-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2022-05-19
2022-07-01
Otwierające album opowiadanie Trollowy most jest najlepszym przykładem talentu brytyjskiego autora. Opowieść zaczyna się od błahego wspomnienia, jak to dawno temu przez Anglię regularnie przejeżdżały pociągi, po których to zostały jedynie torowiska. W tych to czasach, gdy kolej odeszła do lamusa poznajemy Jacka – również z perspektywy wspomnienia – który, jak to dzieciak, wykazywał się olbrzymią ciekawością. To ona sprawiła, że pewnego letniego dnia podążył dopiero co odkrytą ścieżką wprost ku niewielkiemu mostowi, zamieszkiwanemu przez tytułowego trolla. Ten, jak na wygłodniałego potwora przystało, zagroził chłopcu pożarciem, młodzieniec jednak poprosił o darowaniu mu życia i przyrzekł powrót w stosownym czasie.
W tej niepozornie zapowiadającej opowieści skrywa się niebywała głębia traktująca nie tylko o dziecięcej ciekawości i chęci ratowania własnej skóry, ale przede wszystkim o zwykłym, pospolitym egoizmie i tchórzostwie. Czytelnicy śledzą perypetie głównego bohatera od momentu jego niefortunnej wycieczki zakończonej wizytą w legowisku trolla, przez okres dorastania i ponowną, przypadkową wizytę pod tytułowym mostem, aż do chwili, gdy ów zakłada – a potem na własne życzenie traci – rodzinę. Jednak Gaiman wyszedł poza ramy kolejnej opowieści, wieńcząc ją morałem jak z najlepszej bajki. Karma wraca, zaś chłopak przyjmuje karę za swoje zachowanie.
Świetna historia uzupełniona została równie bajeczną oprawę graficzną autorstwa Colleena Dorana. Czytelna i przejrzysta kreska na swój sposób sprawia wrażenie sennej mary, którą odwiedzają czytelnicy. Ten styl fantastycznie pasuje do narracji, będącej przecież wspomnieniem czynów niby popełnionych wieki temu, jednakże bardzo żywych w pamięci głównego bohatera.
Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach jest tekstem dalece różnym w formie i koncepcji. Tym razem dwóch kumpli planuje wkręcić się na imprezę, nie będąc nimi tak do końca zaproszonymi. Po prawdzie to jeden z nich ma plany bliższego poznania nowych "lasek", podczas gdy Enn… Enn po prostu chciałby przełamać nieśmiałość względem płci przeciwnej. Jednak prywatka, na którą się wpraszają, okazuje się niezwykłym doznaniem, zaś piękne dziewoje… Nie, nie są wampirzycami, lecz…
I to niedomówienie jest bodajże najbardziej rozpoznawalnym trikiem brytyjskiego autora. Dwójka przyjaciół nawiązuje kontakt z dziewczętami o niespotykanej urodzie oraz zaskakującym pochodzeniu. W tym opowiadaniu czytelnik znajdzie sporo gagów sytuacyjnych, kiedy to Enn za wszelką cenę próbuję pokonać swoje braki w "small talkach" w zamian zaś otrzymując przedziwne historyjki. Żeby jednak nie było zbyt nudno, finał jest widowiskowy oraz szalenie tajemniczy. Gaiman nie sili się na dziwaczne, prawdopodobnie groteskowe wyjaśnienia, w zamian pozwalając, by przemawiała wyobraźnia.
Po raz drugi – i nie ostatni – warto podkreśli współgranie oprawy graficznej z opowieścią. Na pierwszy rzut oka ilustracje Fabio Moona oraz Gabriela Ba są pospolite, wręcz dziecięce; dominują pastelowe barwy, zaś kreska przywodzi na myśl lekkie, humorystyczne komiksy. Jednak już po chwili ich odbiór ulega zdecydowanej poprawie: świetnie oddają bowiem swoistą desperację Enna, pewność siebie jego towarzysza, czy nietypowy wygląd oraz zachowanie dziewcząt.
Ostatni tekst, tytułowy Szkło, śnieg i jabłka to prawdziwy crème de la crème, niezależnie od tego czy ktoś jest miłośnikiem konkretnie Gaimana, czy po prostu lubi dobre opowieści. Brytyjczyk zaprezentował tutaj pełną maestrię: wziął na warsztat klasyczną bajkę o królewnie Śnieżce, zamienił miejscami charaktery macochy i pasierbicy, dodatkowo czyniąc tę drugą zimnym i pozbawionym uczuć wampirem.
Efektem jest niezwykle klimatyczna, a zarazem bardzo smutna opowieść, w trakcie której czytelnicy śledzą zmagania pomiędzy królową i jej demoniczną konkurentką, zaś przyjemność płynąca z lektury wzmocniona została przez rozliczne smaczki bezpośrednio nawiązujące do klasycznej bajki. Także finał dalece wychodzi poza ramy, które można by nazwać "sztampą", ale tego akurat zdradzić nie wolno.
W mistrzowską narrację idealnie wkomponowała się warstwa graficzna Coleen Doran, przenosząca czytelnika w świat bajki uchwyconej… we śnie, a może na witrażach w dawno zapomnianej świątyni. Ciemne tony fantastycznie współgrają z bladością skóry, złoceniami ozdób oraz obowiązkowym szkarłatem. Z kart komiksu bije bizantyjski przepych, a jednocześnie nic nie traci na swojej wymowie, nawet jeśli rysowniczce zdarzają się nieco słabsze kadry.
Wieńcząc recenzję, warto napisać wprost: to jest Neil Gaiman, którego twórczość pokochali czytelnicy: bawiący się, wydawałoby się, oklepanymi historiami, przełamujący schematy, z perfekcyjnie poprowadzoną narracją. Każda z trzech opowieści pobudza wyobraźnię, jednocześnie pozostawiając czytelnikowi pole do swobodnej interpretacji wydarzeń oraz zachowań wyraziście zarysowanych bohaterów. Nie zabrakło również miejsca na subtelnie zaserwowane moralizatorstwo, zaś całość przyobleczona została w udaną szatę graficzną. Zatem nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po Szkło, śnieg i jabłka oraz inne historie.
Otwierające album opowiadanie Trollowy most jest najlepszym przykładem talentu brytyjskiego autora. Opowieść zaczyna się od błahego wspomnienia, jak to dawno temu przez Anglię regularnie przejeżdżały pociągi, po których to zostały jedynie torowiska. W tych to czasach, gdy kolej odeszła do lamusa poznajemy Jacka – również z perspektywy wspomnienia – który, jak to dzieciak,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-02-07
Koszmary gwarantują dwa kwadranse lektury podszytej grozą. I jeśli miałbym wskazać jakiś słaby punkt programu, to będzie potężny niedosyt wynikający z długości tych czterech utworów. Jednak, mimo że treść zdecydowanie nie należy do najbardziej rozbudowanych, kapitalna atmosfera tajemniczości i pietyzm wykonania z nawiązką wynagradzają ten brak. Finalnie komiks można polecić nie tylko miłośnikom Cthulhu, ale również kolekcjonerom zbierającym komiksy ze względu na warstwę wizualną oraz fanom wszelkiej maści historii z pogranicza horroru.
Koszmary gwarantują dwa kwadranse lektury podszytej grozą. I jeśli miałbym wskazać jakiś słaby punkt programu, to będzie potężny niedosyt wynikający z długości tych czterech utworów. Jednak, mimo że treść zdecydowanie nie należy do najbardziej rozbudowanych, kapitalna atmosfera tajemniczości i pietyzm wykonania z nawiązką wynagradzają ten brak. Finalnie komiks można polecić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-29
Oj, dziwny to komiks. Leo (tym razem w duecie) jak zwykle zaczął z przytupem serwując interesującą intrygę w swoim stylu. Niestety! Para zaczęła zbyt szybko uchodzić i im dalej, tym mniej ciekawie, zbyt schematycznie, momentami wręcz nudno. Szkoda.
Oj, dziwny to komiks. Leo (tym razem w duecie) jak zwykle zaczął z przytupem serwując interesującą intrygę w swoim stylu. Niestety! Para zaczęła zbyt szybko uchodzić i im dalej, tym mniej ciekawie, zbyt schematycznie, momentami wręcz nudno. Szkoda.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-16
Skomplikowany, rozsypany niczym mozaika, a jednocześnie przeplatający się scenariusz jest wymagający, zmuszający do regularnego wracania do wcześniejszych stron i uważnego śledzenia wątków. Nawet wówczas zamysł autora nie zawsze jest klarowny. Jednak sięgając po album w pełni świadomie oraz poświęcając należytą ilość czasu, można delektować się nietuzinkową historią w pięknym wykonaniu. Pod tym warunkiem utwór Bilala zapewni kilka godzin niełatwej, lecz skłaniające do refleksji lektury.
Skomplikowany, rozsypany niczym mozaika, a jednocześnie przeplatający się scenariusz jest wymagający, zmuszający do regularnego wracania do wcześniejszych stron i uważnego śledzenia wątków. Nawet wówczas zamysł autora nie zawsze jest klarowny. Jednak sięgając po album w pełni świadomie oraz poświęcając należytą ilość czasu, można delektować się nietuzinkową historią w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-10
Calamity Jane – a właściwie Martha Jane Cannary-Burke – mimo że jest postacią historyczną, to za sprawą swojej wyjątkowości przeszła do legendy, inspirując przynajmniej kilku producentów filmowych, pisarzy, jak również francuskiego scenarzystę komiksowego, Thierry'ego Glorisa.
Uprzedzając pytania trzeba jednak wyjaśnić, że Dziki Zachód nie jest biografią drobiazgowo odtwarzającą losy Calamity Jane; zresztą taka opowieść niekoniecznie musiałaby porwać serca odbiorców. Gloris prezentuje uproszczoną historię, a w zasadzie lata dojrzewania Marthy i jej metamorfozę w kobietę zdolną do walki o swoje bezpieczeństwo w świecie, gdzie prawo jest ledwie dodatkiem do brutalnej rzeczywistości.
Na kadrach pojawiają się bezwzględni stręczyciele, szeryf, który już dawno rozminął się z obowiązkami, przemysłowiec kierujący się zyskiem i wreszcie łowca nagród, niejako z obowiązku pełniący funkcję ostatniego sprawiedliwego. Zresztą w tej ostatniej roli pojawia się inna postać historyczna, amerykański bohater Dziki Bill Hickok.
Równie jednak ważna jak sama Calmity jest szersza perspektywa opowiadająca o Dzikim Zachodzie jako krainie nieprzyjaznej kobietom, nawet jak na realia XIX wieku. Instrumentalnie traktowana płeć piękna zobrazowana została jako przedmiot w rękach mężczyzn nie stroniących od szantażu, a często też zwykłej przemocy. W tym kontekście wyjątkowość oraz siła bohaterki zapewniają jej dodatkową sympatię ze strony czytelnika, śledzącego wykuwanie charakteru Calamity.
Wartki scenariusz podkreśla efektowna szatra graficzna. Jacques Lamontagne ujmuje serce nie tylko pełnymi detali ilustracjami oraz bogatą paletą kolorów, ale też efekciarskimi kadrami. Rysownik nie stroni od ujęć filmowych, popisując się przy tym swoimi umiejętnościami, a te są rewelacyjne. Jeśli można porównać oprawę graficzną do jakiejś innej serii, to mogłaby być tylko Murena ołówka Philippe'a Delaby'ego. Co prawda czasami kreska może wydawać się nieco zbyt sterylna jak na wszechogarniające brud i przemoc, mi osobiście to jednak nie przeszkadzało. Terytorium Dakoty, wówczas jeszcze dzikie, z nielicznymi skupiskami cywilizacji, widziane oczyma ilustratora pobudza wyobraźnię i pieści zmysł estety.
Calamity Jane zasadniczo ma tylko jedną wadę: kończy się zbyt szybko, urywa tuż po finałowej kulminacji, pozostawiając odbiorcę ze świadomością, że to nie był koniec przygód bohaterki, lecz ledwie ich początek. Dlatego też tekst należy zwieńczyć dobrą informacją: najsłynniejsza kobieta rewolwerowiec jeszcze wróci. I ja na ten powrót będę czekał z wielką niecierpliwością.
Calamity Jane – a właściwie Martha Jane Cannary-Burke – mimo że jest postacią historyczną, to za sprawą swojej wyjątkowości przeszła do legendy, inspirując przynajmniej kilku producentów filmowych, pisarzy, jak również francuskiego scenarzystę komiksowego, Thierry'ego Glorisa.
Uprzedzając pytania trzeba jednak wyjaśnić, że Dziki Zachód nie jest biografią drobiazgowo...
2020-10-05
Batman Imposter, bo o tym tytule mowa, jest w pełni zamkniętą, samodzielną historią traktującą o początkach kariery Mrocznego Rycerza, kiedy ów faktycznie był jeszcze młodzieńcem. W opowieści, której autorem jest Mattson Tomlin, Bruce Wayne z pełną determinacją przywdziewa maskę Batmana, przyświeca mu też jasny cel, jakim jest walka z wszechobecną w Gotham przestępczością, jednak w dalszym ciągu musi płacić swoiste "frycowe". Ledwo mieszkańcy zaufali tajemniczemu mścicielowi, a już reputacja ich tajemniczego obrońcy legła w gruzach.
Sytuacja, w której znalazł się Bruce, jest nie tylko punktem startu dla dalszych działań właściwych dla tego bohatera, lecz jest również płaszczyzną do znacznie bardziej subtelnych rozważań natury etycznej. Pomimo nieakceptowalnej brutalności ze strony fałszywego Batmana, Bruce dochodzi do ciekawych konkluzji; niekiedy są to jego właśnie przemyślenia, czasami zaś adwersarz artykułuje je wprost – że pomimo szczerych chęci, popełnił szereg błędów, pośrednio przyczyniając się do zwolnienia z więzień kilkunastu skazanych wcześniej bandytów. To w pewnym sensie uzasadnia działania rywala, paradoksalnie wymierzającego sprawiedliwość.
To stawia czytelników przed ciekawym dylematem oraz osądem do wykonania: do jakiego stopnia można przymknąć oko na samowolne egzekucje bandytów, którzy poniekąd powinni ponieść karę. Ale znowu, czy wymierzanie kary, nawet jeśli słusznej, może mieć charakter pokazowej samowolki? Cóż, ocena należy do odbiorców.
Ale również samym Brucem targają potężne wątpliwości. Co do zasady młody jeszcze chłopak świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że jego czyste chęci otworzyły pięknie wybrukowaną drogę do piekła. Co więcej, wbrew sobie musi podążyć tą ścieżką i z pełną świadomością sięgnąć po sztukę manipulacji, nawet względem osób, które w dzieciństwie doświadczyły identycznej traumy jak on. Ogólnie pogłębiony portret psychologiczny głównego bohatera nadaje fabule głębi, będąc jednym z głównych atutów.
Oczywiście scenarzysta nie ograniczył się tylko do rozmaitych rozważań o naturze winy i kary i znalazło się miejsce na specjalność zakładu, czyli pościgi, bijatyki, oraz typowo gackowe gadżety. Nie stanowią one jednak esencji rozrywki, lecz współtworzą świetną całość.
Pozytywny odbiór wzmacnia znakomita oprawa graficzna autorstwa Andrei Sorrentino. Ilustracje podkreślają ciężki, depresyjny klimat, emocje na twarzach bohaterów świetnie oddają targające nimi emocje, zaś fotorealistyczne wstawki bardzo udanie kontrastują z typowo komiksową kreską. Efekt pracy Sorrentito udowadnia, że nie zawsze kreska musi obfitować w detale – wystarczy, że współgra z historią, wydobywając na pierwszy plan rzeczy najistotniejsze, w mroku zaś skrywają te elementy, które pozostać mają jedynie w sferze wyobraźni.
Komiksy o superbohaterach – w tym także o Batmanie – łatwo poleca się ich fanom, a znacznie trudniej osobom nie będących miłośnikami tej konwencji. A jednak, Batman Imposter niezwykle łatwo jest polecić wszystkim fanom dobrych komiksów. Bo recenzowany album taki właśnie jest: przejmujący, gorzki, inteligentny, ale też przykuwający uwagę od pierwszej do ostatniej strony.
Batman Imposter, bo o tym tytule mowa, jest w pełni zamkniętą, samodzielną historią traktującą o początkach kariery Mrocznego Rycerza, kiedy ów faktycznie był jeszcze młodzieńcem. W opowieści, której autorem jest Mattson Tomlin, Bruce Wayne z pełną determinacją przywdziewa maskę Batmana, przyświeca mu też jasny cel, jakim jest walka z wszechobecną w Gotham przestępczością,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to