-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
Aelin Galathynius została pojmana przez złą królową Maeve, która każdy kolejny dzień jej życia zamienia w piekło. Poddaje ją wymyślnym torturom, które mogłyby złamać niemal każdego. Książę Fae i jednocześnie towarzysz, nie zaprzestaje poszukiwać swojej ukochanej, mimo że czas nieubłaganie ucieka. Rowan zrobi wszystko i stoczy niejedną bitwę, by tylko odzyskać Aelin.
"Szklany tron", to seria, która rozpoczęła moją przygodę z twórczością Sarah J. Maas. Każdy kolejny tom czytałam z takim samym zainteresowaniem i przeżywałam losy bohaterów. Dlatego świadomość, że ta seria dobiega końca nie działała na mnie optymistycznie. Postanowiłam zatem jak najdłużej delektować się przygodami Aelin. W przypadku recenzji "Królestwa popiołów" nie ma sensu skupiać się na dokładnym przybliżeniu fabuły, gdyż dla osób, które nie sięgnęły jeszcze po ten tom, mógłby to być duży spojler. Dlatego skoncentruję się na moich wrażeniach z lektury. Po dramatycznym zakończeniu poprzedniego tomu długo zastanawiałam się, jak autorka zdecyduje się poprowadzić dalej tę historię. Niektóre zabiegi udało mi się przewidzieć, inne były totalnym zaskoczeniem. Całość ma ponad tysiąc stron, więc każdemu z bohaterów zostało poświęcone sporo czasu. Akcja właściwa nie kręci się już tylko wokół miłości Aelin i Rowana, ale także dużo czytamy o Manon, Dorianie, Aedionie, Chaolu, Yrene, Lorcanie, Elide. Na przestrzeni tych kilku tomów, każda z tych postaci przeszła większą lub mniejszą przemianę. Każdą z nich za coś kocham, lubię i szanuję. Każda z nich coś poświęciła dla większego dobra, dla lepszego jutra. Nie zawsze zgadzałam się z wizją Sarah J. Maas, często złościłam się o to, jakie kłody rzuca pod nogi moim ulubionym bohaterom. Były także chwile podniosłe, wzruszające, zabawne, a nawet przerażające. Cieszę się, że wątki zostały zgrabnie poprowadzone do końca i rozwiązane. Co prawda, niektóre z nich mi się dłużyły albo wzbudzały zniecierpliwienie, ale jak wiadomo, nic nie jest doskonałe. To, co zdecydowanie zachwyci każdego czytelnika to warsztat pisarski autorki, który z powieści na powieść jest coraz lepszy. Lekki styl, wspaniała kreacja bohaterów i epicka historia sprawia, że nie da się oderwać od czytania. Każdy kolejny rozdział przynosił wiele skrajnych emocji i wzmagał moją ciekawość. Zwroty akcji niejednokrotnie przyspieszały bicie serca, a interakcje bohaterów wywoływały uśmiech na twarzy. Tak jak mogłam przypuszczać, zakończenie było zaskakujące i godne pióra Maas!
"Królestwo popiołów" to wspaniałe zwieńczenie serii, która zachwyciła czytelników na całym świecie. Aby się o tym przekonać, należy po raz ostatni zagłębić się w ten fantastyczny świat i spotkać się z bohaterami, którym kibicowaliśmy przez sześć części. Ze swojej strony gorąco polecam i zachęcam się do zapoznania z losami Aelin Galathynius i jej przyjaciół.
Aelin Galathynius została pojmana przez złą królową Maeve, która każdy kolejny dzień jej życia zamienia w piekło. Poddaje ją wymyślnym torturom, które mogłyby złamać niemal każdego. Książę Fae i jednocześnie towarzysz, nie zaprzestaje poszukiwać swojej ukochanej, mimo że czas nieubłaganie ucieka. Rowan zrobi wszystko i stoczy niejedną bitwę, by tylko odzyskać Aelin.
...
Aelin Galathynius została pojmana przez złą królową Maeve, która każdy kolejny dzień jej życia zamienia w piekło. Poddaje ją wymyślnym torturom, które mogłyby złamać niemal każdego. Książę Fae i jednocześnie towarzysz, nie zaprzestaje poszukiwać swojej ukochanej, mimo że czas nieubłaganie ucieka. Rowan zrobi wszystko i stoczy niejedną bitwę, by tylko odzyskać Aelin.
"Szklany tron", to seria, która rozpoczęła moją przygodę z twórczością Sarah J. Maas. Każdy kolejny tom czytałam z takim samym zainteresowaniem i przeżywałam losy bohaterów. Dlatego świadomość, że ta seria dobiega końca nie działała na mnie optymistycznie. Postanowiłam zatem jak najdłużej delektować się przygodami Aelin. W przypadku recenzji "Królestwa popiołów" nie ma sensu skupiać się na dokładnym przybliżeniu fabuły, gdyż dla osób, które nie sięgnęły jeszcze po ten tom, mógłby to być duży spojler. Dlatego skoncentruję się na moich wrażeniach z lektury. Po dramatycznym zakończeniu poprzedniego tomu długo zastanawiałam się, jak autorka zdecyduje się poprowadzić dalej tę historię. Niektóre zabiegi udało mi się przewidzieć, inne były totalnym zaskoczeniem. Całość ma ponad tysiąc stron, więc każdemu z bohaterów zostało poświęcone sporo czasu. Akcja właściwa nie kręci się już tylko wokół miłości Aelin i Rowana, ale także dużo czytamy o Manon, Dorianie, Aedionie, Chaolu, Yrene, Lorcanie, Elide. Na przestrzeni tych kilku tomów, każda z tych postaci przeszła większą lub mniejszą przemianę. Każdą z nich za coś kocham, lubię i szanuję. Każda z nich coś poświęciła dla większego dobra, dla lepszego jutra. Nie zawsze zgadzałam się z wizją Sarah J. Maas, często złościłam się o to, jakie kłody rzuca pod nogi moim ulubionym bohaterom. Były także chwile podniosłe, wzruszające, zabawne, a nawet przerażające. Cieszę się, że wątki zostały zgrabnie poprowadzone do końca i rozwiązane. Co prawda, niektóre z nich mi się dłużyły albo wzbudzały zniecierpliwienie, ale jak wiadomo, nic nie jest doskonałe. To, co zdecydowanie zachwyci każdego czytelnika to warsztat pisarski autorki, który z powieści na powieść jest coraz lepszy. Lekki styl, wspaniała kreacja bohaterów i epicka historia sprawia, że nie da się oderwać od czytania. Każdy kolejny rozdział przynosił wiele skrajnych emocji i wzmagał moją ciekawość. Zwroty akcji niejednokrotnie przyspieszały bicie serca, a interakcje bohaterów wywoływały uśmiech na twarzy. Tak jak mogłam przypuszczać, zakończenie było zaskakujące i godne pióra Maas!
"Królestwo popiołów" to wspaniałe zwieńczenie serii, która zachwyciła czytelników na całym świecie. Aby się o tym przekonać, należy po raz ostatni zagłębić się w ten fantastyczny świat i spotkać się z bohaterami, którym kibicowaliśmy przez sześć części. Ze swojej strony gorąco polecam i zachęcam się do zapoznania z losami Aelin Galathynius i jej przyjaciół.
Aelin Galathynius została pojmana przez złą królową Maeve, która każdy kolejny dzień jej życia zamienia w piekło. Poddaje ją wymyślnym torturom, które mogłyby złamać niemal każdego. Książę Fae i jednocześnie towarzysz, nie zaprzestaje poszukiwać swojej ukochanej, mimo że czas nieubłaganie ucieka. Rowan zrobi wszystko i stoczy niejedną bitwę, by tylko odzyskać Aelin.
...
Dzieciństwo Jude, jej bliźniaczki Taryn i starszej Vivi kończy się wraz ze straszliwym morderstwem jej rodziców. Do ich domu wkracza przerażający Madok, który chce odzyskać swą córkę i w efekcie zabija i obiera im śmiertelny świat. Mężczyzna zabiera elfią Vivien do swojego magicznego świata i decyduje się wychować również ludzkie bliźniaczki. Tym oto sposobem Jude niewiele pamięta z życia sprzed Elysium, które jest magiczną krainą elfów i innych niezwykłych stworzeń. W taki sposób domem Jude Duart staje się dwór Madoka, a jej państwem Kraina Elfów. Będąc już nastolatką, razem z siostrą chodzi do szkoły razem z nieśmiertelnymi i próbuje przetrwać. Elysium nie jest bowiem przyjazne dla ludzi, którzy uważani są za pomniejszą rasę. Dziewczyna niemal na każdym kroku styka się z nietolerancją, upokorzeniem i ośmieszeniem. Dlatego uparcie trenuje szermierkę i marzy o tym, by w przyszłości zostać rycerzem i uzyskać zasłużony szacunek. Jednak póki co musi znosić nieustanne drwiny najmłodszego księcia, Cardana, który razem ze swoją świtą stanowią jej osobisty koszmar. Z nieznanych jej powodów książę ciągle piętnuje jej pochodzenie i sprawia, że czuje się jak robak. Mimo licznych upokorzeń duch Jude nie zostaje złamany i dziewczyna postanawia zaistnieć w świecie elfów.
O książkach Holly Black jest głośno od kilku lat, jednak dopiero teraz zdecydowałam się po jakąś sięgnąć. "Okrutny książę" był strzałem w dziesiątkę, gdyż akcja nabrała tempa już od pierwszych stron, a magiczny świat okazał się niezwykle pociągający. Stopniowo jesteśmy wprowadzani do Elysium, w którym rządzą odmienne prawa, niż w świecie ludzi. Jednak oprócz świetnie wykreowanego świata przedstawionego otrzymujemy też charakternych głównych bohaterów, których nie sposób nie polubić. Od razu wspomnę, że nie są to czarno-białe postaci, które stoją po stronie dobra. Tutaj każdy posiada pierwiastek zła i wykorzystuje to do własnych celów. Jude przez te lata nauczyła się, że jej człowieczeństwo to zarówno słabość jak i zaleta. Wielokrotnie padała ofiarą okrutnych czarów, gdy zabierano jej amulety, ale z kolei jej zdolność kłamania sprawia, że w pewnych kwestiach ma przewagę nad elfami. Imponowało mi to, że po każdej przegranej potyczce wracała silniejsza o doświadczenie, czym bez wątpienia irytowała piękne i nieśmiertelne istoty. Podoba mi się jej zadziorność, silny charakter i jej chęć do działania. Postać Cardana to skomplikowany portret psychologiczny młodego człowieka, który w swoim życiu nawet jako syn króla przeszedł bardzo wiele. Ma ciągoty do sadyzmu, okrucieństwa i agresji. Wykorzystuje swoją moc i wysoką pozycję, by dręczyć ludzką Jude. Książę jest tajemniczy i w pewien sposób pociągający, dlatego tak bardzo lubiłam jego konfrontacje z główną bohaterką. Różni ich niemal wszystko, a mimo to ich dialogi czytało mi się najlepiej. Powieść bez wątpienia jest mroczna, jest intrygująca, nie zabraknie w nich dworskich intryg oraz pojedynków na śmierć i życie. Główni bohaterowie są nieprzewidywalni, a zdrada nie jest im obca. Świat i postacie stworzone przez Holly Black tak bardzo mnie porwały, że z żalem kończyłam książkę. Samo zakończenie przyniosło wielkie zaskoczenie i wiele pytań. Liczę na to, że kontynuacja będzie równie ekscytująca i że dostaniemy więcej Cardana i Jude.
"Okrutny książę" to świetnie skonstruowana powieść fantasy, która zachwyca nie tylko kreacją świata przedstawionego, wartką akcją, wielowątkową fabułą, dużą dozą magii, ale również wspaniale zarysowanymi bohaterami. Przez większość czasu czytelnik się zastanawia, kto z nich ma szlachetne pobudki, komu ufać. Tylko z jednym nie miałam problemu: od samego początku kibicowałam Jude i Cardanowi, gdyż jako wrogowie są silni, ale jako sojusznicy byliby jeszcze silniejsi. Książka została napisana tak zręcznie, że pokusiłabym się o stwierdzenie, że nie ustępuje niczym w książkach na przykład Sarah J. Maas.
Dzieciństwo Jude, jej bliźniaczki Taryn i starszej Vivi kończy się wraz ze straszliwym morderstwem jej rodziców. Do ich domu wkracza przerażający Madok, który chce odzyskać swą córkę i w efekcie zabija i obiera im śmiertelny świat. Mężczyzna zabiera elfią Vivien do swojego magicznego świata i decyduje się wychować również ludzkie bliźniaczki. Tym oto sposobem Jude niewiele...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Sage Fowler i Alex Quinn od kilku miesięcy oficjalnie są parą. Gdy kapitan przebywa na wyjazdach, dziewczyna z powodzeniem pełni rolę guwernantki królewskich dzieci. W międzyczasie trenuje walkę na miecze na dziecińcu i wyczekuje powrotu ukochanego. Gdy wreszcie Alex wraca do zamku okazuje się, że młodzi mają mało czasu, gdyż mężczyzna dostał kolejne tajemnicze zlecenie. Nie chce wyjawić swojej narzeczonej szczegółów, przez co Sage jeszcze bardziej pragnie poznać prawdę. Razem z królową knują mały spisek i tym sposobem dziewczyna zostaje przypisana do oddziału, co daje jej okazję szpiegowania dla władczyni. To, że Alex jest niezadowolony z takiego obrotu spraw, to mało powiedziane. Quinn wręcz nie chce obecności Sage na misji i odsuwa ją od siebie, raniąc tym oboje. Dziewczyna jednak nie traci wigoru i z jeszcze większym zaangażowaniem pracuje nad rozwiązaniem zagadki, stając się w pewnym momencie mózgiem całej operacji. Czy Sage i Alex połączą siły w walce z wrogiem i jak to wpłynie na ich uczucia?
"Pocałunek zdrajcy" udowodnił, jak świetnie autorka radzi sobie z wątkami politycznymi i miłosnymi. Dlatego też chętnie sięgnęłam po kontynuację, która okazała się być świetnym rozwinięciem fabuły, charakteru bohaterów i wartkiej akcji. Sage w tej części chyba nawet bardziej imponuje mi swoją inteligencją i wiedzą ucząc się zapomnianych języków i angażując się w szpiegowskie akcje. Alex jak zwykle świetnie sprawdza się w terenie i w roli dowódcy. Okazuje się, że wydarzenia poprzedniego tomu odcisnęły na psychice Quinna piętno, które prześladuje go w snach i na jawie. Autorka powołała do życia kilka nowych interesujących postaci, które urozmaiciły fabułę, a także uciekła się do wojennych taktyk i niespodziewanych zwrotów akcji. Dynamicznie poprowadzona akcja i przygody bohaterów sprawiają, że czytelnik nie ma czasu na nudę. Do samego końca jesteśmy trzymani w napięciu, przez co trudno jest się oderwać od lektury. Sytuajca polityczna się komplikuje i tylko garstka postaci ma szanse wpłynąć na dalsze losy narodów.
Reasumując, "Pocałunek szpiega" pełen jest zdrad, konfliktów, walki, straty i miłości, która ostatecznie daje bohaterom motywację do działania. Większość wątków zostało zgrabnie rozwiązanych, lecz ja będę niecierpliwie wyczekiwać kolejnych perypetii Sage i Alexa.
Sage Fowler i Alex Quinn od kilku miesięcy oficjalnie są parą. Gdy kapitan przebywa na wyjazdach, dziewczyna z powodzeniem pełni rolę guwernantki królewskich dzieci. W międzyczasie trenuje walkę na miecze na dziecińcu i wyczekuje powrotu ukochanego. Gdy wreszcie Alex wraca do zamku okazuje się, że młodzi mają mało czasu, gdyż mężczyzna dostał kolejne tajemnicze zlecenie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Sage Folwer straciła matkę i ojca, z którym była bardzo związana. Teraz ma siedemnaście lat i mieszka z wujem, który ma wobec niej pewne plany. Otóż dziewczyna jest już w odpowiednim wieku i mogłaby wyjść za mąż, przestając być dla niego równocześnie ciężarem. Sage natomiast nie chce obcego męża w podeszłym wieku, a plany matrymonialne są jej obce. Uwielbia zgłębiać wiedzę i uczyć innych, to jest jej prawdziwą pasją, a nie prowadzenie domu i wychowywanie dzieci. Jednak chcąc nie chcąc ląduje u swatki, która słynie ze zręcznego dobierania par. Zwrot wydarzeń sprawia jednak, że młoda kobieta zamiast męża dostaje propozycję pracy. Otóż ma pomagać swatce w aranżacji małżeństw i kształcić się w tym zawodzie. Sage dostaje zlecenie i wraz z grupą bogatych panien wyjeżdża na doroczne Concordium do stolicy, by tam znaleźć im wybranków. W międzyczasie ma sporządzać notatki i uważnie obserwować to, co się wokół niej dzieje. A Sage będzie miała dużo na głowie, bo oprócz rozpieszczonych arystokratek będzie miała do czynienia z orszakiem armii, który je eskortuje.
Królestwo z problemami politycznymi, armia z ukrytymi celami i pozornie zwyczajna dziewczyna między nimi. Już na samym początku wiedziałam, że polubię Sage. Podobała mi się jej inteligencja, spostrzegawczość, zamiłowanie do nauki, pragnienie poznawania świata i silny charakter, którego brakowało niejednemu mężczyźnie. Te wszystkie cechy sprawiają, że nie nadaje się ona na potulną żonę, ale świetnie sprawdza się w roli swatki, szpiega, a nawet stratega. W podróży poznaje przystojnego woźnicę Asha, z którym szybko nawiązuje przyjazną relację i sama jest zdziwiona faktem, jak dobrze czuje się w jego towarzystwie. Pozytywnych uczuć nie wzbudza w niej jedynie postać kapitana Quinna, który wykorzystuje swoją pozycję i władzę. Powieść ma kilka rozwijających się dużych wątków, mowa tutaj o politycznych intrygach, kłamstwach, zdradach, niebezpiecznych wrogach i potyczkach. Nie zabrakło oczywiście świetnego wątku miłosnego opartego na niemałych kłamstwach, które wzbudzają w czytelniku dużo emocji. Z zapartym tchem śledziłam potyczki bohaterów i trudno było mi się pogodzić z niektórymi wydarzeniami. Książkę przeczytałam w zawrotnym tempie i ogromnie się ucieszyłam, że na mojej półce już czeka kontynuacja. Zarówno okładka jak i zawartość sprawia, że "Pocałunek zdrajcy" należy do świetnych pozycji w swoim gatunku. Już dawno tak dobrze mi się nie czytało młodzieżówki, która wciągnęłaby mnie do swojego świata w takim stopniu. Dodatkowo Erin Beaty pisze w szalenie interesujący sposób, a to co wymyśla dla bohaterów niejednokrotnie przyprawia o ciarki. Serdecznie polecam Wam tę pozycję!
Sage Folwer straciła matkę i ojca, z którym była bardzo związana. Teraz ma siedemnaście lat i mieszka z wujem, który ma wobec niej pewne plany. Otóż dziewczyna jest już w odpowiednim wieku i mogłaby wyjść za mąż, przestając być dla niego równocześnie ciężarem. Sage natomiast nie chce obcego męża w podeszłym wieku, a plany matrymonialne są jej obce. Uwielbia zgłębiać wiedzę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Do szpitala w Saint Louis trafia mężczyzna w ciężkim stanie. Gwałtowne objawy i konwulsje to coś, z czym wcześniej nie miano do czynienia. Ostatecznie mężczyzna umiera w męczarniach, a chorych zaczyna masowo przybywać. Epidemiolog, Anna Grey próbuje znaleźć lek na tajemniczą chorobę, nim epidemia wybuchnie na wielką skalę. Kobieta tak naprawdę walczy z czasem i przeżywa szok, gdy na tę chorobę umiera jej ukochany. Tymczasem pseudo jasnowidz Henry Erskine przebywa w Miami, z którego musi pilnie uciekać ze względu na pewną wróżbę. Mężczyzna jednak nie ubolewa nad tym, gdyż kilka dni wcześniej w jego mieszkaniu pojawiły się trzy widmowe zakonnice, które bez wątpienia mają coś wspólnego z jego odwiecznym wrogiem.
Tylko Anna Grey i Henry Erskine będą w stanie po raz kolejny uratować ludzkość przed zemstą szamana. Niesamowicie klimatyczny jest wątek sióstr zakonnic z XVII wieku. Fabuła sama w sobie nie jest przerażająca, bardziej na czytelnika wpływ miał jednak klimatyczne nawiązanie do historii, do legend i wierzeń. Jest kilka lub nawet kilkanaście opisów, które przyprawiają o mdłości: krew, wnętrzności i tego typu atrakcje. Autor nieustannie balansował między ohydztwem, a wyszukaniem. Osoby bardzo wrażliwe na tego typu sceny zapewne będą chciały je ominąć. Dialogi zostały napisane sprawnie i z wigorem, postacie nie przynudzają, a co najważniejsze nie irytują. Akcję wartko poprowadzono, raczej nie ma momentów, które wywoływałyby ziewanie przy lekturze. Samo zakończenie mnie usatysfakcjonowało, aczkolwiek nie zaskoczyło, tak jakbym sobie tego życzyła. Myślę, że autor wybrał jeden z bezpieczniejszych sposobów na rozwiązanie zarysowanych wydarzeń.
"Infekcja" bez wątpienia ma w swojej ofercie dreszczyk emocji i pobudza wyobraźnię, szczególnie gdy ktoś napatrzy się na tę okładkę. Podsumowując, zarówno ta część jak i cały cykl Manitou są warte uwagi i dobrze wypadają na tle innych horrorów.
Do szpitala w Saint Louis trafia mężczyzna w ciężkim stanie. Gwałtowne objawy i konwulsje to coś, z czym wcześniej nie miano do czynienia. Ostatecznie mężczyzna umiera w męczarniach, a chorych zaczyna masowo przybywać. Epidemiolog, Anna Grey próbuje znaleźć lek na tajemniczą chorobę, nim epidemia wybuchnie na wielką skalę. Kobieta tak naprawdę walczy z czasem i przeżywa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ryiah ciężką pracą i uporem oraz odrobiną szczęścia osiągnęła swój cel i została przyjęta do frakcji bojowej. Razem z bliźniakiem Alexem, najlepszą przyjaciółką i znajomymi będą musieli udowodnić, że mimo niskiego statusu społecznego są uzdolnieni. Dziewczynie wszystko utrudnia staroświecki nauczyciel, który uważa, że kobiety nie powinny należeć do jego frakcji. Ponadto mężczyzna specjalnymi względami obdarza jedynie księcia Darrena i jego świtę, o czym przypomina Ryiah na każdej swojej lekcji. Podczas szkolenia okazuje się, że wróg jest prawdziwy i młodzi magowie będą musieli o wiele wcześniej stanąć do walki, niż przypuszczali.
Pierwszy tom pochłonęłam błyskawicznie i z ciekawością śledziłam rozgrywające się wydarzenia. O dziwo, kontynuacja była jeszcze lepsza. Mam wrażenie, że autorka jeszcze staranniej przedstawiła nam tę historię, przez co książka zyskała w moich oczach. O ile w pierwszej części mieliśmy do czynienia z piętnastolatkami, które mogły czasem zirytować, tak teraz dostaliśmy historię rozgrywającą się na przestrzeni czterech lat. Książka została bowiem podzielona na kilka części, a każda z nich opisuje rok w Akademii Magii. Finalnie bohaterowie przeszli przemianę, dorośli, mają więcej doświadczenia życiowego i magicznego. Ryaih nadal zdarzają się gorsze momenty, ale przez większość fabuły da się lubić ją i jej porywczy charakter. Książę Darren nadal jest tutaj najbardziej skomplikowaną postacią, wiele razy nie rozumiałam jego zachowania i miałam za okrutnika. Okazuje się, że wszystkie jego działania były umotywowane, a jego relacja z Ryiah wypadała fenomenalnie. Częste zmiany miejsca akcji również miały pozytywny wydźwięk, gdyż adepci stacjonowali w miejscach o różnych warunkach pogodowych i geograficznych, przez co ich pozorowane walki nie stawały się ani trochę nudne. W drugiej części dostajemy dużo magii, walki, intryg, polityki, miłosnych perypetii i słownych przepychanek. Moim zdaniem te elementy to przepis na świetną książkę młodzieżową, która zapadnie w pamięć. Holly Black stworzyła historię pełną humoru i wyrazistych postaci, którym kibicujemy od samego początku do końca.
"Adeptka" to bardzo dobrze napisana kontynuacja, która według mnie przebiła swoją poprzedniczkę. Uwielbiam każdą scenę, która została napisana z udziałem Darrena i Ryiah i to jak ze sobą współpracowali w obliczu zagrożenia. Zakończenie zaskoczyło mnie na kilka sposobów i mam ogromną nadzieję, że autorka jeszcze nie skończyła z tą serią i uraczy nas kolejnymi tomami, oby jeszcze grubszymi niż ten.
Ryiah ciężką pracą i uporem oraz odrobiną szczęścia osiągnęła swój cel i została przyjęta do frakcji bojowej. Razem z bliźniakiem Alexem, najlepszą przyjaciółką i znajomymi będą musieli udowodnić, że mimo niskiego statusu społecznego są uzdolnieni. Dziewczynie wszystko utrudnia staroświecki nauczyciel, który uważa, że kobiety nie powinny należeć do jego frakcji. Ponadto...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mackenzie wybiera się z paczką przyjaciół na wakacyjny wypad do domku Josha. Jakoś przełyka fakt, że gardzi chłopakiem i postanawia cieszyć się wolnością i bawić na całego. Poznaje również starszego brata organizatora imprezy, Blake'a, który przyciąga ją aurą tajemniczości. Nikt zatem nie spodziewał się, że wyjazd zakończy się tragedią. Otóż po nocnej popijawie okazuje się, że nie żyje Josh i najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki, Courtney. Dwie martwe osoby i żadnych śladów włamania oznaczają tylko jedno, zrobił to ktoś z tutaj obecnych. Kenzie nie może uwierzyć, że zbrodni mógłby się dopuścić ktokolwiek z jej przyjaciół, są to bowiem ludzie, którym ufa bezgranicznie. Podejrzenie pada od razu na Blake'a, który nie dość, że jest tu nowy, to jeszcze nie przepadał za swoim bratem. Dziewczyna również w to nie wierzy, gdyż tak się składa, że była z chłopakiem całą noc. Kto zatem targnął na życie dwójki młodych ludzi? Czy poprzestanie na nich czy reszta również znajdzie się w niebezpieczeństwie?
"Uwikłana" to moja druga książka tej autorki, którą w dodatku przeczytałam w niewielkim odstępie czasowym. Podobnie jak w "Będziesz moja" dostajemy grupę nastolatków, w której ktoś ginie i podejrzenia skupiają się na tych, którzy pozostali przy życiu. Mackenzie natomiast usilnie próbuje znaleźć kogoś z zewnątrz, kto mógłby za to odpowiadać i razem z Blake'em prowadzą śledztwo na własną rękę. W miarę rozwoju fabuły dowiadujemy się, że każdy z bohaterów ukrywa taki, a nie inny sekret i że mogli mieć motyw. Intryga została całkiem dobrze poprowadzona, trudno było się połapać w tym, kto mógł zabić. Może nie dostajemy tu typowego klimatu grozy, ale w niektórych sytuacjach można poczuć dreszczyk emocji. Zdecydowanie jestem fanką postaci Blake'a, który od samego początku przyciągnął moją uwagę. Chłopak odstawał od reszty, ale w ten tajemniczy i sarkastyczny sposób. Kenzie natomiast mogłaby się zastanowić nad swoim infantylnym zachowaniem, bo czasem żałowałam, że to nie ona padła ofiarą mordercy. Akcja została płynnie poprowadzona, nie było momentów nudy, ale niestety niektóre zabiegi opierały się na młodzieżowym schemacie. Plusem było również otwarte zakończenie, które sprawiło, że poczułam niedosyt i zapragnęłam kolejnego tomu tej historii.
"Uwikłana" to kolejna dobra powieść Natashy Preston, przy której miło spędziłam czas. Jak każda książka z tego gatunku ma swoje plusy i minusy, ale te pierwsze zdecydowanie przeważają. Będę musiała nadrobić pozostałe pozycje tej autorki i Was również zachęcam do zapoznania się z jej twórczością.
Mackenzie wybiera się z paczką przyjaciół na wakacyjny wypad do domku Josha. Jakoś przełyka fakt, że gardzi chłopakiem i postanawia cieszyć się wolnością i bawić na całego. Poznaje również starszego brata organizatora imprezy, Blake'a, który przyciąga ją aurą tajemniczości. Nikt zatem nie spodziewał się, że wyjazd zakończy się tragedią. Otóż po nocnej popijawie okazuje się,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lylah gdyby mogła, to najchętniej przespałaby Walentynki, by tylko nie doświadczać zbliżającego się nieuchronnie święta na każdym kroku. Dziewczyna bowiem w ten dzień przeżyła osobistą tragedię. To właśnie w święto zakochanych jej rodzice zginęli w strasznym wypadku, pozostawiając Lylah samą z poczuciem bezradności, smutku i tęsknoty. Nadopiekuńczy brat dbał o nią jak mógł, ale dopiero wolność na studiach przyniosła jej trochę ukojenia. Na uniwersytecie poznała świetnych ludzi, z którymi zamieszkała i których traktuje jak rodzinę. Chace, Sonny, Isaak i Sienna stanowią świetną paczkę i w chwilach wolnych od nauki chętnie razem imprezują. Studencka sielanka kończy się w momencie, gdy okazuje się, że ktoś ich obserwuje, robi zdjęcia i przysyła anonimowe liściki. W efekcie Sonny nie wraca z jednej z imprez, a zaginięcie chłopaka będzie tylko początkiem koszmaru, który czeka znajomych Lylah i ją samą.
Natasha Preston napisała już kilka książek, które kiedyś rzuciły mi się w oczy, ale jakoś nigdy nie miałam okazji po nie sięgnąć. Dopiero tytuł "Będziesz moja" wpadł w moje ręce i postanowiłam zapoznać się z twórczością tej autorki. Książka już od samego początku nabiera tempa: dostajemy całą masą nowych postaci, każda z nich ma swój charakter i odrębną osobowość oraz napastnika, który atakuje w najmniej spodziewanych momentach. Zaginięcie jednego z przyjaciół Lylah jest tematem numer jeden, wszyscy się martwią i zastanawiają, kto mógł zrobić mu krzywdę. Mimo realnego niebezpieczeństwa nadal jednak wychodzą na miasto, niejednokrotnie są rozdzieleni i narażeni na atak, co było dla mnie nielogiczne. Oczywiście pojawił się motyw miłosny, gdyż nasza główna bohaterka od dawna jest zakochana w Chace, lecz wydaje jej się, że chłopak nie odwzajemnia jej uczuć, a biorąc pod uwagę okoliczności nie powinna tak bardzo się na tym skupiać. Jeśli chodzi o samego atakującego to typowałam dwie osoby. Jedna z nich faktycznie okazała się być czarnym charakterem z całkiem umotywowaną historią. Książkę czytało się bardzo szybko, dialogi zostały sprawnie napisane, a akcja nie rozstała spowolniona przez zbędne opisy czy refleksje głównej bohaterki.
"Będziesz moja" to przyjemna powieść, która ma swoje mankamenty, ale głównie proponuje nam wartką historię, która szybko się rozwija i przy której możemy się zrelaksować, o ile w danym momencie nie drżymy o losy bohaterów. Z pewnością będę sięgać po kolejne książki spod pióra Preston w te długie wieczory i Was również do tego zachęcam.
Lylah gdyby mogła, to najchętniej przespałaby Walentynki, by tylko nie doświadczać zbliżającego się nieuchronnie święta na każdym kroku. Dziewczyna bowiem w ten dzień przeżyła osobistą tragedię. To właśnie w święto zakochanych jej rodzice zginęli w strasznym wypadku, pozostawiając Lylah samą z poczuciem bezradności, smutku i tęsknoty. Nadopiekuńczy brat dbał o nią jak mógł,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W tym tomie po raz kolejny mamy możliwość spotkania się z nordyckim bogiem kłamstwa i iluzji. Loki na służbie u aniołów znów dostaje tajemnicze i niebezpieczne zadania do wykonania. Są one nadal podzielone na osobne rozdziały, które kończą się bardzo szybko, jednak tym razem fabuła jest bardziej spójna i konsekwentna. Najbardziej urzekły mnie dwa ostatnie opowiadania, choć cała książka jest dobra.
W "Bogu marnotrawnym" nastąpiła lekka zmiana w charakterze i postępowaniu Kłamcy. Mimo że nadal jest maksymalnie sarkastyczny i z wprawą zabija demony, to zaczął też okazywać w miarę ludzkie uczucia, a mianowicie związał się z protegowaną samego archanioła. Tak jak w poprzedniej części mamy mnóstwo nawiązań do religii, mitów, co jak dla mnie jest jak wisienka na torcie. Oprócz kobiecej postaci w gronie głównego bohatera pojawili się również dwaj greccy zapomniani bogowie: Dionizos i Eros. Pod nowymi imionami żyją na ziemi i ich losy splatają się z Lokim. Ta dwójka potrafi nieźle zamieszać i przyprawić o ból głowy, jednak nie sposób ich nie polubić i mam nadzieję, że ich historia nie została jeszcze zakończona. Kolejną rzeczą, którą absolutnie muszę pochwalić jest styl oraz język, jakim posługuje się Jakub Ćwiek. Pisze w zabawny, wciągający i interesujący sposób oraz często dodaje dialogom pikanterii.
Nie będę się dalej zachwycać nad osobą Lokiego i jego przygód, choć mogłabym tak długo. Powiem krótko: jeśli jesteście fanami fantastyki, polskiej literatury czy chociażby komiksów Marvela, to seria przedstawiająca losy Kłamcy powinna znajdować się na liście u każdego książkoholika!
W tym tomie po raz kolejny mamy możliwość spotkania się z nordyckim bogiem kłamstwa i iluzji. Loki na służbie u aniołów znów dostaje tajemnicze i niebezpieczne zadania do wykonania. Są one nadal podzielone na osobne rozdziały, które kończą się bardzo szybko, jednak tym razem fabuła jest bardziej spójna i konsekwentna. Najbardziej urzekły mnie dwa ostatnie opowiadania, choć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Historia skupia się wokół Lokiego- nordyckiego boga kłamstwa i oszustwa. Niegdyś zasiadający w Asgardzie razem z Odynem i Thorem i kpiący z przebywających tam innych bogów. Teraz został on zatrudniony przez aniołów i w zamian za anielskie pióra wykonuje dla nich pewne zlecenia. Można powiedzieć, że Kłamca stał się ich chłopcem na posyłki i człowiekiem od brudnej roboty. Książka podzielona jest na cztery etapy, a każdy rozdział przedstawia inną historię z życia tytułowego bohatera i kolejne zlecenia. Sprawiało to, że troszkę się gubiłam podczas czytania, bo co chwila pojawiały się nowe postacie, które jednak nie zostawały z nami na długo.
Ponadto Loki, jako bóg iluzji sprawiał, że czasem nie mogłam się połapać, gdzie on się właściwie podziewa, a potem okazywało się, że był pod postacią osoby, której w ogóle bym o to nie podejrzewała. I tak płynnie przechodzę do zachwycania się tym mężczyzną. Jego postać znałam z komiksów i filmów, które ubóstwiam. Stał się on moim ulubionym czarnym charakterem i nic tego nie zmieni. W opowiadaniach Jakuba Ćwieka nadal zachwyca swoją przebiegłością, sarkazmem, pewnością siebie i całą swoją osobą. Niejednokrotnie mnie rozbawiał i fundował całą masę absurdalnych sytuacji, które jednak z nim roli głównej stawały się plusem tej książki. Mogłabym napisać całą listę rzeczy, które w nim uwielbiam, ale myślę, że moją fascynację zrozumieją w pełni osoby, które mają już tę książkę za sobą.
Co do języka i stylu pisania, to bywał on wulgarny, ale osoby starsze raczej nie powinny mieć z tym problemu. Autor pisze w taki sposób, że nie sposób się oderwać, a ciągłe odwołania się do mitologii były dla mnie samą przyjemnością, gdyż od zawsze mnie ona interesowała. Zwłaszcza Prolog był świetnie napisany i szczególnie zapadł mi w pamięć.
Z twórczością Jakuba Ćwieka znam się nie od dziś. Zdecydowanie jestem fanką jego serii "Chłopcy" i jednej z nowszych książek "Stróże". Natomiast lata temu czytałam dwa pierwsze tomy "Kłamcy", a jego wznowienie w genialnej szacie graficznej sprawiło, że był to świetny pretekst, by odświeżyć sobie tę historię i spojrzeć na nią z perspektywy czasu. Czy coś się zmieniło? Nadal uważam, że autor z tej kultowej postaci wyciągnął wszystko, co najlepsze i stworzył świetną historię, przy której dobrze się bawiłam.
Historia skupia się wokół Lokiego- nordyckiego boga kłamstwa i oszustwa. Niegdyś zasiadający w Asgardzie razem z Odynem i Thorem i kpiący z przebywających tam innych bogów. Teraz został on zatrudniony przez aniołów i w zamian za anielskie pióra wykonuje dla nich pewne zlecenia. Można powiedzieć, że Kłamca stał się ich chłopcem na posyłki i człowiekiem od brudnej roboty....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Lana to piętnastoletnia dziewczyna, której matka bardziej skupia się na swoich miłosnych dramatach, niż na dojrzewającej córce. Jest to jeden z powodów, przez które nastolatka zamiast siedzieć na lekcjach czy odrabiać prace domowe regularnie imprezuje. Lana nie odpuszcza imprez i razem ze swoją koleżanką bawią się do upadłego. Mimo młodego wieku piją w takich ilościach, że mogłyby zawstydzić niejednego dorosłego mężczyznę, sięgają także po inne używki. Wskutek tego dziewczyna niejednokrotnie obściskuje się z obcymi chłopakami oraz robi inne odważne rzeczy.
"Gdybym wiedziała" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Rebecci Donovan i gdybym nie słyszała mnóstwa pozytywnych opinii o jej serii "Oddechy", to nigdy więcej nie sięgnęłabym po jej książki. Póki co nie mam porównania, ale wydaje mi się, że ta powieść, to był wypadek przy pracy. Inaczej chyba nie da się tego nazwać. Świadczy o tym sama kreacja postaci Lany. Sama nie wiem, co nią kierowało, może młodzieńcze hormony, może brak właściwej opieki matki. W każdym razie przez większość książki zachowywała się skandalicznie, nieodpowiedzialnie, a o zdrowym rozsądku nawet nie da się wspomnieć. Ponadto uważa Szczerość za swoje przekleństwo, a mówienie prawdy często wpędza ją w tarapaty. W wyniku pewnych zdarzeń staje się świadkiem tragedii i postanawia milczeć, co w tym wypadku nie jest dobrym rozwiązaniem. Podczas rozgrywającej się akcji pojawiało się pełno zagadek, które zamiast dreszczyku emocji przyprawiały o zawroty głowy. Chaos i mętlik przesłaniały wszystko inne, przez co trudno było czerpać radość z czytania. Oprócz Lany irytowali mnie również mężczyźni, którzy przewijali się przez jej życie. Mocno przesadzona była ich ilość, bo gdzie nie pojawiła się Lana, to ktoś do niej wzdychał i marzył o tej buntowniczej nastolatce. Początkowo jakoś starałam się przymykać oko na dzikie pomysły Lany i jej przygody i próbowałam doszukać się większego sensu. Jedyny wniosek, jaki udało mi się wyciągnąć, to taki, że tego typu tryb życia przynosi więcej szkód, niż jakichkolwiek profitów.
Jestem mocno rozczarowana tą historią i nie będę tego ukrywać, że po licznych zachwytach tą autorką liczyłam na coś zapadającego w pamięć. Owszem, "Gdybym wiedziała" zapadnie mi w pamięć, ale nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Żałuję, że moja pierwsza książka od Donovan okazała się klapą, ale liczę na to, że jej druga seria okaże się o niebo lepsza.
Lana to piętnastoletnia dziewczyna, której matka bardziej skupia się na swoich miłosnych dramatach, niż na dojrzewającej córce. Jest to jeden z powodów, przez które nastolatka zamiast siedzieć na lekcjach czy odrabiać prace domowe regularnie imprezuje. Lana nie odpuszcza imprez i razem ze swoją koleżanką bawią się do upadłego. Mimo młodego wieku piją w takich ilościach, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Marek Zadrożny to lekarz medycyny sądowej, który swoją pracę wykonuje w Warszawie. To właśnie tam występuje seria samobójstw, które dla mężczyzny wydają się być podejrzane. Trzy ciała, które u niego lądują z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, w dodatku każdy mu powtarza, że to wymysł jego wyobraźni. Jednak Zadrożny nie daje się zwieść i wkrótce odkrywa czerwone nitki, które znajdują się przy każdym ciele. To raczej wyklucza samobójstwo i lekarz zaczyna się zastanawiać, czy w mieście pojawił się seryjny zabójca. Wkrótce potem śledztwo nabiera tempa i zaczynają się poszukiwania.
Po opisie "Paranoi" spodziewałam się mocnego kryminału, który pobudza wyobraźnię i wywołuje dreszcze. Po części to dostałam, ale w niewielkim stopniu. Wątek kryminalny został bowiem przyćmiony perypetiami Zadrożnego i Joanny Skoczek, ich przemyśleniami, które nie miały większego wpływu na rozwój akcji. Ich sceny nie zostały dobrze napisane, szczególnie te łóżkowe. Moim zdaniem były bez polotu i wciskane wszędzie na siłę. Chyba nie każdy twórca jest w stanie dobrze je napisać, wolałabym, żeby większa uwaga została poświęcona samej zagadce. Niestety i ona miała swoje mankamenty. Średnio od połowy książki wiedziałam, kto jest zabójcą. Szkoda, że nie było elementu zaskoczenia i większego zagłębienia się w tę sprawę. Ostatecznie akcja została rozwiązana tak, jak się spodziewałam, przez co czułam niedosyt.
"Paranoja" nie jest to stricte kryminał czy dreszczowiec, za który chciałaby uchodzić. Za dużo tu osobistych wątków głównych bohaterów, które spychają zabójstwa i zagadkę na drugi plan. Chyba jedynym plusem tej powieści to postać Marka, którego naprawdę polubiłam za jego poczucie humoru. Reasumując oprócz kreacji głównego bohatera i lekkiego stylu pisania Miszczuk trudno jest mi doszukać się więcej plusów. Nie jest to powieść, która zrobiła na mnie wrażenie, a szkoda, bo historia miała potencjał.
Marek Zadrożny to lekarz medycyny sądowej, który swoją pracę wykonuje w Warszawie. To właśnie tam występuje seria samobójstw, które dla mężczyzny wydają się być podejrzane. Trzy ciała, które u niego lądują z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, w dodatku każdy mu powtarza, że to wymysł jego wyobraźni. Jednak Zadrożny nie daje się zwieść i wkrótce odkrywa czerwone nitki,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Scott Carey wiedzie zwyczajne życie w niewielkim miasteczku Castle Rock. Po rozstaniu z żoną mężczyzna odnajduje przyjaciela w emerytowanym lekarzu Ellisie. Pewnego dnia Scott przychodzi do niego z nietypowymi objawami i prosi o poradę. Otóż ten postawny i wysoki człowiek systematycznie traci wagę nie zmieniając jednocześnie swojego wyglądu i samopoczucia. Co więcej, nieważne czy stanie na wadze nagi czy obciążony kilkukilogramowymi ciężarkami - waga pozostaje niezmienna. Przyjaciele próbują w zgłębić przyczynę tajemniczej choroby, ale taki przypadek medyczny nigdzie nie został udokumentowany. Scott zdaje sobie sprawę, że Dzień Zero nadejdzie za kilka miesięcy i co wtedy? Tak po prostu czeka go śmierć? By panika nie przejęła nad nim kontroli postanawia cieszyć się tym, co ma, ludźmi, którzy go otaczają i korzystać
z życia.
Fikcyjne miasteczko Castle Rock przewija się w kilku powieściach Stephena Kinga. Dotychczas czytałam tylko "Cujo", którego akcja dzieje się właśnie w tym miejscu. Jednak "Uniesienie" to nie jest horror, w którym wściekły bernardyn terroryzuje mieszkańców. Ta niewielkich gabarytów historia porusza motyw przemijania, który w przypadku głównego bohatera postępuje bardzo szybko. Pokazuje również, że człowiek mimo zbliżającej się tragedii potrafi czerpać
z życia i nie traci swojej osobowości, a wręcz celebruje wszystkie dobre momenty. Taki właśnie jest Scott Carey. Owszem mógłby zamknąć się w sobie
i pogrążyć w rozpaczy, on jednak zapisuje się na bieg charytatywny, wyprawia kolacje, ociepla stosunki z nowymi sąsiadkami. Nie zachowuje się jak ofiara śmiertelnej choroby i za to bardzo polubiłam jego postać. Podobało mi się to, że tym razem nie było długich i szczegółowych opisów. Każde zdanie zdawało się być dokładnie przemyślane, by w małej ilości stron zgrabnie zawrzeć całą historię bez owijania w bawełnę.
"Uniesienie" to mądra i pouczająca książka, która daje do myślenia.
Z pewnością jest to jedna z najlepszych historii Kinga, jakie udało mi się przeczytać. Mimo niewielkich gabarytów zawiera świetną historię, która
z pewnością zapadnie mi w pamięć i będę ją wszystkim polecać. A Wy sięgniecie po najnowsze dzieło tego autora?
Scott Carey wiedzie zwyczajne życie w niewielkim miasteczku Castle Rock. Po rozstaniu z żoną mężczyzna odnajduje przyjaciela w emerytowanym lekarzu Ellisie. Pewnego dnia Scott przychodzi do niego z nietypowymi objawami i prosi o poradę. Otóż ten postawny i wysoki człowiek systematycznie traci wagę nie zmieniając jednocześnie swojego wyglądu i samopoczucia. Co więcej,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Żołnierz pracujący w tajnej jednostce wojskowej choruje na grypę. Wirus atakuje szybko i agresywnie, więc mężczyzna decyduje się na na ucieczkę w głąb Stanów Zjednoczonych. W efekcie zaraża swoich najbliższych. Ten przypadek to początek supergrypy, która w zastraszający sposób zabija populację. Umierają ludzie mieszkający w metropoliach, na wsiach, bezdomni, bogaci i biedni. Nie ma na to szczepionki, ani leku. Społeczeństwo stało się bezbronną ofiarą epidemii, przed którą nie potrafi się obronić, jest ona apokalipsą dla współczesnego świata. Tylko nieliczni, nie wiedzieć czemu, nie ulegają zarażeniu. Wiodą spokojne, normalne życie, gdy wokół nich śmierć zbiera swoje krwawe żniwo. Ich rutynę burzą jedynie wszędzie znajdujące się ciała w różnych fazach rozkładu. Te wybrane osoby oprócz zachowanego zdrowia i życia łączy jeszcze jedna rzecz, mianowicie sny. Każdy z nich ma te same sny. W jednym z nich wzywa ich dobro, a w drugim zło pod obliczem Mrocznego Księcia. Wkrótce bohaterowie stają przed wyborem, którą drogę ostatecznie obrać.
Na swoim koncie mam już kilka powieści Stephena Kinga i każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa i zapadła mi w pamięć. Tym razem przyszło zmierzyć mi się z tomiszczem, o którym nie sądziłam, że kiedykolwiek się pokuszę, ze względu na jego imponującą objętość. Jednak przekonałam się na własnej skórze, że w przypadku tego autora im więcej stron, tym większa przyjemność z czytania. Dzięki ponad tysiącu stron mogłam długo śledzić losy bohaterów i ludności, która mierzy się z apokaliptyczną wersją świata. Nie dostajemy tutaj klasycznego horroru, jak w wypadku "Lśnienia" czy "Cmętarzu zwieżąt". "Bastion" to z kolei niezwykle przemyślana powieść z gatunku fantasy, która zabiera czytelnika w niesamowitą, pełną wrażeń przygodę. Tytułowy bastion, to grupka fantastycznie wykreowanych postaci, które stojąc po stronie dobra, usiłują zniszczyć ów Mrocznego Księcia. Książka ma wiele wątków, które spajają się w jedną logiczną całość, każdy z nich został przemyślany i na tle całej historii nie wydaje się być zbędny. Nie ukrywam, że to dzieło Kinga czytałam bardzo długo, ze względu na gabaryty oraz zawarte tu wydarzenia, które jednak wymagały ode mnie skupienia. Absolutnie nie żałuję wieczorów spędzonych na pochłanianiu "Bastionu", podczas których czułam ciekawość i nieustępujące napięcie.
Czy uważam "Bastion" za najlepszą powieść w dorobku pisarza? Trudno powiedzieć, gdyż póki co przeczytałam ich nie tak znowu dużo. Na pewno jest to ambitna książka, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale po cichu liczę, że uda mi się trafić kiedyś na coś jeszcze lepszego. Nie wiem, czy to jest możliwe, dlatego pozostaje mi się cieszyć z lektury "Bastionu", a Was gorąco zachęcić do zapoznania się z tą cegiełką.
Żołnierz pracujący w tajnej jednostce wojskowej choruje na grypę. Wirus atakuje szybko i agresywnie, więc mężczyzna decyduje się na na ucieczkę w głąb Stanów Zjednoczonych. W efekcie zaraża swoich najbliższych. Ten przypadek to początek supergrypy, która w zastraszający sposób zabija populację. Umierają ludzie mieszkający w metropoliach, na wsiach, bezdomni, bogaci i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mimo wygranej wojny z królem Hyberii wszystkie Dwory muszą leczyć rany. Zrujnowane miasta, zniszczone rodziny, gatunek fae musi zmobilizować siły, by odbudować Velaris. O niegdyś ukryte miasto dba Książę Dworu Nocy i jego Księżna. Rhysand wraz z Feyrą i ukrytym kręgiem wspierają mieszkańców i robią wszystko, by utrzymać pokój. Dużymi krokami zbliża się Zimowe Przesilenie, święto szczególnie ważne dla fae. Ważne również dla Rhysa, Feyry, Amreny, Kasjana, Azriela i Mor, którzy spędzą je razem w gronie rodziny. Dodatkowo młodsza siostra Feyry, Elaina stopniowo przyzwyczaja się do nowego ciała i nowego życia. Bohaterowie zaczynają poszukiwania prezentów, co sprawia, że czuć klimat i magię nadchodzącej najdłuższej nocy w roku. Po traumatycznych wydarzeniach Feyra szuka ukojenia w malarstwie, dlatego wraca do ukochanego płótna i zestawu farb. Czy bohaterom uda się w spokoju spędzić święto czy wizja niedalekiej przyszłości i licznych problemów wywoła niepokoje?
Zakończenie trzeciego tomu Dworów było fenomenalne, aczkolwiek pozostawiło czytelników z milionem pytań. Dlatego tak bardzo czekałam na nowelkę, licząc że chociaż w niewielkim stopniu pociągnie i skupi się na wydarzeniach po wojnie. Jak Amrena zareaguje na nowe wcielenie? Czy Mor wyzna pozostałym swój sekret? Czy Nesta wreszcie spojrzy na kogoś przyjaźnie, szczególnie na pewnego aroganckiego wojownika? Czy Tamlin jakoś pogodzi się ze swoim losem? Wreszcie czy Dwory będą potrafiły ze sobą współpracować? To tylko część pytań, które zadawałam sobie po skończeniu trylogii. Na małą część z nich odpowiada ta nowelka i choć nie została napisana w tak porywający sposób jak pozostałe części, to i tak jestem ogromnie zadowolona, że możemy się nią cieszyć. Rozdziały zostały napisane głównie z perspektywy Feyry, która jak to ona potrafi czytelnika zirytować i niekiedy znudzić. Swój czas dostał także Rhysand, który w sumie robi niewiele więcej, niż rozmyśla o swej towarzyszce. Mam tylko nadzieję, że ta męska postać nie popadnie w schematy i że wróci do swojej formy. Przyznam, że najbardziej podobały mi się rozdziały napisane z perspektywy Mor, Kasjana i Nesty. Ta ostatnia może i nie cieszy się taką sympatią, jak większość bohaterów, ale dla mnie zawsze była inna, silna i nieprzewidywalna. Jestem niezmiernie ciekawa, jak dalej potoczy się wątek jej i ilyryjskiego generała. Przez większość czasu fabuła toczyła się spokojnie, postacie swobodnie wymieniały się żartami, momentami robiło się poważnie czy romantycznie. Niezmiernie ucieszyła mnie sama końcówka, która zapowiada nam bardzo ciekawe wydarzenia. Ponadto dostaliśmy próbkę tego, co czeka dwójkę bohaterów, która wreszcie powinna dostać swoją osobną historię, na co mocno liczę.
"Dwór szronu i blasku gwiazd" to taka przejściowa historia, która uzupełnia nam wydarzenia po "Dworze skrzydeł i zguby". Idealna gratka dla fanów trylogii oraz fantastycznych bohaterów. Nie było tu zwrotów akcji czy wielkich niespodzianek, myślę, że na to autorka chce nas przygotować. Tu możemy się cieszyć tym, że czytamy beztrosko o Zimowym Przesileniu i chwilowym oddechu, który należał się bohaterom po wielkiej wojnie.
Mimo wygranej wojny z królem Hyberii wszystkie Dwory muszą leczyć rany. Zrujnowane miasta, zniszczone rodziny, gatunek fae musi zmobilizować siły, by odbudować Velaris. O niegdyś ukryte miasto dba Książę Dworu Nocy i jego Księżna. Rhysand wraz z Feyrą i ukrytym kręgiem wspierają mieszkańców i robią wszystko, by utrzymać pokój. Dużymi krokami zbliża się Zimowe Przesilenie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Addison dorastała w niezwykłej rodzinie. Każde z nich jest szczególnie uzdolnione, a dziewczyna potrafi spojrzeć w przyszłość. Dzięki temu nastolatka wie, co może ją spotkać i jaką drogę obrać. Niestety rodzice postanawiają się rozwieść i przed Addie trudna decyzja do podjęcia. Ojciec postanawia opuścić Kolonię i zamieszkać wśród zwyczajnych ludzi. Musi zdecydować, czy zostać z mamą, czy może spróbować zupełnie innego życia z tatą. Przyjaciółka radzi jej, żeby użyła swojego daru i Sprawdziła, która z tych dwóch opcji będzie dla niej lepsza. W jednej mieszka z matką, a szkolna gwiazda zabiega o jej względy. W drugiej mieszka wśród Normalsów razem z ojcem i spotyka chłopaka, który wzbudza w niej wiele uczuć. Jaki wybór ostatecznie podejmie?
Kasie West zdobyła uznanie czytelników na całym świecie pisząc rewelacyjne historie miłosne, które urzekały i z miejsca wciągały. Dlatego kiedy usłyszałam, że wychodzi nowa powieść o trochę innej tematyce, to nie mogłam jej się oprzeć. Supermoce, zagadki, morderstwo i dwie różne rzeczywistości. To tylko kilka przykładowych rzeczy, które dostaniemy w tej książce. Równolegle toczyły się dwie historie, co było bardzo ciekawym zabiegiem. Postacie zostały wykreowane całkiem dobrze, jak to w młodzieżówkach momentami irytowały, ale jestem już do tego przyzwyczajona. "Dziewczyna..." została napisana lekkim językiem, który nie męczy czytelnika i pozwala się odprężyć. Powieść ma zatem sporo wymienionych plusów, dlatego sama się sobie dziwię, że nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Niby ciekawiło mnie, co będzie dalej, ale czytanie kolejnych rozdziałów przychodziło mi z trudem. Podejrzewam, że przyzwyczaiłam się do jednego gatunku uprawianego przez tę autorkę i trudno mi było się przestawić na fantastyczne elementy w jej wykonaniu.
"Dziewczyna, która wybrała swój los" nie jest złą pozycją i z pewnością budzi zainteresowanie. Dla mnie jednak nie wypadła tak przekonująco jak wcześniejsze książki Kasie West i chyba pozostanę przy czytaniu jej romansów, które mnie nie zawodzą.
Addison dorastała w niezwykłej rodzinie. Każde z nich jest szczególnie uzdolnione, a dziewczyna potrafi spojrzeć w przyszłość. Dzięki temu nastolatka wie, co może ją spotkać i jaką drogę obrać. Niestety rodzice postanawiają się rozwieść i przed Addie trudna decyzja do podjęcia. Ojciec postanawia opuścić Kolonię i zamieszkać wśród zwyczajnych ludzi. Musi zdecydować, czy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ryiah i jej bliźniak Alex mieszkają w państwie Jerar. Jest to kraj, w którym rodzą się ludzie obdarzeni magicznymi mocami, a szczytem ich marzeń jest ich rozwijanie i nauka w Akademii. Młodzi ludzie licznie przybywają do szkoły i tylko najlepsza piątka może ostatecznie trafić do jednej z trzech frakcji: Uzdrawiania, Alchemii i Boju. Setki uczniów będą walczyć o te piętnaście miejsc, by potem móc służyć Koronie. Nie jest to jednak proste, gdyż Akademia wymaga całkowitego poświęcenia sprawie, nieustannie rzuca studentom kłody pod nogi, a mordercze treningi i nawał nauki sprawia, że wytrwają tylko najzdolniejsi. Bliźniacze rodzeństwo postanawia spróbować swoich sił, a że pochodzą z ludu, to bogata arystokracja ma nad nimi ogromną przewagę w postaci wiedzy i umiejętności. Nastoletnia Ry za nic w świecie nie chce pozostać w tyle, tym bardziej, że jej magia nie ujawnia się na zawołanie i spędza bezsenne noce w bibliotece próbując nadrobić zaległości. W szkole panuje widoczny podział na biednych i bogatych, a tym drugim przewodzi drugi syn króla. Książę Darren ciągle wyśmiewa Ryiah i wytyka wszelkie wady. To motywuje dziewczynę, by dostać się do wymarzonej frakcji i udowodnić chłopakowi i nauczycielom, że jest wartościową wojowniczką. Czy dziewczynie uda się osiągnąć cel i przede wszystkim, przetrwać rok w Akademii?
Zaczynając czytanie "Czarnego Maga" nie liczyłam na wiele, wolałam nie robić sobie złudnych nadziei na dobrą młodzieżówkę, gdyż ostatnio ciągle się zawodzę. Jakie było moje zdziwienie, gdy po zaledwie kilku rozdziałach nie mogłam oderwać się od książki. Przybycie bliźniaków do Akademii, niefortunne spotkania Ry z Darrenem, pierwsze zajęcia, treningi, magia i walka o przetrwanie sprawiły, że zachłannie chłonęłam dalsze wydarzenia. Ryiah mocno zaimponowała mi uporem i ambicją. Owszem, momentami zachowywała się irracjonalnie, łatwo wpadała w gniew i zazdrościła innym, ale mało która postać w tej powieści tak bardzo czegoś pragnęła. Poświęcała cenne godziny snu na naukę i torturowała ciało na treningach, by tylko opanować to, czego wymagali od niej mistrzowie. Gdyby nie była wytrwała, to tak jak duża grupa innych osób szybko wróciłaby do domu. Księcia Darrena uważam za najlepiej napisaną postać, świetnie sprawdzał się w roli czarnego charakteru, pełen pogardy i dystansu, cyniczny i świadomy swojej władzy i magii. Jego zatargi i słowne przepychanki z rudowłosą uczennicą dawały sporo emocji. Polubiłam także Alexa i Ellę, którzy również mieli swój udział w wydarzeniach w Akademii. W tej książce nie ma momentów na nudę, ciągle dzieje się coś zaskakującego, a czytelnik szybko angażuje się emocjonalnie. Uwielbiam relacje między bohaterami i wszystkie momenty zawierające popis magicznych mocy.
"Czarny Mag" to świetny początek cyklu, w którym na pewno będę się zaczytywać. Po przeczytaniu ostatniego rozdziału czuję niedosyt i nie mogę się doczekać kontynuacji. Mam nadzieję, że bardzo szybko zostanie ona wydana w naszym kraju i jeśli to możliwe, to będzie jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki.
Ryiah i jej bliźniak Alex mieszkają w państwie Jerar. Jest to kraj, w którym rodzą się ludzie obdarzeni magicznymi mocami, a szczytem ich marzeń jest ich rozwijanie i nauka w Akademii. Młodzi ludzie licznie przybywają do szkoły i tylko najlepsza piątka może ostatecznie trafić do jednej z trzech frakcji: Uzdrawiania, Alchemii i Boju. Setki uczniów będą walczyć o te...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jest rok 2074, w Stanach Zjednoczonych wybucha druga wojna secesyjna. Dla mieszkającej w Luizjanie kilkuletniej Sarat Chestnut to nowa rzeczywistość. Po tragicznej śmierci ojca, matka decyduje się zabrać swoje dzieci na Południe. Dorastająca w nowym miejscu Sarat zaczyna wykazywać buntowniczą naturę, która w przyszłości zaważy na całym jej życiu. Śledzimy zatem jej działania od dziecka, po nastolatkę i dojrzałą już kobietę.
Historia małej dziewczynki, której przyszło żyć w obliczu wojny wzrusza i to bardzo. Nie wybrała sobie takiego losu i jako dziecko marzyła o szczęściu oraz poznawania świata i jego dobrodziejstw. W wyniku pewnych działań znalazła się rękach jednej ze stron konfliktu i przekonała się, że świat jest brutalny, pełen przemocy i krzywdy. Realistyczna wizja egipskiego dziennikarza mocno oddziałuje na wyobraźnię i zmusza do refleksji nad przyszłością i jakie zagrożenia może nieść. Choć zdajemy sobie sprawę, że to fikcja literacka, to i tak z bijącym sercem śledzimy zmagania Sarat oraz jej bliskich. Czy w obliczu różnych zagrożeń uda im się zachować wartości, które dawno temu przekazywała im matka, czy może zatracą się w tych nieludzkich czasach?
"Ameryka w ogniu" to dojrzała powieść, obok której trudno jest przejść obojętnie. Nie jest to książka, którą można pochłonąć w jeden wieczór, ja czytałam ją dokładnie i powoli dawkowałam pełne emocji rozdziały. Akkad napisał bardzo dobrą dystopię, która wciąga, wzrusza, przeraża i pokazuje jak działania wojenne wpływają na psychikę jednostki oraz społeczeństwo. Zachęcam do zapoznania się z tą lekturą, gdyż zadecydowanie zapada w pamięć.
Jest rok 2074, w Stanach Zjednoczonych wybucha druga wojna secesyjna. Dla mieszkającej w Luizjanie kilkuletniej Sarat Chestnut to nowa rzeczywistość. Po tragicznej śmierci ojca, matka decyduje się zabrać swoje dzieci na Południe. Dorastająca w nowym miejscu Sarat zaczyna wykazywać buntowniczą naturę, która w przyszłości zaważy na całym jej życiu. Śledzimy zatem jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dziesiąte urodziny Ruby nie wyglądają tak, jak święto każdego dzieciaka. Nie ma tortu, nie ma dmuchania świeczek, nie ma prezentów, nie ma koleżanek. Własna matka twierdzi, że nie ma dzieci i bierze ją za obcą osobę, która niepostrzeżenie wdarła się do domu. Dziesiąte urodziny Ruby to wpakowanie przez obcych ludzi do autobusu i wywiezienie do tajemniczego obozu. Razem z innymi "zainfekowanymi" dziećmi zostaje przejęta przez rząd, który ma ją wyleczyć z choroby OMNI, która dotyka wszystkie dzieci w określonym wieku. Na miejscu przydzielane są im kolory, czerwony i pomarańczowy oznacza dziecko z niebezpiecznymi umiejętnościami, a zielony gwarantuje względny spokój. Właśnie dzięki umiejętności zaglądania w ludzkie umysły Ruby przekonuje badającego ją lekarza, że jest Zielona. W ten sposób zapewnia sobie życie w obozie, zamiast natychmiastową likwidację. I tak mijają lata wypełnione pracą, ciągłymi zakazami i nakazami. Ruby nie ma przyjaciół, nie ma nikogo bliskiego i stara się jak może, by schodzić z drogi strażnikom. Żyje ostrożnie, by nikt nie odkrył jej największego sekretu. Jednak gdy ma szesnaście lat jej taktyka zawodzi i lada chwila władze obozu mają odkryć, że jest ostatnią Pomarańczową. Wtedy z pomocą przychodzi przedstawicielka Ligi Dzieci i oferuje wydostanie się z obozu. Ruby udaje się uciec, a na jej drodze stają inne dzieci z nadnaturalnymi umiejętnościami. Zu, Pulpet i Liam przyjmują Ruby do swojej niewielkiej grupki i razem uciekają przed niesprawiedliwym światem.
Seria "Mroczne umysły" stała na mojej półce już wiele lat i nigdy nie mogłam się za nią zabrać. Mimo że książek o podobnej tematyce przez rynek wydawniczy przewinęło się dziesiątki, to i tak przyjemnie było się zagłębić w dystopijny świat wykreowany przez Alexandrę Bracken. Ciekawym wątkiem był wybuch tajemniczej choroby, która zabiła mnóstwo dzieci. Amerykański rząd nie radził sobie z epidemią, ani nie wymyślił na to lekarstwa. Dzieci które przetrwały nabyły niezwykłych umiejętności, które przerażały ludzi. Dlatego też wybudowano w odosobnionych miejscach obozy, dzieci sklasyfikowano i zmuszano do poskromienia swoich umiejętności. Powieść została ciekawie skonstruowana, polubiłam również nastoletnich bohaterów i z przyjemnością śledziłam ich dalsze losy. Nie jest to literatura najwyższych lotów, można wytknąć sporo wad, ale jak na młodzieżówkę to czytało się dobrze.
Dziesiąte urodziny Ruby nie wyglądają tak, jak święto każdego dzieciaka. Nie ma tortu, nie ma dmuchania świeczek, nie ma prezentów, nie ma koleżanek. Własna matka twierdzi, że nie ma dzieci i bierze ją za obcą osobę, która niepostrzeżenie wdarła się do domu. Dziesiąte urodziny Ruby to wpakowanie przez obcych ludzi do autobusu i wywiezienie do tajemniczego obozu. Razem z...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to