-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-05-20
2019-09-08
Jak dla mnie - zdecydowanie najlepszy tom z całej serii. Rozdziały w nim zawarte czytałam z wypiekami na twarzy. Tutaj wszystko się wyjaśnia i od tego momentu właściwie wiemy już do czego dążyć będzie zakończenie ataku tytanów.
Rozdział 121 to prawdziwy majstersztyk - jestem pełna podziwu dla autora, że wykreował taki plot twist. Kiedy zderzyłam się z tym rozdziałem po praz pierwszy, absolutnie nie spodziewałam się tego co tam zobaczę. Zresztą nie tylko tutaj, ale w każdym z rozdziałów tego tomu autorowi udało się mnie zaskoczyć.
Myślę, że można śmiało powiedzieć, że to tutaj, wraz z rozdziałem "Do Ciebie sprzed dwóch tysięcy lat" zamyka się ta historia. Kolejne tomy mają nam tylko pokazać jak zakończy się współczesna bitwa, ale tak naprawdę zwieńczenie serii następuje tutaj.
Jak dla mnie - zdecydowanie najlepszy tom z całej serii. Rozdziały w nim zawarte czytałam z wypiekami na twarzy. Tutaj wszystko się wyjaśnia i od tego momentu właściwie wiemy już do czego dążyć będzie zakończenie ataku tytanów.
Rozdział 121 to prawdziwy majstersztyk - jestem pełna podziwu dla autora, że wykreował taki plot twist. Kiedy zderzyłam się z tym rozdziałem po...
2017-02-20
Stan na dzień 2 stycznia 2016:
Właściwie ta opinia nie jest recenzją, a komentarzem - który aktualizować będę na bierząco. Co to znaczy? To znaczy, że jeszcze nie przeczytałam tej książki, powinna się ona znajdować w kategorii "Teraz czytam", ale jest ona tak wyjątkowa, że postanowiłam co jakiś czas aktualizować swoją opinię, wraz z kolejnymi stronami powieści.
Wzięłam ją do ręki jakiś tydzień temu. Zaprzestałam czytania na 58 stronie. O ile świat przedstawiony wydawał mi się atrakcyjny, to odrzucała mnie główna bohaterka. Mary Sue... to jest Celanea jest młodą, bodajże osiemnastoletnią czy siedemnastoletnią dziewczyną. Okryła się złą sławą jako najlepsza zabójczyni w kilku królestwach. Kiedy została złapana, skazano ją na prace w kopalniach. Dziewczyna pracowała tam rok (co jest niezłym wyczynem, biorąc pod uwagę, że znęcano się nad nią najbardziej spośród innych więźniów - to po pierwsze, a po drugie, przeciętny osadzony daje radę dożyć tam zaledwie trzech miesięcy; prawda, że nasza bohaterka jest niezwykła?), dopóki jakiś książe nie zaproponował jej wizji wolności, pod warunkiem wzięcia udziału w turnieju. Dziewczyna oczywiście, mając dość kopalni, zgadza się bez zastanowienia.
W czasie drogi do królestwa, Celaena wspomina przeszłość. Dowiadujemy się, że została osierocona w dzieciństwie (jakże by inaczej) i przygarnięta przez Króla Zabójców który ją wyszkolił. Ponadto droga wiedzie przez magiczny las, który dziewczyna dobrze zna. Mary Su... Celaena wspomina też, że sama kiedyś władała magią (jakby tego wszystkiego było mało), ale już nie może (wielka szkoda). Ponadto jest związana z nią jakaś przepowiednia (czytając ten fragment myślałam, że padnę; bez przepowiedni i wielkiego wybrańca obyć się nie może, prawda?). Okej. Byłabym w stanie to przetrawić, gdyby nie nasi dwaj męscy bohaterowie. Chaol, który w jakiś sposób zaczął się interesować Mary i książe Dorian, który też smali do niej cholewki. W chwili kiedy książe Dorian zaczął przyglądać się Cel kiedy ona obserwowała gwiazdy, odłożyłam książkę. A to była dopiero 58 strona.
Wspominałam już, że Cel była kiedyś nadzwyczajnie piękna? Nie? To mówię teraz: Cel była kiedyś nadzwyczajnie piękna. Oczywiście praca w kopalni wycięczyła ją fizycznie, dziewczyna jakby zapadła się w sobie. (To oczywiście naszym męskim bohaterom wcale nie przeszkadza.)
Dlaczego o tym wspominam? Otóż dlatego, że dzisiaj po ponad tygodniu wracam do tej książki. Rodział siódmy zaczyna się od tego, że książę z orszakiem (w którym także jedzie Cel) przybywa do miasta. Nasza bohaterka jest umalowana i wystrojona, sama twierdzi, że prezentuje się jak dama z wysokiego rodu (autorka albo zapomniała, że jeszcze przed chwilą jej bohaterka była wycieńczona, albo myśli, że makijaż może naprawić zapadnięte policzki i wychudzoną figurę). Damy z miasta piorunują Cel wzrokiem (jeszcze można to wyjaśnić, zazdrością o to, że dziewczyna towarzyszy księciu), a nasza bohaterka widząc to, zaczyna się zachowywać jakby faktycznie ją i Doriana coś łączyło. Wtedy pojawia się scena zazdrości Chaola, a jakby tego było mało jakiś młody mężczyzna z tłumu wpatruje się w nią z zachwytem. Od strony 58 doszłam do 60 i przez tą scenę mam dość. Coś czuję, że ciężko będzie mi przetrawić Marysueatość bohaterki. Jedyne co ją broni to całkiem dynamiczny charakterek. No cóż, postawiłam sobie wyzwanie, że przeczytam tę książkę i mam nadzieję, że mi się to uda. Jak zapowiedziałam na początku, będę aktualizować tę opinię. To tyle na dzień 2 stycznia.
Stan na dzień 07.01.2016:
Jak widać po datach, w których aktualizuję recenzję, czytanie idzie mi bardzo wolno.
Strona 189, rozdział 20. Na początku miałam zamiar trochę zaczekać z recenzjowaniem, ale właśnie natrafiłam na fragment, w którym nasza Mary Sue oświadcza, że umie grać na fortepianie. Cytując: „to, że kiedyś sporo grywała, było ogromnym niedopowiedzeniem.” Ponadto dziewczyna dużo czyta. Jest coś czego ona nie robiła, albo czego nie potrafi?
Po przeczytaniu 130 stron pojawiły się tylko trzy czy cztery sceny treningu. Reszta to jakieś dworskie intrygi i chodzenie w ładnych sukienkach. Podczas jednego z treningów dowiedzieliśmy się także, że Cel potrafi biegle posługiwać się KAŻDYM rodzajem broni. Najbardziej lubi noże (podkreślam, lubi, a nie najlepiej posługuje się nożami). Jak widać, dziewczyna nie mogła być najlepsza w jakimś fachu, musiała być najlepsza we wszystkim. Kiedy ona miała czas by nauczyć się walczyć tyloma broniami, grać na fortepianie, czytać (i pewnie z czasem jeszcze dowiemy się czego to ona nie potrafi)?
Przejdźmy do postaci męskich. Zachowują się oni jak nastolatki (zaznaczam: nastolatki, nie nastolatkowie).
Dorian, następca tronu, niby tak nie cierpi życia dworskiego (czego właśnie dowiedziałam się w 17 rozdziale) jednak nie przeszkadza mu to podrywać i mrugać do każdej napotkanej dziewczyny. A dziwi się, że potem się wokół niego kręcą.
Przestałam liczyć ile razy już Chaol tupał nogą i chichotał. Tak, kapitan...
Już sam fakt, że ci męscy bohaterowie bawią się w intrygę i wciągają w nią Celaenę brzmi jak zabawa małych dziewczynek.
A i jeszcze poznaliśmy księżniczkę Nehemię. Ze względu na trudność w pisaniu jej imienia, będę je skracać (podobnie jak imię naszej Mary). Neh spotyka Cel na zamkowym korytarzu. Oczywiście najlepsza zabójczyni w kilku królestwach od razu rozpoznaje w niej księżniczkę, która (trochę podobnie jak Leja z Gwiezdnych Wojen) jest podejrzana o pomoc buntownikom. Wspomniałam, że Cel nigdy wcześniej jej na oczy nie widziała? Tak, mimo tego ją poznała. Ponadto ona jako jedyna potrafi się z nią porozumieć, gdyż zna język, którym kobieta się posługuje. (Co ten Dorian robił w swoim, życiu, że nawet języków obcych nie zdołał się nauczyć? Cel zabija każdą bronią, gra na fortepianie, czyta książki i umie mówić obcym językiem, nie będącym mową, którą posługiwała się w dzieciństwie, a ten książe Dorian nic nie umie. Musi być chyba strasznym leniem, co nie?)
Poznaliśmy też Lady Kaltain, która na pierwszy rzut oka zachowuje się jak rozpoeszczona dziewuszka, uwielbiająca ploteczki. W 19 rodziale jednak okazuje się, że jest przebiegłą intrygantką, która toruje sobie drogę do tronu. A i też nie znosi życia dworskiego. Skoro tak wszyscy tego nie cierpią, to po co to praktykują?
Chyba tylko Cel to uwielbia. Odkąd tu przyjechała stroi się w piękne kiecki i wygląda jak salonowy piesek. Przejmuje się też co pomyśli Dorian i co pomyśli Chaol. Cytuję: „Niepotrzebnie wspominała o tamtyh porannych nudnościach. Zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Ponadto obrzuciła go dziesiątkami inwektyw. Ufał jej czy ją nienawidził?” Największa zabójczyni, która musi wygrać turniej, żeby stać się sługuską króla... No cóż.
Tyle na dziś.
20 lutego 2017: Strona 275. Nie pamiętam na czym skończyłam czytać. Wiem, że zaczął się jakiś wątek związany z magią, który mnie nie zachęcił. Nie lubię zostawiać niedoczytanych książek, ale tym razem zrobię wyjątek. Strasznie się męczyłam przy czytaniu, fabuła mnie nie wciągnęła i nie zachęciła. Nie jestem ani trochę ciekawa jak potoczął się losy bohaterów, jednak biorąc pod uwagę to, że wszystko kręci się wokół Cel i zważając na to, że jest Mary Sue, domyślam się, że ona wygra ten turniej, który zszedł na drugi plan, na rzecz... sama nie wiem czego... pałacowych intryg? No nic, nie ma sensu się rozpisywać, nie polecam.
Stan na dzień 2 stycznia 2016:
Właściwie ta opinia nie jest recenzją, a komentarzem - który aktualizować będę na bierząco. Co to znaczy? To znaczy, że jeszcze nie przeczytałam tej książki, powinna się ona znajdować w kategorii "Teraz czytam", ale jest ona tak wyjątkowa, że postanowiłam co jakiś czas aktualizować swoją opinię, wraz z kolejnymi stronami powieści.
Wzięłam ją...
2020-07-03
Niezbyt ładna kreska, ale w kolejnych tomach jest coraz lepsza - i trzeba przyznać, że jak na mangę bardzo oryginalna.
Pierwszy tom dopiero wprowadza nas w świat opanowany przez tytanów. To jest niesamowity początek fantastycznej przygody.
Niezbyt ładna kreska, ale w kolejnych tomach jest coraz lepsza - i trzeba przyznać, że jak na mangę bardzo oryginalna.
Pierwszy tom dopiero wprowadza nas w świat opanowany przez tytanów. To jest niesamowity początek fantastycznej przygody.
2019-04-28
Bardzo fajne sci-fi. Nastawione bardziej na przemyślenia niż na jakąkolwiek akcję. Przyjemnie i szybko się czyta. Ciekawy pomysł na świat przedstawiony ukazany bardzo klarownie. Łatwo się wczuć i wyobrazić sobie to miejsce. Ówcześnie powieść nawiązywała do czasów PRLu, obecnie możemy ją traktować także jako ciekawą wizję przyszłości, do której prawdopodobnie dążymy.
Uwaga: opis książki z tyłu okładki zawiera spoilery - właściwie zdradza zakończenie, do którego dąży cała fabuła. Także, nie czytajcie tego opisu przed przeczytaniem powieści.
Bardzo fajne sci-fi. Nastawione bardziej na przemyślenia niż na jakąkolwiek akcję. Przyjemnie i szybko się czyta. Ciekawy pomysł na świat przedstawiony ukazany bardzo klarownie. Łatwo się wczuć i wyobrazić sobie to miejsce. Ówcześnie powieść nawiązywała do czasów PRLu, obecnie możemy ją traktować także jako ciekawą wizję przyszłości, do której prawdopodobnie dążymy.
Uwaga:...
2017-08-07
Cudowna, klimatyczna baśń. Wciąga od pierwszych stron książki. Warto po nią sięgnąć :)
Cudowna, klimatyczna baśń. Wciąga od pierwszych stron książki. Warto po nią sięgnąć :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-17
Bardzo dobry wstęp do "Trylogi Czarnego Maga" opowiadający nie tylko o powstaniu Gildii Magów, ale i o początkach Zdrajczyn oraz konfliktu Kyralii z Sachaką. Polecam.
Bardzo dobry wstęp do "Trylogi Czarnego Maga" opowiadający nie tylko o powstaniu Gildii Magów, ale i o początkach Zdrajczyn oraz konfliktu Kyralii z Sachaką. Polecam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-26
"Kosogłos" ostatnia część trylogii. Jak wspominałam w opinii do części pierwszej, naczytałam się spoilerów i znałam już zakończenie. Jednak to nie przeszkadzało mi w czerpaniu przyjemności z czytania tej książki. Autorka tak niesamowicie opisuje przeżycia i emocje bohaterki, że nie sposób sobie tego nie wyobrazić. Collins porusza nie tyle co trudną tematykę wojny, ale przede wszystkim ludzkiej tożsamości, uczuć, sumienia i człowieczeństwa. A robi to niesamowicie. Czytając ostatnie rozdziały popłynęły mi łzy, a ja naprawdę nie mam w zwyczaju płakać przy książkach. Polecam!
"Kosogłos" ostatnia część trylogii. Jak wspominałam w opinii do części pierwszej, naczytałam się spoilerów i znałam już zakończenie. Jednak to nie przeszkadzało mi w czerpaniu przyjemności z czytania tej książki. Autorka tak niesamowicie opisuje przeżycia i emocje bohaterki, że nie sposób sobie tego nie wyobrazić. Collins porusza nie tyle co trudną tematykę wojny, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-27
Jestem totalnie rozczarowana. Uwielbiam gwiezdne wojny. Lubiłam też komiksy marvela. Dopóki nie zdałam sobie sprawy jakie są one denne.
Jeden komiks "Osaczony Vader" składa się z 6 albumów po trzydzieści stron, a na każdej stronie znajdują się trzy góra cztery obrazki. Minimalna ilość dialogów. Czyta się strasznie szybko, zdecydowanie za szybko. A akcja nie jest wciągająca, sięgnęłam po ten komiks z ciekawości, jednak nie spełnił moich oczekiwań. Nie czytałam go z przyjemnością tylko z poczuciem obowiązku: "Skoro postanowiłam przeczytać, to przeczytam".
Wiem, że Darth Vader to lord sithów i w ogóle, ale czy jego potęga nie jest aby trochę tutaj przesadzona? Zresztą pomijając Mary Sue'owatość Vadera, sama akcja nie była ani zachęcająca ani wciągająca. Ot krwawa jatka, Vader po kolei wybija rebeliantów. Czytając tę pozycję nawet nie miałam ochoty nikomu kibicować. Komiks nie wywołał we mnie żadnej ciekawości, żadnych uczuć, nic. To smutne.
Jeśli chodzi o star warsy chyba jednak pozostanę przy filmach.
Jedyne co w tym komiksie było na plus to grafika. Ilustracje są cudowne, miło się na nie patrzy.
Mimo to nie polecam.
Jestem totalnie rozczarowana. Uwielbiam gwiezdne wojny. Lubiłam też komiksy marvela. Dopóki nie zdałam sobie sprawy jakie są one denne.
Jeden komiks "Osaczony Vader" składa się z 6 albumów po trzydzieści stron, a na każdej stronie znajdują się trzy góra cztery obrazki. Minimalna ilość dialogów. Czyta się strasznie szybko, zdecydowanie za szybko. A akcja nie jest...
2017-04-21
Hah, i już wiem, na podstawie jakiego komiksu powstała animacja z 2007 :D
"- Co tam?
- Dym na horyzoncie wodzu!
- Przecież widzę! Co to znaczy?!
- Jest dym na horyzoncie!
- Mam cię oskalpować?!
- Sygnał dymny mówi, że jest dym na horyzoncie!"
Świetny komiks, z niezłą dawką humoru :)
Hah, i już wiem, na podstawie jakiego komiksu powstała animacja z 2007 :D
"- Co tam?
- Dym na horyzoncie wodzu!
- Przecież widzę! Co to znaczy?!
- Jest dym na horyzoncie!
- Mam cię oskalpować?!
- Sygnał dymny mówi, że jest dym na horyzoncie!"
Świetny komiks, z niezłą dawką humoru :)
2017-04-19
Zabawna, zaskakująca zagadka kryminalna w uniwersum Lucky Luke'a. Polecam :D
Zabawna, zaskakująca zagadka kryminalna w uniwersum Lucky Luke'a. Polecam :D
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-25
To chyba pierwszy taki komiks, w którym Lucky Luke ma naprawdę niemałe problemy w schwytaniu Daltonów. Warto przeczytać :)
To chyba pierwszy taki komiks, w którym Lucky Luke ma naprawdę niemałe problemy w schwytaniu Daltonów. Warto przeczytać :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-25
"Pętla czy obrączka"
"Komiks otrzymał nagrodę na szóstym europejskim salonie komiksu w Nimes (..) 2007 roku, za najlepszy album wydany w okresie ostatniego roku." - jak możemy wyczytać na początku komiksu.
Tym razem Daltonowie wpadają w nie lada kłopoty. Prezydent skazuje ich na powieszenie. Jedyną możliwą ucieczką od tego wyroku jest zamążpójście. Niestety żadna kobieta nie jest chętna wyjść za Daltona. Problem naszych desperados mogą rozwiązać jedynie cztery indianki. Wkrótce jednak bracia przekonują się, że lepszym wyborem byłby stryczek niż ślub.
Ciekawy komiks, w którym nie brakuje zwrotów akcji i poczucia humoru. Polecam :)
"Pętla czy obrączka"
"Komiks otrzymał nagrodę na szóstym europejskim salonie komiksu w Nimes (..) 2007 roku, za najlepszy album wydany w okresie ostatniego roku." - jak możemy wyczytać na początku komiksu.
Tym razem Daltonowie wpadają w nie lada kłopoty. Prezydent skazuje ich na powieszenie. Jedyną możliwą ucieczką od tego wyroku jest zamążpójście. Niestety żadna kobieta...
2017-04-19
"Outlaws" - "Wyjęci spod prawa", czyli jeden z pierwszych komiksów cyklu "Lucky Luke". Opowiada on o pierwszych Daltonach, wzorowanych na postaciach historycznych. Przyznam, że ciekawie było poczytać o pierwowzorach Daltonów, którzy są o wiele bardziej groźniejsi i wcale nie tacy głupkowaci, jak ci dobrze nam znani.
"Outlaws" - "Wyjęci spod prawa", czyli jeden z pierwszych komiksów cyklu "Lucky Luke". Opowiada on o pierwszych Daltonach, wzorowanych na postaciach historycznych. Przyznam, że ciekawie było poczytać o pierwowzorach Daltonów, którzy są o wiele bardziej groźniejsi i wcale nie tacy głupkowaci, jak ci dobrze nam znani.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak na romantyzm bardzo fajna książka. Warto zaznaczyć, że to pierwsza powieść, którą czytałam po angielsku oraz moja znajomość tego języka jest bardzo marna. Mimo to większość rzeczy rozumiałam bez problemu. Książka jest pisana lekkim i przyjemnym językiem. Warto ją przeczytać :)
Jak na romantyzm bardzo fajna książka. Warto zaznaczyć, że to pierwsza powieść, którą czytałam po angielsku oraz moja znajomość tego języka jest bardzo marna. Mimo to większość rzeczy rozumiałam bez problemu. Książka jest pisana lekkim i przyjemnym językiem. Warto ją przeczytać :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-25
Mam wielki sentyment do "Zwiadowców" i każda nowa książka Flanagana mnie cieszy. Miło jest wciąż czytać o przygodach ulubionych bohaterów. Jednak w "Bitwie na Wrzosowiskach" już nie czuć tego klimatu, tej magii za którą kochałam tę serię. Widać, że autor ma w głowie jakiś zarys tej historii, jednak nie ma pomysłu na wątki poboczne i powoli, za pomocą rozległych opisów dąży do zakończenia. Co ciekawe udało mi się wychwycić w książce zdania niepoprawne gramatycznie i powtórzenia, typu: „Następny dzień wstał pogodny.” - nie brzmi to za ciekawie, nawet w języku potocznym - wina tłumacza czy autora? Jednakże mimo wad i mało zachęcającej akcji, powieść ma dużo pozytywów. Dynamiczni boheterowie, brak idealizacji pozytywnych bohaterów (w pierwszych tomach "Zwiadowców" Flanagan opisywał wielu jako "najlepszych w swoim fachu"). Ponadto nie brakuje, typowych dla autora, zabawnych sytuacji i dialogów, za które uwielbiam jego książki.
Myślę, że warto sięgnąć po tę pozycję, aby znów móc przeżyć przygodę w świecie "Zwiadowców".
Mam wielki sentyment do "Zwiadowców" i każda nowa książka Flanagana mnie cieszy. Miło jest wciąż czytać o przygodach ulubionych bohaterów. Jednak w "Bitwie na Wrzosowiskach" już nie czuć tego klimatu, tej magii za którą kochałam tę serię. Widać, że autor ma w głowie jakiś zarys tej historii, jednak nie ma pomysłu na wątki poboczne i powoli, za pomocą rozległych opisów dąży...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-02
Zacznę od tego, że najpierw oglądałam film. Myślałam, że główna bohaterka będzie typową Mary Sue - przyznam, że pozytywnie się zaskoczyłam, gdyż się pod tym względem myliłam. Szybko się czyta, lekka akcja. Fajne opisy uczuc bohaterki. Drugoplanowi bohaterowie byli trochę słabo zarysowani, przykładowo kreacja Petera bardziej podobała mi się w filmie. Mimo to przyjemnie się czytało. Wadą jest też to, że książka jest pisana w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym, jednak można się przyzwyczaić. Udało mi się też wyłapać literówki, niektóre zdania też były niepoprawne gramatycznie, a w książkach to raczej zdarzać się nie powinno.
Zacznę od tego, że najpierw oglądałam film. Myślałam, że główna bohaterka będzie typową Mary Sue - przyznam, że pozytywnie się zaskoczyłam, gdyż się pod tym względem myliłam. Szybko się czyta, lekka akcja. Fajne opisy uczuc bohaterki. Drugoplanowi bohaterowie byli trochę słabo zarysowani, przykładowo kreacja Petera bardziej podobała mi się w filmie. Mimo to przyjemnie się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-27
Kiedy zaczęłam czytać pierwsze strony książki zraziło mnie przede wszystkim to, że wydarzenia były opisywane w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym, jak to zazwyczaj (a właściwie zawsze) bywa. Zastanawiam się czy to wina autorki czy tłumacza. Po drugie narracja w powieści jest pierwszoosobowa, a ja zdecydowanie bardziej przepadam za trzecioosobową. Mimo tego postanowiłam dać książce szansę. I nie żałuję.
Do narracji i czasu teraźniejszego szybko się przyzwyczaiłam. Zachwyciła mnie fabuła powieści. Świat, który wykreowała autorka jest niesamowity.
Już w pierwszym rozdziale zostajemy rzuceni w wir zdarzeń. Stopniowo poznajemy świat Imperium i żyjących w nim bohaterów. Każdy z nich ma swój wyjątkowy charakter i ciekawą historię, tak, że nie sposób nie zżyć się z bohaterami i ich nie polubić.
Każdy wątek w powieści jest dobrze przemyślany. Każda decyzja prowadzi do konsekwencji. Widać, że autorka przemyślała wszystkie wydarzenia z najdrobniejszymi szczegółami.
Książkę czyta się szybko, a jak już się zacznie, to nie sposób się od niej oderwać. Czytając ją pragnie się jak najszybciej poznać losy bohaterów. Polecam wszystkim miłośnikom fantasy!
Kiedy zaczęłam czytać pierwsze strony książki zraziło mnie przede wszystkim to, że wydarzenia były opisywane w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym, jak to zazwyczaj (a właściwie zawsze) bywa. Zastanawiam się czy to wina autorki czy tłumacza. Po drugie narracja w powieści jest pierwszoosobowa, a ja zdecydowanie bardziej przepadam za trzecioosobową. Mimo tego postanowiłam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-02
Genialna, pełna akcji, pisana przyjemnym lekkim stylem. Polecam :)
Genialna, pełna akcji, pisana przyjemnym lekkim stylem. Polecam :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-12
Może zamiast komentować tylko tę część komisku, skomentuję już cały.
Komiks zaczął się obiecująco. Poznajemy Milesa (chyba, że znamy go z poprzednich części - ja poznałam go dopiero w tym komiksie), krótko jest streszczona jego historia, zostaje on przedstawiony jako Spider-man, jak nim został i jakie wynikły z tego konsekwencje. Przyznam, że wszystko fajnie się zapowiada. Przyjemna kreska, fajne postacie, dialogi, dobrze opisane uczucia bohaterów. A na koniec pierwszej części, moment na który wszyscy czekali: pojawia się Peter Parker dotychczas uważany za zmarłego.
W drugiej części Peter spotyka swoich bliskich i walczy ramię w ramię z Milesem przeciwko Goblinowi. Oczywiście Spider-menowie pokonują go (jakże by inaczej). Potem zostaje poruszony wątek tego jak Peter został wskrzeszony. Właśnie, ten wątek zostaje tylko poruszony. Nie wiemy, kto go wskrzesił, nie wiemy nic i tego się nie dowiadujemy. Wątek, który rozpoczął ten komiks - wskrzeszenie Petera Parkera - zostaje urwany zanim na dobre się rozpoczą. Peter daje Milesowi błogosławieństwo na bycie Spider-manem, żegna się z ciotką i Gwen, po czym wyrusza, nie wiadomo gdzie, w świat razem z Mary Jane. I już. I tyle. Wątek zakończony. Nie dowiadujemy się kto wskrzesił Parkera ani w jakim celu.
Zamiast tego, twórcy oddalają ten wątek w zapomnienie, fundując nam zamiast tego historię ojca Milesa, który służył w tarczy i wprowadzają zupełnie niepotrzebnie hydrę i doktora Dooma (bodajże z "Fantastycznej Czwórki"), po czym nagle z nikąd wyciągają grupę superbohaterów Ultimates. Okej, historia pana Moralesa, nie była zła. Wątek z hydrą i Katie też nie. Ale byłoby o wiele lepiej gdyby w tym komiksie doprowadzili do końca historię Petera i pokazali jak się czuje Miles, z tym, że go poznał i ma jego pozwolenie na bycie Spider-manem. Zamiast tego zasypali nas niepotrzebnymi wątkami i postaciami, które pojawiły się nagle i znikąd. To powoduje obniżenie mojej oceny, komiksu, który mógłby być naprawdę dobry, gdyby tylko autor dociągną pewne sprawy do końca.
Może zamiast komentować tylko tę część komisku, skomentuję już cały.
Komiks zaczął się obiecująco. Poznajemy Milesa (chyba, że znamy go z poprzednich części - ja poznałam go dopiero w tym komiksie), krótko jest streszczona jego historia, zostaje on przedstawiony jako Spider-man, jak nim został i jakie wynikły z tego konsekwencje. Przyznam, że wszystko fajnie się zapowiada....
Nie wiem od czego zacząć. Nie spodziewałam się, że ocenię książkę o przygodzie Nica w Tartarze 5/10... Ale od początku:
Zapowiadało się nieźle, ale w miarę rozwoju fabuły poziom podupadał. Książka miała swoje śmieszne i urocze momenty, ale były też takie, że po prostu mi się nudziła - dla porównania serię o Apollinie pochłonęłam bez przerwy w całości (nie mówiąc już o Percym Jacksonie czy Olimpijskich Herosach).
Książka miała swoje miłe i urocze momenty, świetnie się czytało o relacji Nica i Willa, a ich poczucie humoru do mnie przemawiało, jednak...
Czasem odnosiłam wrażenie, że czytam jakiś fanfik albo wpisy nastolatków na twitterze. Mam wrażenie, że bohaterowie za dużo rozmyślali nad swoimi problemami (i to po kilka razy myśleli dosłownie o tym samym), a za mało książka skupiała się na akcji.
Fabuła, mimo pojawiających się w niej koszmarów sennych, mimo całej wyprawy do tartaru, wydawała mi się... lekka. Jakoś mimo przepowiedni, nie potrafiłam emocjonalnie zaangażować się na tyle by przejmować się losem bohaterów i tym, że się im nie powiedzie. Książce nie udało się zbudować we mnie napięcia, że coś może pójść nie tak - po prostu wiedziałam, że bohaterom się uda. Nie mówiąc o tym, że większość fabuły nawet nie rozegrała się w tartarze, a to co się w nim wydarzyło, wydawało mi się banalne jak kaszka z mleczkiem. Wątek Percego i Annabeht uwięzionych w tartarze był moim ulubionym spośród całego uniwersum, zaś Nico to mój ulubiony bohater - chyba po tym jak zobaczyłam, że dostanę w jednym dwie ulubione rzeczy z tego uniwersum, liczyłam na coś więcej. Nie było też żadnych zaskakujących zwrotów akcji (UWAGA SPOILER! bo dzieci Nyks buntujące się przeciwko niej to nie jest dla mnie zwrot akcji tylko pójście na łatwiznę).
Trochę nudził mnie też ten cały melodramatyzm wokół bohaterów, rozmawianie o zmianach i o tym, że trzeba je akceptować, bla bla. Raczej oczekuję po książkach, że to działania bohaterów pokazują nam, że istotnie są gotowi na zmiany, że ich przeżycia ich kreują - nie potrzebuję do tego ich przemyśleń i rozmów. To jest jak próba wyjaśniania czytelnikowi, jak ma to rozumieć - to interpretacja książki w samej książce, czyli odbieranie czytelnikowi tego co jest najfajniejsze, po przeczytaniu: możliwości analizy bohaterów. Po co to robić jak autor zrobił to za nas, chyba nie o to chodzi?
Nie mówiąc już o próbie zrozumienia zachowań potworów (dialog Nica i Willa o Nyks - "Zrodziła się z Chaosu, całe jej istnienie składa się z cierpienia") - gdzie się podział ten poziom Percego Jacksona, w którym on obciął głowę meduzie, wysłał ją w paczce matce, a ona użyła jej by zamienić męża w kamień? Cała seria opowiada o walce herosów z potworami, czy naprawdę konieczna jest jakakolwiek próba zrozumienia tego oczami potworów?
Osobiście, dla mnie to średniak, do którego już pewnie nie wrócę (dla porównania serię o Percym Jaksonie czytałam po kilka razy i pewnie jeszcze przeczytam nie raz). Może współczesnym nastolatkom i fanom "więcej rozmyślań mniej akcji" ta książka się spodoba, aczkolwiek do mnie nie przemówiła.
Swoją drogą użycie rodzaju nijakiego w stosunku do osób niebinarnych było ciekawą decyzją tłumacza. Po angielsku wystarczy "they/them" polski ma nieco bardziej zagmatwaną gramatykę. I o ile jeszcze w trzeciej osobie da się to jakoś znieść ("Epilates zaryczało" trochę jak "Dziecko zaryczało"), tak w pierwszej i drugiej osobie ("gdybym chciało", "jak to ujęłoś", "tylko pomogłom") wygląda to dziwnie i niepoprawnie gramatycznie, choć niektórzy twierdzą, że rodzaj nijaki w pierwszej jak i drugiej osobie jest jak najbardziej poprawny. Niemniej mi ciężko się to czytało, a po długim czasie patrzenia na czasowniki w tym rodzaju dostawałam oczopląsu. Powodzenia więc dla innych czytelników, może wy nie będziecie mieć co do tego takich zarzutów jak ja.
I UWAGA SPOILER:
Pomimo tego, że książka traktowała o traumie i związku, i w całej powieści ciągnęły się nieskończone rozmowy na ten temat, miałam wrażenie, że został on strasznie spłycony. Nico leczy się z wieloretniej traumy w tydzień, a wystaczyło to by Nyks wyciągnęła z niego jego demony i by zrozumiał, że musi je zaakceptować. To tak nie działa.
Nie wiem od czego zacząć. Nie spodziewałam się, że ocenię książkę o przygodzie Nica w Tartarze 5/10... Ale od początku:
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZapowiadało się nieźle, ale w miarę rozwoju fabuły poziom podupadał. Książka miała swoje śmieszne i urocze momenty, ale były też takie, że po prostu mi się nudziła - dla porównania serię o Apollinie pochłonęłam bez przerwy w całości (nie mówiąc już o...