-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2021-04-29
2021-04-18
Naprawdę podobała mi się. Rzeczywiście nie jest to najlepsza książka Kinga. Ale czy musi być? Czyta się ją szybko. Język jest bardzo przyjemny, postać Jamiego została świetnie wykreowana. Niby nic się nie dzieje, a jednak nie nuży, a momentami wisi w powietrzu pewna złowroga siła.
Naprawdę podobała mi się. Rzeczywiście nie jest to najlepsza książka Kinga. Ale czy musi być? Czyta się ją szybko. Język jest bardzo przyjemny, postać Jamiego została świetnie wykreowana. Niby nic się nie dzieje, a jednak nie nuży, a momentami wisi w powietrzu pewna złowroga siła.
Pokaż mimo to2021-04-10
8,5
Idealne zwieńczenie trylogii. Trzymała w napięciu do ostaniej chwili. Będę tęsknić za tymi bohaterami. Mam nadzieję, że autor kiedyś wróci do nich, nawet przy jakimś krótkim opowiadaniu jak zrobił to King przy "Outsiderze".
8,5
Idealne zwieńczenie trylogii. Trzymała w napięciu do ostaniej chwili. Będę tęsknić za tymi bohaterami. Mam nadzieję, że autor kiedyś wróci do nich, nawet przy jakimś krótkim opowiadaniu jak zrobił to King przy "Outsiderze".
2021-02-12
2021-02-04
Ta część podobała mi się mniej od poprzedniej. W zasadzie do momentu zaginięcia Marie wszystko było okej, sam pomysł też mnie zaintrygował, ale ten motyw zejścia do tunelu w celu uratowania jej, tylko po to by się dowiedzieć, że przez ten cały czas tak naprawdę nic złego jej nie groziło (niby jej coś groziło, ale w sumie nie wiadomo co konkretnego) i ukrywała się w domu Menshikiego. Trochę się zawiodłam, liczyłam na coś więcej, że jednak podobnie jak główny bohater utknęła gdzieś pomiędzy światem ludzi a tym należącym do pojęć i metafor i tylko on jest w stanie jej pomóc. W końcu, by to osiągnąć musiał zabić Komandora. A tutaj zostaje nam to przedstawione, że prędzej czy później wydostałaby się z tego domu, ekipa sprzątająca i tak miała się pojawić, więc w zasadzie nie wiem, jaki wpływ miała ta cała wędrówka.
Miałam problem z dokończeniem tej części, ale mimo wszystko podobała mi się albo po prostu bardzo polubiłam bohaterów. Szkoda się z nimi rozstawać. Cieszę się, że nasz bohater dostał swoje szczęśliwe zakończenie, wrócił do żony, ma dziecko, ale myśl, że dom Tomohika Amady spłonął, zabolała. To było naprawdę magiczne miejsce i świadomość, że ani my jako czytelnicy, ani bohater do niego nie wróci, trochę mnie smuci.
Ale pamiętajmy, że "Komandor naprawdę istniał, lepiej w to uwierz."
PS Miałam jednak nadzieję, że dowiemy się, czy Marie jest prawdziwą córką Menshikiego. I teraz jestem ciekawa, czy wprowadzi się do niego wraz z ciotką.
Ta część podobała mi się mniej od poprzedniej. W zasadzie do momentu zaginięcia Marie wszystko było okej, sam pomysł też mnie zaintrygował, ale ten motyw zejścia do tunelu w celu uratowania jej, tylko po to by się dowiedzieć, że przez ten cały czas tak naprawdę nic złego jej nie groziło (niby jej coś groziło, ale w sumie nie wiadomo co konkretnego) i ukrywała się w domu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-07
Naprawdę podobała mi się ta książka. Myślę, że czytałabym ją z większym zaciekawieniem, gdybym nie obejrzała wcześniej serialu, czego teraz żałuję. Mimo to czytałam ją ciągiem przez kilka dni. Chociaż muszę przyznać, że zdziwiło mnie, jak niektóre rzeczy pozmieniali w serialu, np. wątek syna Andersona, końcówka serialu itp.
Myślę jednak, że nie ma sensu wracać do tej książki. Ot kryminał, dobry, oryginalny, ale raz poznana historia nie będzie już potem tak cieszyć. Mogłabym jedynie wrócić dla Holly. Bardzo lubię tę postać i cieszę się, że wspominała o Jeromie, Billu czy nawet Bradym.
Naprawdę podobała mi się ta książka. Myślę, że czytałabym ją z większym zaciekawieniem, gdybym nie obejrzała wcześniej serialu, czego teraz żałuję. Mimo to czytałam ją ciągiem przez kilka dni. Chociaż muszę przyznać, że zdziwiło mnie, jak niektóre rzeczy pozmieniali w serialu, np. wątek syna Andersona, końcówka serialu itp.
Myślę jednak, że nie ma sensu wracać do tej...
2020-09-25
Jeżeli kogoś interesują przemyślenia Gonciarza, przede wszystkim o sobie, to będzie to strzał w dziesiątkę. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Krzysztof przeżywa ciągły dualizm związany z tym, jak zachowuje się w Internecie, a jaki jest w rzeczywistości. To na pewno musi być męczące. Dzięki temu mogłam zrozumieć bardziej, dlaczego Gonciarz mniej angażuje się w spotkania czy nawet imprezy. Znajdziemy w tej książce trochę informacji o jego pracy (co mnie na przykład nużyło), o ludziach go otaczających, o jego różnych przemyśleniach dotyczących życia, pracy, świata. Polecam. Pozostawiła we mnie nutę nostalgii, szczególnie po tym, gdy pożegnaliśmy jego daily vlogi.
Na koniec dodam, że fajnie została stworzona energia pomiędzy nim a Bartkiem.
Jeżeli kogoś interesują przemyślenia Gonciarza, przede wszystkim o sobie, to będzie to strzał w dziesiątkę. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Krzysztof przeżywa ciągły dualizm związany z tym, jak zachowuje się w Internecie, a jaki jest w rzeczywistości. To na pewno musi być męczące. Dzięki temu mogłam zrozumieć bardziej, dlaczego Gonciarz mniej angażuje się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-27
Jest to na pewno dobra książka, to trzeba jej przyznać. Jednakże ja się z nią męczyłam, odstraszył mnie trochę język, miejscami wręcz archaiczny czytałam przekład z 1905r). Przypomniało mi to czasy liceum, kiedy to ostatni raz sięgnęłam po starszą książkę. To, co mnie w niej najbardziej kuło to absurdalne monologi i teksty Harry'ego, który w zasadzie mówił nam, jak nie powinno się żyć. Dorian i jego wybory też były odstręczające. Najlepszą postacią był Bazyli, ale wiadomo, jak skończył. Zasmuciło mnie, że w zasadzie nikogo nie obeszło jego rzekome zaginięcie. Nawet jego wieloletni przyjaciel, Harry, nie przejmował się tym zbytnio, co tylko pokazuje, jakim obłudnym i niewszczeym był człowiekiem. Sam mówił "Naturalnie, że małżeństwo jest przyzwyczajeniem, złym przyzwyczajeniem. Ale żałujemy utraty choćby najgorszych przyzwyczajeń. Tych może najwięcej. Tworzą one tak nieodłączną część naszej istoty". Czy taka wieloletnia przyjaźń nie była przyzwyczajeniem? Oczywiście można to tłumaczyć na wiele sposobów, możliwe, że nawet od kilku dobrych lat nie mieli ze sobą kontaktu, w końcu dla Harry'ego Bazyli był nudnym człowiekiem, genialnym malarzem, ale ograniczoną osobą. No cóż, tak chciałam się wyżalić, że to mnie zabolało. I ostatnia rzecz, która sprawiła, że trochę długo czytałam tę książkę to niektóre rozdziały, które nic nie wnosiły, jak opis posiadanych kamieni i szat Doriana (zapewne miały podkreślić jego próżność, która nie zmieniła się wraz z upływem lat) i przydługie monologi Harry'ego. Czytanie ich nie sprawiało mi żadnej przyjemności, tylko denerwowało.
Ale jednak historia Doriana sama w sobie robi wrażenie. Pokazuje nam degenerację człowieka, który na początku przedstawiony jest jako piękny, nieskazitelny, wręcz idealny, ze swoją naiwnością, nierozumiejący jeszcze świata i jaki potrafi być okrutny. Ale pod wpływem ciągłych komplementów (szczególnie ze strony Bazylego) i manipulacji Harry'ego przekształca się w kogoś nie do poznania. Doprowadza kobietę, którą kochał do samobójstwa, zabija szczerego i lojalnego przyjaciela, grozi innemu przyjacielowi i przez niego ten też się zabija oraz skrzywdził wiele innych ludzi, rujnując im życia. A wszystkie jego brudne sekrety i szkaradne występki skrywał portret, dlatego czuł się bezkarny, bo żaden uczynek nie zostawił nawet śladu na jego nieskazitelnej twarzy. Sam fakt, że jedyny według niego dobry uczynek, jaki popełnił to rozkochanie w sobie kobiety i zostawienie jej, bo dzięki temu nie odebrał jej niewinności? Zakończenie jest najmocniejsze i daje do myślenia. Pragnienie zniszczenia obrazu poskutkowało tylko tym, że skrzywdził siebie. Nienawiść do portretu była tak naprawdę nienawiścią do samego siebie. Myślę, że musiało to się tak skończyć. Nie wyobrażam sobie, że po tym wszystkim wiedzie spokojne życia i rzeczywiście zmienia się w dobrą osobę, tak jak gorliwie przekonywał o tym Harry'ego. Czy on w ogóle jeszcze pamięta, jak to jest być dobrym człowiekiem i mieć sumienie? Trochę żałuję, że na koniec nie pojawił się Harry. Jestem ciekawa jego reakcji, szczególnie na postarzałe, brzydkie ciało Doriana, gdy kilka godzin wcześniej mówił mu, że z wielką przyjemnością zamieniłby się z nim życiem.
*Pisane nocą, z góry przepraszam za błędy.
Jest to na pewno dobra książka, to trzeba jej przyznać. Jednakże ja się z nią męczyłam, odstraszył mnie trochę język, miejscami wręcz archaiczny czytałam przekład z 1905r). Przypomniało mi to czasy liceum, kiedy to ostatni raz sięgnęłam po starszą książkę. To, co mnie w niej najbardziej kuło to absurdalne monologi i teksty Harry'ego, który w zasadzie mówił nam, jak nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-10
Książki po które najczęściej sięgam to kryminały. Jednakże opis tej książki, a raczej krzykliwy wręcz komunikat o jej nieprzyzwoitości zaciekawił mnie i postanowiłam ją przeczytać. Nie zawiodłam się. Murakami stworzył w gruncie rzeczy dosyć prostą historię, często nawet powtarza pewne informacje tak, żeby czytelnik na pewno się nie pogubił. I mnie to kompletnie nie przeszkadzało. To, co jest najlepsze w tej pozycji to klimat, jaki autor stworzył. Czytając ją wyobrażałam sobie, że jestem razem z głównym bohaterem w jego domu na szczycie góry pośród innych gór i lasów. Od bardzo dawna chcę zwiedzić Japonię i dzięki Murakamiemu można dostać namiastkę tego miejsca.
Jest to jedna z tych książek, którą się czyta i nie ma pojęcia, dokąd ona zmierza, jaki będzie jej koniec. Zaczyna się dosyć spokojnie, zwykła historia o zwykłym mężczyźnie, którego po 6 latach zostawia żona. Postanawia on wyruszyć w podróż przed siebie, po czym jeden z przyjaciół proponuje mu zamieszkanie w domu ojca, który aktualnie przebywa w jakimś domu opieki. Nasz bohater się na to zgadza i tak rozkręca się właściwa opowieść, do której dochodzą wątki, które ciężko wytłumaczyć racjonalnie, chyba nawet się nie da.
Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego spodobała mi się ta książka, chyba nie potrafiłabym wytłumaczyć. Po prostu tak jest i tyle, wszystko jest wyważone i tak, jak być powinno. Niczego nie ma tu za dużo lub za mało. Czy to zasługa postaci, historii, stylu pisania, prawdopodobnie wszystkiego po trochu.
Zdziwiło mnie mimo wszystko, że książka kończy się tak jak normalny rozdział. Nadal za wiele się nie wyjaśniło, dlatego koniecznie trzeba przeczytać następną część. Na pewno ta książka zostanie mi długo w pamięci i nie da spokoju, tak jak dzwoneczki naszemu bohaterowi, dopóki nie sięgnę po kolejny tom.
Książki po które najczęściej sięgam to kryminały. Jednakże opis tej książki, a raczej krzykliwy wręcz komunikat o jej nieprzyzwoitości zaciekawił mnie i postanowiłam ją przeczytać. Nie zawiodłam się. Murakami stworzył w gruncie rzeczy dosyć prostą historię, często nawet powtarza pewne informacje tak, żeby czytelnik na pewno się nie pogubił. I mnie to kompletnie nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-01
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta pozycja, w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie spodziewałam się, że będzie taka dobra. Jerzy Pobocha to jeden z bardziej znanych i szanowanych psychiatrów z 50 letnim już stażem. Książka ma formę m.in. wywiadów z nim, które okazały się bardzo ciekawe, z przydatnymi informacjami. Dodatkowo co jakiś czas możemy przeczytać wycinki z gazet, artykułów piszących o konkretnych wydarzeniach wspomnianych w książce.
A o czym ona jest? Przede wszystkim o zbrodniarzach, mordercach, gwałcicielach, pedofilach. Większość znanych polskich przestępców jest tu wspomniana, ale wiele też nieznanych, przynajmniej dla mnie historii, można przeczytać. Dowiedziałam się o chyba 3 zbrodniach w moim mieście rodzinnym, które wydarzyły się na przestrzeni kilkunastu lat, a o których nigdy nie słyszałam. Z książki tej między innymi możemy się dowiedzieć:
- czy kleptomania to choroba psychiczna,
- jak odróżnić symulowanie objawów od prawdziwej paranoi oraz przykłady zachowań symulantów,
- jak rozpoznać depresję udawaną,
- czym charakteryzuje się schizofrenia u skazańców,
- oraz dużo informacji o mózgu psychopatów
Jako osoba studiująca psychologię uważam, że są w tej książce zawarte naprawdę przydatne i ważne informacje, które otwierają oczy i pozwalają choć trochę zrozumieć ten brutalny świat psychopatów. Polecam tę książkę laikom, którzy się interesują tą tematyką, bo wszystko jest w sposób przystępny wytłumaczone oraz wszelkim zawodowcom, przyszłym, niedoszłym jak i obecnym. Sądzę, że każdy jest w stanie coś wyciągnąć dla siebie z tej pozycji.
Na koniec zacytuje fragment książki ze wstępu, z którym bardzo się zgadzam: "Błąd naszego społecznego myślenia polega na tym, że sądzimy innych według siebie. "Jeżeli ja bym czegoś nie zrobił, bo coś takiego nawet nie przyszłoby mi do głowy, to każdy, kto to zrobił, musi być chory". Przez takie podejście dajemy się omotać oszustom, ulegamy psychopatycznym przełożonym, budujemy bliskie relacje z ludźmi, których powinniśmy unikać jak ognia. Tracimy czujność, a to już prosta droga do zatracenia. Czas się obudzić."
Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta pozycja, w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie spodziewałam się, że będzie taka dobra. Jerzy Pobocha to jeden z bardziej znanych i szanowanych psychiatrów z 50 letnim już stażem. Książka ma formę m.in. wywiadów z nim, które okazały się bardzo ciekawe, z przydatnymi informacjami. Dodatkowo co jakiś czas możemy przeczytać wycinki z gazet,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-26
Ciekawa książka. W sposób przystępny pokazuje historię Einsteina od dzieciaka, co i kto na niego wpłynął, jacy uczeni mieli wpływ na ostateczną wersję jego teorii. Dużo rzeczy zrozumiałam, ale nadal wiele jest dla mnie skomplikowanych, szczególnie gdy wchodzą dosyć bogate wzory. Ale fajna sprawa przeczytać coś takiego. Daje namiastkę wiedzy z fizyki o jednej z ważniejszych teorii w niej. Komiksowa wersja tego sprawiła, że szybko i przyjemnie się czyta. Pewnie nie sięgnęłabym po książkę czysto naukową o tej tematyce.
Ciekawa książka. W sposób przystępny pokazuje historię Einsteina od dzieciaka, co i kto na niego wpłynął, jacy uczeni mieli wpływ na ostateczną wersję jego teorii. Dużo rzeczy zrozumiałam, ale nadal wiele jest dla mnie skomplikowanych, szczególnie gdy wchodzą dosyć bogate wzory. Ale fajna sprawa przeczytać coś takiego. Daje namiastkę wiedzy z fizyki o jednej z ważniejszych...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-20
2019-07-15
Książkę tę czytałam ponad pół roku temu i nie pamiętam już jej dobrze, ale wiem, że naprawdę mi się podobała. Na początku można było się pogubić, o co w niej chodzi i czemu główny bohater budzi się jako inne osoby. Dodatkowo trzeba było spamiętać te wszystkie konotacje między bohaterami, ale gdy już się zrozumiało i zaczęło płynąć z prądem, mnie ta książka kupiła.
Dodatkowo na plus rysunek posiadłości, gdzie sami mogliśmy zobaczyć, gdzie, jakie pomieszczenie się znajduje.
Książkę tę czytałam ponad pół roku temu i nie pamiętam już jej dobrze, ale wiem, że naprawdę mi się podobała. Na początku można było się pogubić, o co w niej chodzi i czemu główny bohater budzi się jako inne osoby. Dodatkowo trzeba było spamiętać te wszystkie konotacje między bohaterami, ale gdy już się zrozumiało i zaczęło płynąć z prądem, mnie ta książka kupiła....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-18
Tę część przeczytałam dzień przed powrotem do domu na święta i nie znalazłam czasu, by świeżo po lekturze napisać swoją recenzję. Teraz mamy koniec lutego i nie pamiętam już szczegółów, ale wiem na pewno, że mi się podobała i nie wiem, czy potrafię ocenić, która była lepsza.
Akcja tej części zaczyna się od snu Portera, który zapewne jest wspomnieniem ostatniego spotkania z Bishopem. Okazuje się, że wcale nie został bohaterem, gdyż Bishop uciekł i wiele osób obwinia go za to. Historia rozpoczyna się naprawdę ciekawie- ciało dziewczyny pod lodem, gdzie ktoś je tam specjalnie umieścił już po śmierci. Potem pojawia się kolejne zaginięcie. Po czym Porter zostaje odsunięty od śledztwa, ale i tak postanawia działać na własną rękę.
+ Znowu mogliśmy poznać przetrzymywaną osobę, tym razem była to Larissa, której naprawdę kibicowałam, by przeżyła, a potem dołączyła do niej Kati.
+ Motyw karania rodziców nadal przetrwał- a ciało w bałwanie sprawiło, że włos może się zjeżyć na głowie. Reszta zbrodni i ich pomysłowość też robiła wrażenie.
+ Fajnie, że mogliśmy zobaczyć, jak radzi sobie Emory.
+ Kolejna postać, którą mogliśmy obserwować- agent FBI Poole- jako jedyny wierzył w intuicję Portera. Dobra postać, która naprawdę pomogła śledztwu.
+ Perspektywa zabójcy- jego motyw, to wszystko potem nabiera sensu, to jak łączy on się ze wszystkimi ofiarami.
+ Historia od początku do końca ciekawa, trzymająca w napięciu i miłym zaskoczeniem było rozwinięcie wątków z poprzedniej części- np. Libby McInley. Mogliśmy w końcu poznać matkę Bishopa, która w zasadzie pojawiła się wcześniej niż można było się spodziewać. Dodatkowo niespodziewane spotkanie Poola z Bishopem. Tego chyba nikt nie mógł przewidzieć. Potem Bishop daje ultimatum Samowi albo przyprowadzi do niego matkę albo dwie dziewczyny zginą.
+ Cieszę się, że nadal pozostał motyw z tablicą dowodów i zadaniami, które stopniowo były wykreślane. Czytelnik dzięki temu mógł się bardziej wczuć w rolę detektywa.
+ Współpraca Poola i reszty detektywów
+ Znowu mogliśmy wejść w umysł Bishopa tym razem dowiedzieliśmy się, co się z nim działo po ucieczce matki i skąd znał zabójcę tych nastolatków.
Z jednej strony od razu w tej Sarah wydawało się coś nie tak, ale z 2 szkoda, że okazała się matką Bishopa. Widać było, że Sam w końcu coś poczuł do kogoś po śmierci żony.
+ No i zakończenie super- wszczepienie wirusa SARS dziewczynom, gdzie tyle osób już miało kontakt z wirusem przez Clair. Tym bardziej robi wrażenie, jak ktoś przeczytał to w okresie, kiedy kolejny koronawirus zaatakował. Dodatkowo to zdjęcie Sama z młodym Bishopem? Jak to się stało i czemu Sam o tym nie pamiętał. I na sam koniec- że Bishop znał też Libby, więc nic dziwnego, że chciał się zemścić. Sam teraz znalazł się w beznadziejnej sytuacji, bo znowu pozwolił uciec Bishopowi. Mam tylko nadzieję, że nie zamkną go w więzieniu ani nie wyrzucą za samodzielne prowadzenie śledztwa i ponowną ucieczkę Bishopa.
Reasumując, jak przypomniałam sobie wszystkie wątki to myślę sobie, że ta część jest lepsza. Więcej się dzieje nieoczywistych rzeczy i zakończenie jest ciekawsze. Więc ode mnie takie 8,5.
Znowu trzeba czekać na kolejną część, ale sądzę, że będzie warto i liczę na happy end.
Tę część przeczytałam dzień przed powrotem do domu na święta i nie znalazłam czasu, by świeżo po lekturze napisać swoją recenzję. Teraz mamy koniec lutego i nie pamiętam już szczegółów, ale wiem na pewno, że mi się podobała i nie wiem, czy potrafię ocenić, która była lepsza.
Akcja tej części zaczyna się od snu Portera, który zapewne jest wspomnieniem ostatniego spotkania z...
2020-02-23
Totalnie do mnie nie przemówiła. W zasadzie gdybym miała wybór, nie przeczytałabym jej jeszcze raz. Ale od początku.
Mamy tutaj historie dwóch policjantów, które na pozór kompletnie się nie łączą, do czasu... Nagle we francuskim miasteczku dochodzi do makabrycznych morderstw, a w innym następują kradzieże związane z pewnym dzieckiem i zacieraniem jego tożsamości. I to tyle słowem wstępu.
- To, co mnie na początek uderzyło to fakt, że nie polubiłam głównych bohaterów. A chyba powinno być na odwrót. W pierwszym rozdziale poznajemy Pierre Niemansa, który jest zimnym skurczybykiem. Pełnym przemocy, który bez problemu jest w stanie zabić człowieka. W dalszej jego historii wiemy, że zależy mu tylko na śledztwie i wszystko inne ma głęboko gdzieś- innych ludzi, obowiązki czy zasady. Dodatkowo zraził mnie sposób, w jaki odnosił się do kobiet, że w gruncie rzeczy był lubieżnym draniem. Z drugiej strony mamy Karima Abdoufa, który zanudził się w małym miasteczku, nie mając nic do roboty. Jako że był Arabem i ludzie darzyli go nieufnością i niechęcią, myślał, że w takim wypadku może być jeszcze większym skurczybykiem niż pierwszy bohater i równie brutalnym. Po czym okazuje się, że podziwiał Niemansa i jego zasługi. A to zdziwienie.
- Doszukałam się też pewnych nieścisłości jak np. w momencie kiedy Crozier mówi o skinach, a Karim nie ma pojęcia, kim oni są. Po czym w następnym rozdziale słyszymy: "Jeśli chodzi o skinów, Karim wiedział o nich wszystko". Skąd? Zdążył przez jedną noc się nauczyć o nich, z podręczników jakiś? No raczej nie.
- Nużyły mnie początkowe rozdziały, bo w żadnym stopniu nie można było znaleźć powiązań pomiędzy dwiema historiami, a takie, a nie inne charaktery głównych postaci tylko mnie wkurzały i nie pozwalały cieszyć przebiegiem śledztw. Przeszkadzało mi, że tutaj tyle się działo różnych rzeczy, na pozór niepołączonych, że ciężko było samemu na coś wpaść- to wszystko było zbyt nierealne, a ja wolę czuć, że taka historia mogła się wydarzyć. Tutaj tak wiele osób zaniedbało, że aż ciężko w to uwierzyć.
- Uważam, że historia Karima i chłopca/dziewczynki, o których nie ma nigdzie żadnej informacji była ciekawsza niż to co działo się w miasteczku studenckim. Według mnie zbrodnie te nie były tak makabryczne, jak próbowano z nich zrobić. Może naczytałam się za dużo kryminałów i "widziałam" gorsze zabójstwa.
- Zakończenie... Nawet mi nie było szkoda Niemansa. Pomyślałam sobie tylko: aha. Ta śmierć była głupia, wolałabym już usłyszeć, co do siebie powiedzieli, dowiedzieć się, dlaczego w sumie Fanny się z nim przespała, skoro potem i tak wrócił do śledztwa, więc wcale go jakoś nie zatrzymała. Chciała go tylko rozproszyć, czy kryło się za tym coś więcej? Nie wiemy nic. Karim zabija Judith. Nagle to jest takie łatwe, a dziewczyna, która pozabijała już tyle ludzi nie trafiła rosłego mężczyzny, stojącego od niej max, ile? Metr? Po czym spada do tej samej rzeki, co reszta (Fanny i Niemans), gdzie tak naprawdę w tamtym momencie Karim nie ma dowodu, że one we dwie istniały i nie ma pewności, że ciała zostaną znalezione w stanie nienaruszonym. Przekombinowali.
- Szkoda, że nie usłyszeliśmy historii z perspektywy Sophie Caillois. Przez całą książkę nic od niej nie usłyszeliśmy, po czym pod koniec nie zdążyliśmy.
+ Na plus mogę uznać właśnie historię dziecka bez twarzy, sam ten motyw.
+ Motyw morderstwa-zdematerializowanie, pozbawienie tożsamości, że najpierw było widać odbicie, a potem ciało.
Ciężko odwołać mi się do najważniejszego wątku, czyli podmieniania dzieci. Wydaje się przekombinowany. Że dwaj szaleńcy się dogadali i postanowili stworzyć "nadludzi". Ale w zasadzie po co? Nic na tym nie korzystali. Dawało im to tylko jakąś chorą satysfakcję, że mają kontrolę. I przez tyle lat oczywiście nikt nic nie zauważył.
Tyle się działo w tej książce, a w zasadzie rozumiemy to wszystko na sam koniec. Zabrakło mi takiego płynnego przejścia, gdzie czytelnik zaczyna się czegoś domyślać. Tu jest to podane na tacy. Co innego jak mamy motyw zabójstwa niezrozumiały do samego końca, po czym jak już się dowiadujemy, to otwiera nam to na wszystko oczy. To jest na tyle nierealne i właśnie przekombinowane, że ciężko samemu na to wpaść i cieszyć się jeszcze finałem.
Niewyważona jest ta książka. Albo idzie za wolno, albo za szybko.
Ogólnie rzecz biorąc nie jest zła, ale główni bohaterowie mi się nie spodobali, a potem już poszło. Nie trzymała nawet za bardzo w napięciu. Miałam może 1 lub 2 momenty, kiedy byłam naprawdę ciekawa tego, co się wydarzy. I tyle.
Możliwe też, że inne osoby były w wstanie wpaść na pewne schematy. Np. ja od początku się spodziewałam, że z Fanny będzie coś na rzeczy, ale też robiłam sobie kilkudniowe, do tygodnia przerwy w czytaniu i mogłam gubić wątki w międzyczasie i zapominać, co się dokładnie działo. Dlatego nie wpadłam na jakieś konkretne pomysły. No cóż. Sądzę, że moja ocena i tak za wiele by się nie zmieniła, gdybym połączyła fakty szybciej.
Totalnie do mnie nie przemówiła. W zasadzie gdybym miała wybór, nie przeczytałabym jej jeszcze raz. Ale od początku.
Mamy tutaj historie dwóch policjantów, które na pozór kompletnie się nie łączą, do czasu... Nagle we francuskim miasteczku dochodzi do makabrycznych morderstw, a w innym następują kradzieże związane z pewnym dzieckiem i zacieraniem jego tożsamości. I to tyle...
2019-12-09
6,5
Książka okazała się naprawdę miłym zaskoczeniem. Świetnie się bawiłam czytając ją- i się pośmiałam i wzruszyłam.
Uważam się za fankę "Przyjaciół", która obejrzała ten serial w całości co najmniej 10 razy, ale nigdy nie czułam potrzeby szukania informacji, ciekawostek o nim. Dlatego też w końcu mogłam się dowiedzieć, jak np. nagrywane były sceny z Ursulą i Phoebe. Autorka nie tylko skupiła się na samym serialu, ale też na tym, jak w tamtych latach wyglądał Nowy Jork, jak "Przyjaciele" wpłynęli na niego i na resztę świata, jak życie aktorów się zmieniło. Poznałam ich początki w aktorstwie, czy dowiedziałam się, jaka długa droga czekała Kauffman i Crane'a, by ten serial powstał. Zobaczyłam, że główna szóstka aktorów była naprawdę ze sobą zżyta i byli w stanie skoczyć za sobą w ogień lub razem zrezygnować z tej produkcji. W końcu też zrozumiałam, dlaczego Jennifer Aniston różnie się zachowywała, gdy po latach wspominano przy niej ten serial.
Jednakże książka ta daje również do zrozumienia, że w "Przyjaciołach" dużo było homofobii czy rasizmu i pewnych rzeczy na pewno by teraz nie pokazano.
Sądzę, że ta pozycja nie jest tylko dla miłośników tego sitcomu. Osoby ciekawe, jak wtedy rozwijał się show biznes w NY też skorzystają. Widzimy tu początki wielu aktorów, ile różnych seriali było niewypałem (nawet jak durne pomysły niektóre miały), bezkarność mężczyzn, rasizm i szowinizm w pracy.
Myślę, że K. Miller pokazała mi tyle rzeczy, że na "Przyjaciół" będę patrzyła już trochę inaczej.
6,5
Książka okazała się naprawdę miłym zaskoczeniem. Świetnie się bawiłam czytając ją- i się pośmiałam i wzruszyłam.
Uważam się za fankę "Przyjaciół", która obejrzała ten serial w całości co najmniej 10 razy, ale nigdy nie czułam potrzeby szukania informacji, ciekawostek o nim. Dlatego też w końcu mogłam się dowiedzieć, jak np. nagrywane były sceny z Ursulą i Phoebe....
2019-10-30
Książkę przeczytałam w 2 dni, co mi się nie zdarza. Jednakże nie jestem nią zachwycona. Gdyby nie moja mama, na pewno bym jej nie przeczytała, bo opis mnie jakoś nie zachęcił. Nie czytam po prostu takich książek, gdzie na pierwszym planie wysuwa się związek, miłość itp. Jestem zwolenniczką horrorów, kryminałów czy thrillerów. Chociaż już po dosyć niekrótkim czasie widzimy, że nie ma tutaj żadnego uczucia. Tylko czysta gra. Mimo to przeszkadzał mi wątek, że są małżeństwem i że Grace została tak zaślepiona nim, że uśpił całą jej czujność.
Plus czytając książki o seryjnych mordercach, jego gierki nie były aż tak ciekawe czy trzymające w napięciu. Najgorsze co zrobił to doprowadzenie do śmierci psa, reszta to były plany, których nie zdążył wypełnić- w końcu Grace fizycznie nie skrzywdził, oprócz tłamszenia i próbowania zniszczyć ją psychicznie.
+ przyjemny język, dzięki czemu szybko się ją czytało,
+ postać Millie- bardzo ją polubiłam i spodobało mi się, że mimo choroby nie została przedstawiona jako osoba niepełnosprawna, tylko jako dziewczyna sprytna i mądra, która miała duży wkład w ucieczkę Grace,
+ wartka akcja- wszystko działo się szybko i bez zbędnych opisów,
+ poziom zaangażowania Jacka i obmyślania wszelkich planów, scenariuszy robił wrażenie,
+ mimo wszystko trzymała w napięciu, szczególnie pod koniec,
+ dobre zakończenie- Grace nauczyła się planować równie dobrze co Jack. Pomyślała o wszystkim i to dało jej wolność.
- mimo wszystko za mało opisów, chciałabym się dowiedzieć więcej o przeszłości Jacka, bo np. nie wiemy, czy ta historia, którą opowiedział Grace z dzieciństwa jest prawdziwa, czy wymyślił ją, by przestraszyć kobietę. Również brakowało mi odczuć Grace, bo przeważały po prostu dialogi,
- brak wątków pobocznych- niewiele wiemy chociażby o przyjaciołach Jacka, np. Esther wydaje się ciekawą postacią,
- wątek o zdobyciu kobiety tylko po to, żeby torturować jej niepełnosprawną siostrę trochę naciągany. Mógłby zdobyć taką osobą mniejszym kosztem i wysiłkiem,
- cały czas cieżko mi w to uwierzyć, że nie znalazła ani jednej sytuacji, w której mogłaby prosić o pomoc, czy coś po prostu potrzebnego zabrać. Gdyby nie siostra tkwiłaby w tym na wieki,
- i na koniec, po prostu nie zrobiła na mnie wrażenia. Jest dobra, ale czytałam lepsze.
Książkę przeczytałam w 2 dni, co mi się nie zdarza. Jednakże nie jestem nią zachwycona. Gdyby nie moja mama, na pewno bym jej nie przeczytała, bo opis mnie jakoś nie zachęcił. Nie czytam po prostu takich książek, gdzie na pierwszym planie wysuwa się związek, miłość itp. Jestem zwolenniczką horrorów, kryminałów czy thrillerów. Chociaż już po dosyć niekrótkim czasie widzimy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-07
Metro 2033 to moje pierwsze spotkanie z science fiction. Z fantastyką, fantasy też nie miałam zbytniego kontaktu oprócz Harrego Pottera i "Domu tajemnic". Zawsze chciałam spróbować tego gatunku, ale nigdy nie wiedziałam, za co się zabrać i nie miałam zbytnio motywacji do momentu, w którym nie wyszła gra "Metro Exodus". Widziałam ją całą, klimat mi się spodobał, więc pomyślałam, że może warto zacząć od tego, skoro książka przy okazji jest tak dobrze oceniana. I cieszę się, że spróbowałam, ale to chyba było moje 1 i ostatnie spotkanie z tym gatunkiem. Dobrze, że nie kupiłam od razu całej trylogii, bo wahałabym się, co zrobić po tej części.
Książka nie jest zła. W gruncie rzeczy ciężko się do niej przyczepić, ale mimo wszystko nie porwała mnie. Jest dobra, ale albo jestem za bardzo uprzedzona do tego gatunku albo po prostu nie jest dla mnie. Ale od początku.
Miejsce wydarzeń to metro po wojnie nuklearnej podzielone na kilkadziesiąt stacji, które są ładnie zobrazowane. Cała książka opowiada historię Artema, chłopca, który został uratowany przez pewnego mężczyznę ze stacji, którą dosłownie szczury pożarły i od tej pory żyje i dorasta sobie we względnym spokoju na stacji WOGN. Stacja ta jest o tyle niebezpieczna, że znajduje się blisko miejsca, z którego biorą się Czarni (ni to ludzi ni zwierzęta, ciemne kreatury, które powodują straszny strach w ludziach. Bardzo możliwe, że to Artem wpuścił ich do metra, nie zamykając jakiegoś włazu? prowadzącego na zewnątrz). Pewnego razu na stację przychodzi Hunter, który ma zbadać sprawę Czarnych. Daje Artemowi zadanie, że jak nie wróci z Ogrodu Botanicznego, z którego ponoć się biorą, w najbliższym czasie, ten ma wybrać się do Polis (miasta)- gdzie znajdują się największe umysły i osoby wychodzące na zewnątrz i w ogóle jest to najlepiej prosperujące miejsce- znaleźć Młynarza i opowiedzieć mu, co się wydarzyło. Artem przy najbliższej okazji wyrusza w tę podróż, nie mówiąc o tym nikomu- ani przyjacielowi, ani ojczymowi. Po drodze spotyka różne postacie, które mu pomagały- koniec końców większość z nich umiera, oraz wiele złych ludzi- dziwnych wyznawców, osoby, które prawie go zabiły. Po całej tej drodze (pełnej różnych przygód) okazuje się, że można zniszczyć tych Czarnych specjalną bronią zachowaną jeszcze z czasów wojny (jakąś rakietą?). Artem w międzyczasie wychodzi na powierzchnię, przeszukuje potężną bibliotekę, spotyka nowe potwory i koniec końców wraca na WOGN, w którym źle się dzieje i dużo osób już umarło broniąc się przed Czarnymi- między innymi jego najlepszy przyjaciel Żeńka, ale ma czas jeszcze porozmawiać i w razie czego pożegnać z ojczymem. Po czym z kompanem wdrapuje się na najwyższą wieżę i tam dają znak Młynarzowi, by rozstrzelać Czarnych i dzieje się dziwna rzecz.
Przez większość książki możemy odebrać, że Artem jest kimś rzeczywiście wyjątkowym. Świetnie sobie radzi, dziwne odgłosy, które wydobywają się z rur, powodując u jednych szaleństwo, u drugich śmierć nic mu nie robią, brnie do przodu pomimo przeciwności, śmierci kompanów. Do tego mamy możliwość wczucia się w jego sytuację, bo młody mężczyzna dzieli się z nami swoimi odczuciami. Zastanawia się, czy rzeczywiście to wszystko ma sens, za jaką cenę, czy jest wyjątkowy, ale ma się wrażenie, że Artem jest takim człowiekiem jak my. Można powiedzieć, że takie pytania w końcu każdy sobie zadaje, tylko w innych warunkach. Natomiast tutaj na koniec okazuje się, że rzeczywiście Artem jest wyjątkowy, na pewno bardziej niż przeciętny Kowalski. Nagle wychodzi na to, że cała historia polegała na tym, żeby Artem odkrył, że jest jedynym wybawcą Czarnych. Jedynym, który może ich zrozumieć oraz zjednoczyć ludzi wraz z nimi. I rzeczywiście udaje mu się to rozgryźć, ale gdy jest już za późno. Gdy strzały zabijają te wszystkie kreatury, a on zostaje z ogromnym poczuciem winy, że o tym zapomniał, wyparł, nie chciał zrozumieć, bronił się przed nimi i ich kontaktem. Przypomniał sobie, że jako dziecko jeden z Czarnych uratował mu życie, gdy wyszedł na powierzchnię i nie zamknął za sobą z powrotem przejścia. Wtedy musiał się na nich poniekąd uodpornić. To wszystko wróciło w tej ostatniej chwili, gdy nie mógł nic już zrobić. I szczerze mówiąc nie spodobał mi się ten wątek, w ogóle do mnie nie trafił. Jestem fanką literatury, w której mogę wyobrazić sobie, że to wszystko mogło mieć miejsce tak jak w kryminałach, thrillerach. Tutaj zaakceptowałam ten świat metra, te potwory (bo mimo wszystko to może nas kiedyś czekać), ale ta cała historia z Czarnymi to już za wiele. Po zakończeniu byłam wręcz zawiedziona. Trochę lepiej zrozumiałam tę całą sytuację i odczucia Artema po "Ewangelii według Artema", ale mimo wszystko nie trafiło to do mnie.
Wiem, że ta książka jest bardzo refleksyjna. Pokazuje nam chociażby, do czego może doprowadzić człowiek- do jakich zniszczeń. Jak można zmanipulować wiarą innych i jak można zrujnować kogoś, pozbywając go tej wiary. Jak nienawiść może sprawić, że nie widać czegoś lub kogoś w pełnym świetle. Te monologi Artema były bardzo trafne i tak jak wspominałam wcześniej, każdy z nas czasem się zastanawia, po co to wszystko. I za to doceniam tę książkę. Za mądrość i ostrzeżenie, jakie przekazuje oraz za wykreowany świat wraz z postaciami. Czytałam ją przez jakiś czas codziennie przed spaniem, ale zatrzymałam się na gdzieś 2-3 tygodnie na 50 stronach przed końcem i nie miałam ochoty dalej czytać. Jakoś to, co się w niej działo, nie trzymało mnie w napięciu.
To, co trochę też ostudziło mój zapał to fakt, że wiele osób zaczęło mi mówić, że na pierwszej części powinnam się zatrzymać, bo potem jest tylko gorzej. 2 część opisuje to, co dalej się działo z Hunterem i występuje bodajże nowa postać, ale już bez Artema. Dopiero 3 część wraca do niego, ale też bez szału. Więc skoro ta mi się średnio podobała, to po następne nie ma sensu sięgać.
Powtórzę- cieszę się, że mogłam się na własnej skórze przekonać, jak wygląda ten gatunek, ale zostanę przy swoim.
Jest po 00, jak ktoś to przeczyta, przepraszam za składnię.
Metro 2033 to moje pierwsze spotkanie z science fiction. Z fantastyką, fantasy też nie miałam zbytniego kontaktu oprócz Harrego Pottera i "Domu tajemnic". Zawsze chciałam spróbować tego gatunku, ale nigdy nie wiedziałam, za co się zabrać i nie miałam zbytnio motywacji do momentu, w którym nie wyszła gra "Metro Exodus". Widziałam ją całą, klimat mi się spodobał, więc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
7,5
Naprawdę dobra książka, która prostym językiem opisuje szczegółowo stanfordzki eksperyment więzienny, możemy dowiedzieć się o wielu eksperymentach czy sytuacjach na świecie w warunkach deindywiduacji, dehumanizacji czy wpływu autorytetu. Zimbardo dość szczegółowo opisuje również to, co wydarzyło się za murami więzienia Abu Ghraib.
Polecam.
7,5
Pokaż mimo toNaprawdę dobra książka, która prostym językiem opisuje szczegółowo stanfordzki eksperyment więzienny, możemy dowiedzieć się o wielu eksperymentach czy sytuacjach na świecie w warunkach deindywiduacji, dehumanizacji czy wpływu autorytetu. Zimbardo dość szczegółowo opisuje również to, co wydarzyło się za murami więzienia Abu Ghraib.
Polecam.