rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

To powinna być lektura w szkole.

To powinna być lektura w szkole.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wow, wow! Nie spodziewałam się właściwie niczego, co w tej książce się wydarzyło, wszystko było zupełnie nieprzewidywalne, autorka niesamowicie pokręciła losy bohaterek!
Trochę mi jednak przeszkadzało, że to wszystko było tak nieprawdopodobne, cały czas podczas czytania miałam gdzieś z tyłu głowy, że to fikcja. Wydarzenia po prostu nie były wiarygodne.
Poza tym książka dobrze napisana i bardzo wciągająca!

Wow, wow! Nie spodziewałam się właściwie niczego, co w tej książce się wydarzyło, wszystko było zupełnie nieprzewidywalne, autorka niesamowicie pokręciła losy bohaterek!
Trochę mi jednak przeszkadzało, że to wszystko było tak nieprawdopodobne, cały czas podczas czytania miałam gdzieś z tyłu głowy, że to fikcja. Wydarzenia po prostu nie były wiarygodne.
Poza tym książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobno liczy się przede wszystkim to, jak się coś kończy... Ale może nie w przypadku książki. Bo jednak przeczytać 400 nudnych stron, tylko po to, żeby dostać na ostatnich coś ciekawego? Podziękuję.
Syndrom z pierwszej części przeszedł widocznie na drugą.
Nie rozumiem, ale najważniejsze, że Damen rozumie.

Podobno liczy się przede wszystkim to, jak się coś kończy... Ale może nie w przypadku książki. Bo jednak przeczytać 400 nudnych stron, tylko po to, żeby dostać na ostatnich coś ciekawego? Podziękuję.
Syndrom z pierwszej części przeszedł widocznie na drugą.
Nie rozumiem, ale najważniejsze, że Damen rozumie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli ktoś zapytałby się o 10 najtrudniejszych rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłam, to napisanie tej opinii na pewno znalazłoby miejsce na tej liście. Wyrażanie się mniej lub bardziej krytycznie o książce (czy jakimkolwiek innym dziele) osoby, którą się zna, to arcytrudne zadanie. Jednak postawiono je przede mną i postaram się sprostać mu jak najlepiej.

„Królestwo” dużo zyskuje już za sam sposób dystrybucji – dochód ze sprzedaży książki zostaje przekazany fundacji Mam Marzenie, czyli kupują książkę, od razu pomagamy, możemy się przyczynić do spełnienia czyjegoś marzenia – warto sięgnąć po „Królestwo” choćby ze względu na to.

A „Królestwo” to właśnie spełnienie marzenia autorki – książkę napisała jako nastolatka, a dzięki fundacji udało jej się ją wydać.
Dzieło Anny Winiarskiej to historia fantasy o buntowniczej księżniczce, jej towarzyszach i przygodach, które przeżywają, opowieść drogi, bohaterowie wyruszają bowiem w podróż i to na niej skupia się większa część książki. Gdyby została zekranizowana, śmiało można by ją nazwać kinem nowej przygody, wiele czerpie z tej konwencji. Jednak pośród wszechobecnej fantastyki gdzieś tam ociera się też odrobinę o steampunk. Taka gatunkowa mieszanka, wbrew pozorom, jest całkiem zjadliwa.

Jeśli chodzi o świat przestawiony powieści, trzeba pochwalić autorkę za wspaniałą, dokładną pracę, którą wykonała, tworząc go. Zatroszczyła się o najmniejsze szczegóły, z pietyzmem konstruując mitologię, geografię i różnorodność świata przestawionego.

„Królestwo” napisane jest poprawnym językiem, zdarzają się jednak nieliczne błędy językowe. Przez większą część powieści mamy do czynienia z neutralną polszczyzną, ale bywają też momenty nacechowane, wtedy narracja przybiera gawędziarki ton. Miło czyta się te fragmenty, a całość pasuje do konwencji książki. Autorce świetnie też wychodzi budowanie napięcia – niekiedy z emocji aż zaciska się mocniej pięści.

Tak, jak wspomniałam, „Królestwo” powstało w nastoletnim okresie życia autorki – i można to dostrzec. Nie jest to wprawne pisarstwo mistrzów literatury, ale największa bolączka tej powieści to brak kompetentnego redaktora, który w sposób profesjonalny zaopiekowałby się książką, pokierował autorką, doradził jej, pilnował, żeby wyeliminować błędy rzeczowe i logiczne. Niestety chyba zabrakło takiej osoby i dlatego książka nie uchroniła się przed pewnymi nieprawidłowościami. Czas jest w niej pojęciem bardzo względnym i niekonsekwentnym – różnym bohaterom płynie w różnym tempie, dla jednego 2 tygodnie to dla innego 4 miesiące. Niektóre wątki są urywane i porzucane – a szkoda, bo mają w sobie potencjał i gdyby je umiejętnie rozwinąć i poprowadzić, mogłyby być niezwykle ciekawe. Inne natomiast są rozwiązywane na skróty, wiele sytuacji i rozwiązań zostało uproszczonych, tyczy się to również zakończenia.

Nie zawsze konsekwentnie i wiarygodnie są też skonstruowane profile psychologiczne i motywacje niektórych postaci. Trudno mi sobie wyobrazić, że dla kogoś spełnieniem marzeń jest zginiecie na polu bitwy (nie wspominając o tym, że w czasie rozwoju historii zapomina o tym). Bywa, że słowa bohaterów nie mają odzwierciedlenia w ich czynach. Protagonistka Ariana zarzuca matce pychę, a sama ma bardzo wygórowane zdanie o sobie, wybujałe ego – jest zdruzgotana tym, że ktoś mógłby jej nie znać i nie wiedzieć, że jest księżniczką. Miałam także problem z jedną z postaci, której obecności nic nie wnosiła do treści czy fabuły „Królestwa”. I choć w zakończeniu jest pewna próba usprawiedliwienia tego, nadania tej bohaterce konkretnej roli, przedstawienia jej w innym świetle, nie jest to na tyle przekonujące, żebym zaakceptowała taki stan rzeczy.

Takim bardzo konkretnym dowodem braku wykwalifikowanego redaktora jest liczba stron poszczególnych rozdziałów – zdecydowanie zabrakło osoby, która przypilnowałaby, żeby były one mniej więcej takiej samej długości. I tak mamy jedne po 6 stron, inne po 40. Daje to wrażenie poszatkowania tekstu i braku planu, zaburza strukturę książki.

Problemem może być również to, że nie do końca jest dla mnie jasne, kto właściwie jest targetem tej powieści. Jeśli dzieci i młodzież (co może sugerować wiek bohaterów) – zbyt wiele jest brutalności, jeśli dorośli – zbyt wiele infantylności i nieautentyczności. Zabrakło chyba osoby, która przed wydaniem książki zadałaby takie pytanie i doradziła autorce, o kim ma myśleć, redagując „Królestwo”. Ja polecam je fanom Disneya, szczególnie tego nowszego. Ale takim fanom, którzy na pewne nieścisłości potrafią przymknąć oko ;)

Wiele, naprawdę wiele pomysłów autorki ma w sobie ogromny potencjał, wiele zabiegów wyszło jej świetnie. Odwołuje się do naszej rzeczywistości, porusza aktualne problemy. W swojej książce kwestionuje podziały społeczeństwa i nierówności społeczne ze względu na środowisko, z którego się pochodzi. Główna bohaterka czuje tę niesprawiedliwość, odczuwa ją też na sobie, ponieważ zdaje sobie sprawę, że swoimi czynami nie zasłużyła na to, żeby traktować ją po królewsku.

Wcześniej zwracałam uwagę na nieautentyczność psychologii bohaterów. Jednak autorka zdaje się pamiętać, że ma do czynienia z młodzieżą i jej bohaterki zachowują się, jak na nastolatki przystało – od jakiegoś czasu w drodze, bez jedzenia, pieniędzy, poszukiwane listem gończym – a one się martwią, że ich grzywka wygląda fatalnie ;)

Na uwagę zasługuje również końcowy plot twist – osadzony tak naprawdę w backstory bohaterek – znakomicie wprowadzony, wreszcie wszystko wyjaśnia i niektóre rzeczy zaczynają nabierać sensu. A jednocześnie naprawdę szokuje. Narusza też status quo antagonisty – może wcale nie jest nim osoba, która od początku była na niego kreowana. Szkoda tylko, że w finale zostało to wszystko uproszczone.

Bardzo dobrym i efektownym pomysłem była „gadająca książka”. Niestety jest z nią związany bardzo poważny błąd logiczny, który podczas czytania wprawił mnie w mocne skonfundowanie.

Niezwykle podobały mi się przyśpiewki mistrza świadczące o wielkiej kreatywności i poczuciu humoru autorki.

Ogromnie zachwyciły mnie ilustracje autorstwa Oli Tatary. Książka jest przepięknie zilustrowana – i rysunek z okładki, i te zdobiące strony tytułowe rozdziałów są cudowne. Ilustracje są lekko surowe, a jednocześnie ekspresjonistyczne i dające wrażenie plastyczności. Odnoszą się do treści poprzedniego rozdziału lub tego, który poprzedzają (szkoda, że nie zachowano tu konsekwencji).

Entuzjastów Kraju Kwitnącej Wiśni mogą ucieszyć pewne japońskie akcenty, dla mnie to miły smaczek.

„Królestwo” to opowieść pełna przygód, magii i heroiczności. I choć niepozbawiony wad taki pisarki debiut sprawia, że z cierpliwością czekam na kolejne książki Anny Winiarskiej, z przyjemnością będą obserwować jej literacką karierę!

Jeśli ktoś zapytałby się o 10 najtrudniejszych rzeczy, które kiedykolwiek zrobiłam, to napisanie tej opinii na pewno znalazłoby miejsce na tej liście. Wyrażanie się mniej lub bardziej krytycznie o książce (czy jakimkolwiek innym dziele) osoby, którą się zna, to arcytrudne zadanie. Jednak postawiono je przede mną i postaram się sprostać mu jak najlepiej.

„Królestwo” dużo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już nie w piżamie ze Spidermanem, ale za to z nowymi przyjaciółmi, Aru znów musi uratować świat. Godna kontynuacja z mnóstwem humoru, przygód, nawiązań do popkultury, świetnie wykreowanym światem. Wszystko, co pokochaliśmy w pierwszym tomie, znajdziemy w drugim (a jeśli chodzi o wspaniałych bohaterów — nawet jeszcze więcej!). Nic, tylko czytać. A po przeczytaniu czekać na następny tom :)

Już nie w piżamie ze Spidermanem, ale za to z nowymi przyjaciółmi, Aru znów musi uratować świat. Godna kontynuacja z mnóstwem humoru, przygód, nawiązań do popkultury, świetnie wykreowanym światem. Wszystko, co pokochaliśmy w pierwszym tomie, znajdziemy w drugim (a jeśli chodzi o wspaniałych bohaterów — nawet jeszcze więcej!). Nic, tylko czytać. A po przeczytaniu czekać na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pozytywiści mieli klęskę powstania styczniowego, twórcy 20-lecia odzyskanie niepodległości, teraz pisarze nie mają żadnego wspólnego przeżycia pokoleniowego, na które mogliby się powołać, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Mają problem z tym, jak uczynić swoje doświadczenie intersubiektywnym, jak zakomunikować swoje odczucia (kiedyś budowano to na doświadczeniu zbiorowym, odwoływało się do wspólnych wartości). Mogą jedynie pokładać nadzieję w tym, że czytelnikowi to uczucie będzie znane, że indywidualne uczucie czytelnika będzie podobne do indywidualnego uczucia artysty (np. połączy ich alkoholizm).

W przypadku „Najgorszego człowieka na świecie” przez bardzo długi czas nie mogłam utożsamić się z emocjami głównej bohaterki (autorki?), jej przeżyciami. Całe życie byłam po drugiej stronie czegoś, co ona opisuje. Doświadczałam skrajnie innej strony uzależnienia, które ona opisuje i trudno mi było zrozumieć jej postępowanie, jej emocje.

Jednak były takie momenty, kiedy czułam bliskość między nami, kiedy bohaterka książki opisywała dokładnie to, co czuję.

To bardzo smutna książka o chorobie, o racjonalizowaniu swoich działań (często tragicznych w skutkach), o okłamywaniu samego siebie, o zmaganiu się z samotnością, o ludzkiej psychice, jak czasem łatwo, a czasem trudno ją oszukać, o relacjach z innymi ludźmi i o wielu innych rzeczach.

Pozytywiści mieli klęskę powstania styczniowego, twórcy 20-lecia odzyskanie niepodległości, teraz pisarze nie mają żadnego wspólnego przeżycia pokoleniowego, na które mogliby się powołać, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Mają problem z tym, jak uczynić swoje doświadczenie intersubiektywnym, jak zakomunikować swoje odczucia (kiedyś budowano to na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Koszmar na miarę Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz jr
Ocena 5,7
Koszmar na miarę Robert Cichowlas, K...

Na półkach: , ,

Istnieją trzy kategorie książek: dobre, złe i tak złe, że aż dobre. Kiedy czytasz książkę złą, masz nadzieję, że jednak należy ona do ostatniej kategorii. Niestety, nie tym razem.
Tytuł nie zawodzi – „Koszmar na miarę” to istny czytelniczy koszmar!!! Wszystko w tej książce jest koszmarne!

Za... za to coś odpowiedzialnych jest dwóch panów, którzy – jak można się dowiedzieć z krótkich notek biograficznych – lubują się w pisaniu horrorów. Problem z tą książką jest taki, że trudno ją zakwalifikować do horroru, trudno ją zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku, dlatego optuję za stworzeniem nowego gatunku: koszmar. A „Koszmar na miarę” będzie zajmował zaszczytne pierwsze miejsce na liście tego nowego gatunku. Jak widać, nie przypadkowo autorzy w tytule użyli słowa 'koszmar'.

Nieprzypadkowe jest tam też 'na miarę', duża część akcji rozgrywa się bowiem w sklepie odzieżowym. EKSUKLUZWYNYM sklepie odzieżowym. Pracuje tam też większość bohaterów, w tym główny. Autorzy uznali więc, że czytelnik musi dokładnie wiedzieć, kto jest w co ubrany. Opisy ubiorów każdego bohatera (a przecież bohaterowie się, o zgrozo, jeszcze przebierają w trakcie trwania akcji książki) zajmują niewyobrażalną ilość miejsca.

Bohaterowie, może i są dobrze ubrani, ale są też niesamowicie głupi, niektórzy nie znają się nawet na zegarku (Bartek, główny bohater, umawia się ze swoim kolegą Pawłem na 10:30. O tej godzinie parkuje pod centrum handlowym, w którym się umówili i dzwoni do Pawła, a ten wrzeszczy z pretensjami, że od 20 minut czeka na Bartka i biega po zaspach). Ich postępowania i motywacje są naiwne, nie potrafią logicznie myśleć w żadnej sytuacji.
Autorzy sięgają po mitologię Słowian, tylko co z tego, jeśli te ich demony też są megagłupie! Tutaj nie ma ani jednej myślącej postaci.

Pozostaje jeszcze opisywanie niespełnionych fantazji seksualnych panów autorów, żarty o marszczeniu freda (właśnie w takiej wersji w liczbie niezliczonej) i główny bohater, który ma erekcje w każdej możliwiej sytuacji, nawet w takiej wymagającej zachowania jakiekolwiek powagi. Jedyna słuszna reakcja na zobaczenie potężnego demon przybierający postać kobiety to oczywiście erekcja. Cóż, jest facetem. Według autorów NIC NA TO NIE PORADZI.

Śmieszna rzecz dzieje się też w zakończeniu. Autorzy chyba nie wiedzieli, jak wytłumaczyć niektóre rzeczy, wątki, więc je po prostu... pominęli! Można? Można!

Język powieści jest prosty, naszpikowany kolokwializmami i wulgaryzmami, dopatrzyłam się też błędów językowych. Było parę ciętych dialogów, ale większość była... cóż jak większość w tej książce... koszmarna.

Czy w „Koszmarze na miarę” są jakieś pozytyw? Ładna okładka, chapeau bas dla grafika, który ją zaprojektował, szczególnie ten rozlewający się róż jest piękny.

Istnieją trzy kategorie książek: dobre, złe i tak złe, że aż dobre. Kiedy czytasz książkę złą, masz nadzieję, że jednak należy ona do ostatniej kategorii. Niestety, nie tym razem.
Tytuł nie zawodzi – „Koszmar na miarę” to istny czytelniczy koszmar!!! Wszystko w tej książce jest koszmarne!

Za... za to coś odpowiedzialnych jest dwóch panów, którzy – jak można się dowiedzieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaletą Kinga jest to, że czytając jego książki*, nie trzeba zbytnio myśleć, jest to po prostu zwykła rozrywka, odetchnienie, chwila relaksu. Niestety „Uniesienie” trochę mnie wynudziło, paradoksalnie jednak wciągnęło (w tym sensie, że chciałam widzieć, co będzie dalej, mimo że ciąg zdarzeń był nudny). Książka przede wszystkim opowiada o tym, jak budować dobre relacje z sąsiadami. Taki poradnik. Żartuję. A może wcale nie?



*Mam na myśli oczywiście te jego książki, które przeczytałam.

Zaletą Kinga jest to, że czytając jego książki*, nie trzeba zbytnio myśleć, jest to po prostu zwykła rozrywka, odetchnienie, chwila relaksu. Niestety „Uniesienie” trochę mnie wynudziło, paradoksalnie jednak wciągnęło (w tym sensie, że chciałam widzieć, co będzie dalej, mimo że ciąg zdarzeń był nudny). Książka przede wszystkim opowiada o tym, jak budować dobre relacje z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Świetny komiks, znakomicie bawiłam się podczas czytania. Mimo że jest skierowany raczej do młodszego czytelnika i starszy znajdzie coś dla siebie. Dużo żartów skonstruowanych jest podobnie jak w „Shreku” – zrozumieją je raczej dorośli odbiorcy, ale nie zgorszą tych młodszych. Choć nie znam się specjalnie na poetyce komiksu, moim zdaniem w „Wielkim złym lisie” warstwa wizualna świetnie korespondowała z warstwą fabularną. Ogromnie polecam, kawał długiej, dobrej rozrywki.

Świetny komiks, znakomicie bawiłam się podczas czytania. Mimo że jest skierowany raczej do młodszego czytelnika i starszy znajdzie coś dla siebie. Dużo żartów skonstruowanych jest podobnie jak w „Shreku” – zrozumieją je raczej dorośli odbiorcy, ale nie zgorszą tych młodszych. Choć nie znam się specjalnie na poetyce komiksu, moim zdaniem w „Wielkim złym lisie” warstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam, a nawet jeszcze więcej! Charakterni bohaterowie, ogromna dawka humoru, dużo fantastyki (i to słowiańskiej!). Zdecydowanie nie zawiodłam się, a „Szaławiła” tylko umocniła moją miłość do Marty Kisiel. Szłotki jeżu ż malinami, to było znakomite!

Dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam, a nawet jeszcze więcej! Charakterni bohaterowie, ogromna dawka humoru, dużo fantastyki (i to słowiańskiej!). Zdecydowanie nie zawiodłam się, a „Szaławiła” tylko umocniła moją miłość do Marty Kisiel. Szłotki jeżu ż malinami, to było znakomite!

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Właściwie wystarczyłoby napisać, że jest to znakomita książka. Bo jest to znakomita książka.

Nie odmówię sobie jednak przyjemności napisania o niej kilku słów więcej.

Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni Marty Kisiel. Mam wrażenie, że liczba jej pomysłów jest nieograniczona :)

Na każdym kroku widać też zaplecze polonistyczne autorki – przemyślany sposób konstrukcji bohaterów, prowadzenie narracji (oj, ta zasługuje na szczególną uwagę, brawo za choćby zmienianie perspektywy narracji przy jednoczesnym zachowaniu spójności) i nawiązania literacko(pop)kulturowe – te oczywiste i te bardziej zawoalowane. Widać też świadomość językową Kisiel, która przejawia się m.in. stworzeniem osobnych końcówek osobowych dla Licha. Choć pojawia się kilka błędów językowych (byłabym przeszczęśliwa, gdyby wreszcie nauczono się odróżniać jubilata od solenizanta – pierwszy świętuje urodziny, drugi imieniny), w ogóle mi to nie przeszkadza.

Zachwycona jestem także humorem, który wylewa się z kart powieści – totalnie do mnie trafia i nieraz wywoływał u mnie niekontrolowany śmiech (a najczęściej czytałam książkę w komunikacji miejskiej, więc współpasażerowie często patrzyli na mniej spod oka ;) ). Bawią dialogi (niezwykle cięte przy swojej zabawności), perypetie bohaterów, styl narracji czy język. Humor autorki sprawia, że książkę czytało mi się z ogromną przyjemnością (a w milczeniu zupy ogórkowej już zawsze będę wyczuwać potępienie ;) ).

Kisiel nakreśliła prawdziwych, ludzkich (no właściwie nieludzkich ;) ) bohaterów – mieszkańców i sympatyków Lichotki nie da się nie polubić (nawet nieszczęsnego panicza Szczęsnego). Przygodny patchworkowej rodzinki składającej się z istot z tego i nie z tego świata bawią i wzruszają (szczególnie końcowe sceny, na których szerze płakałam). Sztuką jest stworzyć postacie, z którymi czytelnik może tak się zżyć.

Żałuję, że dopiero teraz poznałam „Dożywocie”, nie mogę doczekać się kolejnych perypetii dożywotników i na pewno sięgnę po dalsze tomy tej serii i inne książki Kisiel. Z ogromnym sercem polecam. Apsik, Alleluja!

Właściwie wystarczyłoby napisać, że jest to znakomita książka. Bo jest to znakomita książka.

Nie odmówię sobie jednak przyjemności napisania o niej kilku słów więcej.

Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni Marty Kisiel. Mam wrażenie, że liczba jej pomysłów jest nieograniczona :)

Na każdym kroku widać też zaplecze polonistyczne autorki – przemyślany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niepodważalnie autorce udała się kreacja świata przedstawionego. Jest to świat dokładnie zaprojektowany, a Holly Black z precyzją opisuje go w swojej książce – na szczególną uwagę zasługują bogate opisy lokalizacji: budynków czy plenerów. Na pochwałę zasługuje również zbudowanie kontrastu świata elfów – cudownie pięknego, a jednocześnie niezwykle brutalnego, którym rządzi okrucieństwo, fałsz i wieczne knucie. Jeśli chodzi o logiczność świata przedstawionego, (prawie) nie ma się do czego przyczepić.

Na tym jednak – przynajmniej dla mnie – pozytywy się kończą. Mimo że mamy do czynienia z mnogością bohaterów o różnych charakterach, ich postępowania, podejmowane decyzje często są nielogiczne. Motywacje ich zachowań i wyborów nie rzadko są bez sensu. Niestety postacie odbieram jak wydmuszki zachowujące się pod dyktando autorki, która dyryguje nimi tak, a nie inaczej, tylko po to, by udowodnić wysnutą przez siebie tezę. Nawet rozwój relacji, tak precyzyjnie nakreślonych przez Black, jest pozbawiony sensu (choćby stosunek głównej bohaterki do mordercy jej rodziców). To, że postacie – a szczególnie Jude – nie ponoszą konsekwencji swoich działań, jest śmiesznie głupie.

W moim odczuciu ta książka była nudna. Mimo teoretycznie gęstej akcji, wielości plot twistów naprawdę chciałam ją jak najszybciej skończyć. Oczywiście niektóre rzeczy mnie zaskakiwały, ale i tak nudziły, nie czułam żadnego napięcia. Wszystkie wydarzenia były podporządkowane pewnemu założeniu, do którego autorka usilnie próbowała przekonać czytelników.

Odniosę się również do formy książki. Holly Black zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, która zwykle jest pójściem na łatwiznę. Stosując ją, dużo prościej wykreować główną bohaterkę. Gdyby autorka wybrała narrację personalną i równie dobrze przedstawiła Jude, zyskałaby u mnie ogromny plus. Nie podobało mi się również to, że książka jest napisana w czasie teraźniejszym, ma to sprawić, że akcja będzie się wydawała bardziej wartka, ale mnie jedynie męczyło. Tak, jak już jednak wspomniałam, nie można nic zarzucić opisom świata przedstawionego.

Tłumaczenie się udało, nie spotkałam żadnych cięższych czy niezgrabnych zdań, jednak wydawnictwo nie uniknęło błędów językowych (interpunkcyjnych, powtórzeń itp.). Średnio do gustu przypadła mi okładka, chociaż krój pisma, jakim zapisano tytuł, jest ładny.

Krótko podsumowując: można, ale nie trzeba.

Niepodważalnie autorce udała się kreacja świata przedstawionego. Jest to świat dokładnie zaprojektowany, a Holly Black z precyzją opisuje go w swojej książce – na szczególną uwagę zasługują bogate opisy lokalizacji: budynków czy plenerów. Na pochwałę zasługuje również zbudowanie kontrastu świata elfów – cudownie pięknego, a jednocześnie niezwykle brutalnego, którym rządzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak to w ogóle możliwe, że tyle osób żyje bez przeczytania tej książki? Jak oni sobie radzą? Jak sobie dają radę bez tych prawd objawionych? No ja naprawdę nie wiem... Ironizuję sobie, ale trudno mi bez tego podejść do tej książki. Nie czytałam dotąd innych poradników, nie znam zasad rządzących poradnikowersum, więc może pewne rzeczy, których się czepiam, są na porządku dziennym w tego typu książkach.

Na wszystkie okołocoachingowe rzeczy zwykle reaguję alergicznie, ale starałam podejść się do tej książki bez uprzedzeń i naprawdę spróbować znaleźć w niej coś dla siebie. Jednak autorka skutecznie mi to uniemożliwiała, począwszy od bohaterek, które opisuje. Choćbym nie wiem, jak się męczyła, nie jestem w stanie utożsamić się z nimi. Więcej – mam wrażenie, że autorka zwyczajnie je wymyśliła (nie mówię, że tak było, po prostu ja odniosłam takie wrażenie). Bohaterki są przerysowane, każda z nich jest mądra, wykształcona, utalentowana, zajmująca wysokie stanowisko w dobrze płatnej pracy lub mająca dobrze prosperującą własną firmę. Pochodzą z dobrze sytuowanych domów. Do tego każda z nich jest ładna, choć nie każda zdaje sobie z tego sprawę.

Kłopoty, z którymi się zmagają, wynikają głównie z ich przeszłości. Autorka książki zresztą chce w jakiś sposób pokazać czytelnikom, jak rozprawić się z przeszłością. W „Luz. I tak nie będę idealna” części anegdotyczne są jednak asumptem do rozważań ogólnych. Problem z tymi rozważaniami polega na tym, że można je właściwie sprowadzić do krótkiego 'trzeba znaleźć złoty środek': nie być matką ani rozpieszczającą swoje dzieci, ani nieinteresującą się nimi, dawać im swobodę, ale kiedy trzeba kontrolować; dokształcać się, rozwijać, ale uważać na przerost ambicji; zadbać o niezależność finansową, ale nie pozwolić, by pieniądze były celem samym w sobie; i tak dalej, i tak dalej...

Mam wrażenie, że rozważania w tej książce są niezwykle banalne, a schematyczne bohaterki dodatkowo potęgują złe wrażenie. Można wziąć każde zdanie z tej książki i każde takie zdanie to będzie pseudointelektualny cytat, którym samozwańczy mówcy motywacyjni mogą podpisać swoje zdjęcie, a dla mnie to trywialny bełkot.

Ta książka to też poradnik (nomen omen), jak zapełnić 240 stron minimalną ilością treści. Chodzi mi tutaj o typograficzną stronę tej książki. Po pierwsze ogromne, właściwie nie do przyjęcia marginesy. Oprócz tego, że to wygląda po prostu brzydko, jest oszukiwaniem czytelnika. Gdyby zdecydowano się na zastosowanie normalnych (czyli takich z ogólnie przyjętymi normami) marginesów, ta książka dużo straciłaby na objętości i stron byłoby mniej. Po drugie, co kilka kartek, można natknąć się na strony wypełnione jedynie cytatem z książki (tak, z tej książki, którą czytelnik w tym momencie czyta). Zdarzają się dłuższe cytaty, wypełniające niemal całą stronę, ale większość z nich jest jednozdaniowa. O tym, czy słusznie akurat te fragmenty zostały wybrane do takiego wyróżnienia, nawet nie chce mi się pisać... Typograficznie ta książka jest po prostu brzydka. Ma brzydkie kroje pisma na okładce, ma brzydką szatę graficzną na tylnej okładce – połączenie ohydnej zieleni z żółcią i bielą jest moim zdaniem okropne. Nawet zdjęcie z przedniej okładki jest nie najkorzystniejsze dla autorki. Osobną sprawą są przypisy bibliograficzne, których zapis jest prowadzony szalenie niekonsekwentnie (o dziwo w bibliografii nie ma tego problemu...). Zdarzają się też błędy językowe, ale ich liczba jest marginalna, nie kuje w oczy, chociaż na miejscu korektora/redaktora zastanowiłabym się nad logicznością niektórych zdań.

Być może ktoś uzna, że oceniłam tę książkę zbyt surowo, ale naprawdę – gdyby nie to, że dostałam ją w prezencie urodzinowym – nie przeczytałabym jej w całości, porzuciłabym po kilku(nastu) stronach. Na powtórną lekturę raczej nie ma co liczyć. Jeśli komuś ta książka w jakiś sposób pomogła – super! W końcu podobno właśnie po to autorka ją napisała (podała nawet trzy kroki mające pomóc „przejść ze strefy frustracji do strefy mocy”). Ja jednak nie odnajduję w niej nic dla siebie.

Jak to w ogóle możliwe, że tyle osób żyje bez przeczytania tej książki? Jak oni sobie radzą? Jak sobie dają radę bez tych prawd objawionych? No ja naprawdę nie wiem... Ironizuję sobie, ale trudno mi bez tego podejść do tej książki. Nie czytałam dotąd innych poradników, nie znam zasad rządzących poradnikowersum, więc może pewne rzeczy, których się czepiam, są na porządku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Aru Shah i koniec czasu” to świetna przygodowa książka... dla nastolatków! I całe szczęście ani na moment nie próbuje być czymś więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że i dorosły czytelnik będzie się przy niej znakomicie bawił.

Książka-podróż pełna magii, hinduskiej mitologii i kultury, a przede wszystkim humoru – genialnego humoru, głównie opartego na żartach sytuacyjnych, nawiązującego do popkultury i jednocześnie dającego wrażenie inteligentnego dowcipkowania.

Do tego wciągająca, dynamiczna fabuła obfitująca w niesamowite przygody i spotkanie. Wspaniale wykreowany świat przedstawiony – niezwykle malowniczy, pełny, spójny i logiczny. No i główne bohaterki – świetnie napisane, a przy tym dające się lubić. To postacie z krwi i kości, mające swoje dziwactwa, trochę wyidealizowane (w dopuszczalnych granicach!), ale autorka nie zapomina, że są też młodymi nastolatkami.

Wrażenie robi również polskie wydanie, a szczególnie okładka – przepiękna, niezwykle barwna, nawiązująca do mitologii hinduskiej i treści książki. „Aru Shah i koniec czasu” czyta się bardzo dobrze, szybko, nie zauważyłam błędów językowych.

Mogłabym napisać o drobnych wadach, ale w całym wrażeniu książki są one tak nieistotne, że po co? Lepiej po prostu cieszyć się przygodami młodej dziewczyny w piżamie ze Spider-Manem i czekać na następną część cyklu.

„Aru Shah i koniec czasu” to świetna przygodowa książka... dla nastolatków! I całe szczęście ani na moment nie próbuje być czymś więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że i dorosły czytelnik będzie się przy niej znakomicie bawił.

Książka-podróż pełna magii, hinduskiej mitologii i kultury, a przede wszystkim humoru – genialnego humoru, głównie opartego na żartach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka podnosząca na duchu. O tym, że na świecie istnienie dobroć i każdy może ją wybrać. I o tym, że każdy z nas spotyka ludzi wybierających tę dobroć. I o tym, że czasem im nie wychodzi. Ale to nic, nam czasem też nie wychodzi.

Widzę opinie, że ta książka może jest zbyt ckliwa, zbyt sentymentalna. Ok, może i jest. Może jest prosta, może i wykorzystuje proste zabiegi, ale takie książki są potrzebne. Historia Augusta jest ciepłą opowieścią o tym, co dla każdego jest najważniejsze, przekazuje wiele cennych wartości. Gdyby powstawało więcej takich książek i więcej osób by po nie sięgało, świat by był po prostu fajniejszy.

Książka podnosząca na duchu. O tym, że na świecie istnienie dobroć i każdy może ją wybrać. I o tym, że każdy z nas spotyka ludzi wybierających tę dobroć. I o tym, że czasem im nie wychodzi. Ale to nic, nam czasem też nie wychodzi.

Widzę opinie, że ta książka może jest zbyt ckliwa, zbyt sentymentalna. Ok, może i jest. Może jest prosta, może i wykorzystuje proste zabiegi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Większość opowiadań zawartych w tej publikacji jest napisana według podobnego schematu: podróżny/śmiałek udaje się do opuszczonego/podejrzanego o opętanie miejsca, tam spotyka demona/ducha/lisa i albo wykazuje się sprytem i pokonuje wroga, albo cierpi z powodu działań istot nadprzyrodzonych. Po tym wszystkim narrator przestrzega czytelnika, żeby nie zbliżać się do nieznanych miejsc, ponieważ można tam spotkać niebezpieczeństwo. Rozumiem oczywiście zamysł tego schematu – w końcu to opowiadania z XII wieku – ale dla współczesnego czytelnika bardzo szybko staje się to nużące. Opowiadania, które mają wywołać przerażenie, trwogę, strach, zadumę, grozę, mnie jedynie rozśmieszały, ale nie w pozytywnym sensie. Związki przyczynowo-skutkowe, na których oparte były pointy opowiadań, były nielogiczne, niespójne.

Miłośnik Japonii, który sięgnie po ten zbiór, również może się rozczarować – z samych utworów nie wiele da się dowiedzieć o Kraju Kwitnącej Wiśni, jego dawnych zwyczajach, obyczajach, społeczeństwie. Górnolotnie brzmiący tytuł „Japońska księga duchów i demonów” sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z całą gamą japońskich istot nadprzyrodzonych. Niestety tak się nie dzieje, stworzeń tych w książce jest kilka, a ponieważ pojawiają się w każdym opowiadaniu, często się powtarzają.

Czterdzieści pięć opowiadań poprzedzonych jest wstępem (w książce na próżno szukać informacji, kto jest autorem owego wstępu, ale można się domyślić, że jest nim tłumaczka). Wstęp ten jest bardzo obszerny, moim zdaniem zbyt obszerny – zajmuje 1/4 całej publikacji. I o ile takie informacje jak tło historyczne opowiadań, wierzenia, na których są oparte, czy cechy piśmiennictwa Japonii tamtych czasów są pomocne w lekturze opowiadań, o tyle naszpikowanie wstępu nieistotnymi szczegółami wydaje mi się zbędne. Przebrnięcie przez taki wstęp zajmuje więcej czasu niż lektura właściwiej części.

Książka jest wydana estetycznie, ma ładną okładkę i miły dla oka krój pisma tytułu. Niestety liczba błędów językowych jest zatrważająca, często są to podstawowe błędy – literówki czy brak przecinka w zdaniu złożonym podrzędnie. Wydawnictwo nie uniknęło takich wpadek nawet na okładce – w streszczeniu książki jest „tmoże” zamiast „może”. Publikacja opatrzona jest przypisami, co ma ułatwiać lekturą. Niestety, podobnie jak w przypadku wstępu, moim zdaniem są zbyt obszerne, a do tego zawiłe. Nie wiem, czy jest to kwestia tłumaczenia, ale język, którym napisane są opowiadania, jest pompatyczny, pełen patosu. Mnie to nie odpowiada, nie pasuje do historii zaprezentowanych w książce.

Dla mnie jako entuzjastki Japonii i osoby, która zna się na redakcji językowej, ta książka jest lekkim zawodem. Raczej nie sięgnę po inne publikacje z tej serii.

Większość opowiadań zawartych w tej publikacji jest napisana według podobnego schematu: podróżny/śmiałek udaje się do opuszczonego/podejrzanego o opętanie miejsca, tam spotyka demona/ducha/lisa i albo wykazuje się sprytem i pokonuje wroga, albo cierpi z powodu działań istot nadprzyrodzonych. Po tym wszystkim narrator przestrzega czytelnika, żeby nie zbliżać się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ponieważ jestem jedną z tych dziwnych (i potępianych przez społeczeństwo) osób i nie lubię pizzy, "Best Seler..." okazał się dla mnie prawdziwym bestsellerem ;) (a nie zgniłym selerem, czego się obawiałam).

A tak na serio – bardzo dobrze napisana książka dla dzieci, ale moim zdaniem czytelnik w każdym wieku może się dobrze bawić przy tej lekturze. W „Best Selerze i zagadce znikających warzyw” znajdziemy wszystko, co potrzebne w kryminale z krwi i kości – zagadkę, którą trzeba rozwiązać, tajemnicę, którą trzeba rozwikłać, niespodziewane zwroty akcji oraz nieoczywiste i zaskakujące zakończenie.

Dobrze, choć prosto, zostały skonstruowane postacie. Często są typowymi postaciami z kryminału (patrz – główny bohater), ale na tyle, na ile to potrzebne, ich charaktery są przyzwoicie określone i zindywidualizowane.

Książka ta została przepięknie zilustrowana, ślicznie wydana, choć w tekście natrafiłam na dosyć sporą liczbę błędów (literówki, sprawy interpunkcyjne, błędy rzeczowe), czego nie spodziewałam się po Wydawnictwie Literackim.

„Best Seler...” to książka bardzo dobra, może sprawić, że mały (a pewnie i duży) czytelnik inaczej spojrzy na warzywa w ogródku, na targu czy na talerzu. Na uwagę też zasługuję humor zaserwowany (;)) przez autora. Mam nadzieję na kolejną część przygód Best Selera, Melki Brukselki i Giorgio Ananasa (te nazwy powalają XD)

Ponieważ jestem jedną z tych dziwnych (i potępianych przez społeczeństwo) osób i nie lubię pizzy, "Best Seler..." okazał się dla mnie prawdziwym bestsellerem ;) (a nie zgniłym selerem, czego się obawiałam).

A tak na serio – bardzo dobrze napisana książka dla dzieci, ale moim zdaniem czytelnik w każdym wieku może się dobrze bawić przy tej lekturze. W „Best Selerze i zagadce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu opisu bałam się tej książki. Bałam się, że nic nie zaproponuje czytelnikowi, a cała wulgarno-obrzydliwa otoczka będzie tylko wymówką dla pseudointelektualnych wywodów.

Moje obawy się nie potwierdziły, jednak i tak jest wiele do zarzucenia, jeśli chodzi o tę książkę. Przede wszystkim zbyt otwarte zakończenie i słabo skonstruowane postacie — z wyjątkiem głównej bohaterki.

Język, jakim posługuje się autorka w książce, jest rzeczywiście wulgarny, czytelnik spotyka się tam z ogromną brutalnością, ale wszystko to do siebie pasuje, pasuje do głównej bohaterki, nie czuć, żeby coś było robione czy dodane na siłę. Niektóre opisy czy sytuacje mogą przerazić bardziej wrażliwych czytelników, ale w takim, a nie innym sposobie opisywania, widać celowość. Szkoda tylko, że ta celowość gubi się gdzieś, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie elementy książki i cały jej wydźwięk.

Jeśli ktoś szuka lektury przesiąkniętej naturalizmem, może sięgnąć po "Języki i kolczyki", w innym wypadku — chyba nie warto...

Po przeczytaniu opisu bałam się tej książki. Bałam się, że nic nie zaproponuje czytelnikowi, a cała wulgarno-obrzydliwa otoczka będzie tylko wymówką dla pseudointelektualnych wywodów.

Moje obawy się nie potwierdziły, jednak i tak jest wiele do zarzucenia, jeśli chodzi o tę książkę. Przede wszystkim zbyt otwarte zakończenie i słabo skonstruowane postacie — z wyjątkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Japonia – co za dziwny kraj! Nie, Japonia to nie kraj, to stan umysłu. A Japończycy? Jeszcze dziwniejsi. No bo kto normalny nabija kiełbasę na brudny (no dobra – trochę brudny) patyk?! I złodzieje biorą w sklepie JEDNĄ butelkę wody z całej zgrzewki, rozrywając folię – jak tak można?! I sos... do wszystkiego dodają ten przeklęty sos, zabijając smak każdej potrawy... A na każdym kroku... Biedronka! To ulubiony sklep Japończyków (i można tam wreszcie płacić kartką!!). A danie narodowe Japończyków? Kebab.

Nie, chodzi oczywiście o Polskę i Polaków. Ale jakże dziwną Polskę (no bo przyznajcie sami – czy to nie jest dziwne: za przejście na czerwonym świetle płaci się mandat, ale za jazdę w dwie osoby na jednoosobowym rowerze już nie), którą w swojej książce opisał Kazu Suzuki (przepraszam, musiałam :D oczywiście Kazu Sasaki). Młody Japończyk przyjechał do tej dziwnej Polski i – nie dość, że spróbował się w niej odnaleźć, to zdaje się – nawet ją polubił. A anegdoty, związane z wizytą w naszym kraju, wynikające z różnic kulturowych i rożnych napotkanych trudności, postanowił spisać w formie książki.

Wiele osób stawia zarzuty wobec języka, jakim lektura została napisana. Mnie kompletnie to nie przeszkadzało, a nawet więcej – taki, a nie inny język oddaje charakter autora. Książka napisana jest lekko, bardzo szybko się ją czyta i mnie lektura sprawiła dużą przyjemność i zawsze wprawiała w znakomity nastrój. Przygody Kazu niekiedy wywoływały lekki uśmiech, innym razem niepohamowany chichot.

Przy okazji jest to książka w pewnym stopniu łamiąca stereotypy Polaków o Japończykach, z drugiej strony pokazująca, że nawet mimo pewnych różnic kulturowych, obyczajowych czy takich dotyczących codziennych spraw, wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi i możemy znaleźć wspólny język z osobą pochodzącą z drugiej części świata.

Podsumowując, bardzo przyjemna i rozluźniająca lektura, nie tylko dla miłośników Kraju Kwitnącej Wiśni (a właściwie Kraju Kwitnącego Automatu ;) ).

Japonia – co za dziwny kraj! Nie, Japonia to nie kraj, to stan umysłu. A Japończycy? Jeszcze dziwniejsi. No bo kto normalny nabija kiełbasę na brudny (no dobra – trochę brudny) patyk?! I złodzieje biorą w sklepie JEDNĄ butelkę wody z całej zgrzewki, rozrywając folię – jak tak można?! I sos... do wszystkiego dodają ten przeklęty sos, zabijając smak każdej potrawy... A na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo fajnie wykreowany świat fantasy w alternatywnej wersji Krakowa. Chwali się także sięgnięcie do słowiańskiej mitologii i rodzimego folkloru i zgrabne połączenie tradycji z nowoczesnością. Na plus także wykreowanie głównej bohaterki – można ją lubić lub nie, ale nie można odmówić jej charakteru. Właściwie wszystkie postacie zostały dobrze wykreowane. Niestety książce, a właściwie fabule, trzeba zarzucić występowanie dziur logicznych oraz stosowanie magii jako swoiste deus ex machina. Rozczarowuje trochę finałowa walka, a także zakończenie.

Niemniej jest to fajne czytadło, z uwagi na język i styl autorki książkę dobrze i szybko się czyta (chociaż były momenty, kiedy wiało trochę nudą). Wybitne dzieło to nie jest, ale ja dobrze bawiłam się podczas czytania.

Bardzo fajnie wykreowany świat fantasy w alternatywnej wersji Krakowa. Chwali się także sięgnięcie do słowiańskiej mitologii i rodzimego folkloru i zgrabne połączenie tradycji z nowoczesnością. Na plus także wykreowanie głównej bohaterki – można ją lubić lub nie, ale nie można odmówić jej charakteru. Właściwie wszystkie postacie zostały dobrze wykreowane. Niestety książce,...

więcej Pokaż mimo to