-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
Zacznę od tego, że wielbiciele wędrówek po górach zakochają się w tej książce. Ja może wielką fanką takiego chodzenia nie jestem, ale kocham w literaturze klimaty skandynawskie, mroźne, niebezpieczne, takie, gdzie człowiek walczy z żywiołem, a przede wszystkim samym sobą i ta książka trafiła do mnie w stu procentach.
Milena, Anna i Henrik co roku wybierają się na tygodniową wyprawę w góry. Tym razem plan ich wędrówki krzyżuje nowy chłopak Mileny, Jacob. W ostatniej chwili proponuje obranie kursu na Park Narodowy Sarek, znajdujący się na północy Szwecji. Obszar ten znany jest z dzikich i rozległych terenów oraz niebezpiecznych i trudnych tras, jednak piękno natury, które można tam spotkać, jest podobno warte każdej przeprawy i wysiłku. Anna ma nieodparte wrażenie, że skądś zna Jacoba. Kiedy ten zaczyna dominować nad grupą, sytuacja robi się nieprzyjemna, a atmosfera gęstnieje. Śmie*ć jednego z uczestników marszu tylko potwierdzi przypuszczenia Anny na temat Jacoba. Ale czy faktycznie wszystko jest takim, jakim się wydaje?
Proszę Państwa, co tu się działo! To thriller psychologiczny pomnożony razy kilka. Nauczona doświadczeniem wiem, że w takich historiach nie można ufać nikomu, a to, co wydaje się pewnikiem, może okazać się największą skuchą. Czy tak było tym razem? Nie powiem, bo musicie tę książkę przeczytać, żeby sprawdzić na własnej skórze, jak pokręcona jest to powieść.
“Sarek” to książka, która sprawia, że każde jej zdanie zdaje się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Siedząc na wygodnym fotelu, z kubkiem gorącej herbaty czułam na twarzy przeszywający chłód, zacinający prosto w twarz śnieg, przemoczone od zimnego polodowcowego potoku ubranie, ale też gorące promienie słońca, które choć przez chwilę pozwalały wyschnąć i ogrzać się po ciężkiej wędrówce.
Ta powieść w niesamowicie sugestywny sposób przelewa z papieru na czytelnika mnóstwo bodźców.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to jestem zachwycona. Z jednej strony niespieszna, z drugiej wszystko dzieje się przerażająco szybko, a reakcje bohaterów często są niespodziewane. Narracja prowadzona jest w trzech liniach czasowych: dowiadujemy się, jak poznali się bohaterowie, mamy opis wędrówki z perspektywy Anny oraz zeznania jednej z postaci po zakończonej wyprawie.
Im dalej w góry, tym gorzej. Niebezpieczeństwo jest tuż obok, a bohaterowie są na nie skazani. Ta książka to rewelacyjny suspens, który trzyma w napięciu od samego początku, oplata gęstą i duszną atmosferą, miesza w głowie, a wyjaśnienie zachowań bohaterów sięga głębiej, niż mogłoby się wydawać.
Zacznę od tego, że wielbiciele wędrówek po górach zakochają się w tej książce. Ja może wielką fanką takiego chodzenia nie jestem, ale kocham w literaturze klimaty skandynawskie, mroźne, niebezpieczne, takie, gdzie człowiek walczy z żywiołem, a przede wszystkim samym sobą i ta książka trafiła do mnie w stu procentach.
Milena, Anna i Henrik co roku wybierają się na...
Lady Fortescue, zubożała arystokratka, pewnego dnia pomaga w potrzebie pułkownikowi Sandhurstowi. Mężczyźnie, podobnie jak poznanej damie, nie wiedzie się najlepiej. Wspólnie wpadają na pomysł, aby duży dom, w którym samotnie wraz z dwojgiem służących mieszka Lady Fortescue przekształcić w hotel. Wchodzą w układ jeszcze z kilkoma innymi upadłym osobami pochodzenia arystokratycznego, dzięki czemu elegancki hotel, w którym za służbę robią byli szlachcice i szlachcianki zaczyna funkcjonować pod szyldem Ubodzy Krewni. Na wieść o biznesie należącym do Lady Fortescue, jej siostrzeniec, książę Rowcester zaczyna obmyślać plan przejęcia przybytku od swojej ciotki, który oczernia jego nazwisko i przynosi hańbę. Kiedy przy okazji dowiaduje się, że jedną z udziałowczyń jest panna Harriett James, która niegdyś oczarowała go swoją urodą i wdziękiem, książę postanawia zamieszkać w hotelu ciotki.
Ta licząca niecałe 200 stron książka to taki dobry umilacz na jeden wieczór. Przyjemna, ciekawa, momentami zabawna książka, w której XIX-wieczna londyńska arystokracja bawi się w najlepsze, gra w karty i korzysta z życia.
Motyw przekucia przez ubogich arystokratów biedy i osamotnienia we wspólny biznes, który poza dochodami przyniósł poczucie wspólnoty i wywołał uśmiech na ich twarzach, jest tak uroczy, że roztopi każde serce. Z kolei połączenie obyczajówki z romansem, w którym konwenanse są największą przeszkodą w byciu razem, sprawiają, że "Lady Fortescue" jest historią, którą pochłania się w mgnieniu oka. Te dwa wątki wydają się niejako osobne, ale wpływają na siebie i zamykają całą historię w piękne klamry.
Barwne i charyzmatyczne postaci, których wręcz nie da się nie lubić, szelest sukien na ulicach Londynu, intrygi, gwarne spotkania i huczne bale - to znajdziecie w książce M.C.Beaton.
Niezwykle klimatyczna historia, napisana ładnym, dystyngowanym, ale nie przerysowanym językiem idealnie wprowadza w ówczesne realia, sprawiając, że czytelnik może poczuć się jakby znajdował się w centrum wydarzeń.
Bawiłam się przy tej książce bardzo dobrze. Ot, miła rozrywka przy kubku herbaty. Klimatyczna, kolorowa, z odrobiną humoru i szczyptą trosk powieść, która wciąga i pozwala odetchnąć po ciężkim dniu.
Lady Fortescue, zubożała arystokratka, pewnego dnia pomaga w potrzebie pułkownikowi Sandhurstowi. Mężczyźnie, podobnie jak poznanej damie, nie wiedzie się najlepiej. Wspólnie wpadają na pomysł, aby duży dom, w którym samotnie wraz z dwojgiem służących mieszka Lady Fortescue przekształcić w hotel. Wchodzą w układ jeszcze z kilkoma innymi upadłym osobami pochodzenia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Siedemnastoletnia Serene pochodzi z Chin, ale wychowała się w Kalifornii. Aby wpasować w się środowisko, ona i jej mama żyją jak Amerykanki i stronią od swojej rodzimej kultury. Serene chce w przyszłości pójść w ślady rodzicielki o zostać projektantką mody. Kiedy okazuje się, że mama dziewczyny choruje na raka — nastolatka robi co może, aby być dla niej największym wsparciem. Pragnie też skontaktować się z ojcem, którego nigdy nie poznała.
Lian, wraz z rodziną niedawno przeprowadził się z Chin. Amerykańscy rówieśnicy wyśmiewają go albo jednocześnie traktują jak powietrze. Chłopak ma jedno marzenie: chce zostać stand-uperem. Zanim jednak zacznie spełniać swoje plany, będzie musiał pomóc pięknej Serene w nauce ojczystego języka. Dziewczyna uważa, że znajomość chińskiego pomoże jej w szybszym dotarciu do ojca.
Lian i Serene z dnia na dzień stają się sobie coraz bliżsi.
“Projekt miłość” to książka, która podejmuje dwa trudne tematy: choroby bliskiej osoby i dyskryminację ze względu na pochodzenie. Autorka bazując na własnych doświadczeniach, stworzyła historię, która trafi zarówno do młodego czytelnika, jak i tego starszego.
To z jednej strony przerażająca i smutna powieść o walce z najgorszym wrogiem, jakim jest choroba, a z drugiej strony budujące jest to, że główni bohaterowie potrafili okazać sobie tony wsparcia i to takiego mądrego i przemyślanego wsparcia.
Lian oprócz tego, że jest bardzo zabawną i błyskotliwą postacią, to ma w sobie taki spokój i inteligencję, której brakuje jego rówieśnikom. Świetnie radzi sobie z szykanami, które na niego spadają i skupia się na spełnieniu swojego największego marzenia - na przekór despotycznej i ciągle umartwiającej się matce. Postać Liana została świetnie rozpisana, jest bardzo naturalna i taka do przytulenia!
Sięgając po tę książkę, nie dostaniecie przesłodzonej powieści o słodkim uczuciu między dwojgiem nastolatków. Dostaniecie historię młodej dziewczyny, której matka jest umierająca, której matka cierpi i diametralnie zmienia się na oczach córki, dostaniecie obraz kobiety, którą pokonuje choroba, a przede wszystkim dostaniecie portret dziewczyny, która w mgnieniu oka musi zająć się mamą oraz jednocześnie podejmuje próbę ratowania tego, co tamta zbudowała przez prawie dwadzieścia lat w początkowo obcym dla siebie kraju.
Pochłonęłam tę książkę w jeden dzień. To wzruszająca, nieinfantylna, piękna i ciepła powieść o wielu rodzajach miłości i akceptacji.
Siedemnastoletnia Serene pochodzi z Chin, ale wychowała się w Kalifornii. Aby wpasować w się środowisko, ona i jej mama żyją jak Amerykanki i stronią od swojej rodzimej kultury. Serene chce w przyszłości pójść w ślady rodzicielki o zostać projektantką mody. Kiedy okazuje się, że mama dziewczyny choruje na raka — nastolatka robi co może, aby być dla niej największym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Hatsu zaczęła niedawno naukę w liceum. Jej najlepsza dotychczas przyjaciółka nie zerwała z nią kontaktów, ale z pragnienia przynależenia do jakiejś grupy i chęci poznania nowych rówieśników zaczyna obracać się w kręgu swojej nowej paczki. Mimo ponawianych przez Kinuyo zaproszeń do grupy, Hatsu uparcie odmawia. Samotność zżera ją od środka, jednak dla dziewczyny ważniejsze jest pozostanie sobą i nienaginanie się pod schematy. Nastolatka jest inteligentna, ma cięty język, sarkastyczny humor i bez mrugnięcia okiem potrafi wytknąć innym błędy. Na drugim końcu tej huśtawki zwanej samotnością znajduje się Ninagawa – kolega z klasy, który jest wielkim fanem mało znanej modelki, Orichan. Kiedy chłopak dowiaduje się, że Hatsu widziała kiedyś jego idolkę, prosi dziewczynę, by ta wskazała mu dokładne miejsce spotkania.
Spodziewałam się książki, która przepełniona będzie smutkiem i tragediami czy ostrac*zmem wśród nastolatków, ale nie do końca tak było. Owszem, poczucie niezrozumienia i osamotnienia to straszne wredoty, ale ta historia pokazuje, jak próbują radzić sobie z nimi młodzi ludzie, mimo że ów metody bywają dziwne, a nawet przerażające dla kogoś, kto patrzy na nie z boku, to dla osoby zainteresowanej mogą stanowić taką poduchę bezpieczeństwa w otaczającym świecie.
Ninagawa już dawno uciekł w świat, w którym to dzięki możliwości śledzenia każdego ruchu swojej idolki czuje się mniej odizolowany, a Hatsu, która jest zdecydowanie bardziej spostrzegawcza niż chłopak, zaczyna czuć frustrację za każdym razem, kiedy przebywa w jego towarzystwie. Z jednej strony jego zachowanie i sposób bycia oraz zafiksowanie na punkcie celebrytki ją odpychają, z drugiej coraz lepiej zaczyna go rozumieć. Hatsu ma ochotę zrobić chłopakowi fizyczną krz*wdę, ale nie chce zranić jego uczuć – chciałaby tylko zostać zauważona przez kogoś, kto staje się dla niej kimś bliskim.
Te emocje, które w niej narastają są sprzeczne, a sama Hatsu nie chce przed sobą przyznać, co mogą one oznaczać.
Ta krótka, bo licząca zaledwie 114 stron książka jest niezwykłym kompendium wiedzy o dorastaniu, próbie odnalezienia własnej tożsamości, buncie przeciwko określonym wzorcom i radzeniu sobie ze skrajnymi emocjami oraz nauce akceptacji zachowań innych.
Pisząc tę książkę, autorka Risa Wataya miała 19 lat i w tej opowieści czuć emocje, jakie towarzyszą nastolatkom, czuć tę chęć przynależności do grupy z jednej strony, a z drugiej walkę o autonomię, a przy tym zagubienie i wszechogarniający smutek.
Książkę czyta się błyskawicznie, z każdym kolejnym zdaniem, ta historia, choć z pozoru przedstawiona w prosty sposób, pochłania coraz bardziej, a po jej przeczytaniu cały ładunek emocjonalny, którym jest wypełniona, zaczyna docierać do odbiorcy. To niepozorna i mocna w przekazie minipowieść.
Hatsu zaczęła niedawno naukę w liceum. Jej najlepsza dotychczas przyjaciółka nie zerwała z nią kontaktów, ale z pragnienia przynależenia do jakiejś grupy i chęci poznania nowych rówieśników zaczyna obracać się w kręgu swojej nowej paczki. Mimo ponawianych przez Kinuyo zaproszeń do grupy, Hatsu uparcie odmawia. Samotność zżera ją od środka, jednak dla dziewczyny ważniejsze...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na leśnej polanie zostaje odnaleziony pusty namiot, a w nim ślady krwi. Brak świadków i ofiar nie pomagają komisarzowi Bernardowi Grossowi w rozwikłaniu zagadki porzuconego biwaku, a intuicja podpowiada mu, że w tym malowniczym miejscu mogło dojść do zbr*dni. Czy sprawa zaginionej przed laty matki z małym dzieckiem i tajemniczy namiot mają ze sobą coś wspólnego? Kiedy Gross sięga do przeszłości, nie spodziewa się, że może być ona tak nierozerwalnie połączona z teraźniejszością.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. I nawet nie wyobrażacie sobie, jak się cieszę, że w końcu sięgnęłam po jedną z jego książek. Już dawno nie czytałam takiego rasowego thrillera, w którym wszystkie nitki zdają się nie prowadzić do jednego kłębka, a postaci są tak skonstruowane, jakby zostały wciągnięte do literackiego świata prosto z prawdziwej policyjnej komendy czy polskiego podwórka.
Autor utkał misterną sieć wydarzeń, stworzył świetne postaci, zwłaszcza Bernarda Grossa. Oschłego, stanowczego i konkretnego gliny. Z pozoru nie da się go lubić, jednak ja takich bohaterów bardzo szanuje i zawsze pałam do nich pozytywnymi emocjami, tak też było w tym przypadku. Gross przeżył wiele, nie jest mu łatwo z tym, co go spotkało, a pod maską twardziela, którą zakłada do pracy, skrywa się człowiek zmęczony, empatyczny, smutny, którego życie nie oszczędziło i doprowadziło na skraj samotności.
Urzekła mnie w tej książce taka mnogość polegająca na solidnym rozbudowaniu wielu aspektów. Z jednej strony mamy sprawę sprzed lat, z drugiej zakrwawiony opuszczony namiot i coraz więcej pojawiających się nazwisk, które mają coś wspólnego z tymi wydarzeniami.
Jest jeszcze trzecia kwestia: wątek prywatny komisarza Grossa. To wszystko zostało rozpisane w mądry, niechaotyczny i bardzo wciągający sposób.Autor w niesamowity sposób połączył budowanie napięcia z budowaniem ciekawości u czytelnika. To thriller, który zmusza do myślenia i ciągłego bycia w akcji. Trudno było mi się oderwać od "Wady", a zakończenie – mistrzostwo, wszystkie nitki, żyłki, ślady, of*ary i zbr*dnie zostały połączone w najlepszy z możliwych sposobów.
Wszystko mi w tej książce zagrało. Historia, pomysł na fabułę, postaci, styl, jakim została napisana — nienachalny, bogaty w opisy i przemyślenia, uporządkowany oraz wielowymiarowość, dzięki której ani przez moment nie byłam znudzona, a czułam się, jakbym była wewnątrz tej historii i brała w niej czynny udział.
"Wada" to thriller, który nie wyróżnia się brutalnością i pojawiającymi się na każdym kroku tru*ami. To thriller, który stoi genialnym pisarskim warsztatem oraz wciągającą historią. Czytajcie szybciutko!
Na leśnej polanie zostaje odnaleziony pusty namiot, a w nim ślady krwi. Brak świadków i ofiar nie pomagają komisarzowi Bernardowi Grossowi w rozwikłaniu zagadki porzuconego biwaku, a intuicja podpowiada mu, że w tym malowniczym miejscu mogło dojść do zbr*dni. Czy sprawa zaginionej przed laty matki z małym dzieckiem i tajemniczy namiot mają ze sobą coś wspólnego? Kiedy Gross...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dani wychowała się w biedzie, zaniedbywana przez matkę trafiła w końcu do swojego wujka. Świat, w którym się znalazła, jest zupełnie inny od tego, jaki znała do tej pory. Dziewczyna zaczyna naukę w elitarnym prywatnym liceum, a jej nowa rodzina oprócz tego, że jest nieprzyzwoicie majętna, to jest też co najmniej dziwna, pełna tajemnic i bardzo intrygująca. Ale to kuzyni Silvestro budzą najwięcej emocji. Po niezbyt przyjemnym początku, Dani udaje się zaskarbić sobie ich szacunek i sympatię. Ale nie dotyczy to Gage'a — on akurat ją pokochał.
Kiedy sytuacja na szkolnej zabawie wymyka się spod kontroli, Gage znika bez śladu. Jego powrót po ośmiu latach wzbudzi niemałe zamieszanie. Czy Dani i jego rodzina wybaczą mu to, że zerwał z nimi kontakt? Wraz z powrotem chłopaka, do miasta przybyło niebezpieczeństwo. I tu zaczyna się zabawa. Kto od lat spiskował i manipulował innymi, komu nie można ufać i kto uknuł sieć intryg, z którą teraz przyszło się mierzyć kuzynom Silvestro i Dani?
Ale to było dobre! Pierwsza część książki to taki typowy new adult z motywem grumpy – sunshine. Druga to świetny thriller zahaczający o wątki romansu mafijnego. I wiecie co? Ten kolaż autorce wyszedł znakomicie.
Ta historia wciąga i nie pozwala wyrwać się z jej szponów. Czasami jest słodka jak ptasie mleczko, a za chwile gorzka jak zepsute jabłko. A dzięki połączeniu dwóch przestrzeni czasowych, emocje, które towarzyszą bohaterom wraz z upływem czasu i rozwojem akcji są jeszcze silniejsze i udzielają się odbiorcy. Tak było, potwierdzam. Poznanie bohaterów w ich nastoletnim wieku, a później ponowne spotkanie po latach sprawiło, że lepiej mogłam ocenić ich decyzje, zachowania i wybory.
Cora Brent po mistrzowsku połączyła gatunki, sprawiając, że "Znienawidzony" to powieść, którą może przeczytać zarówno wielbiciel/ka literatury młodzieżowej, romansów, thrillera jak i historii mafijnych. Wątek kryminalny — coś pięknego! Trzyma w napięciu, mąci w głowie, plącze szyki i nie daje prostych odpowiedzi. Tu naprawdę można bardzo się zaskoczyć, bo sieć kłamstw i intryg została skrupulatnie utkana, jakby robił to pracowity pajączek.
No jestem zachwycona!
Dani wychowała się w biedzie, zaniedbywana przez matkę trafiła w końcu do swojego wujka. Świat, w którym się znalazła, jest zupełnie inny od tego, jaki znała do tej pory. Dziewczyna zaczyna naukę w elitarnym prywatnym liceum, a jej nowa rodzina oprócz tego, że jest nieprzyzwoicie majętna, to jest też co najmniej dziwna, pełna tajemnic i bardzo intrygująca. Ale to kuzyni...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Było tak, jakby zrobiwszy to, co mu kazała, zdał test, a nagrodą będzie Lauren, znowu żywa”
Josh w wieku trzydziestu lat został wdowcem. Kiedy jego piękna, mądra, czuła i zabawna żona, Lauren zachorowała na nieuleczalną chorobę płuc, czas stał się ich największym wrogiem. Po śmierci kobieta zostawiła mężowi dwanaście listów – po jednym na każdy miesiąc po jej śmierci. Przez pierwszy rok od jej odejścia, Josh dostaje w listach zadania, które mają pomóc mu poradzić sobie ze stratą ukochanej.
Od pierwszych stron łzy napełniały moje oczy, ale końcówka to już było apogeum łzawych emocji i wzruszeń. ”Zdejmij z nieba księżyc”, to jedna z piękniejszych, ale też jedna z najtrudniejszych obyczajówek, po jakie sięgnęłam.
W historii Josha i Lauren poznajemy, niekoniecznie chronologicznie poukładane wydarzenia z ich najpiękniejszych wspólnych chwil – od momentu poznania, po ten ostatni, najokrutniejszy, brutalnie rozrywający serca, moment rozstania. Lauren poza wzruszającymi listami do męża, które ten otrzymuje po jej śmierci, pisze listy do swojego zmarłego ojca – opowiada w nich o pierwszym spotkaniu przyszłego męża, o swoim szczęściu, ale też o diagnozie i rozwoju choroby. Dziewczyna wie, że kiedy odejdzie, tam na górze, będzie miała najlepszą opiekę, opiekę swojego taty, który dotychczas był jej aniołem stróżem, a ona sama przejmie jego rolę, by czuwać nad najbliższymi, a przede wszystkim nad Joshem.
Zastanawiałam się wielokrotnie podczas lektury, jak Josh poradziłby sobie z żałobą bez listów od żony. I myślę, że byłoby mu o stokroć ciężej. Lauren dzięki “prowadzeniu” męża za rękę przez pierwszy rok od swojego odejścia, pomogła mu na nowo nauczyć się funkcjonować wśród ludzi, oddychać, po prostu żyć.
Ta powieść to nie tylko same smutki. Odnajdziecie w niej cudownych i zabawnych bohaterów oraz sytuacje tak absurdalne, że uśmiech sam ciśnie się na usta. W listach Lauren pod warstwą smutku kryje się jej urocze, ale i ironiczne poczucie humoru, czytanie ich było czystą przyjemnością. Momenty, w których Josh z różnym skutkiem próbował radzić sobie z zadaniami, które w listach zleciła mu żona, wielokrotnie sprawiały, że śmiałam się w głos.
Ta książka przeczołgała mnie, sprawiła, że pierwszy raz czytając, płakałam jak bóbr. Ale nie żałuję ani jednej chwili, którą z nią spędziłam. Jeśli macie w planach tę historię, a bardzo Wam polecam, żeby tak było, to przygotujcie się na opowieść pełną smutku, rozpaczy, pustki, ale przede wszystkim nastawcie się na tekst o miłości, która istnieje nawet wtedy, kiedy drugiej połówki nie ma już na świecie.
“Było tak, jakby zrobiwszy to, co mu kazała, zdał test, a nagrodą będzie Lauren, znowu żywa”
Josh w wieku trzydziestu lat został wdowcem. Kiedy jego piękna, mądra, czuła i zabawna żona, Lauren zachorowała na nieuleczalną chorobę płuc, czas stał się ich największym wrogiem. Po śmierci kobieta zostawiła mężowi dwanaście listów – po jednym na każdy miesiąc po jej śmierci....
Kiedy po ciężkiej chorobie mama Jamisona umiera, chłopakowi na świecie zostają tata i młodsza siostra, Ollie. J stara się być dobrym synem i bratem. Po tym, jak zapomniał o urodzinach ukochanej mamy, wpada na pomysł, że najdłużej jak to będzie możliwe, postara się zatrzymać ulotny czas. Aparatem, który przed laty otrzymał od matki, codziennie w godzinie, w której odeszła, w miejscu, które ma dla niego duże znaczenie, Jamison fotografuje napotkanych ludzi. Od tej pory godzina 21:09 stanie się ważna nie tylko dla nastolatka, ale też dla tych, których dotknęła strata kogoś bliskiego.
Ta książka zostanie w moim sercu na zawsze. Może nie potrafię na nią spojrzeć obiektywnie, ale nic nie poradzę na to, że jeszcze żadna historia nie była tak bliska mojemu życiu.
“Projekt 21:09” to z jednej strony spokojna, a z drugiej bardzo emocjonalna opowieść o chłopaku, który próbuje sztuką, jaką jest fotografia i swoimi zdjęciami zachować pamięć o mamie. To, że przy okazji ma niezwykłą umiejętność uchwycania piękna ludzkiej duszy, to tylko i aż, przyjemny dodatek. Jego zdjęcia wydobywają na zewnątrz to, czego gołym okiem nie widać. A taki talent zostanie doceniony najpiękniejszymi na świecie nagrodami — przyjaźnią, miłością, spełnieniem.
Gdybym miała starszego brata, to chciałabym, żeby był jak Jamison — opiekuńczy, ale też zabawny i szczery.Relacja chłopaka z Ollie jest cudowna, pełna ciepła, zrozumienia i wsparcia, z niecierpliwością czekałam na fragmenty z nimi w rolach głównych.
Nie jest to opowieść, w której motyw żałoby zostaje oblany lukrem, choć bohaterowie próbują żyć dalej, zakochują się i nawiązują nowe relacje. Nie jest to też słodka powieść new adult, okraszona rozgrywającymi się między młodymi ludźmi miłosnymi dramatami, u podstaw których leżą nieprzepracowane traumy, choć zauroczenie jest w niej obecne. Za to jest historią w dużej mierze widzianą przez obiektyw aparatu, opowiadaną z perspektywy głównego bohatera. Uwydatnia ból, smutek, rozdarcie i walkę z samym sobą, ale też próby pogodzenia się z zaistniałą sytuacją i świadomością, że osoba, która odeszła czuwa i jest dumna z postępów, jakie robi jej rodzina.
Piękna powieść o miłości do matki, siostry, brata, ojca, dziewczyny, ludzi i o odnajdywaniu siebie na nowo w niechcianej rzeczywistości. Ale też opowieść o talencie oraz pasji do robienia zdjęć. Tak, ta książka bez wątpienia przypadnie do gustu tym, którzy nie wyobrażają sobie życia bez fotografii i swojego aparatu. „Projekt 21:09” sprawi, że na przemian będziesz się śmiać i wzruszać. Czytaj!
Kiedy po ciężkiej chorobie mama Jamisona umiera, chłopakowi na świecie zostają tata i młodsza siostra, Ollie. J stara się być dobrym synem i bratem. Po tym, jak zapomniał o urodzinach ukochanej mamy, wpada na pomysł, że najdłużej jak to będzie możliwe, postara się zatrzymać ulotny czas. Aparatem, który przed laty otrzymał od matki, codziennie w godzinie, w której odeszła, w...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Rozwiązaniem jest uczynienie snów jeszcze przyjemniejszymi niż rzeczy, które nie pozwalają ludziom zasnąć”
A gdyby sny można było kupować jak książki?
A gdyby chodzić po ulicach miasta w szlafroku i skarpetkach?
Penny przygotowuje się do rozmowy kwalifikacyjnej. Jej marzeniem jest praca w znanej na całe miasteczko, Galerii snów DallerGuta. Kiedy dostaje wymarzoną posadę, zatraca się w niej i oczekiwaniach ludzi, którzy pragną w snach zobaczyć konkretne historie, wydarzenia czy osoby. A sprzedawanie marzeń sennych wcale nie jest prostą sprawą, o czym Penny przekona się wielokrotnie.
„Galeria Snów DallerGuta” to niezwykle bajkowa opowieść o marzeniach, najgłębiej skrywanych pragnieniach i poczuciu spełnienia, które przychodzi jedynie we śnie. Nie jest to wbrew pozorom oniryczna historia, w której abstrakcji trudno się połapać.
Fabuła mimo swojej tematyki osadzona jest w realiach, powiedzmy, po trosze rzeczywistych. Sny nie pojawiają się znikąd, są produkowane i sprzedawane, co nakręca gospodarkę, a że jednocześnie mogą pozytywnie wpływać na samopoczucie kupujących, to niewątpliwie ich duży plus. W świecie stworzonym przez Lee Miye za sny się płaci. Na konto Galerii można przelać trochę Ekscytacji, Zachwytu, Ciekawości czy Pewności siebie – w zależności od zadowolenia śniącego. Następnie każda emocja jest przewalutowywana na pieniądze.
DallerGut to bez wątpienia moja ulubiona postać. Właściciel Galerii to mądry, nieco zakręcony, uprzejmy i opanowany biznesmen, który zawsze służy dobrą radą, uśmiechem i życzliwością, a do tego uwielbia zajadać się ciasteczkami.
Jaka to była przyjemna książka! Różniła się od dotychczasowych tytułów literatury azjatyckiej, jakie miałam okazję ostatnio czytać. Myślę, że to za sprawą przemycanej przyziemności i przeplecenia ją z abstrakcją i dziwacznością, tak charakterystycznymi dla tego gatunku. Jeśli mam znaleźć jeszcze inne porównanie, to była też najmniej moralizatorska i nastawiona na głębokie przemyślenia.
Ciekawa, konsekwentna opowieść, barwne, nietuzinkowe postaci i przede wszystkim pomysł na fabułę – oto asy tej baśniowej książki. Comfort book na sto procent. Ciepła, otulająca spokojem i bajkowym klimatem książka, która napełnia serce błogością i harmonią, a czytelniczo daje satysfakcję z dobrze spędzonego czasu w jej towarzystwie i dostarcza zapasu przydatnych refleksji.
“Rozwiązaniem jest uczynienie snów jeszcze przyjemniejszymi niż rzeczy, które nie pozwalają ludziom zasnąć”
A gdyby sny można było kupować jak książki?
A gdyby chodzić po ulicach miasta w szlafroku i skarpetkach?
Penny przygotowuje się do rozmowy kwalifikacyjnej. Jej marzeniem jest praca w znanej na całe miasteczko, Galerii snów DallerGuta. Kiedy dostaje wymarzoną posadę,...
Zoey jest uczennicą Akademii Everfall. Czeka aż jej dar uzdrawiania wreszcie się przebudzi. W końcu jej matka takowy posiada i oczywiste jest, że ona go odziedziczyła. Dziewczyna jednak nie tak wyobrażała sobie dzień, kiedy magia w końcu się ujawni. Podczas ważnej szkolnej imprezy nastolatka przewiduje śmie*ć jednego z uczniów. I na pewno nie spodziewa się, że jest banshee – tą, która posiada predyspozycje do magii śmie*ci. Żeby było mało, Zoey musi zmienić wydział i akademik, a co gorsza, musi zacząć uczyć się swojej magii, tak innej niż ta, na którą czekała. Jej mentorem zostaje Dylan — żniwiarz, który potrafi wyrwać człowiekowi duszę. Chłopak jest introwertyczny, tajemniczy i bardzo niebezpieczny. Nowe położenie tylko napędza Zoey do odkrycia prawdy – kto stoi za śmie*cią Finna?
Uwielbiam książki Mony Kasten. Seria "Scarlet Luck" jest jedną z moich ukochanych. Z ciekawością więc sięgnęłam po pierwszą powieść fantasy, która wyszła spod pióra autorki. Można powiedzieć, że obie debiutujemy w tym świecie, bo ja od niedawna wkraczam w ten
gatunek, jako czytelniczka i recenzentka.
"Fallen Princess" to kompletnie inna książka niż te wydane przez autorkę do tej pory. Mamy tu motyw dark academy i new adultowy thriller w jednym. Fabuła w większości skupia się na śledztwie i próbie odkrycia prawdy o mor*er&twie szkolnego kolegi. A ta okaże się okrutna – tyle Wam zdradzę, bo przecież nie więcej.
Książkę pochłonęłam ot tak! Rachu-ciachu i była przeczytana. Od samego początku zagarnia czytelnika swoim magicznym wydźwiękiem połączonym z thrillerowym i mrocznym klimatem. Napięcie potęguje fakt, że w tej historii każdy może być podejrzany o zbrodnię, która wydarzyła się na oczach całej szkoły.
No ale kim by była Mona Kasten, gdyby nie przemyciła do swojej powieści szczypty chemii, która pojawia się między głównymi bohaterami? No nie byłaby sobą! I bardzo dobrze! Z niecierpliwością czekałam na każde spotkanie Zoey i Dylana. Mimo że ich relacja nie jest jednoznaczna i długo opiera się na motywie enemies to lovers, to nie do końca króluje w niej ten loversowy vibe.
Śmiało można powiedzieć, że mamy tu nowy motyw: enemies to friends. Tak, to zdecydowanie lepiej pasuje. Ale kto wie, co wydarzy się w kolejnym tomie? Przewiduję tu jakiś slow burn rozciągnięty na kolejną część.
Świetnie bawiłam się przy tej historii. Jest angażująca, z jednej strony trudna, bo dotyka tematu straty, z drugiej napisana w tak lekki sposób, że nie da się od niej oderwać. Polecam, polecam, polecam!
Zoey jest uczennicą Akademii Everfall. Czeka aż jej dar uzdrawiania wreszcie się przebudzi. W końcu jej matka takowy posiada i oczywiste jest, że ona go odziedziczyła. Dziewczyna jednak nie tak wyobrażała sobie dzień, kiedy magia w końcu się ujawni. Podczas ważnej szkolnej imprezy nastolatka przewiduje śmie*ć jednego z uczniów. I na pewno nie spodziewa się, że jest banshee...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dziwnym zrządzeniem losu czworo sześćdziesięciolatków: Lula, Gabryś, Ada i Kris zostają wplątani w akcję poszukiwawczą. Muszą odnaleźć skradzioną podczas wojny przez niemieckiego naukowca Dagoberta Troya z bazyliki w Czerwińsku, cenną kołatkę związaną z templariuszami. Los jednak nie jest łaskawy dla emerytowanych bohaterów. Chcąc pomóc, wpadają w jeszcze większe tarapaty i stają się odpowiedzialni za kradzież ów kołatki. Czy uda im się wykaraskać z całego tego detektywistycznego galimatiasu?
Na początku chciałam pogratulować autorce debiutu. Książka została napisana w tak płynny i barwny sposób, że trudno uwierzyć, iż jest to pierwsza powieść, która wyszła spod jej pióra.
"Dziewięć kołatek Troya" to historia, która rozbawi i wciągnie w wir szalonych perypetii. Mamy w niej niemieckich kibiców, prawdziwe zbrodnie i humor, a to wszystko powiązane ze sobą w ciekawy i spójny sposób.
Na plus zasługują kreacje bohaterów, zarówno tych pierwszo, jak i drugoplanowych. Charakterystyczne, z odpowiednią zadziornością, potrafią sypnąć żartem, a kiedy trzeba sarkastycznym tekstem. Nie ma w nich za grosz miałkości, czy nudy. Tak naprawdę to właśnie postaci budują tę książkę. Ale to dobrze, bo nie ma nic gorszego niż bohaterowie literaccy bez wyrazu i charakteru.
Bardzo lubię łączenie przestrzeni czasowych i tu bardzo fajnie się to sprawdziło, zwłaszcza że historia skradzionej kołatki ma swoje przełożenie na rzeczywistość. Autorka w ciekawy i dynamiczny sposób wrzuciła fikcyjne wydarzenia do autentycznych losów z przeszłości. Uwielbiam taki zabieg!
Jedynymi problemami, które miałam z tą książką to mnogość postaci i nagromadzenie wydarzeń i takich maciupkich wątków pobocznych, które wytrącały mnie ze skupienia się nad główną akcją i czasami zwyczajnie męczyły. Spora liczba bohaterów plus spora liczba dygresji powodowały, że albo gubiłam się w tej historii, albo zaczynałam odpływać myślami gdzieś hen daleko. Poza tym wszystko grało i buczało.
Jeśli lubicie komedie kryminalne, w których prym wiedzie ciekawa historia i przebojowi bohaterowie, to "Dziewięć kołatek Troya” na Was czeka.
Dziwnym zrządzeniem losu czworo sześćdziesięciolatków: Lula, Gabryś, Ada i Kris zostają wplątani w akcję poszukiwawczą. Muszą odnaleźć skradzioną podczas wojny przez niemieckiego naukowca Dagoberta Troya z bazyliki w Czerwińsku, cenną kołatkę związaną z templariuszami. Los jednak nie jest łaskawy dla emerytowanych bohaterów. Chcąc pomóc, wpadają w jeszcze większe tarapaty i...
więcej mniej Pokaż mimo to
XVII wiek, malownicza Kornwalia. Honor Harris to piękna, osiemnastoletnia panienka – córka dziedzica Lanrest. W dniu swoich urodzin poznaje Richarda Grenville'a, generała wojsk królewskich. Honor i nowo poznany żołnierz poddają się namiętności i chemii, która jest między nimi. Ostatecznie romans, w który się wdali, ma mieć swoje zakończenie na ślubnym kobiercu. Honor ulega jednak wypadkowi, przez co losy zakochanych rozdzielają się na lata. Trwająca wojna i doświadczenia życiowe na pewno ich zmienią, a ponowne spotkanie po kilkunastu latach rozłąki obudzi w nich dawne uczucia.
"General i panna" to niezwykła książka. Niezwykła pod wieloma względami. Przede wszystkim ma to, co lubię w takich powieściach — wielowymiarowość i wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni lat.
Richard – wielki żołnierz i wybitny taktyk, jednocześnie brutalny i oschły, nie może poszczycić się dobrą sławą, nienawiść potrafi zaprowadzić go w najciemniejsze miejsca jego duszy. Hope – rozsądna, opanowana, mądra i ciepła kobieta. Tylko ona zna prawdziwe oblicze Richarda, człowieka troskliwego, umiejącego bezgranicznie kochać.
W tej książce sporą część fabuły zgarniają wątki związane z wojną, trwającymi walkami, przemieszczaniem się wojsk, zagrabianiem terenów, wkraczaniem na ziemie wroga. Przyznam, że z braku możliwości ciągłego czytania, odsłuchałam wiele rozdziałów i audiobook jest tak dobrze nagrany, że wspomniane sceny chłonie się z ciekawością i zaangażowaniem.
Miłość Hope i Richarda uznałabym za połowicznie spełnioną. Zaczęło się z przytupem, gorący romans, potajemne schadzki i planowany ślub. Mimo wieloletniej rozłąki uczucia tych dwojga nie przygasły, a ponowne spotkanie tylko utwierdziło ich w miłości, którą obdarzyli się przed laty. Miłości, która przy ponownym połączeniu się tej pary była podparta trudnymi doświadczeniami, a romans sprzed lat został już jedynie wspomnieniem, które zarówno Hope, jak i Richard mogli pielęgnować w swoich sercach.
Poza wątkami wojennymi i miłosnym mamy w tej historii również tajemnice skrywane za murami posiadłości w Menabilly — domu, w którym Hope znalazła schronienie podczas toczącej się wojny.
Daphne du Maurier namalowała słowem wspaniały literacki portret, na którym wojna i miłość stoją ramię w ramię. Ta pierwsza jest pełna grozy i okrucieństwa, ta druga z sentymentem patrzy w przeszłość i z trwogą spogląda w przyszłość.
Tę książkę pochłania się z niezwykłym zaangażowaniem. Piękny język, którego dbałość o szczegóły porównać można do ręcznie rzeźbionej ramy, gdzie każdy zawijas i każdy ozdobnik mają znaczenie dla całościowego odbioru, sprawiają, że przez treść się płynie i tapla w basenie słownych cudowności.
XVII wiek, malownicza Kornwalia. Honor Harris to piękna, osiemnastoletnia panienka – córka dziedzica Lanrest. W dniu swoich urodzin poznaje Richarda Grenville'a, generała wojsk królewskich. Honor i nowo poznany żołnierz poddają się namiętności i chemii, która jest między nimi. Ostatecznie romans, w który się wdali, ma mieć swoje zakończenie na ślubnym kobiercu. Honor ulega...
więcej mniej Pokaż mimo to
Właścicielka całodobowego sklepu, pani Yeom gubi portfel. Znalazcą okazuje się pewien tajemniczy bezdomny, nazywany Dokko. Mężczyzna nie pamięta, jak to się stało, że wylądował na ulicy, nie pamięta, ile ma lat, jak ma na imię. Pani Yeom postanawia zatrudnić go w swoim sklepie i przydziela mu nocne zmiany. Zaopiekowany i zauważony Dokko powoli zaczyna przypominać sobie, kim jest naprawdę…
“Nietuzinkowy sklep całodobowy” to książka przesiąknięta empatią, ciepłem i takim ludzkim, bezinteresownym dobrem. Jest zbiorem kilku historii osób, które w jakiś sposób powiązane są z tytułowym sklepem. Poznajemy losy sprzedawczyń, pani Yeom, klientów i na końcu samego Dokko.
Książka utrzymana jest w typowej dla literatury azjatyckiej konwencji. Ludzie udają się do jednego miejsca i w nim próbują odkryć siebie, odnaleźć antidotum na problemy lub pragną odbyć sentymentalną podróż, zasięgnąć porady, zostać zauważonym, wysłuchanym. Tu dodatkowo mamy zachowaną pewną ciągłość fabularną. Poszczególne części traktują o innych bohaterach, ale ich wspólnym mianownikiem jest postać Dokko i wydarzenia, które pchane są delikatnie do przodu.
Otulająca, ciepła, pełna nadziei książka. Bardzo się cieszę, że na polskim rynku wydawniczym jest coraz więcej literatury azjatyckiej. To za każdym razem są nietypowe, mniej lub bardziej dziwaczne teksty, które na pierwszy plan wysuwają człowieka, jego pragnienia, smutki, troski, wspomnienia i próbują dać odpowiedź na poradzenie sobie z pogmatwanymi, życiowymi sprawami. To historie, które zawsze pobudzają do refleksji i fundują garść życiowych mądrości.
Na półkach tego nietuzinkowego sklepu całodobowego znajdziecie schowane między kibmapem a artykułami o krótkim terminie przydatności: wybaczenie, wysłuchanie, empatię i szacunek do drugiego człowieka.
Właścicielka całodobowego sklepu, pani Yeom gubi portfel. Znalazcą okazuje się pewien tajemniczy bezdomny, nazywany Dokko. Mężczyzna nie pamięta, jak to się stało, że wylądował na ulicy, nie pamięta, ile ma lat, jak ma na imię. Pani Yeom postanawia zatrudnić go w swoim sklepie i przydziela mu nocne zmiany. Zaopiekowany i zauważony Dokko powoli zaczyna przypominać sobie, kim...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak tylko skończyłam czytać pierwszy tom “All Roads Lead to Hell” od razu chciałam sięgnąć po kolejny. Ten niepokój, zło czające się na korytarzach Lord Private High School i informacje, które ujrzały światło dzienne, rozbroiły mnie totalnie. Czy drugi tom spełnił moje oczekiwania – zapewnił porządną dawkę adrenaliny, którą zdążyłam poczuć przy pierwszej części, posklejał serce, które posypało się w drobny mak po tym, co wydarzyło się między dwójką głównych bohaterów?
Tak! Wielkie, największe — tak! Autorka do ostatnich stron utrzymała czytelnika w niewiedzy, bawiąc się jego uczuciami, jak kotek ulubioną myszką.
Ta część skupia się w dużej mierze na próbie zniszczenia instytucji, jaką jest elitarne liceum, do którego uczęszczają Joyce i Cole. Okazuje się, że za sznurki pociąga wiele osób, a wiedza kim oni są, może okazać się niemałym szokiem.
W pierwszym tomie poznajemy głównych bohaterów, śledzimy rozwój ich relacji. Jest przyciąganie i odpychanie, jest sporo iskrzenia i prób zdobycia wzajemnego zaufania. Druga część jest bardziej thrillerem niż romansem, chociaż motywów romantycznych w niej nie brakuje. Bohaterowie przede wszystkim chcą dopaść odpowiedzialnych za zło, które jak się okazuje, wyszło poza mury szkoły i od lat panuje nad całym miastem Feartown.
W recenzji pierwszego tomu napisałam, że “daleko tej powieści do cukierkowej historii. Nie jest to też typowy romans. Między bohaterami wyczuwalna jest chemia, ale to wszystko otoczone zostało chmurą niepokoju i ryzykownego balansowania na granicy” i wiecie co? Cała ta ciężka burzowa atmosfera, duszny klimat małego miasteczka, hermetyczność, wszechogarniający strach i dezorientacja utrzymują się w kontynuacji tej serii. Motyw slow burn romans jest takim cudownym dodatkiem, takim słońcem wychodzącym zza chmur i dającym nadzieję, że wszystko może się w końcu ułożyć.
Ale czy tak pogmatwane, destrukcyjne i tragiczne w skutkach wydarzenia mogą stanowić podstawę dla happy endu? Nie zdradzę Wam, ale wierzcie mi na słowo – zakończenie wbija w fotel i kruszy serce na drobne kawałeczki.
Jak tylko skończyłam czytać pierwszy tom “All Roads Lead to Hell” od razu chciałam sięgnąć po kolejny. Ten niepokój, zło czające się na korytarzach Lord Private High School i informacje, które ujrzały światło dzienne, rozbroiły mnie totalnie. Czy drugi tom spełnił moje oczekiwania – zapewnił porządną dawkę adrenaliny, którą zdążyłam poczuć przy pierwszej części, posklejał...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przed laty matka Hope popełnia mezalians wiążąc się z mężczyzną o niskim statusie społecznym. Razem wyjechali do Ameryki i tam wiedli szczęśliwe życie. Świat Hope w jednej chwili sypie się jak domek z kart, kiedy traci rodziców w wypadku. Amerykanka zostaje bez środków do życia. Dziewczyna opuszcza ukochany kraj i wyjeżdża do Anglii na zaproszenie księcia Sussex. Będzie tam mogła dowiedzieć się czegoś więcej o swoich rodzicach, odpocząć i spojrzeć na swoją sytuację z dystansem. Angielscy arystokraci przygotowali dla niej jednak inny scenariusz. Na miejscu okazuje się, że Hope została potajemnie zaręczona z księciem Wilcott, Lucasem. Mężczyzna, podobnie jak jego anonimowa wybranka, również nie jest zachwycony tym pomysłem.Czy kiedy prawda wyjdzie na jaw, tych dwoje bez przeszkód wejdzie w zaplanowany dla nich układ?
Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieści kostiumowe, których akcja toczy się w XIX wieku, a bohaterami są arystokratki w pięknych sukniach i dżentelmeni w eleganckich frakach. A jeśli w grę wchodzi wątek romantyczny, to biorę w ciemno. Tym razem też tak zrobiłam…i czuję się, jakbym w tej ciemności zaliczyła solidny upadek na skórce od banana.
Główna bohaterka z każdą kolejną stroną irytuje coraz bardziej. Dziewczyna na samym początku jawi się jako skromna, dobrze wychowana i pełna pokory panna. Jednak zaraz po postawieniu swojej małej stópki na amerykańskiej ziemi zaczyna się gwiazdorzenie. To jest be, to jest fe. Najlepiej wychodziło jej zgrywanie ofiary i pokrzywdzonej kruchej istotki, której na każdym kroku należą się przeprosiny. Biedny Wilcott. Na jego miejscu już dawno zerwałabym zaręczyny i uciekła gdzie pieprz rośnie.
Zabrakło mi w tej historii różnorodności. O ile klimat imprez organizowanych przez angielską socjetę, szelest sukien, wyniosłość majętnych dżentelmenów i bogato zdobione wnętrza dało się w tej książce wyczuć, o tyle mnogość tańców, wspomnianych imprez i ciągłego szykowania się na kolejny bal zdominowały fabułę. Mam wrażenie, że cały czas znajdowałam się pomiędzy fochami Hope, a jakimś balem.
Na plus postać Lucasa - ciepły, nieco zagubiony mężczyzna, który nieba by przychylił tej wiecznie obrażonej Amerykance, tylko od niego biła chemia w tej relacji, okładka - no cudna, delikatna, bardzo kobieca, idealna dla historycznego romansu i klimat ówczesnej rzeczywistości.
_
Zaznaczam jednak, że to subiektywna opinia i jeśli macie ochotę na tę książkę, to zachęcam do sięgnięcia – zawsze najlepiej wyrobić sobie swoje zdanie.
Przed laty matka Hope popełnia mezalians wiążąc się z mężczyzną o niskim statusie społecznym. Razem wyjechali do Ameryki i tam wiedli szczęśliwe życie. Świat Hope w jednej chwili sypie się jak domek z kart, kiedy traci rodziców w wypadku. Amerykanka zostaje bez środków do życia. Dziewczyna opuszcza ukochany kraj i wyjeżdża do Anglii na zaproszenie księcia Sussex. Będzie tam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Emery to dziewiętnastolatka, która walczy z tą samą przewlekłą chorobą, na którą dziesięć lat temu zmarła jej siostra bliźniaczka. Dziewczyna przeprowadza się do ojca i jego nowej rodziny. Ma żal do niego, że zostawił ją, jej siostrę i mamę, kiedy najbardziej go potrzebowały. Emery nie może odnaleźć się w nowym domu, a nie pomaga jej w tym obecność przyrodniego brata – oschłego i gburowatego Kaidena. Chłopak jednak zaczyna otaczać Em płaszczem bezpieczeństwa i troski.
Chyba dawno nie czytałam książki, która byłaby do tego stopnia utaplana w basenie rozgoryczenia, tęsknoty i zgaszenia.“Pod drzewem sykomory” reklamowana jako najsmutniejsza powieść booktoka, faktycznie taką jest książką. Od pierwszych stron wypełniona przeszywającym smutkiem, żalem, pewnym rodzajem samotności, bólem.
Emery bardzo tęskni za swoją siostrą. Rozpamiętuje każdy spędzony z nią moment. Widziała, jak Lo cierpiała i teraz jest przygotowana na ten sam ból. Zna swoją chorobę od podszewki. Zna ją z perspektywy osoby drugiej oraz z autopsji. Wie, że jej obecny stan nie wróży niczego dobrego, ale stara się żyć najlepiej jak może. Zamknięta w bańce własnego cierpienia, wśród ukochanych książek i towarzystwa Kaidena.
Z kart tej książki sączą się litry niespełnionych marzeń, wypadają tony straconych nadziei, kilogramy marazmu, dłużą się kilometry niezrealizowanych planów i błyszczy jedna iskierka krótkiego szczęścia.
Jeśli jednak odłożę na bok aspekty emocjonalne i wezmę na tapet te literackie, to były momenty, które nieco mi się dłużyły, miałam wrażenie, że momentami fabuła była trochę na siłę rozciągnięta, a opisy uczuć i przeżyć głównej bohaterki zataczały błędne koło i w takim zapętleniu traktowały o tym samym.
To nie zmienia jednak faktu, że ”Pod drzewem sykomory” to bardzo trudna książka. Temat choroby został w niej obnażony do swojej brutalnej prawdy. Spojrzałam na ten tekst też nieco inaczej po przeczytaniu słów od autorki i zrozumiałam, dlaczego przelała na papier tyle smutku.
To powinna być lektura, po którą sięgnie każdy, ponieważ każdy powinien mieć świadomość, że są w życiu aspekty, przed którymi nie ma ucieczki.
_
Książka dla fanów motywów enemies to lovers, ugly cry romance, sad books.
Emery to dziewiętnastolatka, która walczy z tą samą przewlekłą chorobą, na którą dziesięć lat temu zmarła jej siostra bliźniaczka. Dziewczyna przeprowadza się do ojca i jego nowej rodziny. Ma żal do niego, że zostawił ją, jej siostrę i mamę, kiedy najbardziej go potrzebowały. Emery nie może odnaleźć się w nowym domu, a nie pomaga jej w tym obecność przyrodniego brata –...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zakończenie tej książki jest bardzo emocjonalne, smutne, przytłaczające i jednocześnie tak niejednoznaczne, tak tajemnicze, tak powściągliwe, jak relacja głównych bohaterów. I niech Was nie zmyli ta cukierkowa, urocza okładka - ta historia łamie serce i porusza wiele trudnych tematów, ale od początku…
Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia się bujną rudą czupryną, w której pasma ma powtykane różne dziwne ozdoby, na nadgarstku nosi krawat, do za dużego swetra przypięła frędzelki i spinacze. Jej wygląd nie budzi sympatii rówieśników. W drodze do szkoły zajmuje w autobusie miejsce obok Parka – zaczytanego w komiksach lub zasłuchanego w muzyce chłopaka. Codzienne milczące przejażdżki szkolnym autobusem zbliżają ich do siebie. Eleonora zaczyna czuć, że nie jest sama, a komiksy i kasety z ulubioną muzyką Parka, stają się jej opoką w trudnych chwilach, których doświadcza po przekroczeniu progu domu.
Cudowna książka. Z jednej strony trudna, bo podejmuje temat prze*ocy domowej, a z drugiej, dzięki niezwykle ciepłej, nieco introwertycznej, trochę dziwnej, wstydliwej relacji głównych bohaterów otacza czytelnika takim przyjemnym kocykiem utkanym z nadziei, subtelnych uśmiechów, błyskotliwych żartów.
To historia, która porusza tematy braku akceptacji wśród rówieśników ze względu na wygląd jednostki oraz prze*ocy domowej. Eleonora mieszka wraz z czworgiem rodzeństwa w zapyziałym domku jej ojczyma. Nastolatka wie, że gdyby Richie miał okazję, z chęcią by się jej pozbył. Na zawsze i bezpowrotnie. Dziewczyna z bólem serca patrzy, jak traktuje on jej matkę. Kobietę totalnie podporządkowaną i uzależnioną od jego rządów.
Często w książkach z gatunku New Adult dowiadujemy się od bohaterów o ich przeżyciach z przeszłości. Tu na bieżąco doświadczamy tego, co Eleoenora. Dlatego, kiedy tylko dziewczyna przekraczała próg domu, ogarniał mnie strach i niepokój – czułam to, co bohaterka książki. Jej emocje, wycofanie, brak wiary w szczęście, zostały opisane w taki sposób, że ciężko było odpędzić od siebie współodczuwanie.
“Eleonora i Park” to przepiękna i zarazem trudna opowieść. Niezwykłe, jak można pokazać rozwijające się uczucie bez konieczności projektowania jednoznacznych scen. Niezwykłe, jak złapanie za rękę, spojrzenie i uśmiech posłany w przelocie mogą zbudować całą atmosferę zauroczenia i uczucie motylków w brzuchu.
Zakończenie tej książki jest bardzo emocjonalne, smutne, przytłaczające i jednocześnie tak niejednoznaczne, tak tajemnicze, tak powściągliwe, jak relacja głównych bohaterów. I niech Was nie zmyli ta cukierkowa, urocza okładka - ta historia łamie serce i porusza wiele trudnych tematów, ale od początku…
Eleonora jest nowa w szkole. Wyróżnia się bujną rudą czupryną, w której...
“Anna mówiła swoim przyjaciołom, że chce być zapamiętana nie jako redaktorka, lecz jako wielka filantropka. Na pewno zostanie zapamiętana jako ikona.”
Od pracy w butiku do redaktorki naczelnej największego modowego pisma, Vogue’a. Anna Wintour od początku wiedziała, do czego dąży. Wyrzucana drzwiami, wracała oknem. Intrygująca, utalentowana, nieco introwertyczna, zadziorna, uparta, zmierzająca do celu i wiedząca czego chce. Taka jest bohaterka książki Amy Odell — Anna Wintour. Od ponad 30 lat to ona wyznacza modowe trendy i ma wiele do powiedzenia w kwestii tego, co w danym sezonie powinno się nosić, a co schować głęboko w szafie. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałaby współczesna branża modowa bez Anny.
Podobno to właśnie Anna Wintour była inspiracją do stworzenia postaci despotycznej i oschłej redaktorki modowego magazynu, Mirandy Priestly z filmu “Diabeł ubiera się u Prady”. Media do tego stopnia rozdmuchały kwestie podobieństwa Mirandy do naczelnej Vogue’a, że wielu projektantów i marek modowych odmówiło pojawienia się w filmie ze strachu przed Wintour.
Według niektórych zimna, oschła, lakoniczna, wymagająca i samolubna, dla innych autorytet, chodzący profesjonalizm, pełna ciepła w stosunku do rodziny i przyjaciół.
Podczas lektury poczułam połączenie z Wintour. Rozumiem chęć zdobycia tego, na czym ci zależy, rozumiem determinację, upór, stawianie na swoim, asertywność. I wiecie co? Okazało się, że poza imieniem, łączy nas znak zodiaku. Taaaadaaa… Chociaż jestem zdania, że niewiele osób tak świetnie odnalazłaby się na jej miejscu i ja szczerze przyznaje, że nie dałabym rady.
Determinacja doprowadziła ją na szczyt. Zdobyła to, co założyła sobie w młodości. Sukcesywnie pięła się po drabinie sukcesu, zmierzając z uporem prosto do najważniejszego w modowym świecie gabinetu naczelnej, najbardziej znanego pisma, które od lat wyznacza trendy.
Amy Odell nie tworzy w swojej książce jednoznacznego portretu Anny Wintour. W obiektywny sposób zaprezentowała jej wizerunek, dając tym samym swobodę w opowiedzeniu się, jak w oczach innych jawi się ta kultowa już postać.
To biografia pełna ciekawostek, wypowiedzi byłych współpracowników Anny, osób z jej otoczenia. Czyta się ją bardzo przyjemnie, niczym dobrą powieść obyczajową o dziewczynie, która wymarzyła sobie sukces i go odniosła.
__
*cytat pochodzi z książki “Anna Wintour. Biografia” A.Odell
“Anna mówiła swoim przyjaciołom, że chce być zapamiętana nie jako redaktorka, lecz jako wielka filantropka. Na pewno zostanie zapamiętana jako ikona.”
Od pracy w butiku do redaktorki naczelnej największego modowego pisma, Vogue’a. Anna Wintour od początku wiedziała, do czego dąży. Wyrzucana drzwiami, wracała oknem. Intrygująca, utalentowana, nieco introwertyczna,...
“Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to cudownie otulający, pobudzający do refleksji comfort read. Wydana jest bajkowo! Nawet numeracja stron to grafika przedstawiająca kocie łebki😻
Bohaterami książki są osoby, które właśnie znalazły się na życiowych zakrętach i trudno odnaleźć im właściwe drogi. Zagubili gdzieś siebie, swoje pasje, poplątały się ich uczucia. Są pełni smutku, żalu i bezradności. Każdemu z nich na pomoc przychodzi, pojawiająca się znikąd kawiarnia pod Pełnym Księżycem, której obsługa jest wyjątkowa. Właścicielem oraz kelnerami są…koty. Ale jakie koty! Mądre, przemiłe, wyrozumiałe i znające się na kosmogramach urodzeniowych. Dzięki wiedzy astrologicznej naprowadzają ludzi na ich właściwe ścieżki, pomagają zrozumieć, że ludzki los zapisany jest w gwiazdach i tylko od nas zależy, jak bardzo wykorzystamy swój potencjał i pokierujemy swoim życiem.
W tej niezwykłej kawiarni nie zrobisz zamówienia. To właśnie koci bohaterowie, przygotują specjalnie dla Ciebie odpowiednio dobrany deser. Może to będzie cafe affogato z lodami planetarnymi? A może deser Wodnika albo kawę mrożoną z dodatkiem syropu Zorza Polarna?
To niezwykle smakowita opowieść łącząca astrologiczne tajniki z refleksjami. W tej krótkiej opowieści można odnaleźć całe kilogramy nadziei na lepsze jutro. Koty, które są symbolami szczęścia w Japonii w tej krótkiej, liczącej niecałe 200 stron opowieści pomagają spełniać marzenia, motywować do działania i pokazują, że w życiu nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia.
Nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Jest melancholijna, opiera się na przemyśleniach, dywagacjach, sporo w niej kurtuazyjnego small talku i temat kosmogramów też niekoniecznie znajdzie rzesze amatorów. Dla mnie jednak ta historia była cudownie otulająca, hermetyczna, lekko dziwaczna. Warto przytulić ją do serca i wracać do niej w trudniejszych chwilach. Koty w końcu są najlepszym lekarstwem na wszelkie bolączki.
“Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” to cudownie otulający, pobudzający do refleksji comfort read. Wydana jest bajkowo! Nawet numeracja stron to grafika przedstawiająca kocie łebki😻
Bohaterami książki są osoby, które właśnie znalazły się na życiowych zakrętach i trudno odnaleźć im właściwe drogi. Zagubili gdzieś siebie, swoje pasje, poplątały się ich uczucia. Są pełni smutku,...
Bardzo byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie ta książka. Czy w horror, czy raczej thriller psychologiczny. Chociaż z drugiej strony mieć takie dziecko, jakim była Hannah to istny horror i ja dziękuję bardzo za takie “urocze” stworzenie, postoję.
“Złe dziecko” to genialny thriller psychologiczny. Wciągnęłam go w jeden dzień, a on wciągnął mnie do tego stopnia, że wciąż siedzi w mojej głowie. Uwielbiam takie pogmatwane historie, w których dwie linie czasowe, totalnie niepowiązane ze sobą wydarzenia i postaci, spotykają się w końcu i wtedy mój mózg zaczyna eksplodować od nadmiaru wrażeń, a ja mogę powiedzieć, no jest łał.
Beth i Doug od lat pragnęli mieć dziecko. Kiedy kobieta w końcu zachodzi w ciążę, ich radość nie ma granic. Jednak Hannah od maleńkości sprawiała problemy. To, że się nie uśmiechała, to pikuś. Nie każdy musi być wesołkiem. Ale to, że odrywała lalkom kończyny, terroryzowała rodzinę i ukręcała główki ptaszkom, to już jest nieco dziwne, a nawet niepokojące zjawisko. I tak było na przełomie lat 80. i 90.
Rok 2017. Z dnia na dzień Luke przepada bez śladu. Jego dziewczyna Clara i najlepszy przyjaciel próbują na własną rękę odnaleźć chłopaka. Ten jednak zapadł się pod ziemię. Podobnie jak przed laty jego siostra, Emily.
Co wspólnego mają ze sobą te dwie historie? Powiem tyle — sporo, ale nie jest to takie oczywiste, jak myślicie.
“Złe dziecko” to thriller, który budzi niepokój, strach, niepewność. Błędne decyzje rzutują na kolejne pokolenia, a demony przeszłości zaczynają wyłazić z każdego zakamarka. Moja uwaga była utrzymana od pierwszej do ostatniej strony, nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby coś pominąć.
Tu każde zdanie było ważne i otwierało kolejną furtkę do poznania historii i motywów działań socjopatycznej Hannah.
Bałam się tego dziecka. Bałam się Hannah. To taka postać, która była zdolna do wszystkiego. Bez zahamowań, bez skrupułów szła po swoje, raniąc po drodze wiele osób. A najgorsze, że to zło rozwinięte było już na poziomie kilkulatki. Szok, szok, szok!
Nie ma nudy. W tej książce cały czas coś się dzieje, co rusz dowiadujemy się nowych, jakże “fantastycznych” rzeczy o bohaterach. Buzia czytelnika otwiera się coraz szerzej z każdą kolejną odkrywaną tajemnicą, a na końcu zostaje podtrzymywanie szczęki, żeby nie trzeba było zbierać jej z podłogi. Czytajcie, czytajcie!
Bardzo byłam ciekawa, w którą stronę pójdzie ta książka. Czy w horror, czy raczej thriller psychologiczny. Chociaż z drugiej strony mieć takie dziecko, jakim była Hannah to istny horror i ja dziękuję bardzo za takie “urocze” stworzenie, postoję.
więcej Pokaż mimo to“Złe dziecko” to genialny thriller psychologiczny. Wciągnęłam go w jeden dzień, a on wciągnął mnie do tego stopnia, że wciąż...