-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński4 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać23 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz1 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2018-07-22
2018-07-30
2018-07-23
2018-07-23
2018-07-20
2018-07-13
2018-07-12
Tematyka chorób, choć trudna i delikatna, dość często pojawia się w literaturze, zwłaszcza tej młodzieżowej. Zupełnie tak, jakby poruszenie takich wątków miało sprawić, że książka od razu stanie się lepsza, bardziej wartościowa, a co za tym idzie, częściej kupowana. Niestety, pisanie o chorobach wymaga ogromnych pokładów empatii i zrozumienia. Wydawać by się jednak mogło, że jeśli autor sam cierpi na dolegliwość, o której pisze, to książka będzie dobra. W ten sposób zachęcona sięgnęłam po drugą powieść blogerki książkowej, Dominiki Smoleń – „Bieg do gwiazd”.
Dziewiętnastoletnia, chorująca na cukrzycę Ada właśnie wyszła ze szpitala psychiatrycznego, gdzie trafiła po kolejnej próbie samobójczej. Nastolatka nie ma jednak zamiaru walczyć o swoje życie. Pogrążona w depresji planuje podjąć kolejną próbę – tym razem ma pewność, że nikt jej nie przeszkodzi. Jej plany krzyżuje jednak list od zmarłej babci, która prosi ukochaną wnuczkę o to, by dała sobie szansę i spróbowała przeżyć szczęśliwe trzydzieści dni. Ada postanawia więc podjąć próbę i żyć tak, jak normalna nastolatka.
Przyznam szczerze, że pomimo świetnego zamysłu i poruszenia tematu choroby rzadko spotykanej w literaturze, „Bieg do gwiazd” okazał się być książką, która niesamowicie mnie rozczarowała i wymęczyła. Od pierwszych stron czułam się poirytowana sposobem ukazania cukrzycy oraz kreacją bohaterów czy językiem Dominiki Smoleń. Dlatego lekturę przeciągałam i cały czas odkładałam powieść na rzecz innych tytułów.
Tematyka chorób po części mnie dotyczy. Nie jestem cukrzykiem, ale urodziłam się z poważną wadą serca i, pomimo operacji, moje schorzenie wciąż oddziałuje na moje życie. Wiem, że w każdej chorobie zdarzają się chwile, kiedy zadajemy sobie pytanie: ale właściwie dlaczego ja? Czemu mnie to spotkało? Niemniej sposób, w jaki ukazała to Dominika Smoleń, był dla mnie kompletnie nierzeczywisty. Cukrzyca ukazana w powieści stała się dla bohaterki końcem świata. Przekreśliła marzenia, plany na przyszłość. Sprawiła, że rodzina się od niej odwróciła. Wpędziła ją w depresję. Przyznam, że kompletnie nie mogłam w to uwierzyć. Ada diagnozę poznała, będąc małym dzieckiem, więc szybko przyzwyczaiła się do myśli, że nie jest w pełni zdrowa. Nauczyła się funkcjonować z chorobą, o czym świadczy fakt, że potrafiła dobrać odpowiednie dawki insuliny, wiedziała, jak zareagować w krytycznych sytuacjach, potrafiła odpowiednio zaplanować swój jadłospis. A mimo to obwiniała chorobę za wszystkie niepowodzenia swojego życia, nawet nie próbując zaakceptować jej obecności w swoim organizmie. Cukrzyca traktowana jest w „Biegu do gwiazd” jak schorzenie śmiertelne, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć, nikt nie jest w stanie pomóc bohaterce. To wszystko jest tak… przerysowane, nierzeczywiste. W dzisiejszym społeczeństwie choroba ta jest niezwykle rozpowszechniona, więc nie wydaje mi się, że powinna budzić takie reakcje, jak u rodziców Ady.
Oprócz tematyki choroby, „Bieg do gwiazd” porusza szereg innych problemów związanych z życiem nastolatków. Niestety, również one są wyolbrzymione. Jasne, zgadzam się z tym, że każdy ma jakieś problemy, ale nie podoba mi się sposób ukazania tego przez Dominikę Smoleń. Tak niewielkiej liczbie bohaterów przydarza się tak ogromna ilość tragedii – pamięć absolutna, śmierć siostry, poronienie, śmierć rodziców, praca w klubie erotycznym, choroba weneryczna… Za dużo tego wszystkiego! Z umieszczeniem tak dużej liczby nieszczęść w powieści wiąże się fakt, że wszystkie zostały jedynie wzmiankowane, bez poruszenia ich w sposób głębszy. Momentami miałam wrażenie, że pisarka nie pamiętała o tragediach, którymi obdarzyła swoje postaci. Kolejne wątki pojawiają się nagle i zupełnie znikąd. Bohaterowie, którzy zupełnie się nie znają, nagle wyznają sobie największe traumy swojego życia – jakieś to nierzeczywiste! Szkoda, bo gdyby skupić się na tych problemach, zamiast wiecznym użalaniu się Ady, książka byłaby zdecydowanie lepsza!
Największą bolączką powieści jest główna bohaterka. Ada to postać, której nie da się polubić. Cały czas się nad sobą użala. Obarcza rodzinę i chorobę odpowiedzialnością za wszystkie swoje problemy, choć sama nie robi nic, by zmienić to, w jaki sposób wygląda jej życie. Nie próbuje naprawiać swoich rodzinnych relacji, kategoryzuje ludzi. Jest skrajną egoistką, co szczególnie widać w jej relacjach z ludźmi. Podejmując decyzję o samobójstwie, przywiązuje do siebie ludzi, wchodzi w głębokie przyjaźnie, związki, chociaż wie, że skazuje swoich nowych znajomych na ogromne cierpienie. Nie mogłam jej znieść! Zresztą, wszyscy bohaterowie wzbudzali moją irytację, byli niesamowicie jednostronni i nierealni.
Kuleje też styl Dominiki Smoleń. „Bieg do gwiazd” napisany jest w sposób niezwykle sztywny i patetyczny. Pisarka używa słów, które choć brzmią pięknie, są zupełnie nienaturalne. Na siłę stara się pisać ambitnie i w sposób podniosły, co budzi irytację. Szczególnie źle napisane są dialogi. Nie ma w nich naturalności, przypominają przemowy wygłaszane przez bohaterów jakichś eposów…To nie jest język powieści młodzieżowej! Żeby czarować słowem nie wystarcza używać wielu wydumanych synonimów, trzeba po prostu mieć talent!
Doceniam to, że Dominika Smoleń chciała poruszyć w swojej powieści trudną tematykę, jaką jest cukrzyca. Wydaje mi się jednak, że temat całkowicie ją przerósł. Choroba ukazana przez nią nie budzi współczucia, wydaje się być wręcz przerysowana. Nienaturalny język powieści też nie ułatwia lektury. Niestety, to było ogromne rozczarowanie!
Tematyka chorób, choć trudna i delikatna, dość często pojawia się w literaturze, zwłaszcza tej młodzieżowej. Zupełnie tak, jakby poruszenie takich wątków miało sprawić, że książka od razu stanie się lepsza, bardziej wartościowa, a co za tym idzie, częściej kupowana. Niestety, pisanie o chorobach wymaga ogromnych pokładów empatii i zrozumienia. Wydawać by się jednak mogło,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-08
2018-07-06
W kwietniu cały świat żył sprawą małego Alfiego Evansa – chłopca, który walczył o życie w jednym z brytyjskich szpitali. Walkę z brytyjskim prawem prowadzili zarówno zrozpaczeni rodzice, jak i zaangażowani proliferzy z całego świata. Niestety, nie udało się – maluszek umarł. Dlaczego wspominam dzisiaj tę niezwykle smutną sprawę? Wczoraj miałam przyjemność przeczytać książkę, która już w poniedziałek 16 lipca będzie miała swoją premierę – „Niebo na własność” Luke’a Allnutta. Powieść, która przedstawia walkę rodziców o życie i godną śmierć ich umierającego na raka mózgu synka, Jacka. Dawno nie czytałam aż tak pięknej i przygnębiającej książki!
Anna i Rob poznali się na ostatnim roku studiów i od razu się w sobie zakochali. Pomimo różnic między nimi, stali się modelowym wręcz małżeństwem. Dopełnieniem ich szczęścia są narodziny syna, Jacka. Idealne życie rodziny przerywa diagnoza – rak mózgu, który rozpanoszył się w organizmie chłopca. Rodzice podejmują skazaną na przegraną walkę. Jednak choroba Jacka zabija nie tylko jego, ale również związek pomiędzy Anną a Robem.
Jak wspomniałam w ostatniej recenzji „Biegu do gwiazd”, uważam, że tematyka chorób, choć popularna w literaturze, jest niezwykle trudna. Pisząc książki o umieraniu, cierpieniu, szczególnie tym dziecięcym, łatwo wpaść w egzaltację i używać tanich chwytów, mających na celu wzbudzić łzy u czytelnika. Wcale nie tak prosto jest odnaleźć książkę, która autentycznie poruszy, która napisana została z klasą i szacunkiem do bohaterów i ich choroby. Na szczęście dokładnie taką powieścią jest „Niebo na własność”!
Książka Luke’a Allnutta, pomimo że zaliczyć ją można do literatury kobiecej, jest w pewien sposób niezwykle męska. W odróżnieniu od większości powieści o takiej tematyce, które pisane są albo z perspektywy matki albo samego umierającego dziecka, narrację w „Niebie na własność” prowadzi mężczyzna – ojciec Jacka. Zabieg ten sprawia, że książka jawić się może jako dużo mniej emocjonalna, może nawet „chłodna”. Dla mnie jednak był to tylko plus! Mam wrażenie, że w innych książkach autorzy zbytnio chcą wymusić na czytelnikach określone uczucia, opisując je rozlegle. W przypadku „Nieba na własność” emocje pojawiają się same. Rob, narrator, po prostu opowiada historię swoją i swojego dziecka – nie ma tu miejsca na opisy łez, rozpaczy, same fakty sprawiają, że serce człowieka krwawi.
Luke Allnutt w swojej powieści stworzył niezwykle wiarygodny obraz psychologiczny rodziny dotkniętej chorobą. Ukazał, że choroba zabija nie tylko chorego, lecz również całą jego rodzinę. Po diagnozie każdy z bohaterów usiłuje radzić sobie inaczej. Od dzieciństwa podporządkowana zasadom i autorytetom Anna, która całkowicie traci nadzieję, wydaje się być pogodzona z diagnozą, usiłuje tylko sprawić, by ostatnie chwile jej dziecka były jak najbardziej szczęśliwe, a jego odejście – jak najbardziej godne. Rob, który zawsze sprzeciwiał się regułom i szukał własnych rozwiązań, za wszelką cenę chce walczyć i chwyta się każdej nadziei. Inne podejście obojga rodziców do choroby dziecka sprawia, że ich drogi rozchodzą się nieodwracalnie. Pomimo że narracja prowadzona jest z perspektywy Roba, autor pozwala zrozumieć i poznać motywacje, uczucia, emocje obojga rodziców. Ich rozpacz i bezsilność jest obezwładniająca i wyciska z czytelnika wszystkie łzy. W odróżnieniu od wielu książek o tematyce chorób, w „Niebie na własność” odnajdziemy nie tylko opis walki o zdrowie, lecz również poruszającą opowieść o żałobie. Luke Allnutt ukazuje życie rodziców osieroconych, którzy nie mają już kogo kochać, którzy muszą zmagać się z pustką w swoim życiu. Ukazuje niemożność normalnego życia, to, że nawet drobiazgi, jak reklama zabawek, mogą doprowadzić do łez. Dawno nie spotkałam się z tak dobrą i prawdziwą kreacją bohaterów!
Powieść „Niebo na własność” napsiana została w przepiękny sposób. Żałuję niesamowicie, że zapomniałam zaznaczać sobie cytatów – choć wtedy musiałam przepisać prawie całą książkę. Pisarz w delikatny, nienachalny sposób pisze o emocjach. Pomiędzy pozornie chłodny opis walki z chorobą wplecione są piękne zdania o sensie życia, o miłości, o szczęściu i stracie. Przez powieść się płynie – naprawdę nie sposób się od niej oderwać.
Niesamowicie się cieszę, że miałam okazję przeczytać „Niebo na własność”. To była przepiękna pozycja o miłości, rodzicielstwie, stracie. Dawno nie czułam się aż tak wyprana emocjonalnie, czytając książkę!
W kwietniu cały świat żył sprawą małego Alfiego Evansa – chłopca, który walczył o życie w jednym z brytyjskich szpitali. Walkę z brytyjskim prawem prowadzili zarówno zrozpaczeni rodzice, jak i zaangażowani proliferzy z całego świata. Niestety, nie udało się – maluszek umarł. Dlaczego wspominam dzisiaj tę niezwykle smutną sprawę? Wczoraj miałam przyjemność przeczytać...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to