Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , ,

Jak pogodzić ze sobą te sprzeczności - czerwoną krew i srebrne umiejętności, wiarę w lepszą przyszłość i okrutną teraźniejszość, uczucia i zdradę? Mare Barrow staje w obliczu trudnych decyzji i nieoczekiwanych wydarzeń, które mogą prowadzić do głębszych zmian, umożliwiających zakończenie dyskryminacji innych ze względu na brak mocy, gwarantujących władzę w królestwie. Rodzi się pytanie: czy uda się stworzyć lepszy świat na przegniłych fundamentach, które są kłamstwem?

Fabuła jest dość ciekawa, choć da się zauważyć w niej pewne luki, jednak one nie wpływają znacząco na sam odbiór powieści. Ma się wrażenie, że autorka zapomina dokończyć niektóre sceny i w pośpiechu przechodzi do kolejnego wątku; brakuje rozbudowanych opisów, które wciągnęłyby czytelnika w świat Czerwonych i Srebrnych. Można uznać, że przyczyną tych martwych, rzeczowych opisów są niemrawe zachowania bohaterów, które momentami wydają się sztuczne i mechaniczne. Czasami odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z dwuwymiarowymi cieniami bohaterów, pozbawionych wyrazistej osobowości, co nie zmienia faktu, że protagonistka - Mare Barrow - została wystarczająco dobrze wyeksponowana.

Ten efekt został uzyskany poprzez wykorzystanie pierwszoosobowej narracji - obserwujemy Nortę z perspektywy dziewczyny, która przypadkowo odkrywa swoje zdolności, przez co zyskuje nowe, uciążliwe życie. Mimo to w książce nie ma wielu przemyśleń Mare, raczej spotykamy się z rzeczowymi opisami wydarzeń, rzadziej z emocjami. Tak samo relacje między postaciami zostały potraktowane po macoszemu - trudno jest uwierzyć w głębokie przyjaźnie lub miłości między nimi, kiedy tak naprawdę w samej "Czerwonej królowej" nie ma wielu okazji, by być świadkami rozwijających się uczuć.

Oprócz tych mankamentów, książka sama w sobie jest przyjemną lekturą na nudne wieczory. Ten rodzaj fantastyki zawsze będzie wzbudzał moją sympatię, dlatego też nie wątpię, że kiedyś jeszcze raz sięgnę po tę pozycję - choćby tylko po to, by móc ponownie uwikłać się w świat intryg srebrnych możnowładców i poczuć odwagę czerwonych rebeliantów.

Jak pogodzić ze sobą te sprzeczności - czerwoną krew i srebrne umiejętności, wiarę w lepszą przyszłość i okrutną teraźniejszość, uczucia i zdradę? Mare Barrow staje w obliczu trudnych decyzji i nieoczekiwanych wydarzeń, które mogą prowadzić do głębszych zmian, umożliwiających zakończenie dyskryminacji innych ze względu na brak mocy, gwarantujących władzę w królestwie. Rodzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Królowa Mroku i Powietrza" jest bezapelacyjnie najdłuższą książką autorstwa Clare; przez ponad tysiąc stron można śledzić zmagania Nocnych Łowców w kolejnej walce z przeciwnościami.

Cała seria skupia się na losach rodziny Blackthornów, których na przestrzeni kolejnych stron poznajemy z zupełnie różnych perspektyw. Odkrywamy skomplikowane relacje między nimi, skrupulatnie ukrywane pod wyidealizowanym obrazkiem rodziny. Wbrew pozorom jest to historia o dzieciach, których młodość została przekreślona przez Mroczną Wojnę; Julian, zmuszony do opieki nad swoim rodzeństwem, walczy z postępującym szaleństwem spowodowanym więzią, którą Nefilim uważają za nienaruszalną - Emma dzielnie stoi u jego boku, wspierając go i cierpiąc razem z nim. Mark i Cristina poznają się na nowo, odkrywają wcześniej niezauważane potrzeby i uczucia, a tłem tych wydarzeń staje się dojście do władzy skrajnego obozu Nocnych Łowców.

Należy zadać pytanie - w jakim sposób Clare przedstawiła kolejny zamęt panujący w Świecie Cieni?

Oczywiście, różnica między poszczególnymi seriami jest olbrzymia - styl autorki ewoluował, opisy przestrzeni, wydarzeń, postaci są bardziej szczegółowe, nie mamy do czynienia z suchymi dialogami. Czytelnik dzięki temu współodczuwa razem z bohaterami, jednoczy się ze światem przedstawionym. Można stwierdzić, że jest to najlepsza seria pod względem technicznym. Czy podobne wnioski można wyciągnąć z samej fabuły?

I tak, i nie. O ile samo wplecenie fragmentu historii Nocnych Łowców jest z pewnością zaletą (zgłębianie faktów z wykreowanego świata jest gratką dla czytelników dbających o najmniejsze szczegóły), o tyle ilość samych wątków rozpoczętych przez Clare przyćmiewa główną problematykę, jakim tym razem były zmagania Juliana i Emmy z klątwą. Ich historia miała potencjał; nie można powiedzieć tego, że została źle rozwinięta, lecz momentami odnosiło się wrażenie, iż inne historie spychają ją na dalszy plan. Natomiast ekspozycja zawirowań politycznych, walki o władzę i chaosu panującego w ojczyźnie Nocnych Łowców, Idrisie, jest zdecydowanie pozytywną stroną tej książki - nie było to zwykłe, banalne przeciwstawienie sobie dwóch różnych armii i skategoryzowanie ich na tych "złych", i tych "dobrych". Teraz mamy do czynienia z ciągiem przyczynowo-skutkowym (choć momentami sama autorka starała się przedstawić to w zbyt zawiły sposób), który doprowadził do zawiązania akcji, czego zdecydowanie brakowało w poprzednich seriach.

Czuję ogromny sentyment do tego uniwersum, dlatego pojawienie się postaci z poprzednich książek odebrałam jak powitanie ze starymi przyjaciółmi. Dzięki temu ciągłość między historiami każdej serii zostaje zachowana, jednak to skutkuje zwróceniem całej uwagi na dobrze znanych bohaterów, odbierając szansę głównym protagonistom na zaistnienie.

Jedno jest pewne - z przyjemnością będę wracała do tych książek.

"Królowa Mroku i Powietrza" jest bezapelacyjnie najdłuższą książką autorstwa Clare; przez ponad tysiąc stron można śledzić zmagania Nocnych Łowców w kolejnej walce z przeciwnościami.

Cała seria skupia się na losach rodziny Blackthornów, których na przestrzeni kolejnych stron poznajemy z zupełnie różnych perspektyw. Odkrywamy skomplikowane relacje między nimi, skrupulatnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Do książki wróciłam po dokładnie pięciu latach - natchniona nagłym przypływem sentymentu do świata Nocnych Łowców, który zapamiętałam jako niesamowicie złożony i fascynujący, sięgnęłam po serię wspominaną najmilej, właśnie po "Diabelskie maszyny". Kiedy pierwszy raz skończyłam czytanie tomu z zapartym tchem, pokochałam bohaterów miłością bezgraniczną; szanowałam Clare za kreację rzeczywistości wiktoriańskiej Anglii, za stworzenie bohaterów tak prawdziwych, a przede wszystkim - ludzkich.

Niemniej jednak moje obecne spojrzenie na tę książkę uległo zmianie. Nie mogę powiedzieć, że ocena jest w tym momencie bardziej "obiektywna" niż wcześniej - gdy nie mogłam oderwać się od fabuły i z nieokiełznanym książkowym głodem pożerałam kolejne tomy traktujące o Nefilim. Dzisiaj po lekturze "Mechanicznego anioła" widzę inspiracje innymi znanymi perłami literatury (czy tylko mnie scena przed epilogiem przypomina "Przeminęło z wiatrem"?), co jest całkowicie zrozumiałe - w końcu, sama konwencja postaci Tessy Gray tego wymagała. Jest to spostrzeżenie nowe, które wywołało u mnie lekki uśmiech - odkrywanie takich "smaczków" sprawia niezmierną radość.

Sytuacja ma się gorzej z dialogami bohaterów. Wydawały mi się one... sztuczne. Zabrakło mi tej żywiołowości, którą zapamiętałam. Czasami wzdrygałam się, gdy brak logiki w wymianie zdań dawał o sobie znać, co mimo wszystko nie odbierało mi radości z czytania. Bo jednak dobrze jest wrócić w znane rejony.

Sami bohaterowie są ujmujący - nie mogę się powstrzymać, żeby nie rozczulać się nad Henrym albo podziwiać energię Charlotte. Tessa, Will i Jem nadal bawią i stają się idealnymi protagonistami, a co do fabuły - cóż, jest to książka z pewnością lekka, którą czyta się szybko i przyjemnie. Można się dopatrzeć pewnych zwrotów akcji, ale schematy u Clare często się powtarzają; może takie było jej założenie, skoro historia kołem się toczy, a uniwersum Nocnych Łowców cały czas się rozrasta?

"Mechaniczny anioł" to książka, która nie pozostawia wielu odpowiedzi na nurtujące nas pytania, dlatego poprzestanie lektury na jednej części nie ma sensu - a w czasie długich dni spędzonych w domu ta seria może być ciekawą alternatywą do spędzenia paru chwil z bohaterami, którzy zyskają naszą sympatię.

Do książki wróciłam po dokładnie pięciu latach - natchniona nagłym przypływem sentymentu do świata Nocnych Łowców, który zapamiętałam jako niesamowicie złożony i fascynujący, sięgnęłam po serię wspominaną najmilej, właśnie po "Diabelskie maszyny". Kiedy pierwszy raz skończyłam czytanie tomu z zapartym tchem, pokochałam bohaterów miłością bezgraniczną; szanowałam Clare za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ortalionowe płaszcze, sławne "teksasy", sukienki w "łączki" - modowe atrybuty dekad, a nawet można je określić jako elementy PRL-owskiej mitologii, są skrupulatnie opisywane przez Żebrowską, która - według panującej opinii - jest guru w kwestiach mody minionych epok. Książka ta stanowi praktyczne kompendium wiedzy dotyczącej tendencji w kobiecych ubiorach, zaczynając perypetie stylu od wczesnych lat XX wieku, a kończąc na wielkim modowym boom lat 90.
Przystępny język, wiele odniesień do prywatnych doświadczeń, a także mnóstwo cytatów z ówczesnych magazynów modowych sprawia, że album zyskuje na wiarygodności - umiejscowienie tej tematyki w kontekście historycznym pomaga w zrozumieniu roli, jakie pozornie błahy problem, którym jest moda, odgrywała na przestrzeni dziesięcioleci. Lektura była przyjemna, dla początkujących amatorów mody historycznej jest książką obowiązkową, która z łatwością wprowadza nas w zawiły świat stylu.

Ortalionowe płaszcze, sławne "teksasy", sukienki w "łączki" - modowe atrybuty dekad, a nawet można je określić jako elementy PRL-owskiej mitologii, są skrupulatnie opisywane przez Żebrowską, która - według panującej opinii - jest guru w kwestiach mody minionych epok. Książka ta stanowi praktyczne kompendium wiedzy dotyczącej tendencji w kobiecych ubiorach, zaczynając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam bardzo mieszane uczucia co do tej pozycji.
Może zacznę od tej technicznej strony, która - ze względu na tematykę poruszaną w książce - również jest istotna. Po raz pierwszy spotkałam się z tak czytelnym rozmieszczeniem ilustracji oraz schludną szatą graficzną. Estetyka została zachowana, człowiek wie, na co patrzy, nie ma żadnego problemu z rozczytaniem fotografii bądź podpisów. Samą jakość zdjęć oceniam pozytywnie - obiekty architektoniczne zostały uwiecznione od tej strony, która zawiera najwięcej interesujących detali, dzięki czemu czytelnik może pozwolić sobie na podziwianie kunsztu poszczególnych stylów. Minus stanowi mikroskopijna czcionka i irytujący brak wyjustowania tekstu (tak, to także wpływa na odbiór tekstu czytanego!).
Skupiając się na treści tej książki, bądź co bądź naukowej, sytuacja nie ma się tak kolorowo. O ile wybór sztampowych stylów oraz mniej znanych nurtów w architekturze jest celny, o tyle sposób przekazania wiedzy na ich temat jest najsłabszym ogniwem. Zdecydowanie nie jest to pozycja dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z architekturą. Autorzy rzucają skomplikowanymi pojęciami związanymi z tą dziedziną sztuki, uważając, że przeciętny odbiorca zna ich znaczenie. Co prawda ostatnie strony zawierają słowniczek terminów, które mogą sprawiać problem, jednak jest on bardzo ubogi. Dla mnie, czyli dla szarego indywiduum, które chciało poznać podstawy tej dziedziny, było to bardzo niedogodne; wydłuża się przez to sam czas lektury (samo sprawdzanie pojęć jest czasochłonne, a co dopiero czytanie tekstu o czcionce rozmiaru 9!). Plusem są ciekawostki historyczne dotyczące poszczególnych budowli; mogą być one gratką dla pasjonatów. Momentami miałam niestety wrażenie, że autorzy próbują przekazać całą swoją wiedzę w jednym akapicie, przez co można doznać pewnego chaosu; czasami miał miejsce przerost informacji, które niekoniecznie się ze sobą wiązały - ot, luźne myśli spisane na kolanie.
Oczywiście, że będę wracała do wybranych rozdziałów. Nie bacząc na wyżej wspomniane minusy, można uznać tę książkę za miłą odskocznię od codziennych obowiązków. Jeśli jest się już weteranem i ma się za sobą prostsze książki o architekturze, z pewnością można sięgnąć po tę pozycję. A jeśli dopiero ktoś planuje rozwinięcie nowej pasji - zdecydowanie odradzam.

Mam bardzo mieszane uczucia co do tej pozycji.
Może zacznę od tej technicznej strony, która - ze względu na tematykę poruszaną w książce - również jest istotna. Po raz pierwszy spotkałam się z tak czytelnym rozmieszczeniem ilustracji oraz schludną szatą graficzną. Estetyka została zachowana, człowiek wie, na co patrzy, nie ma żadnego problemu z rozczytaniem fotografii bądź...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Królewska klatka" to pozycja, na którą czekałam najbardziej niecierpliwie. Była to czysta udręka, wiedzieć, że od premiery "Szklanego miecza" ma minąć o wiele więcej niż rok, co dla fana serii może wydawać się nie do pomyślenia. Mimo wszystko podświadomie wiedziałam, iż trzeci tom będzie tak dobry jak poprzedniczki.

"Nadzieja w sytuacji, gdy nie ma na nią miejsca, jest okrucieństwem."

Tym jednym cytatem mogę opisać swoje mieszane uczucia względem tej książki.

Akcja rozpoczyna się dokładnie po wydarzeniach drugiego tomu. Spotykamy Mare. walczącą ze swoimi wewnętrznymi demonami, obwiniającą się o krwawe żniwo, które zebrała wojna. Niewola u Mavena doprowadza dziewczynę do obłędu. Bezsilność sprawia, że Mare traci nadzieję na pomyślne zakończenie. I tak mniej więcej przedstawia się fabuła trzystu stron. Wstaje, je, rzuca naczyniami o ściany, miota się, śpi. Potem to powtarza. A wszystko jest skrupulatnie opisane.

Nie mogę ukryć wszechogarniającego znużenia, gdy przypominam sobie pierwszą połowę książki. To nie wprowadziło nic nowego, a jedynie sprawiło, że moje oczekiwania i zadowolenie znikały ze strony na stronę. Aveyard skupiła się na długich opisach sal, pogody, strojów i mimiki bohaterów oraz rozczulała się nad bezradnością dziewczyny od błyskawic. Trzeba było się tego spodziewać - w końcu autorka jest też scenarzystką. Mare przypominała irytujące dziecko, potrafiące się tylko nad sobą użalać. Nowością w serii jest wprowadzenie narracji Cameron Cole i Evangeline Samos. Ostatecznie musieliśmy wiedzieć, co się dzieje poza złotą klatką Barrow. Nie przepadam za tymi postaciami i wątpię, by w innych budziły skrajne emocje, dlatego ten aspekt zupełnie nie przypadł mi do gustu. Cameron, Nowa, to bezczelna dziewuszka, bez której fabuła mogłaby istnieć i żyć własnym życiem. Z drugiej strony postać Evangeliny jest złożona i interesująca, żałuję, że Aveyard nie rozwinęła jej wątku bardziej. Może wtedy patrzyłabym przychylnym okiem. Co do pozostałych bohaterów - ani nie są lepsi, ani gorsi. Tutaj autorka nie zawiodła.

Przyznaję również, że akcja zawędrowała w kierunku, jakiego się nie spodziewałam. Po nudnym, przerażająco bezlitosnym i bezsensownym opisie niewoli Mare, przechodzimy do meritum. Gwałtownie otrząsnęłam się ze znużenia i zatarłam ręce z satysfakcji, że wreszcie - tak długo czekałam! - coś się dzieje. Ten przełomowy moment uratował całość, tak samo jak zakończenie, chociaż finał nie powala na kolana jak poprzednim razem.

Książka ma zarówno wady i zalety. Nie powala na kolana, ale też nie odstrasza. Moja ocena jest tak wysoka z czystego sentymentu i wiary, że czwarty tom uratuje całą serię.

"Królewska klatka" to pozycja, na którą czekałam najbardziej niecierpliwie. Była to czysta udręka, wiedzieć, że od premiery "Szklanego miecza" ma minąć o wiele więcej niż rok, co dla fana serii może wydawać się nie do pomyślenia. Mimo wszystko podświadomie wiedziałam, iż trzeci tom będzie tak dobry jak poprzedniczki.

"Nadzieja w sytuacji, gdy nie ma na nią miejsca, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Saba zawsze żyła w cieniu swojego złotego brata, Lugha. Tak miało być. Tak mówiły gwiazdy. Kochała go bardziej niż siebie. Kiedy nieznani napastnicy uprowadzają bliźniaka, dziewczyna nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie. Rusza na poszukiwania. Na piaskach czerwonej pustyni, w świecie zniszczonym przez człowieka, Saba musi przezwyciężyć strach i słuchać głosu serca, bo miłość przychodzi w najbardziej nieodpowiednim momencie...

I na tym mniej więcej polega cała fabuła książki.

Kolejna książka przedstawiająca postapokaliptyczny świat. W swoim czasie tematyka była bardzo popularna, sama pamiętam swoje zainteresowanie problematyką, ale, niestety, wątek powielany wielokrotnie z minimalnymi różnicami może się znudzić. A ta pozycja zdecydowanie nie wprowadza niczego nowego, jeśli jest/było się wytrawnym koneserem takiej literatury.

Debiut Moiry Young nie zrobił na mnie wrażenia. "Krwawy szlak" to pozycja zdecydowanie dla mnie obojętna, niezostawiająca żadnych skrajnych emocji. Fabuła sama w sobie mogłaby być ciekawa, gdyby autorka ujęła to w inny sposób. Wydawało mi się, że momenty, które miały nadać tempa akcji, były pisane bez dokładniejszego przemyślenia (i serc, wszystko było wymuszone). Najbardziej irytował mnie zapis dialogów, który mocno kojarzy mi się z "Drogą" McCarthy'ego. Dostrzegam mnóstwo niedociągniętych wątków (m.in. zdegradowana Ziemia - co się stało? Jak do tego doszło?), które, jeśli by się je odpowiednio rozwinęło, nadałyby odrobiny wyrazu książce.

Nieokiełznana główna bohaterka, Saba, też pozostawia wiele do życzenia. Właściwie to nie udało mi się polubić żadnej postaci. No, może Ike'a. Ale autorka stwierdziła najwyraźniej, że przewaga irytujących ludzi to dobry pomysł.

A żadna książka nie może przecież istnieć, jeśli nie ma w niej wątku miłosnego. W tym wypadku wyszło to żałośnie. Autorka wplotła miłość między głównymi bohaterami. No, nieporadnie.

Plusem jest fakt, że książkę czyta się bardzo szybko. Taki zapychacz czasu. Można sięgnąć po pozycję, jeśli nie ma niczego lepszego na półce.

Saba zawsze żyła w cieniu swojego złotego brata, Lugha. Tak miało być. Tak mówiły gwiazdy. Kochała go bardziej niż siebie. Kiedy nieznani napastnicy uprowadzają bliźniaka, dziewczyna nie ma zamiaru siedzieć bezczynnie. Rusza na poszukiwania. Na piaskach czerwonej pustyni, w świecie zniszczonym przez człowieka, Saba musi przezwyciężyć strach i słuchać głosu serca, bo miłość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jako miłośniczka fantastyki wszelakiej maści musiałam sięgnąć po tę pozycję, okrzykniętą mianem bestsellera roku. Zostałam również zachęcona bardzo dobrą serią Maas "Szklany tron", co pozwoliło mi przypuszczać, że DCiR będzie tak samo urzekający. Może autorka powtórzy sukces pierwszej serii?
Tymczasem moje przepełnione goryczą serce pękło i zastanawiam się, czy ta książka to nie jest czasem jakiś przykry żart.

Już dawno nie byłam tak zdegustowana powieścią. Rzadko mi się zdarza ten stan, gdy moje wysokie oczekiwania rozwiewają się jak poranna mgła. Doprawdy, oczekiwałam czegoś świeżego i głęboko wierzyłam, że Maas temu podoła. Oddałabym swoją duszę dla kolejnej książki. W tym momencie zostałabym bestialsko oszukana.

Dziewiętnastoletnia Feyra, jedyna żywicielka rodziny, która (kto by się spodziewał!) biegle włada łukiem, dzień w dzień prowadzi walkę o przetrwanie. Jej ojciec nie jest w stanie zapewnić dobrobyt córkom, a dwie starsze siostry Feyry nie mają najmniejszej ochoty jej pomagać. Przecież główna bohaterka nie może mieć tak łatwo, o nie!
Gdy dziewczyna zabija w lesie gigantycznego wilka, zjawia się w chacie monstrum, żądające życia za życie. Feyra zostaje zabrana do Dworu Wiosny i... od tego momentu zaczyna się udręka.

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Porażka.

Nie obserwujemy walki dziewczyny z okrutnymi fae, które pozbawiły zwykłych śmiertelników godnego życia. Chociaż Feyra na początku żywi do nich mdłą nienawiść, to de facto wystarczyło jedno maślane spojrzenie Tamlina, fae, który zabrał ją z chaty, by rozpoczął się romans, co mnie kompletnie zgorszyło. Pierwszoosobowa narracja w niczym nie pomagała, tylko sprawiała, że coraz bardziej przestawałam lubić główną bohaterkę. Jej zachowanie było irracjonalne. Ogólnie rzecz biorąc, nasza kochana dwójka została wykreowana fatalnie. Jedynie postacie drugoplanowe ratowały sytuację, gdy miałam ochotę rzucić książką o ścianę.
Akcja wlecze się niemiłosiernie, a gdyby to ode mnie zależało, to zostawiłabym jedynie połowę treści, usuwając przy okazji niebywale uciążliwe wewnętrzne monologi Feyry.

Przyznaję, koniec wybronił sens całej powieści i to o włos, jednak mojego rozczarowania nie da się tak łatwo złagodzić. Nie wiem, czy tak łatwo pozbędę się uprzedzeń do tej serii.

Jako miłośniczka fantastyki wszelakiej maści musiałam sięgnąć po tę pozycję, okrzykniętą mianem bestsellera roku. Zostałam również zachęcona bardzo dobrą serią Maas "Szklany tron", co pozwoliło mi przypuszczać, że DCiR będzie tak samo urzekający. Może autorka powtórzy sukces pierwszej serii?
Tymczasem moje przepełnione goryczą serce pękło i zastanawiam się, czy ta książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Czas i przyzwyczajenie każą mu zapomnieć, że kiedykolwiek myślał o kimś, kto ją z kolei przewyższał."

Dziewiętnastoletnia Eleonora, która jest tytułową rozważną, przeżywa miłość, niestety nieodwzajemnioną, choć pozory mogą mylić. Dziewczyna kieruje się swoją wrodzoną rozwagą i spokojem, co czasami utrudnia jej ukazywanie prawdziwych uczuć. Zupełnym przeciwieństwem jest Marianna, romantyczna osóbka, szukająca bratniej duszy i przygód...

Niesamowita historia, mająca odniesienie w teraźniejszości. Pisana lekkim piórem, utrzymywana w żartobliwym charakterze. Fabuła książki wydaje się być prosta i nad wyraz przewidywalna - autorka wykorzystuje taki sam schemat w każdym swoim dziele. To nie zmienia faktu, iż przekaz i treść znacznie się wyróżniają na tle współczesnych utworów. Żałuję, że w dzisiejszych czasach literatura klasyczna jest wręcz zaniedbywania. Przez lekturę takich książek budzi się we mnie sentyment, który jest spowodowany fascynacją minionymi czasami. Nie wiem, jak to się dzieje, ale tęsknie za ówczesną kulturą, wychowaniem i jakże odmiennym zachowaniem młodych ludzi!

Serdecznie polecam!

"Czas i przyzwyczajenie każą mu zapomnieć, że kiedykolwiek myślał o kimś, kto ją z kolei przewyższał."

Dziewiętnastoletnia Eleonora, która jest tytułową rozważną, przeżywa miłość, niestety nieodwzajemnioną, choć pozory mogą mylić. Dziewczyna kieruje się swoją wrodzoną rozwagą i spokojem, co czasami utrudnia jej ukazywanie prawdziwych uczuć. Zupełnym przeciwieństwem jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Udręką było czytanie tej książki.

Nigdy w życiu nie spotkałam się z tak przewidywalną i drętwą fabułą. Główna bohaterka jest nieznośna. Jednym słowem - porażka.

Udręką było czytanie tej książki.

Nigdy w życiu nie spotkałam się z tak przewidywalną i drętwą fabułą. Główna bohaterka jest nieznośna. Jednym słowem - porażka.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Monotonia. Jedno słowo opisujące fabułę.

Jestem kompletnie rozczarowana. Co się stało ze świetnym stylem Martina? Gdzie się podziała cała zawrotna prędkość akcji? Zamiast kolejnego wspaniałego tomu dostałam tak zwany "zapychacz".

Ale zaletą jest atrakcyjna okładka (wiadomo - serialowa, jednak serial okazuje się być w tym momencie o wiele lepszy, choć stwierdzam to z bólem serca, gdyż rzadko książka jest gorsza od adaptacji).

Nie dałam rady dobrnąć do końca. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się męczyłam podczas lektury książki. Jestem ciekawa, czy pozostałe tomy są równie nudne jak ten.

Monotonia. Jedno słowo opisujące fabułę.

Jestem kompletnie rozczarowana. Co się stało ze świetnym stylem Martina? Gdzie się podziała cała zawrotna prędkość akcji? Zamiast kolejnego wspaniałego tomu dostałam tak zwany "zapychacz".

Ale zaletą jest atrakcyjna okładka (wiadomo - serialowa, jednak serial okazuje się być w tym momencie o wiele lepszy, choć stwierdzam to z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nadal nie jestem przekonana do twórczości Trudi Canavan. Po ostatniej części "Trylogii Czarnego Maga" oczekiwałam diametralnego rozwoju umiejętności autorki. Niestety poziom nadal jest ten sam, a pod koniec "Kapłanki w bieli" nawet niższy.

Canavan ponownie serwuje nam niekończące się wątki, które nie wnoszą niczego nowego, a tylko zapychają książkę. Gdyby wyciąć wszystkie niepotrzebne sceny, jestem pewna, że powieść byłaby objętościowo krótsza o połowę.

Tak naprawdę podejrzewam, że autorka nie wprowadzi niczego nowego. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec powielające się zdarzenia (nawet jeśli chodzi o sympatię głównej bohaterki - przypadek?). Owszem, podoba mi się motyw z kapłanami, bogami, jednak zostało to nieumiejętnie rozwinięte.

Nie wiem, czy wezmę się za kolejne tomy.

Nadal nie jestem przekonana do twórczości Trudi Canavan. Po ostatniej części "Trylogii Czarnego Maga" oczekiwałam diametralnego rozwoju umiejętności autorki. Niestety poziom nadal jest ten sam, a pod koniec "Kapłanki w bieli" nawet niższy.

Canavan ponownie serwuje nam niekończące się wątki, które nie wnoszą niczego nowego, a tylko zapychają książkę. Gdyby wyciąć wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Cztery lata zajęło mi by go pokochać. Tylko cztery strony by przestać."

Jestem rozczarowana.
Tyle osób chwali tę książkę, praktycznie cały czas góruje na listach najlepszych książek, a ja nie rozumiem, na czym polega całe to zamieszanie, kompletnie zresztą bezpodstawne.
Owszem, każde pozycja ma swoje wady i zalety. Jedną z pozytywnych stron tej książki jest ciekawa forma. Do tej pory nie miałam przyjemności spotkać się z takową. Akcja toczy się tylko 9 listopada, w rocznicę tragicznego wypadku, który zmienił życie naszej kochanej Fallon - byłej aktorce, nadal podążającej za marzeniami. Nie mamy pojęcia, co się dzieje z bohaterami w inne dni roku - za to mogę dać plusa.
Natomiast fabuła jest nadzwyczajnie nierealistyczna.
Nie wymagam od książek pełnej zgodności ze światem rzeczywistym - na tym mniej więcej ma polegać cały urok książek - ale to, co autorka wymyśliła, jest dla mnie wielką przesadą.
Czasami uśmiechałam się pod nosem na skutek dowcipnych uwag, lecz o wiele częściej łapałam się za głowę, gdy fabuła zaczynała pochodzić pod pewien rodzaj nieudanego żartu.
Gdzie są moje obiecane łzy? Wielkie zaskoczenie zakończeniem?

"Cztery lata zajęło mi by go pokochać. Tylko cztery strony by przestać."

Jestem rozczarowana.
Tyle osób chwali tę książkę, praktycznie cały czas góruje na listach najlepszych książek, a ja nie rozumiem, na czym polega całe to zamieszanie, kompletnie zresztą bezpodstawne.
Owszem, każde pozycja ma swoje wady i zalety. Jedną z pozytywnych stron tej książki jest ciekawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Gildia magów" zaciekawiła mnie swoim opisem. Byłam wręcz pewna, że dostanę to, czego się spodziewam po takiej miłej zachęcie z tyłu okładki. Jednak nikt nie uprzedził mnie, że będę zmuszona czekać na rozwój akcji przez połowę książki.

Doceniam starania autorki i fakt, że wymyśliła zastępcze nazwy zwykłych przedmiotów/zwierząt (przecież to jest takie typowe dla fantastyki!), jednakże to wcale do mnie nie przemówiło. Wręcz przeciwnie, byłam zirytowana. Lektura ciągnęła mi się wiekami. To jest nie do pomyślenia. Kolejnym minusem była główna bohaterka, Sonea, pozostająca zupełnie bez wyrazu. Bardziej zaciekawili mnie magowie, którzy zostali, według mnie, staranniej wykreowani.

Boję się kontynuować trylogię. Z chęcią rzuciłabym pierwszy tom w kąt i zaczęła coś nowego, ale ja tak łatwo się nie poddaję. Pozostaje mi nadzieja, że kolejne tomy będą odrobinę lepsze.

"Gildia magów" zaciekawiła mnie swoim opisem. Byłam wręcz pewna, że dostanę to, czego się spodziewam po takiej miłej zachęcie z tyłu okładki. Jednak nikt nie uprzedził mnie, że będę zmuszona czekać na rozwój akcji przez połowę książki.

Doceniam starania autorki i fakt, że wymyśliła zastępcze nazwy zwykłych przedmiotów/zwierząt (przecież to jest takie typowe dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Doceniam fakt, że Kiera Cass chciała nam pokazać, co było dalej, a przede wszystkim zobrazować życie Ami i Maxona po wydarzeniach w "Jedynej", ale, ale! Główną bohaterką zostaje Eadlyn, córka naszej kochanej pary. Przetrwałam, do rękoczynu nie doszło, lecz dosłownie miałam ochotę parę razy dać jej mocnego pstryczka w nos.

Rozpuszczona, wredna, nieokazująca nikomu szacunku. Oto jak ją zapamiętałam. Daję ogromnego minusa, ponieważ nie tak wyobrażałam sobie pierworodną królewskiej pary. Przez to przebrnięcie przez większą część książki było torturą, nie tego się spodziewałam. Znowu Eliminacje?! Liczyłam na świeży pomysł, a nie odgrzewane kotlety. Przyznaję, że czasami akcja mnie zaskakiwała, ale praktycznie cały czas starałam się udawać uprzejme zainteresowanie. Na szczęście w pewnym momencie nuda się kończy, a rozpoczyna prawdziwa akcja, tylko szkoda, że pod koniec książki.

Dlaczego dałam aż tak wysoką ocenę? Przez sentyment do poprzednich części, które były o niebo lepsze. Wierzę, że seria się jeszcze zrehabilituje.

Doceniam fakt, że Kiera Cass chciała nam pokazać, co było dalej, a przede wszystkim zobrazować życie Ami i Maxona po wydarzeniach w "Jedynej", ale, ale! Główną bohaterką zostaje Eadlyn, córka naszej kochanej pary. Przetrwałam, do rękoczynu nie doszło, lecz dosłownie miałam ochotę parę razy dać jej mocnego pstryczka w nos.

Rozpuszczona, wredna, nieokazująca nikomu szacunku....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Myślałam, że dawno wyrosłam z tematyki księżniczek, mających miłosne dylematy. Tak naprawdę nigdy mnie to aż tak nie interesowało. Po prostu były mi obojętne, istniały, ponieważ rówieśniczki kochały bajki o książętach i księżniczkach.

Ostatnio miałam wstręt do książek młodzieżowych - przeczytałam zbyt wiele "dzieł" o nieudanych trójkątach miłosnych, by mogło mnie coś zaskoczyć albo zaciekawić. Z tego powodu pojawia się pytanie: jakim cudem "Elita" tak mi się spodobała?

Nadal się dziwię, dlaczego "Rywalki" oraz "Elita" Kiery Cass uwiodły mnie swoją prostotą. Co w nich jest, że seria ma coraz większą rzeszę fanek? Po lekturze drugiej części słynnego cyklu, stwierdzam jednogłośnie, iż Cass słusznie osiągnęła rozgłos. Jest to żywy przykład, że banalność może być kluczem do sukcesu.

Oczywiście istnieją zastrzeżenia. Dla jednych przewidywalność może być wadą, a dla drugich - zaletą. Zaliczam się do tej drugiej kategorii (choć nie zawsze, czasem to irytuje) i może dlatego tak szybko połknęłam tę część. "Elita" momentami była przesłodzona, a Ami, główna bohaterka, potrafiła mnie wyprowadzić z równowagi. Jej niezdecydowanie było najgorszym elementem książki, dlatego nie mogę ocenić tomu za wysoko. Mdlące elementy również nie sprzyjały (czego mogłam się spodziewać, jeśli to jest motyw przewodni?). Mimo wszystko udało mi się przetrwać do końca i mogę polecić książkę osobom, które się nudzą i szukają dobrego sposobu na odmóżdżenie :)

Myślałam, że dawno wyrosłam z tematyki księżniczek, mających miłosne dylematy. Tak naprawdę nigdy mnie to aż tak nie interesowało. Po prostu były mi obojętne, istniały, ponieważ rówieśniczki kochały bajki o książętach i księżniczkach.

Ostatnio miałam wstręt do książek młodzieżowych - przeczytałam zbyt wiele "dzieł" o nieudanych trójkątach miłosnych, by mogło mnie coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zaskoczyła mnie banalność fabuły. I, o dziwo, jestem tym światem urzeczona. Polubiłam głównych bohaterów i ciągle chcę wiedzieć, co było dalej.

Tak naprawdę długo nie mogłam zabrać się do lektury "Rywalek". Obawiałam się zwykłego romansidła, które jak zwykle zakończy się pomyślnie dla bohaterki. Może po prostu brakowało mi typowej literatury dla młodzieży, ale naprawdę spodobała mi się ta książka. Wielkie brawa.

Zaskoczyła mnie banalność fabuły. I, o dziwo, jestem tym światem urzeczona. Polubiłam głównych bohaterów i ciągle chcę wiedzieć, co było dalej.

Tak naprawdę długo nie mogłam zabrać się do lektury "Rywalek". Obawiałam się zwykłego romansidła, które jak zwykle zakończy się pomyślnie dla bohaterki. Może po prostu brakowało mi typowej literatury dla młodzieży, ale naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wolę zginąć, domagając się sprawiedliwości, niż umrzeć samotnie w więzieniu, które sama sobie stworzyłam."

Jestem piekielnie zła, że to skończyło się w ten sposób. Złość i rozczarowanie nie znają granic. Mam ochotę krzyczeć i walić głową o ścianę, byle tylko zapomnieć o tej przykrej niespodziance.

"Dar Julii" miał być epickim zakończeniem, czymś, co sprawi, że pożegnamy się z trylogią jako przyjaciele. Naprawdę, przystąpiłam do lektury z pozytywnym nastawieniem. Wmawiałam sobie, że wszytko gra, to będzie najlepsza część. A tutaj dostaję taki podarunek za dobre chęci.

Przyznaję to z niechęcią, lecz ta książka to lekkie nieporozumienie. Mafi chyba zapomniała, iż to miała być dystopia z romansem w tle, nie na odwrót. Doprawdy, wyszło na to, że ponad 75% tej książki to rozterki w życiu uczuciowym Julii (och, nie wiem, co do niego czuję, ojej, nie mogę z nim być, nie chcę go skrzywdzić, bla, bla, bla). Tylko ostatnie strony wprowadzają jakieś niemrawe elementy świata w przyszłości. Czyżby wyczerpały się chęci do porządnego zakończenia?

Nie będę się czepiała takich "drobnostek" w fabule. Bardziej razi w oczy zmiana w zachowaniu bohaterów. Julia na początku serii była cicha i skromna, niepewna siebie i zakompleksiona, wystraszona. Fakt faktem, denerwowała mnie. Ale teraz? Kompletnie jej nie rozumiem. Owszem, przestała być nieznośna, lecz w zamian za to jest rozdarta emocjonalnie. Chyba wreszcie dorosłam, bo przestał mnie interesować wątek zagubionej miłości. A Warner? Co się stało z tym "typem"? Dlaczego stał się taką ciepłą kluchą? Może i miłość zmienia ludzi (i on stał się nawet zabawny, chwała mu), ale bez przesady. Najwyraźniej mam spaczony gust.

Nie wiem, czy wrócę do tej trylogii. Rozpoczęła się bardzo dobrze, a zakończyła przeciętnie. Przykro mi.

"Wolę zginąć, domagając się sprawiedliwości, niż umrzeć samotnie w więzieniu, które sama sobie stworzyłam."

Jestem piekielnie zła, że to skończyło się w ten sposób. Złość i rozczarowanie nie znają granic. Mam ochotę krzyczeć i walić głową o ścianę, byle tylko zapomnieć o tej przykrej niespodziance.

"Dar Julii" miał być epickim zakończeniem, czymś, co sprawi, że pożegnamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Nie ufaj nikomu i niczemu. Nawet własnym uczuciom."

Gwendolyn powoli utwierdza się w przekonaniu, że hrabia de Saint Germain nie jest taki, za jakiego się podaje. Oślepiona Loża bezgranicznie ufa każdemu słowu, dążą do zamknięcia Kręgu - brakuje jeszcze krwi kilku podróżników w czasie. Dziewczyna musi poradzić sobie z niekontrolowanymi uczuciami do Gideona de Villiersa. Czy Gwendolyn okryje, dlaczego Lucy i Paul ukradli chronograf? I dlaczego podróże do przeszłości są niebezpieczne?

To dopiero mój drugi raz, gdy spotykam się z twórczością Kerstin Gier. Książkę pochłonęłam w dwa dni i nie żałuję czasu spędzonego podczas lektury. To była świetna wyprawa w świat, w którym istnieją podróże w czasie. Fascynująca fabuła, oryginalni bohaterowie, już mniej idealny wątek miłości - tylko wtedy czułam niesamowitą irytację. Przywodzi na myśl Willa Herondale'a z Diabelskich Maszyn, Gideon stara się odtrącić ukochaną, gdyż ich miłość będzie wykorzystana bla, bla, bla... Dlatego odejmuję jedną gwiazdkę. Reszta - wyśmienita.

"Nie ufaj nikomu i niczemu. Nawet własnym uczuciom."

Gwendolyn powoli utwierdza się w przekonaniu, że hrabia de Saint Germain nie jest taki, za jakiego się podaje. Oślepiona Loża bezgranicznie ufa każdemu słowu, dążą do zamknięcia Kręgu - brakuje jeszcze krwi kilku podróżników w czasie. Dziewczyna musi poradzić sobie z niekontrolowanymi uczuciami do Gideona de Villiersa....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dziwię się, że do tej pory nie sięgnęłam po "Czerwień rubinu" pani Gier. Dużo straciłam. Oj, dużo.

Nigdy, ale to n i g d y od czasów "Harry'ego Pottera" i "Czerwonej królowej" nie byłam tak zafascynowana książką. To nie do pomyślenia, że niby pospolity wątek, czyli podróże w czasie, będzie umiejscowiony w idealnie wykreowanym świecie. Na pozór nudny motyw biednej i pokrzywdzonej dziewczyny, która wychowywała się w cieniu zdolnej kuzynki, aż do czasu, gdy odkrywa w sobie gen, który umożliwia przeniesienie się do przeszłości. Trochę oklepany i powszechny temat, lecz w nowszym wydaniu. Jest to naprawdę oryginalna powieść, lekka i przyjemna w lekturze.

Mogłabym pisać godzinami, jednak ograniczę się do dwóch słów - gorąco polecam!

Dziwię się, że do tej pory nie sięgnęłam po "Czerwień rubinu" pani Gier. Dużo straciłam. Oj, dużo.

Nigdy, ale to n i g d y od czasów "Harry'ego Pottera" i "Czerwonej królowej" nie byłam tak zafascynowana książką. To nie do pomyślenia, że niby pospolity wątek, czyli podróże w czasie, będzie umiejscowiony w idealnie wykreowanym świecie. Na pozór nudny motyw biednej i...

więcej Pokaż mimo to