-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2015-11-19
2015-04-22
Od jakiegoś czasu trafiam na książki, które okazują się idealnym wyborem. Jeśli dotyczy to powieści znanych mi i lubianych autorów, to nie ma w tym nic niezwykłego, ale z debiutami literackimi różnie bywa...
"Utracona i odzyskana" to pierwsza powieść napisana przez angielską panią redaktor - Lucy Foley. Książka okazała się bardzo interesującą i dojrzałą opowieścią, która ma w sobie pewną delikatność i subtelność, a przy tym nie zatraciła autentyzmu.
Kate - dwudziestokilkuletnia kobieta straciła ukochaną matkę, sławną tancerkę, primabalerinę, w wypadku samolotowym. Pewnego dnia bohaterka dowiaduje się od swojej umierającej przybranej babki Evie o listach, które przez lata przychodziły do matki, a które babka skrzętnie ukrywała przed światem. Kate otrzymuje od niej również pewien szkic nakreślony piórkiem, przedstawiający kobietę, która do złudzenia przypomina ją samą. Zaintrygowana tymi niespodziankami bohaterka postanawia odkryć tajemnicę pochodzenia jej matki, która jako noworodek została oddana do domu dziecka.
Poszukiwania doprowadzają Kate na malowniczą Korsykę oblewaną wodami Morza Śródziemnego do rezydencji sławnego malarza Thomasa Stafforda. Jego opowieść o przeszłości rzuca światło na dawne wydarzenia sprzed ponad pół wieku i pozwala Kate odkryć i zrozumieć przeszłość jej rodziny.
Słowami Thomasa Stafforda autorka opowiada przepiękną, wzruszającą historię romantycznej miłości z początków XX wieku. Alice - panienka z dobrego domu, pochodząca z arystokratycznej angielskiej rodziny i Tom - chłopak z artystyczną duszą, który kreśli piórkiem lub węglem niesamowite szkice, a z czasem staje się znanym i cenionym malarzem. Poznajemy kulisy skomplikowanego związku tych dwojga młodych ludzi, którzy poznali się jako dzieci, spędzali ze sobą wakacje, zaprzyjaźnili się, a potem pokochali. I choć życie przeplatane wojną i towarzyszącymi jej burzliwymi wydarzeniami nakreśliło dla nich swój scenariusz, to po tych wszystkich latach nadal są dla siebie najważniejsi, choć żyją z dala, rozdzieleni.
Kate udaje się odnaleźć swoją rodzoną babkę Alice Eversley, która według dokumentów zginęła podczas II wojny światowej. Kobiecie cudem udało się przeżyć i odtąd używa swojego przybranego, wojennego nazwiska Celia Mertenat. Alice opowiada wnuczce o swoim skomplikowanym życiu i o wielkiej miłości do Toma, której pozostaje wierna przez te wszystkie lata. Wyjawia jej także prawdę o oddaniu swojej jedynej córeczki do adopcji.
Lucy Foley podzieliła się z czytelnikami wzruszającą historią, która ma w sobie wiele wysublimowanego piękna, jest delikatna i ulotna, choć dotyka ciemnej strony ludzkiego życia. Jest to dla mnie powieść kontrastów. Autorka pisze z jednej strony o niespełnionym uczuciu, noszącym czytelne znamiona miłości romantycznej, z drugiej zaś o brutalnych czasach II wojny światowej, która na zawsze przekreśliła plany wielu ludzi. Głośny świat sztuki Paryża, Londynu, Nowego Jorku, sławne galerie i wystawy zestawia z ustronną, cichą rezydencją w pięknej okolicy na Korsyce, gdzie w swojej pracowni tworzy znany artysta malarz. Skąpaną w słońcu rajską wyspę na Morzu Śródziemnym konfrontuje z bolesnymi wspomnieniami z przeszłości. Sprzeczności pomiędzy dwiema, tak różnymi, płaszczyznami zostały bardzo dobrze nakreślone i oddane.
Kłamstwo, które przez lata ciąży nie tylko na Alice i Tomie, ale także na następnych pokoleniach zostało usprawiedliwione poświęceniem i miłością, dbaniem o szczęście drugiej strony.
Powieść Lucy Foley może zachwycić czytelnika. Wzrusza, zaskakuje i jest naprawdę dobrze napisana z dużą dbałością o szczegóły. Przejrzysty i klarowny język nacechowany emocjami nie pozostawia nas obojętnymi na losy bohaterów - prawdziwe indywidua, których sylwetki zostały mocno nakreślone. Zarówno korespondencja listowa pomiędzy poszczególnymi bohaterami wpleciona w treść powieści, jak i motyw rysunku, obrazka "wędrującego" po świecie z rąk do rąk nadaje historii realizmu i autentyczności. Po takie książki chciałabym sięgać jak najczęściej. Z ochotą przeczytałbym następną opowieść Pani Foley.
Od jakiegoś czasu trafiam na książki, które okazują się idealnym wyborem. Jeśli dotyczy to powieści znanych mi i lubianych autorów, to nie ma w tym nic niezwykłego, ale z debiutami literackimi różnie bywa...
"Utracona i odzyskana" to pierwsza powieść napisana przez angielską panią redaktor - Lucy Foley. Książka okazała się bardzo interesującą i dojrzałą opowieścią, która...
2015-08-20
Wiele jest książek na rynku wydawniczym, które przyciągają czytelnika (a w zasadzie czytelniczki) swoimi nastrojowymi, przepięknymi okładkami w pastelowych kolorach. Najczęściej ubierane są w nie powieści obyczajowe, a ponieważ jest to mój ulubiony gatunek literacki, to często trafiam na kwietne oprawy przywodzące na myśl sielskie, ciepłe klimaty. Do takich książek zalicza się na pewno "Obietnica Łucji" Doroty Gąsiorowskiej.
Różany Gaj - miejscowość, której nazwa idealnie współgra z okładką, staje się azylem, miejscem na ziemi dla tytułowej bohaterki. Czterdziestoletnia Łucja to kobieta doświadczona przez życie. Już od dziecinnych lat los nie był dla niej łaskawy. Mały braciszek umarł, ojciec odszedł, matka popadła w depresję i zakończyła swoje życie, a Łucja nadal nosi w sercu piętno tamtych czasów. Jej małżeństwo zakończyło się rozwodem, a ona porzuciła dotychczasowe życie i przeniosła się na Podkarpacie, aby tam przyjąć posadę nauczycielki historii w miejscowej szkole. Bohaterka nie potrafi cieszyć się życiem, dawne wydarzenia nie pozwalają jej zdystansować się do przeszłości i zamknąć ten etap.
"...bo mimo dorosłego ciała wciąż była małą, bezradną dziewczynką. Chociaż jej serce urosło, nadal pokryte było bliznami, pozostałościami po ranach zadanych w dzieciństwie".
Kobieta otacza się grubym pancerzem, przez który nie mają prawa przedrzeć się żadne uczucia. Kiedy Łucja spotyka jedenastoletnią Anię - uczennicę swojej klasy i poznaje jej problemy przestaje wreszcie myśleć o własnym bólu, smutku i cierpieniu. Od tej pory jej uwaga zostaje skierowana na dziewczynkę i jej nieuleczalnie chorą mamę - Ewę.
Łucja zaprzyjaźnia się z nimi i stara się jak najlepiej pomóc. Składa też Ewie pewną obietnicę, która choć wydaje się bardzo trudna do spełnienia...
"Całe mistrzostwo polega na tym, aby cieszyć się prostotą życia, nie zaś szukać wymyślonego ideału szczęścia, który nie istnieje."
"Obietnica Łucji" to pierwsza część losów tytułowej bohaterki. Powieść bardzo mi się spodobała. Mam słabość do historii, w których bohaterowie przeprowadzają się w jakieś urokliwe miejsce aby tam rozpocząć zupełnie nowe życie. Ta powieść wprost zachęca do tego, aby spakować swoje rzeczy i wyruszyć w nieznane.
Wzruszyłam się losami bohaterek, które choć dalekie są od sielanki, to mają w sobie wiarę i nadzieję na lepsze jutro. Zwroty akcji pobudzają zainteresowanie, a zakończenie zapowiada równie interesującą część drugą, w której będziemy mogli poznać marzenie Łucji. Już nie mogę się doczekać powrotu do Różanego Gaju.
Książka jest dobrze napisana, z dużą dbałością o szczegóły. Styl i język, jakimi posługuje się autorka bardzo mi odpowiadają. Emocje wprost kipią z każdej niemal strony. To ciepła i nastrojowa historia, ociupinę słodka, trochę gorzka, na pewno nie mdła. Jeśli zatem lubicie sielskie klimaty, ciekawią Was problemy innych ludzi, interesujecie się starymi legendami albo bliskie jest Waszemu sercu dobro doświadczonych przez los dzieci, to powieść ta będzie idealnym wyborem. I zapamiętajcie sobie, że: "Łzy radości są bardziej przejrzyste, niż łzy smutku."
Wiele jest książek na rynku wydawniczym, które przyciągają czytelnika (a w zasadzie czytelniczki) swoimi nastrojowymi, przepięknymi okładkami w pastelowych kolorach. Najczęściej ubierane są w nie powieści obyczajowe, a ponieważ jest to mój ulubiony gatunek literacki, to często trafiam na kwietne oprawy przywodzące na myśl sielskie, ciepłe klimaty. Do takich książek zalicza...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-27
Próbowaliście kiedyś zabawy w genealoga? Sięgaliście w przeszłość aby poznać rodzinne korzenie?
Jeśli nie mieliście dotąd czasu na tego typu zajęcia to powieść "Wspomnienia w kolorze sepii" może Was do tego zachęcić. Spróbujcie, a na pewno odkryjecie jakieś dawne sekrety z przeszłości, albo po prostu spędzicie miło czas na wspominaniu przodków i dopasowywaniu kolejnych elementów układanki pt:"Moja rodzina".
"Wspomnienia w kolorze sepii" to nostalgiczna opowieść o teraźniejszości ubarwiona tajemnicami z przeszłości, osnuta na ciekawej historii kresów Polski.
Joanna mieszka w małym miasteczku w Małopolsce, prowadzi własną firmę oferującą rękodzieło, która niestety nie przynosi jej zadowalających zysków, a rachunki i zobowiązania trzeba regularnie płacić. Dlatego też bohaterka podejmuje się różnych dodatkowych zajęć, aby podreperować budżet. Kobieta stara się zapomnieć o niedoszłym małżeństwie i żyć dalej w otoczeniu przyjaciół i sąsiadów.
Joanna od zawsze związana jest ze swoją miejscowością, gdzie zaraz po wojnie do domu przyszłego męża przybyła jej babcia Danusia. Stare rodzinne pamiątki odnalezione podczas porządków na strychu wzbudziły w Asi zainteresowanie przeszłością. Pożółkłe dokumenty przechowywane gdzieś na dnie babcinej skrzyni zaintrygowały ją i dodatkowo podsyciły ciekawość. Kobieta postanowiła zgłębić sekrety przeszłości swojej rodziny, o której nie wiedziała zbyt wiele. Wpadła też na dość niecodzienny pomysł, aby podarować siostrzeńcowi na chrzest obraz przedstawiający drzewo genealogiczne rodziny.
Starając się dowiedzieć jak najwięcej o losach swoich przodków bohaterka odkryła ciekawe tajemnice z ich życia pod Lwowem...
Anna Szepielak należy do grona moich ulubionych autorek. Jej powieści emanują ciepłem, spokojem i niepowtarzalnym klimatem. I takie są też "Wspomnienia w kolorze sepii". W rzeczywistość Joanny, jej codzienne rozterki i problemy w ciekawy sposób wkrada się zamierzchła przeszłość sprzed półtora wieku. W przeszłości tej odbijają się echem XIX w. powstania narodowe, zamieszki na kresach, I i II wojna światowa oraz wczesne lata powojenne. Bohaterami tych wydarzeń są nieżyjący już przodkowie z rodziny jej babci Danuty. Ich intrygujące dzieje przeplatają się z teraźniejszością, uzupełniają ją i rzucają nowe światło na to co jest teraz. Podczas lektury mamy ten komfort, że bez trudu nadążamy za wydarzeniami, nie gubimy się w wątkach, a całość jest jasna, zrozumiała i tak skomponowana, że wyjaśnia nam wszelkie budzące się wątpliwości. Plastyczny język i emocje towarzyszące zamierzchłym dziejom sprawiają, że opisywana historia ma swój autentyzm i dobrze oddaje klimat tamtych czasów - z jednej strony okropieństwo zaborów, wojen, nieustanną walkę o przetrwanie, a z drugiej codzienne życie na wsi i we dworze, XIX w. Lwów i wielonarodowość Kresów.
Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści Pani Anny mając pewność, że dostarczą mi wielu niezapomnianych wrażeń i serdecznie polecam "Wspomnienia w kolorze sepii" jako ciekawą i nietuzinkową opowieść.
Próbowaliście kiedyś zabawy w genealoga? Sięgaliście w przeszłość aby poznać rodzinne korzenie?
Jeśli nie mieliście dotąd czasu na tego typu zajęcia to powieść "Wspomnienia w kolorze sepii" może Was do tego zachęcić. Spróbujcie, a na pewno odkryjecie jakieś dawne sekrety z przeszłości, albo po prostu spędzicie miło czas na wspominaniu przodków i dopasowywaniu kolejnych...
2015-02-11
"Gdzieś na południu Toskanii" to ciepła i optymistyczna opowieść o niespiesznym życiu w małym włoskim miasteczku Lubriano na granicy dwóch urokliwych regionów - Toskanii i Umbrii. Klimaty Italii, kultura, tradycja, jedzenie, słońce i zapach ziół oraz nuta niepewności jakiej dostarcza adaptacja w nowym otoczeniu sprawiają, że lektura tej książki dostarcza wiele przyjemności.
Powieść Diany G. Armstrong pod względem fabuły przywodzi mi na myśl inne tego rodzaju książki, w których inne autorki zauroczone jakimś zakątkiem na świecie kupują dom, przeprowadzają się, remontują go i urządzają, aby następnie cieszyć się życiem w nowym miejscu. W ten sposób odbyłam ciekawe i pouczające podróże do francuskiej Prowansji, hiszpańskiej Andaluzji, marokańskiego Fezu, brytyjskiej Kornwalii, a teraz przyszła kolej na włoską Toskanię.
Cieszę się, że w czasie gdy w Polsce jest zimno i ponuro sięgnęłam właśnie po tę książkę. Dzięki niej mogłam przenieść się na południe Europy i rozkoszować ciepłem, słońcem i pięknymi widokami. To tutaj, w Toskanii, autorka i narratorka powieści podjęła zupełnie niespodziewaną decyzję o zakupie domu. Uczestniczyłam więc w nabywaniu tego, dość niezwykłego budynku przy Via Roma, którego historia sięga średniowiecza. Towarzyszyłam Dianie Armstrong, jej rodzinie i włoskim sąsiadom przy remoncie i porządkach Braccioforte - jak nazwali swój dom nowi właściciele. Jednak prace nie zawsze przebiegały "gładko", częściej wiązały się z różnymi niespodziankami jak odkrycie starej, średniowiecznej studni tuż za kuchenną ścianą.
Takie powieści mają swój niepowtarzalny wdzięk, dostarczają sporej dawki optymizmu i przekonania, że jeśli się chce, to można. Różnice kulturowe, zwyczaje, które z jednej strony mogą wydać się dziwne, z drugiej niezwykle ciekawe, nieporozumienia językowe, lapsusy słowne i przeróżne humorystyczne sytuacje dodają tej historii uroku i lekkości. Wplatanie włoskich słówek w treść ciekawie komponuje się z całością i nadaje stylowi pewnej melodyjności. Ciekawe przepisy włoskiej kuchni, smakowite dania, które można samodzielnie wypróbować to kolejny argument przemawiający za sięgnięciem po tę książkę.
Jeśli zatem jesteście ciekawi jakie jeszcze zagadki kryje stary, średniowieczny dom i czy znajdują się w nim np. jakieś skarby lub chcecie delektować się toskańskimi przysmakami to przeczytajcie koniecznie tę ciekawą powieść. Polecam.
"Gdzieś na południu Toskanii" to ciepła i optymistyczna opowieść o niespiesznym życiu w małym włoskim miasteczku Lubriano na granicy dwóch urokliwych regionów - Toskanii i Umbrii. Klimaty Italii, kultura, tradycja, jedzenie, słońce i zapach ziół oraz nuta niepewności jakiej dostarcza adaptacja w nowym otoczeniu sprawiają, że lektura tej książki dostarcza wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-04
Mała, "zabita dechami", używając potocznego języka, wioska gdzieś na południu Polski i trzydziestoletnia Rita Antkowicz - kobieta z miasta, przyzwyczajona do wygodnego życia to dwa kompletne przeciwieństwa, które bardzo mocno się przyciągnęły w powieści "Rok na końcu świata" Renaty Adwent.
Ritę poznajemy w dość przełomowym momencie jej życia, kiedy zmęczona życiem w związku z Mikołajem postanawia na jakiś czas rozstać się z mężczyzną, aby poszukać odpowiedzi na pytania o istotę miłości. Jak się okazuje kobieta nie pierwszy raz kończy związek praktycznie bez wyjaśnienia i na własne życzenie wybiera samotność.
Dlaczego tak się dzieje?...
Rita to mocno niezdecydowana dziewczyna, niepewna i zagubiona. Z jednej strony pragnie miłości, z drugiej skutecznie przed nią ucieka na zasadzie "chciałabym, a boje się". W tej niewygodnej sytuacji przychodzi jej z pomocą nieżyjąca ciotka Antonina, która zapisała dziewczynie w testamencie całe swoje gospodarstwo w Bartnicy - małej, uroczej wiosce na końcu świata, gdzie jako dziecko Rita spędzała wakacje. Bohaterka decyduje się na wyjazd, aby z dala od dotychczasowych problemów zdystansować się do świata i do samej siebie. I oto po długiej podróży trafia wreszcie do swego nowego - starego domu z ogrodem, który "na dzień dobry" trzeba dokładnie wysprzątać. Okazuje się, że nie ma łazienki, wodę można czerpać z prowizorycznego ujęcia, ogrzewanie pochodzi jedynie z pieca opalanego drewnem. Ale pomimo tych wszystkich niewygód jest to urocze miejsce z duszą. Rita zawija rękawy i od razu zabiera się za porządki i przystosowywanie domu do swoich potrzeb. Jest to dla niej forma terapii. W kącie pod ścianą odnajduje spakowane pudła z zeszytami. To pamiętniki ciotki Niny, dzięki którym Rita postanawia zmienić swoje nastawienie do świata. I choć dzieje się to powoli, to jednak przynosi zamierzone efekty.
Czy bohaterka odnajdzie wreszcie sens życia? Czy podąży drogą w kierunku miłości?
"Rok na końcu świata" to debiut literacki Renaty Adwent. Urocza i mądra powieść obyczajowa, w której najistotniejszą sprawą jest uświadomienie sobie własnych wad, dążenie do zmiany i odnalezienie szczęścia. A nie jest to możliwe bez otwarcia się na drugiego człowieka. Jeśli jesteśmy odważni, albo wystarczająco zdesperowani, to może w tym pomóc kompletna życiowa rewolucja.
Cała opowieść podzielona została na cztery części odpowiadające porom roku. Zmiany w przyrodzie współgrają z odczuciami Rity i przemianą zachodzącą w jej życiu. Narracja w pierwszej osobie pozwala głębiej wniknąć w rozterki i dylematy bohaterki. Jej przemyślenia dobrze uzupełniają nasze wyobrażenie sytuacji. Prosty i plastyczny język jest mocno sugestywny. Pobudza wyobraźnię, stwarza wrażenie jakbyśmy sami wsłuchiwali się w odgłosy natury i obserwowali piękną, nieskażoną przyrodę. Zabieg ten zapewnia prawdziwą przyjemność czytania.
"Rok na końcu świata" to ciekawa propozycja dla miłośników powieści obyczajowych, którzy lubią wynieść z lektury własne wnioski. Zaraża optymizmem i potwierdza, że chcieć to móc. Polecam
Mała, "zabita dechami", używając potocznego języka, wioska gdzieś na południu Polski i trzydziestoletnia Rita Antkowicz - kobieta z miasta, przyzwyczajona do wygodnego życia to dwa kompletne przeciwieństwa, które bardzo mocno się przyciągnęły w powieści "Rok na końcu świata" Renaty Adwent.
Ritę poznajemy w dość przełomowym momencie jej życia, kiedy zmęczona życiem w...
2015-03-23
Cyprys to wiecznie zielone drzewo, którego drewno ceniono od bardzo dawna. W czasach biblijnych porastał tereny Ziemi Świętej, jego drewno o cennych właściwościach - lekkie, trwałe, o niespotykanym aromacie wykorzystano do budowy świątyni Salomona. Jest bardzo charakterystyczny dla krajobrazu wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego. Symbolizuje żałobę, zapowiada dobrobyt i błogosławieństwo.
"... drzewa mają własną, tajemną mowę, która niesie się wraz z łagodna bryzą poranka i milknie w popołudniowym bezruchu powietrza."
"Szept cyprysów" to ciepła i wzruszająca historia o tym, że nie ma przyszłości bez przeszłości i każdy z nas jest swoją własną przeszłością. To także opowieść o miłości i niezwykle silnych więzach łączących babcię z wnuczką posadowiona w pięknym, śródziemnomorskim klimacie niewielkiej greckiej wyspy Erikusa.
Tutaj, kilkanaście kilometrów od Korfu, czas zdaje się zatrzymać, a życie biegnie niespiesznie swoim własnym torem. Tutaj, w harmonii z przyrodą, morzem i dawnymi opowieściami o greckich bogach o herosach, mieszka Evangelia - starsza kobieta, której cyprysy przekazują wiadomości szepcząc głosami przodków, mieszkańców wyspy. Tutaj wreszcie, po sześcioletniej nieobecności, przyjeżdża Daphne wraz ze swoją pięcioletnią córeczką Evi, aby wśród pięknej śródziemnomorskiej przyrody, w otoczeniu bliskich i z błogosławieństwem babci Evangelii poślubić Stephena. Daphne urodziła się w rodzinie greckich imigrantów i wychowała w Stanach, ale lato spędzała zawsze na Erikusie. Jej rodzice wyjechali przed laty za ocean, aby zapewnić swemu dziecku lepszą przyszłość. Po przeżytej tragedii Daphne wraca do kraju swoich przodków, gdzie przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć, a wspomnienia z dzieciństwa przywracają radość i szczęście. Wydarzenia na wyspie, czas spędzony z babcią, kuzynkami i ciotkami, opowieści z dawnych czasów odmieniają serce Daphne i jej podejście do życia.
"Uwielbiała odwiedzać tę wyspę, wędrować wiekowymi szlakami i marzyć w cieniu majestatycznych cyprysów... z nadzieją, że w końcu powierzą jej swoje tajemnice."
Powieść Yvette Manessis Corporon to fantastyczna podróż literacka do Grecji - kraju, który zawsze chciałam odwiedzić. To także ciekawa lekcja greckiej tradycji i zwyczajów oraz smakowite potrawy regionalnej kuchni. A wszystko utrzymane w lekkim, niczym morska bryza, stylu bez zbędnych banałów i uproszczeń. Plastyczny język działa na wyobraźnię, a nawet kubki smakowe i dostarcza niezapomnianych wrażeń. Sielskie tło powieści, jej nastrojowa fabuła jest wspaniałym uzupełnieniem dla wydarzeń, które chwytają za serce. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością, codzienność ze wspomnieniami, ale właściwy odbiór powieści nie zostaje zakłócony. I choć wszystko zmierza we właściwym kierunku, który daje się przewidzieć, zakończenie wzrusza i zaskakuje w stu procentach - a to jest według mnie cecha dobrej powieści. To zdecydowanie powieść o kobietach, mieszkankach Erikusy i raczej dla kobiet, które mają szansę delektować się śródziemnomorskim krajobrazem, mitycznymi opowieściami i magią wyspy.
Cyprys to wiecznie zielone drzewo, którego drewno ceniono od bardzo dawna. W czasach biblijnych porastał tereny Ziemi Świętej, jego drewno o cennych właściwościach - lekkie, trwałe, o niespotykanym aromacie wykorzystano do budowy świątyni Salomona. Jest bardzo charakterystyczny dla krajobrazu wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego. Symbolizuje żałobę, zapowiada dobrobyt i...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-19
Po powieści Pana Petera Pezzellego mogę sięgać bez zastanowienia i zawsze trafię na dobrą, interesującą lekturę. Tak było w przypadku pięciu poprzednich książek i tak jest również teraz, gdy w moje ręce trafiła "Pierwsza lekcja tańca."
Fabio Terranowa to utalentowany, młody chłopak, który ma swój sposób na życie. Pragnie zostać sławnym tancerzem i wkrótce planuje podróż do Stanów Zjednoczonych, aby pewnego dnia spełnić swoje marzenia i stanąć wśród znanych artystów na Broadwayu. Niestety, jeden pechowy wieczór, mgła, ostry zakręt, chwila nieuwagi, rozkojarzenie i wszystkie plany bohatera zostają zniweczone.
W śmiertelnym wypadku ginie dwoje osób - dziewczyna Fabia Catarina oraz najlepszy jego przyjaciel Enzo, a on sam ledwie uchodzi z życiem. Jego twarz jest mocno pokiereszowana, nogi nigdy już nie odzyskają dawnej sprawności, ale najgorsze rany kryje jego dusza. Przez kolejne lata Fabio zmaga się z depresją, poczuciem winy i duchami przeszłości, które nie dają mu spokoju.
Wyjazd za ocean do Wakefield w stanie Rhode Island i praca z wujem Rickiem przy wyrabianiu szkła artystycznego ma być dla chłopaka rodzajem terapii. Jednak długie godziny spędzane w pracowni przy piecu stają się dla Fabia nie tyle lekarstwem, ile ucieczką przed przeszłością, przed ludźmi i przed światem. Swoje narastające frustracje bohater wyładowuje na szkle, w którym dopatruje się skaz i niedoskonałości. Dopiero pewien epizod, niespodziewane spotkanie, zmienia powoli i stopniowo jego nastawienie do życia. Fabio zaczyna otwierać się na otoczenie, zauważa wokół siebie innych ludzi, dostrzega sens w swojej pracy i stara się pokonać niszczące go demony. Przeszłość jednak cały czas ciąży mu na sercu, rodzi chwile zwątpienia i niepewności. Jedynym sposobem na ostateczne stawienie jej czoła jest powrót do Włoch, do swojej rodzinnej miejscowości i dokonanie ostatecznego rozrachunku z tym, co go spotkało.
Czy Fabio odzyska spokój ducha? Czy podróż odniesie zamierzony skutek? Czy można rozpocząć zupełnie nowe życie po takiej tragedii? Jakie niespodzianki czekają chłopaka po powrocie do Ameryki?
Autor po raz kolejny umiejętnie połączył ze sobą dwa kraje, dwie odrębne kultury, dwa różne środowiska - Włochy i Stany Zjednoczone. Przebywając z bohaterem w Wakefield odnajdujemy tam namiastkę włoskiej tradycji, kuchni oraz zwyczajów, które wspaniale współgrają z tym co amerykańskie. Wplecenie do tekstu włoskich słówek i zwrotów nadaje językowi melodyjności i dźwięczności.
Historia opowiedziana przez autora jest mądra, ciepła, wzruszająca, ale ma w sobie także wiele realizmu. Ucieczka przed problemami, przed samym sobą to takie charakterystyczne zachowania w dzisiejszym świecie, które jednak na dłuższą metę do niczego dobrego nie prowadzą. Depresja i wyrzuty sumienia nie znikną, jeśli nie zmierzymy się z ich przyczyną i nie pozamykamy za sobą wszystkich drzwi. Nie uda nam się wówczas otworzyć następnych, pójść dalej przed siebie.
Posługując się plastycznym i sugestywnym językiem Peter Pezzelli wykreował piękny, barwny świat sztuki. Dmuchanie szkła i formowanie z niego poszczególnych przedmiotów urasta do rangi pewnego rytuału. Emocje zamknięte w szklanych figurkach wydają się wręcz przemawiać do nas ze stron książki.
Jeśli macie ochotę na Małą Italię w Amerykańskim klimacie, jeżeli lubicie włoską kulturę i tradycję, a może chcecie przeczytać ciekawą historię, z której należy wyciągnąć pewne wnioski - "Pierwsza lekcja tańca" spełni te oczekiwania. Polecam.
Po powieści Pana Petera Pezzellego mogę sięgać bez zastanowienia i zawsze trafię na dobrą, interesującą lekturę. Tak było w przypadku pięciu poprzednich książek i tak jest również teraz, gdy w moje ręce trafiła "Pierwsza lekcja tańca."
Fabio Terranowa to utalentowany, młody chłopak, który ma swój sposób na życie. Pragnie zostać sławnym tancerzem i wkrótce planuje podróż do...
2015-07-22
"Przystań Julii" to ostatnia już część Trylogii Kwiatowej autorstwa Pani Katarzyny Michalak. Bardzo chętnie ponownie spotkałam się z poznanymi wcześniej bohaterami, aby na nowo przeżywać ich smutki i radości.
Pomimo, iż powieść została zadedykowana Julii - trzeciej mieszkance ulicy Leśnych Dzwonków w Milanówku, to równocześnie poznajemy dalsze losy dwóch pozostałych przyjaciółek - Kamili i Małgosi, których życie już od pierwszego tomu nieustannie się przeplata.
Julia Stanecka po rozwodzie z panem Sternem przenosi się w Bieszczady do niewielkiej wsi o wdzięcznie brzmiącej nazwie Bogumiła, gdzie czeka na nią dom zmarłej ciotki ciepło nazywany przez mieszkańców okolicy Chatką Dorotki. To tutaj, z dala od Warszawy, byłego męża i smutnej przeszłości Julia rozpoczyna zupełnie nowe życie na własny rachunek. To tutaj także poznaje nowych przyjaciół i tutaj pragnie stworzyć swój azyl.
W tym samym czasie w życiu jej przyjaciółek Kamili i Gosi wiele się dzieje...
Tragiczna przeszłość z powrotem puka do drzwi i trudno się od niej uwolnić. Śmierć Jakuba Kilińskiego okazuje się jedynie początkiem kłopotów, a Łukasz - narzeczony Kamili i najlepszy przyjaciel jej ojca musi odkryć prawdę i ostatecznie rozprawić się z problemami.
Chętnie prześledziłam losy bohaterów trylogii, ale najbardziej urzekła mnie Chatka Dorotki w Bieszczadach - magicznym miejscu, gdzie drogi się kończą, a sąsiednie zabudowania dzieli od siebie spora przestrzeń lasów i łąk. Spodobały mi się również opisy różnych gatunków kwiatów, które możemy przeczytać we wstępie do każdego rozdziału. Choć tego rodzaju zabieg jest dość często spotykany, to jednak zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego, interesującego.
Gdybym miała natomiast wypowiedzieć się w kwestii samych wydarzeń to wydały mi się one zbyt naiwne i nierealne. Nie mam nic przeciw historiom, które kończą się szczęśliwym finałem, ale zakończenie tej powieści jest tak cukierkowe, że aż mdłe.
Myślę, że młodsze czytelniczki o romantycznych duszach na pewno docenią starania autorki i sielski, bajkowy klimat tej powieści. Do mnie on niestety nie przemówił. Mimo to nadal pozostaję wierną czytelniczką powieści Pani Katarzyny i już się zastanawiam czym autorka zaskoczy mnie następnym razem.
"Przystań Julii" to ostatnia już część Trylogii Kwiatowej autorstwa Pani Katarzyny Michalak. Bardzo chętnie ponownie spotkałam się z poznanymi wcześniej bohaterami, aby na nowo przeżywać ich smutki i radości.
Pomimo, iż powieść została zadedykowana Julii - trzeciej mieszkance ulicy Leśnych Dzwonków w Milanówku, to równocześnie poznajemy dalsze losy dwóch pozostałych...
2015-11-25
To już ostatnia część wielopokoleniowej sagi rodzinnej osadzonej na kanwie wydarzeń historycznych poczynając od I połowy XIX wieku, a kończąc na czasach nam współczesnych.
Z prawdziwą przyjemnością poddałam się tej klimatycznej opowieści, która za każdym razem przenosiła mnie w nowe miejsca i nowe czasy.
Tytułowa Lilianna Korcz to babka głównej bohaterki Marty - przedsiębiorczej kobiety sukcesu, która w pracy w międzynarodowej korporacji odnajduje sens swojego życia. Pewnego dnia Marta zostaje niemalże zmuszona przez swojego szefa do wykorzystania dwumiesięcznego urlopu. Fakt tan zbiega się w czasie z odnalezieniem w rzeczach jej zmarłej babki Lilianny pamiętnika przeznaczonego specjalnie dla niej. Lektura tych niesamowicie szczerych wyznań skutkuje wyjazdem za ocean, na Florydę, gdzie przed wielu laty wybrała się również babcia Lilianna. Podążanie śladem swojej przodkini pomaga Marcie zrozumieć babcię, poznać ją od zupełnie innej strony, odkryć sekrety jej młodości, ale przede wszystkim pozwala bohaterce nabrać dystansu do siebie i odnaleźć prawdziwą istotę i sens życia, które gdzieś tam zaginęły podczas pokonywania kolejnych szczebli w karierze bizneswoman.
Powieść poprowadzona została równolegle dwiema płaszczyznami - wydarzenia współczesne przekazywane z ust Marty, jej opisy, przeżycia i przemyślenia zostały zestawione z pierwszoosobową narracją Lilianny, która w swoim pamiętniku podzieliła się własnymi zwierzeniami, rozterkami i tajemnicami ze swojego życia w I połowie XX wieku. Te same miejsca, ogromny postęp cywilizacyjny i dwie spokrewnione ze sobą kobiety, które próbują odnaleźć się w swoim życiu i swoim czasie. I choć może w "Liliannie" wydarzenia historyczne epoki najsłabiej dochodzą do głosu, to jednak barwna i intrygująca opowieść o Erneście Hemingwayu rekompensuje je aż w nadmiarze.
Lektura tej trzyczęściowej sagi dostarczyła mi wielu interesujących wrażeń. Autorka potrafi idealnie łączyć elementy prawdy historycznej z powieściową fabułą i fikcją literacką. To samo dotyczy również bohaterów. Wszystkie trzy powieści czyta się z prawdziwą przyjemnością i dużym zainteresowaniem. Jeśli możecie poświęcić nieco więcej czasu na lekturę to z pełnym przekonaniem polecam wszystkie trzy części "Podróży po miłość". To zdecydowanie lektura godna uwagi i poświęconego jej czasu. Należy jednak pamiętać, aby czytając ten cykl zachować kolejność tomów.
To już ostatnia część wielopokoleniowej sagi rodzinnej osadzonej na kanwie wydarzeń historycznych poczynając od I połowy XIX wieku, a kończąc na czasach nam współczesnych.
Z prawdziwą przyjemnością poddałam się tej klimatycznej opowieści, która za każdym razem przenosiła mnie w nowe miejsca i nowe czasy.
Tytułowa Lilianna Korcz to babka głównej bohaterki Marty -...
2015-12-08
Powrót do małego Rubinia na Dolnym Śląsku, gdzie niepozorna i leniwa na co dzień rzeczka Młynówka wyrządziła wiele szkód, dość niespodziewanie występując z brzegów i zalewając część domostw na ulicy Różanej, dostarczył mi kolejnej porcji ciekawych wrażeń. Bo oto po powodzi mieszkańcy muszą usunąć szkody. Najbardziej ucierpiały, niestety, przydomowe ogrody, choć i niektóre budynki nie oparły się wodzie i teraz należy je wyremontować. A konkurs na najpiękniejszy ogród zbliża się wielkimi krokami...
W takiej sytuacji zastajemy bohaterów ulicy Różanej - sąsiadów, którzy przez lata dobrze się znają, sympatyzują lub konkurują ze sobą, przyjaźnią się, albo po prostu tolerują z racji wieloletniego sąsiedztwa. Wkraczając ponownie w ich życie pełne rozterek, kłopotów, plotek i pomówień czujemy się jak w dużej rodzinie, gdzie każdy miewa lepsze i gorsze dni. Każdy z bohaterów to prawdziwe indywiduum, inny charakter i różne podejście do życia. Ale znów lekarstwem na wiele smutków codzienności staje się oczyszczająca myśli i duszę praca w ogrodzie. Na Różanej domy mienią się przeróżnymi barwami, a zniewalający zapach roślin rozchodzi się daleko przenoszony przez wiatr.
Taka mnogość postaci wpływa na wielowątkowość tej historii. Przez moment zastanawiałam się, czy na pewno nadążę za wszystkimi bohaterami i czy nie będę musiała wspomóc się pierwszą częścią powieści. Na szczęście nie było to konieczne, choć wydarzenia opisane w drugim tomie znacznie posuwają się do przodu. Wychodzą na jaw pewne niechlubne fakty, jedne zagadki zostają rozwiązane, ale w ich miejsce pojawiają się nowe. Każda postać działa w dobrej wierze, kierując się interesem najbliższych, a co z tego wynika - przeczytajcie sami. Jednym słowem w Rubiniu wiele się dzieje i nic nie zapowiada, że dziać się przestanie.
Tak jak w części pierwszej i tutaj każdy z rozdziałów otrzymał we wstępie opis konkretnego gatunku róży, dzięki czemu możemy lepiej poznać rodzinę królowej kwiatów. Także i kot Konstanty - ściśle związany ze swoim panem ma kolejne własne spostrzeżenia na temat rozgrywających się wydarzeń.
"Szlachetne pobudki" to barwna i ciepła powieść obyczajowa, przesycona zapachami i aromatami kwiatów i ziół. Czyta się ją szybko i z zainteresowaniem, a zakończenie zapowiada całkiem ekscytujące wydarzenia części trzeciej. Ale gdybym miała ocenić obie książki, to wyżej postawiłabym "Dom na skraju". "Szlachetne pobudki" przytłoczyły mnie trochę swoją mnogością wydarzeń. Przez to część z nich została potraktowana dość pobieżnie, a niektóre z tych wątków można byłoby poprowadzić dalej. Niemniej polecam obie części tego cyklu i gwarantuję, że na pewno nie będziecie się nudzić. Sama wyglądam już trzeciego, chyba ostatniego tomu, w którym, jestem przekonana, wiele będzie się działo.
Powrót do małego Rubinia na Dolnym Śląsku, gdzie niepozorna i leniwa na co dzień rzeczka Młynówka wyrządziła wiele szkód, dość niespodziewanie występując z brzegów i zalewając część domostw na ulicy Różanej, dostarczył mi kolejnej porcji ciekawych wrażeń. Bo oto po powodzi mieszkańcy muszą usunąć szkody. Najbardziej ucierpiały, niestety, przydomowe ogrody, choć i niektóre...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-09
Niewielkie dolnośląskie miasteczko Rubiń, któremu uroku dodaje mała, spokojna rzeczka Młynówka wraz z Panią Kasią Bulicz - Kasprzak zapraszają czytelnika do spędzenia tu niezapomnianych wakacji w towarzystwie mieszkańców ulicy Różanej. Małe domy otoczone pięknymi ogrodami są dumą miasta, a ich właściciele rywalizują w konkursie na najpiękniejszy ogródek.
W takich okolicznościach poznajemy kilka rodzin zamieszkujących ulicę Różaną w Rubiniu, którzy od dawna żyją ze sobą w sąsiedztwie, spotykają się, pomagają sobie, ale przede wszystkim plotkują i snują intrygi.
Pani Kasia Bulicz - Kasprzak stworzyła interesującą powieść z całą gamą ludzkich charakterów. Każdy bohater jest inny, niepowtarzalny, ma własne problemy i niełatwą przeszłość za sobą. Jedni wracają do Rubinia po latach nieobecności, aby właśnie tu rozpocząć nowe życie, inni mieszkają tu od zawsze, znają się, odwiedzają, a mimo to ulica Różana pełna jest skrywanych przez lata sekretów i tajemnic, które (jak łatwo się domyślić) wychodzą wreszcie na jaw. Lekiem na smutki i problemy tutejszych mieszkańców jest uprawianie ogrodu. Sianie, sadzenie, pielenie i podlewanie koi duszę, rozjaśnia myśli, pozwala zapomnieć i znaleźć rozwiązanie. Wyrazem niespełnionej miłości jest poezja pisana do szuflady, sposobem na nieudane życie staje się ucieczka w alkohol, zdrady są lekiem na samotność... W Rubiniu wiele się dzieje, a wszystko pod okiem mniej lub bardziej życzliwych sąsiadów. Nie sposób tu również nie wspomnieć o Kocie Konstantym, który żyje sobie spokojnie ze swoim współlokatorem. Przemyślenia zwierzaka i jego spojrzenie na wydarzenia są po prostu bezcenne.
Początkowo myślałam, że pogubię się w tym gąszczu postaci, ale moje obawy na szczęście szybko się rozwiały. W powieści nie ma chaosu, całość jest składna i przejrzysta, tak, że bez trudu można nadążyć za poszczególnymi wątkami, które oczywiście przeplatają się ze sobą.
Każdy z dziesięciu rozdziałów książki posiada bardzo ciekawy wstęp poświęcony opisowi wybranego gatunku róży. Zabieg ten jest bardzo trafny i wspaniale współgra z fabułą i opisywanymi wydarzeniami.
"Dom na skraju" to fantastyczna propozycja na wakacje. Powieść przyciąga swoją słoneczną okładką w pastelowych kolorach, a gdy już po nią sięgniemy, to wprost trudno oderwać się od lektury. Czterysta stron połykamy w ekspresowym tempie, docieramy do zaskakującego i zupełnie nieprzewidywanego zakończenia i wciąż jesteśmy głodni kolejnych wydarzeń, jakie zapowiada druga część perypetii mieszkańców ulicy Różanej w Rubiniu pt.: "Szlachetne pobudki". Zdradzę Wam, że już nie mogę się doczekać...
Niewielkie dolnośląskie miasteczko Rubiń, któremu uroku dodaje mała, spokojna rzeczka Młynówka wraz z Panią Kasią Bulicz - Kasprzak zapraszają czytelnika do spędzenia tu niezapomnianych wakacji w towarzystwie mieszkańców ulicy Różanej. Małe domy otoczone pięknymi ogrodami są dumą miasta, a ich właściciele rywalizują w konkursie na najpiękniejszy ogródek.
W takich...
2015-01-30
Pewnego dnia weszłam do księgarni i mój wzrok przyciągnęła śliczna okładka w pastelowych kolorach, trochę romantyczna, trochę baśniowa. Kiedy przeczytałam opis na okładce już wiedziałam, że chcę dowiedzieć się więcej o bohaterach "Doliny mgieł i róż" i po prostu muszę przeczytać tę książkę. Na szczęście moje oczekiwania co do lektury potwierdziły się w stu procentach, a nawet więcej, gdyż niebawem ukaże się drugi tom tej sagi pt. "Ogród księżycowy".
Tytułowa Dolina mgieł i róż to nastrojowe, piękne miejsce w południowo - wschodniej Polsce, niedaleko Przemyśla, o którym niejeden powiedziałby, że to koniec świata. W małej, uroczej miejscowości o nazwie Ida znajduje się romantyczny pałacyk "Pod Graalem i Różą" położony na wzgórzu, zamieniony przez właścicieli na hotel. Do tego miejsca trafia Sabina Południewska - dość egoistyczna i zmanierowana kobieta, pisarka romansów, aby w ciszy i spokoju dokończyć nową powieść. Tutaj poznaje Milę - niezwykle miłą właścicielkę pensjonatu oraz niecodziennych gości, oryginalne osobowości, które ubarwiają jej pobyt w tym urokliwym miejscu. Miejsce to odmienia Sabinę, która z zimnej i niedostępnej, wymuskanej damy staje się zupełnie inną osobą - miłą, uczynną, ciepłą i serdeczną. Bohaterka jest zdumiona tą odmianą i sama siebie nie poznaje. Szybko zyskuje sobie sympatię współmieszkańców, jest lubiana, stara się pomóc przy rozwiązaniu konfliktu z sąsiadem, a każdy kolejny dzień dostarcza jej nowych niespodzianek.
W takiej miłej i ciepłej atmosferze kobieta przewartościowuje swoje dotychczasowe życie i rozpoczyna pracę nad nową książką, zupełnie inną od dotychczas napisanych.
Powieść Agnieszki Krawczyk oczarowała mnie swoim klimatem, ciepłem, atmosferą jaką odczuwa się przy lekturze każdej strony. Pochłonęłam ją dosłownie w dwa wieczory i... chętnie czytałabym dalej. Styl autorki i sugestywny język niezwykle mi odpowiada. Zapach róż towarzyszący tej powieści dosłownie przenika z kart, te wszystkie wonne olejki, balsamy, mydełka, świece zapachowe można poczuć i delektować się nimi bez końca. Liczne nawiązania do angielskiej literatury klasycznej, a przede wszystkim do Jane Austen są niezwykle trafne i dodają romantyzmu tej niesamowitej historii.
Bohaterowie to prawdziwe indywidua, wyraziste charaktery, które ubarwiają treść i wprowadzają nieco humoru. Przyjaźnie, kontakty międzyludzkie, wzajemne relacje, dobra wola i znaczenie kompromisu to aspekty, na które autorka chce nam zwrócić szczególną uwagę.
Jeśli podejdziemy z pewnym dystansem do opisywanych wydarzeń to książka zachwyci nas bez reszty. Czytając ją poczujemy się szczęśliwsi, radośniejsi, a może nawet otworzymy się na świat, podobnie jak uczyniła to główna bohaterka. Powieść zmusza do refleksji, czemu sprzyja magia opisywanych miejsc. A zatem wszystkie wielbicielki sielskich klimatów mogą cieszyć się na odwiedziny w hotelu "Pod Graalem i Różą", a romantyczne dusze zaczytujące się w powieściach Jane Austen odnajdą tu fantastyczne nawiązania do swojej ulubionej pisarki. "Dolina mgieł i róż" to naprawdę udana powieść obyczajowa dla kobiet w każdym wieku. Polecam.
Pewnego dnia weszłam do księgarni i mój wzrok przyciągnęła śliczna okładka w pastelowych kolorach, trochę romantyczna, trochę baśniowa. Kiedy przeczytałam opis na okładce już wiedziałam, że chcę dowiedzieć się więcej o bohaterach "Doliny mgieł i róż" i po prostu muszę przeczytać tę książkę. Na szczęście moje oczekiwania co do lektury potwierdziły się w stu procentach, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-31
"Afgańska perła" to fantastyczna, interesująca i mądra powieść, która zabiera czytelnika do arabskiego świata - innej kultury, zwyczajów, tradycji i przekonań. Dawno już nie sięgałam po lektury dotyczące świata Islamu, toteż z prawdziwą przyjemnością poznałam losy dwóch afgańskich kobiet.
Nadia Hashimi zabiera nas w podróż do kraju, gdzie wojna i przemoc naznaczają ludzkie życie. I właśnie w takim otoczeniu poznajemy historię Rahimy i Szekiby. Obie pochodzą z tej samej rodziny, ale dzielą je pokolenia. Szekiba żyła na przełomie XIX i XX w. i była praprababką Rahimy. Pomimo, że upłynął już ponad wiek od tamtego czasu to w kulturze, tradycji i przekonaniach Afgńczyków niewiele się zmieniło. Los wnuczki naznaczony został przeznaczeniem, od którego pragnęła się wyzwolić, podobnie jak przed stu laty uczyniła to jej przodkini.
Czy kobieta w kulturze arabskiej może zmienić swoje przeznaczenie?
Zaaranżowane małżeństwo w wieku trzynastu lat, życie w haremie, poniżanie i wykorzystywanie, przemoc, intrygi, różnice w traktowaniu chłopców i dziewcząt - o tym wszystkim przeczytamy w "Afgańskiej perle". Ale znajdziemy tu również ogromną odwagę, determinację i gorące pragnienie odmiany swojego losu. Czy zakończone sukcesem?... - o tym przeczytacie w książce.
"Arabska perła" to wzruszająca i ciekawa historia o zerwaniu z przeszłością, dążeniu do wolności na przekór wszystkim i wszystkiemu. To emocjonująca powieść, której akcja biegnie równolegle dwoma torami: życie Rahimy na początku XXI wieku zestawione z historią Szekiby na przełomie XIX i XX stulecia w tym samym Afganistanie dawniej zarządzanym przez króla Habibullaha, a obecnie doświadczanym przez wewnętrzną wojnę i zamieszki. Wydarzenia intrygują od pierwszych stron, dosłownie wpadamy w ich wir i chcemy więcej i więcej. Nie jest to pierwsza powieść z trudną historią Afganistanu w tle jaką miałam przyjemność przeczytać. Moim zdaniem "Arabska perła" w niczym nie ustępuje powieściom Khaleda Hosseiniego, więc jeśli polubiliście "Chłopca z latawcem", "Tysiąc wspaniałych słońc" lub "I góry odpowiedziały echem" to również powieść Nadii Hashimi przypadnie Wam do gustu. Emocji i wzruszeń na pewno nie zabraknie.
Chętnie poznałabym kolejne powieści autorki, która tak intrygująco potrafi pisać o arabskim świecie.
"Afgańska perła" to fantastyczna, interesująca i mądra powieść, która zabiera czytelnika do arabskiego świata - innej kultury, zwyczajów, tradycji i przekonań. Dawno już nie sięgałam po lektury dotyczące świata Islamu, toteż z prawdziwą przyjemnością poznałam losy dwóch afgańskich kobiet.
Nadia Hashimi zabiera nas w podróż do kraju, gdzie wojna i przemoc naznaczają...
2015-12-27
"Amelia" Katarzyny Michalak to opowieść o młodej dziewczynie, która wychodzi ze szpitala, nie wie kim jest, ale posiada w kieszeni kopertę od tajemniczego T. z adresem nowego miejsca zamieszkania i pewną sumą pieniędzy "na start". Kobieta trafia do Zabajki - małej miejscowości w Borach Tucholskich, gdzie czeka na nią własne mieszkanko w jednej z kamieniczek przy rynku. Tutaj Amelia rozpoczyna swoje nowe życie, po tym jak na skutek wypadku doznała amnezji i nie pamięta nic sprzed pobytu w szpitalu. Dziewczyna nie zna tajemniczego T., który ofiarował jej taki niecodzienny prezent, ale nowo poznani przyjaciele - mieszkańcy Zabajki pomagają jej się urządzić w nowym miejscu. Aby rzeczywistość nie wyglądała zbyt różowo wśród Zabajczan są także osoby nieprzychylne Amelii, którym nie podoba się nowa sąsiadka. Jej pomysł z otwarciem Kawiarenki pod Różą, gdzie miałaby rozpieszczać klientów samodzielnie wykonanymi słodkościami jest bojkotowany przez miejscowych, a bez tego dziewczyna nie może zarobić na swoje utrzymanie. A i pieniądze od tajemniczego T. szybko topnieją...
Kim okaże się ów nieznajomy? Czy Amelii wróci pamięć? Co spotkało dziewczynę owego feralnego dnia? Jak potoczy się jej nowe życie w Zabajce?
Już czytając "Kawiarenkę pod Różą" poznałam bohaterkę i jej "debiut" w Zabajce. Znaczna część wydarzeń została powtórzona, przez co jedynie połowa "Amelii" to tak naprawdę nowe wydarzenia. Szkoda, bo robiąc krótsze nawiązanie można byłoby poprowadzić jeszcze dalej ciekawe wydarzenia.
Jak wszystkie powieści autorki i tę dobrze i szybko się czyta. Losy tytułowej bohaterki naprawdę mnie zainteresowały, ale miałam nieodparte wrażenie, że to co czytam już było. I nie chodzi mi tutaj o powtórzenie początku książki, ale o fabułę - kolejny sklepik, tym razem ze słodkościami, kawiarenka z klimatem to wszystko już było. Zabajka do złudzenia przypomina Pogodną znaną ze "Sklepiku z niespodzianką". Natomiast pomysł na historię naprawdę mi się spodobał, amnezja, stalker - to było coś nowego, co mnie zainteresowało. Tylko szkoda, że te wątki nie otrzymały innej oprawy.
"Amelię" warto przeczytać pod warunkiem, że lubicie sielskie klimaty poprzetykane problemami z przeszłości. Ale jeśli czytaliście już "Kawiarenkę pod Różą" to musicie wykazać więcej cierpliwości w powtórnej lekturze albo pominąć sporo stron. Wybór należy do Was. Przyznaję, że dałam tej książce ocenę trochę na wyrost przez sentyment do autorki.
"Amelia" Katarzyny Michalak to opowieść o młodej dziewczynie, która wychodzi ze szpitala, nie wie kim jest, ale posiada w kieszeni kopertę od tajemniczego T. z adresem nowego miejsca zamieszkania i pewną sumą pieniędzy "na start". Kobieta trafia do Zabajki - małej miejscowości w Borach Tucholskich, gdzie czeka na nią własne mieszkanko w jednej z kamieniczek przy rynku....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-27
"Kroniki portowe" już od dość dawna znajdowały się na mojej priorytetowej liście lektur. Byłam ich ciekawa z dwóch powodów: po pierwsze z uwagi na tematykę, a po drugie ze względu na nagrodę Pulitzera, którą powieść została nagrodzona w 1994 r.
Niestety po zakończonej lekturze mogę tej książce wystawić jedynie ocenę średnią.
"Kroniki portowe" należą do rodzaju tych książek, które zwykło się określać mianem "inne niż wszystkie" i to mi się w niej podoba. Lubię, kiedy fabuła związana jest bezpośrednio lub pośrednio z morzem, żywiołem, naturą przez duże N. Zaciekawiło mnie również życie ludzi na Nowej Fundlandii - dużej wyspie położonej u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej, najbardziej zaniedbanej (jak zwykło się uważać) prowincji Kanady z surowym i ekstremalnym klimatem. Mieszka tu dość specyficzna i hermetyczna społeczność - ludzie twardzi, otwarci i pracowici, którzy żyją w swoim świecie wyznaczanym przez pory roku, pływy morza i porywy wiatru.
To właśnie tutaj, na ziemię swoich przodków, przybywa główny bohater powieści. Quoyle - mężczyzna w sile wieku po dramatycznych przeżyciach osobistych, po śmierci żony, zabiera swoje dwie córeczki i wraz z ciotką przenosi się ze Stanów Zjednoczonych do Nowej Fundlandii. Tu, na nadmorskim skalistym cyplu, stoi jeszcze rodzinny dom Quoyle'ów, którzy opuścili wyspę przed czterdziestu laty. W tym odludnym zakątku świata mężczyzna stara się na nowo stworzyć sobie i dzieciom dom.
Czy mu się to uda pośród hermetycznej społeczności Nowej Fundlandii?
Zaciekawiły mnie zmagania bohatera z przeciwnościami losu. Jego życie do tej pory pełne było niepowodzeń. Teraz znalazł się w zupełnie nowym miejscu, gdzie czekał na niego jedynie stary, rozpadający się dom smagany wiatrem od morza. Quoyle okazał się silnym i twardym człowiekiem, którego nie złamały ani obawy przed korzystaniem z łodzi, ani docinki i zgryźliwość otoczenia, ani wypadek na morzu, ani też utrata domu. Mężczyzna znalazł wśród sąsiadów wielu przyjaciół, otrzymał pracę w redakcji miejscowej gazety pisząc swoje "Kroniki portowe" i z dnia na dzień coraz bardziej asymilował się z tutejszą społecznością. Podziwiam go za bezgraniczną miłość do córek, poświęcenie i wytrwałość, która została nagrodzona nowym uczuciem.
"Woda może być starsza od światła, diamenty mogą pękać w gorącej koziej krwi, lodowe ognie mogą strzelać zimnym ogniem, na środku oceanu mogą wyrosnąć lasy, kraba może pochwycić cień dłoni, a wiatr można schwytać w węzły na kawałku sznurka. Może się tez okazać, ze miłość przychodzi czasem bez bólu i cierpienia".
Niestety styl Annie Proulx nie przypadł mi specjalnie do gustu. Książkę czytało mi się dość ciężko. Niektóre fragmenty nie trafiały do mnie, lektura dłużyła mi się, ale... bardzo chciałam doczytać książkę do końca. Muszę dodać, że zdecydowanie lepiej wypadła druga część powieści, pod koniec akcja przyspiesza, więcej się dzieje i wzrasta zainteresowanie.
"Kroniki portowe" to na pewno wartościowa książka, dość oryginalna, ale wiarygodna i autentyczna do bólu. To powieść o tym, że zawsze jest czas na zmianę, nawet gdy nie ma perspektyw, gdy nie widać szans. Mógł tego dokonać bohater powieści i może to zrobić każdy z nas, gdy stanie na krawędzi życia. Polecam.
"Kroniki portowe" już od dość dawna znajdowały się na mojej priorytetowej liście lektur. Byłam ich ciekawa z dwóch powodów: po pierwsze z uwagi na tematykę, a po drugie ze względu na nagrodę Pulitzera, którą powieść została nagrodzona w 1994 r.
Niestety po zakończonej lekturze mogę tej książce wystawić jedynie ocenę średnią.
"Kroniki portowe" należą do rodzaju tych...
2015-12-18
Na przedświąteczny czas wybrałam sobie prawdziwie świąteczną lekturę. "Stokrotki w śniegu" to jedna z niewielu pozycji autora, które czekały w kolejce do przeczytania. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się właśnie na tę książkę, ponieważ dostarczyła mi mnóstwo wzruszeń, skłoniła do refleksji i zapadła głęboko w duszę. A przecież Boże Narodzenie to najlepszy czas na tego rodzaju przemyślenia.
Bohaterem powieści jest James Kier - zimny i wyrachowany biznesmen, który swoją pozycję osiągnął między innymi poprzez spryt i wykorzystywanie innych, bardziej naiwnych i łatwowiernych ludzi. Jego majątek wart miliony dolarów ciągle rośnie, a mężczyzna wciąż wykorzystuje swoją bezwzględność w interesach i bezduszność wobec otaczających go osób. Dzieje się tak do czasu, gdy będąc z dala od domu zauważa w gazetach artykuł o swojej rzekomej śmierci. Jest to pomyłka wynikająca z przypadkowej zbieżności nazwisk, ale Internet aż huczy od komentarzy na temat biznesmena Jamesa Kiera. Wśród wypowiadających swoje zdanie są jego pracownicy, znajomi, ale również żona Sara, z którą właśnie się rozwodzi. Bohater jest wstrząśnięty tymi opiniami, ale szybko uświadamia sobie, że ludzie w większości mają rację. James Kier to rzeczywiście zimny i bezwzględny człowiek, skupiony na sobie egoista, który w pogoni za pieniędzmi zatracił swój prawdziwy charakter, zgubił gdzieś swoją dawną empatię, dobroć i wielkoduszność. Po głębszym namyśle mężczyzna chce zmienić swoje postępowanie i pragnie zadośćuczynić ludziom, których wykorzystał. Wie, że nie będzie to łatwe zadanie, ale decyduje się go podjąć. Odwiedza osoby z wcześniej przygotowanej mu przez sekretarkę listy i chce prosić ich o wybaczenie. Spotkania te jeszcze bardziej uzmysławiają mu jakim stał się złym człowiekiem. Ludzie nie chcą go znać i nawet jeśli zaakceptowali trudny los, jaki zgotował im Kier, to nie chcą mieć z nim do czynienia. Sara, żona, która kiedyś tak bardzo go kochała, a dziś jest ciężko chora, zamyka przed nim drzwi, a jedyny syn w ogóle go nie zna i nie chce utrzymywać kontaktu. Jak widać bilans ostatnich kilkunastu lat życia bohatera wygląda żałośnie i źle.
Czy bohater wytrwa w swoim postanowieniu? Czy ludzie pozwolą mu zrobić coś dobrego? Czy James znajdzie właściwą ścieżkę powrotu do dawnego siebie?
"Stokrotki w śniegu" to piękna, przepełniona emocjami historia, przy której wzruszyłam się do łez. To smutna i przejmująca baśń, w której dobro powoli próbuje mierzyć się ze złem, aby w końcu odnieść nad nim zwycięstwo. To mądra i wartościowa powieść, z której każdy może wynieść własne przemyślenia i zastosować je potem w życiu. To próba rozrachunku ze swoim postępowaniem, uświadomienie sobie błędów, postanowienie poprawy, żal i zadośćuczynienie.
Być może niektórym z Was opowieść ta wyda się nudna i ckliwa, ale taka jest tylko z pozoru. Kiedy zaczniecie czytać "między wierszami" na pewno znajdziecie w niej głębszy sens i wymowę, bo przecież nigdy nie jest za późno na zmianę. Polecam serdecznie.
Na przedświąteczny czas wybrałam sobie prawdziwie świąteczną lekturę. "Stokrotki w śniegu" to jedna z niewielu pozycji autora, które czekały w kolejce do przeczytania. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się właśnie na tę książkę, ponieważ dostarczyła mi mnóstwo wzruszeń, skłoniła do refleksji i zapadła głęboko w duszę. A przecież Boże Narodzenie to najlepszy czas na tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-15
Catherine Jinks w swojej powieści zabiera nas w średniowiecze, do czasów świętej inkwizycji, kiedy to namiętnie walczono z wszelkimi przejawami bezbożnictwa i herezji.
W niewielkim mieście Lazet we Francji znajduje się klasztor dominikanów ze Świętym Oficjum, w którym urzęduje dwóch Inkwizytorów heretyckiej nieprawości. Jednym z nich jest główny bohater i narrator powieści - ojciec Bernard Peyre z Prouille, a drugim jego zwierzchnik, którym do niedawna był wielce szanowany i poważany ojciec Augustyn Duése. Jego okrutna śmierć odbiła się echem po całej okolicy, a Bernard został wyznaczony, aby przeprowadzić śledztwo i dowieść prawdy, kto odważył się zaatakować i bestialsko zamordować inkwizytora i jego ochronę w drodze do jednej z pobliskich osad.
Czasy średniowiecza często określane jako okres ciemnoty i zacofania nie sprzyjały sprawiedliwości i prawdzie. Pod przykrywką inkwizycji, która miała tępić heretyków, a więc ludzi nie zgadzających się z nauką i prawdami kościoła, często skazywano na więzienie, tortury lub śmierć niewinnych ludzi. Dość, że przodkowie zostali uznani za heretyków, a ich potomkowie automatycznie byli sądzeni i skazywani za winy swoich ojców i dziadów. Inkwizytor stawał się najważniejszą osobą w swojej społeczności i niestety często nadużywał władzy oraz przysługujących mu praw skazując za herezję bogobojnych katolików.
Ojciec Bernard Peyre, choć sam ma różne grzechy na sumieniu, zwraca uwagę na niesprawiedliwości i błędy popełniane przez Święte Oficjum. W swojej opowieści o wydarzeniach w Lazet, w obszernej relacji z tamtych dni próbuje zachować obiektywizm i pokazać do czego mogą doprowadzić błędne decyzje. Zwierzenia bohatera pisane w liście do papieża, odebrałam jako swego rodzaju spowiedź, rozliczenie się z przeszłością, która doprowadziła zakonnika do zupełnej zmiany życia.
Dlaczego tak się stało? Co spowodowało, że ojciec Bernard opuścił Święte Oficjum, któremu służył przez lata?
Powieść Catrerine Jinks to prawdziwa wyprawa w przeszłość. Napisana z wykorzystaniem archaicznej stylizacji oddaje charakter i klimat epoki. Pomimo tego, wydawałoby się trudnego języka książkę czyta się dość łatwo. Co prawda relacja jest bardzo szczegółowa, wydarzenia dzieją się powoli i lektura może chwilami męczyć, ale nie nudzi. Kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, nie byłam ani specjalnie rozczarowana, ani zachwycona, ale dowiedziałam się sporo na temat mechanizmów działania inkwizycji i samej epoki, a o to mi głównie chodziło. I po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że zdecydowanie wolę nasz XXI, obecny wiek, gdzie człowiek ma wpływ na swoje życie, niźli stare, zamierzchłe średniowiecze, w którym niepewność jutra była jedyną stałą w życiu człowieka.
Jeśli chcecie zakosztować klimatu dawnych wieków, dowiedzieć się więcej o Świętym Oficjum, przyjrzeć się pracy inkwizytora i jego pomocników oraz wyrobić sobie własne zdanie na temat epoki to sięgnijcie po powieść Catherine Jinks. Przygotujcie sobie tylko nieco więcej czasu na lekturę.
Catherine Jinks w swojej powieści zabiera nas w średniowiecze, do czasów świętej inkwizycji, kiedy to namiętnie walczono z wszelkimi przejawami bezbożnictwa i herezji.
W niewielkim mieście Lazet we Francji znajduje się klasztor dominikanów ze Świętym Oficjum, w którym urzęduje dwóch Inkwizytorów heretyckiej nieprawości. Jednym z nich jest główny bohater i narrator powieści...
2015-11-30
Lekturę tego cyklu powieściowego rozpoczęłam trochę na opak. Kiedy zobaczyłam w księgarni "Dolinę mgieł i róż" po prostu nie mogłam przejść obojętnie obok tak pięknie wydanej książki. Romantyczna okładka w pastelowych kolorach urzekła mnie bez reszty podobnie jak i sama historia opowiedziana przez Agnieszkę Krawczyk. Już ostrzyłam sobie pazurki na ciąg dalszy, gdy dowiedziałam się, zupełnie przypadkiem, że właśnie przeczytałam drugą część opowieści o magicznej i urokliwej Idzie położonej gdzieś na głębokiej prowincji w południowo - wschodniej Polsce. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak tylko nadrobić zaległości i możliwie szybko sięgnąć po pierwszy tom cyklu.
Powrót do Idy, jej magii, atmosfery i oryginalnych bohaterów sprawił, że "Magiczne miejsce" oczarowało mnie i pochłonęło bez reszty. Z prawdziwą przyjemnością czytałam o planach remontowych Witolda Mossakowskiego i jego przyszłej wizji pałacu, który ostatecznie otrzymał wdzięczną nazwę "Pod Graalem i Różą". Kibicowałam zaradnej i przedsiębiorczej pani burmistrz Mili Bielak w jej przedsięwzięciach, pozyskiwaniu kapitału na inwestycje we wsi oraz w rozwijającej się znajomości z Witoldem. Upajałam się zapachem perfum, które pani Tekla Tyczyńska wytrwale produkowała w swoim domku myśliwskim i zastanawiałam się co też porabiają miejscowe duchy, które w momentach ważnych wydarzeń i zmian ukazywały się nad pałacową łąką wybranym mieszkańcom wsi.
Pani Agnieszka Krawczyk potrafi snuć niesamowite historie z pogranicza baśni i magii. Jej bohaterowie to oryginalne osobowości, które mają swoje pasje i słabości. Liczne odniesienia do literatury klasycznej (i nie tylko) wprost zachęcają, aby sięgnąć po tę czy inną książkę. Barwny styl, sugestywny język pozwala po prostu utonąć w lekturze i zamieszkać pośród bohaterów w niewielkiej wiosce prawie na końcu świata. Proponuję zatem zrobić sobie takie jesienno-zimowe wakacje i odwiedzić magiczne miejsce zwane Idą. Lektura nie jest wymagająca, pozwoli się zrelaksować i dostarczy miłych wrażeń. Polecam.
Lekturę tego cyklu powieściowego rozpoczęłam trochę na opak. Kiedy zobaczyłam w księgarni "Dolinę mgieł i róż" po prostu nie mogłam przejść obojętnie obok tak pięknie wydanej książki. Romantyczna okładka w pastelowych kolorach urzekła mnie bez reszty podobnie jak i sama historia opowiedziana przez Agnieszkę Krawczyk. Już ostrzyłam sobie pazurki na ciąg dalszy, gdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-29
Cathy Glass to moja ulubiona autorka. Chyba nikt nie potrafi pisać o najtrudniejszych problemach rodzinnych i społecznych tak jak Ona. Do tej pory czytałam historie poświęcone wycofanym, nierzadko maltretowanym lub wykorzystywanym dzieciom, tym razem jednak opowieść dotyczy siedemnastoletniej Jade, która jest w siódmym miesiącu ciąży. Z braku miejsca w ośrodku przeznaczonym dla przyszłych młodych matek dziewczyna zostaje powierzona opiece Cathy, zamieszkuje razem z nią i jej dziećmi. Przyjęcie Jade niesie ze sobą wątpliwości i niepokoje tym większe, że Cathy dotąd nie zajmowała się prawie dorosłą nastolatką, która wkrótce zostanie mamą.
Początkowo wydawało mi się, że historia Jade nie będzie tak emocjonalna i trudna, jak czytane przeze mnie wcześniej. A jednak...
Siedemnastolatka ma problemy ze sobą, jest skrajnie nieodpowiedzialna, nie respektuje reguł i zasad obowiązujących w domu. Nie dba o siebie, opuszcza umówione wizyty lekarskie. Szybko okazuje się, że dziewczyna wychodzi z domu pod różnymi pretekstami, spotyka się z koleżankami na alkoholowych imprezach, często wraca pijana nie zważając na szkody, jakie wyrządza sobie, a przede wszystkim jej nienarodzonemu maleństwu. Ojcem dziecka jest Tyler - szesnastoletni chłopak, który choć jeszcze bardzo młody i dziecinny, wydaje się bardziej dojrzały i odpowiedzialny niż Jade.
Jeszcze przez kilka miesięcy po porodzie dziewczyna wraz z dzieckiem mieszka u Cathy, która stara się pomóc jej wdrożyć się w nowe obowiązki młodej mamy. Opieka społeczna, która sprawuje ciągły nadzór nad podopieczną, ocenia także zdolności dziewczyny do bycia samodzielną i odpowiedzialną matką, która potrafi należycie opiekować się własnym dzieckiem i zaspokajać jego potrzeby. Z tym niestety bywa różnie, a niektóre incydenty sprawiają, że "włos jeży się na głowie". Wkrótce Jade staje przed bolesnym faktem odebrania jej dziecka i oddania do adopcji.
Historia nastolatki poruszyła moje serce. Emocje, jakie towarzyszyły lekturze nie należały do łatwych. Z jednej strony współczułam Jade, starałam się ją rozumieć, z drugiej byłam na nią wściekła za głupotę, bezmyślność i skrajną nieodpowiedzialność. Czasem nawet myślałam sobie, że Cathy była dla niej za dobra. Dziewczyna miała ogromnie dużo szczęścia rodząc zdrową córeczkę po tym, jak prowadziła się podczas ciąży. Wnioski po lekturze same się nasuwają.
"Nie zabierajcie mi dziecka" to mądra i wartościowa książka, która powinna stać się lekturą obowiązkową dla każdej starszej nastolatki. A już na pewno powinny sięgnąć po tę powieść te dziewczyny, które nie stronią od zakrapianych imprez. Jest to także odpowiednia lektura dla rodziców nastolatek, którzy często zbyt późno reagują na pojawiające się problemy. Cathy Glass opisała historię Jade dla jednych ku przestrodze, dla innych ku rozwadze, a tym samym po raz kolejny udowodniła, że o trudnych tematach należy mówić i je nagłaśniać. Zdecydowanie polecam.
Cathy Glass to moja ulubiona autorka. Chyba nikt nie potrafi pisać o najtrudniejszych problemach rodzinnych i społecznych tak jak Ona. Do tej pory czytałam historie poświęcone wycofanym, nierzadko maltretowanym lub wykorzystywanym dzieciom, tym razem jednak opowieść dotyczy siedemnastoletniej Jade, która jest w siódmym miesiącu ciąży. Z braku miejsca w ośrodku przeznaczonym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moje spotkanie z "Małą Frankie" było dość przypadkowe, ponieważ pani w bibliotece pomyłkowo wpisała mi taką rezerwację. A skoro książka trafiła już na moje konto to postanowiłam ją przeczytać, tym bardziej, że opis na okładce zapowiadał naprawdę obiecującą lekturę. Jak dotąd nie czytałam żadnej powieści Maeve Binchy, chociaż autorka wydała już wiele książek i pomyślałam, że miło będzie zapoznać się z jej piórem.
Fabuła powieści jest naprawdę interesująca, bo oto w Dublinie przy ulicy św. Jarlata zamieszkują sami mili, pogodni i niezwykle uczynni ludzie. Do tego kręgu trafia Emily, która po latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych odwiedza swego wuja Charlesa, jego żonę i syna. Kobieta pragnie poznać rodzinę, wrócić do swoich korzeni, zobaczyć kraj, z którego pochodził jej zmarły ojciec. Odwiedziny przedłużają się, a Emily zaczyna czuć się w Irlandii jak w domu. Jej obecność przynosi rodzinie i sąsiadom wiele radości, a zaradność i przedsiębiorczość owocuje wieloma nowymi pomysłami. Po krótkim czasie nikt na ulicy św. Jarlata nie wyobraża sobie już życia bez tej kobiety. W tym samym czasie Noel - wujeczny brat Emily dowiaduje się, że zostanie ojcem, a matką dziecka jest Stella - przypadkowa dziewczyna, którą poznał na jednej z zakrapianych imprez. Kiedy mija pierwszy szok, Noel dowiaduje się, że będzie musiał sam wychowywać swoje dziecko, ponieważ Stella jest nieuleczalnie chora i narodziny córki będą połączone z jej śmiercią. Mężczyzna sam ze sobą ma wiele problemów, ale ostatecznie obiecuje Stelli, że zajmie się dzieckiem, tak, by dziewczynka nie trafiła do rodziny zastępczej. Aby tego dokonać Noel musi diametralnie zmienić swoje życie, zerwać z nałogiem, zapisać się na kursy, żeby w przyszłości otrzymać lepszą pracę i przede wszystkim przygotować wszystko na pojawienie się dziecka. We wszystkie te przygotowania włącza się Emily oraz sąsiedzi i przyjaciele z ulicy św. Jarlata. Każdy krok Noela jest bacznie obserwowany przez Moirę - pracownicę opieki społecznej, prawdziwą harpię, która czyha na każde nawet najmniejsze potknięcie przyszłego ojca, tak, by mieć pretekst do zabrania mężczyźnie dziecka i oddania dziewczynki do adopcji.
Czy Noel zachowa prawo opieki nad córką? Czy uda mu się wytrwać w swoich postanowieniach? Co jeszcze wydarzy się wśród mieszkańców ulicy św. Jarlata?
Jak sami zauważyliście moje krótkie naprowadzenie na wydarzenia zapowiada całkiem ciekawą historię. Nietuzinkowi ludzie, interesujące charaktery, wiele wątków, mnóstwo wydarzeń, ale niestety... zero emocji. Trudno mi stwierdzić po lekturze jednej powieści, czy autorka ma po prostu taki sposób pisania, czy tej książce zabrakło czegoś bardzo istotnego. W moim przekonaniu problem adopcji, wychodzenia z nałogu, walka z samym sobą i własnymi słabościami to tematy, które wywołują różne osobiste emocje, odczucia, wrażenia. A podczas lektury tej powieści nic takiego się nie dzieje. Ta, bardzo ważna, moim zdaniem, sfera odbioru wydarzeń jakby w ogóle nie istnieje, mamy za to suchy opis, podanie faktów i tyle. Na ponad 400 stronach może dwa, czy trzy razy zdarzyło mi się lekko wzruszyć i to też bez przesady.
Dlatego nie oceniam tej książki zbyt wysoko. Sześć gwiazdek jest tylko za interesującą fabułę, pomysł i bohaterów. Sama nie wiem, czy odważę się jeszcze na jakąś inną powieść autorki, w obawie, że znów otrzymam suche fakty. Zobaczymy..., a Wy przeczytajcie "Małą Frankie" i oceńcie sami.
Moje spotkanie z "Małą Frankie" było dość przypadkowe, ponieważ pani w bibliotece pomyłkowo wpisała mi taką rezerwację. A skoro książka trafiła już na moje konto to postanowiłam ją przeczytać, tym bardziej, że opis na okładce zapowiadał naprawdę obiecującą lekturę. Jak dotąd nie czytałam żadnej powieści Maeve Binchy, chociaż autorka wydała już wiele książek i pomyślałam, że...
więcej Pokaż mimo to