-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać9
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2023-12-28
2023-12-26
2023-12-14
2023-12-12
2023-12-05
2023-12-01
2023-11-30
Iris, Grey i Vivi to trzy siostry, które w dzieciństwie zaginęły na 31 dni. Nikt nie wie jak do tego doszło, policja nie umie ustalić gdzie przez miesiąc przebywały dziewczynki a one same niczego nie pamiętają.
Kiedy zbliża się okrągła rocznica zniknięcia sióstr, okazuje się, że najstarsza z nich -Grey- znów zaginęła. Iris i Vivi postanawiają zrobić wszystko, by ją odnaleźć, wiedząc, że enigmatyczna sytuacja, która wydarzyła się dekadę wcześniej musi mieć coś wspólnego z rzeczywistością, która dzieje się obecnie.
Powieść Sutherland jest naprawdę ciekawa, wciąga i powoduje niedosyt. Pomysł na historię jest świetny, jest oddany niesamowicie malowniczo,a przede wszystkim motyw dusz zawieszonych w realiach "między" czy to ziemią a niebem, lub piekłem jest niezbyt często wykorzystywany w książkach. Dzięki temu Autorka w intrygujący sposób stworzyła fabułę, którą dość sprawnie poprowadziła. Nie znajdziesz tu pobocznych wątków, ponieważ Sutherland skupia się wyłącznie wokół losu trzech sióstr, ich emocji, więzi i niebezpieczeństwa, które im zagraża.
Natomiast jeśli chodzi o szczegóły, to są niedopracowane. Coś jest, znika, pojawia się- nie wiadomo skąd. Zagadkowy plecak, który towarzyszy siostrom w podróży w między świecie wyskakuje jak królik z kapelusza, podobnie jak skrawki pamiętnika i notatek osobistych Grey, które tłumaczą wszystko, i dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności to właśnie te interesujące dokumenty ocalały w pożarze. I dokładnie tak samo Autorka postąpiła z ludźmi, którzy bardzo niezwykle reagują na dotyk i pocałunek sióstr - przynajmniej w jednym wypadku .
Średnio ciekawiły mnie opisy, które w zamiarze miały być obrzydliwe . Ciągle powtarzanie o tym, że coś śmierdzi dymem, że coś jest przepełnione zgnilizną -ale bez szczegółów, ot tylko, że miało wygląd, smak czy zapach zgnilizny, nie wystarcza, żeby oddać malowniczo ducha dark fantasy. Sutherland w głównej mierze bazuje na tym, że coś już było, a nie jak wyglądało.
Generalnie nie jest źle. W pewnością książka skierowana do młodzieży, której pewne rzeczy w powieści nie przeszkadzają tak jak tej starszej grupie czytelników. Bo poza nieścisłościami, licząc dryg Autorki i fajny pomysł to "Dom sióstr marnotrawnych" jest wart przeczytania.
Iris, Grey i Vivi to trzy siostry, które w dzieciństwie zaginęły na 31 dni. Nikt nie wie jak do tego doszło, policja nie umie ustalić gdzie przez miesiąc przebywały dziewczynki a one same niczego nie pamiętają.
Kiedy zbliża się okrągła rocznica zniknięcia sióstr, okazuje się, że najstarsza z nich -Grey- znów zaginęła. Iris i Vivi postanawiają zrobić wszystko, by ją...
2023-11-27
Dodaję jedną gwiazdkę więcej za dużą wiedzę na temat współczesnej popkultury i umiejętne wplecenie, lub nawiązania które Ćwiek zastosował w kontekście powieści.
Uważam jednak, że pierwsze dwie części cyklu właściwego, które zawierają tylko opowiadania (na marginesie mówiąc napisane nieźle), są słabsze niż dwie ostatnie.
Cały pomysł na apokalipsę i uniwersum co by nie było swojskiego Angelo fantasy, podoba mi się. Ćwiek naprawdę wiedział co robi tworząc ten świat, problematykę i zawiłości. Nie kupuje jednak rozdzielenia losów poszczególnych bohaterów. Prawdę mówiąc nie wnosi to zbyt dużo do posuwania się akcji do przodu, ale skutecznie zapełnia kolejne strony.
Nie mogę się też przekonać do nieprzerwanej ironii i ciągłych żartów Lokiego. W pewnych momentach było to nie na miejscu. Dawno temu za podobną przewrotność i cięty język głównego bohatera polubiłam Piekarę, który wykreował w tym tonie Mordimera Madderina. On jednak wiedział kiedy należy się powstrzymać.
Generalnie warto znać Kłamcę. Pomimo minusów według mnie książki są naprawdę dobre.
Dodaję jedną gwiazdkę więcej za dużą wiedzę na temat współczesnej popkultury i umiejętne wplecenie, lub nawiązania które Ćwiek zastosował w kontekście powieści.
Uważam jednak, że pierwsze dwie części cyklu właściwego, które zawierają tylko opowiadania (na marginesie mówiąc napisane nieźle), są słabsze niż dwie ostatnie.
Cały pomysł na apokalipsę i uniwersum co by nie było...
2023-11-23
2023-11-19
2023-11-16
2023-11-12
2023-11-11
Hmm... i cóż ja mam powiedzieć o tej powieści?
Motyw zmiennokształtnych nie jest nowością, podobnie jak żadnym odkryciem w literaturze nie jest również zagadnienie wilkołaków. Nie oznacza to, że należy zrezygnować zupełnie z tej tematyki.
Magda Krupa-Szlama podchodzi do tematu dość skrupulatnie, rzetelnie i faktycznie w sposób autorski rozwija skrzydła wyobraźni. Zmienni przedstawieni przez nią w książce mają rozbudowaną strukturę szeregów, dopracowaną przynależność do stada i funkcje. Autorka mimo inspiracji światem wilków bardzo stara się wyodrębnić swoje pomysły na uniwersum. Przy czym z zasadnością pewne rzeczy zostawia nie ruszone. Multiwersum wilkołaków i zmiennokształtnych jest specyficzne, co Krupa-Szlama naprawdę dobrze rozumie.
Autorka w swojej powieści dość znacznie rozszerzyła wątki poboczne, a właściwie postanowiła skupić się w dużej mierze na wątku romansu. Bo gdybym miała "Lupus Magnus" klasyfikować, bez zastanowienia przydzieliła bym ją do gatunku paranormal romans. Akcja powieści rozgrywa się przede wszystkim w Białowieży, w tle które panują w realnym życiu. Główna bohaterka trafi tam po tym, jak okazuje się, że narzeczony ją zdradza. Postanawia wszystko zmienić i przyjmuje intratną posadę głównego weterynarza w nowo powstałym ośrodku obserwacji wilków. Na jej drodze staje nowy facet, z którym boi się zbudować relacje, a później w jej życiu uczuciowym pojawia się kolejny mężczyzna. I to właśnie perypetie miłosne Łucji są głównym tematem przewodnim. Czy jest to minus? Absolutnie nie! Bo mimo wszystko Autorka buduje fajną sferę lęków, pragnień, obaw i szczęścia wokół pani weterynarz. Natomiast zdecydowanie problematyka zmiennych i zawirowania erotyczno- sercowe są główną osią fabularną w "Lupus Magnus".
Główną bohaterkę da się polubić, choć jej niezdecydowanie w kwestii wykreowania nowego związku po rozstaniu jest dziwna i może lekko drażnić. Podobnie jak kwestia rozpadu jej narzeczeństwa, gdzie raz Łucja jest załamana, raz kamień spada jej z serca, bo dochodzi do wniosku, że mimo wszystko tkwiła w tym wszystkim bez miłości .
Otoczka jaką zbudowała Autorka wokół wejścia Łucji do zakazanego dla niej świata wilkołaków i zmiennych, przypomina mi motyw wejścia do świata wampirów Belli ze "Zmierzchu". Tak więc został nałożony nacisk by dziewczynę chronić przed innymi przedstawicielami gatunku, którzy będą chcieli ją skrzywdzić, bo jest tylko człowiekiem, bezbronnym i kruchym. W dwóch przypadkach główna bohaterka wchodzi w skomplikowane relacje uczuciowe z przedstawicielem innej rasy niż ludzka, i stawiając czoła przeciwnością z tym związanych.
Największym minusem zdecydowanie są zwroty i niektóre personalne określenia. Co i rusz w dialogach pojawia się bowiem sformułowanie "Łucjo", "Adrianie", "Karolu", "Marcelino", WTF?? Mówiąc szczerze w potocznej, często szybkiej wymianie zdań nigdy nie słyszałam takich zwrotów, brzmią one mega nienaturalnie.
Pomimo małych potknięć to jednak Krupa-Szlama zbudowała bardzo dobrą fabułę, która zawiera ciekawą intrygę i tajemnice. Autorka stopniowo odkrywa karty, z czego nie zwleka z tym bardzo. W miarę szybko okazuje się, że Łucja trafiła do ośrodka, gdzie pracują sami zmiennokształtni. Poznaje ich zwyczaje i strukturę stada. Zakochuje się w jednym z nich.
Siatka wątków pobocznych spłata się ze sobą, a związek przyczynowo skutkowy zostaje zachowany. Z logicznego punktu widzenia, z perspektywy świata i bohaterów to wszystko co opisała Autorka ma sens i trzyma się ze sobą spójnie. Fakt, że to debiut zadziwia przemyśleniem i dojrzałym piórem. Styl pisarski jest dopracowany, jest niesamowicie lekki, co mnie zauroczyło, i sprawiło, że książkę pochłonęłam w 3 dni, co przy moich obowiązkach jest bardzo trudne.
"Lupus Magnus" to świetny debiut literacki. Zawiera wszystkie potrzebne elementy, które czynią z tej powieści fenomenalny paranormal romans, który mnie kupił totalnie. Bawiłam się przednio i wybaczam potknięcia!
Hmm... i cóż ja mam powiedzieć o tej powieści?
Motyw zmiennokształtnych nie jest nowością, podobnie jak żadnym odkryciem w literaturze nie jest również zagadnienie wilkołaków. Nie oznacza to, że należy zrezygnować zupełnie z tej tematyki.
Magda Krupa-Szlama podchodzi do tematu dość skrupulatnie, rzetelnie i faktycznie w sposób autorski rozwija skrzydła wyobraźni. Zmienni...
2023-11-08
Słabo.
Porównując ze sobą dwie części "Zamek Cieni" i "Glinianą pieczęć" zauważalna różnica polega na tym, że pierwszy tom dawał jakieś nadzieję na to, że koniec tej opowieści będzie zaskakujący, efektowny i piorunujący. Niestety tak nie jest.
Krótkie wstawki z trzema Prządkami są zupełnie nie potrzebne. Czarodzieje, którzy są też uczonymi badaczami nie domyślają się jak można pokonać klątwę, choć już w połowie pierwszej części jest klarowny sygnał jak to zrobić. Mega intryga polityczna jest zakończona w sposób śmieszny, a opisana jest chaotycznie.
Opisami Autorka wypełniła praktycznie 70 procent swojej powieści, które nie wnoszą merytorycznie niczego ciekawego, nowego, potrzebnego. Mało tego, Kładź-Kocot ucieka opisami w totalną ślepą uliczkę, nawiązując do przypadkowych bohaterów, którzy pojawią się stricte epizodycznie. Tak więc można poczytać o podróży Lety Therrus z Cantią von Essen, o tym kogo spotkały i jak im wędrówka mijała. Jak były światkiem morderstwa rodziny, która z osnową główną a nawet poboczną nie miała nic wspólnego.
Wplecenie postaci Księcia i związanego z nim bohatera Machiavello Niccoli to nic innego jak kolejna inspiracja postacią renesansowego polityka, dyplomaty i historyka Niccolo Machiavelli, który zasłynął swoim traktatem o sprawowaniu władzy pt. "Książę". Machiavelli doczekał się nawet nazwania jego imieniem terminu - makiawelizm. Wszystko fajnie, ale na miły Bóg Autorko, wymyśl coś do definiuje ciebie, bo czerpanie z masowej kultury w twoim przypadku jest przesadne.
Słabo.
Porównując ze sobą dwie części "Zamek Cieni" i "Glinianą pieczęć" zauważalna różnica polega na tym, że pierwszy tom dawał jakieś nadzieję na to, że koniec tej opowieści będzie zaskakujący, efektowny i piorunujący. Niestety tak nie jest.
Krótkie wstawki z trzema Prządkami są zupełnie nie potrzebne. Czarodzieje, którzy są też uczonymi badaczami nie domyślają się jak...
2023-11-02
Przyznaje, spodziewałam się czegoś innego rozpoczynając czytanie tej powieści. Autorka duży nacisk położyła na wątek romansu głównych bohaterów, w szczególności na klątwę, którą zostali objęci, kiedy ich związek wyszedł na jaw, a jest to relacja zakazana, ze względu na zasady panujące w świecie czarodziejów.
Samo kreowanie świata w książce jest całkiem dobre, ale mam wrażenie, że Kładź-Kocot mocno inspirowała się wiedzminowskim uniwersum, zwłaszcza jeśli czytam o Emain Avallach, które jest bliźniaczo podobne do Arteuzy Sapkowskiego. Również charakterystyka magów jest łudząco podobna do czarodziei z Wiedźmina. Są wytwórni, knąbrni, uważają się za lepszych. Przystają tylko ze sobą, ale odwrotnie niż Sapkowski Kładź-Kocot swoich magów postanowiła nie mieszać do polityki i doradztwa, przynajmniej nie w oczywisty sposób, ponieważ zgodnie z zasadami panującymi w wieży magów- Emain Avallach czarodzieje nie mogą mieć wpływu na losy świata, i muszą trzymać się na uboczu. Co tym samym rodzi niekonsekwencję, ponieważ teoretycznie czarodzieje nie mają nadanego celu istnienia, co było rzeczą oczywistą u Sapkowskiego, gdzie wyżej wymienieni zajmowali ważne stanowiska u boku rządzących.
Kolejną inspiracją był motyw klątwy, gdzie Mitria zamienia się w dzień w sowę, a Jardal nocą jest kotem. Niemal identyczny schemat pojawił się w filmie "Zaklęta w sokoła" z 1985 roku, gdzie kochankowie przeklęci przez złego biskupa, zakochanego w dziewczynie, nie mogą być tak naprawdę razem. Ona w dzień jest sokołem, on nocą wilkiem. Bez wątpienia napędza to akcje do przodu, gdyż kochankowie chcą żyć normalnie, natomiast Kładź-Kocot nie skupia się wyłącznie na zakazanej miłości, co byłoby plusem, gdyby nie to, że cały pomysł jest również bardzo podobny do czegoś, co już znamy.
Autorka zbudowała uniwersum, które tak naprawdę czytelnik nie bardzo rozumie. Gdzieś niby jest parę wzmianek o sytuacji politycznej, z przewagą jednak intrygi magicznej. Parę informacji o religii dominującej, a dokładniej strzępów informacji. Znów pojawia się nawiązanie, w tym przypadku jest to czerpanie z wierzeń skandynawskich i nordyckich. Oprócz tego można wnioskować, że Autorka lubi i próbuje wpleść do swoich powieści również trochę twórczości Sienkiewicza, bo w książce pojawia się scena przypominająca tą, gdzie Danusia ratuje Zbyszka z Bogdańca przed śmiercią i słynne "mój ci on!". Pojawienie się Gilgamesza jednak moim zdaniem jest trochę przegięciem tej szali. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że właściwie czerpane są sugestie z każdych możliwych kwestii literatury, mitologii i filmu, które oczarowały Autorkę.
Generalnie tych wszelakich nawiązań, odniesień czy hołdów dla twórczości innych zacnych jest naprawdę dużo, i ciężko jest tego ze sobą nie porównywać, ale mimo tego "Noc kota, dzień sowy. Zamek Cieni" nie jest powieścią złą. Najmocniejszym atutem jest całkiem fajnie skonstruowana intryga. Autorka kluczy, próbuje wplątać wątki poboczne do głównej nici fabularnej i wychodzi jej to dobrze. Postacie są sprawnie wykreowane, soczyste z poczuciem humoru i nieoczywistą na pierwszy rzut oka charakterystyką. Powieść ciekawi, skłania ku przemyśleniom, co niekoniecznie jednak może być pozytywem z racji tego, że owych sentencji jest wiele. Nie sprawia to jednak, że zaintrygowanie mija.
Ta powieść ma w sobie coś, co powoduje, że czyta się z chęcią, pomimo sporej dawki (nie bójmy się tego słowa) zrzynek z wymyślonych już wcześniej tematów. Styl Autorki jest spójny, nieco bajkowy. Zatrzymuje się ona czasem na chwilę, ale ogólnie nie można jej zarzucić, by jakoś szczególnie odbiegała od osnowy właściwej w książce.
Przyznaje, spodziewałam się czegoś innego rozpoczynając czytanie tej powieści. Autorka duży nacisk położyła na wątek romansu głównych bohaterów, w szczególności na klątwę, którą zostali objęci, kiedy ich związek wyszedł na jaw, a jest to relacja zakazana, ze względu na zasady panujące w świecie czarodziejów.
Samo kreowanie świata w książce jest całkiem dobre, ale mam...
2023-10-27
2023-10-20
"Dawno temu blask" jest powieścią zbudowaną na podstawie wspomnień jednego z bohaterów- Danio Cerra. Przypomina on sobie pierwsze spotkanie z Adrią Ripoli, córką potężnego księcia. Dziewczyna przybywa do zamku, w którym służy Danio z misją zabójstwa władcy z iście makabryczną dewiacją seksualną. Nie dość, że nie powstrzymuje jej, to jeszcze po wszystkim, gdy wybucha zamieszanie pomaga jej uciec. Później spotkają się jeszcze raz, a poprzez dokonanie wyboru, i nie zdradziwszy nikomu zamiarów dziewczyny w noc zabójstwa hrabiego nazywanego Bestią, Danio zdobędzie realne wpływy na losy świata, w którym żyje.
Mam mieszane uczucia po lekturze.
Nie pamiętam kiedy, a być może nigdy nie spotkałam się z powieścią, która oczarowuje od początku, po to, by po zaledwie pierwszym rozdziale zaczęła nużyć. Nie przekonuje mnie cała charakterystyka książki i jej pomysł. I o ile nie mogę narzekać na styl pisarski Autora, tak znów zastanawiam się czy książka ta przeszła korektę?
Po kolei...
Wszystko zaczyna się od morderstwa hrabiego Uberto z Mylazji. Przydomek Bestia zawdzięcza swoim sadystycznym skłonnościom. Kiedy w wiosce zaczyna brakować młodziutkich dziewcząt i chłopców problem zatacza szersze kręgi, a wymierzenie sprawiedliwości Bestii okazuje się mieć swoje plusy, bo gdy opuści ziemski padół, jego miasto z portem zostanie bez dziedzica. W wyścigu po władze stają Folco d'Acorsi i Teobaldo Monticola. Ten pierwszy robi to realnie, ten drugi śledząc poczynania pierwszego. D'Acorsi ma tajemniczą broń, którą jest bratanica jego żony, Adria. Dziewczyna ma zostać posłana do klasztoru, przed czym się wzbrania, i ostatnie tygodnie wolności pragnie przeżyć tak jak ona tego chce.
Dochodzi do morderstwa, tytuł jest na wyciągnięcie ręki, ale okazuje się, Monticola trzyma Folco w szachu i prowincja po zwyrodnialcu wpada w posiadanie właściwie przypadkowego kmiecia, który z rąk już jej nie wypuści. Teoretycznie przygotowania do tego zamachu, cała otoczka i perspektywa bycia władcą tak mocnego miasta z portem w rękach jednych z głównych bohaterów stanowiła siłę napędową książki. Kiedy wychodzi fiasko, czytelnik spodziewa się szalonego zwrotu akcji, którego nie ma, i nie będzie.
Powieść leniwie się toczy do przodu, Danio wraca pamięcią do wydarzeń z przeszłości, Autor aby podkreślić wagę tych wspomnień wałkuje je poprzez narracje i Dania i jeszcze dwóch innych bohaterów... Gdyby z tego zrezygnować, powieść liczyłaby przynajmniej 100 stron mniej.
Osi fabularnej nie ma. Nie ma również akcji, ponieważ Kay postawił na powolne snucie opowieści o życiu, wartościach ważnych i ważniejszych, o sile podejmowanych decyzji, oraz ich konsekwencjach. W moim odczuciu "Dawno temu blask" jest leniwą historią o tym, jak kiedyś wyglądało życie syna krawca, który dostał w życiu szansę, podjął dobre decyzje, miał głowę na karku i stał się kimś, o kim pozostaniu nie miał nawet prawa marzyć. Nie ma w tym niczego złego, ale po powieści fantasy spodziewałam się więcej polotu i akcji.
Styl Autora nie jest wybitny, ale możliwe, że dzięki niemu przebrnęłam przez tą książkę. Korekta mnie chwilami ubawiła... Nawet zapamiętałam jedno sformułowanie: "dziecko prosperowało" (po tym jak wyzdrowiało). Nawet jeśli tak było w oryginale, to naprawdę tylko ja widzę, że ta fraza pasuje tu jak kwiatek do kożucha?
Guy Gavriel Kay w swoich powieściach wykorzystuje przede wszystkim podgatunek low fantasy, czyli wymyślone uniwersum, ale bardzo zbliżone do realiów znanych w realnym świecie. Tak w powieści Autor zbudował swój świat wzorując się na renesansowych Włochach, z wyraźną dominacją księstw, wymyśloną religią będącą lustrzanym odbiciem katolicyzmu, którego znamy. Posiadającego nawet patriarchę kościoła, który podobnie jak za czasów minionych mógł na tron papieski zostać wyniesiony dzięki dobrym koligacjom rodzinnym. To mnie nie przekonuje... Bo nie potrafię w tym wyłuskać zbyt dużo inwencji twórczej. To trochę pójście na łatwiznę. Opisy miast są co prawda malownicze, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w "Dawno temu blask" jest więcej obyczajówki niż fantasy.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
"Dawno temu blask" jest powieścią zbudowaną na podstawie wspomnień jednego z bohaterów- Danio Cerra. Przypomina on sobie pierwsze spotkanie z Adrią Ripoli, córką potężnego księcia. Dziewczyna przybywa do zamku, w którym służy Danio z misją zabójstwa władcy z iście makabryczną dewiacją seksualną. Nie dość, że nie powstrzymuje jej, to jeszcze po wszystkim, gdy wybucha...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-07
Patrick Ness szerszej publiczności znany jest przede wszystkim z bestsellerowej powieści "Siedem minut po północy", która została zekranizowana w 2016 roku. Ness był autorem scenariusza do filmu.
Fani gatunku z pewnością kojarzą także cykl "Ruchomy chaos", którego autorem jest również Ness, i powieści z tej serii też zostały przeniesione na ekran.
Najnowsza powieść Autora to "Płoń" opowiadająca o alternatywnej rzeczywistości, gdzie pomiędzy ludźmi żyją smoki. Co najbardziej szokuje, legendarne zwierzęta koegzystują w społeczeństwie, choć nie darzą sympatią człowieka, ale wykonują prace przez ludzi zaoferowane. Jeszcze bardziej dziwi fakt, że są najtańszą siłą roboczą na jaką może pozwolić sobie ledwo wiążący koniec z końcem człowiek.
I w taki sposób na farmie Sarah Dewhurst i jej ojca Garetha, pracę otrzymuje smok Kazimir.
Równolegle młody chłopak przybierając imię Malcolm, wyrusza na spotkanie przeznaczeniu. Wychowany przez sektę Wierzących, którzy swoim neofitom przekazują miłość, szacunek, oddanie i uwielbienie dla smoczej rasy. Malcolm musi zdążyć dotrzeć na farmę, gdzie mieszka Sarah, by mogła wypełnić się tajemnicza przepowiednia.
"Płoń" jest fajnie przemyślaną powieścią, ale jedno dość istotne zagadnienie Autorowi ucieka, co powoduje drobne luki, jak choćby nie wytłumaczony wątek dlaczego smoki pracują dla ludzi za marne wynagrodzenie?
Akcja toczy się dwutorowo, w połowie powieści następuje duży i nieoczekiwany zwrot, który jest zaplanowany od początku. Dodatkowo Ness ładnie plączę dzięki stworzonemu zagadnieniu jakim jest przepowiednia. Kilkukrotnie przypomina, że jest to krucha i niepewna rzecz, i faktycznie udowadnia to w pięknym stylu na końcu.
W książce dużo się dzieje, ale jak zdążyłam się przekonać Ness ma dar to niespodziewanych pomysłów, do zaskakiwania oczywistościami, które poniekąd z racji prostoty rozwiązania w ogóle nie brałam pod uwagę. I mimo, że w "Płoń" znajdziemy wiele zapętleń, to naprawdę nie ma szans się pogubić.
Ciekawe w tle umieścić zimną wojnę, ale też z racji na czas powieści (styczeń 1957) jak najbardziej zrozumiałe. Poza tym w umysłach książkowych bohaterów wciąż żywe są wspomnienia o napaści Japończyków na bazę wojskową Pearl Harbor w USA w 1941 roku. Stąd niechęć do Rosjan, Japończyków- w ogóle Azjatów, ale też do czarnoskórych mieszkańców poszczególnych stanów. I tak Autor stworzył tło powieści. Jest ponuro, smutno i są podziały rasowe. Jest niechęć i wykluczenie, o którym wielokrotnie wspomina główna bohaterka, która jest córką białego mężczyzny i czarnej kobiety. Daje do myślenia, stwarza pewnego rodzaju klimat, który porusza.
Największym minusem powieści jest tłumaczenie. Nie zawsze, ale często zdarza się, że styl zachodnich pisarzy mocno różni się od stylistyki autorów europejskich. Czy jest to problem? Oczywiście, że nie, jeśli to tłumaczenie jest dobre. W "Płoń" jest kiepskie, ale tu mam wrażenie poległa chyba też korekta i redakcja. Jest kilkanaście literówek, ale dla mnie to nie jest to aż tak istotne potknięcie. Natomiast sens dialogów w niektórych momentach wydawał się absurdalny, podobnie jak określenia, czy choćby przemyślenia.
Podsumowując "Płoń" to fajna młodzieżówka, która z pewnością znajdzie też odbiorców w starszej grupie wiekowej. Realizm powieści oddaje wiernie ducha lat 50 tych ubiegłego wieku w USA. Wątki w książce są zsynchronizowane, łączą się ze sobą idealnie. Czyta się dobrze, lekko. Kuleje redakcja więc może to wpływać na odbiór treści przez dojrzalszych czytelników, zwłaszcza takich, którzy ogromną wagę przywiązują do takich szczegółów.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Patrick Ness szerszej publiczności znany jest przede wszystkim z bestsellerowej powieści "Siedem minut po północy", która została zekranizowana w 2016 roku. Ness był autorem scenariusza do filmu.
Fani gatunku z pewnością kojarzą także cykl "Ruchomy chaos", którego autorem jest również Ness, i powieści z tej serii też zostały przeniesione na ekran.
Najnowsza powieść Autora...
2023-09-24
Genialna!
Śmieszna, straszna, dramatyczna. Cudownie pokazane życie chłopstwa i mistrzowsko zbudowane uniwersum.
Chciałabym o opowiadaniach Brzezińskiej zapomnieć, tylko dlatego, żeby móc poznać je od nowa! Jednocześnie wiem, że w mojej pamięci pozostaną na długo. Jest to jedna z tych książek, do których z przyjemnością i z pewnością będę wracać.
Genialna!
Śmieszna, straszna, dramatyczna. Cudownie pokazane życie chłopstwa i mistrzowsko zbudowane uniwersum.
Chciałabym o opowiadaniach Brzezińskiej zapomnieć, tylko dlatego, żeby móc poznać je od nowa! Jednocześnie wiem, że w mojej pamięci pozostaną na długo. Jest to jedna z tych książek, do których z przyjemnością i z pewnością będę wracać.
2023-09-18
Lubię połączenie fantasy z historią. Uważam, że dzięki dobrze skonstruowanej powieści, która łączy ze sobą właściwie dwa odrębne gatunki, może powstać niesamowicie epickie dzieło. Fantastycznie elementy fantasy do historii wplotła Elżbieta Cherezińska w swoim cyklu "Odrodzone królestwo". Monumentalne tomiszcze opisują historię Polski za czasów rozbicia dzielnicowego, gdzie rozpoczyna się wyścig o władzę i zjednoczenie podzielonego na księstwa królestwa.
"Psy Pana" szumnie reklamowane jako "nowa" Trylogia husycka, czy też odpowiednik tej drugiej to lekkie nieporozumienie.
Powieść Świątkowskiego nie jest co prawda tragiczna, da się ją do końca przeczytać bez marzeń o porzuceniu, natomiast ma zbyt wiele mankamentów, przez co traci na wartości.
Pierwszym błędem Autora według mnie było to, że nie przyłożył większej wagi do zaznaczenia sytuacji politycznej Cesarstwa Niemieckiego.
Z powieści dowiadujemy się, że trwa zbrojny konflikt, w kraju kręcą się Szwedzi, wojska cesarskie, gdzieś do spółki też Inkwizycja, a także inni oberwańcy. W porządku, kręcili się oni wszyscy, ale Świątkowski nie tłumaczy czytelnikowi, co tak naprawdę się dzieje, dlaczego sytuacja w kraju jest tak napięta- generalnie pozostaje przypuszczać.
W zasadzie aż się prosi, żeby zaznaczyć raz i porządnie, że konflikt dotyczy antykatolickiej koalicji, którą utworzyli protestanci, ponieważ cesarz nie zgodził się spełnić ich roszczeń wyznaniowych. Dodać jeszcze, że cesarzem był wówczas Ferdynand II z dynastii katolickich Habsburgów, którzy panowali w Hiszpanii i właściwie większość tła się rozjaśnia. W międzyczasie dodać, że protestantów poparli Szwedzi i Francuzi- nie bez powodu zresztą, oraz Dania i Republika Zjednoczonych Prowincji- współcześnie obszar odpowiadający położeniu Holandii.
W książce jest groch z kapustą, niby czas i miejsce były, aby rzucić jaśniejsze światła na to zagadnienia, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Autor tego nie zrobił.
Drugim dużym minusem dla mnie to marne postacie główne. I nie chodzi tu o to, że były słabo czy niewystarczająco scharakteryzowane, ale o to, że były nijakie a ich zachowanie wzbudzało negatywne skojarzenia.
I na ten przykład grafianka Katarzyna cudem uchodzi z życiem z zamku ojca, gdzie jeszcze przed kolacją wiodła spokojne życie. Traci wszystko, trzy wrogo nastawione do siebie frakcje wręcz wyrzynają się, by ją uprowadzić, a ona choć przyznaję, początkowo wystraszona nie ma właściwie jakiś przemyśleń z tymi tragediami, które rozgrywały się na jej oczach. I do tego zmierzam, że brakuje w powieści tej głębi, mocniejszych przemyśleń, by móc poczuć, że emocje bohaterów wstrząsają czytelnikiem.
Przypomina mi się jeszcze jeden przykład, który może posłużyć za dowód, gdy Katarzyna w chwili dotarcia do dalekiego krewnego (o książęcym tytule i pochodzeniu), wraz z brygadą najemników, którzy w miasteczku zaopatrują się w potrzebne do dalszej podróży akcesoria idzie kupić suknię, gdyż nie uchodzi w zniszczonych ubraniach stawać przed obliczem książęcego majestatu...
Nie lepiej ma się też sprawa z dominikaninem. Dominik Erquicia mógłby stać się postacią ciekawą i pełną sprzecznych doznań, gdyby Świątkowski bardziej do budowy emocji się przyłożył. Bardzo przypomina momentami Mordimera od Piekary, kiedy budzi się w nim złość, gdy podkreśla swą przynależność do zakonu, kiedy w nielicznych momentach w jego umyśle powstają dylematy natury etycznej.
Najlepszą postacią jest zdecydowanie Schenk, i to jego losy interesują mnie najbardziej.
Pomimo niezaprzeczalnie słabych stron "Psy Pana" mają też te powiedzmy całkiem przyzwoite. Warto zaznaczyć, że sam pomysł na tak skonstruowane low fantasy jest ciekawy. Tego najbardziej mi szkoda- niewykorzystanego potencjału, niedopracowania bardzo dobrego pomysłu. Wplecenie w realia historyczne subtelnego wątku o magii, która nawet wprost nie jest nazywana czarami a zjawiskiem alchemicznym, jest intrygująca. W tle zamieszki religijne przybierające znamiona wojny, tajemnicze manuskrypty i te wszystkie niejasne umiejętności mogły być w przyszłości porównywalne do trylogii Sapkowskiego, która de facto rozgrywa się 200 lat wcześniej, niż wydarzenia umiejscowione w powieści Świątkowskiego. Na tą chwilę nie warto tego robić, gdyż są to powieści nieporównywalne.
Chcę jeszcze wspomnieć, że pióro Autor ma dobre, choć zawiodła korekta, bo jest kilkanaście powtórzeń. Sam fakt jednak prowadzenia powieści dwutorowo i połączenia obydwu wątków razem jest trudne, i udało się Świątkowskiemu dobrze.
Lubię połączenie fantasy z historią. Uważam, że dzięki dobrze skonstruowanej powieści, która łączy ze sobą właściwie dwa odrębne gatunki, może powstać niesamowicie epickie dzieło. Fantastycznie elementy fantasy do historii wplotła Elżbieta Cherezińska w swoim cyklu "Odrodzone królestwo". Monumentalne tomiszcze opisują historię Polski za czasów rozbicia dzielnicowego, gdzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Opinia dotyczy całego cyklu "Materia Prima".
Pomysł jest mega ciekawy. Autor fajnie rozbudowuje intrygę i kreuje postacie, ale niestety gubi się w swoim uniwersum. Przechrzta traci gdzieś w tym natłoku informacji o theokratos wątek, i podczas opisów nie wyjaśnia do końca na czym polega problem. Coś jest, na przykład jakaś potężna magia, ale skąd ona właśnie u akurat tego osobnika? Dlaczego nie u innego? Autor odpowiedzi udziela tylko połowicznie.
Kolejny minus za to, że z głównych bohaterów czyli Samarina i Rudnickiego, Przechrzta robi superbohaterów wychodzących z każdych beznadziejnych sytuacji obronną ręką. Nie straszna im żadna ekstremalnie niebezpieczna sytuacja, ponieważ mają tak wielkie szczęście, że z każdej śmiertelnej nawet pułapki wychodzą ledwie zadrapani. Dzięki fortunie otrzymują również zaufanie i szacunek koronowanych głów. Trochę to mało wiarygodne. Przede wszystkim jednak czyni z nich postacie do przesady wręcz wyidealizowane, więc mało autentyczne. Zwłaszcza, że zarówno Samarinowi jak i Rudnickiemu wszystko przychodzi łatwo .
Słabo również wypada sztucznie rozciągnięty wątek losów Samarina. Są one mało interesujące, od razu da się wyczuć, że na siłę tworzone.
Generalnie bardzo obiecujący pomysł, ale zdecydowanie słabsze wykonanie. Powieść, w której występują Przeklęci powinna obfitować w sceny z ich udziałem, natomiast w każdym z trzech tomów można takie wstawki policzyć na palcach jednej ręki. Podobnie jak ze scenami batalistycznymi, gdy tłem powieści jest czas Polski pod okupacją, a więc czas zrywów niepodległościowych i powstań. Więc Czytelniku, jeśli nastawiasz się na piękne opisy walk Polaków z najeźdźcą, to się srogo zawiedziesz.
Opinia dotyczy całego cyklu "Materia Prima".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPomysł jest mega ciekawy. Autor fajnie rozbudowuje intrygę i kreuje postacie, ale niestety gubi się w swoim uniwersum. Przechrzta traci gdzieś w tym natłoku informacji o theokratos wątek, i podczas opisów nie wyjaśnia do końca na czym polega problem. Coś jest, na przykład jakaś potężna magia, ale skąd ona właśnie u akurat tego...