rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Miedzianki już nie ma. Są jeszcze ludzie, którzy ją pamiętają, ale ich też coraz mniej. Jeśli ktoś za 20-30 lat przyjedzie w to miejsce, może się nie zorientować, że kiedyś był tu kościół, pałac, browar i kilkadziesiąt kamieniczek. Miasteczko miało pecha i na to już się nic nie poradzi. Takich miasteczek pewnie można znaleźć więcej. Książka Filipa Springera to nie tylko opis historii tego pecha, ale przede wszystkim pomnik, memento, dowód istnienia. Dokument, który wprawia w zadumę. Bo jeśli nawet nie każdy musiał zostawić dom i patrzeć jak w jego miejscu po latach pasą się krowy, to przecież każdy z nas ma gdzieś swoją małą Miedziankę.

Miedzianki już nie ma. Są jeszcze ludzie, którzy ją pamiętają, ale ich też coraz mniej. Jeśli ktoś za 20-30 lat przyjedzie w to miejsce, może się nie zorientować, że kiedyś był tu kościół, pałac, browar i kilkadziesiąt kamieniczek. Miasteczko miało pecha i na to już się nic nie poradzi. Takich miasteczek pewnie można znaleźć więcej. Książka Filipa Springera to nie tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Portret środowiska gejowskiego, który należy odbierać z dystansem i uśmiechem. Wiele tu prawdy, ale na pewno nie o wszystkich gejach pod słońcem. Wiele humoru, który rozbawi każdego, kto nie spojrzy na książkę jak na dokument o demoralizacji i zwyrodnieniu. Takim na pewno nie jest.

Portret środowiska gejowskiego, który należy odbierać z dystansem i uśmiechem. Wiele tu prawdy, ale na pewno nie o wszystkich gejach pod słońcem. Wiele humoru, który rozbawi każdego, kto nie spojrzy na książkę jak na dokument o demoralizacji i zwyrodnieniu. Takim na pewno nie jest.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, którą się nie tyle czyta co oswaja. Opowieść, która nikogo nie pozostawi obojętnym na los kraju, na historię ludzi, na dramat tamtego świata. Choć razem z autorką jesteśmy gośćmi w obcym kulturowo regionie, razem z nią zaczynamy go coraz lepiej rozumieć i akceptować. Zaczynamy też coraz mocniej przeżywać każde nieszczęście które spada na mieszkańców tej trudnej do życia krainy. "Dobra pustynia" to książka po której Afganistan dla nikogo nie będzie już tylko nazwą z wiadomości, albo podręczników historii.

Książka, którą się nie tyle czyta co oswaja. Opowieść, która nikogo nie pozostawi obojętnym na los kraju, na historię ludzi, na dramat tamtego świata. Choć razem z autorką jesteśmy gośćmi w obcym kulturowo regionie, razem z nią zaczynamy go coraz lepiej rozumieć i akceptować. Zaczynamy też coraz mocniej przeżywać każde nieszczęście które spada na mieszkańców tej trudnej do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po obejrzeniu filmu K-19, po prostu musiałem przeczytać tę książkę. To życiorys człowieka, który w obliczu dramatu i możliwej katastrofy nuklearnej zachował zimną krew i jasny umysł. Wysłał kilku swoich młodych marynarzy i oficerow na śmierć, by ratować resztę z 140 osobowej załogi. Z książki wyłania się obraz człowieka pewnego siebie, ale mającego dużo szacunku dla podwładnych. Dokładnego, sumiennego i oddanego służbie. Z drugiej strony mamy w jego wspomnieniach fatalny obraz tamtych radzieckich czasów zimnej wojny. Usilne, nieprzemyślane i nieprzygotowane parcie sowieckiego aparatu władzy ku osiągnięciu pierwszeństwa w wyścigu zbrojeń. Nie liczyły się ofiary w ludziach, awarie sprzętu, zagrożenie katastrofą ekologiczną, ważny był plan. Ta książka nie jest zaskoczeniem. Tak wlaśnie sobie ten system wyobrażaliśmy. Ale jest to jeszcze jeden dowód, że on istniał i że częściowo istnieje nadal. Niestety.

Po obejrzeniu filmu K-19, po prostu musiałem przeczytać tę książkę. To życiorys człowieka, który w obliczu dramatu i możliwej katastrofy nuklearnej zachował zimną krew i jasny umysł. Wysłał kilku swoich młodych marynarzy i oficerow na śmierć, by ratować resztę z 140 osobowej załogi. Z książki wyłania się obraz człowieka pewnego siebie, ale mającego dużo szacunku dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trudno przebić "Aparatus". "Szewc z Lichtenrade" to zbiór wciągający, ale nierówny jakościowo. Niektóre z opowiadań to już swoista grafomania i nie tyle fantastyka co groteskowa, wydumana fantasmagoria. Cenię Pilipiuka za umiejętność łączenia historii i faktów z fikcją z rodzaju tej z Archiwum X, ale tutaj niekiedy jednak przesadził. Zaczynam także zauważać pewne manieryzmy językowe, które dobremu pisarzowi nie przystoją. Mam nadzieję, że kolejny zbiór opowiadań będzie lepszy.

Trudno przebić "Aparatus". "Szewc z Lichtenrade" to zbiór wciągający, ale nierówny jakościowo. Niektóre z opowiadań to już swoista grafomania i nie tyle fantastyka co groteskowa, wydumana fantasmagoria. Cenię Pilipiuka za umiejętność łączenia historii i faktów z fikcją z rodzaju tej z Archiwum X, ale tutaj niekiedy jednak przesadził. Zaczynam także zauważać pewne manieryzmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak na dobry kryminał przystało akcja pozostaje zagmatwana do samego końca. Widząc, że zostało mi jeszcze tylko kilkanaście stron, a w zasadzie wciąż wiem, że nic nie wiem, zacząłem się w końcu obawiać, ale na szczęście niesłusznie. Laecberg nie ma może takiego talentu dramaturgicznego jak Larsson, ale czyta się ją dobrze. Nie rozumiem jednak do końca tych milionów sprzedanych egzemplarzy na całym świecie. W naszej serii z jamnikiem wychodziły nie gorsze książki od tej.

Jak na dobry kryminał przystało akcja pozostaje zagmatwana do samego końca. Widząc, że zostało mi jeszcze tylko kilkanaście stron, a w zasadzie wciąż wiem, że nic nie wiem, zacząłem się w końcu obawiać, ale na szczęście niesłusznie. Laecberg nie ma może takiego talentu dramaturgicznego jak Larsson, ale czyta się ją dobrze. Nie rozumiem jednak do końca tych milionów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Zwiedzajcie Europę póki jeszcze istnieje” to tytuł budzący niepokój. Na szczęście po lekturze można jednak odetchnąć z ulgą, że o ile Europa przez ostatnie kilkadziesiąt lat w istocie bardzo się zmieniła, to zagrożenia dla jej istnienia, również w sensie bogactwa kultury, raczej nie ma. Podtytuł książki jest równie zaskakujący. W czasie, gdy do Polski przyjeżdża McCreesh kierując kilka lat Wratislavią Cantans, gdy rozwija się Chopin i Jego Europa, gdy powstaje Actus Humanus i trwa Sacrum Profanum oraz Misteria Paschalia, Ekiert pisze o „pożegnaniu złotego wieku festiwali muzycznych”. Wiek XX w istocie był może bardziej złoty niż XXI, ale głównie z powodu złotych sukien diw operowych, złotych pierścionków dam wśród publiczności i złotych zegarków dyrygentów, pianistów czy skrzypków bawiących wytwornych gości. Festiwale, które opisuje Ekiert były często rozrywką wyłącznie dla wybranych. Z jednej strony dawało to niemal pewność, że nikt nie będzie klaskał między częściami. Z drugiej izolowało muzykę najwyższych lotów od szerokiej publiczności, która zasługiwała na kontakt z nią niemniej niż owe wykształcone i osłuchane elity. Ekiertowi jednak do elit zdecydowanie bliżej, niż do melomanów w dżinsach. Wszak sam jest przedstawicielem odchodzącej w zapomnienie epoki i opowiada o niej z dużym rozrzewnieniem. Nie rozumie natomiast zwiastunów nowych czasów w postaci protestów młodzieży przed koncertami w Lucernie, Salzburgu, Mediolanie czy Paryżu.

Książka Ekierta zainteresowała mnie właśnie tytułem i podtytułem. Wziąłem ją do ręki z nadzieją odkrycia historii słynnych festiwali. Tych na których bywali mistrzowie XX wieku, od Atlantyku do Adriatyku. Autor tylko częściowo spełnił moje oczekiwania. Jego wspomnienia to często wyrwane z kontekstu sytuacje, o których pisze niejednokrotnie chętniej i bardziej bogato niż o samej muzyce i jej twórcach. Zachwyty nad alpejską przyrodą i architekturą miast byłyby na miejscu w przewodniku lub autobiografii. Tutaj oczekiwałbym więcej treści merytorycznej. Ekiert chętnie omija temat tytułowy i oddaje się rozważaniom na temat postmodernizmu w muzyce, akustyce sal koncertowych, budowie nowych oper na gruzach starych, albo o traktowaniu manuskryptów. Gdzieś w tych wszystkich luźnych myślach ginie myśl przewodnia, a czytelnik ma wrażenie, że zapoznaje się z rodzajem pamiętnika bez dat, za to z masą wtrąceń, które miały pozostać znane li tylko jego autorowi. I jeśli nawet uznać część tych opowiastek za interesujące, to jest też całkiem dużo miałkiej i niewiele wnoszącej treści, przez którą trzeba się przekopywać. Razi choćby przesadnie ostentacyjne uwielbienie autora dla talentu i dorobku Krzysztofa Pendereckiego. W rozdziale „Monachium” zamiast pisać o mieście, jego kulturze muzycznej i dokonaniach, Ekiert skupia się na premierze „Króla Ubu” i biografii naszego kompozytora. Wspomina o nim jeszcze w kilku miejscach, zawsze mocno okraszając narrację przymiotnikami najwyższego podziwu.

Na koniec autor stawia dużo pytań, które niepokoją chyba tylko jego i przedstawicieli pokolenia odchodzącego do historii. Reszta ludzi kultury zamiast pytać, woli poczekać i zobaczyć co się stanie, albo samemu z czasem na te pytania odpowiadać. „Czy urodzi się jeszcze ktoś taki jak Maria Callas (...) czy na Konkursie Chopinowskim w Warszawie pojawi się znów plejada pianistów, którzy rozżarzą emocje jak za dawnych lat (...) czy znów poruszy świat takie dzieło jak Pasja i czy ktoś osiągnie taki rekord sukcesów jak Krzysztof Penderecki?” Pożyjemy, zobaczymy. To chyba najlepsza odpowiedź i jedyna możliwa. Nie tylko z resztą teraz.
Każda epoka ma swoich mistrzów, a ich podrobienie jest zwyczajnie niemożliwe. Jest też bezcelowe. Gdyby nawet urodził się w klasycyzmie drugi Bach, pewnie zostałby wyśmiany jako odszczepieniec i karykaturzysta starych czasów. Gdyby ktoś dziś dyrygował jak Furtwaengler, zapewne nigdy by nie nagrał żadnej płyty. Gdyby kogoś wykastrowano by śpiewał jak Farinelli, zyskałby może współczucie i zasiłek dla inwalidów, ale niekoniecznie sławę. Świat się zmienia, zmieniają się gusty publiczności i trendy w kulturze, nawet tak tradycyjnej jak ta. Ekiert te zmiany widzi i opisuje z przerażeniem ślepca chodzącego po autostradzie. Raz jeszcze pyta w ostatnich zdaniach książki: „Czy w Monachium atrakcją arabskiej restauracji „Byblos” przy eleganckiej Maxymilianstrasse nadal jest sałatka z ośmiornicy, baranie kotlety, orientalna tancerka i taniec brzucha na tle Bolera Ravela?” A ja odpowiadam – nie, bo nie ma już tej restauracji. Są za to inne, których atrakcje dostosowano do dzisiejszego klienta. Tego, który w XXI wieku zwiedza wciąż istniejącą Europę, chodzi w dżinsach do opery i ma w nosie konwencje narzucone przez wiek poprzedni. Ale czy to znaczy, że jest płytszy, że jego obcowanie z Wagnerem, Mozartem, czy Verdim jest mniej wartościowe, niż owych wyfiokowanych dam i wyfraczonych kawalerów pół wieku temu? Takiego pytania Janusz Ekiert nie zada. Jego książkę odkładam na półkę z ulgą, że choć stare czasy minęły, nowe są równie fascynujące. A Europie nic złego nie grozi.

„Zwiedzajcie Europę póki jeszcze istnieje” to tytuł budzący niepokój. Na szczęście po lekturze można jednak odetchnąć z ulgą, że o ile Europa przez ostatnie kilkadziesiąt lat w istocie bardzo się zmieniła, to zagrożenia dla jej istnienia, również w sensie bogactwa kultury, raczej nie ma. Podtytuł książki jest równie zaskakujący. W czasie, gdy do Polski przyjeżdża McCreesh...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, która towarzyszyła mi przez całe wakacje. Fakt, nie wygrała z piękną pogodą, trójmiejskim parkiem krajobrazowym, grillem na działce z ukochaną osobą, ale zapewniła mi za to wybitną rozrywkę w siedzibie NFZ i dotrzymała towarzystwa w trakcie długiej podróży kolejowej. To znakomity kryminał osadzony w Polsce, a nie w Szwecji czy innej Skandynawii, skąd ostatnio z lubością importujemy takie książki niemal hurtowo. Warto to docenić szczególnie mocno. Polecam!

Książka, która towarzyszyła mi przez całe wakacje. Fakt, nie wygrała z piękną pogodą, trójmiejskim parkiem krajobrazowym, grillem na działce z ukochaną osobą, ale zapewniła mi za to wybitną rozrywkę w siedzibie NFZ i dotrzymała towarzystwa w trakcie długiej podróży kolejowej. To znakomity kryminał osadzony w Polsce, a nie w Szwecji czy innej Skandynawii, skąd ostatnio z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mój pierwszy w życiu Pilipiuk i już wiem, że na pewno nie ostatni. Można się spierać, czy wszystkie zebrane w tym tomiku opowiadania są równej wartości literackiej, czy są równie spójne i interesujące. Zaletą wszystkich jest jednak ich znakomity język, bogactwo szczegółów i erudycja z jaką autor opisuje wszystkie te fantastyczne historie. Ta książka to wyprawa w świat niby realny, a jednak wyimaginowany, widzenie zdarzeń, które przecież nie mogły mieć miejsca. A może mogły...?

Mój pierwszy w życiu Pilipiuk i już wiem, że na pewno nie ostatni. Można się spierać, czy wszystkie zebrane w tym tomiku opowiadania są równej wartości literackiej, czy są równie spójne i interesujące. Zaletą wszystkich jest jednak ich znakomity język, bogactwo szczegółów i erudycja z jaką autor opisuje wszystkie te fantastyczne historie. Ta książka to wyprawa w świat niby...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Trupia Farma. Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie Bill Bass, Jon Jefferson
Ocena 7,8
Trupia Farma. ... Bill Bass, Jon Jeff...

Na półkach: , ,

Jeśli ktoś fascynuje się medycyną sądową, nie brzydzi zjawisk zachodzących w ciele po śmierci, a do tego lubi kryminalne zagadki, to jest to ksiązka, którą pochłonie nawet w dwa wieczory. "Trupia farma" to nie tylko opowieść o niezwykłym ośrodku naukowym, to także znakomicie opowiedziana historia wielu trudnych do wyjaśenienia przypadków śmierci w różnych okolicznościach i na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Bill Bass pokazuje też siebie, swoje życie, własne tragedie i radości. Mamy tu zatem do czynienia z połączeniem kryminału z autobiografią, a to wszystko napisane przystępnym językiem i we wciągający sposób. Szczerze polecam!

Jeśli ktoś fascynuje się medycyną sądową, nie brzydzi zjawisk zachodzących w ciele po śmierci, a do tego lubi kryminalne zagadki, to jest to ksiązka, którą pochłonie nawet w dwa wieczory. "Trupia farma" to nie tylko opowieść o niezwykłym ośrodku naukowym, to także znakomicie opowiedziana historia wielu trudnych do wyjaśenienia przypadków śmierci w różnych okolicznościach i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo cenna książka. Pozwala cofnąć się w czasie, wejść za mury norymberskiego więzienia i oczami wybitnego psychologa przyjrzeć z bardzo bliska całemu procesowi nazistowskich zbrodniarzy. Gilbert pozwala sobie na nieliczne komentarze, ale ostateczną opinię pozostawia czytelnikowi. Każda z postaci procesu ma wystarczająco dużo miejsca, by własnymi wypowiedziami pokazać swój charakter, motywy i przekonania polityczne. Niektorzy kłamią, inni okazują skruchę, wszystko to jednak dzieje się na naszych oczach i przez to odbiór jest zupełnie inny, niż w przypadku suchej książki historycznej. "Dziennik norymberski" to książka dla wszystkich, którzy pasjonują się II Wojną Światową i jej skutkami. To lektura gorzka, czasem przerażająca, ale jakże prawdziwa. To także ostrzeżenie dla każdego, komu się wydaje, że nacjonalizm i czystość rasowa to właściwa postawa partrioty. Oby więcej taki proces nigdy nie musiał mieć miejsca.

Bardzo cenna książka. Pozwala cofnąć się w czasie, wejść za mury norymberskiego więzienia i oczami wybitnego psychologa przyjrzeć z bardzo bliska całemu procesowi nazistowskich zbrodniarzy. Gilbert pozwala sobie na nieliczne komentarze, ale ostateczną opinię pozostawia czytelnikowi. Każda z postaci procesu ma wystarczająco dużo miejsca, by własnymi wypowiedziami pokazać...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kuna za kaloryferem Nuria Selva Fernandez, Adam Wajrak
Ocena 7,6
Kuna za kalory... Nuria Selva Fernand...

Na półkach: , ,

Znakomita książka dla wszystkich miłośników zwierząt dzikich i nie tylko. Napisana lekkim stylem, z humorem, szczerością i fascynującymi szczegółami. Wiele można się z niej nauczyć, a przy okazji niejednokrotnie wzruszyć losami naszych braci mniejszych.

Znakomita książka dla wszystkich miłośników zwierząt dzikich i nie tylko. Napisana lekkim stylem, z humorem, szczerością i fascynującymi szczegółami. Wiele można się z niej nauczyć, a przy okazji niejednokrotnie wzruszyć losami naszych braci mniejszych.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To raczej nowelka niż poważna książka. Niemniej jest to cenny zapis tamtych dni i nocy, którymi żyła cała Polska, a z nami reszta świata. Zapis bardzo ludzki, nienasycony przesadnym patosem czy religijnymi uniesieniami. Zapis przeżyć typowego młodego człowieka, ktoremu przyszło zmierzyć się z nową sytuacją. Z odejściem, kogoś, kto był zawsze. Nawet jeśli daleko i jeśli nieco obcy.

To raczej nowelka niż poważna książka. Niemniej jest to cenny zapis tamtych dni i nocy, którymi żyła cała Polska, a z nami reszta świata. Zapis bardzo ludzki, nienasycony przesadnym patosem czy religijnymi uniesieniami. Zapis przeżyć typowego młodego człowieka, ktoremu przyszło zmierzyć się z nową sytuacją. Z odejściem, kogoś, kto był zawsze. Nawet jeśli daleko i jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rzeczowa, dobrym językiem napisana książka o krajowym i międzynarodowym rynku przewozów lotniczych. Przystępna dla laika, ale mająca też w sobie trochę zakulisowych informacji interesujących dla kogoś, komu lotnictwo jest bliskie. Szkoda, że autor trochę ściąga z amerykańskiego odpowiednika pt. The Flying Book.

Rzeczowa, dobrym językiem napisana książka o krajowym i międzynarodowym rynku przewozów lotniczych. Przystępna dla laika, ale mająca też w sobie trochę zakulisowych informacji interesujących dla kogoś, komu lotnictwo jest bliskie. Szkoda, że autor trochę ściąga z amerykańskiego odpowiednika pt. The Flying Book.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, która poprzez dość zawiłą narrację jest niekiedy łamigłówką. Jakimś przedziwnym rebusem, który choć czasem wręcz irytuje, jednocześnie wciąga i zmusza do wykonania intelektualnej pracy, by go rozwiązać. Nie jest to łatwa literatura na niedzielne popołudnie przy ciastku i kawie.

Książka, która poprzez dość zawiłą narrację jest niekiedy łamigłówką. Jakimś przedziwnym rebusem, który choć czasem wręcz irytuje, jednocześnie wciąga i zmusza do wykonania intelektualnej pracy, by go rozwiązać. Nie jest to łatwa literatura na niedzielne popołudnie przy ciastku i kawie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Napisana lekkim językiem, z wartką akcją i dość przewidywalną, choć mimo to wciągającą fabułą. Typowa historia, typowego chłopaka, z typowymi problemami. Ale i tak warto przeczytąć.

Napisana lekkim językiem, z wartką akcją i dość przewidywalną, choć mimo to wciągającą fabułą. Typowa historia, typowego chłopaka, z typowymi problemami. Ale i tak warto przeczytąć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Arcydzieło. Wciąga, intryguje, obezwładnia i nie daje o sobie zapomnieć. Po przeczytaniu tej książki wizyta u południowych sąsiadów będzie innym przeżyciem.

Arcydzieło. Wciąga, intryguje, obezwładnia i nie daje o sobie zapomnieć. Po przeczytaniu tej książki wizyta u południowych sąsiadów będzie innym przeżyciem.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka dzięki której polubiłem literaturę reporterską na nowo.

Książka dzięki której polubiłem literaturę reporterską na nowo.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jestem wielbicielem kryminałów, ale te ponad 500 stron przeczytałem w zaledwie kilka dni. Wciągające jak wir po Titanicu.

Nie jestem wielbicielem kryminałów, ale te ponad 500 stron przeczytałem w zaledwie kilka dni. Wciągające jak wir po Titanicu.

Pokaż mimo to