki. Czującego człowieka niekoniecznie, ale szczątki tak, trupa tak. Trup to jakby święty. Trup to samo sacrum”.
Pogrzeby także wydają się być takie same. Nawet po śmierci nie oddamy w stu procentach spokoju, praw i czci zmarłym. Tak naprawdę ceremonie i nabożeństwa nie koncentrują się w pełni na osobach, które odeszły. Ciało bądź prochy pętane są łańcuchami zwyczajów i obrzędów. Całe uroczystości podporządkowane są bliskim zmarłej/zmarłego. „Lubił/a różowy? Ale słuchaj, co mnie to obchodzi. Ubiorę się na czarno, żeby zamanifestować MOJĄ stratę”.
Kultura zabiera, nie, nawet nie nadaje prawa do godnej śmierci. A co proponuje w zamian? Nic, żadnych lepszych alternatyw. Leżenie i czekanie, które pozbawiają godności. Kościół, gorący orędownik życia, jest w stanie jedynie przyjść z namaszczeniem, a to i tak z wielkim trudem. Namaszczenie udzielane przez księdza, który „odprawia sakramenty, po czym wypowiada dwa kurtuazyjne zdania i czmycha w popłochu”. Puenta płynąca z książki jest ważna – nie wolno nikogo zmuszać do heroizmu. Dla wielu osób życie jest wyrokiem. Nie nam oceniać ich decyzje. Nawet gdyby nas bardzo bolały.
Na temat eutanazji się w Polsce nie dyskutuje. Każda strona sceny politycznej wie, że to zbyt kontrowersyjny temat. To dobrze, że eutanazja jeszcze nie wkroczyła w pełni do debaty publicznej, choć robione są ku temu drobne kroki (np. poprzez wydanie książki Pakuły). Nasz kraj, społeczeństwo, politycy nie dojrzali do poważnej dyskusji nad żadną palącą kwestią – sprawy związane ze związkami partnerskimi, aborcją, problemami i prawami osób LGBT+ to doskonale obrazują. Polska nie jest w pełni rozwiniętą demokracją. To jeszcze nie jest czas. Niestety. Ale zacząć można i bardzo dobrze, że pojawiła się ta pozycja.
„Eutanazja, proszę państwa, to nie jest coś, co popełniają znudzeni emeryci na dzikim nihilistycznym Zachodzie. To jest, kurwa, prawo każdego z nas do normalnej, humanitarnej śmierci! I prawo każdego z naszych bliskich do nierozpieprzania się w drobne drzazgi z bezradności i rozpaczy”.
„Jak nie zabiłem swojego ojca…” to także opowieść o niskim poziomie ochrony zdrowia. W moim mieście niektórzy chcą zbudować nowy, trzeci szpital. Odnowiono też SOR. Tylko co z tego? Wszystkich dziur nie załata się nowym budynkiem. Potrzebny jest dobry, umiejętnie zarządzający dyrektor, kompetentna kadra medyczna, odpowiednie dofinansowanie. Bliska mi osoba trafiła do szpitala z odnowionym, jeszcze nie oddanym do użytku SOR-em na początku czerwca. Czekała na izbie przyjęć kilkanaście godzin. Na oddziale było jeszcze gorzej. Zaczęła dostawać pomoc medyczną i skierowania na badania po upływie dwóch tygodni. Przez ten czas nikt się nią nie interesował. Tak wygląda prawdziwa twarz publicznej ochrony zdrowia w Polsce i o tym też pisze autor. Łapówkarstwo rodem z PRL-u dalej ma się świetnie (bez czekolady ani rusz),bucowatych członków personelu jest na pęczki.
Nie mam słów, które opisałyby wszystkie emocje i myśli krążące w mojej głowie podczas i już po przeczytaniu. Z jednej strony odczuwana bezsilność wywoływała we mnie szloch. To pierwsza pozycja od dawna, nad którą naprawdę płakałem. Często odkładałem ją po przeczytaniu kilku zdań, wynajdywałem inne zajęcia, żeby tylko nie myśleć o tym tytule. Z drugiej strony „Jak nie zabiłem swojego ojca…” pokazuje też bezgraniczną miłość ojca do syna, żony do męża. To uczucie mogące prowadzić do rozpaczy, ale też do radości.
Książka Mateusza Pakuły była dla mnie cholernie ciężka emocjonalnie. Tym bardziej nie wyobrażam sobie, co mógł czuć autor, jego matka i babcia, a co dopiero sam cierpiący. Niezwykle trudna, ale dosadna, dogłębna, odchodząca od gloryfikacji cierpienia, próby jego heroizacji. Nie każdy musi być Jezusem. Po prostu wybitna.

Przyznam, że przeczytać książkę Pakuły chciałem już od dawna. Nie interesowało mnie to, o czym jest. Przyciągał mnie głównie tytuł, przyznaję się bez bicia. Natknąłem się na nią, bo biblioteka w moim mieście organizowała spotkanie autorskie z Mateuszem Pakułą. Niestety nie mogłem na nim być, natomiast chęć przeczytania jego książki ciągnęła się za mną od premiery, czyli...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    541
  • Przeczytane
    356
  • Posiadam
    40
  • 2022
    28
  • 2023
    15
  • 2021
    10
  • Ebook
    9
  • Chcę w prezencie
    8
  • Legimi
    8
  • Ulubione
    7

Cytaty

Więcej
Mateusz Pakuła Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję Zobacz więcej
Mateusz Pakuła Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję Zobacz więcej
Mateusz Pakuła Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także